- W empik go
Ta żałosna myśl, że nigdy więcej cię nie zobaczę - ebook
Ta żałosna myśl, że nigdy więcej cię nie zobaczę - ebook
Kiedy Rosa Montero odkrywa pamiętnik Marii Curie, który ta zaczęła pisać po śmierci męża, Pierre’a, w słowach Marii odnajduje echo własnego smutku. Na przestrzeni czasu obie kobiety doświadczają tego samego bólu w obliczu niewyobrażalnej straty. Ich głosy mieszają się ze sobą, by opowiedzieć historię odradzania się do życia. Bo życie jest tak potężne, że od pierwszych chwil rozpaczy pozwala się cieszyć chwilami radości.
Rosa Montero za książkę Ta żałosna myśl, że nigdy więcej cię nie zobaczę została uhonorowana nagrodą Premio de la Crítica de Madrid 2014.
Rosa Montero pisze, jakby siedziała obok nas i rozmawiała z każdym z osobna. To nie jest jednak rozgadana, konfesyjna opowieść, chociaż intymna i bezwarunkowo szczera. To przecież esej, który łączy to, co najważniejsze w tym gatunku: wiedzę, przystępność, indywidualną perspektywę i jeszcze jeden, niezbędny składnik: „brokatowy pył" literatury. Refleksja o miejscu kobiet i zmieniających się czasach, które, chociaż przyniosły emancypację, to czasem wciąż przypominają XIX wiek. To również piękny list miłosny do tych, których już z nami nie ma.
Siłą tej książki jest niezwykle wrażliwy język, który sprawia, że każda historia zapada w sercu i nie daje o sobie zapomnieć.
Sylwia Chutnik
Przekład wsparty finansowo przez Ministerstwo Kultury i Sportu Hiszpanii.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65230-96-6 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prawdziwy ból jest niewypowiedziany. Jeśli możesz mówić o tym, co cię zadręcza, masz szczęście: to oznacza, że nie jest aż tak źle. Bo jeśli ból spada na ciebie bez uśmierzenia, pierwszą rzeczą, którą ci odbiera, jest #Słowo. Może rozpoznasz to, co mówię; może doświadczyłaś tego; bo cierpienie jest czymś pospolitym w każdym życiu (tak jak radość). Mówię o tym bólu, który jest tak wielki, że nawet nie wydaje się, że rodzi ci się w środku, ale że jest tak, jakbyś została pogrzebana przez lawinę. I tak leżysz. Pogrzebana pod tymi niebezpiecznymi tonami żalu tak bardzo, że nawet nie jesteś w stanie się odezwać. Jesteś pewna, że nikt cię nie usłyszy.
Teraz, kiedy to myślę, wydaje się to szaleństwem. Kiedy byłam nastolatką i bardzo młodą dziewczyną, doświadczyłam kilku napadów lęku. Były to nagłe napady paniki, mdłości, ostre poczucie, że tracę kontakt z rzeczywistością, przerażenie możliwością pogrążenia się w szaleństwie. Studiowałam psychologię na Universidad Complutense (zostawiłam ją na czwartym roku) właśnie dlatego: bo myślałam, że oszalałam. W sumie wydaje mi się, że to jest powód, dla którego dziewięćdziesiąt dziewięć procent osób studiuje psychologię albo psychiatrię (pozostały jeden procent to dzieci psychologów albo psychiatrów i z tymi jest jeszcze gorzej). I niech będzie jasne, wcale nie wydaje mi się, aby było coś złego w takim podejściu do praktykowania terapii; wiedząc, czym jest brak równowagi psychicznej, można mieć więcej zrozumienia, więcej empatii. Mnie te napady lękowe powiększyły wiedzę o świecie. Dzisiaj cieszę się, że je miałam: w ten sposób dowiedziałam się, co to znaczy cierpieć z powodu bólu psychicznego, który jest niszczący swoim niewypowiedzeniem. Bo podstawową cechą tego, co nazywamy szaleństwem, jest samotność, ale samotność monumentalna. Samotność tak wielka, że nie mieści się w słowie samotność, i której człowiek nie jest w stanie sobie wyobrazić, jeśli jej nie doświadczył. To poczucie, że odłączyłeś się od świata, że nie będą cię w stanie zrozumieć, że nie masz #Słów, żeby się wyrazić. To tak jak mówić językiem, którego nikt nie rozumie. To być kosmonautą dryfującym w mrocznych przestworzach kosmosu. O takim wymiarze samotności mówię. I chodzi o to, że w prawdziwym bólu, w bólu-lawinie, dzieje się coś podobnego. Choć poczucie odłączenia nie jest aż tak ekstremalne, również nie jesteś w stanie dzielić ani wyjaśnić swojego cierpienia. Mówi o tym wiedza ludowa: Facet zwariował z bólu. Ostry smutek jest obłąkaniem. Milkniesz i się zamykasz.
To zrobiła Maria Curie, kiedy przynieśli jej ciało Pierre’a: zatrzasnęła się w milczeniu, w ciszy, w pozornym kamiennym chłodzie. Byli małżeństwem od jedenastu lat i mieli dwie córki, młodsza miała czternaście miesięcy. Pierre wyszedł tego poranka jak zawsze do pracy; zjadł obiad z kolegami i wracając do laboratorium, potknął się i wpadł pod wóz towarowy. Konie go ominęły, ale tylne koło zmiażdżyło mu głowę. Zginął na miejscu.
Wchodzę do salonu. Mówią mi: „Zmarł”. Czy jakaś kobieta jest w stanie zrozumieć takie słowa? Pierre zmarł, on, którego przecież widziałam, jak rano wychodził, jego, którego miałam nadzieję przytulić w ramionach wieczorem, już go zobaczę tylko martwego i to koniec, na zawsze.
Zawsze, nigdy, słowa absolutne, których nie możemy zrozumieć, skoro jesteśmy tylko malutkimi stworzeniami pochwyconymi przez nasz króciutki czas. Nie bawiłaś się w dzieciństwie w próby wyobrażenia sobie wieczności? Nieskończoność rozwijająca się przed tobą jak niebieska taśma, oszałamiająca i nieskończona? To jest pierwsza rzecz, która uderza cię w żałobie: niezdolność pomyślenia tego i przyznania tego. Zwyczajnie ta myśl nie mieści ci się w głowie. Ale jak to możliwe, żeby go nie było? Tej osoby, która tyle miejsca zajmuje na świecie, gdzie ona polazła? Mózg nie może zrozumieć, że zniknęła na zawsze. I co to u diabła jest zawsze? To nieludzka idea. Chcę powiedzieć, że jest poza naszymi możliwościami pojmowania. Ale jak to, nigdy więcej go nie zobaczę? Ani dziś, ani jutro, ani pojutrze, ani za rok? To rzeczywistość niepojęta, którą umysł odrzuca: nie zobaczyć go nigdy więcej to jest żart, żałosna myśl.
…czasem żałosne poczucie, że to wszystko jest złudzeniem i że wrócisz. Czyż wczoraj, gdy zamknęły się drzwi, nie przyszła mi do głowy absurdalna myśl, że to byłeś ty?
Po śmierci Pabla ja też tygodniami myślałam: „Może w końcu przestanie się wygłupiać i wreszcie wróci”, jakby jego nieobecność była żartem, żeby mnie wkurzyć, jak czasem robił. Proszę mnie zrozumieć: to nie była prawdziwa myśl i całkowicie przyjęta, ale jedna z tych półmyśli, które migoczą na obrzeżach świadomości, jak nerwowe śliskie rybki. Tak samo doskonale powszechnie wiadomo, że wielu ludziom wydaje się widzieć na ulicy osobę, którą właśnie straciły (mnie to się nigdy nie przytrafiło). Doskonale opowiada to Ursula K. Le Guin w bezpretensjonalnym wierszu zatytułowanym On Hemlock Street :
I see broad shoulders
A silver head,
And I think: John!
And I think: dead.