Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Rozmowy z przyjaciółmi - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
23 lutego 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rozmowy z przyjaciółmi - ebook

Powieść jednej z najważniejszych współczesnych pisarek i autorka świetnie przyjętej w Polsce powieści „Normalni ludzie”!

Mieszkająca w Dublinie Frances ma dwadzieścia jeden lat i chłodny umysł obserwatorki. Jest studentką i początkującą pisarką; ze swoją najlepszą przyjaciółką i byłą dziewczyną Bobbi występuje na slamach poetyckich. Przypadkowa znajomość z Melissą, popularną dziennikarką, której mąż Nick jest aktorem, otwiera im drzwi do świata pięknych domów, hałaśliwych przyjęć i wakacji w Bretanii. Gdy Frances i Nick niespodziewanie zbliżają się do siebie, błyskotliwa i stroniąca od uczuć Frances musi po raz pierwszy zmierzyć się ze swoimi słabościami.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-8880-1
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Melissę poznałyśmy z Bobbi na wieczorze poetyckim, na którym występowałyśmy w duecie. Zrobiła nam zdjęcie na zewnątrz: Bobbi stoi z papierosem, ja w zakłopotaniu trzymam lewy nadgarstek w prawej dłoni, jakbym się bała, że mi ucieknie. Miała duży profesjonalny aparat i specjalną torbę z mnóstwem obiektywów. Robiąc zdjęcia, paliła papierosa i zagadywała nas. Mówiła o naszym występie, a my o jej zdjęciach, które widziałyśmy w internecie. Koło północy zamknęli pub. Zaczynało padać i Melissa zaproponowała, żebyśmy pojechały do niej na kieliszek wina, jeśli mamy ochotę.

Usiadłyśmy we trzy z tyłu w taksówce i zaczęłyśmy zapinać pasy. Bobbi siedziała pośrodku, z głową zwróconą do Melissy, tak że widziałam jej kark i drobne ucho w kształcie łyżki. Melissa podała kierowcy adres w Monkstown. Obróciłam twarz w stronę okna. Przeboje… lat… osiemdziesiątych – zapowiedział głos w radiu. Potem poleciał dżingiel. Czułam dreszczyk emocji przed wizytą w domu nieznajomej, szykowałam już w głowie komplementy i miny, którymi dodam sobie uroku.

Melissa mieszkała w bliźniaku z czerwonej cegły. Przed jej domem rósł jawor. W świetle latarni liście wydawały się pomarańczowe i sztuczne. Uwielbiałam oglądać wnętrza cudzych domów, zwłaszcza domów ludzi, którzy są troszkę sławni, jak Melissa. Od razu postanowiłam zapamiętać każdy szczegół, żeby móc potem wszystko opisać naszym znajomym i żeby Bobbi mogła mi przytakiwać.

W środku podbiegł do nas rozszczekany rudy spanielek. Hol był ciepły i jasny, na stoliku przy wejściu ktoś zostawił garść drobnych, szczotkę do włosów i otwartą szminkę. Nad schodami wisiała reprodukcja obrazu Modiglianiego: naga kobieta w pozycji półleżącej. Pomyślałam: to naprawdę jest dom. Pomieściłby całą rodzinę.

Mamy gości – zawołała Melissa w głąb korytarza.

Nikt się nie pojawił, więc poszłyśmy za nią do kuchni. Pamiętam, że rzuciła mi się w oczy ciemna drewniana misa pełna owoców, zauważyłam też przeszkloną oranżerię. Bogaci ludzie, pomyślałam. W tamtym czasie dużo rozmyślałam o bogatych ludziach. Pies wszedł za nami do kuchni i obwąchiwał nam stopy, ale Melissa nie zwracała na niego uwagi, więc my też nie.

Wino? – spytała. – Białe, czerwone?

Napełniła ogromne kieliszki wielkości salaterek i usiadłyśmy we trzy przy niskim stoliku. Melissa zapytała, jak to się stało, że zaczęłyśmy razem uprawiać poezję mówioną. Miałyśmy za sobą trzeci rok studiów, ale nasze wspólne występy sięgały czasów licealnych. Teraz, pod koniec maja, byłyśmy już po egzaminach.

Aparat Melissy leżał na stole. Sięgała po niego od czasu do czasu i robiła zdjęcie, śmiejąc się, że jest „uzależniona od pracy”. Zapaliła papierosa i strząsnęła popiół do kiczowatej szklanej popielniczki. Dom w ogóle nie śmierdział dymem. Zastanawiałam się, czy Melissa zwykle tu pali.

Przyprowadziłam nowe znajome – powiedziała.

W drzwiach kuchni stał jej mąż. Przywitał się z nami, unosząc dłoń. Pies zaczął piszczeć, skomleć i biegać w kółko.

To jest Frances – przedstawiła mnie Melissa. – A to Bobbi. Są poetkami.

Wyjął z lodówki butelkę piwa i otworzył ją na blacie.

Usiądź z nami – zaproponowała Melissa.

Bardzo bym chciał – odparł jej mąż – ale powinienem się trochę wyspać przed lotem.

Pies wskoczył na krzesło, a on odruchowo położył mu rękę na głowie. Spytał Melissę, czy go nakarmiła. Powiedziała, że nie. Wziął psa na ręce, pozwalając się lizać po brodzie i szyi. Powiedział, że go nakarmi, po czym wyszedł z kuchni.

Nick ma jutro zdjęcia w Cardiff – wyjaśniła Melissa.

Wiedziałyśmy, że jej mąż jest aktorem. Fotografowano ich często na różnych imprezach, poza tym znałyśmy ich z opowieści znajomych znajomych. Miał dużą przystojną twarz i wyglądał, jakby mógł z łatwością wziąć Melissę pod pachę, a drugą ręką odpędzać natrętów.

Jest bardzo wysoki – zauważyła Bobbi.

Melissa tylko się uśmiechnęła, jakby słowo „wysoki” było eufemizmem, za którym kryło się coś niekoniecznie pochlebnego. Rozmowa potoczyła się dalej. Przez chwilę dyskutowałyśmy o rządzie i Kościele katolickim. Melissa spytała, czy jesteśmy wierzące. Zaprzeczyłyśmy. Powiedziała, że uroczystości religijne, takie jak pogrzeby i śluby, działają na nią uspokajająco. Przeżywa się je wspólnie. Dla neurotycznej indywidualistki jest w tym coś miłego.

Zresztą – powiedziała – chodziłam do szkoły prowadzonej przez siostry zakonne i do dziś pamiętam prawie wszystkie modlitwy.

My też chodziłyśmy do sióstr – podchwyciła Bobbi. – To rodziło pewne problemy.

Melissa uśmiechnęła się szeroko i spytała jakie.

Jestem lesbijką – odparła Bobbi. – A Frances jest komunistką.

Siedziałyśmy tak długo, rozmawiając przy winie. Pamiętam, że była mowa o poetce Patricii Lockwood, którą uwielbiałyśmy, i jeszcze o „feminizmie luki płacowej”, jak pogardliwie określała go Bobbi. Zaczęłam się czuć zmęczona i lekko pijana. Nie przychodziło mi do głowy nic błyskotliwego i miałam trudności z ułożeniem twarzy w taki wyraz, który świadczyłby o moim poczuciu humoru. Wydaje mi się, że dużo się śmiałam i przytakiwałam. Melissa powiedziała nam, że pracuje nad zbiorem esejów. Bobbi czytała jej pierwszy zbiór, ja nie.

Nie jest zbyt dobry – zapewniła mnie Melissa. – Lepiej poczekaj na ten nowy.

Koło trzeciej nad ranem zaprowadziła nas do wolnej sypialni. Powiedziała, że wspaniale było nas poznać i że bardzo się cieszy, że u niej przenocujemy. Leżąc w łóżku, gapiłam się w sufit i czułam się bardzo pijana. Pokój wirował w krótkich zrywach. Ledwie przyzwyczaiłam oczy do jednego obrotu, natychmiast zaczynał się kolejny. Spytałam Bobbi, czy ona też ma ten problem, ale zaprzeczyła.

Jest niesamowita, prawda? – spytała. – Melissa.

Polubiłam ją.

Słyszałyśmy jej głos na korytarzu, jej kroki z pokoju do pokoju. W pewnej chwili pies zaszczekał i dobiegł nas jej podniesiony głos, a po chwili głos męża. Potem zasnęłyśmy. Nie słyszałam, jak Nick wychodzi.

Z Bobbi poznałyśmy się w gimnazjum. Była wtedy strasznie zarozumiała i często musiała zostawać po lekcjach za niewłaściwe zachowanie, a formalnie rzecz biorąc, za „zakłócanie zajęć”. Kiedy miałyśmy szesnaście lat, przekłuła sobie nos i zaczęła palić. Nikt jej nie lubił. Raz ją zawieszono, bo napisała „jebać patriarchat” na ścianie obok gipsowego krucyfiksu. Nie doczekała się wtedy wyrazów solidarności. Miała opinię błazna. Nawet ja musiałam przyznać, że przez tydzień, kiedy jej nie było, lekcje przebiegały dużo sprawniej.

Kiedy miałyśmy po siedemnaście lat, musiałyśmy przyjść na potańcówkę charytatywną w szkolnej auli. Uszkodzona kula dyskotekowa rzucała cętki światła na sufit i zakratowane okna. Bobbi włożyła zwiewną letnią sukienkę i wyglądała, jakby zapomniała rozczesać włosy. Była uderzająco atrakcyjna i wszyscy musieli się bardzo wysilać, żeby nie zwracać na nią uwagi. Powiedziałam, że podoba mi się jej sukienka. Poczęstowała mnie wódką z butelki po coli, a potem spytała, czy poza aulą szkoła jest zamknięta. Sprawdziłyśmy drzwi na tylną klatkę schodową; okazały się otwarte. Nikogo tam nie było i nie paliło się światło. Dźwięki muzyki spod podłogi przypominały dzwonek czyjejś komórki. Bobbi dała mi jeszcze łyczka wódki i zapytała, czy lubię dziewczyny. Przy niej łatwo się było wyluzować. Odparłam krótko: jasne.

Wiążąc się z Bobbi, nie postąpiłam nielojalnie wobec nikogo. Nie miałam przyjaciół, na przerwach obiadowych zaszywałam się z podręcznikami w szkolnej bibliotece. Lubiłam inne dziewczyny, pozwalałam im spisywać ode mnie prace domowe, ale czułam się samotna i niewarta prawdziwej przyjaźni. Robiłam listy rzeczy, które muszę w sobie poprawić. Kiedy zaczęłam się spotykać z Bobbi, wszystko się zmieniło. Nikt mnie już nie prosił o pracę domową. W porze obiadu chodziłyśmy za rękę po szkolnym parkingu, a ludzie demonstracyjnie odwracali wzrok. Bawiłam się, jak nigdy przedtem.

Po lekcjach kładłyśmy się w jej pokoju, słuchałyśmy muzyki i mówiłyśmy, co nam się w sobie podoba. To były długie, intensywne rozmowy, tak dla mnie istotne, że wieczorami w tajemnicy spisywałam je z pamięci. Słuchając Bobbi mówiącej o mnie, czułam się tak, jakbym po raz pierwszy widziała się w lustrze. Moje ciało i twarz zaczęły mnie interesować jak nigdy wcześniej. Zadawałam Bobbi pytania w rodzaju: czy mam długie nogi? Czy krótkie?

W ostatniej klasie na rozdaniu świadectw wystąpiłyśmy z wierszem. Paru rodziców płakało, ale nasi rówieśnicy tylko patrzyli w okna lub szeptali między sobą. Kilka miesięcy później, czyli po roku z kawałkiem, Bobbi i ja zerwałyśmy ze sobą.

Melissa chciała o nas napisać tekst. Spytała w mailu, czy byłybyśmy zainteresowane, i dołączyła parę zdjęć sprzed pubu. Zamknąwszy się w pokoju, zapisałam jedno z tych zdjęć, otwarłam i powiększyłam do rozmiarów ekranu. Bobbi patrzyła z niego szelmowsko, w jednej ręce trzymając papierosa, w drugiej ściskając brzeg etoli. Sprawiałam przy niej wrażenie znudzonej i interesującej. Spróbowałam sobie wyobrazić swoje imię i nazwisko zapisane szeryfowym fontem o grubych liniach. Postanowiłam, że przy następnej okazji postaram się zrobić na Melissie lepsze wrażenie.

Bobbi zadzwoniła chwilę później.

Widziałaś zdjęcia? – spytała. – Chyba się w niej zakochałam.

W jednej dłoni trzymałam telefon, drugą powiększyłam na monitorze twarz Bobbi. Obraz miał dużą rozdzielczość, ale kliknęłam tyle razy, aż pojawiły się piksele.

Może po prostu zakochałaś się we własnej twarzy – odparłam.

To, że mam ładną twarz, nie znaczy, że jestem narcystyczna.

Przemilczałam to. Byłam zajęta powiększaniem obrazu. Wiedziałam, że Melissa pisuje dla kilku dużych internetowych magazynów literackich, jej teksty docierały do szerokiego grona odbiorców. Napisała słynny artykuł na temat Oscarów, który co roku powracał jak bumerang w mediach społecznościowych. Zdarzało jej się publikować sylwetki lokalnych postaci, na przykład artystów sprzedających swoje prace na Grafton Street czy londyńskich buskerów; takim tekstom towarzyszyły zawsze piękne fotografie, na których bohaterowie wydawali się bardzo ludzcy i niebanalni. Cofnęłam zbliżenie i próbowałam spojrzeć na własną twarz oczami przypadkowego internauty, który widzi ją po raz pierwszy. Była okrągła i blada, o brwiach jak przewrócone nawiasy; na wpół zamknięte oczy nie patrzyły w obiektyw. Nawet ja widziałam, że jestem niebanalna.

Odpisałyśmy, że bardzo chętnie. Melissa zaprosiła nas na kolację, chciała z nami porozmawiać o naszej twórczości i zrobić jeszcze kilka zdjęć. Spytała mnie, czy mogłabym jej przesłać próbkę naszej poezji. Wysłałam jej trzy czy cztery najlepsze kawałki. Pod pretekstem rozmowy, w co się mamy ubrać, Bobbi i ja długo dyskutowałyśmy o tym, co włoży Bobbi. Leżałam w swoim pokoju i patrzyłam, jak przegląda się w lustrze, jak z krytycznym wyrazem twarzy co rusz poprawia sobie włosy.

Czyli jak mówisz, że się zakochałaś w Melissie – zaczęłam.

To mam na myśli, że mi się bardzo podoba.

Wiesz, że ona ma męża.

Nie sądzisz, że mnie lubi? – spytała Bobbi.

Stała przed lustrem, unosząc w ręku jedną z moich białych koszul ze szczotkowanej bawełny.

W jakim sensie lubi? – odparłam. – Rozmawiamy poważnie czy sobie żartujemy?

Nie całkiem żartuję. Wydaje mi się, że mnie lubi.

Lubi tak, jak się lubi kogoś, z kim chce się mieć romans?

Bobbi tylko się roześmiała. Przy innych ludziach zwykle nie miałam problemu z ustaleniem, co brać na poważnie, a co nie, ale w przypadku Bobbi graniczyło to z cudem. Nigdy nic nie mówiła całkiem serio ani całkiem żartem. Dlatego nauczyłam się przyjmować jej dziwne stwierdzenia z buddyjskim spokojem. Patrzyłam, jak zdejmuje bluzkę i wciąga na siebie białą koszulę. Starannie podwinęła rękawy.

Dobrze? – spytała. – Czy beznadziejnie?

Dobrze. Wyglądasz dobrze.2

W dniu kolacji u Melissy padało przez cały dzień. Rano siedziałam w łóżku i pisałam wiersze, wciskając enter, gdy tylko naszła mnie chęć. W końcu podniosłam rolety, poczytałam wiadomości na telefonie i wzięłam prysznic. Z mojego mieszkania wychodziło się na pełen zieleni dziedziniec z ozdobnym drzewem wiśniowym w narożniku. Teraz był już prawie czerwiec, ale w kwietniu jasne aksamitne kwiaty wyglądały jak confetti. Para spod sąsiedniego numeru miała niemowlę, które czasem płakało w nocy. Dobrze mi się tam mieszkało.

Wieczorem spotkałam się z Bobbi na mieście i pojechałyśmy autobusem do Monkstown. Odnajdywanie domu Melissy było jak odwijanie pakunku w grze „podaj paczkę”. Kiedy podzieliłam się tym spostrzeżeniem z Bobbi, odparła:

Czy to nagroda, czy tylko kolejna warstwa opakowania?

Wrócimy do tematu po kolacji – powiedziałam.

Melissa otworzyła nam z aparatem przewieszonym przez ramię. Podziękowała, że przyszłyśmy. Miała na twarzy pełen ekspresji konspiratorski uśmiech, którym jak się domyślałam, raczyła wszystkich swoich bohaterów, jakby chciała im powiedzieć: nie jesteś dla mnie zwykłym tematem, jesteś moim oczkiem w głowie. Wiedziałam, że będę później zazdrośnie ćwiczyć ten uśmiech przed lustrem. Spaniel ujadał w drzwiach kuchni, gdy wieszałyśmy kurtki.

Mąż kroił warzywa. Pies, niezmiernie podekscytowany zamieszaniem, wskoczył na krzesło i szczekał przez dziesięć, dwadzieścia sekund, dopóki Nick go nie uciszył.

Napijecie się wina? – spytała Melissa.

Pewnie – odparłyśmy.

Nick nalał nam po kieliszku. Po tamtym pierwszym spotkaniu poczytałam o nim w internecie, po części dlatego, że nie znałam osobiście żadnych innych aktorów. Grał przede wszystkim w teatrze, ale miał też kilka ról telewizyjnych i filmowych. Raz, przed kilkoma laty, nominowano go do prestiżowej nagrody, ale jej nie zdobył. Natrafiłam na szeroki wybór fotografii bez koszulki, kadrów z dawno już pokończonych seriali. Nick wychodził na tych zdjęciach z basenu albo brał prysznic. Przesłałam Bobbi link do jednego z komentarzem: mąż na pokaz.

Zdjęć z Melissą znalazłam niewiele, choć o jej zbiorze esejów było głośno. Nie udało mi się ustalić, jak długo są małżeństwem. Nie byli aż tak sławni, żeby tego typu informacje krążyły w internecie.

Piszecie wszystko we dwie? – zagadnęła Melissa.

Nie, skąd – zaprzeczyła Bobbi. – Jedynie Frances pisze. Nawet jej nie pomagam.

To nieprawda – powiedziałam. – Przecież mi pomagasz. Ona tylko tak mówi.

Melissa przekrzywiła głowę i zaśmiała się, tak jakby.

No dobrze, to która z was kłamie?

Kłamałam ja. Bobbi nie pomagała mi w pisaniu, chyba że wzbogacając moje życie. Z tego, co się orientowałam, sama nigdy nic nie pisała. Lubiła wykonywać monologi teatralne i śpiewać antywojenne songi. Na scenie wiodła prym i nieraz musiałam zerkać ukradkiem w jej stronę, żeby sobie przypomnieć, co mam robić.

Na kolację było spaghetti w gęstym sosie na bazie białego wina i mnóstwo pieczywa czosnkowego. Nick głównie milczał, a Melissa zadawała nam pytania. Bez przerwy nas rozśmieszała, lecz czułam się trochę tak, jakby wmuszano we mnie jedzenie, na które nie do końca mam ochotę; nie byłam pewna, czy podoba mi się ta ekspansywna wesołość. Nie ulegało natomiast wątpliwości, że Bobbi świetnie się bawi. Miałam wrażenie, że śmieje się trochę głośniej, niż to konieczne.

Teraz, gdy wyszło na jaw, że teksty piszę sama, Melissa straciła zainteresowanie naszym procesem twórczym. Byłam o tym przekonana, choć nie umiałabym tego uzasadnić. Zmiana była bardzo subtelna i wiedziałam, że Bobbi będzie później zaprzeczać. Zdążyłam się tym nawet na zapas zirytować. Zaczynałam nabierać dystansu do całej tej sytuacji, jakby dynamika, która się tu wreszcie zarysowała, nie interesowała mnie albo wręcz nie dotyczyła. Na pewno mogłam dać z siebie trochę więcej, ale chyba byłam zbyt dumna, by zabiegać o uwagę.

Po kolacji Nick zebrał naczynia i Melissa zaczęła robić zdjęcia. Bobbi usiadła w oknie, patrzyła na płonącą świecę, śmiała się i robiła słodkie minki. Ja tkwiłam przy stole z trzecim kieliszkiem wina.

To okno jest boskie – oznajmiła Melissa. – Możemy zrobić podobne ujęcie, ale w oranżerii?

Do oranżerii wchodziło się z kuchni przez dwuskrzydłowe drzwi. Melissa weszła pierwsza, po czym zamknęła je za Bobbi. Moja przyjaciółka usiadła na parapecie, widziałam jej śmiech, ale go nie słyszałam. Nick zaczął napełniać zlew gorącą wodą. Jeszcze raz powtórzyłam, że jedzenie było pyszne. Podniósł wzrok i rzucił: a, dzięki.

Patrzyłam, jak za szybą Bobbi strzepuje spod oka drobinę tuszu do rzęs. Nadgarstki miała smukłe, dłonie zgrabne, o długich palcach. Nieraz, gdy się nudziłam, na przykład wracając z pracy do domu albo wieszając pranie, wyobrażałam sobie, że wyglądam jak Bobbi. Miała lepszą figurę niż ja, no i piękną twarz, która zapadała w pamięć. Tak bardzo ulegałam tej sugestii, że kiedy przypadkiem zobaczyłam swoje odbicie, doznawałam osobliwego szoku, jakbym to nie była ja. Teraz, gdy miałam Bobbi przed oczami, przychodziło mi to z większym trudem, ale i tak postanowiłam spróbować. Naszła mnie ochota, żeby palnąć coś prowokacyjnego.

Chyba jestem trochę zbędna – rzekłam.

Nick spojrzał w stronę oranżerii. Bobbi akurat robiła coś ze swoimi włosami.

Myślisz, że Melissa ją faworyzuje? – spytał. – Mogę z nią porozmawiać, jeśli chcesz.

Nie trzeba. Wszyscy wolą Bobbi.

Naprawdę? Muszę przyznać, że ciebie polubiłem bardziej.

Nasze oczy się spotkały. Uśmiechnęłam się, widząc, że Nick podjął grę.

Tak mi się wydawało, że jest między nami nić sympatii – odparłam.

Ciągnie mnie do ludzi o poetyckim usposobieniu.

O, wierz mi, że mam bogate życie wewnętrzne.

Zaśmiał się. Wiedziałam, że pozwalam sobie na zbyt wiele, ale czułam się z tym dobrze. Za szybą oranżerii Melissa zapaliła papierosa i odłożyła aparat na szklany stolik. Bobbi gorliwie czemuś przytakiwała.

Bałem się, że ten wieczór będzie straszny, a okazał się całkiem przyjemny.

Nick przysiadł się do stołu. Podobała mi się ta jego nagła szczerość. Uzmysłowiłam sobie, że oglądałam go półnagiego na zdjęciach w internecie, o czym nie miał pojęcia, i wydało mi się to w tej chwili bardzo zabawne, aż mnie korciło, żeby mu powiedzieć.

Ja też nie jestem w swoim żywiole na proszonych kolacjach.

Byłaś całkiem niezła.

Nie tak dobra jak ty. Byłeś znakomity.

Uśmiechnął się do mnie. Starałam się zapamiętać wszystko, co mówił, żeby móc to później powtórzyć Bobbi, ale w mojej głowie nie brzmiało to już równie zabawnie.

Drzwi się otwarły i Melissa weszła do środka, trzymając aparat oburącz. Zrobiła nam zdjęcie, jak siedzimy przy stole, Nick z kieliszkiem w dłoni, ja ze wzrokiem tępo utkwionym w obiektywie. Bobbi wróciła do kuchni i bez pytania dolała sobie wina. Miała błogą minę i niewątpliwie była pijana. Nick przyglądał jej się w milczeniu.

Zasugerowałam, że powinnyśmy się zbierać, bo ucieknie nam ostatni autobus. Wtedy Melissa obiecała, że prześle nam zdjęcia. Bobbi lekko zrzedła mina, lecz było za późno na to, by się wykręcić. Gospodarze już podawali nam kurtki. Szumiało mi w głowie i teraz, gdy Bobbi ucichła, śmiałam się z niczego, sama do siebie.

Do przystanku miałyśmy piechotą dziesięć minut. Bobbi z początku nic nie mówiła, co wzięłam za oznakę smutku albo złości.

Dobrze się bawiłaś? – spytałam.

Martwię się o Melissę.

Słucham?

Wydaje mi się, że jest nieszczęśliwa.

W jakim sensie? Mówiła ci o tym?

Wydaje mi się, że ona i Nick nie są ze sobą szczęśliwi.

Serio?

To smutne.

Nie wytknęłam jej, a może powinnam, że rozmawiała z Melissą dwa razy w życiu. Faktycznie trudno było posądzić tamtych dwoje o to, że szaleją na swoim punkcie. Nick sam z siebie przyznał, że bał się, że to będzie straszny wieczór.

Moim zdaniem on jest zabawny – odparłam.

Prawie się nie odzywał.

Tak, ale w jego milczeniu było coś dowcipnego.

Bobbi się nie zaśmiała. Dałam spokój. Jazda autobusem upłynęła w ciszy; czułam, że Bobbi nie będzie zainteresowana nicią sympatii, która objawiła się między mną a mężem na pokaz, a nie przychodził mi do głowy żaden inny temat.

Po wejściu do mieszkania poczułam się bardziej pijana niż w domu Melissy. Zostałam sama, Bobbi pojechała do siebie. Przed pójściem spać zapaliłam wszystkie światła. Czasem tak robiłam.

Tamtego lata rodzice Bobbi rozstawali się w paskudnej atmosferze. Jej matka, Eleanor, zawsze była krucha emocjonalnie, zdarzało jej się miesiącami chorować nie wiadomo na co, więc Bobbi od lat trzymała stronę ojca. Odkąd pamiętam, zwracała się do nich po imieniu. Na początku chodziło pewnie o bunt, ale z czasem ten zwyczaj nabrał koleżeńskiego charakteru, jak gdyby rodzina była wspólnie prowadzoną firmą. Siostra Lydia miała czternaście lat i nie przyjmowała rozstania rodziców z takim spokojem jak Bobbi.

Moi rodzice rozeszli się, kiedy miałam dwanaście lat. Ojciec przeprowadził się z powrotem do Balliny, w której się poznali. Ja mieszkałam z matką w Dublinie aż do ukończenia szkoły, potem ona także wróciła do Balliny. Na studiach wprowadziłam się do mieszkania w dublińskiej Liberties należącego do stryja. W trakcie roku akademickiego wynajmował drugi pokój innej studentce; musiałam wtedy być cicho wieczorami i mówić cześć współlokatorce, gdy spotykałam ją w kuchni. Za to latem, gdy wracała do domu, miałam całe mieszkanie dla siebie, mogłam robić kawę o dowolnej porze i zostawiać pootwierane książki gdzie popadnie.

W tamtym czasie odbywałam praktykę w agencji literackiej. Był tam jeszcze jeden stażysta, Philip, którego znałam ze studiów. Kazano nam czytać dziesiątki maszynopisów i pisać jednostronicowe opinie na temat ich wartości literackiej. Ta wartość prawie zawsze była żadna. Czasem Philip z sarkazmem czytał mi na głos kiepskie zdania, doprowadzając mnie do śmiechu, nigdy jednak nie robiliśmy tego w obecności starszych pracowników. Przychodziliśmy trzy razy w tygodniu, a za swoją pracę dostawaliśmy „stypendium”, czyli tyle co nic. Nie żeby nam to specjalnie przeszkadzało; Philip mieszkał z rodzicami, a ja potrzebowałam pieniędzy tylko na jedzenie.

Tak się utrwala uprzywilejowanie – powiedział mi Philip któregoś dnia w biurze. – Bogate dupki jak my robią staże za półdarmo, a potem łapią się na etacik.

Mów za siebie – odparłam. – Ja nigdy nie pójdę do pracy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: