Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Tajemnice Orientu. Baśnie i legendy zaczarowanych krain Wschodu - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
28 maja 2025
29,99
2999 pkt
punktów Virtualo

Tajemnice Orientu. Baśnie i legendy zaczarowanych krain Wschodu - ebook

Tajemnice Orientu. Baśnie i legendy zaczarowanych krain Wschodu - Charles John Tibbitts. Zbiór opowieści, które przenoszą czytelnika do świata dawnych cywilizacji Azji. W książce znajdziesz baśnie i legendy pochodzące z Persji, Indii, Arabii oraz tradycji ludów Kałmuckich i Tatarskich. To historie przekazywane ustnie przez pokolenia – o mądrych władcach, sprytnych kupcach, duchach, bogach i niezwykłych zdarzeniach, które miały uczyć, przestrzegać lub po prostu bawić. Charles John Tibbitts zebrał te opowieści w formie przystępnej dla współczesnego czytelnika, zachowując ich autentyczny charakter i rytm. To klasyka literatury orientalnej w zachodnim opracowaniu – świetna propozycja dla miłośników legend, folkloru i dawnych kultur. Doskonała lektura dla dorosłych i młodzieży.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7639-776-4
Rozmiar pliku: 183 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SZEWC ASTROLOG

OPOWIEŚĆ PERSKA

W WIELKIM MIEŚCIE ISFAHANIE ŻYŁ SOBIE AHMED, SZEWC Z KRWI I KOŚCI — UCZCIWY, PRACOWITY CZŁOWIEK, KTÓRY MARZYŁ TYLKO O SPOKOJNYM ŻYCIU. I BYĆ MOŻE TAK WŁAŚNIE BY JE PRZEŻYŁ, GDYBY NIE TO, ŻE POŚLUBIŁ KOBIETĘ NIE TYLKO PIĘKNĄ, ALE TEŻ PEŁNĄ AMBICJI, MARZEŃ I — NIESTETY — ZUPEŁNIE NIEZADOWOLONĄ Z JEGO SKROMNEJ POZYCJI.

Jego żona nazywała się Sittâra i choć zniżyła się, jak sama to ujmowała, by wyjść za prostego rzemieślnika, w duchu pragnęła bogactwa, splendoru i życia pełnego przepychu. Snuła fantazje o wspaniałych pałacach i służbie, i choć Ahmed nie dawał im wiary, nie sprzeczał się z nią — kochał ją zbyt mocno, by ranić. Najczęściej odpowiadał jej uśmiechem pełnym niedowierzania albo jedynie potrząsał głową, kiedy po raz kolejny roztaczała wizję ich przyszłego bogactwa. A ona dalej wierzyła, że los przeznaczył jej coś więcej niż życie u boku szewca.

Pewnego wieczoru, w nastroju szczególnie podatnym na marzenia, Sittâra poszła do hammamu.¹ Tam zobaczyła kobietę wychodzącą z łaźni w otoczeniu niewolników — ubraną w olśniewającą szatę, błyszczącą od klejnotów. To było dokładnie to, o czym Sittâra od zawsze marzyła. Gorączkowo zapytała, kim jest ta wspaniała dama. Dowiedziała się, że to żona królewskiego astrologa. Z tą informacją wróciła do domu odmieniona.

Ahmed podszedł, by ją przywitać, lecz zamiast uśmiechu spotkał się z ponurym milczeniem. Jego czułości nie przynosiły żadnego efektu — przez kilka godzin Sittâra nie odezwała się ani słowem, pogrążona w jakiejś osobistej męce. Aż w końcu wybuchła:

— Przestań mnie pieścić, jeśli naprawdę mnie kochasz, udowodnij to!

— Jaki dowód miłości mogłabyś zażądać, którego bym ci nie dał? — zapytał zdumiony Ahmed.

— Rzuć to twoje głupie szewstwo! To nędzny fach, z którego nie wyciągasz więcej niż dziesięć, może dwanaście dinarów dziennie. Zostań astrologiem! Twoja fortuna będzie wielka, a ja w końcu dostanę to, na co zasługuję — i będę szczęśliwa.

— Astrologiem? — aż zakrzyknął Ahmed. — Przecież ja nawet nie umiem czytać! Jestem prostym szewcem, a ty chcesz, żebym został uczonym, który zna niebo, planety, przyszłość?

— Nie obchodzi mnie, co potrafisz, a czego nie! — wybuchła Sittâra. — Wiem jedno: jeśli jutro nie będziesz astrologiem, rozwodzę się z tobą.

Ahmed próbował jeszcze przemówić jej do rozsądku, ale bez skutku. Obraz kobiety z hammamu — z klejnotami i służbą — całkowicie zawładnął wyobraźnią Sittâry. Śniła o tym przez całą noc, a rano oświadczyła, że odejdzie, jeśli mąż nie spełni jej żądania. Co miał zrobić biedny Ahmed? Nie był astrologiem, to prawda, ale był zakochany do szaleństwa i nie mógł znieść myśli o utracie żony. Zgodził się więc.

Sprzedał swój skromny warsztat, kupił astrolabium, astronomiczny kalendarz i tablicę znaków zodiaku. Uzbrojony w te narzędzia stanął na rynku i zaczął wołać:

— Jestem astrologiem! Znam słońce, księżyc i gwiazdy! Znam dwanaście znaków zodiaku! Obliczam horoskopy i przepowiadam przyszłość!

Ahmed, jako szewc, był dobrze znany w mieście. W mgnieniu oka zebrał się wokół niego tłum.

— Co się z tobą stało, Ahmed? — pytał ktoś. — Pracowałeś tak długo, że ci odbiło?

— Zmęczyło cię patrzenie w buty, to teraz patrzysz w niebo? — żartował inny.

Śmiechom i docinkom nie było końca, a biedny Ahmed musiał znosić ich całe mnóstwo. Mimo to nie ustawał w nawoływaniu, że jest astrologiem. Postanowił zrobić wszystko, by zadowolić swoją piękną, choć kapryśną żonę.

ZDARZYŁO SIĘ, ŻE ULICĄ PRZECHODZIŁ KRÓLEWSKI JUBILER. BYŁ W OGROMNEJ ROZPACZY — ZAGINĄŁ NAJCENNIEJSZY RUBIN Z KRÓLEWSKIEJ KORONY. SZUKANO GO WSZĘDZIE, LECZ BEZSKUTECZNIE, A JUBILER WIEDZIAŁ, ŻE NIE ZDOŁA JUŻ DŁUŻEJ UKRYWAĆ TEJ STRATY PRZED WŁADCĄ. PRZEWIDYWAŁ TYLKO JEDNO: PEWNĄ ŚMIERĆ. W BEZNADZIEJNYM STANIE, BŁĄKAJĄC SIĘ PO MIEŚCIE, NATRAFIŁ NA TŁUM ZGROMADZONY WOKÓŁ AHMEDA I ZAPYTAŁ, CO SIĘ DZIEJE.

— Nie poznajesz Ahmeda, szewca? — zaśmiał się ktoś z tłumu. — Oświeciło go! Został astrologiem!

Tonący chwyta się brzytwy — gdy jubiler usłyszał słowo „astrolog”, natychmiast podszedł do Ahmeda, opowiedział mu o zaginionym rubinie i powiedział:

— Jeśli rzeczywiście znasz się na swojej sztuce, musisz być w stanie odnaleźć królewski klejnot. Zrób to, a dam ci dwieście sztuk złota. Ale jeśli nie uda ci się w ciągu sześciu godzin, użyję całej swojej władzy na dworze, by oskarżyć cię o oszustwo i doprowadzić do twojej egzekucji.

Ahmed zaniemówił. Stał przez długą chwilę, sparaliżowany strachem. Nie mógł ruszyć się ani wydać głosu. Przypomniał sobie, jak bardzo kochał swoją żonę i jak to właśnie ona, przez swoją zazdrość i zachłanność, wpędziła go w to śmiertelne niebezpieczeństwo. W końcu westchnął głęboko i z goryczą zawołał:

— O, kobieto, kobieto! Jesteś bardziej zgubna dla szczęścia człowieka niż jadowity smok z pustyni!

Nie wiedział, że właśnie te słowa będą jego wybawieniem. Zaginiony rubin ukryła żona jubilera. Przerażona i dręczona wyrzutami sumienia, wysłała jedną ze swoich niewolnic, by śledziła męża. Kiedy ta zobaczyła, jak jej pan rozmawia z astrologiem, a potem usłyszała, jak Ahmed porównuje kobietę do jadowitego potwora, była przekonana, że astrolog zna całą prawdę. Wróciła do swej pani i z przerażeniem opowiedziała, co usłyszała.

— Jesteś odkryta, pani! — zawołała. — Ten straszny astrolog wszystko wie! Jeśli nie zrobisz czegoś natychmiast, cała historia wyjdzie na jaw, a ty nie tylko utracisz dobre imię — może nawet życie!

Słowa Ahmeda, wypowiedziane w uniesieniu i bez żadnego kontekstu, wydały się żonie jubilera dowodem wszechwiedzy. W pośpiechu zarzuciła na siebie welon i pobiegła odszukać przerażającego astrologa. Gdy go znalazła, padła na kolana i zawołała:

— Ocal moją cześć i życie, a wszystko wyznam!

Ahmed był kompletnie zaskoczony.

— Co ty możesz mi wyznać? — zapytał szczerze zdumiony.

— Och, niczego przecież nie muszę ci mówić, bo ty już wszystko wiesz! To ja ukradłam rubin z królewskiej korony. Chciałam zemścić się na moim okrutnym mężu i zdobyć bogactwo dla siebie. Myślałam, że zostanie stracony, a ja odzyskam wolność i złoto. Ale ty, najwspanialszy z ludzi, odkryłeś mój plan! Błagam cię, okaż mi litość — zrobię wszystko, co każesz!

Dla Ahmeda, który już żegnał się z życiem, ta kobieta była niczym anioł zesłany z nieba. Natychmiast przyjął poważną, pełną dostojeństwa postawę, jak przystało na wielkiego astrologa, i powiedział:

— Kobieto! Wiem, co uczyniłaś, i szczęściem twoim jest, że przyszłaś z wyznaniem, zanim było za późno. Wróć teraz do domu i połóż rubin pod poduszką na kanapie, po tej stronie, która jest dalej od drzwi. Zaufaj mi — nikt nigdy nie dowie się o twojej winie.

Kobieta posłusznie wróciła do domu i wykonała wszystko, jak nakazał. Po godzinie zjawił się Ahmed i z powagą oznajmił jubilerowi:

— Obliczyłem wszystko, opierając się na pozycji słońca, księżyca i układzie gwiazd. Rubin znajduje się teraz pod poduszką twojej kanapy, po stronie przeciwnej do drzwi.

Jubiler spojrzał na niego, jakby miał przed sobą szaleńca. Ale iskra nadziei, nawet najmniejsza, potrafi zapalić całe serce. Pobiegł do swojej sypialni i rzeczywiście — tam, dokładnie tam, gdzie Ahmed wskazał, znalazł zaginiony rubin. Oszołomiony, wrócił do Ahmeda, rzucił mu się na szyję, nazwał swoim wybawcą, najlepszym przyjacielem i największym astrologiem swoich czasów. I zgodnie z obietnicą — wręczył mu dwieście sztuk złota.

POCHWAŁY, JAKIE AHMED OTRZYMAŁ, NIE SPRAWIŁY MU JEDNAK RADOŚCI. WRÓCIŁ DO DOMU NIE TYLE URADOWANY SWOIM SZCZĘŚCIEM, CO PEŁEN WDZIĘCZNOŚCI WOBEC BOGA ZA CUDOWNE OCALENIE. LEDWIE PRZEKROCZYŁ PRÓG, A JUŻ JEGO ŻONA RZUCIŁA SIĘ KU NIEMU Z PYTANIEM:

— No i jak, mój drogi astrologu? Jakie wieści?

— Oto — powiedział poważnie Ahmed — dwieście sztuk złota. Mam nadzieję, że to ci wystarczy i że nie poprosisz mnie już nigdy więcej, bym znowu narażał życie, jak dziś rano.

Opowiedział jej całą historię — o jubilerze, rubinie, tajemniczej żonie i cudownym zrządzeniu losu, które ocaliło go od śmierci. Ale podczas gdy Ahmed widział w tym wszystkim jedynie niebezpieczeństwo i ulotność życia, Sittâra dostrzegła tylko jedno — złoto. Złoto, które miało pozwolić jej równać się z żoną głównego astrologa w Hemmâmie.

— Odwagi! — zawołała z entuzjazmem. — To dopiero początek twojej wielkiej kariery! Idź naprzód, mój najdroższy mężu, idź i przynoś nam szczęście i bogactwo!

Ahmed próbował przemówić jej do rozsądku, przypomnieć o niebezpieczeństwie, ale Sittâra, jak zawsze, zaczęła płakać i zarzucać mu brak miłości, grożąc w końcu rozwodem. I tym razem jego serce zmiękło — zgodził się spróbować raz jeszcze.

Następnego ranka znów ruszył na rynek z astrolabium w jednej ręce, tablicą dwunastu znaków zodiaku w drugiej i almanachem pod pachą, krzycząc:

— Jestem astrologiem! Znam słońce, księżyc i gwiazdy! Odczytuję przyszłość i przeszłość! Ukażę wam wszystko, co ma się wydarzyć!

Tłum zebrał się ponownie, ale tym razem nie drwił z niego. Wszyscy byli pełni podziwu i ciekawości. Wieść o odnalezieniu królewskiego rubinu rozeszła się po całym mieście. Dawny szewc został okrzyknięty największym astrologiem, jakiego kiedykolwiek widział Isfahan.

Wśród zebranych znalazła się również pewna kobieta, żona jednego z najbogatszych kupców w mieście. Właśnie wracała z Hemmâmu, gdzie zgubiła kosztowny naszyjnik i kolczyki. Przerażona, obawiała się, że mąż oskarży ją o zdradę. Gdy zobaczyła tłum wokół Ahmeda, zapytała, co się dzieje, i usłyszała opowieść o cudownym szewcu—astrologu. Historia o rubinie urosła już do rozmiarów legendy, pełnej cudownych wydarzeń, które w rzeczywistości nigdy nie miały miejsca. Kobieta była pod wrażeniem. Podeszła do Ahmeda i poprosiła, by pomógł jej odnaleźć zgubę. Obiecała pięćdziesiąt sztuk złota w zamian.

Ahmed był w szoku i nie wiedział, co powiedzieć. Wpatrzony w ziemię, próbował wymyślić sposób, by wymknąć się z tej sytuacji bez kompromitacji. Wtedy zauważył, że w dolnej części welonu kobiety zrobiła się dziura. Chciał ją uprzedzić, zanim zauważy ją ktoś inny, więc szepnął:

— Pani, spójrz w dół, tam jest rozdarcie.

Kobieta, mając w głowie tylko zgubione klejnoty, zrozumiała te słowa zupełnie inaczej. Przypomniała sobie o szczelinie w ścianie łaźni, gdzie schowała biżuterię przed rozebraniem się. Zawołała z radością:

— Czekaj tu, wielki astrologu! Zaraz wrócę z nagrodą!

I rzeczywiście — po chwili wróciła, niosąc w jednej dłoni naszyjnik i kolczyki, a w drugiej sakiewkę ze złotem.

— Oto twoja nagroda, ty, któremu objawione są wszystkie tajemnice natury! Zapomniałam, gdzie je położyłam, a bez ciebie nigdy bym sobie nie przypomniała. Kiedy kazałeś mi spojrzeć w dół, od razu przypomniałam sobie o tej szczelinie u dołu ściany w Hemmâmie. Teraz mogę wrócić do domu spokojna, i to wszystko dzięki tobie, najmądrzejszy z mężczyzn!

Po tych słowach odeszła, a Ahmed wrócił do domu, wdzięczny niebu, że znowu ocalał, i przekonany, że już nigdy nie powinien igrać z losem. Jednak jego piękna żona wciąż nie mogła dorównać strojem żonie głównego astrologa, więc znów zaczęła błagać, nalegać i grozić, by jej mąż kontynuował swój nowy zawód.

W tym czasie doszło do wydarzenia, które wstrząsnęło całym królestwem — z królewskiego skarbca skradziono czterdzieści skrzyń pełnych złota i klejnotów, będących niemal całym bogactwem państwa. Skarbnicy i ministrowie robili, co mogli, by odnaleźć złodziei, ale wszystko na próżno. Król, rozwścieczony, wezwał swojego astrologa i oświadczył, że jeśli do wyznaczonego czasu nie odnajdzie winnych, on sam oraz pozostali wysocy dostojnicy zostaną straceni. Został tylko jeden dzień. Astrolog próbował wszystkiego, co znał — obliczeń, znaków, wróżb — lecz nic nie pomogło. Pogodził się już z losem, gdy jeden z jego przyjaciół poradził mu, by posłał po słynnego szewca, który zyskał sławę cudotwórcy.

Natychmiast wysłano dwóch niewolników, by sprowadzili Ahmeda. Kiedy go znaleźli, powiedzieli:

— Nasz pan cię wzywa. Musisz iść z nami.

— A więc widzisz, do czego doprowadziły twoje ambicje — westchnął Ahmed do żony. — Idę na śmierć. Królewski astrolog dowiedział się o mojej zuchwałości i chce mnie zgładzić jako oszusta.

Gdy dotarł do pałacu, ze zdziwieniem zobaczył, że sam wielki astrolog wychodzi mu na spotkanie i prowadzi go na miejsce honorowe. Jeszcze bardziej zdumiał się, słysząc jego słowa:

— Drogi, uczony i wspaniały Ahmedzie! Ścieżki niebios są nieprzeniknione. Wielcy bywają obalani, a mali wywyższani. Cały świat podlega losowi i przeznaczeniu. Dziś nadszedł mój czas upadku, a twój — chwały.

PRZEMOWĘ AHMEDA PRZERWAŁ NAGLE POSŁANIEC OD KRÓLA. WŁADCA, USŁYSZAWSZY O SŁAWIE BIEDNEGO SZEWCA, ZAŻĄDAŁ JEGO OBECNOŚCI NA DWORZE. AHMED, PRZECZUWAJĄC, ŻE OTO ZBLIŻA SIĘ JEGO KONIEC, PODĄŻYŁ ZA KRÓLEWSKIM WYSŁANNIKIEM, MODLĄC SIĘ PO CICHU, BY BÓG WYBAWIŁ GO Z TEJ OPRESJI. GDY STANĄŁ PRZED MONARCHĄ, SKŁONIŁ SIĘ NISKO DO ZIEMI I ŻYCZYŁ KRÓLOWI DŁUGIEGO ŻYCIA I POMYŚLNOŚCI.

— Powiedz mi, Ahmedzie — zapytał król — kto ukradł mój skarb?

— Nie była to jedna osoba — odparł Ahmed po chwili namysłu. — W kradzież zamieszanych było czterdziestu złodziei.

— Dobrze — rzekł król. — Ale kto to był? I co zrobili z moim złotem i klejnotami?

— Na te pytania nie potrafię jeszcze odpowiedzieć — odparł Ahmed. — Lecz jeśli Wasza Wysokość da mi czterdzieści dni na obliczenia, mam nadzieję, że zdołam odkryć prawdę.

— Daję ci czterdzieści dni — powiedział król — lecz jeśli po ich upływie skarb się nie odnajdzie, zapłacisz za to własnym życiem.

Ahmed wrócił do domu zadowolony — nie z powodu sukcesu, lecz dlatego, że zyskał czas. Postanowił bowiem wykorzystać te dni na ucieczkę z miasta, w którym jego sława mogła sprowadzić na niego zgubę.

— No i co, Ahmedzie? — zagadnęła go żona. — Jakie wieści z pałacu?

— Żadnych — odparł gorzko. — Poza tą, że jeśli w ciągu czterdziestu dni nie odnajdę czterdziestu skrzyń ze złotem i klejnotami skradzionych z królewskiego skarbca, zostanę stracony.

— Ale przecież odnajdziesz złodziei — powiedziała pewna siebie żona.

— Jak niby mam to zrobić? — zapytał z rezygnacją Ahmed. — Jakimi środkami?

— Tymi samymi, które pozwoliły ci odnaleźć rubin i naszyjnik damy z łaźni.

— Te same środki! — jęknął Ahmed. — Nierozsądna kobieto! Przecież wiesz, że nie posiadam żadnej wiedzy. Udawałem tylko dla ciebie. Ale przynajmniej zdobyłem czterdzieści dni — w tym czasie możemy uciec do innego miasta. Z pieniędzmi, które mamy, i moim dawnym fachem, zapewnimy sobie uczciwe życie.

— Uczciwe życie?! — prychnęła pogardliwie. — Czy twoje szewstwo pozwoli mi choćby raz pokazać się w łaźni tak jak żona głównego astrologa? Słuchaj uważnie! Masz znaleźć królewski skarb. Tak samo dobrze ci pójdzie, jak z rubinem i naszyjnikiem. I nie próbuj uciekać — jeśli spróbujesz, doniosę straży i królowi powiem sama, że jesteś oszustem. Wiesz dobrze, że dotrzymuję słowa. Więc weź się do roboty, Ahmedzie, i zapewnij mi pozycję, na jaką zasługuje moja uroda.

Ahmed był zrozpaczony. Znał upór żony i wiedział, że nie ma wyjścia. — Skoro tak — westchnął — niech się dzieje wola twoja. Pragnę tylko spędzić pozostałe dni życia w spokoju. Wiesz, że nie jestem uczony i nie potrafię dobrze liczyć, więc oto czterdzieści daktyli. Dawaj mi jeden każdego wieczoru po modlitwie — będę wrzucał go do dzbana i dzięki temu będę wiedział, ile dni jeszcze mi zostało.

Zadowolona, że postawiła na swoim, żona zgodziła się spełnić jego życzenie i obiecała punktualność.

Tymczasem złodzieje, którzy ukradli królewski skarb, wciąż nie opuścili miasta — bali się pościgu i wykrycia. Śledzili wszystkie ruchy władz. Jeden z nich był w tłumie przed pałacem w chwili, gdy wezwano Ahmeda. Usłyszawszy, że szewc bez wahania wskazał liczbę czterdziestu złodziei, pobiegł w popłochu do kryjówki.

— Jesteśmy zdemaskowani! — krzyknął. — Ten cały astrolog powiedział królowi, że jest nas czterdziestu!

— Do tego nie trzeba być astrologiem — odparł kapitan gangu. — Skradziono czterdzieści skrzyń, więc domyślił się, że tylu musiało nas być. Miał szczęście, tyle. Ale musimy go obserwować. Może naprawdę coś wie. Dzisiejszej nocy jeden z nas pójdzie na dach jego domu i podsłucha, co mówi do swojej pięknej żony. Mówią, że ją uwielbia, więc pewnie się jej zwierza.

Plan został przyjęty. Tuż po zmroku jeden ze złodziei zakradł się na dach domu Ahmeda. Trafił akurat na moment, gdy szewc kończył wieczorną modlitwę, a żona wręczała mu pierwszy daktyl.

— Ach — westchnął Ahmed — jeden z czterdziestu.

Złodziej zbladł. Natychmiast zbiegł i opowiedział pozostałym, że Ahmed go zauważył, choć był ukryty, i natychmiast wskazał, że jeden z nich tam był.

Reszta nie uwierzyła. Uznała, że to strach pomieszał mu w głowie. Dla pewności postanowili wysłać następnej nocy dwóch ludzi.

I znów, o tej samej porze, Ahmed skończył modlitwę, żona podała mu daktyl, a on powiedział:

— Moja droga, dziś przyszło dwóch z nich.

Złodzieje zaczęli poważnie się niepokoić. Trzydziestu ośmiu nadal pozostało, ale astrolog, który rzekomo tylko zgadywał, wskazywał ich liczbę bezbłędnie każdej nocy. Pojawił się strach, który rósł z każdym kolejnym daktylem.

ZDUMIENI ZŁODZIEJE RZUCILI SIĘ DO UCIECZKI I OPOWIEDZIELI SWOIM WCIĄŻ NIEDOWIERZAJĄCYM TOWARZYSZOM, CO USŁYSZELI. TRZECIEJ NOCY WYSŁANO WIĘC TRZECH LUDZI, CZWARTEJ — CZTERECH, I TAK DALEJ. Z OBAWY PRZED WYKRYCIEM PRZYCHODZILI TYLKO PO ZMROKU, ZAWSZE TUŻ PRZED TYM, JAK AHMED ODBIERAŁ DAKTYL OD ŻONY. KAŻDEJ NOCY SŁYSZELI JEGO SŁOWA, KTÓRE UTWIERDZAŁY ICH W PRZEKONANIU, ŻE ZNA ICH DOKŁADNĄ LICZBĘ. GDY NADESZŁA OSTATNIA NOC I ZJAWILI SIĘ WSZYSCY, AHMED POWIEDZIAŁ GŁOŚNO: — LICZBA SIĘ ZGADZA! DZIŚ PRZYSZLI WSZYSCY — CZTERDZIESTU!

Wątpliwości zniknęły. To było niemożliwe, by Ahmed znał ich liczbę zwyczajnymi środkami. Skąd mógł wiedzieć, ilu ich jest, i to bezbłędnie, noc po nocy? Jedynym wytłumaczeniem wydawała się być jego niepojęta znajomość astrologii. Nawet nieufny dotąd przywódca bandy uznał, że nie da się dłużej ukrywać przed człowiekiem o takiej mocy. Zaproponował więc, by zawrzeć z nim układ — wyjawić mu prawdę i przekupić milczenie częścią łupu.

Pozostali zgodzili się bez sprzeciwu i tuż przed świtem zapukali do drzwi Ahmeda. Ten zerwał się z łóżka, przekonany, że przyszli po niego królewscy strażnicy, by zabrać go na stracenie.

— Cierpliwości! Wiem, po co przyszliście — zawołał. — To niesprawiedliwe i nikczemne, co zamierzacie uczynić.

— O, niezwykły człowieku! — powiedział kapitan, gdy drzwi się otworzyły — jesteśmy przekonani, że wiesz, po co przyszliśmy, i nie zamierzamy usprawiedliwiać naszych czynów. Oto dwa tysiące sztuk złota — są twoje, jeśli przysięgniesz, że o niczym nie powiesz ani słowa.

— Mam milczeć? — odpowiedział Ahmed. — Myślicie, że mogę znosić taką krzywdę i nie domagać się sprawiedliwości?

— Zlituj się nad nami! — zaklęli złodzieje, padając na kolana. — Oszczędź nasze życie, a oddamy cały królewski skarb!

Ahmed zaniemówił. Przetarł oczy, żeby się upewnić, że nie śni. Gdy już miał pewność, że to wszystko dzieje się naprawdę, przyjął poważny ton i przemówił z godnością:

— Winowajcy! Uwierzyliście, że nie umkniecie mojej przenikliwości, sięgającej aż po słońce i księżyc, znającej położenie każdej gwiazdy. Wasza skrucha uratowała wam życie. Ale musicie natychmiast zwrócić wszystko, co ukradliście. Zanieście czterdzieści skrzyń dokładnie w takim stanie, w jakim je zabraliście, i zakopcie je na głębokość jednej stopy pod południową ścianą zrujnowanego hammamu, za królewskim pałacem. Jeśli wykonacie to bez uchybień, daruję wam życie. Ale jeśli zawiedziecie w najdrobniejszym szczególe — wasza zagłada będzie nieunikniona.

Złodzieje przyrzekli posłuszeństwo i odeszli. Ahmed padł na kolana i dziękował Bogu za tę niezwykłą łaskę.

Dwie godziny później przybyli królewscy strażnicy, by zabrać Ahmeda do pałacu. Powiedział, że zaraz do nich dołączy, tylko musi pożegnać się z żoną. Postanowił nie zdradzać jej jeszcze, co się wydarzyło — chciał poczekać na wynik całej sprawy.

Pożegnał ją czule. Ona, ku jego zaskoczeniu, zachowała zimną krew. Mówiła o opatrzności, zachęcała go do męstwa, choć w sercu miała zupełnie inne plany. Sittâra sądziła, że jeśli Ahmed umrze, jej uroda przyciągnie zamożnego adoratora, który da jej wszystko, o czym marzyła — stroje, klejnoty i wejścia do łaźni w blasku chwały, jak dama astrologa, której obraz wciąż miała przed oczami.

Lecz los bywa sprawiedliwy. Ahmeda i jego żonę czekała nagroda odpowiednia do ich zasług. Szewc stanął przed królem z pogodną twarzą, a niecierpliwy władca zapytał:

— Ahmedzie, twoja mina zapowiada dobre wieści. Czy odnalazłeś mój skarb?

— Czy wasza Wysokość……………...
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij