Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Ratując złodzieja - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
23 kwietnia 2025
45,90
4590 pkt
punktów Virtualo

Ratując złodzieja - ebook

Daria to nieustraszona policjantka, która świata nie widzi poza pracą. Nie ma życia osobistego, z nikim nie dzieli trudów codzienności i wygląda na to, że jest jej z tym dobrze. Nie utrzymuje bliskiego kontaktu z rodziną i nie ma faceta, który mógłby zaakceptować jej związek z policją. Bohaterka od kilku miesięcy rozpracowuje szajkę zajmującą się okradaniem sklepów jubilerskich i w końcu jest bliska jej złapania. Na drodze kobiety przypadkiem staje Damian – bezrobotny śmieszek, przyłapany przez nią na włamaniu do auta. Z czasem wchodzi na jaw, że mają wiele wspólnego – ta sama sprawa i ci sami ludzie, na których polują. Sporo ich łączy, ale też… dzieli. W jaki sposób Damian powiązany jest z grupą przestępczą ściganą przez Darię? Jakie jeszcze tajemnice skrywa przed nią nowo poznany mężczyzna?

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8290-740-7
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Daria

Siedzimy już czwartą godzinę w policyjnym wozie operacyjnym, czekając na naszych złodziei.

Jestem szefową tej operacji, od kilku miesięcy pracuję nad rozbiciem szajki, która zajmuje się okradaniem sklepów jubilerskich w Warszawie. Ciągle jednak mam wrażenie, że jestem o krok za nimi. A powinnam być przed.

Dostałam cynk od mojego informatora, że pojawią się dzisiaj na Szymanowskiego około dwunastej w nocy. Zebrałam więc swoją ekipę, obstawiłam ulice, gdzie się dało, i tak… już cztery godziny siedzimy, czekając.

Wóz zaparkowaliśmy w miejscu, z którego będziemy mieli niedaleko, aby ich złapać. Wszystko obserwujemy na obrazie z kamer, które zainstalowane są na ulicy, a także z tych, które udało mi się tutaj podrzucić. I na razie cisza.

W środku zostali ze mną kierowca i operator tego sprzętu, a także mój partner zawodowy, z którym współpracuję już trzy lata. Połączyło nas pokrewieństwo dusz. Kiedy zostałam szefową wydziału, z miejsca awansowałam go na swoją prawą rękę. Jest wyśmienitym policjantem śledczym. Tak jak ja.

Jego żona długi czas była o mnie zazdrosna, ale chyba w końcu dotarło do niej, że nic nas nie łączy, i teraz jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. A w moim życiu nie ma wielu przyjaciół. Po prostu nie mam na nich czasu. Często jestem w pracy szesnaście godzin. Jak na przykład dziś.

Przygotowywałam się do tej operacji od trzech tygodni; jeśli dzisiaj mi się nie uda – zrezygnuję i odejdę. Takie mam śmieszne postanowienie, choć dobrze wiem, że bez mojej pracy nie żyję, jak powinnam. Jestem niepełna, nie oddycham, nie mogę normalnie funkcjonować.

Z obrzydzeniem patrzę, jak operator komputera wsuwa pączka, którego kawałek upada na brudną klawiaturę. Dostrzegłszy mój zniesmaczony wzrok, pospiesznie go podnosi i… wsadza sobie do ust. Fuj.

Mój partner gapi się w kamery, zajmując miejsce operatora, i mnie szturcha.

Na dwóch obrazach widać, że coś się dzieje.

Niedaleko od wejścia do sklepu parkuje podejrzany motocykl. Troszkę późno na jazdę motorem, i to w marcu, kiedy kropi deszcz. No, ale sam z pewnością na jubilera nie będzie napadał.

Na parkingu osiedlowym zaś ktoś skrada się do białego mercedesa, którego także mamy na oku. Postać zachodzi to z jednej, to z drugiej strony. Maca auto, zagląda do środka.

Kto to jest?

Nie zdążam się nad tym zastanowić, ponieważ pod nasz sklep jubilerski podjeżdża jeszcze jeden motocykl.

A po chwili kolejny.

Kierowcy opuszczają swoje pojazdy, stają na ulicy, ale mój wzrok wciąż przykuwa obraz z innej kamery – skierowanej na tajemniczego złodziejaszka samochodów. A może to ktoś, kto próbuje odwrócić naszą uwagę od głównej ulicy? Ewidentnie majstruje coś przy zamku. Musimy się zająć i tym.

Po chwili ekran robi się czarny, a ja chwytam a krótkofalówkę.

– Gotowi? – pytam swoich podwładnych, ale milczą, stosując się do moich zaleceń. – Ruszamy, Maks – odzywam się do swojego partnera. – Przyłapiesz ich wszystkich na gorącym uczynku. Ja się zajmę tym na parkingu. To musi coś znaczyć.

Kiwa mi głową i chwytając za pistolet, biegnie w stronę obserwowanej przez nas ulicy, a ja udaję się w przeciwnym kierunku.

Przemykam pomiędzy autami poza parkingiem, a potem wślizguję się nań i ukrywam za dużym busem. Tajemniczemu złodziejowi udało się otworzyć auto. Widzę, że czegoś szuka, grzebie na tylnych siedzeniach. Podbiegam więc cichutko i wyciągnąwszy spluwę, staję tuż za nim. Mam okazję popatrzeć na seksowny tyłek w jasnych dżinsach. Niecodzienny widok.

A później przykładam mu lufę do lędźwiowej części kręgosłupa, która jest naga, bo kurtka i koszulka mu się podwinęły.

Natychmiast przestaje grzebać, spoglądając na mnie przez ramię.

– Dobry wieczór. Policja – odzywam się z uśmiechem satysfakcji. – Żadnych gwałtownych ruchów. Wyłaź z tego auta, ale już.

Powoli wysuwa się z samochodu.

– Ręce na dach. Nogi szeroko – dodaję, nie odsuwając lufy pistoletu od jego pleców.

– Do tej pory to ja przykładałem swoją lufę do kobiet.

Uśmiecham się pod nosem i zaczynam go przeszukiwać. Najpierw po bokach i z tyłu, później z przodu. Dotykam przez koszulkę przyjemnych, napinających się pod moimi ruchami mięśni, po czym przysuwam mu lufę do skroni. Wciąż nie widzę go zbyt dobrze. Ma wysoki szalik, czapkę z daszkiem, kurtkę ze stojącym kołnierzem. W moją stronę spoglądają błyszczące, zielone oczy. Trochę rozbawione.

– Zostajesz zatrzymany na czterdzieści osiem do wyjaśnienia – oświadczam i przesuwam się z powrotem za schwytanego mężczyznę, sięgając po kajdanki.

– A gadki o adwokacie nie będzie? – dopytuje się żartowniś.

Chwytam go za ręce, wykręcam je mocno do tyłu i zakuwam go bez słowa, a potem obracam przodem do siebie, opieram o auto i zrzucam mu czapkę na ziemię.

Wyskakują spod niej rozmierzwione blond włosy. No, teraz przynajmniej wiem, do kogo mówię. Chociaż jeszcze nie całkiem. Przydałoby się ten komin z szyi odsunąć.

– No, a do tej pory to ja zakuwałem kobiety w kajdanki. Ale to może być ciekawe doświadczenie, jeśli tym razem ja je będę na miał na sobie, pani… komisarz?

Uśmiecham się.

– Co tu robiłeś?

– To moje auto – odpowiada, na co zaczynam się śmiać w głos.

– Nie obrażaj mojej inteligencji. Wiem, czyje to auto, z pewnością nie twoje. Czego w nim szukałeś?

Nie odpowiada, uśmiechając się szyderczo, a ja czuję, jak moja krótkofalówka brzęczy.

– Tak? – mówię, nacisnąwszy przycisk.

– Mamy pięciu. – Słyszę głos Maksa.

– Dobra. Wóz już jest?

– Tak. Ładujemy ich i spadamy. A ty?

– Zostaw mi kluczyki do opla, zaraz tam będę – odpowiadam, słysząc, że Maks wkłada urządzenie za pasek.

Wyłączam dźwięk i chwytam nieznajomego pod ramię.

– Bez numerów.

– Jakbym chciał pani wyciąć numer, już bym to zrobił.

Możliwe. Jestem silna, ale on jest wyższy, bardziej umięśniony i w ogóle jest mężczyzną. Na pewno nie uwierzył, że będę strzelać.

I też się zbytnio nie wystraszył.

Dochodzimy na miejsce, grzecznie otwieram drzwi przed moim złoczyńcą i rozglądam się. Pojechali, nikogo nie widać. Mam nadzieję, że udało się im złapać naszego „Asa”.

– Spędzimy razem noc w komisariacie? – dopytuje się nieznajomy, kiedy zajmuję miejsce za kierownicą.

– Nawet dwie, jeśli zechcesz – odrzekam uczciwie.

Mam dwie doby, żeby go jakoś nakłonić do mówienia.

– Dwie noce z piękną panią komisarz w celi. Podoba mi się.

A to śmieszek, myślę sobie. Z takim to będzie najtrudniej. Założę się, że nic nie powie.

Pod komisariatem wyprowadzam złoczyńcę z auta, a kiedy docieramy do drzwi, przejmuje go jeden z policjantów.

– Zamknij go w dziesiątce. Potem przyjdę.

Nieznajomy puszcza mi oko i buziaka, ale nie zwracając na to uwagi, udaję się wprost do swojego gabinetu, w którym czeka już Maks.

– No, co mamy? – pytam, rzucając spluwę na stolik.

– Wszystko mamy, ale Asa nie mamy. Nie pojawił się. Jakby… wiedział, jakby specjalnie nam ich wystawił.

Kurwa mać, myślę sobie.

Asem nazywamy szefa szajki, która okrada sklepy jubilerskie. Wiemy, kim jest, gdzie jest, skąd jest… Wszystko o nim wiemy. Wiemy też, że nie było go dzisiaj w willi, ale… podczas napadu również nie. Gra z nami w ciuciubabkę. I wciąż wygrywa.

– Dobra, dzisiaj nie ma co ich zaczepiać. Posiedzą do rana i zmiękną – mówię, spoglądając na zegarek. Druga dziesięć. Pięknie. – Jadę się przespać – oświadczam i wychodzę.

Wiem, że Maks też pojedzie do domu, jak tylko wyda kilka poleceń.

Kupiłam mieszkanie niedaleko komisariatu, w którym pracuję. Tak naprawdę nie mam nawet czasu się porządnie urządzić, bo non stop jestem w robocie. Gdyby nie to, że była tu już umeblowana kuchnia, pewnie miałbym tylko łóżko w sypialni, bo to jednak muszę mieć, żeby choć kilka godzin odpocząć.

Po szybkim prysznicu wsuwam się pod kołdrę i niewiele myśląc, usypiam.

Przede mną trudny dzień.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij