Sweetland - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Sweetland - ebook
Historia przekornej miłości człowieka do chłodnej i niegościnnej ziemi, na której się urodził
W tej powieści Michaela Crummeya polscy czytelnicy znajdą wszystko to, za co pokochali jego twórczość. Autor genialnego Dostatku znowu odmalowuje pejzaż Nowej Fundlandii zaludniony przedziwnymi postaciami, które spotkać można wyłącznie na tamtejszych wybrzeżach – ludźmi twardymi i krnąbrnymi, pomimo nadejścia XXI wieku wciąż opisującymi świat w sobie tylko właściwy sposób.
Osadę Chance Cove na wysepce Sweetland zamieszkuje kilkadziesiąt osób, które z trudem wiążą koniec z końcem po zapaści nowofundlandzkiego rybołówstwa. Nic dziwnego, że złożona przez rząd propozycja sowitej rekompensaty za opuszczenie podupadającej mieściny na krańcu świata wywołuje wśród byłych rybaków ogromne poruszenie. Jedynym warunkiem jest jednomyślna zgoda wszystkich mieszkańców na przeprowadzkę. Plany sąsiadów krzyżuje Moses Sweetland, emerytowany latarnik uparcie sprzeciwiający się opuszczeniu ukochanej wyspy. Gdy zbliża się termin ostatecznej decyzji, narastająca niechęć mieszkańców Chance Cove daje Sweetlandowi podstawy do obaw o własne życie. Splot konfliktów, tragedii oraz wciąż żywych bolesnych wspomnień popchnie go do szalonego postanowienia, w wyniku którego świadomie skaże się na nieodwołalną izolację…
Sweetland to poruszająca, kameralna powieść o schyłku dawnego świata oraz powolnym zaniku małych, odosobnionych społeczności, niemających racji bytu z dala od skrawka ziemi, na którym się zawiązały. To misternie skonstruowane dzieło o autodestrukcyjnej przekorze oraz zawziętej walce człowieka z nieubłaganymi prawami stanowionymi przez społeczeństwo i naturę. To wreszcie subtelna przypowieść o samotności ekstrapolowanej daleko poza granice absurdu.
„Sweetland to rzecz niezwykłej urody, jedna z najznakomitszych powieści, na jakie natkniemy się w tym roku. Jak każda wybitna książka (a więc jak każda z powieści Crummeya), pokazuje, że przeszłość zawsze będzie z nami, a współczesne wydarzenia to historia wcielona i wprawiona w ruch.” – The Vancouver Sun
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-955602-4-8 |
Rozmiar pliku: | 5,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Usłyszał ich, zanim zobaczył. Głosy we mgle, tak niewyraźne, że miał wrażenie, iż mógł je sobie po prostu wyobrazić. Urojenia słuchowe, umysł próbujący zrekompensować brak bodźców. Na podobnej zasadzie człowiek zaczyna gadać z meblami, jeśli tylko spędzi samotnie dość dużo czasu.
W każdym razie głosy w oddali.
W sobotę rano popłynął na stały ląd po ładunek drewna, przez mgłę musiał tam zostać na noc. Przespał się w sterówce pod starym kocem, poduszkę zrobił sobie ze zwiniętego kombinezonu. Bladym świtem opar nieco się podniósł, Sweetland pomyślał więc, że może zdoła wrócić do domu. Już miał wyspę w zasięgu wzroku, gdy wszystko znowu otuliła biel tak gęsta, że nie widział dalej niż na dziesięć stóp przed dziobem. Wyłączył silnik i dryfował przez jakiś czas, nasłuchując innych łodzi. Długo nic, tylko chlupot fal obmywających kadłub. Wycie buczka mgłowego na Burnt Head. W okresach ciszy – szmer, który zdawał się niejasno ludzki. A potem okrzyk, pozbawiona znaczenia sylaba, niczym szczeknięcie psa.
To napędziło mu stracha. Był całe mile od brzegu, a ten głos zdawał się dobiegać z samego oceanu. Musiał zebrać się w sobie, aby coś odkrzyknąć, licząc na to, że nie doczeka się żadnego odzewu z białej pustki. Hej tam, zawołał. W odpowiedzi rozległo się dzikie nawoływanie jakiegoś półtuzina głosów, a on odsunął się do tyłu, jakby odepchnęła go jakaś ręka wysuwająca się z mgły. O Jezu. Do ciężkiej cholery, powiedział.
Gdy uruchomił silnik, głosy zaczęły rozbrzmiewać jeszcze donośniej, chcąc przekrzyczeć hałas. Zwrócił dyszącą łódź w kierunku, z którego w jego mniemaniu dobiegały nawoływania. Uniósł głowę, próbując podążać za harmidrem wystrzelającym niczym flara. Przed nim powoli kształtował się jakiś kontur, ciemniejący we mgle siniec, przebarwiony czerwienią szalupy ratunkowej.
Wrzucił na wsteczny, by nie uderzyć burtą w otwartą łódkę. Na całej długości szalupy sylwetki gorączkowo wymachujące rękami. Wyglądało na to, że jest ich z tuzin albo i więcej, a na dodatek – żadnych miejscowych. Ciemna skóra, czarne czupryny. Pomyślał, że pewnie na ławicy Banks rozbił się jakiś zagraniczny trawler, może kontenerowiec w drodze do Stanów. Wszyscy mieli na sobie codzienne ubrania, ani jednej kamizelki ratunkowej.
Gdy ich opłynął, jeden z rozbitków wychylił się z dziobu pod takim kątem, że Sweetland zachodził w głowę, co sprawia, że mężczyzna nie leci na twarz do wody. Pomyślał, że facet wygląda na Hindusa, może na jakąś jego odmianę – nigdy nie potrafił ich wszystkich rozróżnić. W głębi łódki, za burtami, kuliło się więcej ludzi, ubranych zupełnie nieodpowiednio do pogody i na oko już na wpół zamarzniętych. Sweetland rzucił linę, którą tamten przywiązał na dziobie szalupy. Potem mężczyzna podniósł rękę do ust, odchylając głowę do tyłu. Odszukawszy dwie butle z grubego, ciemnego szkła, w których woził słodką wodę, Sweetland chwycił również koc i złożony kawał płótna, po czym podał to wszystko ludziom w łódce.
Te twarze wpatrujące się w niego z wyrazem obłąkańczej ulgi. Przez ładunek drewna miał duże zanurzenie; przyszło mu do głowy, że być może tamci spróbują wdrapać się na pokład i w ten sposób poślą go na dno, na zasadzie tonącego, który ponoć potrafi wciągnąć pod wodę ratownika. Wykonał rękami gesty, które w jego mniemaniu miały podziałać na nich uspokajająco, po czym uruchomił silnik, odpłynął od szalupy na pełną długość liny i powoli, powoli, powoli ruszył w kierunku zatoki.
Co jakiś czas zerkał za siebie, za każdym razem zaskoczony widokiem tego, co płynęło w ślad za nim.Gdy już przywiązał szalupę, uzmysłowił sobie, że na odnalezienie drogi we mgle ma szanse mniej więcej pół na pół. Trzymał się z dala od buczka na Burnt Head, a kiedy odgadł, że musiał już na dobre minąć Fever Rocks, podpłynął nieco na zachód, kierując się kompasem. Co jakiś czas wracało do niego echo silnika odbite od niewidocznych klifów na sterburcie.
Wlókł się, wypatrując w bieli jakichkolwiek oznak, że zbliża się do lądu. Obejrzawszy się do tyłu, stwierdził, że nawet szalupa jest ledwie widoczna.
Płynął dalej, trzymając się głębokiej wody, próbując ocenić, jak daleko wzdłuż brzegu już zabrnął. Minął wyłom w stromej powierzchni klifu – pustkę pobrzmiewającą w powracającym echu silnika. Miał nadzieję, że to Lunin Cove. Wyłączywszy silnik, wypuścił za burtę linę z hakiem na dorsze. Pozwolił jej się rozwijać, dopóki koniec nie opadł na dno, osiemnaście sążni pod powierzchnią. Był już nad grzbietem Offer Ledge, co oznaczało, że od falochronu dzielą go trzy mile. Przez kolejne pół godziny płynął na ślepo, wypatrując lądu w gęstniejącej mgle. Gdy znowu zatrzymał silnik i wyrzucił linę, okazało się, że hak opadł na Tom Cod Rocks, niecały sążeń pod nim.
Pierwsza wskazówka przeniknęła przez białe obłoki, gdy Sweetland wybierał linę – ciche, monotonne mruczenie, równie rozproszone i pozbawione punktu odniesienia, co mgła. Gdy ludzie w łódce je usłyszeli, zaczęli wstawać i bezcelowo się rozglądać. Sweetland podpłynął nieco na zachód, znowu wyłączył silnik. Tym razem głos był gdzieś przed nimi, dobrze na bakburcie. Zdążył zrobić trzy czy cztery kolejne przystanki, zanim go rozpoznał – Tennessee Ernie Ford śpiewający The Old Rugged Cross na wieży kościoła. Nigdy nie zawisł tam dzwon, tylko system nagłaśniający, w niedziele odgrywający całemu Chance Cove hymny na godzinę przed porannymi nabożeństwami. Przy dobrej pogodzie było je słychać na wiele mil w głąb morza, a nawet takiego dnia przemysłowy baryton Forda zdołał przebić ciężkie kotary mgły i dotrzeć do kutra sunącego powoli wzdłuż brzegu. Softly and Tenderly. What a Friend We Have in Jesus. Whispering Hope. Sweetland nucił melodie, nawet gdy dźwięk silnika zagłuszał nagrania. Głos Tennessee Erniego Forda odpływał ku sterburcie, tak że w końcu zaczął nawoływać grzeszników do powrotu do domu gdzieś zza rufy, co oznaczało, że Sweetland minął już przystań. Powoli zawrócił, kierując się w stronę wejścia do zatoki, a wyspa nagle wychynęła z szarości. Nad powierzchnią obcy pas falochronu, równy jak spod linijki. Sweetland wystrzelił trzy razy ze swojej strzelby, próbując zwrócić czyjąś uwagę, dać znać, że nadpływa.
Odwrócił się w stronę szalupy i pomachał do rozmytych sylwetek wpatrujących się w niego. Pomyślał, że nie wyglądają wcale tak, jakby poczuli ulgę, że wziął ich na hol.
Oddał jeszcze trzy strzały, po czym łagodnie osiadł w ciszy zatoki. Na cyplu zamajaczył biały kościół, wciąż dudniący protestanckimi nawoływaniami. Nabrzeże powoli urzeczywistniało się, w miarę, jak się do niego zbliżał. Ludzie, którzy wcześniej wyszli na nabożeństwo, już stali nad wodą w swoich niedzielnych ubraniach, a dziesiątki kolejnych wychodziły z domów na wzgórzu. Mężczyźni, kobiety i dzieci z psami u boku, wybiegający na spotkanie widmowym przybyszom.Tego samego autora:
Walka dwojga dzieci o życie, miłość i niewinnośćw świecie, który nie wybacza błędów
Bohaterami rozgrywającej się na przełomie XVIII i XIX wieku powieści Bez winy są Ada i Evered – rodzeństwo żyjące z rodzicami w odizolowanej od cywilizacji zatoczce na dzikim wybrzeżu Nowej Funlandii. Gdy pewnej strasznej zimy oboje rodzice umierają, dzieci postanawiają pozostać w samotnej chacie nad wodą i kontynuować tam jedyne życie, jakie znają – rok po roku przez całe lato w nieludzkich warunkach łowić ryby, aby zarobić na zapasy pozwalające przetrwać kolejną srogą zimę. Wybór ten będzie miał doniosły wpływ na ich losy, zwłaszcza, gdy w okresie dorastania zacznie budzić się między nimi całkowicie dla nich niezrozumiałe napięcie seksualne…Tego samego autora:
Chłodne wybrzeża Nowej Fundlandii –
tam, gdzie Márquez spotyka się z Faulknerem
W tej niezwykle bogatej powieści ojczysta wyspa Michaela Crummeya jawi się jako kraina zawieszona między rzeczywistością a mitem. Wpisując swoją powieść w nurt realizmu magicznego, Crummey przedstawia prawie dwieście lat z życia mieszkańców dwóch osad rybackich. Wybrzeża Nowej Fundlandii to w Dostatku zamknięty świat, targany nieustającymi konfliktami między zabobonem a religijną doktryną, ciemnotą a postępem, starotestamentowymi obsesjami a nadzieją i łagodnością. Świat, w którym rozpaczliwe łaknienie miłości i lepszego życia przekazywane jest z pokolenia na pokolenie niczym nieuleczalna choroba.Tego samego autora:
Są kradzieże, za które nie sposób zadośćuczynić
Michael Crummey w Rzece złodziei przenosi czytelników na północno-wschodnią Nową Fundlandię, ukazując ją w czasach, gdy o przetrwanie walczyła tam garstka rybaków i traperów żyjących w bliskim sąsiedztwie Beothuków – rdzennych mieszkańców wyspy. Autor jak zwykle zapełnia karty książki ludźmi z charakterem. Twardzi i zawzięci osadnicy znad zatoki Exploits tłumią w sobie pragnienia, nienazwane uczucia czy wspomnienia dawnych zranień, które sprawiają, że pozornie błahy konflikt może zaważyć na życiu człowieka. Rzeka złodziei to także nawiązująca do najlepszych północno--amerykańskich tradycji literackich kronika podboju dziewiczego lądu, który swoim czystym pięknem wynagradza mieszkańcom trudy prostego, surowego życia.
Tego samego autora:
Czy w miłości i nienawiści istnieją
jakiekolwiek nieprzekraczalne granice?
Michael Crummey, autor rewelacyjnego Dostatku, powraca z kolejną powieścią rozgrywającą się na chłodnej Nowej Fundlandii. Tym razem śledzimy losy dwojga ludzi połączonych w młodości gorącą miłością, później natomiast rozdzielonych mocą nienawiści wsączającej się w ich życie na różnych płaszczyznach. Crummey tka misterną sieć powiązań między pozornie nieistotnymi szczegółami, a czyniąc wydarzenia II wojny światowej na Pacyfiku jedną z osi fabuły, niezwykle przenikliwie zwraca uwagę na kwestię osobistej odpowiedzialności człowieka za otaczające go zło. Czy można wywieść związek między złą myślą a wybuchem bomby atomowej w Nagasaki? Okazuje się, że tak.Tego samego autora:
Poruszająca literacka panorama dawnej Nowej Fundlandii
Odosobnienie na chłodnych wybrzeżach Północnego Atlantyku. Wyprawy rybaków na Labrador. Zapach domowego chleba. Powroty po długich miesiącach spędzonych na morzu. Ognie skrzące się na polanach. Woń żywicy i trocin. Ludzie twardzi i nieustępliwi jak skaliste klify Nowej Fundlandii, a zarazem pogodzeni z odwiecznym rytmem narodzin i śmierci. Wszystko to powoli odchodzi w niepamięć… Michael Crummey, wybitny kanadyjski poeta i prozaik, postanowił zebrać okruchy dawnego świata i ocalić je od zapomnienia, przeistaczając w prawdziwe literackie perły. Ten zbiór krótkich tekstów stanowi niezwykłą, poetycką podróż w przeszłość Nowej Fundlandii – swoisty hołd złożony surowej, dziewiczej krainie, a przede wszystkim jej mieszkańcom.Polecamy również:
Subtelna proza znad brzegów chłodnego Atlantyku
Alistair MacLeod, jeden z najwybitniejszych kanadyjskich prozaików XX wieku, z rzadko spotykanym kunsztem, mądrością i ciepłem opisuje życie rybaków i górników z Nowej Szkocji i Nowej Fundlandii. Polscy czytelnicy znajdą w jego prozie to wszystko, za co pokochali powieści jego rodaka Michaela Crummeya: obrazy surowej, olśniewającej przyrody, bohaterów twardych, zawziętych, lecz na swój sposób romantycznych, opis piękna i trudów życia rodzinnego, a także zaskakująco delikatny mikrokosmos odciętych od świata osad rybackich.Polecamy również:
Wybitna powieść z Orkadów –
szkockiego archipelagu obmywanego przez ocean czasu
Powieść Nad oceanem czasu to przebogaty – po części baśniowy, po części realistyczny – obraz życia na dalekich północnych wyspach. Czerpiąc pełnymi garściami z dziejów oraz folkloru rodzinnego archipelagu, wybitny szkocki poeta, dramatopisarz i prozaik George Mackay Brown stworzył literackie arcydzieło, stanowiące zarówno przepojony liryzmem portret Orkadów, jak i uniwersalną opowieść o ludzkim życiu – naszych pragnieniach i rozczarowaniach, miłości i pracy, beztroskiej młodości i nieuchronnym przemijaniu – a przede wszystkim o naszej potrzebie dzielenia „legend i pieśni”.
W każdym razie głosy w oddali.
W sobotę rano popłynął na stały ląd po ładunek drewna, przez mgłę musiał tam zostać na noc. Przespał się w sterówce pod starym kocem, poduszkę zrobił sobie ze zwiniętego kombinezonu. Bladym świtem opar nieco się podniósł, Sweetland pomyślał więc, że może zdoła wrócić do domu. Już miał wyspę w zasięgu wzroku, gdy wszystko znowu otuliła biel tak gęsta, że nie widział dalej niż na dziesięć stóp przed dziobem. Wyłączył silnik i dryfował przez jakiś czas, nasłuchując innych łodzi. Długo nic, tylko chlupot fal obmywających kadłub. Wycie buczka mgłowego na Burnt Head. W okresach ciszy – szmer, który zdawał się niejasno ludzki. A potem okrzyk, pozbawiona znaczenia sylaba, niczym szczeknięcie psa.
To napędziło mu stracha. Był całe mile od brzegu, a ten głos zdawał się dobiegać z samego oceanu. Musiał zebrać się w sobie, aby coś odkrzyknąć, licząc na to, że nie doczeka się żadnego odzewu z białej pustki. Hej tam, zawołał. W odpowiedzi rozległo się dzikie nawoływanie jakiegoś półtuzina głosów, a on odsunął się do tyłu, jakby odepchnęła go jakaś ręka wysuwająca się z mgły. O Jezu. Do ciężkiej cholery, powiedział.
Gdy uruchomił silnik, głosy zaczęły rozbrzmiewać jeszcze donośniej, chcąc przekrzyczeć hałas. Zwrócił dyszącą łódź w kierunku, z którego w jego mniemaniu dobiegały nawoływania. Uniósł głowę, próbując podążać za harmidrem wystrzelającym niczym flara. Przed nim powoli kształtował się jakiś kontur, ciemniejący we mgle siniec, przebarwiony czerwienią szalupy ratunkowej.
Wrzucił na wsteczny, by nie uderzyć burtą w otwartą łódkę. Na całej długości szalupy sylwetki gorączkowo wymachujące rękami. Wyglądało na to, że jest ich z tuzin albo i więcej, a na dodatek – żadnych miejscowych. Ciemna skóra, czarne czupryny. Pomyślał, że pewnie na ławicy Banks rozbił się jakiś zagraniczny trawler, może kontenerowiec w drodze do Stanów. Wszyscy mieli na sobie codzienne ubrania, ani jednej kamizelki ratunkowej.
Gdy ich opłynął, jeden z rozbitków wychylił się z dziobu pod takim kątem, że Sweetland zachodził w głowę, co sprawia, że mężczyzna nie leci na twarz do wody. Pomyślał, że facet wygląda na Hindusa, może na jakąś jego odmianę – nigdy nie potrafił ich wszystkich rozróżnić. W głębi łódki, za burtami, kuliło się więcej ludzi, ubranych zupełnie nieodpowiednio do pogody i na oko już na wpół zamarzniętych. Sweetland rzucił linę, którą tamten przywiązał na dziobie szalupy. Potem mężczyzna podniósł rękę do ust, odchylając głowę do tyłu. Odszukawszy dwie butle z grubego, ciemnego szkła, w których woził słodką wodę, Sweetland chwycił również koc i złożony kawał płótna, po czym podał to wszystko ludziom w łódce.
Te twarze wpatrujące się w niego z wyrazem obłąkańczej ulgi. Przez ładunek drewna miał duże zanurzenie; przyszło mu do głowy, że być może tamci spróbują wdrapać się na pokład i w ten sposób poślą go na dno, na zasadzie tonącego, który ponoć potrafi wciągnąć pod wodę ratownika. Wykonał rękami gesty, które w jego mniemaniu miały podziałać na nich uspokajająco, po czym uruchomił silnik, odpłynął od szalupy na pełną długość liny i powoli, powoli, powoli ruszył w kierunku zatoki.
Co jakiś czas zerkał za siebie, za każdym razem zaskoczony widokiem tego, co płynęło w ślad za nim.Gdy już przywiązał szalupę, uzmysłowił sobie, że na odnalezienie drogi we mgle ma szanse mniej więcej pół na pół. Trzymał się z dala od buczka na Burnt Head, a kiedy odgadł, że musiał już na dobre minąć Fever Rocks, podpłynął nieco na zachód, kierując się kompasem. Co jakiś czas wracało do niego echo silnika odbite od niewidocznych klifów na sterburcie.
Wlókł się, wypatrując w bieli jakichkolwiek oznak, że zbliża się do lądu. Obejrzawszy się do tyłu, stwierdził, że nawet szalupa jest ledwie widoczna.
Płynął dalej, trzymając się głębokiej wody, próbując ocenić, jak daleko wzdłuż brzegu już zabrnął. Minął wyłom w stromej powierzchni klifu – pustkę pobrzmiewającą w powracającym echu silnika. Miał nadzieję, że to Lunin Cove. Wyłączywszy silnik, wypuścił za burtę linę z hakiem na dorsze. Pozwolił jej się rozwijać, dopóki koniec nie opadł na dno, osiemnaście sążni pod powierzchnią. Był już nad grzbietem Offer Ledge, co oznaczało, że od falochronu dzielą go trzy mile. Przez kolejne pół godziny płynął na ślepo, wypatrując lądu w gęstniejącej mgle. Gdy znowu zatrzymał silnik i wyrzucił linę, okazało się, że hak opadł na Tom Cod Rocks, niecały sążeń pod nim.
Pierwsza wskazówka przeniknęła przez białe obłoki, gdy Sweetland wybierał linę – ciche, monotonne mruczenie, równie rozproszone i pozbawione punktu odniesienia, co mgła. Gdy ludzie w łódce je usłyszeli, zaczęli wstawać i bezcelowo się rozglądać. Sweetland podpłynął nieco na zachód, znowu wyłączył silnik. Tym razem głos był gdzieś przed nimi, dobrze na bakburcie. Zdążył zrobić trzy czy cztery kolejne przystanki, zanim go rozpoznał – Tennessee Ernie Ford śpiewający The Old Rugged Cross na wieży kościoła. Nigdy nie zawisł tam dzwon, tylko system nagłaśniający, w niedziele odgrywający całemu Chance Cove hymny na godzinę przed porannymi nabożeństwami. Przy dobrej pogodzie było je słychać na wiele mil w głąb morza, a nawet takiego dnia przemysłowy baryton Forda zdołał przebić ciężkie kotary mgły i dotrzeć do kutra sunącego powoli wzdłuż brzegu. Softly and Tenderly. What a Friend We Have in Jesus. Whispering Hope. Sweetland nucił melodie, nawet gdy dźwięk silnika zagłuszał nagrania. Głos Tennessee Erniego Forda odpływał ku sterburcie, tak że w końcu zaczął nawoływać grzeszników do powrotu do domu gdzieś zza rufy, co oznaczało, że Sweetland minął już przystań. Powoli zawrócił, kierując się w stronę wejścia do zatoki, a wyspa nagle wychynęła z szarości. Nad powierzchnią obcy pas falochronu, równy jak spod linijki. Sweetland wystrzelił trzy razy ze swojej strzelby, próbując zwrócić czyjąś uwagę, dać znać, że nadpływa.
Odwrócił się w stronę szalupy i pomachał do rozmytych sylwetek wpatrujących się w niego. Pomyślał, że nie wyglądają wcale tak, jakby poczuli ulgę, że wziął ich na hol.
Oddał jeszcze trzy strzały, po czym łagodnie osiadł w ciszy zatoki. Na cyplu zamajaczył biały kościół, wciąż dudniący protestanckimi nawoływaniami. Nabrzeże powoli urzeczywistniało się, w miarę, jak się do niego zbliżał. Ludzie, którzy wcześniej wyszli na nabożeństwo, już stali nad wodą w swoich niedzielnych ubraniach, a dziesiątki kolejnych wychodziły z domów na wzgórzu. Mężczyźni, kobiety i dzieci z psami u boku, wybiegający na spotkanie widmowym przybyszom.Tego samego autora:
Walka dwojga dzieci o życie, miłość i niewinnośćw świecie, który nie wybacza błędów
Bohaterami rozgrywającej się na przełomie XVIII i XIX wieku powieści Bez winy są Ada i Evered – rodzeństwo żyjące z rodzicami w odizolowanej od cywilizacji zatoczce na dzikim wybrzeżu Nowej Funlandii. Gdy pewnej strasznej zimy oboje rodzice umierają, dzieci postanawiają pozostać w samotnej chacie nad wodą i kontynuować tam jedyne życie, jakie znają – rok po roku przez całe lato w nieludzkich warunkach łowić ryby, aby zarobić na zapasy pozwalające przetrwać kolejną srogą zimę. Wybór ten będzie miał doniosły wpływ na ich losy, zwłaszcza, gdy w okresie dorastania zacznie budzić się między nimi całkowicie dla nich niezrozumiałe napięcie seksualne…Tego samego autora:
Chłodne wybrzeża Nowej Fundlandii –
tam, gdzie Márquez spotyka się z Faulknerem
W tej niezwykle bogatej powieści ojczysta wyspa Michaela Crummeya jawi się jako kraina zawieszona między rzeczywistością a mitem. Wpisując swoją powieść w nurt realizmu magicznego, Crummey przedstawia prawie dwieście lat z życia mieszkańców dwóch osad rybackich. Wybrzeża Nowej Fundlandii to w Dostatku zamknięty świat, targany nieustającymi konfliktami między zabobonem a religijną doktryną, ciemnotą a postępem, starotestamentowymi obsesjami a nadzieją i łagodnością. Świat, w którym rozpaczliwe łaknienie miłości i lepszego życia przekazywane jest z pokolenia na pokolenie niczym nieuleczalna choroba.Tego samego autora:
Są kradzieże, za które nie sposób zadośćuczynić
Michael Crummey w Rzece złodziei przenosi czytelników na północno-wschodnią Nową Fundlandię, ukazując ją w czasach, gdy o przetrwanie walczyła tam garstka rybaków i traperów żyjących w bliskim sąsiedztwie Beothuków – rdzennych mieszkańców wyspy. Autor jak zwykle zapełnia karty książki ludźmi z charakterem. Twardzi i zawzięci osadnicy znad zatoki Exploits tłumią w sobie pragnienia, nienazwane uczucia czy wspomnienia dawnych zranień, które sprawiają, że pozornie błahy konflikt może zaważyć na życiu człowieka. Rzeka złodziei to także nawiązująca do najlepszych północno--amerykańskich tradycji literackich kronika podboju dziewiczego lądu, który swoim czystym pięknem wynagradza mieszkańcom trudy prostego, surowego życia.
Tego samego autora:
Czy w miłości i nienawiści istnieją
jakiekolwiek nieprzekraczalne granice?
Michael Crummey, autor rewelacyjnego Dostatku, powraca z kolejną powieścią rozgrywającą się na chłodnej Nowej Fundlandii. Tym razem śledzimy losy dwojga ludzi połączonych w młodości gorącą miłością, później natomiast rozdzielonych mocą nienawiści wsączającej się w ich życie na różnych płaszczyznach. Crummey tka misterną sieć powiązań między pozornie nieistotnymi szczegółami, a czyniąc wydarzenia II wojny światowej na Pacyfiku jedną z osi fabuły, niezwykle przenikliwie zwraca uwagę na kwestię osobistej odpowiedzialności człowieka za otaczające go zło. Czy można wywieść związek między złą myślą a wybuchem bomby atomowej w Nagasaki? Okazuje się, że tak.Tego samego autora:
Poruszająca literacka panorama dawnej Nowej Fundlandii
Odosobnienie na chłodnych wybrzeżach Północnego Atlantyku. Wyprawy rybaków na Labrador. Zapach domowego chleba. Powroty po długich miesiącach spędzonych na morzu. Ognie skrzące się na polanach. Woń żywicy i trocin. Ludzie twardzi i nieustępliwi jak skaliste klify Nowej Fundlandii, a zarazem pogodzeni z odwiecznym rytmem narodzin i śmierci. Wszystko to powoli odchodzi w niepamięć… Michael Crummey, wybitny kanadyjski poeta i prozaik, postanowił zebrać okruchy dawnego świata i ocalić je od zapomnienia, przeistaczając w prawdziwe literackie perły. Ten zbiór krótkich tekstów stanowi niezwykłą, poetycką podróż w przeszłość Nowej Fundlandii – swoisty hołd złożony surowej, dziewiczej krainie, a przede wszystkim jej mieszkańcom.Polecamy również:
Subtelna proza znad brzegów chłodnego Atlantyku
Alistair MacLeod, jeden z najwybitniejszych kanadyjskich prozaików XX wieku, z rzadko spotykanym kunsztem, mądrością i ciepłem opisuje życie rybaków i górników z Nowej Szkocji i Nowej Fundlandii. Polscy czytelnicy znajdą w jego prozie to wszystko, za co pokochali powieści jego rodaka Michaela Crummeya: obrazy surowej, olśniewającej przyrody, bohaterów twardych, zawziętych, lecz na swój sposób romantycznych, opis piękna i trudów życia rodzinnego, a także zaskakująco delikatny mikrokosmos odciętych od świata osad rybackich.Polecamy również:
Wybitna powieść z Orkadów –
szkockiego archipelagu obmywanego przez ocean czasu
Powieść Nad oceanem czasu to przebogaty – po części baśniowy, po części realistyczny – obraz życia na dalekich północnych wyspach. Czerpiąc pełnymi garściami z dziejów oraz folkloru rodzinnego archipelagu, wybitny szkocki poeta, dramatopisarz i prozaik George Mackay Brown stworzył literackie arcydzieło, stanowiące zarówno przepojony liryzmem portret Orkadów, jak i uniwersalną opowieść o ludzkim życiu – naszych pragnieniach i rozczarowaniach, miłości i pracy, beztroskiej młodości i nieuchronnym przemijaniu – a przede wszystkim o naszej potrzebie dzielenia „legend i pieśni”.
więcej..