Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Tajemniczy opiekun - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 października 2021
Ebook
34,90 zł
Audiobook
21,25 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tajemniczy opiekun - ebook

Siedemnastoletnia Agata Abbot całe dotychczasowe życie spędziła w sierocińcu – Domu Wychowawczym im. Johna Griera. Jej los odmienia się nieoczekiwanie, gdy jeden z opiekunów placówki przypadkiem odkrywa jej talent literacki i funduje stypendium umożliwiające ukończenie ekskluzywnego college’u. Dobroczyńca pragnie pozostać anonimowy – Agata nie zna nawet jego nazwiska. Musi jednak co miesiąc informować go listownie o swoich postępach w nauce i życiu. Dziewczyna z zapałem wywiązuje się z zadania. W pełnych humoru, kilkunastostronicowych epistołach barwnie opisuje swoje codzienne przygody. Anonimowość opiekuna jest jej ciągłą zgryzotą, ale wreszcie stanie się pułapką na niego samego…

 

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7779-765-5
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pierwsza środa każdego miesiąca była istnym dniem Sądu, dniem wyczekiwanym ze strachem, znoszonym mężnie i zapominanym co rychlej.

Każda posadzka musiała błyszczeć nieskazitelnie, każde krzesło – być odkurzone z najdrobniejszego pyłku, każde łóżko – zasłane bez fałdki. Dziewięćdziesiąt siedem sierotek trzeba było poddać najpierw gruntownym zabiegom mycia i czesania, a potem przystrojenia w świeżo uprane i wykrochmalone, kraciaste, perkalikowe albo barchanowe ubrania – zależnie od pory roku; dziewięćdziesięciorgu siedmiorgu maleństwom trzeba było wbić do głowy, jak się mają zachować i jak odpowiadać: „Tak, proszę pana” lub „Nie, proszę pana”, ilekroć któryś z Opiekunów łaskawie zwróci się do nich z zapytaniem.

Był to dzień pełen niepokoju i trosk, których główny ciężar spadał na barki Agaty Abbott, jako najstarszej z wychowanek Domu imienia Johna Griera.

I tym razem owa fatalna pierwsza środa miała się już, podobnie jak wiele poprzednich, ku szczęśliwemu końcowi. Agata pośpieszyła ze spiżarni, gdzie robiła kanapki dla środowych gości, na górę do swych zwykłych zajęć. Specjalnej jej pieczy poruczona była sala F, gdzie jedenaścioro maleństw, od czterech do siedmiu lat, zajmowało jedenaście małych, ustawionych rzędem łóżeczek. Zwołała swoją gromadkę, powygładzała zmięte ubranka, powycierała umorusane noski i ustawiła sierotki szeregiem, aby skierować je ku jadalni, gdzie zająć się miały w ciągu błogosławionej półgodziny pochłanianiem porcji mleka, chleba i placka ze śliwkami.

Wyprawiwszy swoich pupilów, opadła na zydelek przy oknie i oparła tętniące skronie o zimną szybę. Była na nogach od piątej rano, wysługując się wszystkim, napominana i popędzana przez zdenerwowaną zarządzającą. Pani Lippett nie zawsze zachowywała za kulisami spokój i uroczysty majestat, w jakie stroiła się wobec Opiekunów i Pań Wizytatorek. Siedząc przy oknie, Agata skierowała tęskny wzrok poprzez szmat ubielonego szronem trawnika, poza wysokie żelazne sztachety, wykreślające granice terytorium ochronki, wzdłuż falistych zboczy, upstrzonych wiejskimi siedzibami bogaczy, ku dachom i wieżyczkom pobliskiego miasteczka, przezierającym przez nagie korony drzew.

Dzień, o ile było jej wiadomo, zakończył się zupełnie pomyślnie. Opiekunowie dokonali zwykłych oględzin, wysłuchali stałych miesięcznych raportów, wypili tradycyjną herbatę, a teraz śpieszyli z powrotem do swoich domów, do własnych, wesoło płonących ognisk rodzinnych, aby zapomnieć, aż do następnej pierwszej środy miesiąca, o przyczyniających im tyle kłopotów małych pupilach. Agata śledziła z zaciekawieniem – nie bez pewnej domieszki tęsknej zazdrości – sznur powozów i samochodów, wyjeżdżających z otwartych na oścież wrót sierocińca. W wyobraźni towarzyszyła jednemu pojazdowi za drugim do pięknych, obszernych domów, rozsianych po zboczach pagórków. Wyczarowywała sobie w wyobraźni obraz siebie samej, otulonej w bogaty płaszcz futrzany, strojnej w aksamitny, przybrany pękami piór kapelusz, rozpartej na poduszkach powozu i niedbale rzucającej stangretowi krótki rozkaz: do domu! Obraz ten jednak bladł i mącił się z chwilą, gdy powóz stawał przed progiem mieszkania.

Agata miała bujną wyobraźnię, która – zdaniem pani Lippett – mogła ją unieszczęśliwić, jeśli nie potrafi jej okiełznać. Mimo wszakże całej bujności, wyobraźnia ta nie była w stanie przekroczyć wejściowych podwoi domów, ku którym ją unosiła. Biedna, pełna zapału i żądzy przygód Agata w ciągu całych swoich lat siedemnastu ani razu nie znalazła się wewnątrz zwykłego domu mieszkalnego i dlatego nie mogła odtworzyć sobie obrazu życia owych istot pędzących beztroskie dni z dala od zakładu i jego sierot.

_A-ga-to Ab-bott,_

_Wo-ła-ją cię do biu-ra,_

_Po-śpiesz się le-piej,_

_Ra-dzę ci do-brze!_

Tomek Dillon, który był członkiem chóru, wbiegł po schodach, śpiewając tę zwrotkę, i popędził po korytarzu, a głos jego, w miarę zbliżania się szybkich kroków ku sali F, rósł i potężniał. Agata, oderwana nagle od swoich marzeń, stanęła znowu w obliczu zwykłych trosk.

– Kto mnie woła? – wpadła w śpiew Tomka, przerywając motyw nutą ostrego niepokoju.

_Pa-ni Lip-pett_ _w_ _biu-rze,_

_Krzy-czy, drze się jak wa-riat-ka._

_A-a-men!_

– zakończył Tomek pobożnie. Nie było wszakże zwykłej złośliwości w jego głosie. Najzatwardzialszy nawet z małych mieszkańców sierocińca nie był pozbawiony współczucia dla biednej winowajczyni, wzywanej w ten sposób do biura przed oblicze groźnej zarządzającej.

Tomek lubił Agatę, mimo że czasem poszturchiwała go i omal nie odrywała mu nosa energicznym wycieraniem.

Agata pośpieszyła bez słowa protestu, natomiast z dwiema poprzecznymi bruzdami na czole. Zastanawiała się, czym zawiniła. Co poszło nie po myśli rozkazodawczyni? Czy kanapki nie były dość cienko pokrojone? Znalazły się może łupinki w ciastkach orzechowych? A może któraś z Pań Wizytatorek dostrzegła dziurę w pończoszce malutkiej Zuzi? Kto wie?! Może – wielkie nieba! – któryś z jej własnych cherubinków z sali F pozwolił sobie na impertynencję wobec jednego z Opiekunów?...

Długi hol na dole nie był oświetlony i w chwili, kiedy Agata schodziła ze schodów, ostatni z grona Opiekunów stał, gotowy do wyruszenia, w otwartych drzwiach wyjściowych. W przelocie tylko mignęła przed nią jego postać, dając jej wrażenie czegoś bardzo wysokiego. Wysoki pan skinął ręką na samochód czekający na zakręcie podjazdu. Szofer zapuścił motor i podjechał bliżej, a w jaskrawym świetle reflektorów zarysowała się na tle muru sylwetka pana. Cień wydłużał groteskowo ramiona i nogi, które biegły po posadzce i pięły się po korytarzowym murze. Wyglądało to jak wielki, pełzający pająk.

Wystraszoną twarz Agaty rozpogodził wybuch śmiechu. Słoneczna jej natura chwytała pożądliwie każdą okazję do zabawy. Dużo dobrej woli trzeba było istotnie na doszukiwanie się powodu rozbawienia w przygnębiającym fakcie istnienia kogoś takiego jak Opiekun. Posiadała ją widocznie Agata, rozweselona bowiem tym drobnym epizodem, stanęła uśmiechnięta przed obliczem pani Lippett. Ku zdumieniu swojemu spostrzegła, że i na twarzy zarządzającej gościł, jeśli nie wyraźny uśmiech, to w każdym razie wyraz pewnej życzliwości; wyglądała prawie tak uprzejmie jak na użytek Wizytatorów.

– Usiądź, Agato, mam ci coś do powiedzenia.

Agata siadła na najbliższym krześle i czekała z zapartym oddechem. W tej chwili przemknął za oknem samochód; pani Lippett podążyła za nim wzrokiem.

– Czy zauważyłaś pana, który w tej chwili odjechał?

– Widziałam go z tyłu.

– To jeden z naszych najzamożniejszych Opiekunów, podtrzymujący hojnymi zasiłkami istnienie tego zakładu. Nie wolno mi wymieniać jego nazwiska; zastrzegł sobie specjalnie, że chce pozostać nieznany.

Oczy Agaty rozszerzyły się z lekka; nie przywykła do tego, aby ją wzywano do biura w celu dyskutowania z zarządzającą na temat dziwactw panów Opiekunów.

– Pan ten zainteresował się kilkoma naszymi chłopcami. Pamiętasz Karola Bentona i Henryka Freiza? Obu ich posłał... hm... hm... ów Opiekun do college’u i obydwaj wywdzięczyli się za tak wspaniałomyślnie wyłożone na ich kształcenie pieniądze usilną pracą i postępami w naukach. Innej zapłaty ich dobroczyńca nie żądał. Dotychczas filantropia jego kierowana była wyłącznie na chłopców; nie udawało mi się zainteresować go w najlżejszym bodaj stopniu żadną z dziewczynek w naszej instytucji, chociażby najbardziej na to zasługiwała. Nie dba widocznie o dziewczęta.

– Widocznie, proszę pani – bąknęła Agata, czując, że musi w tym miejscu coś odpowiedzieć.

– Dzisiaj na zwykłym comiesięcznym zebraniu rozpatrywana była sprawa twojej przyszłości.

Pani Lippett pozwoliła sobie na chwilę pauzy, po czym zaczęła znów mówić powolnym, jednostajnym głosem, niesłychanie drażniącym napięte nagle nerwy słuchaczki.

– Jak ci wiadomo, nie trzymamy wychowanków powyżej lat szesnastu, dla ciebie wszakże zrobiono wyjątek. Ukończyłaś naszą szkołę, mając lat czternaście, że zaś osiągnęłaś celujące stopnie w nauce – nie zawsze, muszę zaznaczyć, w sprawowaniu – postanowiono pozwolić ci uczęszczać do tutejszej szkoły średniej. Obecnie kończysz ją i oczywiście ochronka nasza nie może łożyć dłużej na twoje utrzymanie. I tak korzystasz z dobrodziejstw instytucji dwa lata dłużej niż większość twoich towarzyszek.

Pani Lippett przeoczyła najwyraźniej fakt, że Agata ciężką pracą zarabiała w ciągu tych dwóch lat na swoje utrzymanie, że na pierwszym planie stało zawsze dobro zakładu, a dopiero na drugim jej nauka, i że w dni takie, jak owe pierwsze środy na przykład, pozostawała w domu, aby czyścić, sprzątać i szorować.

– Jak powiadam więc, rozpatrywana była sprawa twojej przyszłości i przeglądano wszystkie twoje świadectwa – wszystkie, co do jednego.

Pani Lippett obrzuciła prokuratorskim spojrzeniem winowajczynię na ławie oskarżonych, a winowajczyni zrobiła skruszoną minę, jednak dlatego tylko, że się po niej tej skruchy spodziewano, nie zaś, aby miała się poczuwać do jakichś szczególnie czarnych kart w swoich aktach.

– Oczywiście, w zwykłych warunkach oddano by cię do jakiegoś zajęcia, w którym mogłabyś zacząć zarobkować. Wyróżniłaś się jednak w szkole, szczególnie w pewnych przedmiotach; twoje postępy w stylistyce mają być podobno wręcz świetne. Panna Pritchard, jedna z członkiń naszego Komitetu Wizytatorów, należy też do zarządu szkoły; rozmawiała z twoim nauczycielem retoryki i bardzo pochlebnie się o tobie wyrażała. Odczytała nawet twoje wypracowanie zatytułowane: „Czarna środa”.

W tym momencie skruszona mina Agaty nie była udana.

– Miałam wrażenie, że nie wykazałaś zbyt wielkiej wdzięczności, ośmieszając instytucję, która wyświadczyła ci tyle dobrodziejstw. Gdyby nie to, że udało ci się być dowcipną, wątpię, czy wybaczono by ci twój postępek. Na twoje szczęście jednak pan... to znaczy, ów pan, który przed chwilą odjechał, zdaje się obdarzony nadmiernym poczuciem humoru. Na podstawie tego zuchwałego wypracowania zaofiarował się posłać cię do college’u.

– Do college’u?! – Agata wytrzeszczyła oczy.

Pani Lippett skinęła potwierdzająco głową.

– Pozostał, ażeby ustalić ze mną warunki. Są niezwykłe. Moim zdaniem srodze się myli. Dopatruje się w tobie oryginalności i planuje wykształcić cię na pisarkę.

– Na pisarkę?! – Agata była zupełnie oszołomiona. Nie mogła się zdobyć na nic innego poza powtarzaniem słów pani Lippett.

– Tego pragnie. Czy przyda się to na coś, przyszłość dopiero pokaże. Wyznacza ci bardzo hojne uposażenie, powiedziałabym, że zbyt hojne jak dla dziewczyny, która nie miała nigdy doświadczenia w rządzeniu się pieniędzmi. Obmyślił jednak całą rzecz szczegółowo; nie uważałam się też za uprawnioną do podsuwania mu jakichkolwiek zmian. Masz pozostać tutaj przez lato, a panna Pritchard uprzejmie zaofiarowała się zająć przygotowaniem ci odpowiedniej wyprawy. Za twoje utrzymanie i naukę wpłacane będą pieniądze wprost do kasy college’u, ty zaś masz otrzymywać w ciągu czterech lat swojego w nim pobytu trzydzieści pięć dolarów miesięcznie. Umożliwi ci to życie na tej samej stopie, co reszta twoich koleżanek. Pieniądze te będzie wysyłał ci prywatny sekretarz pana... nazwijmy go Iksem, jednorazowo miesięcznie, a ty w zamian masz również raz na miesiąc potwierdzać ich odbiór. To znaczy, nie będziesz mu dziękowała za nie; nie życzy sobie, abyś w swoich listach wspominała o wdzięczności, masz jedynie pisać o postępach, jakie będziesz czyniła w nauce, oraz o szczegółach twojego codziennego życia. Słowem, taki list, jaki napisałabyś do swoich rodziców, gdyby żyli.

Listy mają być adresowane do pana Johna Smitha na ręce jego sekretarza. Oczywiście pan Iks nie nazywa się John Smith, pragnie wszakże pozostać nieznany. Będzie on dla ciebie zawsze Johnem Smithem. Powodem, dla którego żąda listów, jest przeświadczenie, że nic tak nie rozwija umiejętności literackiego wypowiadania się, jak pisanie listów. Że zaś nie masz rodziny, z którą mogłabyś podtrzymywać korespondencję, chce, abyś wprawiała się tą drogą. Chce też osobiście śledzić twoje postępy. Nie będzie nigdy odpowiadał na twoje listy ani też dawał dowodów brania ich pod uwagę. Nienawidzi pisania listów i nie chce, aby to stało mu się ciężarem. Gdyby zaszło coś takiego, co wymagałoby koniecznie odpowiedzi, jak, dajmy na to, wydalenie cię z college’u, do czego, mam nadzieję, nie dojdzie, możesz zwrócić się listownie do pana Griggsa, sekretarza, od którego otrzymasz odpowiednie wskazówki. Miesięczne sprawozdania listowne obowiązują cię bezwzględnie; są one jedynym wyrazem wdzięczności, jakiego wymaga pan Smith, winnaś zatem być tak skrupulatna w ich wysyłaniu, jak gdyby był to weksel, który masz płacić. Mam nadzieję, że będą pisane w tonie pełnym szacunku i dadzą dobre pojęcie o wychowaniu, jakie u nas otrzymałaś.

Musisz pamiętać, że piszesz do Opiekuna Domu imienia Johna Griera.

Oczy Agaty tęsknie wpatrywały się w drzwi. Mąciło jej się w głowie ze wzruszenia i jedynym jej pragnieniem było uwolnić się od frazesów pani Lippett i zebrać nieco myśli. Wstała i zaryzykowała próbny krok w kierunku wycofania się z pokoju. Pani Lippett zatrzymała ją skinieniem; nie mogła przecież nie wyzyskać okazji oratorskiego występu.

– Mam nadzieję, że poczuwasz się do odpowiedniej wdzięczności za tę niespodzianą łaskę losu, jaka stała się twoim udziałem. Niewiele dziewcząt w twoim położeniu spotkała podobna możność wzniesienia się na wyższy szczebel drabiny społecznej. Winnaś pamiętać zawsze...

– Tak, tak, proszę pani, bardzo jestem wdzięczna. Dziękuję pani. Jeżeli to już wszystko, pozwoli pani, że pójdę. Muszę przyszyć łatę na spodniach Fredka Perkinsa.

Drzwi zamknęły się za nią, a pani Lippett została z otwartymi ustami, w połowie rozpoczętej przemowy.215, Fergussen Hall

24 września

Drogi Opiekunie, wysyłający sieroty do college’u!

Jestem na miejscu! Jechałam wczoraj cztery godziny koleją. Zabawne uczucie, prawda? Nigdy dotychczas nie jeździłam koleją.

College jest przeogromnym, oszałamiająco olbrzymim miejscem – gubię się, gdy tylko wychodzę z mojego pokoju. Opiszę wszystko panu później, jak mi się trochę uporządkuje w głowie; opowiem też o moich studiach. Wykłady rozpoczną się dopiero w poniedziałek, a teraz jest sobota wieczorem. Chciałam jednak najpierw napisać do pana, ażebyśmy się mogli trochę poznać.

Dziwne wydaje się pisać listy do kogoś, kogo się nie zna. Dziwne mi się wydaje w ogóle, że piszę listy – napisałam ich wszystkiego razem trzy czy cztery w moim życiu; proszę więc nie mieć mi za złe, jeżeli nie będą one wzorem stylu.

Przed moim odjazdem wczoraj z rana miałam bardzo poważną rozmowę z panią Lippett. Mówiła mi, jak mam się zachowywać przez całą resztę mojego życia, a zwłaszcza jak mam się zachować względem dobrego pana, który tyle dla mnie czyni. Muszę pamiętać o żywieniu dla niego bardzo wielkiego szacunku.

Ale, proszę mi powiedzieć, jak można mieć szacunek dla kogoś, kto chce, aby go nazywać John Smith? Dlaczego nie wybrał pan sobie nazwiska choć troszkę mniej bezosobowego? Mogłabym z równym skutkiem pisać do „Drogiego Słupa Telegraficznego” albo do „Drogiego Wieszaka na Ubranie”.

Myślałam o panu dużo w ciągu tych wakacji. Fakt, że po tylu latach osamotnienia znalazł się ktoś, kto interesuje się mną, daje mi takie uczucie, jak gdybym odnalazła coś w rodzaju rodziny. To tak prawie, jak gdybym należała teraz do kogoś. Nie ma pan pojęcia, jakie to miłe. Muszę jednak przyznać, że myśląc o panu, nie mam o co zaczepić mojej wyobraźni. Wiem o panu tylko trzy rzeczy:

Jest pan wysoki.

Jest pan bogaty.

Nie cierpi pan dziewcząt.

Zastanawiam się, czy nie mogłabym nazywać pana Kochanym Wrogiem Dziewcząt? Tylko że to trochę obraźliwe dla mnie. Albo też Drogim Bogatym Panem. Ale to znów byłoby obraźliwe dla pana, jak gdyby pieniądze były najważniejszym pańskim rysem. Zresztą bogactwo – to taka czysto zewnętrzna tylko cecha. Może nie pozostanie pan bogaty na całe życie; mnóstwo bardzo mądrych ludzi traci cały majątek na giełdzie – czytałam o tym. Ale wysoki pozostanie pan zawsze! I dlatego postanowiłam nazywać pana Drogim Długonogim Pająkiem. Myślę, że nie obrazi się pan. To będzie taka nasza sekretna, pieszczotliwa nazwa – nie powiemy o niej nic pani Lippett – zgoda?

Za dwie minuty zadzwoni dzwonek na dziesiątą. Dzwonki dzielą nasz dzień na poszczególne części. Jemy i śpimy, i uczymy się według dzwonka. To bardzo pobudzające. Czuję się wciąż jak koń straży ogniowej. Aha! Masz go! Dzwoni!... Gasić światła! Dobranoc!

Proszę zwrócić uwagę, jak skrupulatnie przestrzegam przepisów – zawdzięczam to wychowaniu otrzymanemu w Domu imienia Johna Griera.

Pańska z najgłębszym szacunkiem

Agata Abbott

Do Pana Długonogiego Pająka Johna Smitha

1 października

Drogi Długonogi Pająku!

Kocham college i kocham pana za to, że mnie pan tutaj przysłał. Jestem bardzo, ale to bardzo szczęśliwa i taka wciąż podekscytowana, że z trudnością przychodzi mi zasnąć. Nie może pan sobie wyobrazić, jak zupełnie jest tutaj inaczej aniżeli w Domu imienia Johna Griera. Nawet mi się nie śniło, że może istnieć podobne miejsce na świecie. Żal mi każdego, kto nie jest młodą dziewczyną i nie może przebywać tutaj. Jestem pewna, że college, w którym się pan uczył jako młody chłopiec, nie mógł być taki uroczy.

Pokój mój położony jest w baszcie, która była izolatką dla zakaźnie chorych, zanim wybudowano nową infirmerię. Na tym samym piętrze baszty mieszkają jeszcze trzy inne uczennice – jedna z nich jest już seniorką, nosi okulary i wciąż upomina nas, abyśmy się zachowywały troszkę ciszej; dwie pozostałe są tak samo jak ja nowicjuszkami; jedna nazywa się Sallie McBride, a druga – Julia Rutledge Pendleton. Sallie ma rude włosy i zadarty nosek i jest bardzo przyjacielska. Julia pochodzi z jednej z najpierwszych rodzin w Nowym Jorku i jeszcze dotychczas mnie nie zauważyła. Julia i Sallie zajmują jeden wspólny pokój, a ja i seniorka mamy pojedyncze pokoje. Nowicjuszki nie dostają zazwyczaj oddzielnych pokojów; mało jest tutaj takich, ale ja dostałam, chociaż nawet nie prosiłam o to. Przypuszczam, że pan kierownik nie uważał za właściwe umieścić dobrze wychowanej panny z przyzwoitego domu razem ze znajdą. Widzi pan, że każda rzecz ma swoje dobre strony.

Mój pokój mieści się w północno-zachodnim narożniku i ma dwa okna, z których jest śliczny widok. Kto, tak jak ja, spędził siedemnaście lat w jednej wielkiej sypialni sierocińca razem z dwudziestoma współtowarzyszkami, czuje w całej pełni rozkosz zamieszkiwania w oddzielnym pokoju. Tutaj po raz pierwszy mam możność zapoznania się z Agatą Abbott. Zdaje mi się, że ją polubię.

A pan jak sądzi, polubi ją pan?

Wtorek

Organizuje się drużyna koszykówki nowicjuszek i jest możliwe, że ja stanę na jej czele. Jestem, co prawda, małego wzrostu, ale bardzo zwinna, żywa i wytrzymała. Podczas kiedy inne skaczą tylko pod górę, ja umiem wśliznąć się im pod nogi i chwytam piłkę. Ach, jaka to przyjemność te nasze ćwiczenia! Odbywamy je po południu na boisku; drzewa dokoła nas złocą się i czerwienią; wszędzie w powietrzu czuć zapach palonych liści; wszyscy śmieją się i hałasują. Nigdy jeszcze nie widziałam tylu tak szczęśliwych dziewcząt, a ja jestem najszczęśliwsza ze wszystkich!

Zamierzałam napisać długi list i opowiedzieć panu o wszystkim, czego się uczę (pani Lippett powiedziała, że pan chce wiedzieć o tym), ale dzwoniono w tej chwili na siódmą i za dziesięć minut mam się stawić na boisku w stroju gimnastycznym. Czy ma pan nadzieję, że wygram mecz koszykówki?

Pańska na zawsze

Agata Abbott

PS (Dziewiąta rano).

Sallie McBride wsunęła głowę przez drzwi i powiedziała: – Tak mi strasznie tęskno za domem, że po prostu nie mogę wytrzymać. A ty?

Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam, że nie, że wytrzymam. Tej choroby przynajmniej – tęsknoty za domem – na pewno uniknę! Nie słyszałam jeszcze o nikim chorującym na tęsknotę za sierocińcem. A pan słyszał?

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: