Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Syndrom grzecznej dziewczynki. Jak przestać zadowalać wszystkich wokół - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
11 kwietnia 2025
54,99
5499 pkt
punktów Virtualo

Syndrom grzecznej dziewczynki. Jak przestać zadowalać wszystkich wokół - ebook

Zawsze mówiono mi, że jeśli będę grzeczna, spotkają mnie same dobre rzeczy - dlaczego więc nie jestem szczęśliwa?

Czy czujesz, że często zadowalasz innych kosztem siebie? Czy kiedy chcesz powiedzieć „nie” lub bronić własnego zdania, boisz się, że ktoś źle o tobie pomyśli? A może tkwisz w kiepskich relacjach, bo za wszelką cenę unikasz sprawiania innym przykrości? Jeśli tak jest, możesz cierpieć na syndrom grzecznej dziewczynki.

Prawdopodobnie od dziecka wpajano ci, że powinnaś być miła, skromna i zbytnio się nie wychylać. Pewnie już zauważyłaś, że świat wcale nie wynagradza twojego poświęcenia i kiedy ty stoisz w cieniu, inni błyszczą. Jako dorosła kobieta możesz jednak odwrócić schemat, który ci nie służy, przełamać wewnętrzne blokady i wreszcie śmiało sięgnąć po to, co oferuje życie. Ta książka sprawi, że:

• rozpoznasz szkodliwe przekonania, które odbierają ci pewność siebie,

• zaczniesz podejmować decyzje w zgodzie ze sobą,

• nauczysz się stawiać granice bez poczucia winy,

• stworzysz relacje oparte na wzajemnym szacunku, a nie na poświęceniu,

• przestaniesz bać się konfliktów i oceny innych,

• przekonasz się, że twoje potrzeby są równie ważne, co potrzeby innych,

• zbudujesz nowe życie na własnych zasadach.

"Jeśli dorastałaś i rozwijałaś się w przeświadczeniu, że jesteś dobrym człowiekiem, tylko jeśli przedkładasz cudze potrzeby ponad własne i z całych sił starasz się je zaspokoić; jeśli zmuszałaś się do utrzymywania relacji, które nic ci nie dawały, tylko po to, by nie zranić drugiej osoby; jeśli tak bardzo przejmowałaś się tym, co będą o tobie myśleć i mówić inni, że podporządkowałaś temu całe swoje życie; albo jeśli nie mówiłaś, co czujesz, by ktoś nie poczuł się zawiedziony lub urażony – ta książka jest dla ciebie".

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68262-92-6
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP. ZAWSZE POWTARZANO MI, ŻE JEŚLI BĘDĘ GRZECZNA, SPOTKAJĄ MNIE SAME DOBRE RZECZY – DLACZEGO WIĘC NIE JESTEM SZCZĘŚLIWA?

Wstęp

Zawsze powta­rzano mi, że jeśli będę grzeczna, spo­tkają mnie same dobre rze­czy – dla­czego więc nie jestem szczę­śliwa?

Spójrz za sie­bie i przez chwilę na powrót stań się dziec­kiem, któ­rym byłaś: tą dziew­czynką z pew­no­ścią marzeń, nadziei, chęci do zabawy i odkry­wa­nia. Przy­po­mnij sobie: czy sły­sza­łaś wtedy, że „jesteś bar­dzo doj­rzała jak na swój wiek”? Albo że masz „dobrze poukła­dane w gło­wie”? Lub że jesteś grzeczna, bo zawsze bez słowa sprze­ciwu wyko­nu­jesz pole­ce­nia? „Jaka ta twoja córka jest spo­kojna, Mari! Zawsze taka cichutka, ni­gdy nie prze­szka­dza”. Być może nie­które z tych zdań brzmią zna­jomo. Jeśli tak, domy­ślam się, że przy­wo­łują one przy­jemne poczu­cie dumy, bli­sko­ści i rado­ści, jakiego doświad­czamy, gdy kochają i doce­niają nas osoby, które same kochamy i cenimy – bli­scy obja­śnia­jący nam świat oraz to, kim jeste­śmy i kim „powin­ni­śmy” być; w dzie­ciń­stwie zwy­kle są to ważni dla nas doro­śli.

Pew­nie zasta­na­wiasz się teraz, w czym tkwi pro­blem, co jest złego w byciu grzeczną i dla­czego przy­szło mi do głowy napi­sać na ten temat książkę. Czyż­bym postra­dała rozum i chciała przejść na złą stronę mocy? _Spo­iler_: nie. Zanim jed­nak odpo­wiem na pyta­nia, które być może wła­śnie zaczy­nają kłę­bić ci się w gło­wie, pozwól mi na małą dygre­sję. W książce tej będę zwra­cać się do cie­bie w for­mie żeń­skiej, ponie­waż to, o czym piszę, znacz­nie czę­ściej przy­da­rza się kobie­tom niż męż­czy­znom (na kolej­nych stro­nach wyja­śnię, dla­czego tak się dzieje). Nie ozna­cza to jed­nak, że będę bazo­wać wyłącz­nie na prze­ży­ciach kobiet czy że zapo­mi­nam o męż­czy­znach, któ­rzy żyją podob­nie i chcie­liby pogłę­bić wie­dzę na swój temat – prze­ciw­nie, moje słowa są skie­ro­wane rów­nież do was, pano­wie, nawet jeśli będzie w nich wię­cej „-łaś” niż „-łeś”. Wiem, że mnie zro­zu­mie­cie, tak jak my, kobiety, rozu­miemy, że mówiąc o odwie­dzi­nach „u dziad­ków”, mamy na myśli rów­nież spo­tka­nie z bab­cią. Wszyst­kie te uwagi odno­szą się oczy­wi­ście także do osób nie­bi­nar­nych. Kim­kol­wiek jesteś, będę zachwy­cona, mogąc ci towa­rzy­szyć.

Teraz, gdy usta­li­li­śmy już, że jest to książka dla wszyst­kich zain­te­re­so­wa­nych nie­za­leż­nie od płci czas zadać sobie pyta­nie o to cudowne uczu­cie, które zale­wało nas w dzie­ciń­stwie, gdy ktoś mówił nam, jakie z nas dobre dzieci. Cóż, praw­do­po­dob­nie spra­wiało ono, że dąży­li­śmy do powtó­rze­nia tego, za co zbie­ra­li­śmy pochwały. Jako dzieci bowiem tak naprawdę chcemy jed­nego: by nas kochano. Tak wła­śnie zbu­do­wa­łaś sobie kon­strukt „grzecz­no­ści”: na pod­sta­wie cech, które doro­śli wią­zali z ideą „dobrego dziecka” – takich jak choćby deli­kat­ność, łagod­ność, ule­głość, nie­win­ność, nie­na­gan­ność czy nawet bez­bron­ność – które to komu­ni­ko­wali za pośred­nic­twem zdań przy­wo­ła­nych na początku. Z pra­gnie­nia wyko­rzy­sta­nia tych przy­mio­tów do mak­si­mum naro­dziło się jedno z two­ich pierw­szych fun­da­men­tal­nych prze­ko­nań: „Jeśli będę grzeczna, wszy­scy będą mnie lubić”. Prze­świad­cze­nie to praw­do­po­dob­nie wzmac­niane było innymi powszech­nie wyzna­wa­nymi przez spo­łe­czeń­stwo poglą­dami, zawar­tymi we fra­ze­sach typu „dobro przy­ciąga dobro”, „dobro zawsze zwy­cięża”, „jeśli będziesz dobra, będziesz szczę­śliwa” czy wszyst­kich tych opo­wie­ści o kar­mie i kosmicz­nej spra­wie­dli­wo­ści, które sły­szymy na prze­strzeni lat (a które w kry­tycz­nych momen­tach nie zawsze się spraw­dzają).

Być może przy­cho­dzą ci teraz do głowy pyta­nia: „Skoro grzeczne dzieci są tak kochane i ma je spo­ty­kać tyle dobrego, to dla­czego zawsze wplą­tuję się w rela­cje, w któ­rych naj­wy­raź­niej tylko ja się sta­ram? Dla­czego inni nie przej­mują się mną tak, jak ja nimi? Dla­czego czuję, że oszu­kuję samą sie­bie? Dla­czego wydaje mi się, że zaraz wybuchnę przez moje emo­cje? Dla­czego żyję w nie­ustan­nym poczu­ciu winy, skoro usi­łuję robić wszystko naj­le­piej, jak potra­fię? Dla­czego koniec koń­ców zawsze mam wra­że­nie, że przez moją dobroć daję się innym wyko­rzy­sty­wać?”. I może naj­waż­niej­sze: „Dla­czego ni­gdy nie jestem szczę­śliwa?”.

W tej książce znaj­dziesz odpo­wie­dzi na wszyst­kie te pyta­nia – chcia­ła­bym, żebyś dzięki niej na nowo skon­stru­owała swoją defi­ni­cję „dobroci” i „grzecz­no­ści”. Jest bar­dzo praw­do­po­dobne, że do tej pory koja­rzy­łaś je z cechami, o któ­rych już wspo­mnia­łam, a które sil­nie wiążą się ze spo­łecz­nymi ocze­ki­wa­niami wobec nas: żeby­śmy nie prze­szka­dzały, nie popeł­niały błę­dów, nie pod­no­siły głosu, były poprawne poli­tycz­nie, nie sta­wiały wła­snych potrzeb na pierw­szym miej­scu itp., zamiast po pro­stu być sobą. Nie­uchron­nie pro­wa­dzi to do kolej­nego pyta­nia: czy naprawdę znasz samą sie­bie? Innymi słowy: czy wiesz, kto ukrywa się pod wszyst­kimi wyma­ga­niami, które, zro­dzone z wypa­czo­nej wizji grzecz­no­ści, krok po kroku wska­zy­wały ci, jaka powin­naś być? To także posta­ramy się wspól­nie zgłę­bić na kolej­nych stro­nach.

Czy ten zestaw ocze­ki­wań i cech kształ­tu­ją­cych twój cha­rak­ter tak, by dopa­so­wał się on do wizji grzecz­no­ści, nosi okre­śloną nazwę? Oczy­wi­ście – w XXI wieku nie ist­nieje nie­mal nic, czego nie opa­trzono by jakimś mia­nem, a to widzia­łaś już w tytule: syn­drom grzecz­nej dziew­czynki.

Jeśli dora­sta­łaś i roz­wi­ja­łaś się w prze­świad­cze­niu, że jesteś dobrym czło­wie­kiem, tylko gdy przed­kła­dasz cudze potrzeby ponad wła­sne i z całych sił sta­rasz się je zaspo­koić; jeśli zmu­sza­łaś się do utrzy­my­wa­nia rela­cji, które nic ci nie dawały, tylko po to, by nie zra­nić dru­giej osoby; jeśli tak bar­dzo przej­mo­wa­łaś się tym, co będą o tobie myśleć i mówić inni, że pod­po­rząd­ko­wa­łaś temu całe swoje życie; albo jeśli nie mówi­łaś, co czu­jesz, by ktoś nie poczuł się zawie­dziony lub ura­żony – ta książka jest dla cie­bie.

Chcia­ła­bym zabrać cię w podróż do cza­sów dzie­ciń­stwa, byśmy razem odkryły, co spra­wiło, że odda­li­łaś się od samej sie­bie i sta­łaś taka, jaką chciano cię widzieć; byś zro­zu­miała, jak się czuło i czego potrze­bo­wało dziecko, któ­rym byłaś – po to, by zro­zu­mieć prze­szłość i móc przy­tu­lić dziew­czynkę, która wciąż w tobie żyje i która być może została skrzyw­dzona bar­dziej, niż ci się wydaje. Tylko tą drogą możemy wkro­czyć w twoją teraź­niej­szość i zro­zu­mieć, co dzieje się w twoim życiu obec­nie: skąd w nim tyle nie­za­do­wo­le­nia, dla­czego nic nie daje ci poczu­cia speł­nie­nia, dla­czego wcho­dzisz w związki z oso­bami, które cię nie doce­niają, dla­czego nie radzisz sobie z emo­cjami i nie potra­fisz podej­mo­wać decy­zji – oraz dla­czego nie kochasz samej sie­bie.

W ten spo­sób dotrzemy do naj­waż­niej­szej czę­ści naszej wspól­nej pracy: budo­wa­nia pięk­nej przy­szło­ści na bazie wszyst­kich wypra­co­wa­nych wnio­sków. Nauczysz się pozna­wać samą sie­bie i o sie­bie dbać, sta­wiać gra­nice i okre­ślać, jakiego typu rela­cje są ci potrzebne w życiu, wydo­by­wać na powierzch­nię wszyst­kie emo­cje zepchnięte w naj­głęb­sze zaka­marki pod­świa­do­mo­ści i nimi zarzą­dzać, zwra­cać się do sie­bie łagod­niej, radzić sobie z lękami i sta­wiać czoła kon­flik­tom, żeby się roz­wi­jać, a nie roz­pa­dać. Zdo­bę­dziesz poczu­cie pew­no­ści i wiary w to, co robisz, a tro­ska o zda­nie innych prze­sta­nie dyk­to­wać kie­ru­nek two­ich dzia­łań.

Syn­drom grzecz­nej dziew­czynki w żad­nym wypadku nie jest cho­robą. Jest to pewien wzo­rzec zacho­wań, będący owo­cem wpływu wyma­ga­ją­cego śro­do­wi­ska bądź zna­czą­cych opie­ku­nów, któ­rzy, mimo naj­lep­szych inten­cji, sta­wiali swoim pod­opiecz­nym bar­dzo wyso­kie ocze­ki­wa­nia wzmac­niane przez spo­łeczną wizję „grzecz­no­ści”. W ten spo­sób para­dok­sal­nie ukształ­to­wali dzieci obse­syj­nie pra­gnące zacho­wać się wła­ści­wie w każ­dej sytu­acji i przy każ­dej oso­bie, które póź­niej zmie­niły się w bar­dzo nie­pew­nych sie­bie doro­słych, stale wąt­pią­cych w swoją war­tość i umie­jęt­no­ści oraz żyją­cych bar­dziej dla innych niż dla sie­bie.

Jeśli iden­ty­fi­ku­jesz się z tym, co powie­dzia­łam, wiedz jedno: to, jaka jesteś i jak się czu­jesz, nie jest twoją winą – pró­bo­wa­łaś tylko prze­trwać, wyko­rzy­stu­jąc narzę­dzia, któ­rymi dys­po­no­wa­łaś. Książka ta ma ci dostar­czyć jesz­cze wielu innych – nie po to, byś stała się lep­szą wer­sją sie­bie, ale po to, byś stała się tym, kim masz ochotę być. Już naj­wyż­szy czas prze­stać żyć tylko po to, by dawać, by nie popeł­niać błę­dów, by usu­wać się w cień, ustę­pu­jąc miej­sca innym, i by przy­ga­szać swoje świa­tło, czu­jąc, że wła­śnie to trzeba zro­bić, aby pozo­stali mogli zabły­snąć jaśniej.

Już naj­wyż­szy czas pozwo­lić sobie być czło­wie­kiem.

Piszę te słowa z nadzieją, że za chwilę pogo­dzisz się z wie­loma czę­ściami sie­bie i stwo­rzysz nową prze­strzeń dla wła­snego dobro­stanu. Biorę cię za rękę i zapra­szam do wspól­nej podróży, która, być może po raz pierw­szy, popro­wa­dzi cię nie ku rze­ko­mej dosko­na­ło­ści czy per­fek­cji, lecz ku wol­no­ści. Ponie­waż ci, któ­rzy naprawdę cię kochają, nie chcą, byś była ide­alna, lecz wolna. Oraz ponie­waż do szczę­ścia – czym­kol­wiek by ono dla cie­bie nie było – nie pro­wa­dzi żadna kon­kretna i ustan­da­ry­zo­wana droga, a tylko taka, którą sama wyty­czasz.

Witaj.Rozdział 1. Dostosuję się do wszystkiego. Czym jest syndrom grzecznej dziewczynki?

ROZ­DZIAŁ 1

Dosto­suję się do wszyst­kiego. Czym jest syn­drom grzecz­nej dziew­czynki?

Pozwól, że zacznę od opo­wie­ści o sobie: o ośmio­let­niej Mar­cie, która nie zno­siła mate­ma­tyki. Nie­na­wi­dzi­łam jej całym ser­cem i wła­śnie dla­tego w pew­nym momen­cie dzie­ciń­stwa czy dora­sta­nia – już teraz nie pamię­tam – popro­si­łam rodzi­ców, by zapi­sali mnie na kore­pe­ty­cje z tego przed­miotu. Nie cho­dziło by­naj­mniej o to, że gro­ziło mi powta­rza­nie roku. Wie­dzia­łam po pro­stu, że nie opa­no­wa­łam matmy tak jak innych przed­mio­tów, i to spra­wiało, że czu­łam się głu­pia. Blo­ko­wało mnie. Pyta­nie, które zadaję sobie teraz, wiele lat póź­niej, brzmi: czy działo się tak dla­tego, że naprawdę nie radzi­łam sobie z zada­niami? A może prze­szka­dzało mi, gdy inni widzieli, że nie umiem ich roz­wią­zać? Czy też, jako „dobra uczen­nica”, nie mogłam „zani­żać poziomu” i wahać się przy dzie­le­niu ułam­ków dzie­sięt­nych? Praw­do­po­dob­nie zawa­żyło tu wszystko po tro­chu.

Z mojej mate­ma­tycz­nej gol­goty z dzie­ciń­stwa naj­bar­dziej pamię­tam jed­nak nie­skoń­cze­nie wiele sytu­acji, gdy porów­ny­wa­łam moje wyniki z roz­wią­za­niami kole­gów, a widząc, że są roz­bieżne, zmie­nia­łam wła­sne. Dla­czego? Bo byłam pewna, że to ja popeł­ni­łam błąd i nie chcia­łam, by to wyszło na jaw. Para­doks pole­gał na tym, że cho­dzi­łam na kore­pe­ty­cje i mój nauczy­ciel spraw­dzał mi prace domowe, mia­łam więc pew­ność, że moje obli­cze­nia są poprawne – wów­czas wola­łam jed­nak myśleć, że kore­pe­ty­tor się pomy­lił albo nie przyj­rzał się moim zada­niom wystar­cza­jąco uważ­nie, zało­żyw­szy, że dobrze je wyko­na­łam. W ogóle nie mie­ściło mi się w gło­wie, że to ja mogła­bym mieć rację. Podą­ża­jąc za tym irra­cjo­nal­nym impul­sem, zmie­nia­łam swoje wyniki tak, by zga­dzały się z obli­cze­niami kole­gów, i w ten spo­sób, nie chcąc popeł­niać błędu, popeł­nia­łam go, a nie chcąc źle wypaść przed zna­jo­mymi, wypa­da­łam źle przed samą sobą, gdy nauczy­cielka spraw­dzała ćwi­cze­nia i znaj­do­wała w nich – o nie­spo­dzianko! – błąd. A wszystko dla­tego, że nie wie­rzy­łam w swoje umie­jęt­no­ści (oraz naj­wy­raź­niej w umie­jęt­no­ści mojego kore­pe­ty­tora, ale to już inna histo­ria).

To tylko jeden z przy­kła­dów wska­zu­ją­cych na syn­drom grzecz­nej dziew­czynki, na który i ja cier­pia­łam, a z któ­rego – na szczę­ście i dzięki olbrzy­miej pracy wła­snej – udało mi się nie­mal cał­ko­wi­cie wyzwo­lić (a przy­naj­mniej na tyle, na ile pozwala struk­tura spo­łeczna; jesz­cze do tego wró­cimy).

W tej kon­kret­nej sytu­acji ist­niało wiele czyn­ni­ków, które dopro­wa­dziły mnie do zmiany obli­czeń, a jed­nym z nich była potrzeba dopa­so­wa­nia się do tego, czego moim zda­niem ode mnie ocze­ki­wano, czyli uzy­ska­nia wła­ści­wego wyniku. Ogól­nie rzecz bio­rąc, zawsze się mówi, że zdol­ność do adap­ta­cji to cecha pozy­tywna, i rze­czy­wi­ście tak jest – co jed­nak, jeśli dosto­so­wa­nie jest bez­re­flek­syjne i bez­kry­tyczne? Wtedy gdzieś po dro­dze tra­cimy sie­bie.

Tech­nicz­nie okre­śla się to ter­mi­nem nada­dap­ta­cja (nad­mierna adap­ta­cja) uku­tym przez psy­cho­loga Davida Liber­mana, który defi­nio­wał ją jako skłon­ność do zado­wa­la­nia i zaspo­ka­ja­nia ocze­ki­wań innych przy jed­no­cze­snym odda­la­niu się od wła­snej istoty. Innymi słowy, tak bar­dzo sta­rasz się dosto­so­wać do innych, że koniec koń­ców zapo­mi­nasz o sobie – jesteś jak woda w zbior­niku, która mogąc przy­jąć dowolny kształt, przy­sto­so­wuje się do dostęp­nego naczy­nia i dopóki go nie opu­ści, nie zmieni formy.

Osoby, u któ­rych roz­wija się syn­drom nad­mier­nej adap­ta­cji, zazwy­czaj tak nie­wy­obra­żal­nie boją się odrzu­ce­nia i porzu­ce­nia (póź­niej wyja­śnię dla­czego), że ich umysł opra­co­wuje nie­za­wodny plan, by im zapo­biec, który można pod­su­mo­wać nastę­pu­jąco: „Jeśli uda mi się stłu­mić moją spon­ta­nicz­ność i to, kim jestem, stanę się osobą, którą inni chcą we mnie widzieć, i mnie polu­bią”. Oczy­wi­ście plan wcale nie jest „nie­za­wodny”, bo to nie­uświa­do­mione rozu­mo­wa­nie zawsze zawo­dzi. Dla­czego?

- Ponie­waż nie da się być osobą, którą inni chcą w nas widzieć –„inni” nie sta­no­wią prze­cież jed­no­rod­nego i spój­nego bytu o sta­łych wyma­ga­niach. Każdy będzie doma­gał się od cie­bie cze­goś innego, czemu kształt będą nada­wały jego wła­sne doświad­cze­nia, sys­tem war­to­ści i prze­ko­nań, urazy emo­cjo­nalne, które bez­wied­nie będzie pró­bo­wał zale­czyć, i cała długa lista temu podob­nych czyn­ni­ków.
- Ponie­waż choć można żyć, będąc kimś, kim się nie jest, płaci się za to bar­dzo wysoką cenę: tłu­misz nie­przy­jemne emo­cje, co w naj­lep­szym razie skut­kuje bie­gunką, w naj­gor­szym zaś prze­wle­kłymi cho­ro­bami jelit; nawią­zu­jesz asy­me­tryczne rela­cje, w któ­rych jesteś nie­wi­dzialna; i przede wszyst­kim jesteś nie­szczę­śliwa, ponie­waż kształ­tu­jesz życie nie na swoją, lecz na cudzą modłę. Nie wydaje mi się, by warto było żyć, odrzu­ca­jąc w ten spo­sób moż­li­wość zazna­nia szczę­ścia.

Wróćmy do syn­dromu grzecz­nej dziew­czynki. Ter­min ten nie jest mój; po raz pierw­szy posłu­żyła się nim ame­ry­kań­ska psy­cho­lożka Lois P. Fran­kel w wyda­nej w 2004 roku książce _Grzeczne dziew­czynki nie awan­sują_ sku­pia­ją­cej się na śro­do­wi­sku zawo­do­wym. Fran­kel dowo­dzi, że kobiety uprzejme, ule­głe, uni­ka­jące kon­flik­tów itp. zwy­kle nie zyskują w pracy uzna­nia, jakiego pra­gną i na jakie zasłu­gują – cechy te utrud­niają im zna­le­zie­nie lep­szej posady i awans na wyż­sze sta­no­wi­ska.

Okre­śle­nie to weszło do powszech­nego użytku jed­nak dopiero cztery lata póź­niej, w 2008 roku, po publi­ka­cji _Syn­dromu miłej dziew­czyny_ autor­stwa psy­cho­te­ra­peutki Beverly Engel. To ona odkryła, że wiele kobiet będą­cych ofia­rami prze­mocy i mole­sto­wa­nia prze­ja­wia pewien wspólny wzo­rzec zacho­wań, który nazwała wła­śnie _Nice Girl Syn­drome_. Jej hipo­teza bazo­wała na obser­wa­cji, że my, kobiety, zwy­kle jeste­śmy uczone, że „dla bez­pie­czeń­stwa” powin­ny­śmy być co do zasady sym­pa­tyczne, miłe i pobłaż­liwe, czyli trzy­mać się opi­sa­nej wcze­śniej defi­ni­cji „grzecz­no­ści”. Praca Engel jest bar­dzo przy­datna w oba­la­niu mitów, które jako kobiety głę­boko zin­ter­na­li­zo­wa­ły­śmy i które pro­wa­dzą nas do zawie­ra­nia krzyw­dzą­cych dla nas rela­cji. Choć autorka sku­piła się na kobie­tach i męskiej prze­mocy, to jak mówi­łam na początku, zda­rza się też – wpraw­dzie rza­dziej – że syn­drom ten dotyka także męż­czyzn. Wspo­mi­nam o tym, ponie­waż kiedy zain­te­re­so­wa­łam się tym tema­tem, zaczę­łam się zasta­wiać, czy to rze­czy­wi­ście rodzaj zabu­rze­nia, czy raczej lek­cja na temat patriar­chatu. Czy cechy cha­rak­te­ry­zu­jące ten zespół zacho­wań nie są po pro­stu zbio­rem wyma­gań, jakie spo­łe­czeń­stwo sta­wia wobec kobiet? Czy w naszym spo­łe­czeń­stwie kobieta w ogóle może funk­cjo­no­wać ina­czej? Na ile to wła­śnie nakazy zwią­zane z płcią spra­wiają, że wiele z nas funk­cjo­nuje i czuje się w ten spo­sób? W dal­szej czę­ści książki zaj­miemy się tym pro­ble­mem i przed­sta­wię ci moją opi­nię na ten temat z zawo­do­wego punktu widze­nia.

W nawią­za­niu do tego – i żeby nakre­ślić, jakie podej­ście będzie mi przy­świe­cać dalej – wiedz, że nie lubię dys­kur­sów, które choć w naj­mniej­szym stop­niu obli­czone są na wzbu­dza­nie poczu­cia winy: sądzę, że nar­ra­cje ople­cione wokół fraz typu „złe rze­czy, które mi się przy­tra­fiają, są wyłącz­nie moją winą” nie tylko nie poma­gają nic zro­zu­mieć, ale wręcz są szko­dliwe i dzia­łają hamu­jąco. Jed­no­cze­śnie uwa­żam, że ważne jest, by ziden­ty­fi­ko­wać i czę­ściowo przy­jąć odpo­wie­dzial­ność za nega­tywne zda­rze­nia, które regu­lar­nie nas spo­ty­kają, ponie­waż daje nam to siłę i moty­wuje do zmian. Wiem, że cza­sem trudno jest odróż­nić winę od odpo­wie­dzial­no­ści. Poczu­cie winy pro­wa­dzi do roz­cza­ro­wa­nia, zaś poczu­cie odpo­wie­dzial­no­ści mówi nam, że jeste­śmy tylko ludźmi i jako tacy cza­sem się mylimy. To daje nam siłę, ponie­waż zamiast się samo­bi­czo­wać, możemy sku­pić całą ener­gię na oddzie­le­niu czyn­ni­ków, na które możemy wpły­wać, od tych, na które wpływu nie mamy, i na usta­le­niu, jak możemy zmie­nić bieg rze­czy.

Pod­kre­ślam to wszystko, ponie­waż osoby cier­piące na syn­drom grzecz­nej dziew­czynki czę­sto obar­czają się winą (i spra­wia im trud­ność przej­ście od winy do odpo­wie­dzial­no­ści), a także dla­tego, że w moim odczu­ciu także mate­riały na temat tego syn­dromu – póki co dość skąpe – są pod­skór­nie nace­cho­wane obwi­nia­niem. Z mojego doświad­cze­nia wynika, że ich prze­kaz czę­sto spro­wa­dza się do porad w rodzaju: „dziew­czyno, przej­rzyj na oczy” albo „obudź się i prze­stań wresz­cie wcho­dzić w tok­syczne związki”, co potrafi odwró­cić uwagę od nie­za­prze­czal­nego faktu, że odpo­wie­dzial­ność za prze­moc ponosi wyłącz­nie sprawca, ni­gdy zaś osoba jej doświad­cza­jąca. Co wię­cej, związki w życiu to nie wszystko. W isto­cie naj­waż­niej­szą rela­cją, jaką możemy nawią­zać, jest ta z sobą samą – i dla­tego to na niej chcia­ła­bym się sku­pić. Pra­gnę, żebyś była dla sie­bie dobrą towa­rzyszką, bo to ze sobą spę­dzisz całe życie.

Nie­trudno jed­nak mi zro­zu­mieć prze­rzu­ca­nie odpo­wie­dzial­no­ści na ofiarę, bo prze­cież jesz­cze dosłow­nie przed chwilą tra­dy­cyjne maczy­stow­skie podej­ście do życia, które wszy­scy wyssa­li­śmy z mle­kiem matki, kazało nam patrzeć na kobiety z dużo więk­szym pater­na­li­zmem i pro­tek­cjo­nal­no­ścią niż dzi­siaj (choć wciąż pozo­staje wiele do zro­bie­nia). Z tego względu, choć zdaję sobie sprawę, jak deli­katna to kwe­stia, chcia­ła­bym nieco zak­tu­ali­zo­wać podej­ście do tego tematu, żebyś czy­ta­jąc tę książkę, nie nabrała prze­ko­na­nia, że jeśli zro­bi­łaś coś źle, to dla­tego, że sama chcia­łaś albo byłaś głu­pia, i że źró­dłem całego zła, które cię spo­tkało, byłaś wyłącz­nie ty – abso­lut­nie tak nie jest.

Celem tej książki jest wypo­sa­że­nie cię w sze­reg narzę­dzi, któ­rych dotych­czas nie posia­da­łaś, przez co osoby kie­ru­jące się złymi inten­cjami mogły łatwo się do cie­bie zbli­żyć. To ni­gdy nie była twoja wina; nikt nie rodzi się wypo­sa­żony w pełen zestaw potrzeb­nych mecha­ni­zmów emo­cjo­nal­nych, ale na szczę­ście na naukę ni­gdy nie jest za późno. To samo doty­czy rela­cji z sobą samą, którą zawsze – o dziwo – trak­tu­jemy po maco­szemu.

Przejdźmy więc bez dal­szej zwłoki do naj­waż­niej­szych cech cha­rak­te­ry­zu­ją­cych „grzeczną dziew­czynkę”, do któ­rej w miarę lek­tury być może zaczniesz zwra­cać się wła­snym imie­niem.

Portret grzecznej dziewczynki

Co dość oso­bliwe, jed­nym z głów­nych pro­ble­mów zwią­za­nych z syn­dro­mem grzecz­nej dziew­czynki jest fakt, że bar­dzo czę­sto wzmac­niają go nakazy spo­łeczne two­rzące zabu­rzone zbio­rowe wyobra­że­nie tego, co zna­czy być dobrym czło­wie­kiem. Dla­czego jed­nak, bio­rąc pod uwagę, że wszy­scy chcą być „dobrymi” ludźmi, kwe­stia grzecz­no­ści mia­łaby sta­no­wić pro­blem? Grzeczna dziew­czynka czuje się zagu­biona; z jed­nej strony pró­buje być taka, jaka rze­komo powinna być, by osią­gnąć pisane wiel­kimi lite­rami SZCZĘ­ŚCIE, o któ­rym tyle się mówi (choć nikt nie wie, czym wła­ści­wie mia­łoby być), a z dru­giej – nie ma poję­cia, kim jest, czego chce ani co ma zro­bić ze swoim życiem. Jest zdez­o­rien­to­wana.

Jeśli głos w two­jej gło­wie wykrzy­kuje wła­śnie: „Tak, ja też jestem zdez­o­rien­to­wana!”, czy­taj dalej – zaraz wymie­nię sześć cech, które pomogą ci naszki­co­wać twój wła­sny por­tret grzecz­nej dziew­czynki.

Przedkładanie potrzeb innych nad własne _is my passion_

Jedna z moich pacjen­tek, trzy­dzie­sto­pię­cio­let­nia Irene, od kilku lat pra­cuje w biu­rze, gdzie czę­sto musi reali­zo­wać pro­jekty we współ­pracy z innymi człon­kami zespołu. Pod­czas sesji stwier­dziła, że ostat­nio przy­spo­rzyło jej to dużo nie­po­koju, czego nie rozu­miała, ponie­waż do tej pory zawsze osią­gała świetne wyniki, była odpo­wie­dzialna i dobrze doga­dy­wała się z ludźmi.

W miarę zagłę­bia­nia się w temat na świa­tło dzienne wycho­dziły dal­sze szcze­góły: na przy­kład to, że w zespole poja­wiły się dwie nowe osoby, które jesz­cze nie wdro­żyły się w dyna­mikę firmy, i sporą część swo­jego dnia pracy Irene poświę­cała na tłu­ma­cze­nie im zagad­nień, które powinni byli opa­no­wać pod­czas obo­wiąz­ko­wego szko­le­nia. Twier­dziła, że robi to, ponie­waż wie, jak to jest być nowym w pracy, i uważa, że doświad­czeni pra­cow­nicy powinni tro­chę uła­twić start „świe­ża­kom” – ale cho­ciaż uży­wała liczby mno­giej, nie wspo­mniała o żad­nym innym pra­cow­niku czy sze­fo­wej, któ­rzy wkła­da­liby tyle samo czasu i zaan­ga­żo­wa­nia w pro­wa­dze­nie nowo przy­ję­tych co ona. Stwier­dziła ponadto, że ze względu na koniecz­ność poma­ga­nia nowym kole­gom nie wyra­biała się na czas z wie­loma swo­imi zada­niami, a ponie­waż część z nich sta­no­wiła ele­ment pracy zespo­ło­wej, zosta­wała dłu­żej w biu­rze, żeby je dokoń­czyć, bo „powinna zająć się tym sama, prze­cież to jej chęć pomocy nowym kole­gom opóź­niła prace zespołu”. Jak może zauwa­ży­li­ście, w ostat­nim zda­niu zawarta jest wielka doza „zdra­dli­wego poczu­cia winy” – takiego, które odczu­wasz w sytu­acjach, za które w rze­czy­wi­sto­ści nie odpo­wia­dasz albo odpo­wia­dasz w mini­mal­nym stop­niu, ale mimo to bie­rzesz winę na sie­bie, ponie­waż daje ci to poczu­cie kon­troli i pozwala unik­nąć kon­fliktu (jed­nej z rze­czy, któ­rych grzeczna dziew­czynka oba­wia się naj­bar­dziej). Tym uku­tym przeze mnie ter­mi­nem będę posłu­gi­wać się w całej książce, ponie­waż wydaje mi się on bar­dzo uży­teczny. W dal­szej czę­ści omó­wimy go dokład­niej, ale ogólny mecha­nizm dzia­ła­nia jest nastę­pu­jący: jeśli to ja jestem winna, kon­tro­luję sytu­ację; jeśli kon­tro­luję sytu­ację, mogę ją napra­wić; jeśli ją napra­wię, nie będę musiała się z tobą spie­rać, a jeśli nie będę musiała się z tobą spie­rać, nie będę czuła się przez cie­bie odrzu­cona albo porzu­cona. Jak widzisz, takie poczu­cie winy jest zdra­dliwe, bo bio­rąc winę na sie­bie, mimo że to nie ty ją pono­sisz, tra­cisz poczu­cie wła­snej war­to­ści.

Wróćmy do Irene i jej współ­pra­cow­ni­ków świet­nie żyją­cych na koszt jej syn­dromu grzecz­nej dziew­czynki. Stop­niowo zdo­ła­ły­śmy razem dostrzec, że Irene cał­ko­wi­cie przed­kłada wyma­ga­nia kole­gów nad wła­sne potrzeby, nie zasta­na­wia­jąc się zupeł­nie, czy jest to spra­wie­dliwe wobec niej samej, i nie bio­rąc pod uwagę, jak ważna dla jej dobro­stanu jest moż­li­wość zaspo­ko­je­nia tych potrzeb: wyko­na­nie wła­snych zadań, zanim pomoże komu­kol­wiek innemu, albo powrót do domu o przy­zwo­itej porze, by móc cie­szyć się odpo­czyn­kiem i cza­sem spę­dzo­nym z rodziną. Irene jed­nak zawsze reago­wała tak samo: „Marto, rzecz w tym, że jeśli pójdę za twoją radą, będzie to ego­istyczne, a ja nie chcę być ego­istką”. Wtedy tłu­ma­czy­łam jej, jaka jest róż­nica mię­dzy byciem ego­istą a dba­niem o sie­bie – wró­cimy do tego póź­niej – na co odpo­wia­dała mi, że w ogóle nie zda­wała sobie sprawy z jej ist­nie­nia. Innymi słowy, Irene nauczyła się, że dba­nie o sie­bie jest ego­istyczne.

Wła­śnie dla­tego grzeczna dziew­czynka zawsze przed­kłada cudze potrzeby nad wła­sne; bo wpo­iła sobie, że jest to rze­komo nie­za­wodna metoda uni­ka­nia odrzu­ce­nia i opusz­cze­nia (któ­rych naj­bar­dziej się boi). Płaci za to wysoką cenę. Nie słu­cha samej sie­bie, nie zaj­muje się sobą – krótko mówiąc, nie dba o sie­bie, cza­sem nawet do tego stop­nia, że lek­ce­waży swoje zupeł­nie pod­sta­wowe potrzeby: jedze­nia, snu, kon­taktu z innymi i inne.

Prędzej martwa niż niesłowna: nadmierne przejmowanie się tym, co myślą o mnie inni

Jak już wspo­mi­na­ły­śmy, grzeczna dziew­czynka boi się przede wszyst­kim odrzu­ce­nia i porzu­ce­nia. Pew­nie myślisz teraz: „No dobrze, ale prawda jest taka, że nikt tego nie lubi”. I masz rację. Nie­mniej jed­nak, czy uwa­żasz, że życie każ­dego czło­wieka powinno się sku­piać jedy­nie na uni­ka­niu tych dwóch rze­czy? Czy na przy­kład zja­dła­byś pająka tylko po to, by nie wypaść źle w oczach przy­pad­ko­wego czło­wieka, który cię o to poprosi? Cóż, jeśli czy­tasz tę książkę, odpo­wiedź może być twier­dząca (a może uwiel­biasz jeść pająki). Chcę tylko powie­dzieć, że nie wszy­scy są gotowi zro­bić wszystko, by o nich źle nie pomy­ślano, i że – choć każ­dego z nas, w mniej­szym lub więk­szym stop­niu, obcho­dzi zda­nie innych na nasz temat – nie wszy­scy są w sta­nie znieść wszystko, byle tylko unik­nąć kry­tyki (tak jakby to w ogóle było moż­liwe – kolejna luka w nie­za­ta­pial­nym pla­nie grzecz­nej dziew­czynki).

Bar­dzo dobrze ilu­struje to aneg­dota opo­wie­dziana mi kie­dyś przez jedną z moich pacjen­tek, Nurię. Pew­nego dnia roz­ma­wia­ły­śmy o tym, że w rela­cjach uczu­cio­wych zawsze czuje się ona nie­wy­star­cza­jąca. Miała wra­że­nie, że jest „wadliwa” – choć nie umiała wska­zać, czego kon­kret­nie jej bra­kuje; twier­dziła, że żyje w tym prze­ko­na­niu od zawsze. Opo­wie­działa mi, że na pierw­szą randkę ze swoim obec­nym part­ne­rem, Adriánem, wybrali się do parku roz­rywki w Madry­cie. Wie­dzia­łam, że moja klientka bar­dzo boi się wyso­ko­ści – wyobraź sobie, jak zasko­czyła mnie wieść o tym, że tam­tego dnia prze­je­chała się każdą moż­liwą kolejką gór­ską. Według niej to spo­tka­nie było lawiną tysiąca gaf, które ponoć popeł­niła; prze­ży­wała istną udrękę spo­wo­do­waną swoją „wadli­wo­ścią”. Wtedy zada­łam jej pyta­nie:

– A skąd pomysł, żeby prze­je­chać się kolejką? Nie bałaś się?

– Oczy­wi­ście! Ale jesz­cze bar­dziej bałam się źle wypaść w oczach Adriana.

Wła­śnie na tym polega syn­drom grzecz­nej dziew­czynki.

Czy wystarczająco się staram? Stawianie sobie wymagań, perfekcjonizm i nadodpowiedzialność

W pod­sta­wówce i w szkole śred­niej musia­łaś sły­szeć, że ktoś jest inte­li­gentny, bo ma świetne oceny, albo że nie jest zbyt bystry, bo pra­wie zawsze wykłada się na spraw­dzia­nie. Te nie­jed­no­krot­nie znor­ma­li­zo­wane stwier­dze­nia two­rzą w naszym mózgu fun­da­men­talne prze­ko­na­nie, że to, co robimy, defi­niuje to, kim jeste­śmy, oraz że nie­które okre­śle­nia, które możemy do sie­bie zasto­so­wać, dodają nam war­to­ści jako oso­bie, a inne nie. A także, że to od tej rze­ko­mej „war­to­ści” zależy, czy inni będą nas kochać i akcep­to­wać. Nie­źle. Ujmijmy to w for­mie gra­ficz­nej:

Taka dyna­mika rzą­dzi życiem grzecz­nej dziew­czynki i wła­śnie dla­tego sta­wia sobie ona wyso­kie wyma­ga­nia, a do jej fun­da­men­tal­nych cech należą per­fek­cjo­nizm i nadod­po­wie­dzial­ność (czy może raczej, bio­rąc pod uwagę to, co już powie­dzia­łam o obu tych poję­ciach, „nad­po­czu­cie winy”).

Grzeczna dziew­czynka jest prze­ko­nana, że te atry­buty są ide­al­nymi narzę­dziami pozwa­la­ją­cymi jej pano­wać nad sytu­acją i uni­kać tego, czego naj­bar­dziej się boi, czyli odtrą­ce­nia i porzu­ce­nia. Uważa, że wyso­kie ocze­ki­wa­nia wzglę­dem samej sie­bie świad­czą o jej war­to­ści, więc wymaga od sie­bie wszyst­kiego, ni­gdy nie prosi, na nic sobie nie pozwala, nie odpusz­cza i ni­gdy się nie zatrzy­muje, bo gdyby prze­stała dzia­łać, natych­miast mia­łaby wra­że­nie, że jest nic nie­warta. Czy zaczy­nasz już rozu­mieć, dla­czego tak czę­sto czu­jesz się wyczer­pana? Wszystko to wiąże się z olbrzy­mim wysił­kiem poznaw­czym (a nie­rzadko rów­nież fizycz­nym).

Najlepiej zamieść to pod dywan: tłumienie emocji i unikanie konfliktów

Jak już widzia­ły­śmy, grzeczna dziew­czynka spy­cha swoje potrzeby na drugi (trzeci, czwarty, …) plan, żeby móc poświę­cić całą swoją ener­gię na zaj­mo­wa­nie się innymi i nie czuć się ego­istką. Lek­ce­wa­że­nie swo­ich potrzeb, zwłasz­cza emo­cjo­nal­nych, może dopro­wa­dzić ją do prze­ko­na­nia, że ich nie ma, że nie ist­nieją – albo że choć je „zauważa”, nie jest w sta­nie ich nazwać.

Kiedy mówię o potrze­bach emo­cjo­nal­nych, mam na myśli:

- Poczu­cie bycia wysłu­chaną, wspie­raną i oto­czoną opieką: potrze­bu­jesz, żeby przy­ja­ciółka wysłu­chała cię i była przy tobie, gdy dzieje się coś złego.
- Poczu­cie bez­pie­czeń­stwa w kon­tak­cie z innymi oso­bami: potrze­bu­jesz czuć się spo­kojna w towa­rzy­stwie part­nera, wie­dząc, że umyśl­nie cię nie skrzyw­dzi.
- Poczu­cie bycia kochaną: potrze­bu­jesz czuć się ważna dla swo­jej rodziny i dosta­wać potwier­dze­nie tego od jej człon­ków, mię­dzy innymi poprzez kon­takt fizyczny.
- Poczu­cie przy­na­leż­no­ści do grupy: potrze­bu­jesz czuć, że ty, twój part­ner i twoje dzieci two­rzy­cie całość, wza­jem­nie się chro­ni­cie i trosz­czy­cie o sie­bie.
- Poczu­cie doce­nie­nia i uzna­nia: potrze­bu­jesz, żeby inni dostrze­gali to, co spra­wia, że jesteś wyjąt­kowa, albo to, w czym jesteś dobra, i od czasu do czasu ci to mówili.
- Poczu­cie kom­pe­ten­cji: potrze­bu­jesz wie­dzieć, że możesz robić coś dla sie­bie (zadbać o sie­bie, reali­zo­wać się, roz­wi­jać itp.) i dla innych, oraz że możesz to robić dobrze.

Te potrzeby emo­cjo­nalne wystę­pują naj­czę­ściej, choć ludzie odczu­wają je z różną inten­syw­no­ścią i w róż­nych kon­tek­stach. Oczy­wi­ście grzeczne dziew­czynki także je mają – pro­blem polega na tym, że usi­łują je stłu­mić, ponie­waż wydaje im się, że gdy dadzą im wyraz, prze­staną wspie­rać innych, a wtedy z kolei inni prze­staną je kochać i doce­niać, co jest prze­cież jedną z ich potrzeb emo­cjo­nal­nych. Każdy czło­wiek w ten czy inny spo­sób, mniej lub bar­dziej świa­do­mie, stara się zaspo­koić te pod­sta­wowe potrzeby, a kiedy nasz mózg wykryje, że je lek­ce­wa­żymy, wysyła nam sygnały – emo­cje – żeby­śmy zwró­cili na nie uwagę.

Choć nie­któ­rzy prze­pro­wa­dzają tego typu roz­róż­nie­nia, dla mnie jako psy­cho­lożki emo­cje nie dzielą się na pozy­tywne i nega­tywne, mimo że możemy je odbie­rać jako mniej lub bar­dziej przy­jemne w odczu­wa­niu czy łatwiej­sze bądź trud­niej­sze w zarzą­dza­niu. Wszyst­kie jed­nak są bar­dzo uży­teczne, ponie­waż wska­zują na jakąś nie­za­spo­ko­joną potrzebę; jeśli jesteś smutna, być może szu­kasz wspar­cia, jeśli jesteś zazdro­sna, być może bra­kuje ci cze­goś dla cie­bie waż­nego, jeśli czu­jesz satys­fak­cję, być może pra­gniesz uzna­nia dla two­ich osią­gnięć, a kiedy masz poczu­cie winy, być może powin­naś coś napra­wić (choć wiesz już, że ist­nieje także zdra­dliwe poczu­cie winy).

Bio­rąc pod uwagę wszystko, co już ci wyja­śni­łam, zasta­nów się, co robi ze swo­imi emo­cjami grzeczna dziew­czynka. Dokład­nie tak, stara się je stłu­mić – tak samo jak potrzeby – zwłasz­cza część z nich, na przy­kład gniew czy wście­kłość. Dla­czego wła­śnie te? Ponie­waż to one mają za zada­nie wska­zy­wać, że dana sytu­acja nam się nie podoba, sta­wia nas w nie­ko­rzyst­nym świe­tle lub jest dla nas nie­spra­wie­dliwa – po to, byśmy poczy­nili jakieś kroki: usta­no­wili zdrowe gra­nice w kon­tak­tach z innymi oso­bami, bro­nili się, doma­gali się swo­ich praw itd. Jasne jest, że czę­sto radze­nie sobie z gnie­wem ozna­cza koniecz­ność wej­ścia w kon­flikt, czego grzeczna dziew­czynka unika jak ognia. Dla­czego? Ponie­waż odbiera kon­flikt jako zagro­że­nie dla swo­ich więzi.

Ogól­nie rzecz bio­rąc, z gnie­wem i kon­flik­tem jest jak z grzecz­no­ścią – nie­wła­ści­wie je rozu­miemy. Spójrzmy na tabelę.

To natu­ralne, że teraz może nasu­nąć ci się pyta­nie: „Dla­czego w takim razie gniew i kon­flikty przy­spa­rzają nam cza­sem tyle pro­ble­mów?”. Odpo­wiedź jest pro­sta: bo nie umiemy wła­ści­wie sobie z nimi radzić i nie posia­damy odpo­wied­nich ku temu narzę­dzi. W dal­szej czę­ści książki omó­wimy to bar­dziej szcze­gó­łowo.

+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Jak zwy­kle postrze­gamy gniew? | Czym jest w rze­czy­wi­sto­ści? |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| - Jako prze­jaw agre­sji. | - Ostrze­że­niem wysła­nym przez |
| - Jako coś, co krzyw­dzi innych. | mózg, by nas przed |
| - Jako coś groź­nego, co | czymś chro­nić. |
| należy eli­mi­no­wać. | - Potrzebą zako­mu­ni­ko­wa­nia, |
| - Jako coś, co spra­wia, że | że coś nam nie odpo­wiada. |
| tra­cimy kon­trolę. | - Bodź­cem, który moty­wuje do |
| | zmiany i daje ener­gię |
| | konieczną, by posta­wić gra­nice |
| | lub odejść z miej­sca, w któ­rym |
| | nie czu­jemy się dobrze. |
| | - Ostrze­że­niem i wstę­pem do |
| | roz­wią­za­nia kon­fliktu. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+

+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Jak zwy­kle postrze­gamy kon­flikt? | Czym jest w rze­czy­wi­sto­ści? |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| - Jako walkę. | - Bra­kiem poro­zu­mie­nia |
| - Jako pro­blem sta­no­wiący | wyma­ga­ją­cym komu­ni­ka­cji, |
| zagro­że­nie dla naszych więzi. | by przy­wró­cić rów­no­wagę. |
| - Jako coś, czego należy uni­kać, | - Szansą, by lepiej poznać |
| żeby utrzy­mać dobre rela­cje. | sie­bie i innych. |
| - Jako groźbę skie­ro­waną | - Szansą na roz­wój, zarówno |
| prze­ciw dru­giej oso­bie | oso­bi­sty, jak i w rela­cji. |
| i wspól­nemu dobro­sta­nowi. | - Szansą na roz­wią­za­nie |
| | pro­ble­mów |
| | i wzmoc­nie­nie więzi. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+

A jeśli to nie jest idealny wybór? Trudności z podejmowaniem decyzji

Kilka lat temu towa­rzy­szy­łam w tera­pii Rober­towi, który wpi­sy­wał się we wzo­rzec grzecz­nej dziew­czynki (czy raczej, w tym przy­padku, grzecz­nego chłopca). Jed­nym z jego naj­więk­szych zmar­twień był olbrzymi pro­blem z podej­mo­wa­niem decy­zji. Sta­no­wiło to dla niego wyzwa­nie nie do przej­ścia nie­za­leż­nie od tego, czy cho­dziło o wybór koloru spodni, czy o zmianę pracy. Powód? Sądził, że jego war­tość w pew­nym sen­sie zależy od tego, czy zade­cy­duje „dobrze” czy „źle”, cokol­wiek by to ozna­czało. Jak sobie przy­po­mi­nasz, mówi­ły­śmy o tym, że ist­nieją ludzie oce­nia­jący war­tość dru­giej osoby (i sie­bie) na pod­sta­wie tego, co ona robi; w przy­padku Roberta w grę wcho­dziły inne czyn­niki: praca, part­ner, miej­sce zamiesz­ka­nia, jedze­nie, ubiór… Tak, wiem, może się to wyda­wać powierz­chowne, ale wszyst­kie nie­świa­do­mie prze­pusz­czamy rze­czy­wi­stość przez filtr tego rodzaju szcze­gó­łów, ponie­waż pozwala nam to upro­ścić zło­żony pro­ces przy­pi­sy­wa­nia komuś war­to­ści czy usta­la­nia wła­snego zda­nia na jego temat. To dla­tego grzecz­nej dziew­czynce – a w tym przy­kła­dzie mojemu pacjen­towi Rober­towi – tak trudno jest podej­mo­wać decy­zje.

Co naj­bar­dziej blo­ko­wało Roberta? Śpie­szę z odpo­wie­dzią:

- Strach przed popeł­nie­niem błędu, który mógłby go póź­niej defi­nio­wać.
- Per­fek­cjo­nizm. Prze­ko­na­nie, że wszystko da się zro­bić lepiej, może pro­wa­dzić do para­liżu wiecz­nej ana­lizy – pró­bu­jemy uwzględ­nić wszyst­kie aspekty i punkty widze­nia, co wpę­dza nas w błędne koło i unie­moż­li­wia pod­ję­cie osta­tecz­nej decy­zji. Póź­niej poroz­ma­wiamy o tym bar­dziej szcze­gó­łowo. Na razie zosta­wię cię z jed­nym tylko zda­niem, które czę­sto powta­rzam moim pacjen­tom: zro­bione jest zawsze lep­sze od ide­al­nego.
- Pro­kra­sty­na­cja. Ter­mi­nem tym – jeśli jesz­cze nie obił ci się o uszy – okre­śla się na przy­kład fakt, że odkła­dasz swoje obo­wiązki na póź­niej, bo bar­dzo wygod­nie ci leżeć na kana­pie. Cza­sem jed­nak nie odwle­kamy zała­twia­nia spraw z leni­stwa, ale wła­śnie przez nasz per­fek­cjo­nizm, co pro­wa­dzi do wspo­mnia­nego błęd­nego koła. Następ­nym razem, gdy będziesz ocią­gać się z pod­ję­ciem decy­zji, zadaj sobie pyta­nie: czy robisz to z leni­stwa, czy ponie­waż czu­jesz, że żadne roz­wią­za­nie nie jest wystar­cza­jąco dobre?
- Przy­pi­sy­wa­nie nad­mier­nej wagi opi­niom innych i bar­dzo nie­wiel­kiej wła­snym. Jak już wiesz, jedną z cech cha­rak­te­ry­stycz­nych grzecz­nej dziew­czynki jest pole­ga­nie na cudzych osą­dach. Z tego względu przed pod­ję­ciem decy­zji Roberto radził się wszyst­kich moż­li­wych osób ze swo­jego naj­bliż­szego oto­cze­nia i w zależ­no­ści od ich sta­no­wi­ska mody­fi­ko­wał wła­sne, co pro­wa­dziło do jesz­cze więk­szego zamętu. Działo się tak, ponie­waż uwa­żał, że zda­nie innych jest wię­cej warte – takie prze­ko­na­nie bar­dzo sil­nie łączy się z potrzebą dopa­so­wa­nia się i bycia akcep­to­wa­nym.
- Nie­umie­jęt­ność podej­mo­wa­nia decy­zji bez wska­zó­wek, ści­śle zwią­zana z poprzed­nim punk­tem. Robert czuł się cał­ko­wi­cie nie­zdolny do pod­ję­cia decy­zji, jeśli nikt nie pro­wa­dził go we wła­ści­wym kie­runku. W dzie­ciń­stwie jego prze­wod­ni­kami byli rodzice, teraz zaś, w doro­sło­ści, rolę tę prze­jął jego part­ner Pablo. Dla­czego? Pod­czas tera­pii wysu­nę­li­śmy hipo­tezę, że miało to zwią­zek z nado­pie­kuń­czo­ścią, któ­rej od naj­młod­szych lat doświad­czał w śro­do­wi­sku rodzin­nym. Nado­pie­kuń­czość bowiem, zamiast nas chro­nić (co mają na celu osoby trak­tu­jące nas w ten spo­sób), spra­wia, że żyjemy w zło­tej klatce, w prze­ko­na­niu, że ni­gdy nie zdo­łamy jej opu­ścić o wła­snych siłach. W dal­szej czę­ści książki szcze­gó­łowo wyja­śnię ten mecha­nizm, ponie­waż czę­sto wystę­puje on u osób z syn­dro­mem grzecz­nej dziew­czynki.

Wszyst­kie te czyn­niki tak bar­dzo utrud­niały Rober­towi podej­mo­wa­nie decy­zji, że miał poczu­cie utknię­cia w mar­twym punk­cie, co jest typowe dla grzecz­nych dziew­czy­nek (i chłop­ców): czę­sto czują, że to życie nimi kie­ruje, a oni sami nie mają wpływu na wła­sny los.

Drugoplanowa rola we własnym życiu: pobłażliwość i nadadaptacja

Ostat­nia cecha grzecz­nej dziew­czynki jest niczym innym, jak kon­se­kwen­cją wszyst­kich pozo­sta­łych: zrze­cze­nie się głów­nej roli w fil­mie swo­jego życia i wcie­le­nie się w postać dru­go­pla­nową.

Cechami, które temu sprzy­jają, są pobłaż­li­wość i nad­mierna adap­ta­cja. Tę druga już znasz, bo mówi­ły­śmy o niej na początku książki, pobłaż­li­wość zaś ozna­cza w tym przy­padku zbiór postaw pro­wa­dzą­cych do tole­ro­wa­nia wszyst­kiego tylko po to, by spra­wić przy­jem­ność innym, zado­wo­lić ich albo zyskać w ich oczach uzna­nie i apro­batę.

Kiedy żyjesz dla innych, czę­sto odczu­wasz nie­za­do­wo­le­nie z życia; nic cię nie moty­wuje, czu­jesz się wyczer­pana i nie masz poję­cia, jak wyjść z błęd­nego koła. U pod­staw tego stanu rze­czy leży fakt, że nie jesteś w kon­tak­cie z sobą samą, przez co inni rów­nież nie mogą nawią­zać z tobą rela­cji. W psy­cho­lo­gii nazy­wamy to samo­speł­nia­jącą się prze­po­wied­nią: uwa­żam, że inni mogą mnie opu­ścić → poświę­cam się wyłącz­nie dosto­so­wa­niu się do innych i zado­wo­le­niu ich, żeby mnie nie porzu­cili → zanie­dbuję sie­bie → tracę ze sobą kon­takt → nie umiem wyra­zić moich potrzeb, ponie­waż ani ich nie znam, ani nie sta­wiam ich na pierw­szym miej­scu → inni nie dostrze­gają moich potrzeb → cier­pię, ponie­waż moje rela­cje nie są takie, jak bym chciała → czuję się opusz­czona. Innymi słowy, moje prze­ko­na­nia na wła­sny temat wpły­wają na moje dzia­ła­nia, moje dzia­ła­nia zaś wpły­wają na to, jakie zda­nie wyra­biają sobie na mój temat inni, co z kolei wpływa na ich dzia­ła­nia, które koniec koń­ców wzmac­niają moje pier­wotne prze­świad­cze­nia. To para­doks i dla­tego tak ważne jest, by go zauwa­żyć i być go świa­domą, bo tylko wtedy zysku­jemy pole manewru pozwa­la­jące prze­rwać błędne koło.

Ponadto dyna­mika zwią­zana z pobłaż­li­wo­ścią i nada­dap­ta­cją wielce nega­tyw­nie wpływa na nasze poczu­cie wła­snej war­to­ści, ponie­waż nie­zwy­kle trudno jest akcep­to­wać i kochać sie­bie, kiedy twoja samo­ocena zależy od cudzych opi­nii, od tego, co robisz dla innych, jak dobra jesteś w ich oczach itd. Dodat­kową kon­se­kwen­cją takiego stanu rze­czy jest skłon­ność do nawią­zy­wa­nia nie­zbyt zdro­wych rela­cji opar­tych na współ­uza­leż­nie­niu, ide­ali­za­cji part­nera, braku zaan­ga­żo­wa­nia, mani­pu­la­cji, a nie­kiedy rów­nież prze­mocy z jego strony.

Jakby tego było mało, poczu­cie bycia dru­go­pla­nową posta­cią we wła­snym życiu może pro­wa­dzić do „syn­dromu oszu­sta”, opi­sa­nego w 1978 roku przez psy­cho­lożki kli­niczne Pau­line Clance i Suzanne Imes. Zapewne jesteś zda­nia, że my, psy­cho­lo­go­wie, nieco prze­sa­dzamy z tymi syn­dro­mami, ale jak już mówi­łam, jest to pro­sty spo­sób nazy­wa­nia zespołu obja­wów, które pro­wa­dzą do pew­nego trwa­łego wzorca zacho­wań, nie­bę­dą­cego zabu­rze­niem ani cho­robą, ale wywo­łu­ją­cego dys­kom­fort psy­chiczny i wpły­wa­ją­cego nega­tyw­nie na jakość życia bądź pod jakimś wzglę­dem ogra­ni­cza­ją­cego. Zawsze powta­rzam, że nazy­wa­nie pomaga ziden­ty­fi­ko­wać to, co się dzieje, i temu zara­dzić.

Wra­ca­jąc do wspo­mnia­nego syn­dromu – jest to stan psy­chiczny, w któ­rym postrze­gasz sie­bie jako oszu­sta; żyjesz w stra­chu, że któ­re­goś dnia inni odkryją, że w głębi ducha wcale nie jesteś taka sym­pa­tyczna, inte­li­gentna, współ­czu­jąca, dobra czy jaka­kol­wiek inna, za jaką cię mają. To spra­wia, że bar­dzo trudno jest ci dostrzec i doce­nić swoje osią­gnię­cia. Spę­dzasz całe życie w prze­ko­na­niu, że zosta­niesz odtrą­cona, porzu­cona albo skry­ty­ko­wa­nia, gdy tylko inni zorien­tują się, jaka jesteś „w rze­czy­wi­sto­ści” (rze­czy­wi­sto­ści opar­tej na two­ich wypa­czo­nych wyobra­że­niach, która jest raczej mgli­stym wra­że­niem niż zbio­rem kon­kret­nych, wyraź­nych cech). Jak widzisz, syn­drom oszu­sta i syn­drom grzecz­nej dziew­czynki mają ze sobą wiele wspól­nego, przez co czę­sto współ­wy­stę­pują: oba są bar­dzo ogra­ni­cza­jące i sta­no­wią wielką prze­szkodę w roz­woju sil­nej i zdro­wej samo­oceny.

Pod­su­mujmy. Grzeczna dziew­czynka nauczyła się, że bycie grzeczną ozna­cza:

- Zado­wa­lać innych, nawet za cenę rezy­gna­cji z wła­snych potrzeb.
- Ni­gdy się nie zło­ścić i nie obra­żać, nawet jeśli pociąga to za sobą tłu­mie­nie emo­cji i nie­sta­wia­nie gra­nic tym, któ­rzy nas krzyw­dzą.
- Zacho­wy­wać skrajną ostroż­ność, nawet jeśli nie pozwala nam to czer­pać rado­ści z życia.
- Być poprawną i ide­alną, nawet jeśli pro­wa­dzi to do zadrę­cza­nia się i odma­wia­nia sobie prawa do błędu, będą­cego prze­cież czymś bar­dzo ludz­kim.
- Nie spra­wiać kło­potu, nawet jeśli przez to nie jeste­śmy sobą i nie robimy tego, co byśmy chciały.
- Grać zawsze dru­go­pla­nową rolę, nawet jeśli pro­wa­dzi to do ide­ali­za­cji innych i poczu­cia, że aby nawią­zać więź i zostać dostrze­żoną, musimy się pod­po­rząd­ko­wać.

W kon­se­kwen­cji jest prze­ko­nana, że:

- Kiedy sta­wia sie­bie na pierw­szym miej­scu, jest ego­istką.
- Kiedy się myli, ponosi porażkę.
- Kiedy o coś prosi, naprzy­krza się.
- Kiedy się z cze­goś cie­szy, jest nie­roz­sądna.
- Kiedy się wyróż­nia, jest aro­gancka.

Reasu­mu­jąc, grzeczna dziew­czynka uważa, że wcale nie jest grzeczna i dobra, i nie zasłu­guje na dobre rze­czy, czyli na poczu­cie bycia kochaną, ważną i szczę­śliwą.

Na kolej­nych stro­nach spró­bu­jemy przede­fi­nio­wać poję­cie grzecz­no­ści, by zerwać z takim nasta­wie­niem.„GRZECZNOŚCIOMETR”: ILE MASZ W SOBIE Z GRZECZNEJ DZIEWCZYNKI?

Pra­gnę, abyś w trak­cie czy­ta­nia moich ksią­żek czuła się ich boha­terką – byś umiała się odna­leźć w tym zale­wie infor­ma­cji, które ci ser­wuję, i zyskała narzę­dzia potrzebne, by sta­wić czoła swo­jej rze­czy­wi­sto­ści i ją ulep­szyć. W związku z tym musimy usta­lić punkt wyj­ścia – okre­ślić, ile masz w sobie z grzecz­nej dziew­czynki i które jej cechy są w tobie głę­biej zako­rze­nione i trud­niej­sze do okieł­zna­nia. Dzięki temu dowiesz się, które czę­ści książki będą naj­bar­dziej przy­datne w two­jej sytu­acji.

Żeby ci pomóc, zadam ci teraz serię pytań, którą nazwa­łam „grzecz­no­ścio­me­trem”– ponie­waż mam pamięć wzro­kową, słowo to przy­wo­dzi mi na myśl ter­mo­metr; możemy przy­jąć, że pyta­nia ozna­czają tu stop­nie. Im czę­ściej odpo­wia­dasz twier­dząco, tym bar­dziej wzra­sta tem­pe­ra­tura i tym sil­niej­szy jest w tobie syn­drom grzecz­nej dziew­czynki. W kwe­stiach zwią­za­nych z umy­słem nie­mal nic nie jest czarno-białe, zanim więc przej­dziemy do rze­czy i spró­bu­jemy nawią­zać kon­takt z dziec­kiem, któ­rym byłaś, chcia­ła­bym, byś spraw­dziła, w jakim punk­cie skali sza­ro­ści się znaj­du­jesz.

Odpo­wiedz na poniż­sze pyta­nia „tak” lub „nie”.

1. Czy trudno ci powie­dzieć twoim bli­skim, że jesteś zła z powodu jakie­goś ich zacho­wa­nia?
2. Czy wolisz prze­pro­sić, nawet jeśli nie ty jesteś winna, żeby unik­nąć kon­fliktu?
3. Czy kiedy ktoś się na cie­bie obrazi, żad­nym spo­so­bem nie umiesz prze­stać o tym myśleć?
4. Czy zawsze obda­rzasz kre­dy­tem zaufa­nia nawet te osoby, które w jasny spo­sób dowio­dły, że rela­cja z nimi nie jest dla cie­bie odpo­wied­nia?
5. Czy znacz­nie suro­wiej karzesz wła­sne błędy niż te popeł­niane przez innych?
6. Czy masz wra­że­nie, że w nawią­zy­wa­nych rela­cjach zawsze peł­nisz dla dru­giej osoby rolę „ratow­nika”?
7. Czy zwy­kle uwa­żasz, że inni są lepsi od cie­bie?
8. Czy z góry zakła­dasz, że zawsze musisz być _fair_, choć inni postę­pują wobec cie­bie nie­spra­wie­dli­wie?
9. Czy są w twoim życiu osoby, które cię wyko­rzy­stują, z któ­rymi jed­nak utrzy­mu­jesz rela­cje, bo żal ci je zakoń­czyć?
10. Czy łatwo jest cię prze­ko­nać do zmiany zda­nia, wyświad­cze­nia przy­sługi itp.?
11. Czy jeśli komuś nie pomo­żesz, czu­jesz się ego­istką?
12. Czy dosto­so­wu­jesz lub zmie­niasz swój spo­sób bycia w zależ­no­ści od ocze­ki­wań oto­cze­nia, w któ­rym się znaj­du­jesz?
13. Czy poświę­casz dużo ener­gii na uspra­wie­dli­wie­nie złych zacho­wań, jakich dopu­ściły się wobec cie­bie bli­skie ci osoby?
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij