Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ruth i Pen - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 lutego 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ruth i Pen - ebook

Przypadek sprawia, że Ruth i Pen, dwie nieznajome kobiety, stają przed kluczowym wyborem tego samego dnia. Jeden dzień, jedno miasto (Dublin), dwa różne charaktery i dwa możliwe rozwiązania. Ruth musi zdecydować, czy ratować swoje małżeństwo: Zostać czy odejść? Wyciągnąć do męża pomocną dłoń, czy spalić za sobą mosty? W tym samym czasie nastoletnia Pen waha się czy wyznać Alice prawdę. Powiedzieć jej, czego pragnie, czy też zamilknąć i porzucić nadzieję?

Emilie Pine pisze o sprawach wielkich i małych: o przyjaźni, miłości, płodności, żalu, ale też o… łażeniu po mieście, braniu prysznica i łapaniu autobusu. Tak zrobiła w O tym się nie mówi, i tak robi w swej równie poruszającej debiutanckiej powieści.
The Spectator

Wzruszająca i oszczędna proza… Zdolność Pine, by wejść do głów dwóch tak różnych bohaterek dowodzi jej talentu.
The Sunday Times

Podnosząca na duchu. Radość życia jest nieodłącznym elementem powieści Pine.
The ObserveR

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67121-26-2
Rozmiar pliku: 924 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

6:19

Oto jest.

Ruth budzi się z pełnym pęcherzem, na wpół zanurzona we śnie, w którym była gdzieś daleko. Gdzie właściwie? Spokojnie, najpierw ustal, gdzie jesteś _teraz_. Poniedziałek rano. Dom. Po drugiej stronie łóżka pustka.

Pstryk, włącza światło w łazience, siada, żeby się wysikać, i odruchowo sprawdza bieliznę. Nie widać krwi. Dziękuje po cichu. Później powie o tym w szpitalu. Wszystko w porządku! Zwykła wizyta kontrolna! Strach nie tak łatwo jednak opanować. Może powinna wrócić do łóżka, choć na kilka chwil, przecież jest jeszcze wcześnie. Ale lepkie wspomnienie nocnej gorączki nie daje o sobie zapomnieć. Równie dobrze może wziąć prysznic.

Przykuca, by się upewnić, że nie ma już tamponu, mroczki przed oczami i zawroty głowy pojawiają się nagle.

„Czy tego chcesz?”, zapytał poprzedniej nocy, gdy już miała odłożyć słuchawkę. I Ruth pomyślała: co, jeśli powiem prawdę? Ale kto wie, może pytał pro forma? Może wcale nie chciał poznać odpowiedzi. Teraz nie pamięta już nawet jego intonacji. „Czy tego chcesz?” To było pytanie czy oskarżenie?

Zanim poleci woda, rury wydają z siebie cichy jęk, brzmi to trochę jak oskarżycielska pauza – Ruth miała umówić naprawę bojlera, dobry boże, oby tylko nie zepsuł się na jej zmianie. Wchodzi pod strumień wody, na skórze czuje pierwsze uderzenie gorąca. Pytanie, które zadał, nie przestaje jej nękać. Może powinna zakręcić wodę, wyjść spod prysznica, odwołać wszystko, zadzwonić do Aidana? Wyobraża sobie, jak go pyta: „O co ci chodziło z tym _chceniem_?” Ale Aidan pewnie jeszcze śpi, mógłby przespać wszystko, hałasy, zdenerwowanie – cokolwiek by się działo, on na pewno zdążył to przespać albo właśnie przesypia. Kolejna rzecz, którą Ruth ma mu za złe: Aidan śpi jak zabity.

Włosy myje dwa razy, taki ma teraz zwyczaj, raz tanim szamponem, raz tym z dodatkiem trawy cytrynowej. Czasami na koniec polewa się strumieniem zimnej wody. Ale tego ranka podkręca mocniej ciepłą, liczy, że w ten sposób roztopi niepokój, który uciska ją w piersi.

Woda zakręcona, wentylator jeszcze szumi. Może sąsiedzi za ścianą, bardzo cienką, słyszą te odgłosy, słyszą Ruth, może dobrze ją znają? Intymne szczegóły, rytmy czyjegoś życia zawarte w pstrykaniu przycisków. Odsuń zasłonkę, otrzep się, wyjdź na dywanik. „Jesteśmy zwierzętami, które same się udomowiły”, powiedział jej kiedyś, na samym początku; nie spodobało jej się to – pomyślała o stadzie krów, które samo zagania się do obory – chciała czegoś więcej, miłość romantyczna powinna budzić lepsze skojarzenia. I proszę, właśnie teraz są na etapie od-udomawiania.

Ręcznik zaczepił się trochę o haczyk, unieś go, pociągnij, owiń się nim, spróbuj sobie przypomnieć, co Aidan powiedział przed tą gadką o chceniu. Coś o tym, że „nawet nie wzięła pod uwagę…”? Wyłączyła się, zanim przypuścił pełen atak (instynkt obronny), więc teraz nie miała pewności, czego nie wzięła pod uwagę, choć oczywiście mogła z powodzeniem zgadywać. Rzecz w tym, że brała pod uwagę tak wiele, za dużo. Powrót do sypialni, rzut oka na zegarek, nie ma jeszcze siódmej, połóż się na brzegu łóżka, tylko na chwilę. Nic dziwnego, naprawdę, że nie zakonotowała, co mówił.

Nie wrócił do domu. Nie wrócił do domu, właśnie o to chodziło. Niedzielny poranek nadszedł i przeminął, a ona dostała tylko jedną wiadomość: „BĘDĘ PÓŹNIEJ”. Wszystko mogło się zdarzyć.

Ruth powinna się ubrać, wysuszyć włosy, wziąć się w garść. Ale czuje, że utknęła na brzegu łóżka. Ich łóżka. Swojego łóżka. Pierwszy klient o ósmej trzydzieści. Poniedziałek rano, 8:30 spotkanie – kiedy zapisujesz coś takiego w kalendarzu, myślisz, że to świetny pomysł, coś na dobry początek tygodnia. Teraz jednak wydaje się to kolejnym aktem sabotażu. Z ręcznika (prezent ślubny) wyłażą nitki, Ruth skubie jedną z nich. Nie porusza się, choć przemarzły jej stopy. „_Sirena_”, tak ją nazywał, gdy leżała w pościeli po tym, jak uprawiali seks, albo zwinięta wokół kołdry, a on, czysty, wychodził pierwszy spod prysznica. „Moja _sireno_, czas wstawać”. Włączają się wiadomości radiowe. „Dzień dobry, jest siódma rano w poniedziałek siódmego października…” Może to ją spotyka za lubienie siebie. Matka zawsze powtarzała jak refren: „Oho, ktoś tu lubi siebie”, jakby diagnozowała pomyłkę w rozumowaniu etycznym. Czy tak właśnie postąpiła Ruth, czy za bardzo lubiła siebie, popełniła błąd, przepędziła Aidana?

Powinna pomyśleć o ubraniach, ale nie ma takich, które pasowałyby do kogoś, kim dziś ma być. Psycholożką. Pacjentką. Żoną. Żoną? Wstaje – wielkie osiągnięcie. Prawe biodro ma sztywne, kłykcie masują odcinek tuż przy samym boku. Może coś jest nie w porządku? Z kością, z panewką, ze stawem? A może tak zachowuje się teraz jej ciało, ciało czterdziestotrzyletniej kobiety? Otwórz drzwi szafy, podejmij decyzję. Uciekać. Albo zostać. Ruth, może na początek wybierz marynarkę, _nie wszystko musi być inscenizacją_.

Zeszłej nocy, kiedy wreszcie zadzwonił, powiedział jej, że konferencja sprzedawców skończyła się w sobotę. Ale jakoś tak wyszło, dodał – jakby to nie zależało od niego – _jakoś tak wyszło_, że przedłużył rezerwację. A więc nie był spóźniony. „Mieli wolny pokój”, wyjaśnił. Ruth spogląda w lustro, widzi swoją twarz, tak, wciąż pomarszczoną, widzi swoje ciało w granatowym kostiumie, myśli: och, oto kim jestem. Tę myśl zagłusza wycie suszarki do włosów.

Na dole rzut oka na zegarek, nie starczy jej już czasu na śniadanie, z którym i tak nie była się w stanie zmierzyć, jakby się bała, że mleko może się w niej zwarzyć. „Nie jest z tobą łatwo”, powiedział Aidan, a ona nie wiedziała, co odrzec. Poczuła gniew, czy może raczej smutek? „Nie wiem, co czuję”, na tyle mogła się zdobyć. „Czy nie na tym polega twoja praca?”, zapytał.

Torebka już spakowana, Ruth wciąga na siebie płaszcz, sprawdza, czy ma klucze i portfel, zatrzaskuje za sobą drzwi. Październikowe powietrze, wilgotne, zimne, dotyka jej skóry. Spójrz w niebo. Codziennie o dwie minuty mniej światła, aż do grudnia. Czy zamknęła drzwi? Wraca, żeby sprawdzić. Zamknięte, oczywiście. Furtka w ogrodzie zacina się, trzeba by ją naoliwić albo czymś spryskać. Co się właściwie z tym robi? Na skwerku cicho jak makiem zasiał, wygląda na zapomniany. Żartują z tego miejsca, że powinno nazywać się trójkątem, skoro ma tylko trzy boki. „Trójkąt brightoński”, ile razy Ruth tak żartowała? Czy naprawdę mogła się kiedyś wydawać taka zadowolona z siebie? Ktoś tu lubi siebie, jej grzech pierworodny.

Może jednak – Ruth skręca za róg – nie ma nic złego w tym, że lubisz siebie, skoro tak naprawdę jesteś jedyną osobą, z którą idziesz przez życie? Nawet jeśli wzięłaś ślub, stojąc w pomieszczeniu pełnym ludzi (wyłączając z tego własną matkę, która nie przyjechała), nawet jeśli stałaś tam i powiedziałaś – przysięgłaś – że zawsze będziecie razem, życie wygląda inaczej. Masz tylko siebie, to wszystko. Najlepiej dowodzi tego pusta połowa łóżka.

Teraz jest na głównej ulicy. Odgłosy ruchu ulicznego, widok ludzi, zapach kawy z nowo otwartego lokalu za sklepem papierniczym. To tak, jakby wszystkie jej zmysły zostały pobudzone jednocześnie. Dopiero po siódmej, a samochody już stoją w korku. Na przystanku autobusowym czekają trzy osoby, Ruth przechodzi na światłach, zajmuje miejsce w kolejce.

Sama też zadaje sobie to pytanie. Czy właśnie tego chcę?

Tak naprawdę to nie.

Tak naprawdę to tak.7:23

– No dzień dobry! – odzywa się głos, a Ruth podnosi wzrok i myśli: „Co znowu / o nie / gdzie jest autobus?”. Wcale nie ma ochoty rozmawiać, nawet nie bardzo jest w stanie, ale to przecież Stephen, kopę lat, chodzili razem do szkoły. Ależ on jest wysoki. Nagle Ruth uświadamia sobie, że nie zrobiła makijażu.

– Rozwiązujesz problemy narodu – mówi Stephen, czym wprawia ją w zakłopotanie. O co może mu chodzić? Po chwili dociera do niej, że miał na myśli program w radio z udziałem słuchaczy. Skąd o tym wie, czy przypadkiem nie pracuje za granicą?

– Tak, nieźle, dużo problemów. – Brzmi jak idiotka. – Spore wyzwanie. – Próbuje zyskać przewagę, ale traci ją z powodu przypadkowej myśli: – A ty nie w Australii?

– Wróciłem sprzedać mieszkanie. – Stephen pokazuje w kierunku Terenure Cross. – Chcę kupić mieszkanie tam… Poza tym mogę pracować z biura w Dublinie, chociaż różnica czasu daje w kość.

Ruth potakuje.

– Właśnie idę na siłownię. – Stephen unosi torbę na dowód. – Nie czekam na autobus, tak sobie tylko stoję, a właściwie to idę, ha, ha.

Szyja boli ją od wyginania. Próbuje dyskretnie zerknąć na wyświetlacz. Wciąż pokazuje: 1 MIN / 1 NÓM. No dalej, dalej, zaklina autobus, żeby wreszcie przyjechał.

– Fajnie posłuchać, czym się zajmujesz – mówi Stephen, a potem, nieoczekiwanie dorzuca: – Słyszę w uszach twój głos. – Uśmiecha się. Ruth patrzy na niego w osłupieniu, więc Stephen wskazuje ucho, jakby nie rozumiała, czym jest. – Podcast – wyjaśnia w końcu.

– O, jak dziwnie – mówi Ruth, bo co właściwie miałaby na to powiedzieć?

– Czy wszystko… – twarz Stephena przybiera zaskoczony wyraz – wszystko okej, Ruth?

– Poniedziałek rano – odpowiada, czując lekki przypływ paniki. Nie dodaje: _a mój mąż nie wrócił do domu_.

– Pieprzone poniedziałki, no jasne! – Stephen uśmiecha się szeroko, potrząsając głową na myśl o tym, że zaczyna się kolejny tydzień. Słychać głośniejszy warkot silnika, autobus w końcu nadjeżdża. – To na razie! Może moglibyśmy spotkać się któregoś wieczora, zanim wyjadę?

– Pewnie! – Ruth niezgrabnie macha na pożegnanie, właściwie nie jest to nawet machnięcie. Stoi już na schodku i kiedy spogląda za siebie, kiwając głową (oboje wiedzą, że spotkanie nie dojdzie do skutku), myśli sobie, że uśmiech Stephena wydaje się ciut wymuszony.

Zbliża kartę do czytnika. W drodze na górne piętro wraca myślami do tamtej nocy, czyichś dwudziestych pierwszych urodzin. Ona i Stephen wypatrzyli się w tłumie, a chwilę później obściskiwali się po pijaku i ze zdumieniem wyznawali sobie, jak bardzo lubili się w szkole, szkoda tylko, że byli zbyt nieśmiali. Tamtej nocy stało się jednak inaczej – zero zahamowań, życie roztaczało przed nimi oszałamiające perspektywy, a oni rozmawiali i całowali się w parku, on pomógł jej przejść przez ogrodzenie, zaraz potem zaczęło świtać i wylądowali w jego łóżku. Następny dzień, o boże, Ruth nigdy nie umiała sobie radzić z kacem. Stephen wysyłał wiadomości, z początku romantyczne, dodawał na koniec buziaki, aż okazało się, że miał dziewczynę, z którą raz się spotykał, a raz rozstawał (akurat wtedy się spotykali). Ruth tak czy inaczej planowała podróżować. Teraz krzywi się, gdy pomyśli, jakie prawdziwe jej się to wydawało.

Autobus wlecze się przez Harold’s Cross, Ruth niemal czuje, jak się starzeje. Czy to właśnie wtedy, w tamtym okresie, miała w życiu najwięcej wolności? Godziny, dni, które stracili, wydają się teraz luksusem, to na pewno. Ale czy wtedy naprawdę było aż tak wspaniale? Czy czuła się wolna? Niemal się wzdraga. Wtedy wszystko wydawało się możliwe, przynajmniej tak wszyscy mówili. „Wszystko jeszcze przed tobą”. Mieli dobre intencje, ale gdy wszystko jest możliwe, to trochę tak, jakby nie było żadnej możliwości.

Otwiera maleńką puderniczkę. Podejrzliwe zerka na własne odbicie – jak ma wyglądać na normalną osobę? W jaki sposób to osiągnąć? No dobrze, pomaluj oczy kredką, która obiecuje rozświetlenie, wypoleruj twarz pudrem. Ściskając puderniczkę i pojemniczek z tuszem w jednej dłoni, drugą musisz dźgać rzęsy szczoteczką. Cholera, prawie ją upuściła. Odsuń lusterko, aby ocenić efekt. Muska policzki odrobiną różu. Bez sensu, to wszystko wydaje się bez sensu. Zresztą, czy to nie absurdalne maskować zaróżowienie w jednym miejscu, by nakładać róż w innym?

Autobus szarpie i wierzga, wjeżdżając na Clanbrassil Street, teraz bardziej elegancką – nie ma już rzeźni, stare domy zburzono gdy jeszcze była mała, żeby zrobić miejsce dla buspasów, dzięki czemu można szybciej dotrzeć do centrum. Ruth czuje przyciąganie domu swojej matki, gdyby wygięła szyję, mogłaby go zobaczyć, tam na Lombard Street. Teraz dom należy już do kogoś innego, ale nad drzwiami nadal rośnie wisteria. Nie będzie go wypatrywać, niby po co, w końcu to tylko dom.

Minęli już kościół Świętego Patryka, z przodu widać katedrę Kościoła Chrystusowego, nareszcie. Ostatni rzut oka w lusterko, zanim Ruth spakuje wszystko do torby i zejdzie po schodkach. Autobus skręca gwałtownie za katedrą, gdzie przyjaciele Ruth śpiewają w Boże Narodzenie – doroczne klękanie, pieśni i świece. Mijają pub Lord Edward na rogu ulicy. Czy na podłodze wciąż leżą wióry? A może tylko je sobie wyobraziła? Autobus znów szarpie, wreszcie staje.

Wysiadka, w powietrzu nadal czuć deszcz, choć niebo się przejaśniło. Ruth skręca w lewo w Cow’s Lane, zwykle podoba jej się ta wymyślona na nowo ulica, z jogą, tatuażami, roślinami doniczkowymi i książkami. Kiedy ostatnio przeczytała książkę? To była wolność, taka prawdziwa, nie czas do zabicia, tylko czas na to, co ma się ochotę robić. Tyły teatru, wszystkie te uliczki, alejki, dawno zapomniane. Aż dziw, że dawniej było tu centrum miasta, stąd aż do zamku, serce wszystkiego. Oto co stało się w ciągu kilkuset lat: granice się przesunęły. Sklepik, w którym raz kupiła matce na Boże Narodzenie kaszmirowe rękawiczki, na metce widniało „Made in Ireland”, ale liczyć na aprobatę tej kobiety było naiwnością. Na rogu tablica przypominająca o koszmarze pralni magdalenek – zwykle, choć nie dziś, na samą myśl robi jej się niedobrze, bo czy życie, jakie wiedzie, nie jest niekończącym się pasmem wolności? Dzisiaj jednak mija tablicę, nie zwracając na nią uwagi.

Wchodząc szerokim łukiem w Parliament Street, spogląda na pub, w którym pracowała przez całe studia, w czasach, kiedy było zaledwie kilka miejsc, gdzie mężczyźni mogli trzymać się za ręce. Grattan Bridge. Czekając na światłach, myśli o Aidanie, szlag by to, a tak dobrze sobie radziła. „Spójrz – powiedział któregoś dnia, zatrzymując ją, gdy przechodzili przez przejście, i wskazując metalowe rzeźbienia na moście – popatrz na te koniki morskie”. Wyjaśnił, że symbolizują wierność, ponieważ łączą się w pary na całe życie. Poza tym są wyjątkowe, chciałaby mu teraz powiedzieć, że u koników morskich (wie, bo sprawdziła to później) potomstwo na świat wydają samce.

Capel Street, nazwana na cześć kogoś, może jakiegoś hrabiego? A teraz? Tutaj zupa, tu sushi, a tam bibimbap. Dziwne, myśli Ruth, przystając przed wejściem do sklepu, że zapach oliwek lub przypraw pomaga zapomnieć o tym, że mąż być może / prawdopodobnie / zapewne cię nienawidzi, a perspektywa jedzenia jest w stanie zagłuszyć takie myśli. Ruth wchodzi do sklepu (greckiego, tureckiego? Czy to niegrzeczne nie wiedzieć?) i kłania się kobiecie za ladą. „Tak, o to”, mówi mężczyzna przed nią, wskazując tacę z baklawą oprószoną pistacjami. Obsługująca go sprzedawczyni uśmiecha się do Ruth, która znów kiwa głową, tym razem dając do zrozumienia, że może zaczekać.

Ciastko jest ciepłe w dłoni, a papierowa torebka od razu robi się tłusta. Ruth odwija jej brzeg, żeby się w nie wgryźć. Idzie w górę ulicą (jej ulicą, rości sobie do niej prawo) i delektuje się smakiem ciastka, chrupiącego, słonego, serowego. _Burek_. Czuje stopy na chodniku, ciepło przez torebkę i śliską warstewkę tłuszczu na ustach, a to znaczy, że może jakoś zdoła przetrwać ten dzień.

Wchodzi do ciasnego korytarza. Ciemno, cicho, chyba jeszcze nikogo nie ma. Podnosi ulotki pizzerii i listy, dorzuca do stosu na półce, wspina się po schodach, do góry, do góry, do góry. Efektywna jak nigdy, zapala światła, odkręca ogrzewanie – po weekendzie zawsze jest chłodniej, włącza lampkę na biurku. W jakimś sensie jest w domu. Idzie do kuchni, napełnia czajnik, bierze kubek, co za miszmasz, trzeba zrobić porządek w szafkach, odmierza kawę do zaparzacza, nasłuchuje coraz głośniejszego bulgotu wody, czeka, aż lampka pstryknie i zgaśnie. Łyżeczka do zlewu, wymyje ją później. Ze wszystkim może się uporać później. Ruth zabiera kubek do pokoju obok, kręci się przy biurku, wyjmuje teczki z notatkami, przegląda. Na kartce widnieje jej pismo i komentarze, które pisała na komputerze, wszystko w idealnym porządku. Tak, wie już, o kogo chodzi. Popraw poduszkę, przesuń pudełko chusteczek bliżej fotela. Pauza. Jest jeszcze czas.

„Pewnie słyszałaś niejedną ciekawą historię?” Ich pierwsza randka. Aidan wydawał się szczerze zainteresowany – czy o to chodziło? Czy dlatego zapragnęła mu się zwierzyć? Wyznać, że przerasta ją cierpienie, o którym ludzie opowiadają jej w zaufaniu. Zamiast tego powiedziała, że zdumiewa ją (i nadal nie przestaje), ile energii tracimy na negatywne uczucia wobec siebie samych. Przyznała, że jeśli nie wdawać się w szczegóły, to w gruncie rzeczy każdy cierpi podobnie. Potem zamilkła, zdając sobie sprawę z rozdźwięku między tym, co czuje i co mówi. Aidan wyznał jej później, że ta powściągliwość – nazwał to nieśmiałością – była czarująca, na co Ruth nie odpowiedziała nic, co mogłoby wyprowadzić go z błędu. Aidan. Nie byli konikami morskimi.

Domofon dzwoni. Odsuń się od okna, podejdź do ściany, naciśnij guzik. Ruth słyszy echo czyjegoś głosu, odzywa się, wpuszcza Anthony’ego do środka. Ma jeszcze minutę, bo Anthony zawsze wspina się po schodach powoli, nie znosi przychodzić zdyszany. Ruth robi wydech, by oczyścić umysł, uspokoić się, przygotować na słuchanie, oddzielić kreską życie swoje od tego cudzego.8:01

Sztućce układa się końcami i zębami do góry. Pen je sortuje: noże razem, widelce razem, łyżki oddzielnie. Kiedy panuje porządek, pojawia się to uczucie… Pustka-w-głowie może oznaczać niską inteligencję, ale jak przyjemnie byłoby mieć naprawdę pustą głowę, nie słyszeć brzęczenia głupich ludzi, którzy twierdzą, że coś się w niej popsuło. Jeszcze na pierwszym spotkaniu Pen zapytała panią-od-terapii, czy mówienie to jedyny sposób na wyrzucenie rzeczy z głowy. Pani-od-terapii odparła, że a) Pen ma rację, nic się w niej nie popsuło i dlatego wcale nie potrzebuje naprawy, b) czy to by nie było wspaniale, gdyby świat został urządzony równo dla wszystkich i c) nie trzeba nic mówić, jeśli się nie ma na to ochoty. Czasami po prostu siedzą sobie w ciszy, a to trochę tak, jakby Pen miała pustkę w głowie.

„A jakie to uczucie mieć pełną głowę?” Takie pytanie zadała jej pani-od-terapii. Pen nie umiała odpowiedzieć, więc pani ją poprosiła, by przed następnym spotkaniem wynotowała sobie kilka słów, od których krok po kroku powoli dotrą do odpowiedzi. Kiedy znajdujesz właściwe słowa, to tak, jakby świat nabierał ostrości, ale kiedy Pen usiłowała znaleźć słowa na określenie uczuć tkwiących w jej głowie, to miała raczej wrażenie, że stoi przed ścianą słów. Rankiem w dniu spotkania nadal nie wiedziała, co powiedzieć czy choćby zanotować. Zamiast tego wzięła jeden z tomików poezji z półki mamy – Dickinson ze złoconymi literami na grzbiecie. Gdy weszła do gabinetu, otworzyła książkę na odpowiedniej stronie i pokazała:

_Czułam – przez Mózg przechodził Pogrzeb –_

Na co pani-od-terapii zapytała: „Czy tak się właśnie czujesz?”, Pen potaknęła, a pani poprosiła, żeby powiedziała jej, które wersy najlepiej opisują jej uczucia. Pen wskazała pierwszy wers, ale potem zdała sobie sprawę, że chciała powiedzieć co innego, i przeczytała na głos:

_gdy wszyscy Żałobnicy siedli –_

_monotonne egzekwie_

_załomotały bębnem – Umysł_

_zaczął mi w końcu drętwieć –_

Pani-od-terapii znów pokiwała głową i do Pen dotarło, że wreszcie znalazła kogoś, kto umie słuchać. Później pani wyjaśniła jej, że gdy się myśli o różnych sprawach, na przykład o tym, że należy coś zrobić, lub gdy się zastanawia, co inni o tobie sądzą albo czy mama ma się dobrze, to każda z tych myśli przypomina otwieranie w mózgu nowego pliku. Im więcej masz myśli, tym bardziej mózg zapełnia się otwartymi plikami, które się świecą i brzęczą, aby mózg pamiętał, że wciąż tam są. To znaczy, że gdy masz dużo „aktywnych myśli”, powiedziała pani-od-terapii, twój mózg jest pełen migających lampek i brzęków. A to mogłoby każdego wyprowadzić z równowagi.

Pen płucze miseczki, uczucie-wody na dłoniach jest nawet kojące, dlatego się do tego wzięła. Miseczki idą na górną półkę suszarki, zaczynając od tyłu, żeby nie przeciążyć zawiasów. W gabinecie terapeutycznym jest spokojnie i cicho, i jakoś tak pusto, Pen już to polubiła, chodzi tam wystarczająco długo, by móc się odprężyć i nawet trochę porozglądać. Siedzi naprzeciwko pani-od-terapii, twarzą do okna, dzięki czemu widzi niebo, a że są wysoko, może patrzeć na dachy budynków po drugiej stronie ulicy, coś jak dachobraz (jeśli Pen napisze kiedyś wiersz, będzie w nim słowo „obraz”). Kiedy tam jest, w gabinecie, pani-od-terapii objaśnia jej strategie pomagające wyłączyć migające światła w mózgu i odnaleźć spokój – wydają się sensowne, więc Pen kiwa głową i mówi „dziękuję”, a na koniec idzie do domu. W zeszłym tygodniu opowiedziała o proteście i o randce z Alice, i że wcale się tym nie martwi. Ale dzisiaj wszystko wydaje się bardziej skomplikowane. Co, jeśli ludzie będą na nią za bardzo napierać albo będzie za głośno? Rzadko ktoś czeka, aż Pen weźmie wdech i poczuje grunt pod stopami, ludziom po prostu się nie chce. Raz, gdy miała trudny tydzień, pani-od-terapii powiedziała jej, że da sobie radę, bo dwie rzeczy przemawiają na jej korzyść: jest zaradna i sprawcza. Potem dodała, że osoby neuroróżnorodne często odnoszą sukcesy albo są wyjątkowo kreatywne, a to dzięki swojej zaradności i różnym strategiom radzenia sobie w Prawdziwym Życiu i dlatego, że podchodzą do zadań metodycznie, ale inaczej niż inni. Zamiast się opieprzać, robią, co do nich należy. Naprawdę użyła słowa „_opieprzać_” i Pen się uśmiechnęła, bo coś takiego mogłaby powiedzieć Alice.

_Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży._
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: