Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Striptiz - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Striptiz - ebook

Celita jest striptizerką w nocnym klubie Monico w Cannes. A do tego kochanką szefa klubu, pana Leona. Nawet jeśli ku rozpaczy Florence, żony pana Leona. Bo dla Celity jest to rodzaj rekompensaty za dotychczasowe niepowodzenia życiowe i niesprawiedliwy dla niej los. Marzy, że któregoś dnia to ona zostanie tutaj panią...I może stało by się tak, gdyby nie Maud. Gdy ta młoda striptizerka zjawia się w klubie, dosłownie oczarowuje pana Leona swa niewinnością i pięknym ciałem. A starej kochance pozostają złudzenia. Albo...

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-262-7671-8
Rozmiar pliku: 251 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Célita dowiedziała się o tej nowej jako pierwsza.

O trzeciej po południu, jak co dzień, usłyszała budzik ustawiony na stoliku nocnym pomiędzy obydwoma łóżkami i skuliła się, czekając, aż Marie-Lou go wyłączy, potem otworzy okiennice i ściągnie suszące się w oknie nylonowe majteczki i biustonosze, a wreszcie pójdzie do kuchni, zapali kuchenkę gazową i zaparzy kawę.

Marie-Lou sypiała nago i miała zwyczaj długo włóczyć się tak po trzech małych pokoikach ich mieszkania, nawet kiedy okna były otwarte. Nie przychodziło jej do głowy, że powinna coś na siebie zarzucić. Tego dnia nie było słońca, lecz niskie, gęste chmury i mdłe światło, zapowiadające deszcz.

— Nie wstajesz?

Kiedy postanowiły zamieszkać razem, żeby trochę zaoszczędzić, ustaliły, że będą na zmianę przygotowywać śniadania, jednak uporczywe lenistwo Célity spowodowało, że prawie codziennie robiła to Marie-Lou.

Po przebudzeniu miała błyszczącą skórę i może dlatego wyglądała na grubszą, bardziej wulgarną w tym świetle, które ujawniało niedoskonałości cery, sine plamy po depilacji pod pachami, no i brązowe znamię na lewej piersi. Bezwstydna jak wiele grubasek, włóczyła się między sypialnią, jadalnią a ciasną kuchnią, nie przejmując się nagością ociężałego cielska, na które mogli sobie popatrzeć ludzie z domu naprzeciwko.

Dziś Célita szybko wzięła prysznic, związała włosy w koński ogon i w pośpiechu ubrała się w rozrzucone po krzesłach i podłodze fatałaszki.

— Wychodzisz?

— Muszę iść, żeby zszyć czerwoną spódnicę. Wczoraj wieczorem jakiś dureń chwycił mnie za nią, kiedy przechodziłam, i rozdarł ją.

Oznaczało to, że Marie-Lou znowu będzie musiała sama sprzątać, podobnie, jak sama przygotowała śniadanie, bo Célita ograniczała się do zabrania sprzed drzwi chleba i butelki mleka.

Grubasce rzadko zdarzało się narzekać, a Célita, zamiast okazać jej wdzięczność, nawet trochę nią gardziła. Kiedyś powiedziała do Nataszy:

— Ta dziewczyna wciąż ma naturę służącej!

Bo Marie-Lou rzeczywiście była przez ponad trzy lata służącą.

Célita, ubrana w delikatne czółenka i zielonkawy płaszcz zarzucony na ramiona, szybkim krokiem przemierzała potem ulice Cannes, pełne ludzi, dla których ten dzień powoli już przemijał.

Ponieważ musiała kupić czerwony jedwab, nadłożyła drogi i na niewielkim, trójkątnym placu przed kościołem Matki Boskiej utknęła w tłumie oczekujących na wyjście nowożeńców. Przyglądała się im, jak wszyscy, nawet stanęła na palcach.

Panna młoda miała białą suknię z trenem i welon, pan młody, we fraku, trzymał w ręce cylinder, zupełnie jak na zdjęciach, które widuje się w kolorowych magazynach.

Z półmroku kościoła dobiegał dźwięk organów. Druhny utworzyły krąg i rzuciły w młodą parę garściami ryżu, stojący na schodach fotografowie pstrykali zdjęcia, a kobiety w tłumie z łezką w oku spoglądały na tę scenę.

Czy w tej chwili poczuła się tak inna od wszystkich, czy może tylko dopadła ją chandra? Dziwnie gorące powieki piekły, obraz się zamazał i właśnie wtedy zauważyła w tym ludzkim mrowiu, które miała przed sobą, szpakowatego mężczyznę, bywalca Monico. Widziała go tam kilka razy, jednak nigdy jej nie zagadnął. Nie wiedziała nawet, czy mieszka w Cannes, czy jest turystą, a on tylko obserwował ją, siedząc na stołku przy barze.

Mimo to teraz była pewna, że nie tylko ją poznał, chociaż nie była uczesana ani umalowana, ale że dostrzegł na jej twarzy wzruszenie, którego się wstydziła.

Nie cierpiała, kiedy ktoś tak na nią patrzył — z wyrozumiałością, a może wręcz politowaniem, więc teraz miała ochotę pokazać mu język. Przedarła się przez tłum, odpychając stojących jej na drodze, a oni ze zdziwieniem zwracali na nią oczy.

Monico znajdowało się zaledwie dwieście metrów od tego kościoła, w pobliżu portu, przy wąskiej, zawsze zastawionej samochodami uliczce. Drzwi były otwarte, Célita pchnęła je i zobaczyła dwie sprzątaczki — panią Blanc i starą panią Touzelli, które zamiatały podłogę zasypaną serpentynami i małymi, kolorowymi kuleczkami. W powietrzu unosił się jeszcze zapach alkoholu.

A przecież nad granatowymi ławkami okno, nocą zasłonięte gęstymi firankami, było szeroko otwarte, a kabaret w dziennym świetle wyglądał równie niedorzecznie, jak nagie ciało Marie-Lou, kiedy parzyła kawę w ich mieszkaniu.

Célita zdziwiła się, stwierdziwszy, że w sali nie ma właściciela, pana L é ona, który zwykł był każdego popołudnia zaglądać do Monico. Gdy otworzyła drzwi schowka za barem, zobaczyła, że klapa jest podniesiona, i doszła do wniosku, że właściciel zszedł do piwnicy.

Ruszyła po kręconych schodach, którymi przez ostatnie miesiące tyle razy wędrowała w dół i w górę, i znalazła się sama w niskiej izbie, która pełniła rolę garderoby.

Rzadko zdarzało jej się bywać tu w ciągu dnia. Teraz przez okno nad podłogą zobaczyła dziedziniec, a na nim bednarza, który ustawiał beczki. Suknie wisiały na stojaku, było ich całe bogactwo fasonów i barw, a Célita zdjęła z wieszaka czerwoną spódnicę hiszpańskiej tancerki, zrzuciła z ramion płaszcz, usiadła na taborecie i zabrała się do szycia.

W pewnej chwili przypomniała sobie Nataszę i amerykański puder ryżowy, który przywiózł jej pewien oficer marynarki. Cenne puzderko leżało na długiej toaletce, gdzie każda z kobiet pozostawiała osobiste przybory. Célita otworzyła okno, wysypała zawartość swojej puderniczki na podwórze, a potem napełniła ją po brzegi pudrem Nataszy.

Nie zastanawiała się nawet, czy jest jej smutno, czy ma zły humor, ale jej pochylona nad igłą twarz była równie chmurna jak niebo. Wiedziała, że w takich chwilach jej rysy się zaostrzają, a oczy mrocznieją i że wygląda jak rozjuszone zwierzę, które lada chwila rzuci się na wroga z pazurami. Nie cierpiała szyć ani sprzątać. Zresztą, nie cierpiała całej masy rzeczy!...

Usłyszała na dole jakiś hałas, a po chwili, przez dziwaczne okienko tuż nad podłogą zobaczyła w schowku szefa i Emila, którzy wychodzili z piwnicy, niosąc butelki whisky.

— Wstaw je do szafy... — mówił pan Léon.

Postawił swoje na stole i pchnął drzwi baru, a tymczasem Emil, który zauważył przez szybę Célitę, uśmiechnął się radośnie i mrugnął do niej okiem.

Célita dobrze wiedziała, po co przyszli we dwóch do piwnicy — napełniali butelki po markowym trunku whisky z przemytu. Nic ją to nie obchodziło, ale też nie martwiłaby się, gdyby w końcu przyłapali na tym szefa, bo nie znosiła oszustów. Jeżeli sama oszukiwała, to tylko dlatego, że tak było trzeba, i wtedy nienawidziła także siebie.

Ale po co o tym myśleć? Skończyła szycie, naciągnęła nić i odgryzła ją zębami. Spódnica, którą nosiła co wieczór od trzech lat, zaczynała się przecierać. Długo jej już nie posłuży. W dziennym świetle czerwień była wyblakła... Emil dawał jej z dołu znaki, których nie rozumiała, więc uchyliła drzwi i zapytała: — Czego chcesz?

Kładąc palec na ustach, skinął na nią i pokazał, żeby poszła za nim na palcach.

Miał siedemnaście lat, był niskim chudzielcem, wyglądał na piętnaście i wszyscy traktowali go jak dzieciaka. Popołudniami pomagał panu Léonowi, robił dla niego zakupy, a poza tym biegał od samochodu do samochodu, wsuwając za wycieraczki prospekty zachwalające spektakle w Monico.

Wieczorem, aż do czwartej nad ranem, topiąc się w za dużym uniformie, stał na chodniku przed kabaretem, otwierał drzwi i wprowadzał klientów.

Teraz stał przed okrągłym okienkiem w drzwiach, zamontowanym jak wizjer, pozwalającym zobaczyć, co dzieje się na sali.

Célita przeoczyła początek, jednak sądząc z toczącej się tam rozmowy, nie straciła zbyt dużo. Dwie sprżątaczki nadal pracowały. Na środku sali, w ostrym świetle dnia, stała dziewczyna tak onieśmielona, że aż dziwnie było widzieć ją tu, a nie, na przykład, w tłumie gapiów, który zebrał się przed kościołem, czekając na nowożeńców.

Pan Léon, bez marynarki, w koszuli z podwiniętymi rękawami, oparł łokcie owłosionych rąk o bar i leniwym, ciężkim spojrzeniem lustrował nową.

— Kto cię tu przysłał?

— Nikt, proszę pana. Przyszłam z własnej woli.

Emil lekko trącił łokciem Célitę, której ustąpił miejsca przy okienku. Pewnie się podniecił, czując bliskość jej ciała.

— Powiedziałaś mi, że pochodzisz z Bergerac...

— Tak, proszę pana...

— I w Bergerac usłyszałaś o Monico?

— Nie. Ja nie od razu tu przyjechałam.

Była ubrana w prościutką czarną sukienkę, czerwony kapelusz i, jakby wybierała się na mszę, w rękawiczki z białej przędzy.

— Opowiadaj.

— Ale o czym?

— Gdzie byłaś, zanim tu wylądowałaś.

— Najpierw pojechałam do Tuluzy, bo jest tam kabaret, który nazywa się Moulin Bleu...

— Znam. Pracowałaś tam?

— Nie.

— Dlaczego?

Oblała się rumieńcem i, wahając się, nerwowo klepała torebkę z czarnego lakieru, chyba nową i nie pasującą do ubrania.

— Nie chcieli mnie przyjąć.

— I na pewno masz dziewiętnaście lat?

— Mogę panu pokazać dowód osobisty.

Niezdarnie, trzęsącymi się palcami, otworzyła torebkę, z którą się jeszcze nie oswoiła, i podała właścicielowi dowód. Przeczytał półgłosem:

— Maud Leroy, urodzona 13 maja...

— Widzi pan!...

— Widzę. A co było po Tuluzie?

— Wsiadłam do pociągu i pojechałam do Marsylii, gdzie pracowałam przez tydzień jako kelnerka w barze.

— W którym?

— U Freddy’ego.

— Spałaś z Freddym?

Emil znowu trącił Célitę łokciem, bo pan Léon coraz bardziej przypominał wielkiego kocura, który bawi się z myszką.

— Skąd pan wie?

— Znam Freddy’ego. A przedtem?

— Co pan ma na myśli?

— Z iloma facetami spałaś?

W jej głosie wyczuwało się szczerość, kiedy mówiła:

— Z dwoma.

Célita uświadomiła sobie, że przyciska pierś do ramienia Emila, jednak nie odsunęła się.

— Czy to Freddy ci o mnie powiedział?

— Nie. Jeden z klientów. A ponieważ wyjechałam z Bergerac, żeby robić striptiz...

— Dlaczego właśnie striptiz?

Zaskoczona tym pytaniem, nie wiedziała, co powiedzieć.

— Może ci się wydaje, że to łatwe?

— Myślę, że dałabym sobie radę.

— Kiedy przyjechałaś do Cannes?

— Dziś rano, nocnym pociągiem. Byłam tu już o jedenastej, ale zastałam zamknięte drzwi. Wynajęłam pokój w hotelu Pocztowym, blisko stąd.

— Zdejmij sukienkę.

— Teraz?

Skwitował to pytanie wzruszeniem ramion, a nowa z obawą zerknęła na dwie sprzątaczki, ale te zdawały się nie zwracać na nią uwagi.

— Na co jeszcze czekasz?

— Na nic...

W końcu się przełamała i odstawiła torebkę na stolik. Udało jej się zmusić usta do uśmiechu, a potem, powoli, patrząc na pana Léona, zdjęła czarną sukienkę przez głowę, tak, jakby rozbierała się w sypialni.

— Nigdy górą, ale dołem. Kobieta, która podnosi ręce do góry i zakłada sukienkę na głowę, pozbawia się gracji.

— Nie wiedziałam.

— Teraz już wiesz.

— Czy mam zdjąć halkę?

Emil korzystał z okazji, tuląc się mocniej do Célity, jakby chciał lepiej widzieć, a ona udawała, że tego nie dostrzega.

Halka opadła pod stopy dziewczyny, która miała teraz na sobie tylko figi i biustonosz. Jej skóra na tle ciemnoczerwonych ścian nocnego lokalu wydawała się śnieżnobiała. Takie rozbieranie się w środku dnia, przy dobiegającym przez okno zgiełku ulicznym, w odczuciu Célity miało w sobie coś niezdrowego, co ją krępowało.

— Nie depilujesz się pod pachami?

— A powinnam?

— Do diaska! Pokaż piersi.

Sutki miała gładkie, jasnoróżowe. Półleżąc na barze, pan Léon bardziej przypominał stręczyciela niż podglądacza, a mimo to Célita warknęła:

— Wieprz!

Gwałtownie odsunęła się od Emila, który wyglądał na speszonego i nieco inaczej patrzył teraz przez okienko.

— Możesz się ubrać.

— Nie nadaję się?

— Powiedziałem, żebyś się ubrała. Czytałaś afisz przy wejściu?

Poprawiając ramiączka halki, pokiwała głową.

— W każdy piątek mamy tu, oprócz normalnego programu, amatorski striptiz. Przyjdziesz parę minut przed dziesiątą i usiądziesz przy tym stoliku...

Wskazał stolik w głębi sali, tuż przy orkiestrze.

— Zachowuj się, jakbyś była gościem, a kiedy konferansjer się do ciebie zwróci, wstań, ale z pewnym wahaniem. Rozumiesz?

— A potem?

— Nie martw się. Reszta to już moja sprawa. Jeżeli ci się uda, zaangażuję cię.

Już ubrana, bardziej niż przedtem wyglądała na zwyczajną młodą dziewczynę i aż trudno było uwierzyć, że bez zmrużenia oka rozebrała się tu do naga.

— Dziękuję panu.

— Nie ma za co. Pamiętaj, najpóźniej o dziesiątej.

— Dobrze.

— Tylko nie nawal.

— Nie nawalę.

Kiedy odchyliła ciężką welurową zasłonę, żeby wyjść, zawołał ją, marszcząc brwi:

— Masz chociaż na kolację?

Odwróciła się i znowu oblała rumieńcem.

— Niczego mi nie trzeba.

— Ile pieniędzy ci zostało?

— Dwieście franków.

— Umówmy się, że to zaliczka.

Podał jej pięćsetfrankowy banknot, który wsunęła do torebki.

Emil zdążył już wycofać się na palcach. Célita weszła po żelaznych schodach, żeby zabrać torebkę, a gdy przechodziła potem przez salę, szef słuchał wyników gonitw, siedząc przy małym radiu, schowanym za ladą.

— A gdzie ty byłaś?

— Na górze. Wpadłam, żeby zreperować hiszpańską spódnicę.

Przyglądał się jej podejrzliwie, bo znali się na wylot i przywykł do jej kłamstw.

— Tego wieczoru przyjdzie nowa — rzucił, jakby chciał wystawić ją na próbę.

— To dobrze, bo zaczynało się robić nudno. Tancerka?

— Striptizerka.

— Zaangażowała ją pani Florence?

Zachowała się po świńsku, przypominając mu, że prawdziwą szefową była tu jego żona, którą wszyscy nazywali panią Florence.

Nie odezwał się ani słowem, gdyby jednak nie dzielił ich bar, może by ją nawet spoliczkował. Już kiedyś mu się to zdarzyło, a jednak nie potrafił się bez niej obejść. A czy Célita potrafiłaby zerwać kontrakt z nim z lekkim sercem?

Na razie miała do niego żal i nienawidziła go, bo najzwyczajniej się bała, jak zawsze, kiedy pojawiała się nowa dziewczyna. Pani Florence też się wtedy bała.

Wyszła, nie mówiąc mu do widzenia, i tą samą drogą, którą tu dotarła, wróciła na plac Commandant-Maria, gdzie mieszkała z Marie-Lou. Współlokatorka zdążyła tymczasem posprzątać mieszkanie i teraz leżała na kanapie, piłując paznokcie.

— Dziś wieczorem przyjdzie nowa.

— Kto?

— Nikt. Dziewczyna, która dziś rano przyjechała tu pociągiem.

— Skończy się, jak z innymi.

Nie była ani pierwszą, ani na pewno ostatnią, którą poddawano takiej próbie. Niektóre pojawiały się ledwie na jeden wieczór, a kiedyś zdarzyło się nawet, że dziewczyna wpadła w panikę i, zamiast wyjść na scenę, uciekła do toalety.

Debiutantki najczęściej próbowały się zachowywać jak stare profesjonalistki, a że robiły to niezdarnie, udając obojętność i kompletny brak wstydu, publiczność patrzyła na nie z zażenowaniem. Dwie czy trzy pracowały przez kilka wieczorów. Młoda Włoszka po tygodniu zamieszkała w apartamencie w Carltonie.

— Widziałaś ją?

— Tak.

Po chwili milczenia Marie-Lou uniosła pilniczek do paznokci, spojrzała na Célitę i szepnęła:

— Tylko tyle powiesz?

— A co chciałabyś usłyszeć?

Dziwię się, że nie wysilasz się na żadną złośliwość pod jej adresem.

— Och dzięki.

— Nie ma za co.

Dziewczyny znały się nie od dziś.

O wpół do dziewiątej przebrały się w suknie fordanserek, które nosiły między występami, i pantofle na wysokich obcasach, a potem wmieszały się w tłum, idąc przed oświetlonymi witrynami. Dla większości przechodniów ten dzień już przeminął. Pary i całe rodziny wchodziły do kin.

U Justina, w barze przy placu du Marché, spotykały się z Nataszą i Ketty, które mieszkały razem z tych samych przyczyn, co one, czyli dla oszczędności, a teraz czekały już przy stoliku.

— Justin, spaghetti! — rzuciła Célita, przechodząc obok stalowej lady.

Jadły tu prawie co wieczór i klienci — na ogół sprzedawcy z okolicy, a nocą kierowcy ciężarówek, rzeźnicy i chłopi, którzy przywozili samochodami warzywa, dobrze je znali.

Tym razem Marie-Lou przekazała koleżankom nowinę.

— Podobno jest nowa.

O dziwo, oczy dziewczyn zwróciły się na Célitę, jakby było oczywiste, że to ona wie coś więcej.

— Co to za dziewczyna? — zapytała Natasza.

A Célita wycedziła przez zęby:

— Jedna z tych, co to mogą zająć miejsce którejś z nas. Przekonamy się, której.

Zaczęło siąpić, a ponieważ chodnik nie był szeroki, szły parami, zupełnie jak pensjonarki, po mokrym bruku. Spuściły głowy i nie odzywały się do siebie. Kiedy dotarły do rogu uliczki, było wpół do dziesiątej, a neon Monico jeszcze nie świecił. Mimo to jakiś mężczyzna w więcej niż średnim wieku stał z twarzą przylepioną do szklanej gabloty i w blasku latarni oglądał zdjęcia.

Cztery kobiety dzieliło od lokalu około trzydziestu metrów, kiedy neon nagle się rozświetlił, a wraz z nim oszklona gablota, i mężczyzna podskoczył, oślepiony, zaskoczony, zawstydzony. Odszedł szybkim krokiem, jak przyłapany na złym uczynku.

— Widziałaś? — zapytała Marie-Lou.

— No i co?

— Nic.

Pojawił się Emil w uniformie z galonami. Zajął miejsce na skraju chodnika. Wewnątrz pani Florence siedziała już przy kasie, a barman Ludo porządkował butelki.

— Dobry wieczór, pani Florence.

— Dobry wieczór.

— Dobry wieczór, pani Florence...

— Dobry wieczór.

Maszerowały przed nią jak mniszki w klasztorze przed przeoryszą, żywiąc obawy na miarę pensjonarek. Muzycy stroili instrumenty.

— Marie-Lou!

— Słucham, pani Florence.

— Jak paznokcie?...

Marie-Lou triumfalnie zaprezentowała jej świeżutki manicure, ponieważ wczoraj pani Florence zwróciła jej uwagę z powodu zaniedbanych paznokci.

— A co z włosami?

Były przetłuszczone, to się rzucało w oczy, a z bliska było też widać białe płatki łupieżu.

— Nie udało mi się umówić dziś do fryzjera. Pójdę jutro.

— Ale już na pewno.

Natasza i Ketty przeszły przez małe pomieszczenie, do którego za chwilę miała zostać zawołana Célita.

— Célita!

— Słucham, pani Florence.

— Podobno byłaś tu dziś po południu?

Nie dowiedziała się o tym od Emila, bo Emil zadurzył się w Célicie jak gimnazjalista, a zawołał ją dziś do okienka nie tyle, żeby pokazać jej, co się dzieje, ile żeby czuć ją blisko siebie.

Léon także nie miał powodu mówić o tym żonie, zwłaszcza że łączyły ich specyficzne relacje.

Czy pani Florence wpadła do Monico przed wyjściem sprzątaczek? Czasami jej się to zdarzało, a zresztą, przed nią niczego nie dało się ukryć.

— Wczoraj zapomniałam zabrać do domu spódnicę, za którą pociągnął jeden z klientów. Rozdarła się. Przyszłam, żeby ją zszyć.

W przeciwieństwie do Marie-Lou, Célita nie spuszczała oczu, wręcz przeciwnie, patrzyła szefowej prosto w twarz, a w kąciku jej ust czaił się nawet drwiący uśmieszek.

— Masz się postarać, żeby się to więcej nie zdarzało.

— Dobrze, pani Florence.

Nie sposób było nie wyczuć ironii tych słów. Już od miesięcy toczyły tę rozgrywkę. I trudno było przewidzieć, która z kobiet odniesie zwycięstwo. W tej chwili pewne było tylko, że jedna z nich jest tu właścicielką i pracowitą małżonką pana Léona, a druga nie.

— No, to na co jeszcze czekasz?

— Nie wiedziałam, że już pani skończyła.

Pani Florence musiała wiedzieć o wizytach, jakie jej mąż składał w mieszkaniu przy placu Commandant-Maria popołudniami, kiedy Marie-Lou wychodziła na zakupy. Léon postępował tak samo z innymi, niemal ze wszystkimi, ale nigdy nie trwało to tak długo i nie wyglądało w ten sposób.

W Monico nie zwracał uwagi na Célitę, a jeśli już, to tylko po to, żeby ją zbesztać. I wcale nie robił tego, żeby uśpić czujność żony, ale dlatego, że często ogarniała go nienawiść do tancerki i wściekał się na sam jej widok.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: