Sprawność emocjonalna - ebook
Sprawność emocjonalna - ebook
Jak rozumieć niewerbalny język emocji? Jak się nim posługiwać, by lepiej wyrazić to, jak się czujemy z tym, co robimy?
Sprawność emocjonalna to umiejętność, która pozwala nam być obecnymi w chwili bieżącej, dopasowując do niej odpowiednio nasze zachowania, tak byśmy prowadzili życie zgodne z naszymi intencjami i wartościami. Kluczem jest to, aby nie trzymać się kurczowo swoich emocji i myśli, a śmiało i ze zrozumieniem stawać z nimi twarzą w twarz i je przekraczać, tak by w naszym życiu mogły zaistnieć większe rzeczy.
Ta przełomowa książka pokazuje, jak przyjąć świadomą i akceptującą postawę wobec wszystkich swoich emocji oraz wyciągnąć naukę nawet z tych najtrudniejszych. Uczy, jak wyjść poza nasze zaprogramowane reakcje, by naprawdę żyć tu i teraz, reagować odpowiednio na zmieniające się okoliczności i działać w zgodzie z tym, co jest dla nas ważne.
Nie warto cenzurować swojej głowy ani zmuszać się do pozytywnego myślenia. W sprawności emocjonalnej chodzi o odprężenie się, uspokojenie oraz pamiętanie o tym, jakie są nasze najgłębsze wartości.
„Jednym z kluczy do szczęśliwego życia jest poznanie siebie. Sprawność emocjonalna pokazuje przełomowy sposób rozpoznawania uczuć i daje narzędzia, których potrzebujemy, aby uniknąć wpadania w koleiny emocjonalne, co utrudnia nam dążenie do większych celów. Ta książka jest objawieniem dla każdego, kto chce dokonać trwałej zmiany w swoim życiu”.
—Gretchen Rubin, autorka Projekt szczęście
„W czasach, gdy wyciszenie otaczającego nas ciągłego hałasu jest trudniejsze niż kiedykolwiek, pojawia się Sprawność emocjonalna, praktyczny, poparty nauką przewodnik, jak zyskać wgląd w siebie i żyć świadomie. Zachęcając nas do pracy z własnymi emocjami, a nie przeciwko nim, Susan David daje nam narzędzia, których potrzebujemy, aby być elastycznymi i odpornymi, abyśmy mogli nie tylko odnosić sukcesy, ale także naprawdę dobrze żyć”.
—Arianna Huffington, autorka Wyśpij się
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67327-32-9 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
------------------------------------------------------------------------
Od sztywności
do sprawności
Dawno temu, w czasach _Downton Abbey_ na początku XX wieku, postawny kapitan brytyjskiej marynarki wojennej stał na mostku okrętu, oglądając bajeczny spektakl wieczornego słońca chowającego się w morzu. Zgodnie z anegdotą miał już schodzić na kolację do mesy, gdy majtek pełniący służbę obserwacyjną zameldował:
– Światło, panie kapitanie, dwie mile na wprost nas.
Kapitan obrócił się w stronę steru.
– Porusza się czy jest nieruchome? – zapytał. (Były to czasy przed wynalezieniem radaru).
– Nieruchome.
– Więc daj mu sygnał – zakomenderował szorstko kapitan. – „Jesteście na kursie kolizji. Zmieńcie kurs o dwadzieścia stopni”.
Kilka chwil później nadeszła odpowiedź ze źródła światła: „Sugerujemy zmianę _waszego_ kursu o dwadzieścia stopni”.
Kapitan się oburzył. Nie tylko podważono jego autorytet, lecz na dodatek stało się to na oczach zwykłego marynarza!
– Wyślij kolejny sygnał – syknął. – „Tu okręt wojenny Jego Królewskiej Mości Defiant, trzydziestopięciotysięcznik klasy drednota. Zmieńcie kurs o dwadzieścia stopni”.
– Przyjąłem, sir – nadeszła odpowiedź. – Tu starszy marynarz O’Reilly. Macie natychmiast zmienić _swój_ kurs.
Spurpurowiały i bliski apopleksji kapitan wykrzyknął:
– Jesteśmy flagowym okrętem admirała George’a Atkinsona-Willesa! ZMIEŃCIE KURS O DWADZIEŚCIA STOPNI!
Zapadła długa cisza, zanim O’Reilly odpowiedział:
– Jesteśmy latarnią morską, sir.
Żeglując po wodach życia, nie mamy wielu sposobów na zorientowanie się, jaki kurs obrać i co nas czeka za chwilę. Nie dysponujemy latarniami morskimi, które ostrzegałyby nas przed skalistymi związkami. Na bocianim gnieździe nie stoi żaden marynarz, a na wieżyczce nie ma radaru, nic nie ostrzeże nas przed mieliznami, na których mogłyby utknąć nasze plany kariery. Mamy jednak emocje – doznania, takie jak strach, obawa, radość i uniesienie – neurochemiczny system, który rozwinął się w toku ewolucji, by pomagać nam w nawigowaniu po odmętach życia.
Emocje, od zaślepiającej złości po tkliwą miłość, są bezpośrednimi fizycznymi reakcjami ciała na ważne informacje ze świata zewnętrznego. Gdy nasze zmysły odbierają jakąś informację – sygnał niebezpieczeństwa, sugestię romantycznego zainteresowania, oznaki akceptacji bądź wykluczenia przez otoczenie – nasze ciało dostosowuje się do tych sygnałów. Serce bije nam szybciej lub wolniej, mięśnie napinają się lub rozluźniają, uwaga wyostrza się i koncentruje na zagrożeniu albo rozprasza w bezpiecznym cieple miłego towarzystwa.
Dzięki tym fizycznym reakcjom nasz stan wewnętrzny oraz zewnętrzne zachowanie są zharmonizowane z bieżącą sytuacją i mogą nam pomóc nie tylko utrzymać się przy życiu, lecz także w pełni z niego korzystać. Jak w przypadku latarni obsługiwanej przez O’Reilly’ego, nasz naturalny system nawigacyjny, który ukształtował się po milionach lat ewolucyjnych prób i błędów, jest znacznie bardziej użyteczny, gdy nie próbujemy z nim dyskutować.
Jednak nie zawsze jest to łatwe, bo nie wszystkie emocje są wiarygodne. Tylko w niektórych okolicznościach pozwalają nam przeniknąć przez mgłę gestów i póz, działając jak wewnętrzny radar, który daje nam adekwatny i wnikliwy odczyt tego, co rzeczywiście dzieje się w danej sytuacji. Któż nie miał intuicyjnych odczuć w stylu: „Ten gość kłamie” albo „Coś gryzie moją przyjaciółkę, chociaż twierdzi, że wszystko u niej w porządku”?
Jednak zdarza się też, że emocje wyciągają na wierzch zadawnione sprawy, zaburzając bolesnymi wspomnieniami jasną percepcję tego, co dzieje się tu i teraz. Potężne doznania tego typu mogą całkowicie przejąć kontrolę nad myśleniem, mącąc naszą zdolność trzeźwej oceny i pakując nas prosto na skały. W takich sytuacjach można wybuchnąć i – powiedzmy – chlusnąć drinkiem w twarz faceta, który łże jak z nut.
Oczywiście dorośli tylko sporadycznie tracą panowanie nad emocjami w stopniu, którego reperkusje towarzyskie utrzymują się potem przez długie lata. Zwykle potykamy się o własną nogę w mniej teatralny, bardziej podstępny sposób. Wielu ludzi przez większą część czasu daje się kierować emocjonalnemu autopilotowi, odpowiadając na różne sytuacje bez realnej świadomości tej reakcji czy nawet bez udziału woli. Z kolei inni boleśnie uświadamiają sobie ogrom energii, której wymaga od nich kontrolowanie czy tłumienie emocji, traktują więc owe emocje w najlepszym razie jak rozdokazywane dzieciaki, a w najgorszym jak zagrożenie dla swojej równowagi psychicznej. Jeszcze inni mają wrażenie, że własna emocjonalność nie pozwala im żyć tak, jakby chcieli, zwłaszcza gdy na jaw wychodzą uczucia notorycznie kłopotliwe, takie jak złość, wstyd lub lęk. W konsekwencji z biegiem czasu nasze reakcje na sygnały dobiegające z realnego świata mogą stawać się coraz wątlejsze i mniej naturalne, zwodząc nas z prawidłowego kursu, zamiast dbać o jego utrzymanie.
Będąc psychologiem oraz szkoleniowcem kadry zarządzającej, już przeszło dwadzieścia lat zajmuję się emocjami, ich oddziaływaniem na nas i naszym wpływem na nie. Gdy pytam niektórych swoich klientów, od jak dawna próbują dojść do porozumienia z konkretnymi nękającymi ich emocjami lub radzić sobie ze wzbudzającymi je sytuacjami, często słyszę w odpowiedzi: pięć, dziesięć, nawet dwadzieścia lat. A czasem pada stwierdzenie: „Od dzieciństwa”.
Oczywistą reakcją na to jest moje kolejne pytanie: „Czy w takim razie uważasz, że twój sposób postępowania się sprawdza?”.
Chciałabym, żeby ta książka pomogła ci lepiej poznać własne emocje, nauczyć się je akceptować i przestać z nimi walczyć, a następnie w pełni rozkwitnąć dzięki zwiększeniu swej sprawności emocjonalnej¹. Narzędzia i techniki, które tu zebrałam, nie zmienią cię w chodzącą doskonałość, istotę, której nigdy nie wymsknie się niestosowne słowo lub której nigdy nie rozstroi poczucie wstydu, winy, gniewu, lęku czy zagrożenia. Usilne dążenie do doskonałości – czy nieustającego szczęścia – narazi cię tylko na frustracje i niepowodzenia. Mam nadzieję, że zamiast tego pomogę ci pogodzić się z twoimi najtrudniejszymi emocjami oraz podniosę twoją zdolność do satysfakcjonujących relacji z ludźmi, realizowania celów i życia pełną piersią.
Ale to tylko „emocjonalny” człon sprawności emocjonalnej. Jej drugi element dotyczy procesów myślowych i zachowań – psychicznych i fizycznych nawyków, które również mogą utrudniać ci pełny rozkwit, zwłaszcza jeżeli upierasz się jak kapitan Defianta, by na nowe czy zaskakujące sytuacje reagować zawsze po staremu.
Utrwalone, sztywne reakcje mogą wynikać z tego, że zaczynasz dawać wiarę dobrze ci znanym, autodestrukcyjnym narracjom, które powtarzałeś sobie milion razy: „Jestem takim niezdarą”, „Zawsze muszę palnąć coś głupiego”, „Zawsze kładę uszy po sobie, gdy pora zawalczyć o coś, co mi się należy”. Schematyzm może wynikać też z naturalnego odwoływania się do mentalnych skrótów, czyli pewnych założeń czy oczekiwań, które teraz z góry przyjmujesz, ponieważ kiedyś się u ciebie sprawdziły (w dzieciństwie, w pierwszym małżeństwie, na wcześniejszym etapie kariery), choć już ci nie służą: „Nie wolno ufać ludziom”, „Sparzę się na tym”.
Coraz więcej przesłanek z badań naukowych pokazuje, że emocjonalne usztywnienie – kurczowe przywiązanie do myśli, odczuć i zachowań, które przestały nam służyć – wiąże się z wieloma psychicznymi problemami, w tym z depresją i lękiem. A sprawność emocjonalna – elastyczne podejście do myśli i uczuć, tak by w każdej sytuacji móc optymalnie reagować – stanowi klucz do dobrego samopoczucia i sukcesu.
Niemniej sprawność emocjonalna nie polega na cenzurowaniu tego, co się dzieje w naszej głowie, czy przymuszaniu się do bardziej pozytywnego myślenia. Badania pokazują też bowiem, że próby zmiany sposobu myślenia z negatywnego („Zawalę tę prezentację”) na pozytywny („Zobaczycie, jak wszystkim szczęki poopadają”) zwykle nie są skuteczne, a mogą nawet dawać efekt przeciwny do zamierzonego.
W sprawności emocjonalnej chodzi o odprężenie się, uspokojenie oraz działanie bardziej celowe – decydowanie o tym, jak reagować na sygnały z emocjonalnego systemu ostrzegawczego. Zgadza się to z podejściem opisanym przez Viktora Frankla, psychiatrę, który przeżył faszystowski obóz śmierci i z czasem napisał książkę _Człowiek w poszukiwaniu sensu_k1, nawołując do prowadzenia bardziej znaczącego życia, takiego, w którym może urzeczywistnić się potencjał człowieka. „Między bodźcem a reakcją jest przestrzeń” – pisał. „W tej przestrzeni tkwi nasza siła wyboru reakcji. A w naszej reakcji tkwią nasz rozwój i nasza wolność”.
Otwierając przestrzeń między tym, co się czuje, a tym, co się robi w reakcji na odczucia, sprawność emocjonalna pomogła ludziom zmierzyć się z wieloma trudnościami: negatywnym obrazem siebie, zawodem miłosnym, cierpieniem psychicznym, lękami, depresją, nawykowym odkładaniem wszystkiego na później, dotkliwymi zmianami itd. Jednak sprawność emocjonalna przydaje się nie tylko tym, którzy zmagają się z problemami. Jej koncepcja odwołuje się również do tych obszarów psychologiik2, w których analizuje się charakterystyczne cechy spełnionych ludzi, odnoszących różnego rodzaju sukcesy, w tym osób takich jak Viktor Frankl, który przeszedł przez niewyobrażalne piekło, by dokonywać wielkich rzeczy.
Ludzie tego typu są dynamiczni. Wykazują się elastycznością w relacjach z naszym szybko zmieniającym się, skomplikowanym światem. Dobrze znoszą wysoki poziom stresu i niepowodzenia, zachowując przy tym zapał, otwartość i chłonność. Rozumieją, że życie nie zawsze jest łatwe, ale nie powstrzymuje ich to przed przestrzeganiem wyznawanych wartości i zmierzaniem do wyznaczonych sobie wielkich, długofalowych celów. Ludzie ci, tak jak pozostali, doznają uczuć złości, smutku itp., ale traktują je z zaciekawieniem, współczuciem i akceptacją. I zamiast pozwalać, by uczucia spychały ich z obranego kursu, skutecznie realizują najwznioślejsze ambicje.
Moje zainteresowanie sprawnością emocjonalną i związanym z nią rodzajem odporności psychicznej zrodziło się w miejscu, w którym dorastałam, w Republice Południowej Afryki ery apartheidu. Gdy byłam dzieckiem w tym pełnym przemocy okresie przymusowej segregacji, prawdopodobieństwo, że Południowoafrykańczyk nauczy się czytać, było mniejsze niż to, że zostanie zgwałcony. Agenci służb bezpieczeństwa zabierali ludzi z domów i torturowali; policja strzelała do obywateli idących spokojnie do kościoła. Czarne i białe dzieci nie mogły stykać się ze sobą w żadnych obszarach życia społecznego – w szkołach, restauracjach, toaletach, kinach. Choć sama jestem biała i w związku z tym nie ucierpiałam w tak głęboko osobisty sposób jak czarni Południowoafrykańczycy, to ani ja, ani moi przyjaciele nie byliśmy całkiem bezpieczni. Moja przyjaciółka padła ofiarą zbiorowego gwałtu. Wujek został zamordowany. W konsekwencji już w młodym wieku zaczęłam się zastanawiać, jak ludzie radzą sobie (lub nie radzą) z chaosem i okrucieństwem wokół siebie.
Potem, gdy miałam szesnaście lat, u mojego czterdziestodwuletniego wówczas ojca zdiagnozowano raka w ostatnim stadium; zostało mu tylko kilka miesięcy życia. Było to dla mnie traumatyczne i izolujące doświadczenie. Nie miałam wokół siebie wielu dorosłych, którym mogłabym się zwierzyć, a nikt z moich rówieśników nie przeszedł przez nic podobnego.
Na szczęście miałam bardzo wrażliwą nauczycielkę angielskiego, która zachęcała uczniów do prowadzenia dziennika. Mogliśmy pisać, o czym tylko chcieliśmy, ale każdego popołudnia mieliśmy oddawać jej dziennik, aby mogła się do naszych notatek odnieść. W pewnym momencie zaczęłam pisać o chorobie, a potem o śmierci ojca. Nauczycielka dzieliła się szczerymi refleksjami na temat moich wpisów oraz zadawała pytania dotyczące doznawanych przeze mnie uczuć. Prowadzenie tego dziennika stało się dla mnie głównym źródłem wsparcia i wkrótce przekonałam się, że pomaga mi wyartykułować, zrozumieć i przetworzyć moje doświadczenia. Rozpacz po stracie ojca nie była przez to mniejsza, ale dziennik pozwolił mi wyjść z tej traumy. Uzmysłowił mi również znaczenie odważnego wglądu w trudne emocje, zamiast ich unikania, co skierowało mnie na ścieżkę zawodową, którą do dziś podążam.
Na szczęście apartheid w RPA należy już do przeszłości i – choć współczesne życie z pewnością też nie szczędzi smutków i tragedii – większość z was, czytających tę książkę, nie żyje w cieniu zinstytucjonalizowanej przemocy i opresji. Mimo to nawet w warunkach względnego spokoju i dobrobytu USA, gdzie mieszkam od ponad dziesięciolecia, prowadzenie satysfakcjonującego życia nastręcza wielu ludziom trudności. Niemal wszystkie znane mi osoby są zestresowane i przygniecione obowiązkami zawodowymi i rodzinnymi, wymaganiami dotyczącymi zdrowia, obciążeniami finansowymi oraz nawałem innych powinności, które wraz z presją wielkich oddziaływań społecznych, takich jak rozregulowana gospodarka, gwałtowne zmiany kulturowe i niesłabnące natarcie wytworów techniki, rozpraszają nas na każdym kroku.
Jednocześnie multitasking – idea wielozadaniowości, będąca dzisiejszą odpowiedzią na przeciążenie i przytłoczenie – wcale nie jest rozwiązaniem. W jednym z niedawnych badań stwierdzono, że jej konsekwencje dla efektywności są podobne do prowadzenia auta pod wpływem alkoholuk3. W innych badaniach wykazano, że codzienny stres o niskiej intensywności (wynikający z tego, że trzeba zrobić dzieciom kanapki do szkoły na ostatnią chwilę, że bateria komórki rozładowuje się tuż przed rozpoczęciem ważnej telekonferencji, że autobusy miejskie się spóźniają, a na stole piętrzy się stos rachunków) może prowadzić do zestarzenia się komórek mózgu o całą dekadę wcześniej, niż to powinno nastąpićk4.
Moi klienci nieustannie mówią mi, że wymogi współczesnego życia wywołują u nich poczucie, jakby dali się złapać na haczyk i rzucali się teraz jak ryba wyciągnięta z wody. Chcą zrobić w swoim życiu coś znaczącego, na przykład objechać świat, założyć rodzinę, zakończyć ważne przedsięwzięcie, odnieść sukces w pracy, rozkręcić własną firmę, wyzdrowieć czy nawiązać bliskie relacje ze swoimi dziećmi albo innymi członkami rodziny. Ale to, co robią na co dzień, ani na krok nie przybliża ich do spełnienia tych pragnień, a często stoi z nimi w jawnej sprzeczności. Nawet jeśli starają się odkryć, co jest dla nich dobre, i to zaakceptować, blokują ich nie tylko realne uwarunkowania, lecz także własne autodestrukcyjne myśli i zachowanie. Na dodatek ci z nas, którzy są rodzicami, martwią się, jak ten stres i przepracowanie odbije się na dzieciach. Nigdy nie było tak wielkiego zapotrzebowania na sprawność emocjonalną jak teraz. Ponieważ chodzimy wciąż po ruchomych piaskach, potrzeba nadzwyczajnej sprawności, by raz po raz się nie wywracać.
Sztywny czy sprawny?
Kiedy miałam pięć lat, postanowiłam uciec z domu. Zdenerwowałam się na rodziców – nie pamiętam już, o co poszło, ale pamiętam, jak myślałam, że jedynym rozsądnym posunięciem będzie ucieczka. Wzięłam z kuchni słoik masła orzechowego, trochę pieczywa i przezornie spakowałam to wszystko do małego plecaczka, założyłam czerwone klapki w białe groszki, otworzyłam drzwi i wyruszyłam na spotkanie wolności.
Ponieważ mieszkaliśmy niedaleko ruchliwej ulicy w Johannesburgu, rodzice od dawna wbijali mi do głowy, żebym nigdy, pod żadnym pozorem nie przechodziła przez nią sama. Gdy zbliżyłam się do jej rogu, zdałam sobie sprawę, że moja droga ku wielkiemu światu tu się właśnie kończy. Przekroczenie ulicy wiązałoby się ze złamaniem podstawowych reguł. Zrobiłam więc to, co zrobiłby każdy inny posłuszny pięcioletni uciekinier, któremu zabroniono przechodzenia przez jezdnię: skręciłam, tak by obejść kwartał. Zanim wróciłam do domu po swojej dramatycznej eskapadzie, minęło kilka godzin, w ciągu których okrążałam ten sam kwartał, wielokrotnie przechodząc obok naszej bramy.
Wszyscy tak postępujemy, choć rozmaicie się to przejawia. Drepczemy (czy biegamy) w kółko, posłuszni różnym zasadom – pisanym, domyślnym albo tylko wyobrażonym – dając się łapać na haczyk sposobom bycia i działania, które nam nie służą. Często mówię, że zachowujemy się jak mechaniczne zabawki, wielokrotnie zderzając się z tą samą ścianą, mimo że trochę w lewo albo w prawo mogą znajdować się otwarte drzwi.
Nawet gdy przyznamy, że wisimy na haczyku i potrzebujemy pomocy, ludzie, do których się o nią zwracamy – rodzina, przyjaciele, życzliwi szefowie, terapeuci – nie zawsze stają na wysokości zadania. Zazwyczaj borykają się z własnymi problemami, ograniczeniami i troskami.
Jednocześnie dzisiejsza kultura konsumencka promuje wizję, że można szybko zaradzić niemal wszystkiemu, co nam nie odpowiada, to zaś, czego nie da się naprawić, należy po prostu odrzucić lub zastąpić innym. Nieszczęśliwy w związku? Znajdź sobie nowego partnera lub partnerkę. Niezorganizowany? Jest na to apka. Tę samą filozofię przyjmujemy, gdy nie podoba nam się coś, co dzieje się w naszym świecie wewnętrznym. Idziemy na zakupy, wyszukujemy nowego psychoterapeutę albo postanawiamy uleczyć swoje nieszczęście i niezadowolenie „pozytywnym myśleniem”.
Niestety nic z tego nie działa zbyt dobrze. Usilne starania, by usunąć niepokojące nas myśli i uczucia, kończą się bezproduktywną obsesją na ich punkcie. Cenzurowanie ich może prowadzić do wielu problemów, od pracoholizmu do najróżniejszych nałogów hedonistycznych. A próby zmiany negatywnego myślenia w pozytywne są niemal gwarantowanym sposobem na pogorszenie swego stanu.
Wielu ludzi korzysta z poradników psychologicznych lub kursów, by poradzić sobie ze swymi emocjami, jednak prezentowane tam programy opierają się nieraz na zupełnie błędnym podejściu do udzielania pomocy. Celu chybiają zwłaszcza metody promujące pozytywne myślenie. Narzucanie sobie radosnych myśli wymaga ogromnego wysiłku (a być może w ogóle jest skazane na niepowodzenie), bo tylko nieliczni ludzie potrafią po prostu wyłączyć czarne myśli, zastępując je przyjemniejszymi. Ponadto podejście to nie bierze pod uwagę fundamentalnej prawdy, że te tak zwane negatywne myśli często działają na naszą korzyść.
Pojawianie się negatywnych odczuć jest normalne – to podstawowa sprawa. Jesteśmy tak skonstruowani, by ich doświadczać. Jest to element kondycji ludzkiej. Zbytnia presja na pozytywność jest tylko kolejnym sposobem, w jaki nasza kultura chce znaleźć przysłowiową pigułkę na naturalne wahania emocji, podobnie jak w sensie dosłownym faszeruje się pigułkami żywiołowe dzieci czy kobiety doznające huśtawek nastroju.
W ciągu minionych dwudziestu lat konsultacji, szkoleń i prac badawczych przetestowałam i dopracowałam zasady sprawności emocjonalnej. Wszystko po to, by pomagać rozmaitym klientom w dokonywaniu przez nich różnych życiowych osiągnięć. Klientami tymi były matki mające poczucie utknięcia w pułapce i z trudem godzące życie rodzinne z pracą, ambasadorowie przy ONZ walczący o wprowadzenie szczepień dla dzieci w nieprzyjaznych krajach, szefowie wielkich międzynarodowych korporacji oraz ludzie, którzy po prostu czuli, że życie ma więcej do zaoferowania.
Nie tak dawno opublikowałam część swoich spostrzeżeń w artykule, który ukazał się w „Harvard Business Review”k5. Napisałam tam, że niemal każdy z moich klientów – nie mówiąc o mnie samej – ma skłonność do fiksowania się na sztywnych, negatywnych wzorcach. Następnie zarysowałam model rozwijania sprawności emocjonalnej, by wyzwolić się ze złych wzorców i dokonać trwałych zmian na lepsze. Artykuł przez miesiące utrzymywał się na liście najpopularniejszych tekstów tego czasopisma i w niedługim czasie został pobrany przez blisko ćwierć miliona użytkowników – czyli tyle osób, ilu jest wszystkich czytelników wydania papierowego. „Harvard Business Review” obwołał go Management Idea of the Year, co podchwyciło wiele innych pism, w tym „Wall Street Journal” i „Fast Company”. Redaktorzy opisywali sprawność emocjonalną jako „następną inteligencję emocjonalną”, doniosłą koncepcję, która zmienia sposób społecznego myślenia o emocjach. Wspominam o tym nie po to, by się chwalić, ale dlatego, że reakcja na ten artykuł uświadomiła mi, iż dotknęłam czułej struny. Wydaje się, że miliony ludzi poszukują lepszego sposobu życia na co dzień.
Książka ta zawiera znacząco rozbudowaną i wzbogaconą wersję obserwacji badawczych i porad zawartych w artykule „Harvard Business Review”. Zanim jednak przejdziemy do szczegółów, pozwolę sobie pokrótce przedstawić całościowy obraz koncepcji, tak żeby było wiadomo, dokąd zmierzamy.
Sprawność emocjonalna pozwala nam być w chwili bieżącej, aprobując lub modyfikując nasze zachowania, tak byśmy prowadzili życie zgodne z naszymi intencjami i wartościami. Nie ma tu mowy o ignorowaniu trudnych emocji i myśli. Chodzi o to, by mniej kurczowo się ich trzymać, ze śmiałością i zrozumieniem patrzeć im w oczy, a potem przekraczać je, tak by w życiu mogły zaistnieć większe rzeczy.
Dochodzenie do sprawności emocjonalnej przebiega w czterech zasadniczych etapach:
Pprzyjdź i stań twarzą w twarz
Woody Allen powiedział kiedyś, że za 80 procent sukcesu odpowiada po prostu to, żeby przyjść – być obecnym we właściwym miejscu. W kontekście tej książki przyjście oznacza dobrowolne przyglądanie się swoim myślom, emocjom i zachowaniom z ciekawością i wrażliwością. Niektóre z tych myśli i emocji są adekwatne do danej chwili. Inne stanowią pozostałości dawniejszych sytuacji, tkwiące w psychice jak refren z piosenki Beyoncé, który od tygodni starasz się wybić sobie z głowy.
W obu przypadkach – czy są to poprawne odzwierciedlenia rzeczywistości, czy szkodliwe jej zniekształcenia – myśli te i emocje stanowią część nas samych; możemy się nauczyć nad nimi pracować i iść do przodu.
Zrób krok w bok
Następnym etapem po przyjrzeniu się swoim myślom i emocjom jest oderwanie się od nich i dostrzeżenie, czym są w istocie: po prostu myślami, po prostu emocjami. Czyniąc to, możemy stworzyć franklowską otwartą, niepotępiającą przestrzeń między uczuciami a reakcją na nie. Możemy także identyfikować trudne uczucia w trakcie ich doświadczania i znajdować stosowniejsze sposoby odpowiedzi na nie. Zdystansowana obserwacja sprawia, że chwilowe doznania mentalne nie przejmują nad nami władzy.
Szersza perspektywa, którą zyskujemy dzięki ustawieniu się z boku, oznacza, że uczymy się postrzegać siebie jak całą szachownicę, oferującą wielość potencjalnych posunięć, a nie jak jedną wybraną figurę, ograniczoną wąskim zakresem z góry przewidzianych ruchówk6.
Pójdź za swoim „dlaczego”
Po oczyszczeniu i uspokojeniu procesów mentalnych, a następnie stworzeniu potrzebnej przestrzeni między myślącym a jego myślami zaczynamy ogniskować się wokół tego, na czym nam najbardziej zależy: wokół naszych głębokich wartości i najważniejszych celów. Rozpoznanie, akceptacja i zdystansowanie się od porażającego, bolesnego czy rozstrajającego ładunku emocjonalnego pozwala nam dodatkowo zaktywizować nastawioną na przyszłość cząstkę nas, która integruje myśli i uczucia z długofalowymi wartościami i aspiracjami. A to może nam pomóc w znalezieniu lepszych sposobów ich realizacji.
Codziennie podejmujemy tysiące decyzji. Czy pójść po pracy do siłowni, czy dać sobie z tym spokój, wybierając drinka w pubie? Odebrać telefon od znajomego, który nas uraził, czy może pozwolić, żeby nagrał się na poczcie głosowej? Te rozsiane momenty decyzyjne nazywam „punktami wyboru”k7. Kompasem, dzięki któremu posuwamy się wówczas we właściwym kierunku, są zakorzenione w nas głęboko wartości.
Idź do przodu
Zasada drobnych korekt
W klasycznych poradnikach zmianę postrzega się często w kategoriach wzniosłych celów i całościowej transformacji, tymczasem wyniki badań naukowych przemawiają za poglądem przeciwnym: to drobne, celowe korekty dokonane na podstawie wyznawanych przez nas wartości prowadzą do wielkich życiowych zmian. Jest to szczególnie widoczne, gdy korygujemy rutynowe, nawykowe elementy naszego życia. Ze względu na swój powtarzalny charakter są one potężną dźwignią zmian.
Zasada huśtawki równoważnej
Trudne ewolucje w wykonaniu olimpijskiej gimnastyczki wyglądają tak, jakby nie wymagały żadnego wysiłku; pozwala na to jej zwinność i rozwinięcie mięśni torsu – mięśni rdzenia ciała. Gdy zawodniczka na moment traci równowagę, właśnie silny rdzeń pozwala jej odzyskać właściwą postawę. Aby jednak móc rywalizować na najwyższym światowym poziomie, gimnastyczka musi nieustannie wykraczać poza granice swojej strefy komfortu, wykonując coraz trudniejsze ewolucje. Również my musimy znaleźć w życiu idealne proporcje wyzwań i kompetencji, tak by z jednej strony nie osiadać na laurach, a z drugiej nie dawać się przytłaczać wyzwaniom, lecz czerpać z nich entuzjazm, motywację i wigor.
Przedsiębiorca Sarah Blakely, twórczyni marki bielizny wyszczuplającej Spanx i swego czasu najmłodsza kobieta, która samodzielnie doszła do miliardowego majątku, wspomina, jak każdego dnia podczas wieczornego posiłku jej ojciec prosił: „Powiedzcie, co wam dziś nie wyszło”k8. Pytanie to nie miało na celu podkopywania morale dzieci. Przeciwnie, w ten sposób ojciec chciał je zachęcić do testowania granic. Nie ma nic złego – a nawet jest coś godnego podziwu – w tym, że się potykamy, próbując zrobić coś nowego i trudnego.
Ostatecznym celem sprawności emocjonalnej jest podtrzymywanie odświeżającej atmosfery wyzwania i rozwijanie się przez całe życie.
Mam nadzieję, że książka ta posłuży ci jako mapa drogowa do wprowadzenia realnej zmiany behawioralnej – nowego sposobu postępowania, który pomoże ci wieść takie życie, jakiego pragniesz, oraz wykorzystywać nawet wyjątkowo kłopotliwe uczucia jako źródło energii, kreatywności i zrozumienia.
A zatem do dzieła!
1. Język polski dysponuje zaledwie niewielkim ułamkiem odcieni znaczeniowych słownictwa angielskiego (być może w proporcji do liczby naturalnych użytkowników obu języków: niespełna 40 milionów polskiego i ponad 400 milionów angielskiego). W oryginale autorka pisze o _emotional agility_. To drugie słowo, stosowane często w kontekście sportu, oznacza zwinność, zrywność, zwrotność, a w odniesieniu do zdolności mentalnych – bystrość, rzutkość umysłu. Niestety w połączeniu z przymiotnikiem „emocjonalny” rzeczowniki te brzmią po polsku zgrzytliwie, toteż w niniejszej książce przyjęliśmy termin „sprawność emocjonalna” ze świadomością, że nie jest to rozwiązanie idealne. W każdym razie sprawność ta powinna się kojarzyć raczej z płynnymi ruchami tancerza lub gibkością koszykarza niż z wydajnością procedur redystrybucyjnych w gospodarce (przyp. tłum.).Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Frankl, V. E. (1984). _Man’s search for meaning: An introduction to logotherapy_. New York: Simon & Schuster (wyd. pol. _Człowiek w poszukiwaniu sensu,_ Warszawa: Czarna Owca, 2009).
2. Sprawność emocjonalna czerpie z wielu badań z zakresu psychologii społecznej, organizacji i klinicznej. Szczególnie wiele zawdzięcza podejściu ACT (znanemu jako Acceptance and Commitment Therapy lub Acceptance and Commitment Training), które zostało opracowane przez Stevena Hayesa, profesora i dziekana Wydziału Psychologii na University of Nevada, wraz ze współpracownikami, i jest wspierane przez życzliwą społeczność badaczy i klinicystów w Association for Contextual Behavioral Science.Ogólnie mówiąc, elastyczność jest probierzem zdrowia i dobrostanu. Duża i wciąż rosnąca liczba doniesień naukowych potwierdza, że _niższy_ poziom umiejętności warunkujących sprawność emocjonalną jest czynnikiem predykcyjnym _niższego_ odsetka sukcesów i dobrostanu, a _wyższy_ poziom tych umiejętności ma kluczowe znaczenie dla osiągnięcia zdrowia psychicznego i pełnego rozkwitu oraz że sprawności emocjonalnej można się nauczyć. Znakomite omówienia tych koncepcji oferują: Kashdan, T., & Rottenberg, J. (2010). Psychological flexibility as a fundamental aspect of health. _Clinical Psychology Review_, 30(7), 865–878; Biglan, A., Flay, B., Embry, D., & Sandler, I. (2012). The critical role of nurturing environments for promoting human well-being. _American Psychologist_, 67(4), 257–271; Bond, F. W., Hayes, S. C., & Barnes-Holmes, D. (2006). Psychological flexibility, ACT, and organizational behavior. _Journal of Organizational Behavior Management_, 26(1–2), 25–54; Lloyd, J., Bond, F. W., & Flaxman, P. E. (2013). The value of psychological flexibility: Examining psychological mechanisms underpinning a cognitive behavioral therapy intervention for burnout. _Work and Stress_, 27(2), 181–199; A-Tjak, J., Davis, M., Morina, N., Powers, M., Smits, J., & Emmelkamp, P. (2015). A meta-analysis of the efficacy of acceptance and commitment therapy for clinically relevant mental and physical health problems. _Psychotherapy and Psychosomatics_, 84(1), 30–36; Aldao, A., Sheppes, G., & Gross, J. (2015). Emotion regulation flexibility. _Cognitive Therapy and Research_, 39(3), 263–278.
3. Strayer, D., Crouch, D., & Drews, F. (2006). A comparison of the cell phone driver and the drunk driver. _Human Factors_, 48(2), 381–391.
4. Epel, E., Blackburn, E., Lin, J., Dhabhar, F., Adler, N., Morrow, J., & Cawthon, R. (2004). Accelerated telomere shortening in response to life stress. _Proceedings of the National Academy of Sciences_, 101(49), 17 312–17 315.
5. David, S., & Congleton, C. (2013, November). Emotional agility. How effective leaders manage their negative thoughts and feelings. _Harvard Business Review_, 125–128.
6. Metaforę tę zaczerpnęłam z: Hayes, S. C., Strosahl, K. D., & Wilson, K. G. (1999). _Acceptance and commitment therapy: An experiential approach to behavior change._ New York: Guilford Press.
7. Pojęcie to zostało wykorzystane w: David, S. (2009, September). _Strengthening the inner dialogue_ – warsztacie przygotowanym dla Ernst & Young.
8. Caprino, K. (2012, May 23). 10 lessons I learned from Sarah Blakely that you won’t hear in business school. _Forbes._
9. Mehl, M., Vazire, S., Ramirez-Esparza, N., Slatcher, R., & Pennebaker, J. (2007). Are women really more talkative than men? _Science_, 317(5834), 82. W tym uroczym badaniu przeanalizowano naturalny język wybranych mężczyzn i kobiet, posługując się nagraniami ich wypowiedzi zrealizowanymi w ciągu wielu dni. Celem była ocena różnic płciowych pod względem gadatliwości. Wniosek badaczy: „Szeroko rozpowszechniony i umacniany w mediach stereotyp o gadatliwości kobiet jest bezpodstawny”.
10. Występujący w angielskim oryginale przykład z rymowanki _Mary had a little lamb_ pochodzi od Stevena Hayesa.
11. Po raz pierwszy mapowanie kształt-dźwięk zademonstrował niemiecki psycholog Wolfgang Köhler, który ustalił, że nonsensowne słowo „maluma” było określeniem nadawanym okrągłemu kształtowi, a „takete” – kanciastemu. Ramachandran, V. S., & Hubbard, E. M. (2001). Synaesthesia—a window into perception, thought and language. _Journal of Consciousness Studies_, 8(12), 3–34.
12. Maurer, D., Pathman, T., & Mondloch, C. J. (2006). The shape of boubas: Sound-shape correspondence in toddlers and adults. _Developmental Science_, 9(3), 316–322.
13. Po uszkodzeniu zakrętu kątowego pacjent S.J., były lekarz, dalej płynnie mówił po angielsku, a nawet poprawnie diagnozował choroby na podstawie listy objawów. Gdy jednak zespół Ramachandrana poprosił go o wyjaśnienie sensu dwudziestu przysłów, lekarz każde zdefiniował błędnie. Był zamknięty w świecie dosłownych znaczeń, pozbawiony możliwości pojmowania głębszych związków metaforycznych. Proszony na przykład o wyjaśnienie „nie wszystko złoto, co się świeci”, stwierdził, że trzeba bardzo uważać przy zakupie biżuterii.Synestezja, ciekawe zjawisko obejmujące 1–2 proc. populacji, może stanowić przykład wytworzenia nadmiernych połączeń na skrzyżowaniu szlaków nerwowych. To efekt buba-kiki doprowadzony do ekstremum. Synestetycy są pod innymi względami tacy jak pozostali ludzie, ale pewne bodźce odbierają zarówno w sposób zgodny z normą, jak i nieoczekiwany. Tak na przykład liczba może być liczbą, a jednocześnie mieć kolor („5” może być czerwone, a „6” fioletowe); dźwięk może przywodzić na myśl doznanie koloru (cis jest niebieskie) lub smaku (głoska „a” może przywoływać smak na wpół dojrzałych bananów). Stan ten po raz pierwszy udokumentował Francis Galton w 1880 roku. Często występuje on rodzinnie i jest powszechniejszy u ludzi kreatywnych. Zob. Ramachandran, V. S., & Hubbard, E. M. (2001). Synaesthesia—a window into perception, thought and language. _Journal of Consciousness Studies_, 8(12), 3–34. Ramachandran, V. S., & Hubbard, E. M. (2003). Hearing colors, tasting shapes. _Scientific American_, 288(5), 52–59.Postulowaną rolę zakrętu kątowego w rozumieniu metafory zakwestionował Krish Sathian wraz ze współpracownikami z Emory University. Badania są w toku. Simon, K., Stilla, R., & Sathian, K. (2011). Metaphorically feeling: Comprehending textural metaphors activates somatosensory cortex. _Brain and Language_, 120(3), 416–421.