- W empik go
Szklana szafa - ebook
Szklana szafa - ebook
Szklana Szafa to książka, która mogłaby się zmieścić w kategorii opisanej przez Doris Lessing jako „beletrystyka przestrzeni wewnętrznej”. Rzecz jest o śnie i we śnie. O życiu do połowy - życiu w śpiączce.
Narratorką jest kobieta "zamknięta w szklanej szafie" swojego uśpionego ciała. Potrafi poruszać jedynie powieką, ale w jej głowie życie toczy się dalej. Postanawia więc ocalić samą siebie za pomocą własnej pamięci. Zapamiętuje swoje sny, które stają się dla niej pretekstem do rozmowy z sobą i swoim ciałem. W snach pojawiają się postaci, które splatają się w mozaikę jej życia.
Najważniejszymi elementami tej układanki są: Izaak (pięcioletni filozof), Jakub (mężczyzna, który twierdzi, że jest aniołem), Kobieta w Niebieskiej Podomce, (przywołująca czas dzieciństwa), Sasza (pijak z piętnem pamięci) oraz narratorka - prowadząca dialog z samą sobą lub z kobietą, z którą się utożsamia - Calypso.
Postaci zmieniają swe role, a ich obecność jest dla narratorki formą rozliczenia się z sobą, swoim życiem, sensem tego co było i co może nastąpić. Tekst napisany jest przemiennie w drugiej i trzeciej osobie. Książka kończy się niejednoznacznie, zostawiając czytelnikowi furtkę do własnych konkretyzacji i poszukiwań.
Zaletą publikacji są fotografie Mili i Marcina Piaseckich.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-61184-47-8 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PIĘĆ MILIMETRÓW DROGI
Świat zapieczętowany snem wygląda jak niewielka łódź podwodna. Zanurzasz się na głębokość własnej pamięci. Głębokość bieli. Słyszysz ruch własnych mięśni próbujących unieść głowę. O milimetr. Dwa. Pięć. Pięć milimetrów drogi. Tam lub tutaj. Wiesz, że za szkłem jest też biało. Tamta biel jest ostra i ziarnista. Można się w nią zanurzyć, tak by przekroczyć granicę barwy. Przenicować ziarnistość w czerwień. Czerwień nasącza oczy i skórę. Czerwień dojrzewa i odpada płatami fioletu. Zmienia się w glinę. Każda biel kończy tak samo.
PRZECHOWALNIA
Nie możesz tego zobaczyć. Wyobraź więc sobie szklaną szafę. Zamkniętą. Widzisz w niej siebie. Wewnątrz i na zewnątrz jednocześnie. Wszystko co jest poza, jest w środku. Twoje sny. Horda impulsów elektrycznych zakneblowana plastrem ciała. Twoje słowa. Warstwa sadzy ścierana z parapetu. Nie będzie niczego nowego? Czy to, czego nie widać, nie istnieje? Możesz zadawać pytania, ale nie licz na odpowiedzi.
Mieszkasz tu. Jak długo? Nie możesz pamiętać. Zanim zatrzasnęli drzwi, uchyliłaś oczy. Co zobaczyłaś? Wahałaś się? Czy dlatego zostałaś pomiędzy? Podarowano ci biel szpitalnej pościeli, plastikową rurkę i kilkanaście kabli. Oczekiwałaś czegoś więcej? O zmierzchu uciekło kilka pająków. Ukryły się w żółtej szufladzie. Nigdy nie umiałaś ich zabić. Kiedy próbowałaś je łapać, gubiły nogi. Pamiętasz tę kobietę? Nazywałaś ją mamą pająków. Miała białe włosy i pełno kalendarzy sprzed dziesięciu, dwudziestu lat. Nie ma jej tutaj. Wynieśli ją nogami do przodu ubraną w pajęczyny.
JEŚLI
Jeśli zdołasz oderwać skorupę ciała, znajdziesz ślad pokryty warstwą odradzającego się kurzu. Linię ruchu palca, który stał się bezlistną gałęzią. Potem zobaczysz ramę łóżka. Z drobnym ściegiem odrywającej się farby. Przecinającym krawędź ściany. To będą twoje dowody życia. Czas, który jest wyczuwalny tylko przez odwrócenie. Przestrzeni w punkt. Dźwięków w ciszę. Prostopadłych w linie równoległe.
Jeśli nie ma ruchu, to czy jest droga? A jeśli jest, to czy może zawieść donikąd? Przypuśćmy, że uda ci się rozbić szklane ściany. Czy można zakiełkować na własnym trupie? Co zrobisz, kiedy zaleje cię tona światła? Czy zdołasz spętać uciekającą przestrzeń?
TO
Łuski naskórka zlepione wilgocią w kurz. Zwitek brudu. Jest jak kropka moczu na świeżo uplecionym obrusie śniegu. Drażni. Taki brud można strzepnąć jednym uderzeniem kciuka w palec wskazujący. Ty możesz poruszać tylko powieką. A tonie zmienia nic. Odkąd zamieszkałaś w szklanej szafie, czas nie jest już odmierzany ruchem. Możesz go objąć jedynie pamięcią. Nieszczelną. Zmieniającą proporcje i gęstość. Czas nie pojawia się na zawołanie. Najczęściej krąży jak głodny szczur w rur ach kanalizacyjnych. Tak, że nie umiesz odróżnić minut od dni. Jest jednak przestrzeń, w której rozrasta się jak komórki rakowe. Nieprzewidywalnie i na oślep. Mógłby zjadać samego siebie. A potem wydalać to.
TY
Zamknięte. Nie pamiętasz słowa, w którym uwięziony jest klucz. W szklanej szafie leży skrzynka. Z czasu pomiędzy. Z ucieczek tam. To, co się dopiero zdarzy, już było. To niedoróbka Tego – Tam-W-Górze. Niedokończone niebo. Dlaczego? Nie wiesz? Szukaj.
Urodziłaś się zimą. Masz zimne ręce. Każde gorące naczynie obejmujesz palcami jak kochanka. Zachwycają cię rzeczy surowe i nieme. Grań Mnicha. Ziarnistość zeszklonego mrozem śniegu. Kiedyś słuchałaś szeptów Boga. Teraz miewasz przebłyski. Mogłabyś sprzedawać kwadrat 10/15 z próbką lasu lub plaży. Dla bardziej wybrednych poduszkę z zapachem pięknej kobiety. Pudełka z mini rajem. Towar dla poszukiwaczy dusz i ciał. Pamiętasz? Efektowne opakowania czynią cuda. Na przykład puszki z lud zką kupą. „Merda d'artista” to nie byle co. (Nawet gdy eksplodują niewyobrażalnym smrodem). Może właśnie od tego powinnaś zacząć. Od wde pnięcia w smrodliwe, gęste i lepkie. Czy nie po to depczemy gówno, by dotknąć frędzla Jego płaszcza? A może po to, by poczuć się człowiekiem?
Odkąd tu zamieszkałaś, żywisz się głównie słowami z podłogi. Przynoszą ci słowa – przekąski, czasem deser. Kartony nie strawionych wyrazów przechowujesz pod łóżkiem. Słychać tam zniecierpliwienie brązowych półbutów.
Czasem szept bosych stóp. Jeść trzeba ostrożnie. Łatwo trafić na szklane opiłki. Są bardziej bezwzględne niż skalpel. Wycinają twarz.
Wciąż jeszcze szukasz swojego anioła? Nie zagrzał miejsca w przech owalni. Pomieszkiwał tu tylko. Przychodził do ciebie nocą. Nieustannie wyobrażał sobie życie. Nawet za cenę śmierci. Nie umiał jej nazwać. Nie zm ieścił tego w snach. Zanim go poznałaś myślałaś, że będziesz świętą. Nauczyłaś się sztuki aranżacji uczuć. Widziałaś twarze zmieniające się zgodnie z dekoracją. Słuchałaś ludzi z poćwiartowanym sercem. Zdjęłaś z głowy aureolę, próbując siebie. Koncentrat bólu przetapiasz w wosk. Sklejasz nim skrawki ciała. Bezużyteczne. Odlane z bieli. Po co ci skrzydła Ik ara? Dokąd polecisz? Słońce jest raną i czas.