- W empik go
Single - ebook
Single - ebook
Splot przypadkowych wydarzeń daje początek przyjaźni Marty i Filipa, którzy decydują się na wyjazd do Londynu w poszukiwaniu nowych perspektyw. Bohaterem pozostającym w cieniu głównych wydarzeń jest młody pisarz-amator. Pewnego dnia dostrzega, że zbiegi okoliczności kształtują losy nie tylko wymyślonych przez niego postaci, lecz także i jego życie. Jak odnaleźć swoje miejsce w świecie rządzonym przez przypadek?
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-61154-26-6 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PRELUDIUM
Była piąta czterdzieści rano. Jakub stał przy oknie i patrzył, jak osiedle powoli budzi się do życia. Asfaltową alejką, która wiła się między blokami, sunęli od czasu do czasu pojedynczy przechodnie o twarzach zamazanych szarzyzną poranka. Na rozległym placu porośniętym trawą i otoczonym półkolem drzew pojawiło się dwoje starszych ludzi z psami, które urządzały sobie gonitwy. Mały biały kundel zapalczywie ujadał cienkim głosem.
Jakub nieraz zastanawiał się, skąd tyle psów w tym mieście, i dlaczego ich właściciele wyprowadzają je na spacer tak wcześnie, kiedy inni ludzie jeszcze śpią. Dopiero teraz (nie spał mniej więcej od pół godziny, zbudził go ból w prawym obojczyku), patrząc na siwe głowy obojga starszych ludzi, ich lekko przygarbione plecy i powolny chód, uświadomił sobie, że psy stanowiły dla nich coś w rodzaju pretekstu, który usprawiedliwiał ich samotność i bezsenność, wypełniał pustkę budzącego się kolejnego dnia i pozwalał opuścić betonową klatkę mieszkania. Ludzie zawsze potrzebują jakichś egzystencjalnych alibi, pomyślał, szczególnie kiedy są samotni. Dla niego takim alibi było wymyślanie i spisywanie historii, których poza nim i kilkoma może osobami nikt nie czytał.
Wykonał kilka wymachów i obrotów prawą ręką, żeby ją rozruszać. Po wypadku obojczyk i ręka pobolewały go jeszcze. Najwyraźniej rehabilitacja trwała za krótko, a on sam powinien więcej ćwiczyć, może nawet powinien zacząć chodzić na basen, tak jak radziła mu pielęgniarka Marta. Tylko że nie miał kiedy robić tego wszystkiego. Praca w biurze podróży, pisanie i spotkania z Martą wypełniały mu cały czas, jakim dysponował. To dziwne, jak niewiele czynności można zmieścić wjednym życiu, pomyślał Jakub i lekko skrzywił się pod wpływem bólu.
Gdyby nie przypadkowy wypadek, nie złamałby obojczyka i nie przeleżałby kilku tygodni w szpitalu. Gdyby nie wypadek, nie poznałby pielęgniarki Marty. Gdyby nie wypadek, jego powieść byłaby gotowa i miała zupełnie inne zakończenie (i początek, bo początki zwykle pisze się na końcu).
To niesamowite, jak przypadkowe zdarzenia mogą zaburzyć rytm naszego życia. Niczym małe dziecko, które wchodzi do otwartego pokoju, zabawia się wszystkimi przedmiotami będącymi w zasięgu ręki, po czym porzuca je w bezładzie.
Czyżby wydarzenia ostatnich tygodni były czymś w rodzaju tajnego szyfru, który skrywa jakąś wiadomość dla mnie? Jakub podrapał się po nieogolonym policzku. Gdyby nawet, to i tak nie mam klucza, który pozwoliłby mi odczytać przekaz od ukrytego nadawcy, pomyślał odwracając się od okna i kierując się w stronę regału z książkami. Schylił się i sięgnął po jedną z nich. Na jej sfatygowanej, wytartej okładce widniały dwa słowa wydrukowane białymi kapitalikami na kiczowatym zielonkawo-niebieskim tle: KUNDERA, a pod spodem: ŻART.
Przekartkował pośpiesznie początek. Zbliżając się do środka, coraz uważniej przeglądał tekst. W końcu znalazł fragment zaznaczony ołówkiem.
Czyżby przypadki, poza tym, że się zdarzają, że istnieją — również coś mówiły? Nie muszę chyba podkreślać, że jestem na wskroś racjonalistą. Ale widocznie zostało we mnie coś z irracjonalnych zabobonów, choćby na przykład owo dziwne przeświadczenie, że wszystkie zdarzenia, które mnie w życiu spotykają, mają ponadto jakiś sens, że coś znaczą; że poprzez te wydarzenia życie mówi coś o sobie, że stopniowo zdradza nam jakąś swoją tajemnicę… (Przeskoczył wzrokiem o kilka linijek dalej). Że to złudzenie? Tak, być może, to nawet prawdopodobne, ale nie mogę wyzbyć się owej potrzeby wiecznego rozwiązywania swego własnego życia (jakby rzeczywiście był w nim ukryty jakiś sens, jakieś znaczenie, jakaś prawda), nie mogę wyzbyć się tej potrzeby, jeśli nawet jest to jedynie potrzeba zabawy (tak samo jak zabawą jest rozwiązywanie rebusów)*
Pomyślał, że te słowa mogłyby być mottem historii, którą pisze. Wcześniej wybrał co prawda fragment z innej książki, ale zawirowania ostatnich tygodni zmieniły sens tego, co chciał powiedzieć. Podczas pobytu w szpitalu, kiedy leżał unieruchomiony na łóżku, wpatrując się w biały sufit, na nowo przemyślał całą powieść.