- W empik go
Szczęście Klaudysi - ebook
Szczęście Klaudysi - ebook
O demokracji powiedziano kiedyś, że to co prawda najgorszy system, ale nie wymyślono nic lepszego. Z jej niewątpliwych zalet postanowiła skorzystać zatem tytułowa Klaudysia. Bo czyż możliwość współdecydowania o losach własnego kraju nie jest wspaniałym przywilejem? Brała zatem gorliwie udział w każdych wyborach.
Niestety spotkały ją wyłącznie rozczarowania. Chciała być wzorową obywatelką, a została pospolitym „mięsem wyborczym”. Aż w końcu przestała wierzyć, że demokracja może komukolwiek przynieść szczęście. I zapewne pogrążyłoby się biedactwo już na zawsze w głębokiej depresji, gdyby nie kochający małżonek. Za jego radą nasza bohaterka spróbowała znaleźć się po drugiej stronie – nie elektoratu, a wybrańców narodu. I to był dopiero strzał w dziesiątkę!
Kategoria: | Komiks i Humor |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7564-683-2 |
Rozmiar pliku: | 863 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Wiesz, słoneczko moje, jutro wybory do parlamentu. Pójdziesz zagłosować?
– Oczywiście, skarbie mój. Przecież na wszystkie wybory chodziłam, to i teraz pójdę.
– Ale wiesz, słoneczko moje, zmieniły się zasady głosowania.
– Jak to, zmieniły? – zapytała zdziwiona Klaudysia.
– Tym razem to my wybieramy posłanki i posłów. Teraz mamy taką prawdziwą demokrację. Przedtem wybieraliśmy wybranych, a teraz sami decydujemy, kto zasiądzie w ławach parlamentu.
– No i co w związku z tym?
– Na karcie do głosowania wybierasz tylko jednego kandydata. Lub kandydatkę. I w kratce obok nazwiska stawiasz krzyżyk.
– Skarbie mój – oburzyła się Klaudysia. – Czego jak czego, ale demokracji uczyć mnie nie będziesz. Zawsze głosowałam bez skreśleń i teraz też tak zrobię.
– Ale wtedy głos będzie nieważny – zaprotestował kochający małżonek. – To tak, jakbyś w ogóle do wyborów nie poszła. Wtedy była demokracja socjalistyczna, taka pozorna demokracja. Teraz mamy prawdziwą. I to od nas zależy, kto będzie rządził.
– To powiedz mi, skarbie mój – zaproponowała Klaudysia – jak ta nowa demokracja wygląda.
Kochający małżonek postanowił przedstawić Klaudysi zasady glosowania.
– Słuchaj, słoneczko moje, do wyborów zgłosiły się cztery partie. Zieloni, Niebiescy, Granatowi i Fioletowi.
– Aż tyle? Po co? – zdziwiła się Klaudysia. – Kiedyś mieliśmy tylko jedną i było dobrze.
– Tak, było dobrze, ale tylko tym siedzącym w parlamencie. Towarzyszom, znaczy się.
– Ale dlaczego aż tyle ugrupowań startuje?
– A to dlatego, że teraz każdy może partię polityczną założyć i nie musi prosić o pozwolenie.
– Założyć to każdy może sobie, ale stragan na bazarze – odparła Klaudysia. – Partia polityczna to poważna sprawa, nie wszystkim można na to pozwolić. Menele z rynku pijący piwo od rana też mogą założyć partię?
– Oczywiście – odpowiedział kochający małżonek.
– A wiesz, jaka byłaby jej nazwa? – zaśmiała się Klaudysia. – Miejska Partia Przyjaciół Piwa.
– W demokracji nie ma równych i równiejszych – zripostował mąż. – Teraz mamy wolność. Kto chce, zakłada partię polityczną.
– W demokracji socjalistycznej to było nie do pomyślenia – zaprotestowała Klaudysia.
– No, ale teraz mamy taką prawdziwą demokrację. I dlatego może działać tyle partii. Co nie jest zabronione, jest dozwolone. Każdy może założyć ugrupowanie polityczne.
Klaudysia jakoś przetrawiła wyjaśnienia jej kochającego męża. Ze zdziwieniem i niedowierzaniem. Ta nowa demokracja dla niej osobiście wydawała się podejrzana. Drążyła zatem temat dalej:
– No dobra, to powiedz, jak teraz wygląda głosowanie?
Kochający małżonek krótko wyjaśnił całą procedurę:
– Wejdziesz do lokalu wyborczego, pokażesz dowód osobisty, podpiszesz się na liście obecności i otrzymasz kartę do głosowania. Na karcie zobaczysz te cztery partie, a pod nazwą każdej z nich będzie widniało pięć nazwisk. Razem dwadzieścia. Krzyżyk postawisz tylko przy jednym nazwisku. Jeżeli postawisz więcej krzyżyków, głos jest nieważny.
Klaudysia postanowiła przerwać tę tyradę.
– Jak tak ciebie słucham, przypominają mi się wejścia do baru mlecznego. Spoglądam na menu i wybieram sobie coś do zjedzenia. Albo wejście do punktu toto lotka. Biorę kupon i skreślam cyferki. Nie, skarbie mój – oburzyła się Klaudysia. – Demokracja to nie wybór między jajecznicą a kaszanką na gorąco z ogórkiem kiszonym zapijaną maślanką. Lub skreślanie cyferek. To jest poważna sprawa i nie można jej powierzać wszystkim. A szczególnie menelom z rynku. Kiedyś kandydatów proponowała tylko Partia Jedynie Słusznej Ideologii i było dobrze.
– Było dobrze – przerwał kochający małżonek – tylko tym, którym było dobrze. Ale nie nam.
– No dobra. – Klaudysia nie wdawała się w dalszą dyskusję. – Powiedz mi w takim razie, kto jest na tych listach.
Kochający małżonek przedstawił Klaudysi zasady wystawiania kandydatów.
– Na pierwszych miejscach są prezesi partii.
– A na drugich miejscach kto jest?
– Przydupasy prezesów partii. Bierni, mierni, ale wierni.
– A na trzecich?
– Fachowcy, wykształceni, z odpowiednim doświadczeniem zawodowym, języki obce, unormowane życie osobiste.
– A dlaczego oni nie są na pierwszych miejscach?
– No wiesz, prezesi nie lubią mądrzejszych od siebie. Potrzebują ich, ale wolą ich trzymać na dystans.
– A kto jest na czwartym miejscu?
– A to nagroda dla tych, którzy regularnie płacą składki partyjne. I za noszenie teczki za prezesami partii.
– A kto jest na samym końcu?
– Młodzi. Nagroda pocieszenia za roznoszenie ulotek i robienie frekwencji na zebraniach wyborczych.
– A na jaką partię miałabym zagłosować? – zapytała Klaudysia.
– Na Zielonych – odparł kochający małżonek. – Oni cenią tradycyjne wartości. Rodzinę stawiają na pierwszym miejscu.
– Zagłosuję na nich – stwierdziła Klaudysia stanowczo. – My taką partię powinniśmy wesprzeć. Przecież jesteśmy kochającym się małżeństwem. I kochającą się rodziną. Oczywiście, zagłosuję na trzecią osobę na liście.
Następnego dnia odbyły się wybory. Demokratyczne i wolne po raz pierwszy. Klaudysia zagłosowała zgodnie z przyjętym ustaleniem.