Sad zapięty - ebook
W polskich i zagranicznych zbiorach bibliotecznych wynalazł tłumacz jakieś sto tekstów, związanych przede wszystkim ze Śląskiem różnych czasów (od XIII w. do współczesności). Następnie przeprowadził selekcję materiału, kierując się – jeśli można zgadywać – założeniem, że utwór tym mocniej nas zainteresuje, im jest mniej znany. Finalną całość scala – aktualna! – tematyka wojny. Wobec czego dzieło, które pierwotnie broniłoby się jako literatura, poezja, czy też jako materiał dla miłośników języków i przekładu – nagle napiera z niepokojąco potrzebnym komentarzem do współczesności.
| Kategoria: | Literatura piękna |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-66511-88-0 |
| Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na próżno! patrzą, kręcą się, szaleją, umierają.
Aleksander Pope, _Reduncjada_ , 1742.
Kto chce żyć w naszym świecie? Ja – wolałabym nie. Może za sto lat? Ale czy mamy wybór? Ucieczka w światy _belles-lettres_, z ich wojnami okrutniejszymi od naszych i ludźmi podlejszymi od nas, pozwala mi wracać do naszego świata ze sprawiedliwą ulgą.
Alyssia Łużynska _née_ Carlyle, list do Marii Gansevort Maleville , 26 V 1815, _Puścizna_ _,_ kolekcja Gansevoort-Lansing w Nowym Jorku.
Maros Vásárhely, 20 czerwca 1831.
Przeszanowny Gauss!
Wybacz, że powstrzymuję Twoją wielkość, którą obdarowujesz potomność: proszę dla siebie o chwilę w imię naszej starej przyjaźni! Przez lata pozostawaliśmy dla siebie obcy (przynajmniej na pozór); rozdzieliła nas nie tylko polityka.
Zapewniam, że myślałem o Tobie tysiąckrotnie – ufam, że z okna rozpędzonego pociągu Twojej sławy i ja zdołałem ukazać Ci się parę razy. Nie wątpię, że zajmowały Cię dzieła wielkości takiej, że nie byłeś w mocy odpisywać na moje listy (i dać znać, czy spodobała Ci się fajka z morskiej pianki, którą załączyłem do ostatniego).
Napiszę dzisiaj do Ciebie dwa listy, lecz wyślę jeden. Jeśli czytasz właśnie te słowa, to znaczy, że tak chciał rzut krajcarem. Wybacz mój przesąd – wiarę, że coś zależy od przypadku. Pamiętam, pamiętam: prawdopodobieństwo tego, że moneta ujawni awers lub rewers nie jest wcale 50/50 – od zawsze (o ile istnieje jakieś zawsze) prawdopodobieństwo jednej strony, a nie drugiej, jest pełne. Przychodzi mi do głowy, że ów determinizm niechcący mógłby pomniejszać (w oczach ludzi nieroztropnych) ogrom Twoich dokonań – nie jesteś wielki, bo tak zechciałeś i o to się postarałeś, ale dlatego, że pradawno temu postanowił tak przy swoich narodzinach wszechświat.
Czyżbym i ja nie mógł teraz _nie_ napisać tych słów? Napiszę je (nie będę spierać się z kosmosem). Napiszę je z bezdennych wieczności. Nie wyrzekłem się tam nigdy nadziei, że kiedyś odnowimy naszą przyjaźń, a jednak żyję bez wielu innych radości. Oto jestem samotnym filarem grobowca dawnych przyjaciół – ostatnio zmarł drogi Kémeny Simon – nie ma już po tej stronie nikogo od Schusterów i Schaferów. Nie ma nikogo, kto namawiał mnie na doktorat w Jenie. 10 lat temu kosmos odjął mi żonę (nie kłóćmy się, czy odejmowanie to rodzaj dodawania): odchodziła w ciężkiej chorobie o podłożu histeryjnym; w jawnym szaleństwie w ostatnich 4 latach – kiedy pogorszyło się jej na wyjazd naszego syna do Wiednia. Nie uwierzyłbyś, przez co musiałem przechodzić.
Mój syn, Johann, porucznik, ale wkrótce (jak się sądzi) kapitan inżynierii w Akademii Geniuszów, to przystojny młodzian, wirtuoz wiolinowy, wyśmienity szermierz, tylko nieco zbyt porywczy i skory do pojedynków. Obecnie jest w garnizonie w Lembergu, gdzie zaczytuje się Twoimi pracami. Wychwala Cię w co drugiej linijce z tych, które do mnie pisuje. Podesłał mi egzemplarz Twojej _Teorii poligonów_ (jest mu łatwiej zamawiać takie dzieła) – na marginesach dał tyle przypisów, że (rzekłbyś) objawił się współautor.
Błaga mnie teraz, abym podesłał Ci jego pracę na temat równoległych. Wydał ją pod Twój najsurowszy, byle sprawiedliwy osąd. Uwierzysz? Mój syn uważa, że ktoś Twojego intelektu nie mógł nie wpaść na to, na co wpadł on. Dodaje, że w zdumieniu mógłbyś nawet wymyślić odpowiedź, że nie możesz pochwalić jego geniuszu, bo (jak sobie wyobraża) musiałbyś chwalić samego siebie. Oto (wyobraża sobie syn) rzuciłbyś, niby niechcący, że znasz temat i sam nosisz go w głowie od 30 lat – i nawet chciałeś coś napisać, ale brakowało Ci czasu, a może czytelnik nie dorósł, a może nawet coś spisałeś, na marginesie, jak Fermat. Wtedy (wyobraża sobie syn) on odparłby, że żyje już 30 lat, więc tak naprawdę wcale go nie wyprzedziłeś. Następnie (wyobraź sobie) Johann Bolyai dodaje, żeby wielki Gauss przypadkiem się nie srożył – wszystko jest dokładnie tak, jak chciał kosmos. Ostatecznie, co za różnica, czyje nazwisko podano na okładce, za którą otworzył się nowy kosmos? Mogłoby to równie dobrze być nazwisko Niemca z Göttingen, Prusaka znad Ostsee, Genueńczyka albo Żyda w Austrii lub włoskim kurorcie, Polaka czy Rosjanina z głębi Kamczatki. Energia rozprasza się, kędy chce (zakończyłby mój syn). Oho! Czyż nie wspomniałem właśnie, że on pali się do pojedynków?
Załączam jego pracę i schodzę z drogi Twojej wielkości.
Twój stary druh
P.S. List przekaże syn Daniela Zeyka z Göttingen. Młody Zeyk jest teraz w Paryżu, ale jedzie dalej do Londynu, skąd ruszy kłaniać się Tobie. Porządny, rokujący chłopak. Młody, ale już wie, czego chce w życiu. Rzekł mi raz, że prawdziwym autorem naszych dzieł są nasze dzieci. Jak się zastanowić… No cóż. Opisz mi swoje dzieci – choć w paru słowach odmaluj ich wygląd i moralność. Czy w którymś pokładasz szczególną nadzieję na życie? Proszę, przekaż moje ukłony swojej Pani Małżonce; a niechże pozwoli Zeykowi przypatrzeć się Twoim dzieciom; może on opowie mi to, czego sam nie będziesz mieć czasu napisać?
Farkas (Wolfgang) Bolyai, list do Carla Friedricha Gaussa, 20 VI 1831, kolekcja von Boguslawskiego w Breslau/München.
Gdybym spotkał siebie znowu pierwszy raz,
Ale w innym sobie, w innym losie –
Możemy inaczej.
Bolesław Leśmian, „Gdybym spotkał siebie”, _Szkice_ (1911).
Antologie, wawrzyny po pniu, kwiaty bez życia. Osławione lasy osłabione wycinką. Tomik wyborowy w plecak żołnierza. Wojna, czyli śmierć, będzie mniej wybiórcza: postara się zwrócić uwagę na każdego. W tych czasach – kiedy zachłanna armia »my« dzwoni na ludzkie »ja« – żołnierz będzie ginąć z cudzą myślą w piersi. Wszechświat będzie buchać w dal, bogatszy od poetów, niemo.
Ben Koethel, _Opłakuj, Muzo, ciało Achillesa_ , Lozanna 1922.
Teksty, popełnione w celu upozorowania, zwiemy tekstami zmyślonymi. W każdej pseudoepigrafji jej auktor zostawia demaskujące ślady. Fałszerstwo doskonałe nie istnieje. Jeżeli fałszerstwo doskonałe istnieje, nie nazywamy go fałszerstwem.
Pod wyrazem sugestja, który oznacza narzucanie interpretacji, rozumiemy wpływ, jaki wywiera jedna osoba na drugą, zadaną w stan hypnotyczny. Hypnotyzm zaś jest to sen sztucznie sprowadzony na czytelnika za pomocą wpływu semagnetycznego. Przy pomocy sugestji i hypnotyzmu można nakazać zahypnotyzowanemu skupić się nie na _tekście_, lecz na tym, _kto_ tekst napisał. Przytem znane są przypadki _odwrotnego_ hypnotyzowania osób śledczych, które wtedy ciekawiły się tekstem właściwym, a nie paratekstem, w którym odbyło się najwyraźniej wykradzenie autorstwa.
Organ śledczy powinien znać używane przez złodzieji w różnych tekstach zdania i znaki fałszerskie. Złodziej, spotkawszy w tekście drugiego złodzieja, rozumie się z nim bez zwrócenia uwagi na siebie. Wyszedłszy na zewnątrz, splanują swoją kradzież. Rutynowany auktor, przyłapany na gorącym uczynku, zmienia głos, mniemając, że mu się uda zbiedz i że głos jego nie będzie poznany. Kiedy jest rozpoznany, może bronić się, że ścigający go świat prawa jest sam fałszywy, skoro częstokroć zadowala się fikcją prawną odrębną od prawdy. Auktor wnosi z tego, że śledczy nie ma w sobie żadnego moralnego prawa, aby prześladować twórcę innej fikcji.
Jednak jak nie ma symetrji w ściganiu samobójcy i zabójcy, tak nie ma symetrji w tworzeniu i nakazywaniu różnych fikcyj. Niepewny swojej moralności śledczy niech pomyśli: Cóż działoby się w świecie, gdybyśmy dopuścili do tej symetrji, że przeszłość jest tak samo niepewna, co przyszłość! Albo naprz. do symetrji zajawiającej, że faktyczność czynu przestępnego jest równo niepewna, co faktyczność tego, co radca Schrodinger nazywa po niemiecku Verschränkung. Albo kto idzie po moście Einsteina, nie narzeka, że na moście Kierbiedzia ma stabilność i lepszą wizję przed sobą, wobec czego chce odszkodowania od budowniczych Einsteina.
_Podręcznik dla użytku służby śledczej_, Biuro Kerygmatyki, Fizyki Polowej i Prawnej w Warszawie, 1938.
Antologiści napisali kilka świetnych książek. Osobliwość fizyczna to nie wszystko.
Hallie Valens, _Skrętność współcykliczna dwuiloczynów. Topologiczna teoria osobliwości w skali przedpoczątkowej (podplanckowej)_, praca doktorska, tłum. pol. K-KMS, Université de Bourgogne, 1999.
Szanowny Panie.
To moja ostatnia wiadomość do Pana. Proszę ją czytać uważnie – tekst został zabezpieczony przed powtórkami.
Zdołał Pan wykazać, że każda dostatecznie skomplikowana bzdura jest nieodróżnialna od nauki. Raczył mnie Pan regularnie różnymi paradoksami i kontrintuicjami mającymi wzruszyć w posadach matematykę i całą resztę. Sięgał Pan po superkomputery w światach równoległych, zastawiał wielowartościowe logiki w eksperymentach myślowych omijających Gödla.
No cóż. Znam __ inny sposób, którym można wzruszyć naukę – ba, pchnąć ją ku zniszczeniu. Wystarczy pójść za założeniem: »Rachunek prawdopodobieństwa nie działa«. (Czy nie działa, bo nie istnieje i nigdy nie istniał – bo jego działanie kasują siły fizyki czy mistyki – bo go jakoś ukryto, unieważniono, wymazano – to jest bez większego znaczenia).
Oddaję Panu powyższy pomysł. Jest Pański, za darmo.
Nie ma Pan nazwiska, tytułów, znajomości, pieniędzy, mediów itd. – nie narażam Pana ani na nobla, ani na skrytobójstwo. Milczenie, obojętność – oto czego musi spodziewać się ktoś w Pana butach, jeśli ogłosi tę myśl. Czy to się komu podoba czy nie: To, kto podpisuje się pod tekstem, ma u nas fundamentalne znaczenie. (Owszem – Ramanujan miał fuksa.
Ja z kolei mam prace do sprawdzenia i kredyt do spłacenia. Wracam do swoich zajęć. Proszę już niczego nie posyłać. Przyjaźń, jaką darzył mnie Ivo Vonk, Pański krewny, nie gwarantuje już Panu dalszych przywilejów).
Życzę powodzenia – czyli braku powodzenia.
Anonim
Anonim , list do Wladimira Onika; anonimizowany , odtworzony z pamięci , 7 V 2026, serwer Kościoła Pensevike, Hanower.
Głośniej. Szumy, rumory. Czy w tym poruszeniu jest porządek? Przewodniczący nie dość panuje nad salą. Woźni próbują odciągnąć świadka, który upiera się, że odosobnienie to bzdura, samorzutność też, więc cały proces jest dęty, i żąda do protokołu. Ledwie tego za drzwi, na subtelny znak prokuratora wyskakuje jakaś nawiedzona, nuże wydzierać się, z plikiem w ręku, oto wiersz trupio blady, a imię siedzącego nad nim cień, aż ogień w nim ginie. Obrona wnioskuje (lepiej dmuchać na ciepło), żeby spalić. Przewodniczący wali wtedy młotem, że póki on tutaj, żadnego palenia tekstów nie będzie. Oskarżenie proponuje ułyt do jatycz. Odzywa się któryś ławnik. »To może antologię zrobić? Antologie obniżają entropię, prawda?« Nieco ciszej.
Protokół obrad Sądu Najwyższego w sprawie 1. poprawki do termodynamiki (tekst niejednolicony), Podkomisja ds. entropii, sprawa 523 (_Bartnicki v. Phopper_), 2031.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_