- W empik go
Seksualna - ebook
Seksualna - ebook
Wpojone w dzieciństwie przekonanie, że nieznajomość własnego ciała jest dobra, a seks to brud i grzech. Ile dorosłych kobiet w Polsce i na świecie wciąż je ma? Ilu odbiera ono przyjemność ze zmysłowych doznań? Izka, bohaterka Seksualnej, jest jedną z nich. Ale ona potrafi – choć nie jest to proste – znaleźć drogę do świadomej kobiecości, jedności ze swoim ciałem i radości z seksu.
Joanna Keszka, matronka książki, napisała: „Potrzebujemy takich historii”. I to jest najlepsza pointa.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-966809-8-3 |
Rozmiar pliku: | 587 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przez chwilę wąchała swoje dłonie. Nie potrafiła określić, czym pachniały. Jakaś woda kolońska? Olejek zapachowy? Płyn do płukania ubrań? Nieważne. Zapach i tak ją zauroczył. Tak samo jak mężczyzna, który go na niej zostawił.
Uśmiechnęła się na wspomnienie minionej nocy. Wystarczyło kilka SMS-ów i był u niej. Mogła go dotknąć, powąchać, poczuć. Bez słów, bez pośpiechu zaczęli się rozbierać. Namiętność wzrastała powoli z każdym pocałunkiem, dotykiem, z każdą warstwą ubrania, którą zrzucali na podłogę.
Nawet nie potrafiła określić momentu, gdy się znaleźli na kanapie.
– Chcesz tego? – upewnił się.
– Tak – odpowiedziała.
Całując szyję kobiety, piersi, brzuch, schodził coraz niżej. Zacisnęła pięści w oczekiwaniu. Zdjął jej majtki i zanurzył głowę między nogami. Poczuła język na łechtaczce. Wiedział, co robi, gdzie dotknąć, by sprawić jej przyjemność.
– O Boże – szepnęła, oddychając coraz szybciej.
Nadal czuła orgazm, który do niej wtedy przyszedł. Orgazm, na który nie czekała i którego się nie spodziewała. Nie tak szybko, nie tak intensywnie. Zdumiewała ją łatwość, z jaką ten mężczyzna znalazł drogę do jej ciała i zmysłów. Jak szybko się przed nim otworzyła, choć wiedziała, że już nigdy więcej się nie spotkają.
– Masz skórę jak nastolatka – powiedział, gdy już leżeli obok siebie, gdy tulił ją do siebie, a ona zastanawiała się, jak mu da do zrozumienia, że czas, by sobie poszedł. Że chce zostać sama ze sobą, ze swoimi emocjami i ciałem. Że chce poczuć, iż należy sama do siebie.
– Chcę już spać. Jutro muszę wcześnie wstać – powiedziała.
– Chcesz, żebym poszedł?
– Tak.
Wstał z łóżka i zaczął się ubierać.
– Spotkamy się jeszcze? – zapytał, gdy zapinał rozporek.
– Nie wiem. Nie sądzę. Muszę to przemyśleć – odpowiedziała i przykryła się szczelnie kocem.
– Szkoda by było. Fajna z ciebie babka.
Resztką woli powstrzymała grymas. Wstała, by odprowadzić go do drzwi i przekręcić zamek.
Gdy została sama, wiedziała, że nie zaśnie. Czuła, że skóra potrzebuje jeszcze dotyku, że cipka pulsuje, że myśli nie pozwolą jej zasnąć. Wąchając dłonie, jeszcze przez chwilę myślała, by spotkać się z nim ponownie. Zobaczyć, co jeszcze potrafi. Czego się dowie o samej sobie i pragnieniach własnego ciała. Jak zareaguje po raz drugi i trzeci. A jednak mimo pokusy zdecydowała, że zostanie przy opcji „przygoda na jedną noc”, i usunęła numer mężczyzny z kontaktów.
Prysznic miał ją uspokoić. Chciała jak najszybciej wrócić do sypialni i zasnąć. Zamiast tego stała przed lustrem, które powoli odparowywało. Odkrywało kolejne fragmenty ciała i wspomnień. Mężczyźni, słowa, pragnienia. Pamiętała każdy początek nowej znajomości, choć wszystkie zlały się w jedno. Te pierwsze spojrzenia, muśnięcia dłoni. Coraz odważniejszy dotyk. I to ciągłe zastanawianie się, kiedy czas na seks. Na trzeciej, na dziesiątej randce? Ciało, którego sygnały były odległe, i ciało, które wprost mówiło, czego chce, które coraz głośniej domagało się, zdawało się krzyczeć: „Daj mi to!”. Pożądanie, które zaczynało się stopniowo, czasami od mrowienia w końcówkach palców, częściej od pulsowania w dole brzucha. Czasami pojawiało się nieproszone, niechciane, zbyt gwałtowne, by je zignorować. Masaże stóp, palce w pochwie, dłonie pieszczące łechtaczkę. Niewygoda czasu i miejsca. Wspólne oddechy lub tylko jeden przyspieszony. Czas odpoczynku, odprężenia, rozczarowania. Nadmiar wrażeń i ich brak. I pytania, na które brakowało odpowiedzi. Wspomnienie rozkoszy, a obok niej ból i złość. Komórki ciała pamiętały, gdy przekraczano ich granice, a ona nie wiedziała, że tak się dzieje. Wracały zgody, które nimi wcale nie były. Wracały łzy i skurcz mięśni.
Wyszła spod prysznica, owinęła się ręcznikiem, poczuła fakturę tkaniny na swojej skórze. Nieco szorstki materiał drażnił sutki. Czuła, jak krople wody spływają po karku, a stopy dotykają chłodnej terakoty. Zauważyła, że oddycha wilgocią. Zamknęła oczy, pozwalając sobie chłonąć to wszystko. Gdy je otworzyła, dostrzegła w zaparowanym lustrze niewyraźne odbicie. Odruchowo przetarła taflę dłonią, by zobaczyć więcej. Tą samą dłonią sypała kiedyś kwiatki na procesji. Pamiętała, jak sięgała do koszyczka, by sypać pod nogi płatki róż i tulipanów. Ile mogła wtedy mieć lat? Pięć? Sześć? Nadal pamiętała gładkie płatki pod palcami i to, jak traciły swoją jędrność. Zapach kadzidła unosił się w powietrzu, a pochód wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Dziś tę samą dłoń zanurzała we włosach mężczyzny, gładziła jego plecy i sięgała do penisa. Tą dłonią potrafiła też dać rozkosz samej sobie, mogła się pieścić i tulić. Mogła sięgać po pragnienia i je zaspokajać. Jaka tajemnica mogła się w kryć w dłoni? Lustro odbijało kształt całkiem przeciętny. Pięć palców, staranny manicure, lekko pomarszczona skóra. Palce może nieco za krótkie, a może takie jak trzeba. Dotknęła nimi dekoltu. Z satysfakcją stwierdziła, że nadal ma gładką skórę. „Po dekolcie widać, ile naprawdę masz lat” – powtarzała matka i każdego wieczoru przed lustrem wklepywała krem Nivea. Izabela przejęła jej zwyczaj, choć kosmetyk w niebieskim pudełeczku zastąpiła bardziej nowoczesnymi preparatami. Chyba działały.
Patrząc na nagie ciało w lustrze, wiedziała, że ma w nim całą swoją przeszłość i teraźniejszość. Czy też mogła odkryć przyszłość? Myśli napływały same, przenikając całe ciało. Otulały ją wspomnieniami, poruszały obrazami. Jak doszła do tego punktu w swoim życiu? Ona i noc z nieznajomym. Ona i podążenie za pożądaniem, które zaspokoiła. Ona i orgazm, który poczuła w całym ciele. I poczucie ulgi. Nie, nie ulgi, spójności – spójności z samą sobą. Ona, która kilka miesięcy temu nie była pewna, czy ten moment napięcia i ulga, którą czuła, były orgazmem. Ona, która obsesyjnie czegoś szukała, nie wiedząc, czego tak naprawdę szuka. Ona – święta Izabela. A dziś? Rozpustna? Puszczalska? Jeszcze niedawno sama siebie by tak nazwała. A przecież żadne z tych określeń nie było prawdziwe. Nie opowiadało tego, co przeżyła. Nie zawierało w sobie historii, którą nosiła zapisaną w każdej komórce ciała.