- W empik go
Śmiech na linie - ebook
Śmiech na linie - ebook
W Śmiechu na linie Ivan Bajo – słowacki taternik, alpinista, a także rysownik i publicysta – dzieli się swoją radością życia i wspinaczkową pasją. Opowiada o górach z szacunkiem, ale też z olbrzymią dawką autoironii oraz humoru. Jak Stanisław Bareja socjalistyczną Polskę, tak Ivan pokazuje nam taternictwo. Ostro, wyraźnie i często z całkiem innej, niedostrzegalnej dla większości strony. Wykazuje się przy tym niezwykłym zmysłem obserwacji i umiejętnością oddania kwintesencji stylu życia, jaki obrał on i wielu innych wspinaczkowych maniaków – biwaki, ogniska, imprezy, a przede wszystkim wciąż nowe drogi i nowe przyjaźnie. Jego historyjki jednak nie ograniczają się tylko i wyłącznie do anegdot górskich…
„Na podstawie wieloletniego doświadczenia stwierdzam, że polowanie na rekreacyjnych biegaczy należy do najbardziej ulubionych rozrywek większości psów. Biegnący człowiek wyzwala u psa instynkt łowiecki, stajecie się wtedy dla niego zdobyczą. Pewnego razu biegłem wzdłuż płotu i rzuciły się na mnie dwa psy wielkości cielaka. Z groźnym warczeniem i wyszczerzonymi kłami pędziły za mną. Oddzielał nas jeszcze płot. Gdyby go nie było, stałbym się smacznym podwieczorkiem, pomyślałem. A potem w momencie zamarłem. Płot rzeczywiście się skończył! Psy entuzjastycznie gnały na podwieczorek.”
Kategoria: | Komiks i Humor |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7967-123-6 |
Rozmiar pliku: | 13 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy podczas biwaków opisywałem swoje ciekawe taternickie przygody i uzupełniałem atmosferę tradycyjnych taternickich przeżyć humorystycznymi rysunkami rozwieszanymi na pniach okolicznych drzew, nawet nie przypuszczałem, że gdzieś zostanie to opublikowane. Ale stało się – z powodu nacisku kumpli.
Dawno, dawno temu, prawie przed pół wiekiem, wracałem z Tatr po ciężkich, ale pięknych dwóch miesiącach noszenia towarów i wspinania się. Pełen wrażeń zacząłem spontanicznie pisać w pospiesznym pociągu „studium” o ceprach i wspinaczach. Ogryzkiem ołówka na zatłuszczonym papierze po kanapkach. Przepisałem to w domu, a po kilku dniach przeczytałem na biwaku pod Jastrzębimi Skałami w Sološnicy. Studium spodobało się, nagrodzono je śmiechem, brawami i wytworzyło dobry nastrój. Była to pierwsza moja literacka próba mająca na celu opowiedzenie czegoś moim kolegom i rozbawienie ich. A skoro zachęcali mnie do dalszej „twórczości”, więc czasami coś tworzyłem i czytałem na biwakach, w tatrzańskich schroniskach albo na alpinistycznych spotkaniach. Usłyszeli o tym koledzy w Żylinie, Brnie, Trenczynie oraz gdzie indziej i pisali do mnie: „dowiedzieliśmy się, że czytałeś w Sološnicy jakieś fajowe głupoty. Przyjedź do nas albo przynajmniej przyślij coś wesołego na biwak”. Skoro nie mogłem zawsze wszędzie przyjechać, a na dodatek nie posiadam własnej powielarni czy drukarni, posyłałem czasami to i owo do redakcji jakiegoś czasopisma – zazwyczaj do „Krás Slovenska” albo „Vysokých Tatier”. Zdarzało się, że coś opublikowali, więc z czasem uzbierało się kilka rzeczy, które posiadały trzy wspólne mianowniki: taternictwo, różowe okulary i autora. Kolega Tibor Šurka doszedł do przekonania, że to wystarczy, by ukazała się książka „zebrane górskie banialuki Ivana Bajo”. W tym miejscu chciałem powiedzieć swoim drogim czytelnikom taternikom, że nie jestem literatem i nie znam praw i zasad żadnego rodzaju literackiego. Zdarzają mi się nawet problemy z ortografią. Dlatego zawsze, jeśli cokolwiek opublikuję, czuję się po trosze profanem. Jestem taternikiem i jeśli cokolwiek napiszę o taternikach dla taterników, to wiem, że nasz obraz może utrwalić tylko wspinacz. Jestem niepoprawnym optymistą i postrzegam świat jedynie z humorystycznej strony. Domniemywam, że czasami my sami traktujemy wspinaczkę straszliwie poważnie. Dlaczego? Przecież jest przede wszystkim radością, zabawą, szczęściem, przyjaźnią. Jestem gawędziarzem, piszę tak, jak mówię – ci, którzy mnie znają, mogą to potwierdzić. Nie spekuluję nad formą, nie szukam pomysłów – piszę od razu na maszynie. Dlatego proszę – nie traktujcie tych zebranych nowelek jako utworów literackich, lecz raczej jako pogawędkę na taternickim biwaku lub w przytulnym, wieczornym Zbójnickim Schronisku, Schronisku pod Rysami, Terince, pełnych beztroskich, roześmianych, rozentuzjazmowanych taterników.
Kolejną część tej książki tworzą humorystyczne, taternickie grafiki, które też przyszły na świat pod Jastrzębimi Skałami. Pewnego razu, a było to chyba też przed półwiekiem, obarczono mnie funkcją szefa komisji artystycznej na obozowisku podczas krajowych Dni Wspinacza. Na miejscu nabazgrałem tuszem kilka wesołych taternickich historyjek, a Ivan Kulvánek polecił urządzić galerię w plenerze na terenie obozowiska. No i stało się, na pniach drzew przybiliśmy z dziesięć obrazków i tabliczkę z napisem ČABAJOVSKÁ GALÉRIA. Nastąpiło oficjalne otwarcie i wernisaż z musztardówkami wypełnionymi małokarpackim winem. Galeria miała powodzenie – do rana nie było po obrazkach ani śladu, wspinacze gwizdnęli je na pamiątkę. Od tego czasu galeria była otwierana każdego roku i przez parę lat stała się tradycją. Stopniowo poszerzyła się o Dziennik taternicki z rysunkami, szkicami, informacjami, reklamami, ogłoszeniami. Ostatecznie niektóre rysunki znalazły się w czasopismach, a „moi” szaleni taternicy spod Jastrzębich Turni dostali się do grona bardziej wykształconych kolegów wspinaczy. I znowu: nie jestem malarzem ani grafikiem, jestem wspinaczem, który chce czasami coś powiedzieć i zrozumiał, że niekiedy łatwiej i lepiej jest to wyrazić rysunkiem niż słowem. „Moi” taternicy przeżywają w górach nieprzerwany łańcuch utrapień – ale wciąż i wciąż wbrew wszystkiemu wracają w góry, wciąż i wciąż wiążą się liną i stawiają czoła nowym wyzwaniom.
Dostałem parę listów, z których dowiedziałem się, że w sposób nieodpowiedzialny tworzę obraz wspinacza, że przeze mnie ludzie wyobrażać sobie będą taterników jako zarośniętych, niechlujnych wagabundów. Istnieje przecież jednak możliwość, by wykreować sobie postać taternika eleganta, ogolonego, z wyprasowanymi spodniami, dzielnie zmagającego się z przeciwnościami. Ale ja go już nie stworzę, pozostanę wierny swoim samotnym górskim wilkom, wędrowcom, włóczęgom, pechowcom pionowych ścian i przewieszek, fanatykom gór i liny. To moi kumple i bardzo ich lubię.
Pierwsze wydanie Śmiechu na linie ukazało się w roku 1977, wkrótce opublikowano też drugie. Trzecie pojawiło się w roku 1992. Wydali je wspinacze zrzeszeni w IAMES, sami dla siebie, bowiem naturalnym sposobem ten specyficzny humor najbardziej im odpowiadał. Pomimo mego zdziwienia ujął on również nietaterników – oczywiście, jeśli mieli identyczną czy zbliżoną „grupę krwi” – na przykład turystów górskich, grotołazów, ratowników, paralotniarzy, adrenalinowych narciarzy, wodniaków, nurków.
Teraz, kiedy ta książeczka znów się ukazuje – troszkę uzupełniona – chcę ją zaprezentować z podkreśleniem jej aspektu historycznego – w końcu wiele z napisanych czy narysowanych wydarzeń z pionowego świata ma już pół wieku! Dzisiejszy alpinizm jest inny, dzisiejsi alpiniści też są inni. Czy taternicki dzień wczorajszy ma coś wspólnego z dzisiejszym?
Prócz zawartości stopniowo zmieniał się też styl mojego pisania i rysowania. Aby trochę urozmaicić tematykę wspinaczkową, przedstawiłem w książce również inne swoje aktywności – turystyczne, jaskiniowe, grzybiarskie, treningi, które zawsze łączyły się u mnie ze wspinaczką jako przygotowanie, dopełnienie, zmiana, relaks. Więc po tylu latach co nieco lub wszystko wygląda inaczej, wszystko jest inne, ale istota przygody nazywanej taternictwem, jak również istota łączącego się z nią humoru, chyba przestrzeni i czasowi tak nie podlega…
Na koniec pozostaje mi podziękować przyjaciołom taternikom, Vladimirowi Bibelovi i Milanovi Schauhuberowi, którzy wytrwale przymuszali mnie do tego, aby ta książeczka po latach znów mogła się ukazać…
Czytelnikom zaś życzę zawsze pewnych chwytów i stopni na stromych ścieżkach prowadzącym ku wierzchołkom ich życiowej drogi.
Wszystkiego najlepszego w górach i w dolinach!
Autor (2007)
P.S.
To już kolejne, czwarte – uzupełnione, rozszerzone wydanie Śmiechu na linie! Nie mogę wyjść ze zdumienia, bo naprawdę nie rozumiem, czym wyjaśnić prawie półwiekowe życie tych taternickich „banialuków i bazgrołów”. Dzisiaj przecież są już inne czasy i wraz z nimi taternictwo stało się inne, całkowicie odmienne. Ale ta czysta istota alpinizmu nie zmieniła się za bardzo, nie uległa naporowi czasu… Dlatego moje werbalne i graficzne „bajowiny” są datowane. Czas – data są „okularami”, które podczas czytania tej książki trzeba założyć, aby móc znaleźć się we właściwej przestrzeni i czasie. Może wówczas te dawne górskie przygody staną się jeszcze bliższe…
Autor (2012)Śmiech na linie
Stroma granitowa ściana. W jej górnej części można dostrzec wspinaczy. Pierwszy z nich pnie się podszczytowym kominem i niedługo będzie ponad nim – potem już tylko kilka łatwych metrów przez głazy oraz trawy i stanie na wierzchołku. Nagle krzyk! Prowadzący wypada z komina, wali w powietrzu głową w dół ze dwadzieścia metrów, stopniowo wyrywa wszystkie haki, wyszarpuje partnera i razem spadają jeszcze z dziesięć metrów. Potem lina klinuje się za skalnym odstającym blokiem, cudem wytrzymuje potężne szarpnięcie – życie wspinaczy jest ocalone! Taternicy powoli dochodzą do siebie, są poranieni i wystraszeni, ale żywi. Następuje długie, skomplikowane, bolesne zejście i trawersowanie ze ściany. Dokonują tego sami i sami dowloką się też do Zbójnickiego Schroniska.
Czy to wydaje się wam śmieszne? Bo mi w ogóle nie. Ani trochę. A jednak, kiedy przygody tego szczęśliwie ocalałego zespołu opisywali jego bohaterzy po powrocie do Zbójnickiego Schroniska, ścianami wstrząsały salwy śmiechu. Było to dawno, przebywałem wtedy w Zbójnickiej i pomału przygotowywałem się do zejścia. Miałem szesnaście lat, krztusiec i chroniczne zapalenie oskrzeli, byłem chorowity i słabowity. Tym większy podziw czułem dla taterników, którzy siedzieli przy sąsiednim stole i opowiadali o swych wspinaczkowych przygodach i przeżyciach. Opowiadanie było dla mnie ciekawe i dramatyczne, ale przede wszystkim bardzo wesołe. Dowcipu i sporej dawki humoru nie brakowało w żadnej z historii. Nagle do pomieszczenia wchodzi dwóch taterników. Wszyscy na moment ucichli – obaj mężczyźni wyglądają bardzo źle – poranieni, potłuczeni, zakrwawieni, z potarganymi kurtkami i spodniami. Niższy połowę twarzy ma pokrytą zaschniętą krwią i kuleje. Wszyscy wspinacze nagle poderwali się, usadzili przybyłych, postawili przed nimi gorącą herbatę oraz rum i zaczęli się krzątać. Chłopaków rozebrali, opatrzyli i obwiązali im rany, wyższemu usztywnili złamaną rękę. O nic nie wypytywali. Chłopcom po opatrzeniu, herbacie i rumie najwyraźniej ulżyło, a po kolejnym rumie powoli zaczęły rozwiązywać się języki. Rozpoczęli relację, jak walnęli ze ściany, jak do tego doszło i co się potem wydarzyło. Tak naprawdę sprowadzili czyste fakty, które opisano powyżej, do prawdziwej odysei, mnie jednak zadziwiło wtedy co innego: całe zdarzenie przedstawili z tak przekomicznej, zabawnej perspektywy, jakby go w ogóle nie przeżyli, ale przed chwilą widzieli w wykonaniu Laurela i Hardy’ego. Schronisko nie cichło od nieustannego śmiechu. Ja też się śmiałem, ale nie całkiem tak, jak inni. Wiedziałem, że taternicy przeżywają wszystko wspólnie, intensywnie, śmieją się współuczestnicząco, jakby właśnie każdy z nich dzięki jakiemuś strasznie śmiesznemu przypadkowi uniknął niebezpieczeństwa i ocalił sobie życie.
Tak po raz pierwszy zetknąłem się z szorstkim, często czarnym taternickim humorem w klasycznym wydaniu przez ludzi, którzy po trosze wrócili z „tamtego świata”, spoza cienkiej granicy bytu i niebytu, po której często kroczymy i gdzie nasze życie jest zapewne najintensywniejsze, najbardziej wyraziste. W tym chyba przypomina jedynie humor żołnierzy na froncie czy w okopach albo humor pirotechników, kaskaderów, torreadorów, kierowców Formuły 1 i innych „szaleńców”.
* * *
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersjiPrzedmowa do III wydania słowackiego (2007), uzupełniona i opublikowana również w wydaniu IV (2012).
Słowackie Towarzystwo Wspinaczkowe IAMES, również JAMES (słow. Slovenský horolezecký spolok IAMES). Organizacja zajmująca się popularyzacją turystyki górskiej oraz taternictwa, członek założyciel Międzynarodowej Federacji Związków Alpinistycznych (UIAA). Wyraz jest skrótowcem utworzonym od hasła idealizmus, alpinizmus, memento mori, eugenika, solidarita (idealizm, alpinizm, pamiętaj o śmierci, eugenika, solidarność; przyp. tłum.).