Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Splątane losy. Zanim wybaczę - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
31,50

Splątane losy. Zanim wybaczę - ebook

Tajemnica z przeszłości i dług sprawiedliwości.

Karolina opiekuje się swoją surową, konserwatywną i apodyktyczną babcią. Marzy, żeby wreszcie się usamodzielnić i żyć według własnych reguł. Dzięki pomocy przyjaciółki znajduje pracę w pensjonacie Jesionowy Zakątek w Zaborzu. Tu próbuje wyjaśnić tajemnicę zawartą w pamiętniku pisanym w czasie II wojny światowej przez młodą dziewczynę, Polkę zmuszoną do służby u esesmana Ericha Henschela. Kim była Ludmiła? Co się stało z jej siostrą? Do czego były zdolne kobiety, by chronić swoje rodziny przez zagładą? Czy po życiu z bestialskim oprawcą jest jeszcze nadzieja? Karolina chce poznać całą historię i rozwikłać związki, które łączyły Ludmiłę i jej prababkę, odnaleźć ją samą lub przynajmniej jej potomków. Czy będzie to możliwe? Czy znajdzie odpowiedzi na wszystkie pytania?

Witajcie w Zaborzu. Tu każdy strzeże swoich tajemnic.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8103-788-4
Rozmiar pliku: 891 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Sier­pień 2009 roku

Mgnie­nie oka.

Cza­sem tyle wy­star­czy, aby czy­jeś ży­cie zmie­ni­ło się bez­pow­rot­nie.

Za­le­d­wie kil­ka se­kund wcze­śniej Ka­ro­la cie­szy­ła się pi­ęk­nym dniem. Mia­ro­wo wci­ska­ła pe­da­ły ro­we­ru, czu­jąc, jak po­wiew wia­tru wpe­łza pod lu­źną ko­szul­kę i chło­dzi jej cia­ło. Za­śmia­ła się gło­śno, kie­dy moc­niej­szy po­dmuch po­rwał jej dłu­gie wło­sy, aż za­wi­ro­wa­ły przy pra­wym po­licz­ku. Sierp­nio­we sło­ńce prze­ni­ka­ło przez li­ście drzew ro­snących przy dro­dze, kła­dąc na jezd­ni fa­lu­jące świa­tło­cie­nie. Ka­ro­la przy­mknęła oczy i unio­sła ku nie­mu uśmiech­ni­ętą twarz, aby przez chwi­lę na­pa­wać się cie­płym bla­skiem. Gdzieś za sobą usły­sza­ła na­ra­sta­jący ryk sil­ni­ków i na­tych­miast zje­cha­ła na po­bo­cze, po­nie­waż zbli­żał się ja­kiś sa­mo­chód. Jak oka­za­ło się chwi­lę pó­źniej, na­wet nie je­den, a dwa, ja­dące obok sie­bie tak szyb­ko, że ro­wer Ka­ro­li za­chwiał się pod wpły­wem pędu po­wie­trza, kie­dy kie­row­cy mi­nęli ją w rytm dud­ni­ącej z gło­śni­ków mu­zy­ki.

Dro­ga do Za­bo­rza wiła się wśród la­sów i obo­wi­ązy­wa­ło na niej znacz­ne ogra­ni­cze­nie pręd­ko­ści. Ka­ro­la od­no­si­ła jed­nak wra­że­nie, że kie­row­cy nic so­bie nie ro­bią z prze­pi­sów dro­go­wych. Pru­ją do­brze po­nad set­ką, oce­ni­ła, pa­trząc na zni­ka­jące za za­krętem auta. Po­kręci­ła gło­wą, w du­chu ubo­le­wa­jąc nad bez­my­śl­no­ścią lu­dzi, któ­rzy ze spo­koj­nej le­śnej dro­gi zro­bi­li so­bie tor wy­ści­go­wy. Ryk sil­ni­ków odro­bi­nę uci­chł, więc zno­wu sku­pi­ła się na przy­jem­no­ści, któ­rą da­wa­ła jej jaz­da w to pi­ęk­ne po­po­łud­nie. Szko­da, że Maj­ka…

Nie zdąży­ła na­wet do­ko­ńczyć tej my­śli, kie­dy usły­sza­ła od­głos gwa­łtow­ne­go ha­mo­wa­nia i zgrzyt me­ta­lu. A po­tem na­gle na­sta­ła ci­sza. Ka­ro­la prze­stra­szo­na za­chwia­ła się na sio­de­łku, a z jej ser­ca ule­ciał le­ni­wy spo­kój. Coś naj­wy­ra­źniej wy­da­rzy­ło się za za­krętem. Czy­żby któ­ryś z sza­lo­nych kie­row­ców stra­cił pa­no­wa­nie nad kie­row­ni­cą i ude­rzył w drze­wo? Nie zdzi­wi­ło­by jej to, sko­ro gna­li jak wa­ria­ci. Moc­niej na­ci­snęła pe­da­ły i przy­śpie­szy­ła, chcąc jak naj­szyb­ciej do­trzeć na miej­sce wy­pad­ku, aby spraw­dzić, czy nikt nie zo­stał po­szko­do­wa­ny. Może jed­nak nie, sko­ro po­now­nie usły­sza­ła war­kot sil­ni­ków i pisk opon. To do­brze, po­my­śla­ła, zno­wu zwal­nia­jąc. Nie ży­czy­ła źle ni­ko­mu, na­wet odro­bi­nę sza­lo­nym pi­ra­tom dro­go­wym.

Roz­lu­źni­ła się więc i zno­wu sze­ro­ko uśmiech­nęła, aż do mo­men­tu, kie­dy wy­je­cha­ła zza ko­lej­ne­go za­krętu i do­strze­gła le­żące­go na po­bo­czu mężczy­znę. Na­sto­lat­ka wła­ści­wie, tak na oko nie­wie­le star­sze­go od niej. Le­żał na wznak z roz­rzu­co­ny­mi ręka­mi, a pierw­sze, co rzu­ci­ło jej się w oczy, to jego noga dziw­nie wy­gi­ęta w ko­la­nie. Obok nie­go błysz­cza­ła w sło­ńcu zgi­ęta rama czar­ne­go ro­we­ru. Jed­no z kół na­dal odro­bi­nę się kręci­ło i kie­dy Ka­ro­li­na w ko­ńcu za­trzy­ma­ła się przy po­szko­do­wa­nym, za­sty­gło z prze­ci­ągłym jękiem.

Ka­ro­la pra­wie sfru­nęła z ro­we­ru i od­rzu­ci­ła go na bok, nie przej­mu­jąc się, że może za­ry­so­wać fio­le­to­wą ramę. Przez chwi­lę spa­ni­ko­wa­na za­sta­na­wia­ła się, co ro­bić. Co in­ne­go lek­cje edu­ka­cji dla bez­pie­cze­ństwa i za­jęcia z udzie­la­nia pierw­szej po­mo­cy, a co in­ne­go sa­mo­dziel­ne ra­to­wa­nie ludz­kie­go ży­cia. A prze­cież w przy­szło­ści za­mie­rza­ła stu­dio­wać me­dy­cy­nę. Prze­że­gnaw­szy się, uklęk­nęła przy nie­ru­cho­mym chu­dziel­cu i pró­bo­wa­ła ogar­nąć na­głą pust­kę w gło­wie. Myśl, Ka­ro­la! Co zro­bić naj­pierw? Za­wia­do­mić o wy­pad­ku ja­kieś słu­żby? Może… Wy­pa­da­ło­by spraw­dzić, czy chło­pak w ogó­le żyje, czy od­dy­cha, aby udzie­lić dys­po­zy­to­ro­wi po­go­to­wia rze­tel­nej in­for­ma­cji.

– Hej! – skrzy­wi­ła się, sły­sząc swój pi­skli­wy głos, więc od­chrząk­nęła i ode­zwa­ła się gło­śno po raz ko­lej­ny: – Sły­szysz mnie? Wszyst­ko w po­rząd­ku?

Ude­rzy­ła się otwar­tą dło­nią w czo­ło. Nie­bo­rak leży tu nie­przy­tom­ny, a ona pyta, czy wszyst­ko w po­rząd­ku. Prze­cież wi­dać, że nie!

Oce­ni­ła uło­że­nie gło­wy na­sto­lat­ka i za­uwa­ży­ła spły­wa­jącą po skro­ni krew, któ­ra zdąży­ła za­pla­mić jego roz­ja­śnio­ne sło­ńcem wło­sy. Po­trząsa­nie po­szko­do­wa­ne­go za ra­mio­na czy ru­sza­nie go ra­czej nie by­ło­by do­brym po­my­słem, więc zde­cy­do­wa­ła się uszczyp­nąć chło­pa­ka w ucho z na­dzie­ją, że ten się ock­nie. Prze­cze­ka­ła kil­ka pe­łnych na­pi­ęcia se­kund, ob­ser­wu­jąc jego twarz, ale nie za­uwa­ży­ła żad­nej zmia­ny.

– Co da­lej, Ka­ro­la? – za­sta­na­wia­ła się gło­śno, czu­jąc, jak ob­le­wa ją zim­ny pot. Z na­pi­ęcia jej ser­ce biło co­raz sil­niej. – Wła­śnie! Ser­ce! Spraw­dzić tęt­no i od­dech.

Uspo­ko­jo­na, że wie, jak po­stępo­wać, przy­ło­ży­ła dwa pal­ce do tęt­ni­cy szyj­nej chło­pa­ka, usi­łu­jąc wy­czuć puls. Gdy po­czu­ła pod opusz­ka­mi lek­kie drga­nia, ode­tchnęła z ulgą. Kie­dy jed­nak spoj­rza­ła na ze­ga­rek, skrzy­wi­ła się, po­nie­waż we­dług niej drgni­ęcia na­stępo­wa­ły w zbyt du­żych od­stępach cza­su.

Ale były! Za­ob­ser­wo­wa­ła rów­nież, że klat­ka pier­sio­wa chłop­ca uno­si się w płyt­kim od­de­chu. Żył…

Wszyst­kie czyn­no­ści dłu­ży­ły się w nie­sko­ńczo­no­ść, ale kie­dy otwo­rzy­ła klap­kę ko­mór­ki, ze zdzi­wie­niem uzmy­sło­wi­ła so­bie, że gdzieś w od­da­li na­dal sły­szy echo od­da­la­jących się z dużą pręd­ko­ścią sa­mo­cho­dów. Od cza­su kie­dy na po­bo­czu do­strze­gła po­szko­do­wa­ne­go, mu­sia­ło upły­nąć za­le­d­wie kil­ka­dzie­si­ąt se­kund. Dzi­ęki Bogu jej te­le­fon ła­pał tu za­si­ęg.

Szyb­ko wy­bra­ła nu­mer alar­mo­wy i nie­cier­pli­wie cze­ka­ła na po­łącze­nie.

– Chło­pak po­trąco­ny przez sa­mo­chód – po­in­for­mo­wa­ła chra­pli­wie dys­po­zy­to­ra. – Nie­przy­tom­ny, ale od­dy­cha sa­mo­dziel­nie. Kie­row­ca ucie­kł z miej­sca wy­pad­ku.

– Gdzie pani jest?

Nie zna­ła tych te­re­nów zbyt do­brze, ale tą aku­rat dro­gą je­cha­ła już wcze­śniej z Maj­ką.

– Znaj­du­ję się na szo­sie pro­wa­dzącej wzdłuż Je­zio­ra Ła­ńskie­go. Nie­daw­no mi­nęłam zjazd do Le­śni­czów­ki, ale nie do­ta­rłam jesz­cze do roz­wi­dle­nia bie­gnące­go do Za­bo­rza.

– Ro­zu­miem. Pro­szę mo­ni­to­ro­wać stan po­szko­do­wa­ne­go i uło­żyć go w po­zy­cji bocz­nej usta­lo­nej. Po­sta­ram się, aby ka­ret­ka do­ta­rła jak naj­szyb­ciej…

– Boję się ru­szać jego gło­wę… – oznaj­mi­ła ci­cho, ale po dru­giej stro­nie od­po­wie­dzia­ła jej je­dy­nie ci­sza. Po­łącze­nie zo­sta­ło ze­rwa­ne. Spoj­rza­ła zdzi­wio­na na te­le­fon i na­tych­miast zo­rien­to­wa­ła się dla­cze­go. Jej te­le­fon wła­śnie stra­cił za­si­ęg.

Wło­ży­ła go do kie­sze­ni spodni i za­częła po­wtór­ne oględzi­ny chło­pa­ka. Wy­gląda­ło na to, że nie od­nió­sł ja­kiś po­wa­żniej­szych ob­ra­żeń ze­wnętrz­nych. Poza ura­zem gło­wy oczy­wi­ście, ale prze­ko­na­ła się, że krew pra­wie prze­sta­ła pły­nąć. Nie wy­klu­cza­ło to jed­nak ob­ra­żeń we­wnętrz­nych, ale za­jęcie się nimi na szczęście nie le­ża­ło już w jej ge­stii. Tym zaj­mą się le­ka­rze w szpi­ta­lu.

Może jed­nak po­win­na roz­wa­żyć uło­że­nie go w po­zy­cji bez­piecz­nej? Upły­nęło już kil­ka mi­nut, a po­szko­do­wa­ny na­dal nie od­zy­skał przy­tom­no­ści. Na do­da­tek nie po­do­bał jej się od­cień jego skó­ry, któ­ra mimo opa­le­ni­zny po­wo­li za­czy­na­ła przy­bie­rać bar­wę po­pio­łu. Może po­win­na go czy­mś przy­kryć? Na prze­ja­żdżkę ro­we­rem nie za­bra­ła prze­cież ap­tecz­ki, więc nie dys­po­no­wa­ła ko­cem ter­micz­nym. W ple­ca­ku mia­ła jed­nak lek­ki swe­te­rek, któ­ry za­rzu­ci­ła chło­pa­ko­wi na ra­mio­na, sta­ra­jąc się jak naj­szczel­niej go okryć.

Jesz­cze raz przyj­rza­ła się jego twa­rzy. Nie okre­śli­ła­by jej jako su­per­przy­stoj­nej, ale miał w so­bie to nie­uchwyt­ne coś. W nor­mal­nych oko­licz­no­ściach pew­nie ro­bił na dziew­czy­nach wra­że­nie, zwłasz­cza że był dość pro­por­cjo­nal­nie zbu­do­wa­ny, co zdąży­ła do­strzec, kie­dy szu­ka­ła ob­ra­żeń na jego cie­le. Typ, któ­ry na­wet w ko­ron­kach i różu wy­gląda jak stu­pro­cen­to­wy fa­cet, uzna­ła, po­pra­wia­jąc na nim pu­dro­wy swe­ter z ko­ron­ko­wy­mi wstaw­ka­mi.

Ko­lej­ne mi­nu­ty wle­kły się nie­mi­ło­sier­nie, kie­dy cze­ka­ła na przy­jazd ka­ret­ki. Od mo­men­tu wy­pad­ku dro­gą nie prze­je­chał ża­den sa­mo­chód, któ­re­go kie­row­ca mó­głby jej po­móc. A przede wszyst­kim ją wes­przeć.

– Trzy­maj się – po­wie­dzia­ła na­gle do nie­przy­tom­ne­go chło­pa­ka, bio­rąc go za rękę, aby do­dać mu otu­chy. Skrzy­wi­ła się odro­bi­nę, czu­jąc, że dłoń jest nie­przy­jem­nie zim­na. – Po­moc jest już w dro­dze, po­win­ni tu do­trzeć lada chwi­la. W szpi­ta­lu raz dwa po­sta­wią cię na nogi i nie­dłu­go znów będziesz śmi­gał na ro­we­rze. Nie wiem tyl­ko, czy dasz radę ura­to­wać swo­je dwa kó­łka – za­fra­so­wa­ła się, rzu­ciw­szy po­now­nie okiem w kie­run­ku wy­gi­ętej ramy. – Z dru­giej stro­ny le­piej on niż ty.

Umil­kła na chwi­lę, ale, ina­czej niż pod­czas prze­ja­żdżki, pa­nu­jąca wo­kół ci­sza prze­szka­dza­ła jej co­raz moc­niej. To pew­nie z ner­wów, uzna­ła, po raz ko­lej­ny spraw­dza­jąc na tar­czy ze­gar­ka, któ­ra go­dzi­na.

– Nie wiem jak ty, ale przy­je­cha­łam do Plusk na wa­ka­cje do przy­ja­ció­łki. Przez dwa lata cho­dzi­ły­śmy ra­zem do gim­na­zjum, ale tuż przed wa­ka­cja­mi jej oj­ciec od­sze­dł do in­nej ko­bie­ty, a mama stwier­dzi­ła, że nie da rady utrzy­mać sie­bie i cór­ki ze swo­jej na­uczy­ciel­skiej pen­sji. Po­sta­no­wi­ły więc prze­pro­wa­dzić się na wieś do swo­jej ro­dzi­ny, zwłasz­cza że w tym sa­mym cza­sie ci­ężko za­cho­ro­wa­ła pra­bab­cia Maj­ki. Moja przy­ja­ció­łka dłu­go nie mo­gła prze­ba­czyć mat­ce, że w trze­ciej kla­sie mu­sia­ła zmie­nić szko­łę i za­miesz­kać gdzieś w le­śnej głu­szy. Ja z ko­lei sądzę, że te oko­li­ce są wy­jąt­ko­wo pi­ęk­ne. Kie­dy za­pro­si­ła mnie na wa­ka­cje, oka­za­ło się, że miesz­ka nie­da­le­ko… A ty dla­cze­go za­czy­nasz char­czeć?

Ka­ro­la za­mil­kła i uwa­żnie ob­ser­wo­wa­ła le­d­wie do­strze­gal­ne ru­chy klat­ki pier­sio­wej chło­pa­ka.

– Je­śli moje ga­da­nie ci prze­szka­dza, to się za­mknę – obie­ca­ła prze­stra­szo­na.

Z gar­dła chło­pa­ka prze­sta­ło się wy­do­by­wać dziw­ne rzęże­nie, a jego pie­rś po­ru­szy­ła się gwa­łtow­nie i za­sty­gła w bez­ru­chu.

– Hej! – po­kle­pa­ła go po po­licz­ku, czu­jąc, jak jej wła­sny od­dech przy­śpie­sza. – Nie rób mi tego, sły­szysz? ! Na­praw­dę po­tra­fię za­cho­wać ci­szę.

Po­chy­li­ła się nad jego twa­rzą i usi­ło­wa­ła wy­czuć stru­mień wy­dy­cha­ne­go przez nie­zna­jo­me­go po­wie­trza, ale bez­sku­tecz­nie. Nic…

– Nie… nie… nie… – Ka­ro­la za­częła po­pa­dać w pa­ni­kę. – Po­moc jest już w dro­dze… Od­dy­chaj! Pro­szę cię.

Jesz­cze raz spoj­rza­ła na klat­kę pier­sio­wą chło­pa­ka, ale ta ani drgnęła. Za­ci­snęła oczy… To zna­czy­ło… A je­śli usi­łu­jąc przy­wró­cić krąże­nie, wy­rządzi mu krzyw­dę? Po­ła­mie że­bra? Bie­dak już i tak ma uszko­dzo­ne ko­la­no…

– Idiot­ka – mruk­nęła. – Je­śli cze­goś nie zro­bisz, to w ogó­le prze­sta­nie po­trze­bo­wać że­ber, a ro­dzi­na za­cznie szu­kać trum­ny.

Wy­mie­rzy­ła so­bie men­tal­ny po­li­czek i ujęła w dło­nie gło­wę chło­pa­ka, roz­chy­la­jąc jed­no­cze­śnie jego usta. Po­chy­li­ła się i przy­lgnęła do nich war­ga­mi, jed­no­cze­śnie wy­pusz­cza­jąc zgro­ma­dzo­ne w ja­mie ust­nej po­wie­trze. I jesz­cze raz…

Te­raz trzy­dzie­ści uci­śni­ęć most­ka. Roz­pacz­li­wie szu­ka­ła w pa­mi­ęci ćwi­czo­ne­go nie­gdyś uło­że­nia dło­ni oraz miej­sca, w któ­rym po­win­na je umie­ścić na cie­le po­szko­do­wa­ne­go. I ru­szy­ła.

Raz, dwa, trzy… dwa­dzie­ścia dzie­wi­ęć, trzy­dzie­ści! – od­li­cza­ła w my­ślach, czu­jąc, jak pot spły­wa jej po ple­cach, a ręce drżą z wy­si­łku. Szyb­kie zer­k­ni­ęcie na klat­kę pier­sio­wą upew­ni­ło Ka­ro­lę, że chło­pak na­dal nie od­dy­cha.

– Bła­gam cię… – wy­szep­ta­ła, po­chy­la­jąc się, aby od­dać mu na­stęp­ne dwa od­de­chy. I zno­wu… Trzy­dzie­ści uci­śni­ęć… dwa od­de­chy… trzy­dzie­ści uci­śni­ęć… I tak bez ko­ńca.

Po ko­lej­nych za­uwa­ży­ła, że jego twarz jest mo­kra. Czy­żby pła­kał?

Nie… to ona za­le­wa­ła się łza­mi, dy­go­cząc jed­no­cze­śnie z wy­si­łku. Już nie mo­gła, po pro­stu nie była w sta­nie kon­ty­nu­ować. Po­mi­mo mrocz­ków przed ocza­mi po­sta­no­wi­ła spró­bo­wać jesz­cze raz. Może z mniej­szą ener­gią, ale da­lej po­bu­dza­ła jego ser­ce do pra­cy. I na­gle, kie­dy już pra­wie omdle­wa­ła, usły­sza­ła dźwi­ęk po­jaz­du na sy­gna­le. To ją zmo­ty­wo­wa­ło: ze­bra­ła reszt­ki drze­mi­ących w niej jesz­cze sił i co­raz szyb­ciej uci­ska­ła klat­kę pier­sio­wą chło­pa­ka.

– Że­byś nie wa­żył mi się tu te­raz umie­rać, sły­szysz? – wy­ce­dzi­ła przez za­ci­śni­ęte zęby. – Za­raz tu będą, więc, do cho­le­ry, za­cznij w ko­ńcu wal­czyć!

Wdmuch­nęła mu do ust po­wie­trze i roz­po­częła nową se­rię. Gdy ją sko­ńczy­ła, za­uwa­ży­ła, że je­den z ra­tow­ni­ków na­kła­da chło­pa­ko­wi na twarz ma­skę, a inny in­sta­lu­je ko­łnierz na jego szyi.

Ktoś do niej coś mó­wił, ale las wo­kół na­gle stał się ja­skra­wy, a po­tem za­chwiał się i dziw­nie po­czer­niał.

Gdy znów od­zy­ska­ła jako taką świa­do­mo­ść, stwier­dzi­ła, że sie­dzi w ja­dącej na sy­gna­le ka­ret­ce, a sil­na dłoń do­ci­ska jej klat­kę pier­sio­wą do ud. Nie wi­dzia­ła za do­brze – przed ocza­mi wi­ro­wa­ły jej żó­łto-sza­re wstęgi.

– Od­zy­sku­je przy­tom­no­ść – usły­sza­ła do­bie­ga­jący z da­le­ka głos.

– To do­brze – wy­mam­ro­ta­ła.

Po­sie­dzia­ła jesz­cze dość dłu­go zgi­ęta wpół, czu­jąc, jak po­wo­li wra­ca­ją jej siły. Kie­dy unio­sła gło­wę, je­den z ra­tow­ni­ków po­dał jej bu­tel­kę z wodą.

– Pora uzu­pe­łnić pły­ny – po­le­cił, po czym od­wró­cił się do le­żące­go chło­pa­ka. Ku swo­je uldze do­strze­gła, jak jego klat­ka pier­sio­wa uno­si się w od­de­chu.

– Uda­ło się… – wy­szep­ta­ła do sa­mej sie­bie.

W szpi­ta­lu ka­za­no jej cze­kać na po­li­cję i dok­to­ra, usia­dła więc na pla­sti­ko­wym krze­se­łku, ob­ser­wu­jąc drzwi, za któ­ry­mi znik­nął prze­jęty przez le­ka­rzy po­szko­do­wa­ny chło­pak.

Spoj­rza­ła na wy­świe­tlacz te­le­fo­nu i zo­ba­czy­ła trzy nie­ode­bra­ne po­łącze­nia od Maj­ki. Po­win­na do niej za­dzwo­nić, uspo­ko­ić ją, że wszyst­ko jest w po­rząd­ku, ale kom­plet­nie nie mia­ła na to ocho­ty. Kie­dy zo­ba­czy­ła dwóch mun­du­ro­wych kie­ru­jących się w jej stro­nę, Ka­ro­la za­częła co­raz moc­niej szlo­chać. Sama już nie wie­dzia­ła dla­cze­go. Prze­cież wszyst­ko sko­ńczy­ło się do­brze.

Po pro­stu mu­sia­ła!ROZDZIAŁ PIERWSZY

Zwol­nio­na:

Jak to zwol­nio­na? !

Ka­ro­la z nie­do­wie­rza­niem przy­gląda­ła się kie­row­ni­ko­wi ho­te­lu, w któ­rym pra­co­wa­ła od sze­ściu mie­si­ęcy. Zo­sta­ła za­trud­nio­na na sta­no­wi­sku re­cep­cjo­nist­ki, co może nie było pra­cą jej ma­rzeń, ale uzna­ła, że od cze­goś trze­ba za­cząć, aby po­wo­li piąć się po szcze­blach ka­rie­ry. Wy­bra­ła sto­sun­ko­wo nie­wiel­ki ho­tel, je­den z trzech znaj­du­jących się w rękach ro­dzi­ny Ob­cow­skich. Bie­gle zna­ła an­giel­ski, ale nie­źle ra­dzi­ła so­bie rów­nież w kon­tak­tach z fran­cu­sko­języcz­ny­mi go­śćmi. Chwa­lo­no jej kom­pe­ten­cje, ale przede wszyst­kim spo­kój, któ­ry oka­zy­wa­ła w kry­zy­so­wych sy­tu­acjach. Ni­g­dy nie tra­ci­ła cier­pli­wo­ści i mi­łe­go uśmie­chu, sta­ra­jąc się, w mia­rę swo­ich mo­żli­wo­ści, spe­łnić cza­sa­mi dość ory­gi­nal­ne ży­cze­nia go­ści.

W chwi­li kie­dy za­mie­rza­ła na­po­mknąć o pod­wy­żce, szef znie­nac­ka wręczył jej wy­po­wie­dze­nie.

– Czy ktoś zło­żył na mnie ja­kąś skar­gę? – wy­krztu­si­ła, kie­dy po raz trze­ci za­po­zna­ła się z jego tre­ścią. Gdy pierw­szy raz prze­bie­gła druk wzro­kiem, po­my­śla­ła, że to ja­kaś kosz­mar­na po­my­łka. W zwi­ąz­ku z tym za­po­zna­ła się z do­ku­men­tem po raz ko­lej­ny i na wszel­ki wy­pa­dek prze­czy­ta­ła go po raz trze­ci. Nie­ste­ty z tre­ści jed­no­znacz­nie wy­ni­ka­ło, że za dwa ty­go­dnie zo­sta­nie bez­ro­bot­na.

Po­ło­ży­ła do­ku­ment przed sobą na biur­ku i wbi­ła wzrok w sze­fa. Mężczy­zna lek­ko zmru­żył oczy i po­kręcił gło­wą.

– O ile mi wia­do­mo nie.

– To może mi pan wy­tłu­ma­czyć dla­cze­go? Za­le­d­wie ty­dzień temu by­łam wy­chwa­la­na pod nie­bio­sa przez pana Ob­cow­skie­go, a te­raz do­sta­ję kopa?

Jej zdzi­wie­nie od­cho­dzi­ło w nie­byt wraz z le­gen­dar­nym już sto­ic­kim spo­ko­jem. W ich miej­sce po­ja­wi­ły się roz­go­ry­cze­nie oraz po­cząt­ki gnie­wu, któ­ry jed­nak na­dal trzy­ma­ła pod ści­słą kon­tro­lą.

Kie­row­nik zmarsz­czył brwi, naj­wy­ra­źniej nie­za­do­wo­lo­ny z kie­run­ku, w któ­rym zmie­rza­ła ich roz­mo­wa.

– Wła­ści­ciel do­sze­dł do wnio­sku, że w tym mo­men­cie nie po­trze­bu­je­my aż tylu pra­cow­ni­ków. Pa­nią przy­jęli­śmy do pra­cy jako ostat­nią.

To aku­rat nie była do ko­ńca praw­da. W tym sa­mym cza­sie zo­sta­ła za­trud­nio­na rów­nież Agniesz­ka.

– Zwal­nia­cie mnie w kwiet­niu? Przed zbli­ża­jącym się se­zo­nem, kie­dy lu­dzie do­pie­ro za­czy­na­ją od­wie­dzać mia­sto? Kie­dy zje­żdża­ją wy­ciecz­ki szkol­ne? – iro­ni­zo­wa­ła. – Fak­tycz­nie: wy­jąt­ko­wo roz­sąd­na po­li­ty­ka ka­dro­wa.

Sko­ro de­cy­zja o jej zwol­nie­niu już za­pa­dła, mo­gła do­bit­nie po­wie­dzieć, co o tym sądzi. Ni­g­dy wcze­śniej nie dys­ku­to­wa­ła, tyl­ko gor­li­wie wy­pe­łnia­ła swo­je obo­wi­ąz­ki. I pro­szę jaka spo­tka­ła ją za to na­gro­da!

Kie­row­nik je­dy­nie wes­tchnął.

– Uwierz mi, gdy­by ta de­cy­zja na­le­ża­ła do mnie, pra­co­wa­ła­byś u nas da­lej. Nie­ste­ty mam zwi­ąza­ne ręce.

Ka­ro­la nie ode­zwa­ła się, tyl­ko wy­mow­nie po­pa­trzy­ła na sze­fa.

In­tu­icja pod­po­wia­da­ła jej, że zwol­nie­nie mia­ło wie­le wspól­ne­go z po­wo­ła­niem no­wej dy­rek­tor. Pani Ewa była je­dy­ną cór­ką wła­ści­cie­la i po­dej­mo­wa­ła wszyst­kie de­cy­zje do­ty­czące ho­te­lu, jako że oj­ciec zo­sta­wił jej wol­ną rękę. Na Ka­ro­li ko­bie­ta zro­bi­ła wy­jąt­ko­wo nie­ko­rzyst­ne wra­że­nie już pod­czas pre­zen­ta­cji, kie­dy pan Ob­cow­ski oso­bi­ście za­po­zna­wał ją z per­so­ne­lem. W od­ró­żnie­niu od ojca, któ­ry sta­rał się utrzy­my­wać w pra­cy miłą at­mos­fe­rę, nowa pani dy­rek­tor szyb­ko dała od­czuć pra­cow­ni­kom, kto tu rządzi. Na do­da­tek szyb­ko zna­la­zła wspól­ny język z jed­ną z dziew­czyn pra­cu­jących w re­cep­cji, Agniesz­ką. Ka­ro­la po­dej­rze­wa­ła, że Aga do­no­si no­wej sze­fo­wej o wszyst­kim. Co praw­da nie po­słu­gi­wa­ła się an­giel­skim tak do­brze, ale jako pu­pil­ka sze­fo­wej zna­la­zła się pod ochro­ną. Ka­ro­la z nie­sma­kiem wy­krzy­wi­ła usta.

– Chcę prze­pra­co­wać okres wy­po­wie­dze­nia i do­stać ekwi­wa­lent za nie­wy­ko­rzy­sta­ny urlop – oznaj­mi­ła ci­cho, do­cho­dząc do wnio­sku, że dal­sze roz­mo­wy będą pro­wa­dzić do­ni­kąd. Dy­rek­tor­ka z so­bie tyl­ko zna­nych po­wo­dów uzna­ła, że Ka­ro­la jest zbęd­na. Może chcia­ła przy­jąć do pra­cy ko­goś z po­le­ce­nia.

– Oczy­wi­ście, oczy­wi­ście…

Kie­row­nik po­ki­wał gor­li­wie gło­wą, ocie­ra­jąc pot z czo­ła chu­s­tecz­ką, szczęśli­wy, że tę nie­przy­jem­ną roz­mo­wę ma już za sobą. Kie­dy zo­stał we­zwa­ny przez dy­rek­tor­kę i do­wie­dział się, kto ma zo­stać zwol­nio­ny, zwąt­pił przez chwi­lę w zdro­wie psy­chicz­ne sze­fo­wej. Na mie­si­ąc przed zwy­cza­jo­wym na­jaz­dem go­ści wła­ści­ciel zwol­nił jed­ną z naj­bar­dziej kom­pe­tent­nych pra­cow­nic. Tę, któ­rej sam wró­żył ogrom­ną ka­rie­rę. Nie dys­ku­to­wał jed­nak, sko­ro Ob­cow­ska upa­rła się, aby za­ła­twić tę spra­wę szyb­ko i mo­żli­wie dys­kret­nie. Ka­ro­li­na Dziar­ska jest mło­da i szyb­ko znaj­dzie coś in­ne­go, zwłasz­cza że za­mie­rzał jej wy­sta­wić en­tu­zja­stycz­ną opi­nię. On nie­ste­ty li­czył już lata do eme­ry­tu­ry i nie miał ocho­ty się na­ra­żać wy­nio­słej pra­co­daw­czy­ni. Gdy­by jesz­cze była rów­nie kom­pe­tent­na, co wy­stro­jo­na…

Ka­ro­la po po­wro­cie do pra­cy z tru­dem za­cho­wy­wa­ła pro­fe­sjo­nal­ny uśmiech. Za­ła­twia­ła ko­lej­ne spra­wy, od­bie­ra­ła te­le­fo­ny, a w du­chu py­ta­ła sie­bie, dla­cze­go taka nie­spra­wie­dli­wo­ść przy­da­rzy­ła się wła­śnie jej. Do tej pory uwa­ża­ła, że aby osi­ągnąć suk­ces, wy­star­czy się sta­rać i zdo­by­wać wie­dzę. Wy­po­wie­dze­nie, te­raz bez­piecz­nie spo­czy­wa­jące w jej to­reb­ce, prze­ko­na­ło ją, że lu­dzie po­stępu­ją słusz­nie je­dy­nie wte­dy, gdy nie go­dzi to w ich in­te­re­sy. A przy­naj­mniej pe­wien typ lu­dzi, po­my­śla­ła, ob­ser­wu­jąc prze­cho­dzącą obok niej Ob­cow­ską, któ­ra rzu­ci­ła jej pe­łen sa­tys­fak­cji uśmiech. Kie­dy go­dzi­nę pó­źniej za­ko­ńczy­ła zmia­nę, chwy­ci­ła za te­le­fon. Ku swo­jej uldze szyb­ko usły­sza­ła w apa­ra­cie zna­jo­my głos.

– Po pro­stu nie uwie­rzysz, co się sta­ło… – roz­po­częła ty­ra­dę.

Po tym, jak prze­ga­da­ła pół go­dzi­ny, sie­dząc na ław­ce w par­ku, po­czu­ła się odro­bi­nę le­piej. Maj­ka jak zwy­kle mia­ła ra­cję. Świat nie ko­ńczy się na ho­te­lu Pod Zło­tą Ci­żem­ką. Ko­rzyst­niej fak­tycz­nie zmie­nić pra­cę, niż wy­pru­wać so­bie żyły w miej­scu, w któ­rym nie ma przej­rzy­stych za­sad. Może się już po­chwa­lić spo­rym do­świad­cze­niem za­wo­do­wym, co po­zwo­li jej zna­le­źć inną, lep­szą pra­cę. A pra­co­wać musi, je­śli kie­dyś chce unie­za­le­żnić się od bab­ci i pó­jść na swo­je. Nie mo­gła się tego do­cze­kać.

Ko­niecz­no­ść wiecz­ne­go pod­po­rząd­ko­wy­wa­nia się za­sa­dom star­szej pani od­bie­ra­ła jako co naj­mniej śmiesz­ną. Jej dziad­ka wy­cho­wy­wa­no wy­jąt­ko­wo su­ro­wo i do­kład­nie te samy za­sa­dy wpro­wa­dził w swo­im domu w sto­sun­ku do mamy Ka­ro­li. Kie­dy do­da­wa­ła do nich na­do­pie­ku­ńczo­ść se­nior­ki, Ka­ro­li ab­so­lut­nie nie dzi­wi­ło, że mama wcze­śnie wy­szła za mąż, a po­tem ko­rzy­sta­ła z ka­żdej oka­zji, aby wy­je­żdżać z oj­cem. Cho­ciaż wła­snym dzie­ciom sta­ra­ła się za­pew­nić swo­bod­ne dzie­ci­ństwo, wol­no­ść na­tych­miast ko­ńczy­ła się, kie­dy wraz z bra­tem lądo­wa­li u dziad­ków i mu­sie­li prze­strze­gać se­tek re­guł. Te­raz, jako do­ro­sła ko­bie­ta, nie po­trze­bo­wa­ła opie­ku­na, ale ma­mie za­le­ża­ło, aby ktoś w cza­sie jej nie­obec­no­ści przy­pil­no­wał bab­ci. Po­zba­wio­na pra­cy i źró­dła do­cho­du mo­gła u niej utknąć na dłu­żej, więc czu­ła się zde­ter­mi­no­wa­na, aby zna­le­źć coś jak naj­szyb­ciej. Se­nior­ka wy­ko­rzy­sta­ła­by tę sy­tu­ację jako ar­gu­ment, aby Ka­ro­la prze­nio­sła się do niej na sta­łe. Na tę myśl po­czu­ła prze­szy­wa­jące dresz­cze.

Oczy­wi­ście nie było mowy, aby otrzy­ma­ła kre­dyt na kup­no wła­sne­go miesz­ka­nia. Do pe­łni szczęścia wy­star­czy­ło­by jej jed­nak wy­na­jęcie ma­łej ka­wa­ler­ki. Na­wet ta­kiej tyl­ko odro­bi­nę wi­ęk­szej od znacz­ka pocz­to­we­go. Nie mu­sia­ła­by dłu­żej słu­chać uwag, że jej spód­nicz­ki nie si­ęga­ją wy­star­cza­jąco da­le­ko przed ko­la­no, a spodnie by­wa­ją zbyt opi­ęte. Że nie sie­dzi wy­star­cza­jąco pro­sto, za­da­je się z nie­od­po­wied­ni­mi oso­ba­mi, a jej lek­tu­ry są nie­do­sta­tecz­nie am­bit­ne. Że spó­źni­ła się do domu o mi­nu­tę.

A wła­śnie… Ka­ro­la ner­wo­wo zer­k­nęła na ze­ga­rek usta­wio­ny do­kład­nie we­dług cza­su wska­zy­wa­ne­go przez ku­chen­ny ze­gar bab­ci i na­tych­miast po­de­rwa­ła się z ław­ki. Mia­ła do­kład­nie sie­dem mi­nut, aby do­biec do domu. W prze­ciw­nym ra­zie ko­ńców­ka pe­cho­we­go już dnia oka­że się jesz­cze gor­sza.

Spo­co­na zgi­ęła się wpół i dy­sząc ci­ężko, na­ci­snęła na dzwo­nek w chwi­li, kie­dy ze­gar za­czął wy­bi­jać siód­mą. Zdąży­ła! Drzwi uchy­li­ły się, uka­zu­jąc szczu­płą syl­wet­kę star­szej damy. Ta zmarsz­czy­ła z nie­sma­kiem brwi, wi­dząc, jak wnucz­ka ci­ężko opie­ra się o fra­mu­gę cała za­czer­wie­nio­na i na do­da­tek z grzyw­ką przy­le­pio­ną do zro­szo­ne­go po­tem czo­ła. Na szczęście nie ode­zwa­ła się ani sło­wem, tyl­ko po­zwo­li­ła za­sa­pa­nej Ka­ro­li we­jść do środ­ka i ści­ągnąć mo­ka­sy­ny oraz lek­ką kurt­kę.

Ka­ro­li­na za­nio­sła to­reb­kę do swo­jej sy­pial­ni i uda­ła się do ła­zien­ki, aby umyć ręce. Pó­źniej prze­szła do ja­dal­ni, gdzie na sto­le cze­ka­ła już na nią pa­ru­jąca za­pie­kan­ka ma­ka­ro­no­wa. Pierw­szy kęs upew­nił ją, że war­to było biec przez wi­ęk­szo­ść dro­gi i na­ba­wić się kol­ki, po­nie­waż co­kol­wiek by mó­wić o jej bab­ci, ta go­to­wa­ła po pro­stu bo­sko!

Wró­ci­ła­by mi­nu­tę pó­źnej i z wnętrz­no­ścia­mi gra­jący­mi z gło­du na­wet nie mar­sza, ile skocz­ne­go obe­rka, ob­ser­wo­wa­ła­by, jak bab­cia sama po­wo­li de­lek­tu­je się za­pie­kan­ką. Spó­źnia­jący się, we­dług pani Arendt, nie za­słu­gu­ją na po­si­łek i mogą cho­dzić spać głod­ni. Oczy­wi­ście po wcze­śniej­szej roz­mo­wie dys­cy­pli­nu­jącej, któ­ra przy­po­mi­na­ła­by nie­sfor­nej wnucz­ce o pa­nu­jących u Arend­tów za­sa­dach. To, że Ka­ro­li­na już daw­no ode­bra­ła do­wód oso­bi­sty, po­zo­sta­wa­ło zu­pe­łnie nie­istot­ne, sko­ro miesz­ka­ła u bab­ci. Jej dom, jej za­sa­dy.

– Kie­dy po­sprzątasz w kuch­ni, zrób nam her­ba­ty. Mu­si­my po­roz­ma­wiać – oznaj­mi­ła do­stoj­nie star­sza pani, po czym prze­szła do sa­lo­nu.

Ka­ro­la po raz ko­lej­ny tego dnia ob­la­ła się po­tem, tym ra­zem lo­do­wa­tym. Do­brze, że na­dal sie­dzia­ła, po­nie­waż bab­ci­na po­trze­ba roz­mo­wy mo­gła su­ge­ro­wać pod­jęcie tyl­ko jed­ne­go te­ma­tu.

Dziew­czy­na po­wo­li zbie­ra­ła na­czy­nia ze sto­łu i jesz­cze wol­niej prze­no­si­ła je do kuch­ni. Pa­mi­ęta­jącą jesz­cze cza­sy przed­wo­jen­ne por­ce­la­nę pani Arendt na­le­ża­ło ostro­żnie myć w zle­wie. Nie nada­wa­ła się do zmy­war­ki, więc na­wet gdy­by ten dia­bel­ski wy­na­la­zek zo­stał przez sta­rusz­kę za­apro­bo­wa­ny i ku­pio­ny, nie wy­ręczy­łby Ka­ro­li w tym znie­na­wi­dzo­nym przez nią za­jęciu. Przy in­nych oka­zjach zmęczo­na dziew­czy­na pew­nie bur­cza­ła­by pod no­sem, uwa­żnie po­cie­ra­jąc gąb­ką na­sączo­ną pły­nem ko­lej­ne na­czy­nia. Tego wie­czo­ru myła ka­żdy ta­lerz nad­zwy­czaj do­kład­nie, po czym rów­nie sta­ran­nie osu­sza­ła go płó­cien­ną ście­recz­ką i cho­wa­ła do szaf­ki. Cały czas łu­dzi­ła się, że bab­cia po­czu­je się na tyle stru­dzo­na, aby pó­jść spać, za­nim Ka­ro­li­na sko­ńczy ku­chen­ne po­rząd­ki. Jed­nak po­mi­mo że moc­no nad­sta­wia­ła ucha, nie usły­sza­ła żad­nych dźwi­ęków świad­czących o tym, że se­nior­ka wcze­śniej uda się na spo­czy­nek. Kie­dy ostat­ni wy­pu­co­wa­ny ta­lerz zna­la­zł się w szaf­ce, a w fi­li­żan­kach wy­lądo­wał per­fek­cyj­nie za­pa­rzo­ny earl grey, Ka­ro­la po­wędro­wa­ła z tacą do sa­lo­nu.

– Już my­śla­łam, że oso­bi­ście zbie­rasz her­ba­tę na Cej­lo­nie, za­miast po pro­stu za­lać tę, któ­rą ku­pi­łam – po­wie­dzia­ła pani Arendt i zgar­nęła z tacy fi­li­żan­kę ze spodkiem. – Sia­daj.

Ka­ro­la za­jęła miej­sce obok bab­ci, pro­stu­jąc au­to­ma­tycz­nie ple­cy i w du­chu go­dząc się z nie­unik­nio­nym. Po­nu­ro ob­ser­wo­wa­ła, jak nad fi­li­żan­ka­mi uno­si się para.

– Przej­rza­łam twój gra­fik i za­uwa­ży­łam, że so­bot­ni wie­czór masz wol­ny. To do­brze, po­nie­waż spo­dzie­wa­my się go­ści.

Ka­ro­la na­wet nie mru­gnęła i sta­ra­ła się wy­glądać na mak­sy­mal­nie roz­lu­źnio­ną. Uzmy­sło­wi­ła so­bie, że nie może się przy­znać bab­ci do utra­ty pra­cy. Sta­rusz­ka i tak była jak ta­ran przy drzwiach z dyk­ty: roz­bi­ja­ła w drza­zgi ka­żdą pró­bę opo­ru. Kie­dy do­wie się, że z ho­te­lo­wej ka­rie­ry Ka­ro­li­ny wy­szło wiel­kie nic, będzie drążyć tak dłu­go, aż dziew­czy­na ustąpi. Cho­ćby po to, by nie wy­lądo­wać u czub­ków. Albo za krat­ka­mi, kie­dy w na­pa­dzie sza­łu udu­si bab­cię, żeby na­resz­cie po­wstrzy­mać jej spi­ski.

Po­nu­ro po­my­śla­ła, że po­pra­co­wa­ła­by jesz­cze mie­si­ąc, góra dwa, i pew­nie odło­ży­ła­by pie­ni­ądze na kau­cję za miesz­ka­nie. A ro­dzi­com może uda­ło­by się spa­cy­fi­ko­wać za­sad­ni­czą sta­rusz­kę po po­wro­cie.

– Ja­kieś two­je zna­jo­me? – spy­ta­ła, za­ci­ska­jąc w my­ślach kciu­ki.

– Mo­żna tak okre­ślić na­szych go­ści. – Bab­cia kró­lew­sko ski­nęła gło­wą i wska­za­ła na pe­łną fi­li­żan­kę wnucz­ki. – Nie pi­jesz?

Ka­ro­la na­tych­miast zła­pa­ła za spode­czek i opró­żni­ła fi­li­żan­kę trze­ma hau­sta­mi, wy­wo­łu­jąc skrzy­wie­nie na twa­rzy star­szej pani.

– Ile razy cię uczy­łam? Praw­dzi­wa dama sączy na­pój, a nie żło­pie jak chłop ja­kieś piw­sko w spe­lu­nie.

Ka­ro­la na­bra­ła po­wie­trza kil­ka razy i uśmie­cha­jąc się, ele­ganc­kim ru­chem po­sta­wi­ła fi­li­żan­kę na ła­wie, pil­nu­jąc, aby por­ce­la­na nie wy­da­ła naj­mniej­sze­go dźwi­ęku.

– Tak, bab­ciu. Nie raz. Mia­łam jed­nak dzi­siaj wy­jąt­ko­wo trud­ny dzień i chcia­ła­bym się już odświe­żyć i po­ło­żyć.

Bab­cia spoj­rza­ła na nią bez śla­du wspó­łczu­cia w nie­bie­skich oczach.

– Gdy­byś mnie słu­cha­ła, już daw­no by­ła­byś mężat­ką i nie mu­sia­ła­byś na­wet ki­wać pal­cem poza do­mem. Wam, mło­dym, wy­da­je się jed­nak, że po­zja­da­li­ście wszyst­kie ro­zu­my i wszyst­ko wie­cie le­piej. Nas z dziad­kiem wy­cho­wa­no ina­czej i wy­szło nam to tyl­ko na do­bre.

Ka­ro­la siłą po­wstrzy­ma­ła się od prze­wró­ce­nia ocza­mi, co spo­wo­do­wa­ło­by trwa­jący go­dzi­nę wy­kład. Po­li­czy­ła w my­ślach do dzie­si­ęciu, wzi­ęła trzy głębo­kie od­de­chy i kie­dy już zy­ska­ła pew­no­ść, że jej wy­po­wie­dź będzie spo­koj­na, od­wa­ży­ła się ode­zwać:

– Bab­ciu, dzi­siaj ko­bie­ty ro­bią ka­rie­rę na rów­ni z mężczy­zna­mi. Mamy dwu­dzie­sty pierw­szy wiek i…

– Ro­bią ka­rie­rę – bez­par­do­no­wo we­szła jej się w sło­wo bab­cia – po­nie­waż te bie­dacz­ki nie mają in­ne­go wy­jścia. W domu nie na­uczo­no ich, że mo­żna żyć ina­czej, a nie tyl­ko go­nić za mrzon­ka­mi. To ta­kie wul­gar­ne, ko­cha­nie. Przy wła­ści­wym mężczy­źnie ko­bie­ta może się spe­łniać w spo­sób od­po­wied­ni dla sie­bie. Ja na przy­kład ni­g­dy nie mu­sia­łam pra­co­wać za­wo­do­wo, two­ja mat­ka rów­nież. Nie poj­mu­ję przy­czyn, dla któ­rych ty za­ha­ro­wu­jesz się dla ko­goś ob­ce­go, za­miast sie­dzieć w domu i ko­rzy­stać z ży­cia.

Ka­ro­la zno­wu li­czy­ła w my­ślach, jed­nak na­wet do­li­cze­nie do set­ki nie zmniej­szy­ło po­zio­mu jej iry­ta­cji. Bab­cia świet­nie od­na­la­zła­by się w dzie­wi­ęt­na­stym wie­ku w roli wiel­mo­żnej pani wy­ży­wa­jącej się na słu­żbie. Mąż i teść świet­nie ją wy­tre­so­wa­li, tak przy­naj­mniej twier­dzi­ła mama Ka­ro­li. Dziew­czy­na jed­nak mia­ła nie­co wi­ęk­sze am­bi­cje, niż przez całe ży­cie po­da­wać mężczy­źnie kap­cie i obiad­ki oraz dbać o jego świet­ny hu­mor. Naj­chęt­niej wprost po­wie­dzia­ła­by sta­rusz­ce, co o tym wszyst­kim my­śli, jed­nak nie chcia­ła, aby bab­cia po­now­nie wy­lądo­wa­ła w szpi­ta­lu z po­wo­du nie­bez­piecz­ne­go sko­ku ci­śnie­nia spo­wo­do­wa­ne­go ogni­stą wy­mia­ną zdań. Przed wy­jaz­dem ro­dzi­ców prze­cież obie­ca­ła im, że pod­czas spra­wo­wa­nia opie­ki nad star­szą damą nie da się spro­wo­ko­wać. Nie­ste­ty już dru­gie­go dnia po prze­pro­wadz­ce do bab­ci za­częła się za­sta­na­wiać, czy w tym wy­pad­ku za­cho­wy­wa­nie spo­ko­ju przy­pad­kiem nie jest sy­zy­fo­wą pra­cą. Pani Arendt umia­ła ją bo­wiem zi­ry­to­wać jak nikt inny. Ko­niecz­no­ść dzie­le­nia cze­rech ścian z kon­tro­lu­jącą bab­cią jak nic wcze­śniej zmo­ty­wo­wa­ło Ka­ro­lę do na­tych­mia­sto­we­go zna­le­zie­nia pra­cy.

– No, to wy­gląda na to, że usta­li­ły­śmy już wszyst­ko. – Pani Arendt prze­chy­li­ła fi­li­żan­kę i wy­pi­ła ostat­ni łyk her­ba­ty. A Ka­ro­li­na, któ­ra w cza­sie mo­no­lo­gu bab­ci po­grąży­ła się w roz­my­śla­niach, go­rącz­ko­wo za­sta­na­wia­ła się, o czym zde­cy­do­wa­ła star­sza pani. I ja­kie cze­ka­ją ją wo­bec tego nie­spo­dzian­ki w so­bot­ni wie­czór.

Ko­lej­na noc w pra­cy by­naj­mniej nie na­sta­wi­ła jej bar­dziej opty­mi­stycz­nie, zwłasz­cza kie­dy za­uwa­ży­ła zmia­ny na­nie­sio­ne przez dy­rek­tor­kę w gra­fi­ku. Zgod­nie z nimi mia­ła prze­pra­co­wać nie­dzie­lę, a po­tem przy­cho­dzić na noc­ne zmia­ny. I tak do ko­ńca okre­su wy­po­wie­dze­nia. Ozna­cza­ło to do­trzy­my­wa­nie bab­ci to­wa­rzy­stwa w ci­ągu dnia. Cho­ciaż… zmie­nio­ny gra­fik miał też swo­je ja­sne stro­ny. Kie­dy star­sza pani zaj­mie się plot­ka­mi z któ­rąś z roz­licz­nych przy­ja­ció­łek, Ka­ro­la zy­ska czas ko­niecz­ny do zak­tu­ali­zo­wa­nia CV. Dzi­ęki Bogu zna bi­blio­te­ki z do­stępem do in­ter­ne­tu, w któ­rych mo­gła po­szu­kać ofert pra­cy, po­nie­waż bab­cia nie za­mie­rza­ła za­pra­szać do domu tego dia­bel­skie­go wy­na­laz­ku. Na­stęp­nie oso­bi­ście za­wie­zie pa­pie­ry wszędzie tam, gdzie mo­gła­by li­czyć na etat.

Po wie­czor­nym za­mie­sza­niu z za­kwa­te­ro­wa­niem gru­py szkol­nej oko­ło dwu­dzie­stej pierw­szej opa­dła z ulgą na krze­sło za ladą re­cep­cji i za­bra­ła się do wstu­ki­wa­nia do sys­te­mu da­nych mło­dych go­ści. W pew­nym mo­men­cie jej sku­pie­nie zo­sta­ło prze­rwa­ne przez pu­ka­nie w drew­nia­ny blat.

Ka­ro­la ode­rwa­ła wzrok od mo­ni­to­ra i spoj­rza­ła na sto­jące­go przed ladą na­sto­lat­ka odzia­ne­go je­dy­nie w ko­szul­kę i szor­ty.

– Czym mogę słu­żyć? – spy­ta­ła, ob­da­rza­jąc mło­dzie­ńca pro­fe­sjo­nal­nym uśmie­chem.

– Ki­bel się za­tkał. Po­kój 23 – rzu­cił i po­mknął w stro­nę win­dy.

Cóż, za­tka­na to­a­le­ta będzie mu­sia­ła po­cze­kać, aż w holu po­ja­wi się któ­ryś z pra­cow­ni­ków ho­te­lu. A jesz­cze le­piej, aż przyj­dzie do pra­cy któ­raś z ho­te­lo­wych zło­tych rączek. Ka­ro­la pra­wie nie­wi­docz­nie wzru­szy­ła ra­mio­na­mi i po­wró­ci­ła do prze­rwa­ne­go za­jęcia. Po pi­ęt­na­stu mi­nu­tach ktoś chrząk­nął jej nad uchem. Tym ra­zem przed ladą sta­ło już dwóch skąpo odzia­nych na­sto­lat­ków.

– Po­ja­wi się ktoś w ko­ńcu, że­by­śmy mo­gli we­jść do ła­zien­ki? Star­sze tru­ją, że mamy się umyć przed ci­szą noc­ną.

– A pró­bo­wa­li pa­no­wie użyć spłucz­ki?

– Nie je­stem de­bi­lem – zde­ner­wo­wał się je­den z na­sto­lat­ków. – Po­kój 23 i niech się pani w ko­ńcu ru­szy.

Nim za przy­szło­ścią na­ro­du za­mknęły się drzwi win­dy, zdąży­ła jesz­cze usły­szeć ko­men­tarz na te­mat swo­je­go ko­lo­ru wło­sów i po­wi­ąza­ne­go z nim ilo­ra­zu in­te­li­gen­cji. Wes­tchnęła, wy­bra­ła nu­mer do re­stau­ra­cji i po­pro­si­ła, aby jed­na z ko­le­ża­nek za­stąpi­ła ją na chwi­lę za bla­tem re­cep­cji. Na­stęp­nie uzbro­jo­na w po­rwa­ny z kan­tor­ka sprząta­czek prze­py­chacz sa­ni­tar­ny ru­szy­ła po scho­dach. Otwo­rzył jej świe­cący gołą kla­tą na­sto­la­tek, któ­re­go już zna­ła z re­cep­cji.

– Na­resz­cie – mruk­nął, po czym ru­szył w głąb po­ko­ju, aby prze­pu­ścić ją do ła­zien­ki.

Wzi­ęła głębo­ki od­dech i przy­go­to­wa­ła się men­tal­nie na ko­niecz­no­ść wy­ko­na­nia nie­przy­jem­nej pra­cy. Je­den rzut oka upew­nił ją, że musz­la jest prze­pe­łnio­na, ale po­sta­no­wi­ła, że nim za­cznie pra­co­wać prze­py­cha­czem, spró­bu­je jesz­cze raz spu­ścić wodę.

– Pani, to nie dzia­ła – oznaj­mił, pa­trząc na nią z góry, tycz­ko­wa­ty ru­dzie­lec.

Ka­ro­la nie wda­wa­ła się z nim w dys­ku­sje, tyl­ko opu­ści­ła kla­pę se­de­su i ener­gicz­nie na­ci­snęła oba przy­ci­ski. Gdy po­jem­nik się na­pe­łnił, zro­bi­ła to po­now­nie i do­pie­ro wte­dy unio­sła de­skę w górę. Ku swo­jej uldze zo­ba­czy­ła je­dy­nie czy­stą wodę, co uwol­ni­ło ją od ma­new­ro­wa­nia prze­py­cha­czem na oczach mło­dych go­ści.

– Pro­szę bar­dzo – ob­da­rzy­ła ich mi­łym uśmie­chem.

Roz­ne­gli­żo­wa­ne­mu chło­pa­ko­wi ru­mie­niec si­ęgał już do szyi, a jego ko­le­ga wy­glądał na rów­nie za­wsty­dzo­ne­go. Nim za­mknęła za sobą drzwi, usły­sza­ła ci­che „dzi­ęku­ję”. I jesz­cze cich­sze „prze­pra­szam”.

Scho­dząc, po­my­śla­ła, że przy­naj­mniej je­den gów­nia­ny pro­blem ma już z gło­wy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: