- W empik go
Świece w pogańskim gaju - ebook
Świece w pogańskim gaju - ebook
Ta książka powstała z radości pisania i dla radości powinna być czytana – twierdzi twórca serii książek Stehlík – Mariusz Szczygieł. Wyobraźnia czeskiego autora, znanego z utworów humorystycznych, to studnia bez dna. Studnia nonsensów oczywiście! Tytuły opowiadań – takie jak Taniec śmierci. Opowieść stałego klienta gospody Na Rozkoszy przy stole gospody Na Rożku albo Mania, puść mnie! Horror minimalistyczny lub Miłość w leju po bombie – oddają szalony charakter tej książki.
Kochanka zawiadamia żonę, że jej niewierny mąż zmarł podczas tajnej schadzki… Pewna kobieta sprawia, że jej rywalkom przyrastają do rąk parasolki… Koty okazują się reinkarnacjami znanych osobistości… Chrapanie grubego redaktora przypomina odgłos kobiecego orgazmu, w związku z czym… Architekt dla oszczędności wprowadza się wraz z kochanką do swojej żony i dzieci… Ubecy odnajdują drogę do świętości… – Jiří Kamen mnoży absurdalne historie, żeby zdemaskować naszą pokrętną naturę.
Zbiór opowiadań Świece w pogańskim gaju w tłumaczeniu Elżbiety Zimnej reprezentuje taką literaturę, jakiej bardzo brakuje w Polsce: rozrywkową i beztroską, ale jednocześnie ironiczną i przenikliwą.
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66778-08-5 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Poniedziałek, 7 sierpnia 1939
Virginia Woolf, Chwile wolności. Dziennik 1915–1941,
przekł. Magdalena HeydelCo powiedzą wnuki?
Etiuda na jeden głos i jeden oddech
Pani mąż nie żyje. Umarł dzisiaj po południu. Jego zwłoki znajdzie pani w łóżku, pokój numer osiem, hotel Korona, ten na głównej ulicy... Nie, to nie jest kawał, to niestety prawda. Próbowałam go reanimować, ale bez skutku... Tak, jestem pewna. Przecież potrafię odróżnić, czy ktoś żyje, czy nie... Lusterko mu przyłożyłam do ust, nie zaparowało i pulsu też nie było czuć... Nie, nie zadzwoniłam po lekarza, pani mąż mi zabronił. Kategorycznie. Nie chciał robić szumu. Potwornie się bał, że w tej sytuacji coś mu się stanie. To znaczy kiedy będzie ze mną. Często się zdarzało, że nagle zupełnie bez powodu wyskakiwał goły z łóżka i mierzył temperaturę, czy nie ma gorączki. Nosił termometr na randki... Tak, jestem jego kochanką, ale nie powiem pani, jak się nazywam, bo mam męża. Zresztą teraz to już i tak nie ma znaczenia. Nie przedstawiłabym się i tak, nawet jakbym nie była mężatką. Nie jestem głupia. Zakochałam się w nim. Gdyby się rozwiódł, to ja też bym to zrobiła. Co prawda, był ode mnie dużo starszy, ale miał styl... Nie, wcale nie czuję się dobrze! I niech mi pani nie wciska, co powinnam myśleć i jak się czuć... Kiedy mu się dzisiaj zrobiło słabo, to tak rzęził, no, a potem wychrypiał: „Zadzwoń do mojej żony, żeby tu przyszła i wszystko załatwiła”... Strasznie się bał, żeby jego wnuki nie dowiedziały się o nas. Mówił: „Jak sobie wyobrażę, że ktoś powie moim wnukom, że dziadek umarł w hotelu, w którym przebywał z obcą kobietą, to robi mi się niedobrze”. Przez to ciągłe gadanie o wnukach chciałam go zostawić. To taka żenada jest. Ale z drugiej strony to w sumie każdy ma jakiegoś hopla. Uważał, że gdyby wnuki dowiedziały się, że dziadziuś miał kochankę, mogłoby to niekorzystnie wpłynąć na ich rozwój. Głupie, prawda? Ja tam myślę, że raczej by się ucieszyły, gdyby się dowiedziały, jaki był. Że taki żywotny czy jak się to mówi... No tak, jasne, piękny widok to nie będzie, takie publiczne przenoszenie trupa, tego się najbardziej bał. Zresztą dzisiaj, kiedy czuł się już bardzo źle, właściwie umierał, to nie tylko zabronił mi zadzwonić po lekarza, ale jeszcze kazał mi siebie ubrać, żeby go w tym hotelu nie znaleźli gołego. On sobie wyobrażał śmierć w hotelu przy kochance jak jakieś trzęsienie ziemi. Że niby jego martwe ciało wyniosą przed hotel na noszach przykryte prześcieradłem, a wiatr je zerwie... Niech się pani pospieszy. Powinna pani już tam lecieć, bo do tego pokoju może na przykład wejść sprzątaczka... Nie, naprawdę nie powiem pani, jak się nazywam. Za jego śmierć nie ponoszę żadnej winy, ale na pewno będą ustalać, jak umarł, i szukać świadków... Dzwonię z budki... Nie, po prostu nie mam ochoty, żeby ktoś łączył mnie z tą sprawą. A, jeszcze jedno. On nie chciał, żebym pani o tym mówiła. Podobno dla pani to byłby cios. Ale ja tak sobie myślę, że dla pani to żaden cios nie będzie. Są gorsze rzeczy na świecie. No i, jak się to mówi, wobec majestatu śmierci wszystko wygląda inaczej. Znaczy nieważne się robi. Niezły tekst z tym majestatem śmierci, co? Usłyszałam to w jakimś filmie, ale w życiu by mi do głowy nie przyszło, że kiedyś to sama powiem tak na poważnie. Wziął viagrę. I to chyba dużą dawkę. Nie wiedziałam o tym. Mówił, że nie bierze, bo z panią nie uprawiał seksu od bardzo dawna... Uprawiał? No proszę, i wierz tu facetom! Pewnie nie chciał, żebym była o panią zazdrosna. W zasadzie to dobry człowiek był. A może przed seksem z panią też brał? Kasy mu nie brakowało, nie? Stać go było, żeby łykać viagrę nawet trzy razy dziennie. Szczerze mówiąc, za bardzo na niego nie działała. Może miał coś z prostatą... Mówię o viagrze, żeby nie była pani zdziwiona, jakby po sekcji zwłok powiedzieli, że ją brał... Nie, no skąd bym miała wiedzieć, czy będą robić sekcję. Tak tylko głośno myślę. No i nie wiem też, czy takie rzeczy mogą stwierdzić. Ale ktoś mógłby na przykład podejrzewać, że mu ją ukradkiem dosypałam do wina... Nie... Nie mówił. O wysokim ciśnieniu rozmawia się z żoną, a nie z kochanką... Oczywiście, że to zdanie też gdzieś wyczytałam. Niech mnie pani nie łapie za słowa. To nie fair, mógł mi o tym ciśnieniu powiedzieć, przecież go kochałam. Mogłabym go przypilnować... Zabieram niepotrzebnie czas, powinna pani już tam iść, żeby ktoś pani nie uprzedził. Nie zamykałam drzwi pokoju, żeby mogła pani bez problemu wejść. Klucz jest w zamku od środka... Ja panią rozumiem. Mąż nie żyje, rodzinna sielanka poszła się gonić, viagra, inna kobieta, w której był tak zakochany, że ryzykował życie. Ale z drugiej strony to jest pani bogata. Pieniądze to najlepszy lek na smutki. Ja to wiem najlepiej, bo sama groszem nie śmierdzę... Nie, tego nie musiałam nigdzie czytać... Nie. Nie dawał mi pieniędzy. Co najwyżej jakąś biżuterię... Nie wiem, tak z dziesięć? To był człowiek bardzo rodzinny. Nie miał zamiaru was rujnować z powodu kochanki... I tak będzie pani musiała sprowadzić lekarza, żeby stwierdził zgon... A dlaczego miałby zadzwonić na policję?... Mnie tam wszystko jedno. Jeszcze nie zdążyłam pani powiedzieć, że starłam wszystkie swoje odciski palców. Z jego ciała też... Umyłam go gąbką. Namydloną. Nigdy wcześniej nie myłam trupa. Dziwne wrażenie. Cały czas się spodziewałam, że otworzy oczy i powie, że udawał. Bałam się, że nagle zacznie krzyczeć, że zgłupiałam i po jaką cholerę myję go gąbką w łóżku... Kiedyś przyniósł film z jakiejś waszej rodzinnej uroczystości. Chciał, żebym na nasze randki ubierała się i czesała dokładnie tak jak pani. Upierał się przy tym... Nie, wcale nie dlatego, że chciał udawać, że jest z panią! Chociaż niewykluczone. Może chciał cofnąć czas. To można zrozumieć, nie? Ale ja tam raczej myślę, że się panicznie bał w tym hotelu spotkać jakiegoś znajomego. Powtarzałam mu, że to jest jakaś bzdura, żebym udawała panią, skoro jestem czterdzieści lat młodsza. Ale on i tak się upierał. Był w sumie pedantyczny, zresztą sama pani wie. Mówił, że młoda bez problemu może udawać starą, ale w drugą stronę to się nie da. To byłaby stara-młoda. Jak w komedii... Nie, wcale nie miałam zamiaru pani urazić. Przecież godzinę temu straciła pani męża. Ja tylko kochanka... Czasami czułam ulgę, że nasza randka się wreszcie skończyła. To chyba normalne, prawda? Zdarzało mu się nazywać mnie pani imieniem. Potem się tłumaczył, że to dlatego, żeby się w domu nie pomylił. Głupek. To musiało być koszmarne życie – przez cały tydzień nie móc się doczekać paru godzin w hotelowym łóżku. Całymi dniami nie myśleć o niczym innym... Ja? Ja go zabiłam? Heleno, czy pani zwariowała? Tak ma pani na imię, prawda? On miał takie dziwne lęki. Na przykład wyobrażał sobie, że wnuki pochylają się nad jego trupem i kłócą, ile tej viagry musiał dziadek połknąć, żeby mu stał chociaż przez chwilę... Nie chciałam pani urazić... Moje imię nie ma znaczenia, może jest takie samo jak pani... To był żart... Spotykaliśmy się raz w tygodniu, czasami nawet co dwa tygodnie. Ja też nie zawsze mogłam... Ma pani sympatyczny głos. Przez telefon wydaje się pani młodsza. A może kłamał, kiedy mówił, ile ma pani lat? On w ogóle dosyć często nie mówił prawdy. Na przykład jak dzwoniłam do pani jakieś pół roku temu, to na początku myślałam, że odebrała wasza córka... Tak, oglądałam ten film z urodzin i wiedziałam, że macie córkę... Nie, nie dał mi, tylko raz go puścił i zabrał do domu. Do tego bez dźwięku. Czasami miał takie pomysły. Chciałam usłyszeć, jaki ma pani głos. No i raz w tygodniu, zawsze przed naszą randką, musiałam uczesać się tak jak pani. Kategorycznie tego wymagał. Niezła szajba, co? Umawiać się z żoną na randkę w hotelu pięćdziesiąt lat po ślubie... Znowu przeginam, sorki... Parę razy mi się pani śniła. Ten głos ze snu nie pasował mi do pani. Cały czas sobie powtarzałam: „Ale ta kobieta ma dziwny głos”... Przedstawiłam się jako recepcjonistka od niego z pracy. Pamięta pani? Wiedziałam, że wyjechał służbowo, i takim oficjalnym, urzędowym tonem zakomunikowałam pani, że przy recepcji czekają na niego goście. Ten urzędowy głos długo ćwiczyłam, zanim do pani zadzwoniłam. Pani nic nie odpowiedziała, a ja nawijałam dalej, że nie ma go w biurze, a komórki nie odbiera. Dopiero po dłuższej chwili wyjaśniła mi pani z lekkim wkurwem, że mąż jest w podróży służbowej i że jestem niekompetentna, skoro pracuję w recepcji, a nie wiem takich rzeczy... No, powiedziała mi pani, że jestem nierozgarnięta... Nie, nie gniewam się... Po tej rozmowie sny mi się uporządkowały. Wreszcie to był pani głos... Najbardziej nienawidziłam tej czarnej bluzki, którą Ludvík kazał mi wkładać na randki. Upierał się. Musiałam wymyślić jakieś rozwiązanie. I to na pewno, droga Heleno, docenisz. Wszystkie ubrania zaczęłam sobie kupować podwójnie. Bieliznę też. Mamy ten sam rozmiar. Mimo że jest pani ode mnie o tyle lat starsza! Jeden ciuch zostawiałam sobie, drugi dawałam Ludvíkowi, on waszej córce, a ona pani. Ludvík tak to wytłumaczył córce, że nigdy wcześniej nie kupował mamie ubrań, więc mogłaby się zdziwić, że nagle po czterdziestu latach zaczął ją ubierać... Tak, tak, wiem, nie byliście małżeństwem czterdzieści lat. Proszę o wybaczenie, od dziecka mam skłonność do przesady. No, w każdym razie ja mu to doradziłam. Żeby te ciuchy dawała pani ona, a nie on. Nikogo nie dziwi, że córka czasem kupi matce jakiś ciuch, zwłaszcza jak mają ten sam rozmiar. Od czasu do czasu kupowałam też coś dla waszej córki, żeby nie była poszkodowana w tym interesie. Może mnie pani będzie szanować, bo kupowałam te ubrania za własne pieniądze. Nawet to lubiłam. To było jak seks w trójkącie. Albo nawet czworokącie... Ale dlaczego nie jest zabawne? Matka, córka i kochanka mają ten sam rozmiar! Trojaczki normalnie... Nie, nie mam dzieci. Planuję gdzieś tak za trzy lata... Nie, to ja tak chciałam, nie mąż. Zresztą powiem pani szczerze, że jeszcze do dzisiaj robiłam sobie nadzieję, że może Ludvík wybierze jednak mnie... No nic, nie będę już pani zabierać czasu. Musi pani pędzić do hotelu. Szkoda, że nie mogę dać pani numeru telefonu. Mogłybyśmy zostać przyjaciółkami. Na przykład chodzić razem do kawiarni. Dwie kobiety tak samo ubrane. Jak siostry. Jedna starsza, druga młodsza. Prawda, że byłoby cudownie?... Teraz? W czarną koszulkę z napisem „Lévi-strauss” i dżinsy... Różowe adidasy... No oczywiście! Za każdym razem rano Ludvík dokładnie opisywał mi, jak jest pani ubrana... Majtki dziś nie. Nie udało mu się sprawdzić... Jego ostatnie słowo brzmiało: „Helena”. I w końcu nie wiem, czy wołał panią, czy nawet chwilę przed śmiercią bawił się w tę swoją śmieszną konspirację z imionami i wyglądem... Nie ma pani wrażenia, że była dzisiaj z nami w tym hotelu?... Mnie się nie wydaje... Na panią?... Morderstwo?... Ależ nie, to nie dlatego ubierałam się i czesałam jak pani... Jaka pułapka?... Zaraz zwalić winę... Ale dlaczego pani nie pójdzie? To chce tam pani biednego Ludvíczka tak zostawić?... No tak. Powinnam wiedzieć, że uprzejmość się nie opłaca.