- W empik go
Świętoszek. Tartuffe - ebook
Świętoszek. Tartuffe - ebook
„Świętoszek” to komedia Moliera napisana w 1661 r., a wystawiona po raz pierwszy w 1664 r. Swój rozgłos sztuka zawdzięcza nie tylko walorom artystycznym, lecz także skandalowi, jaki wywołała w XVII-wiecznej Francji.
Tytułowy Tartuffe to człowiek, który dla osiągnięcia własnych korzyści wykorzystuje Orgona i jego rodzinę. Udaje przy tym osobę wielce religijną i pobożną. Orgon początkowo jest niewrażliwy na przestrogi rodziny dotyczące hipokryzji Tartuffe’a. Swój błąd uświadamia sobie dopiero po zapisaniu Tartuffe’owi całego majątku.
Zdemaskowanie hipokryzji Tartuffe’a jest powszechnie uznawane za jedną z najdoskonalszych scen w historii teatru.
Kategoria: | Komiks i Humor |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7903-493-2 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Osoby
Akt pierwszy
Scena I
Scena II
Scena III
Scena IV
Scena V
Scena VI
Akt drugi
Scena I
Scena II
Scena III
Scena IV
Akt trzeci
Scena I
Scena II
Scena III
Scena IV
Scena V
Scena VI
Scena VII
Akt czwarty
Scena I
Scena II
Scena III
Scena IV
Scena V
Scena VI
Scena VII
Scena VIII
Akt piąty
Scena I
Scena II
Scena III
Scena IV
Scena V
Scena VI
Scena VII
Scena VIIIAkt pierwszy
Scena I
PANI PERNELLE, ELMIRA, MARIANNA, KLEANT, DAMIS, DORYNA, FLIPOTA
PANI PERNELLE
biegnie przez scenę ku drzwiom, wszyscy dążą za nią
Chodź, Flipoto, nie myślę tego dłużej znosić!
ELMIRA
Ależ, kochana matko, dajże się uprosić!...
PANI PERNELLE
Zostaw, moja synowo, nie spiesz się daremno –
Nazbyt wiele zadajesz sobie trudów ze mną!
ELMIRA
Uchybiać pani na myśl nie przyszło nikomu;
Cóż więc dziś panią matkę razi w naszym domu?
PANI PERNELLE
Wyznaję więc, że wcale mi się nie podoba
Dom, w którym za nic liczy się moja osoba;
Wcale mnie nie budują wasze nowe statki,
Gdzie każdy waży lekce głos sędziwej matki,
Gdzie nikt nic nie szanuje ni w czynach, ni w mowie
I gdzie po prostu wszystko chodzi jak na głowie!
DORYNA
Jeśli pani...
PANI PERNELLE
Ty jesteś w służbie niezbyt prędka,
Lecz za to mocna w gębie i impertynentka;
Do wszystkiego się wtrącać zawsześ jest gotowa.
DAMIS
Ale...
PANI PERNELLE
Ty jesteś głuptas! Więcej ani słowa!
Przyjmij to oświadczenie od swej babki własnej;
Już dawnom ojcu twemu w sposób dosyć jasny
Tłumaczyła, że z syna pociechy nie zazna,
Jeśli będzie w ten sposób chował go na błazna.
MARIANNA
Lecz...
PANI PERNELLE
Ty, miła siostruniu, z ciebie też lalusia:
Niby trzech słów nie zliczy, skromniutka jak trusia,
Lecz ja wiem, cicha woda jakie ma wybryki,
I nie ja się dam złapać na twe polityki.
ELMIRA
Jednak...
PANI PERNELLE
Ty też, synowo, bez wszelkiej obrazy
Przyjm mojej co najżywszej nagany wyrazy:
Przykładem dobrym świecić tyś im wszak powinna
I matka ich nieboszczka zgoła była inna.
Jesteś płocha, rozrzutna – to wprost oczy rani
Patrzeć, jak wciąż się stroisz niby wielka pani;
Jeśli dla męża tylko chce być piękną żona,
Nie potrzebuje chodzić cała wyfioczona.
KLEANT
Ależ, pani...
PANI PERNELLE
Dla ciebie, mój szanowny panie,
Jej przezacny braciszku, mam pełne uznanie,
Lecz w miejscu syna mego rzekłabym ci wszakże:
Ruszaj sobie gdzie indziej, mój kochany szwagrze!
Poglądy, jakie głosić ciągle się pan trudzi,
Nie nadają się wszakże dla uczciwych ludzi.
Mą szczerość zbyt otwartą niech mi pan wybaczy,
Lecz co w mowie, to w myśli – nie umiem inaczej!
DAMIS
Pan Tartuffe w oczach babci bardziej jest szczęśliwy.
PANI PERNELLE
Bo jest zacnym człowiekiem, godnym czci prawdziwej,
I trudno mi w istocie patrzeć jest spokojnie,
Że taki jak ty błazen w ciągłej z nim jest wojnie.
DAMIS
Jak to! Więc ja mam znosić, aby ktoś bez sromu
Do wszystkiego się wtrącał, rządził się w tym domu
I by wzbronioną była nam każda zabawa,
Póki ten chłystek do niej nie uświęci prawa?
DORYNA
Gdyby słuchać, co prawi on nam tutaj co dnia,
Co bądź człek czyni, wszędzie tkwi jakowaś zbrodnia;
Bo ten krytyk żarliwy tylko sądzi, rządzi...
PANI PERNELLE
I dobrze osądzone jest, co on osądzi;
Do nieba chce was zawieść, odciąga od złego,
I słusznie syn mój wszczepia wam miłość do niego.
DAMIS
Nie, babciu; nawet ojcu sprawić się nie uda,
By sympatię w mych oczach znalazła obłuda:
Kłamać nie chcę i mówię tutaj najwyraźniej,
Że w tym człowieku wszystko gniewa mnie i drażni,
I gdy nadto w mym sercu już zbierze odraza,
Przy pierwszej sposobności zdepcę tego płaza!
DORYNA
Bo i pewnie, że trudno już ścierpieć, a zwłaszcza
Patrzeć, jak ten przybłęda w domu się rozgaszcza,
Jak ten dziad, co, gdy przyszedł, buty miał podarte,
A ubranie i pięciu szelągów niewarte –
Dzisiaj, zapominając łatwo o swej nędzy,
Do roli pana domu ciśnie się czym prędzej.
PANI PERNELLE
Słusznie, i znikłaby stąd niejedna myśl zdrożna,
Gdyby posłuch znalazła jego chęć pobożna.
DORYNA
Przed panią on świętego udaje niby to,
A jest, mogłabym przysiąc, czystym hipokrytą.
PANI PERNELLE
To język!
DORYNA
Ja bym go tam wraz z jego Wawrzyńcem,
Obdarzyła na drogę nie lada gościńcem!
PANI PERNELLE
Osoba jego sługi zbyt mało mi znana,
Lecz w zamian mogę śmiało zaręczyć za pana.
Wy macie doń urazę i każde się boczy,
Że wam bez żadnych względów prawdę rąbie w oczy.
Grzech budzi w jego sercu nienawiść zawziętą,
A celem jego kroczyć niebios drogą świętą.
DORYNA
Dobrze, lecz czemu, zwłaszcza od jakiegoś czasu,
Każdy gość jest przyczyną takiego hałasu?
Gdzie w tym obrazę niebios ktokolwiek wyczyta,
Że jakiś godny człowiek czasem w dom zawita?
Co do mnie, nie dam głowy, mówiąc między nami,
wskazując ELMIRĘ
Czy on o panią nie jest zazdrosny czasami.
PANI PERNELLE
Milczeć mi! Patrzcie, co za gęba u aspanny!
Nie on jeden potępia ten zgiełk nieustanny:
Te wizyty, ci szumni panowie i damy,
Karety przez dzień cały stojące u bramy,
Ta lokai nadmiernie zgiełkliwa czereda –
To przed okiem sąsiadów utaić się nie da.
Chcę wierzyć, że nic złego pod tym się nie skrywa,
Lecz po cóż ma mieć strawę i plotka złośliwa?
KLEANT
Jak to! Ludzkim gadaniom chcesz przeszkodzić pani?
Toż by znaczyło handel zrobić nazbyt tani,
Gdyby człowiek ze względu na świata obmowy
Swych najlepszych przyjaciół zrzec się był gotowy!
Lecz gdyby i tak było, czy pani w to wierzy,
Że ktoś języki bliźnich w ten sposób uśmierzy?
Przeciw potwarzy nie masz na świecie obrony;
Pozwólmy więc rozprawiać ludziom na wsze strony
I bez względu, jak życie nasze sądzą inni,
Nam niech starczy, że w sercu jesteśmy niewinni.
DORYNA
Czy może nie od Dafne, tej lubej sąsiadki,
Wraz z jej miłym mężulkiem pochodzą te gadki?
Zwykle kto sam jest w świecie celem pośmiewiska,
Ten na dobrą cześć drugich najłacniej się ciska;
Tacy wszędzie wglądają i póty się biedzą,
Aż pozór złudny jakiejś skłonności wyśledzą,
Wydmuchają go w bajkę i z całą rozkoszą,
Ubrawszy po swojemu, po świecie obnoszą.
Szerząc o czynach drugich zmyślone gawędy,
W oczach świata złagodzić pragną swoje błędy
I zręcznie je przybrawszy kształtem podobieństwa,
Niewinnością zabarwić własne bezeceństwa,
Lub na innych przerzucić obłudnym zapałem
Część hańby, która dotąd była ich udziałem.
PANI PERNELLE
Cały ten wywód zgoła chybiony tym razem.
Przyznacie, że Oranta świeci cnót obrazem,
Modlitwy, pobożności – a jest mi wiadomem,
Że też się nie buduje wcale waszym domem.
DORYNA
W istocie, dla przykładu wybornie dobrana!
Ani słowa – surowość jej zasad jest znana,
Lecz wszak to wiek w tej damie zbudził tchnienie boże,
I żyje cnotą, odkąd już grzeszyć nie może.
Dopóki mogła w sercach rozniecać płomienie,
Korzystała z swych wdzięków dość nieustraszenie;
Dziś, widząc, że jej pokus daremna jest praca,
Gardzi światem, co sam się już od niej odwraca,
I płaszczem cnoty wszelkim uciechom okrutnej,
Osłania zwiędłych wdzięków upadek zbyt smutny.
To u naszych zalotniś jest koniec nierzadki:
W miarę jak wielbiciele pakują manatki,
Aby nie nazwać rzeczy swym właściwym mianem,
Chronią się za surowych zasad parawanem;
Stąd też sąd każdej takiej zawziętej dewotki
Skwapliwie chwyta wszystkie najniecniejsze plotki
I wkoło siebie z grzechów świat skwapliwie czyści –
Nie z miłości bliźniego, lecz z prostej zawiści,
Co nie zniesie, by innych nęciła zabawa,
Do której same z wiekiem straciły już prawa.
PANI PERNELLE
do ELMIRY
Oto jakim bajeczkom chętnie daje ucha
Pani córka: starszego nikt tu nie posłucha,
Bo ta panna zagłusza wszystkich swym terkotem.
Lecz czas już, abym rzekła, co ja sądzę o tem:
Mówię, że syn mój daje znak wielkiej mądrości,
Gdy tę zacną osobę w swoim domu gości;
Że człowiek ten od niebios jest tutaj zesłany.
By prostować wasz umysł, sromotnie zbłąkany;
Wdzięczność za troskiście mu winni nieustanne,
Bo co gani, to w rzeczy jest samej naganne.
Te wizyty, te bale, ta cała nic warta
Zabawa, to są wszystko pokuszenia czarta!
Tu człowiek nie usłyszy pobożnego słowa,
Same śmieszki, piosneczki, ba, nawet obmowa;
Gdy się zejdą ci mili panowie i panie,
Nieraz tam i bliźniemu dobrze się dostanie –
Słowem, człowiek stateczny musi nabrać wstrętu
Do zebrań, w których nie masz nic oprócz zamętu,
Gdzie jeden przez drugiego paple jak szalony
I jak słusznie powiedział ów doktor uczony,
Że to prawdziwie istna babilońska wieża,
Gdzie wszystko możesz słyszeć, wszystko, prócz pacierza.
I doprawdy, powtarzam, że trzeba mieć czoło...
wskazując KLEANTA
Widzę, że temu panu coś bardzo wesoło!
Racz pan dla swoich dudków zachować te drwinki
I...
do ELMIRY
Żegnam cię, synowo, nie rób słodkiej minki!
Możesz być pewna, wody, o, dużo upłynie,
Zanim mnie znowu ujrzysz w tej miłej gościnie.
dając policzek FLIPOCIE
Hej, ty! Czego tak sterczysz z tą gębą niemądrą,
Jakbyś wronę połknęła? No, ruszże się, flądro!
Dalej, chodźmy!Scena II
KLEANT, DORYNA
KLEANT
Co do mnie, chyba tu zostanę –
Znów bym czymś mógł zasłużyć na srogą przyganę.
A, to mi starowinka!...
DORYNA
To szkoda prawdziwa,
Że nie może usłyszeć, jak ją pan nazywa:
Powiedziałaby panu, iż nie dała wcale
Przyczyn, byś z nią obchodził się tak poufale.
KLEANT
Najlepiej świadczy owa humoru odmiana,
Jak ona przez Tartufa swego osiodłana!
DORYNA
Z tego niechaj pojęcie sobie pan wytworzy
O synu: ale tutaj, to już trochę gorzej!
Był to wprzód człowiek z duszą roztropną i godną,
W służbach króla okazał tęgość niezawodną –
Teraz, odkąd Tartuffem swym przejął się cały,
Od tego czasu chodzi niby ogłupiały:
Nazywa go swym bratem, miłuje go bardziej
Niż własną matkę, przy nim żoną, dziećmi gardzi;
To dziś tajemnic jego powiernik jedyny,
Jego zdaniem kieruje się każdej godziny,
Jego wciąż ściska, pieści; dla kochanki młodej
Tkliwość iść by nie mogła z tym czuciem w zawody;
Przy stole pierwsze miejsce daje mu jak księciu,
Patrzy z lubością, gdy ten zjada za dziesięciu,
Dobrego kąska przed nim nikt tu wziąć nie może,
A gdy mu się odbija, pan woła: „Szczęść Boże!”
Słowem, szaleje za nim, świat w nim widzi cały,
Przytacza jego słowa, obnosi pochwały,
Każdy postępek zachwyt w nim budzi niezwłocznie,
A słówko by najmniejsze ma wprost za wyrocznię.
Tamten to szczwana sztuka, więc mu nie jest trudno
Sidłać swoją ofiarę świętością obłudną
I raz w tak niezawodną trafiwszy słabiznę,
Za swe szczytne maksymy ciągnąć gotowiznę.
Ba, i ten sługus jego też bawi się w księdza
I nam również zrzędzenia swego nie oszczędza:
Przewraca gały, wzdycha i prawi jak z książki
Swe kazania na muszki, bielidła i wstążki.
Wszak nie dalej niż wczoraj rzucił mi do błota
Chusteczkę, wywleczoną gdzieś z świętych żywota,
Mówiąc, że to jest zbrodnia straszna, niesłychana,
Mieszać ze świętościami przybory szatana!
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.