- W empik go
Taka sama - ebook
Taka sama - ebook
Porywający thriller psychologiczny o kobiecie, która uważa, że uciekła przed brutalnym morderstwem sprzed lat. Ale czy ktoś jej w to uwierzy?
Sienna Scott dorastała w mrocznym cieniu paranoicznych urojeń swojej matki. Teraz wraca do domu, by zmierzyć się z przeszłością i nierozwiązaną sprawą zabójstwa, które zmieniło jej życie. Młoda kobieta boi się, że w noc morderstwa to ona była celem. Pojawia się też obawa, że zabójca zamierza naprawić błąd z przeszłości i już zaczął działać. W miarę jak pętla zaciska się coraz bardziej, granice między prawdą a kłamstwem, rzeczywistością a złudzeniem powoli się zacierają. Czy spełni się najgorszy koszmar Sienny? A może uda jej się zdemaskować mordercę?
Jednym słowem: porywająca. Pełen intensywności thriller psychologiczny o miłości, zdradzie, chorobie psychicznej i strachu. Zakręcony, klimatyczny suspens, który sprawi, że będziesz zadawać sobie te same pytania co pełna niepokoju bohaterka i przerzucać strony, by dowiedzieć się, co się stało. Spindler jest w najlepszej formie.
Allison Brennan, autorka bestsellerów „New York Timesa”
Spindler trzyma w napięciu dzięki wartkiej akcji i wielu podejrzanym, którzy aż do samego końca wydają się winni.
Recenzja z „Library Journal”
ERICA SPINDLER jest autorką wielu bestsellerowych powieści, które ukazały się w 25 krajach. Planowała zostać artystką i zdobyła stopnie naukowe w dziedzinie sztuk wizualnych na Delta State University i University of New Orleans. Jednak pewnego dnia wzięła do ręki powieść romantyczną i od razu się w niej zakochała. Wkrótce spróbowała sama pisać romanse, ale prawdziwe powołanie odnalazła dopiero w thrillerach. Spindler jest laureatką prestiżowej Nagrody Daphne du Maurier, Kiss of Death Award oraz trzykrotną finalistką Nagrody RITA. Mieszka na przedmieściach Nowego Orleanu w Luizjanie z mężem i dwoma synami.
Kategoria: | Sensacja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67157-31-5 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tranquility Bluffs, Wisconsin
Zima, godz. 0.06
Sienna Scott prawie potknęła się o ciało. Na spuszczoną w dół głowę miała założony kaptur i była w stanie dostrzec zaledwie kilkanaście centymetrów przed stopami.
Jej uwagę przykuła krew, choć z początku nie zdawała sobie sprawy z tego, co to jest. Zatrzymanie się było automatyczną reakcją na coś, co od razu wydało jej się niepasującym elementem. Ruch ten był tak nagły i niespodziewany, że straciła równowagę na śliskim chodniku i upadła na kolana, a jej dłonie w rękawiczkach zapadły się w ciemny śnieg.
Zaczęła wstawać, ale zamarła na widok swoich rąk. Rękawiczki były białe. Pasowały do jej kurtki i ośnieżonego krajobrazu dookoła. Tylko że nie były białe. Już nie.
Teraz były czerwone. Ubrudzone ciemną, brzydką czerwienią.
Z gardła wyrwał jej się szloch. Na ścieżce leżała dziewczyna. Nieruchoma. Poplamiona tą samą czerwienią co rękawiczki. Sienna miała wrażenie, że już nigdy nie będzie w stanie oddychać. Sekundy mijały, jej serce tłukło się w klatce piersiowej, a potem powietrze wdarło się do płuc i wypełniło je po brzegi.
Wypuściła je z krzykiem, który wstrząsnął nocą.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tranquility Bluffs, Wisconsin
Dziesięć lat później, godz. 11.45
Ilekroć Sienna Scott wracała myślami do tamtej nocy – a zdarzało się to częściej, niż była skłonna przyznać – pojawiał się przed nią jeden przerażający obraz, przedstawiający głęboką czerwień wkradającą się w świetlistą biel. Tak jakby całe to zdarzenie połączyło się w jedno przerażające zdjęcie w jej umyśle.
Temu obrazowi zawsze towarzyszyły wspomnienia sensoryczne. Każdy włosek na jej ciele stawał dęba w reakcji na myśl, że natknęła się na coś strasznie, potwornie złego. I z zimna. Z przejmującego, docierającego aż do kości chłodu.
Sienna otuliła się mocniej płaszczem, dłonie w rękawiczkach schowała do kieszeni i zacisnęła w pięści. Jej serce biło dziko w piersi, tak samo jak tamtej nocy. Wpatrywała się w miejsce, w którym chodnik przechodził przez wnękę na tyłach budynku Wydziału Nauk Humanistycznych. Nijaki. Żadnych znaków szczególnych. Nic nie wskazywało na to, że doszło tu do najbardziej wstrząsającej zbrodni w historii uczelni.
Jak można było wymazać tak brutalne przestępstwo w ciągu dziesięciu krótkich lat?
Boże, chciałaby móc to wymazać. Co trzeba zrobić, żeby usunąć takie wydarzenie ze świadomości? Nie pomogło spędzenie dziesięciu lat na zupełnie innym kontynencie.
Jednak te lata z dala od domu zmieniły ją. Nie umiała zapomnieć tego, czego nie dało się zapomnieć, ale czas i odległość zmniejszyły oddziaływanie traumy. Wspomnienia wyblakły. Szczegóły stawały się niewyraźne, a potem zupełnie umykały, znikały w eterze.
– Sienna Scott?
Podniosła wzrok. Niecały metr dalej stała kobieta w jasnoniebieskiej puchowej kurtce i pasującej do niej czapce. Spod zimowej czapki wystawały blond loki, niebieskie oczy kobiety otworzyły się szeroko ze zdziwienia.
– O mój Boże! – powiedziała. – To naprawdę ty.
– Kim? – Sienna się uśmiechnęła. – Kim Meyers?
– Teraz Peterson. Od dwóch lat. Mój Boże, jesteś jeszcze bardziej podobna do swojej mamy niż kiedyś.
Sienna zastanawiała się, jak długo potrwa, zanim ktoś powie, że jest lustrzanym odbiciem pięknej brązowowłosej matki. Kiedyś denerwowały ją te badawcze spojrzenia, poczucie, że wszyscy tylko czekają, aż zacznie wariować. Tak jakby dziedzicząc rysy i kolor włosów matki, odziedziczyła również jej chorobę psychiczną.
Ale prawda była taka, że wtedy sama jeszcze obserwowała siebie i czekała. Przerażona, że teraźniejszość matki stanie się jej przyszłością.
Już nie. Była córką swojej matki. Nie jej klonem.
– Dzięki, Kim. Więc co porabiasz poza byciem żoną? Nadal pomagasz rodzicom w prowadzeniu restauracji?
– Raju, nie – zaśmiała się i pokręciła głową. – Po tym, jak całe życie pracowałam w The Wagon Wheel, to była ostatnia rzecz, jaką chciałam robić. Pracuję tutaj, na kampusie. Ej, czy ja gdzieś nie słyszałam, że zostałaś kucharką?
– Dobrze słyszałaś – Sienna się uśmiechnęła. – Zakochałam się w jedzeniu. Kto by pomyślał?
Kim znów się roześmiała, a Sienna przypomniała sobie, że sama była taką dziewczyną, żywiołową i chichoczącą dwadzieścia cztery godziny na dobę.
– Zaczekaj! – powiedziała Kim i klasnęła w dłonie w rękawiczkach. – Właśnie przyszło mi coś do głowy. Jeśli zamierzasz tu zostać, powinnaś porozmawiać z moimi rodzicami. Planują wystawić restaurację na sprzedaż.
– Żartujesz? Przecież The Wheel to jedno z ważniejszych miejsc w tym mieście.
– Są zmęczeni prowadzeniem firmy, chcą przejść na emeryturę i wyprowadzić się na Florydę. Ja nie chcę tego przejąć, Rob też ma inne plany. – Kim spojrzała na zegarek. – Cholera, muszę lecieć, jestem spóźniona. Witaj w domu, Sienno. Zadzwoń do mnie.
Sienna popatrzyła za koleżanką, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę parkingu dla gości. The Wagon Wheel na sprzedaż? Myślała o otwarciu własnego lokalu, czasami nawet puszczała wodze fantazji, że będzie się mieścił przy Main Street. A teraz w jej ręce mogłaby wpaść idealna restauracja. Tak na dzień dobry?
Sienna doszła do wypożyczonego samochodu, wsiadła i włączyła silnik. Gdy silnik się rozgrzewał, opuściła osłonę przeciwsłoneczną i spojrzała w lusterko. Twarz w kształcie serca i klasyczne rysy matki wpatrywały się w nią dużymi, szeroko osadzonymi zielonymi oczami.
Nie mogła uwierzyć, że spędziła te wszystkie lata na uciekaniu przed tym, kim może zostać, zamiast cieszyć się tym, kim jest. Zmarnowała wiele lat na strach.
To było kiedyś. Sienna uśmiechnęła się do swojego odbicia, po czym zamknęła osłonę. Teraz jest inaczej.
I miała zamiar udowodnić to wszystkim, którzy mieli inne zdanie.
Począwszy od brata. Tak naprawdę był to przyrodni brat, choć nigdy nie myślała o nim w ten sposób.
Wzięła do ręki telefon i wybrała jego numer.
Gdy odebrał, usłyszała zmartwienie w jego głosie. Oczywiście, że się martwił. Był prawie dziesięć lat starszy i od dnia, w którym przybyła do domu ze szpitala, chronienie jej uczynił głównym celem swojego życia.
– Karzełku? Wszystko w porządku?
Powinna była uprzedzić go o swoim przyjeździe. Nigdy nie lubił niespodzianek.
– Wszystko w porządku. Po prostu się cieszę. Mam świetne wieści.
– Wieści? – usłyszała jakiś szelest, pewnie patrzył na zegarek, wszystko obliczał. – Którą masz tam godzinę?
– Tę samą co w Tranquility Bluffs – zamilkł, więc zaczęła mówić dalej. – Jestem tutaj, Bradley. W Tranquility. Wróciłam do domu.ROZDZIAŁ DRUGI
14.20
Sienna wjechała na miejsce parkingowe przed zmienioną witryną sklepu, w którym mieściło się biuro jej brata w centrum miasta. Nad drzwiami widniał napis: „Scott Nieruchomości Mieszkaniowe & Komercyjne”.
Otworzyła drzwi samochodu w tym samym momencie, w którym na zewnątrz wyszedł brat. Spotkali się na chodniku, Bradley mocno ją do siebie przytulił. Przez chwilę tak stali, potem odsunął ją od siebie na długość ręki.
– Wszyscy dorośli – powiedział z uśmiechem. – Podejmują własne decyzje.
Odwzajemniła uśmiech.
– Tak właśnie powinno być, prawda?
– Może i tak, ale zawsze będziesz moim Karzełkiem.
– Będziesz za mną chodził i robił wszystko, co może zrobić starszy brat. Wiem, że doprowadzałam cię do szaleństwa.
– I tak ma być. Chodź, wejdźmy do środka – położył dłoń na jej ramieniu. – Na zewnątrz jest cholernie zimno.
Pierwszy raz znalazła się w jego biurze. Wnętrze było atrakcyjnym połączeniem nowoczesności z atmosferą lasów Ameryki Północnej. Koncepcję otwartej przestrzeni zakłócały komplet wypoczynkowy zaaranżowany wokół kominka gazowego, recepcja oraz trzy duże drewniane stoły robocze, na tyle duże, aby rozłożyć mapy i plany. Na błyszczących drewnianych podłogach leżały dywany w pasujących kolorach i wzorach.
Na ścianach wisiały oprawione w ramki zdjęcia i plany z projektów, które prowadziła jego firma. Wśród nich znajdowały się ekskluzywne zespoły mieszkaniowe w Madison, osiedle New Urbanism w pobliżu Belvidere w Illinois oraz projekty kurortu zaproponowane hrabstwu Door, tuż nad jeziorem Michigan.
Przez wszystkie te lata opowiadał o swojej pracy, ale ona nie zdawała sobie sprawy ze skali tych projektów.
Zerknęła na niego przez ramię. Zauważyła, że od czasu, gdy widziała go po raz ostatni, posiwiały mu włosy na skroniach.
– Są niesamowite.
– Dzięki – uśmiechnął się i stanął obok niej. – Najbardziej cieszę się z tego projektu dla hrabstwa Door. To wyłącznie moje dziecko i jednocześnie najbardziej ekspansywna i najdroższa inwestycja, jaką zaproponowałem. Właśnie jestem w trakcie pozyskiwania inwestorów.
– Świetnie się spisałeś, Brad. Jestem z ciebie naprawdę dumna.
– Nie dałbym rady bez pomocy taty.
Ich taty. Trudno uwierzyć, że nie ma go już od pięciu lat.
– Nieprawda. Wierzył w ciebie, ale osiągnąłeś to dzięki inteligencji i determinacji.
– Tak, on uwierzył we mnie jako pierwszy – nagle jego głos stał się bardziej chrapliwy. – Tęsknię za nim.
W jej oczach stanęły łzy.
– Ja też za nim tęsknię.
Brad odchrząknął.
– A co u ciebie? Zostałaś klasycznie wykształconą szefową kuchni? Le Cordon Bleu? Cholera, dziewczyno, jestem z ciebie taki dumny!
Siłą rzeczy Sienna uśmiechnęła się promiennie. Nie mogła nic na to poradzić. Po raz pierwszy w życiu naprawdę pozbyła się wątpliwości i pozwoliła się poprowadzić swojej pasji.
– Prawdę mówiąc, ja też jestem z siebie dumna.
– I dobrze. Wiem, że tata też by był.
– Te słowa wiele dla mnie znaczą, Brad. Dzięki.
– Co powiesz na filiżankę kawy?
– Boże, tak. W czasie lotu w ogóle nie spałam i teraz ledwo żyję.
Odwrócił się, ale zamarł w pół ruchu i ponownie na nią spojrzał, tym razem uważnie.
– Dlaczego nie dałaś znać, że przyjeżdżasz?
– Myślałam, że będziesz próbował mnie od tego odwieść.
Kiwnął głową, kąciki jego ust delikatnie się podniosły.
– Na pewno. Pójdę po kawę i pogadamy.
Popatrzyła za nim, po czym usiadła w wygodnym fotelu w części do prowadzenia rozmów biznesowych. Spojrzała na kominek i migoczące w nim płomienie. Ona i jej brat tak bardzo się od siebie różnili. Nic dziwnego, pomyślała. Nie dość, że miał dziesięć lat więcej i inną płeć, to jeszcze był owocem pierwszego małżeństwa ojca.
Z pewnością ciężko mu się żyło, musiał jeździć między dwoma domami. Pierwszy należał do matki, która wciąż wściekała się na byłego męża i nie tolerowała jego nowej żony, cierpiącej na urojenia prześladowcze i ciągle się leczącej.
To niesamowite, że wyszedł z tego tak stabilny emocjonalnie. Uśmiechnęła się do siebie. To samo tyczyło się jej.
Wrócił z dwoma idealnymi cappuccino i talerzem małych biscotti.
– Jak elegancko! – powiedziała zaskoczona.
– Dałem się namówić Liz na jeden z tych ekspresów, które robią za ciebie wszystko oprócz picia kawy. Pamiętam, że kiedyś taką lubiłaś.
– Nadal lubię. Dzięki.
Podał jej filiżankę, po czym zajął miejsce naprzeciwko niej. Zamilkła, zanurzyła ciastko w spienionym napoju i ugryzła kęs. Czuła, że brat ją obserwuje, że czeka. Domyślał się, że nie bez powodu przebyła tak długą drogę, z pewnością był go ciekaw.
Nie chciała mu o tym mówić, jeszcze nie teraz. W tej chwili czuła się po prostu dobrze, że po tak długim czasie wreszcie się z nim spotkała. Poza tym wiedziała, że nie pochwali jej decyzji.
Wreszcie on przerwał ciszę.
– Jak się ma Mimi?
Sienna pomyślała o babci ze strony ojca, maleńkim dynamicie, który nie akceptował żadnego „nie” ani „nie mogę” od nikogo, łącznie ze sobą. Wpływ Mimi był dokładnie tym, czego potrzebowała osiemnastoletnia wówczas Sienna.
– Naprawdę nieźle. Kazała cię pozdrowić i powiedzieć, że cię kocha.
– Będę musiał do niej zadzwonić.
– Na pewno się ucieszy.
Znów zamilkli. Sienna upiła kolejny łyk kawy, po czym przerwała ciszę.
– O której godzinie przyjdzie Liz? Nie mogę się już doczekać, jak ją zobaczę.
– Nie przyjdzie.
Pod wpływem tej szorstkiej odpowiedzi Sienna zmarszczyła czoło.
– Jest chora? Czy...
– Zostawiła mnie.
– Och, Bradley... Tak strasznie mi przykro.
– W piątą rocznicę. Nie mogła wybrać gorszego momentu, czułem się, jakby ktoś kopnął mnie brzuch.
– Kiedy u mnie byliście, wyglądaliście na takich szczęśliwych...
– Bo byliśmy szczęśliwi. Wtedy – wstał i podszedł do kominka. Stanął tyłem do niej, schował ręce do kieszeni. – Powiedziała, że nie może już znieść Viv.
Brad nigdy nie nazywał macochy inaczej niż po imieniu, bo nigdy nie myślał o niej jak o matce. Ale ponieważ Sienna ukrywała się w Anglii, to właśnie jemu przypadła rola głównego opiekuna jej matki.
Poczuła wyrzuty sumienia. Bardzo silne. Wstała i podeszła do niego, położyła dłoń na jego ręce.
– Przepraszam.
– To nie twoja wina.
– Czyżby? Gdybym ci tu pomogła...
– To mnie tata powierzył opiekę nad nią – odsunął się, Sienna opuściła rękę. – A nie tobie.
– Może to było nie w porządku?
– Nieważne, Sienno. Już po sprawie
Co nie zwalniało jej z odpowiedzialności.
– Cóż, teraz tu jestem.
– Z pewnością ucieszy się na twój widok.
– Nie rozumiesz, Brad. To nie jest wizyta. Zostaję tutaj.
– Zostajesz? – ponownie ściągnął brwi. – Na jak długo?
– Na stałe.
Spojrzał jej w oczy.
– To jakiś żart?
To pytanie ją zabolało.
– Nie. Dlaczego tak sądzisz?
– Siostra, daj spokój. Oboje wiemy, że przebywanie z matką nie jest dla ciebie zdrowe.
– Dam sobie radę.
– Liz też tak mówiła, a to nie ona była głównym obiektem urojeń Viv – spojrzał jej w oczy. – Sienno, ona nadal je ma. Wciąż wierzy, że moja matka i jej rodzina chcą ją ukarać, krzywdząc ciebie. Moi krewni „przejeżdżają” obok jej domu. „Założyli podsłuch” w jej telefonie, żeby podsłuchiwać twoje rozmowy z nią. Ciągle szuka ukrytych kamer. Mam mówić dalej?
– Nie wysilaj się. To typowe zachowania mamy.
– Na pewno dobrze to przemyślałaś?
– Oczywiście.
– Naprawdę? Bo dla mnie wcale nie jest to takie oczywiste – westchnął z frustracją. – Ale dlaczego miałoby takie być? Przecież nawet nie wiedziałem o twoim przyjeździe.
Kolejne ukłucie poczucia winy.
– Powinnam była ci powiedzieć. Teraz to rozumiem i przepraszam.
– A co z mieszkaniem? Możesz u mnie zostać, ale – znowu – byłoby miło, gdybyś mnie uprzedziła.
– Zostanę w domu.
– W domu?
– Z mamą.
Przez chwilę po prostu patrzył na nią w ten swój spokojny sposób. Potem pokręcił głową.
– Nie mówisz tego poważnie.
– Jestem śmiertelnie poważna. To moja matka i dom, w którym się wychowałam.
– Racja, to twoja matka. Ta sama, od której uciekłaś.
– Tata mnie odesłał.
– Ale się nie sprzeciwiłaś, prawda?
– Nie – zgodziła się. – Nie zrobiłam tego. Ale to było wtedy. A ja już nie jestem tamtą dziewczyną, Brad, dorosłam.
Widziała, jak brat walczy sam ze sobą. Zaczęła więc mówić dalej:
– Nie chcesz mnie tutaj?
– Jesteś moją siostrą, moim jedynym rodzeństwem. Oczywiście, że chcę mieć cię w pobliżu – zrezygnowany wypuścił powietrze. – Mimi się na to zgodziła?
– Zachęcała mnie do tego. Wiedziała, jakie to jest dla mnie ważne.
– Mówiła coś w stylu: „Jeśli się nie cofniesz, nie pójdziesz do przodu”?
– Tak.
Przeczesał włosy palcami.
– Chyba rozumiem. Ale nie możesz zaskoczyć Viv tak jak mnie. Muszę ją uprzedzić. Bo to może wywołać atak.
W przypadku jej mamy prawie wszystko mogło wywołać atak. Sienna poczuła pulsowanie w skroni przypominające ciche ostrzegawcze uderzenia bębna. Dawno go nie słyszała.
– Wydaje mi się, że atak jest nieunikniony, niezależnie od tego, czy ją uprzedzisz, czy po prostu pojawię się na progu jej domu. A fakty są takie, że wróciłam. Co mam teraz zrobić? Ukrywać się?
– Siostra, to twoja decyzja – przerwał na chwilę, potem zaczął mówić dalej. – Ale powinnaś wiedzieć o czymś jeszcze.
– O czym?
– Wznowiono śledztwo. Kilka tygodni temu.ROZDZIAŁ TRZECI
Noc morderstwa
Zdawało się, że mężczyzna pojawił się znikąd. Wyłonił się z oślepiającego śniegu jak jakiś potwór i przez jedną przerażającą chwilę Sienna pomyślała, że to musi być morderca, że po nią wrócił. Gdy otworzyła usta, by ponownie krzyknąć, oślepił ją snop światła latarki.
– Policja kampusowa! – krzyknął. – Zostań tam, gdzie jesteś.
Sienna skinęła głową i objęła się rękami. Jak we śnie widziała, że uklęknął przy ciele, sprawdzał puls. Usłyszała cicho wypowiedziane przekleństwo.
Świadczyło o tym, że dziewczyna nie żyje.
Sienna zaczęła płakać, z głębi jej ciała wydobywały się przeraźliwie szlochy. Trzęsła się, policjant wstał i ją objął.
Jego dotyk był bardzo delikatny. A głos miły.
– Ciii... ciiicho. Wszystko będzie dobrze. Jesteś bezpieczna, jestem tutaj.
Była bezpieczna.
Bezpieczna.
Gdy ta myśl przeniknęła do jej wnętrza, histeria zniknęła. Sienna poczuła, jak nogi się pod nią uginają, mężczyzna złapał ją mocniej.
– W porządku – mruknął. – A teraz na mnie spójrz. Nie na nią, na mnie.
Niczego innego nie chciała tak bardzo jak tego, ale nie mogła oderwać wzroku od dziewczyny w czerwonym śniegu.
– Ki... Kim ona jest?
– Nie wiem. A teraz na mnie spójrz – tym razem powiedział to tak stanowczo, jak zrobiłby to jej ojciec. Zaskoczona spojrzała w jego oczy. Zobaczyła, że są brązowe. Miały ciepły odcień.
– Poznajesz mnie, prawda? Z kampusu.
Wyglądał znajomo, ale trudno jej było myśleć, a co dopiero dopasować imię do twarzy.
– Oficer Randall Clark. Policja kampusowa.
I wtedy sobie przypomniała. Już raz jej pomógł, gdy upadła i skręciła kostkę. Wtedy też był miły.
– Grzeczna dziewczynka – powiedział. – Jak się nazywasz?
– Sienna Scott.
– Widziałaś, co się tutaj wydarzyło?
Obraz czerwonego śniegu i leżącej w nim twarzą do ziemi dziewczyny wypełnił jej głowę. Spojrzała w tamtą stronę i pisnęła z przerażenia.
– Sienno – powtórzył delikatnie, ale stanowczo. – Nie spuszczaj wzroku z mojej twarzy. Muszę zadać ci kilka pytań. Myślisz, że dasz sobie radę?
Zdołała skinąć głową, a on kontynuował:
– Widziałaś kogoś? Może ktoś stąd uciekał?
– Nie – szepnęła.
– A głosy? Słyszałaś jakąś kłótnię albo...
Jego radio zatrzeszczało.
– Randy, stary, jesteś tam?
Odpiął urządzenie, cały czas ją trzymając.
– Tak, jestem.
– Mamy kilka zgłoszeń, ludzie słyszeli krzyki. To pewnie nic, ale...
Oficer Clark mu przerwał.
– To zdecydowanie coś. Lepiej tutaj przyjedźcie. Za biblioteką, pomiędzy budynkami nauk humanistycznych i społecznych.
– W taką pogodę? Chyba ci odbiło. Cokolwiek to jest, zajmij się tym...
– I zadzwoń do lokalnej policji. Zamordowano studentkę. Jest źle. Naprawdę źle.
Zamordowano. Słowo to rozbrzmiewało w głowie Sienny, zagłuszając odpowiedź mężczyzny z radia. Przeniosła wzrok na martwą dziewczynę, przyglądając się parce z kapturem, niegdyś białej, teraz poplamionej szkarłatem. Spojrzała w dół, na swoją białą kurtkę i rękawiczki, teraz również poplamione na czerwono, a z tyłu jej głowy pojawiła się dziwna i straszna myśl.
Ona i martwa dziewczyna miały na sobie taką samą kurtkę.ROZDZIAŁ CZWARTY
Sienna nie mogła przestać się trząść. Nie potrafiła oderwać wzroku od martwej dziewczyny i białej, zakrwawionej kurtki. Łzy spływały po jej policzkach i zamarzały, zanim zdążyły rozprysnąć się na jej wysokim kołnierzu.
– Tak... Mi... Zimno... – powiedziała, szczękając zębami. – Ja... chcę... d-d-do domu.
– Muszę poczekać na wsparcie. Nie mogę jej zostawić – głos oficera był zrozpaczony. Zdezorientowany.
Ciało. Sienna zamknęła oczy. Jej głowę wypełnił obraz głębokiej czerwieni pełznącej po jaskrawej bieli. Kałuże w śniegu. Najwyraźniej wysysając cudze życie, krew rozpoczynała swoje.
– Chyba zwymiotuję!
Policjant szybko zaprowadził ją do miejsca osłoniętego od wiatru. Zgięła się wpół i zwymiotowała z taką siłą, że miała wrażenie, iż wydostaje się z niej także jej dusza.
– Chodź – powiedział oficer Clark. – Poczekamy na wsparcie w radiowozie.
Poprowadził ją wokół budynku nauk społecznych aż do parkingu z tyłu. Jego radiowóz z napisem „Policja Kampusu Fredricks” był jedynym zaparkowanym tam pojazdem.
Mężczyzna odblokował zamki w samochodzie, po czym otworzył przednie drzwi od strony pasażera.
– Wsiadaj. Włączę silnik, żeby było cieplej.
Zrobiła to, a on zatrzasnął za nią drzwi, po czym obszedł samochód z drugiej strony. Kilka sekund później miał już odpalony silnik i ogrzewanie włączone na najwyższy stopień. Po kilku chwilach powietrze wydmuchiwane przez otwory wentylacyjne zmieniło się z zimnego w naprawdę ciepłe.
– To jedna z zalet radiowozów – mają naprawdę świetne ogrzewanie.
Kiedy nie zareagowała, przyłożył dłonie do jednego z otworów wentylacyjnych. Nie miał rękawiczek i jego dłonie wyglądały na spierzchnięte od zimna i obolałe.
Zaczął je rozcierać.
– Zdejmij rękawiczki. Zrób to.
Sienna skinęła głową i zaczęła spełniać jego polecenie. I zamarła, wpatrując się w krew. Na chwilę zapomniała. Teraz jednak wszystko wróciło. Przypomniała sobie, jak się potknęła, upadła na kolana, zobaczyła krew.
Głęboką czerwień pełzającą po nieskazitelnej bieli.
– Zrobię to za ciebie.
Ostrożnie zdjął jej rękawiczki. Zobaczyła, że jej palce są poplamione krwią. Zaczęła się trząść.
Delikatnie naprowadził jej dłonie na strumień ciepłego powietrza.
– Widzisz? Lepiej, prawda?
Kiwnęła głową.
Siedzieli z wyciągniętymi dłońmi i milczeli. Gdy jej ręce i twarz zaczęły się rozgrzewać, poczuła mrowienie, tak jakby wracała do życia.
Dziewczyna w śniegu już nigdy tego nie poczuje.
Sienna z trudem powstrzymała łzy. Pociągnęła nosem.
– Ma pan chusteczkę?
– Mam coś lepszego – otworzył schowek, wyjął z niej złożony kwadrat materiału w kratę i podał go dziewczynie. – Zachowaj to. O tej porze roku kupuję ich całe tuziny.
Nagle mrok przecięły jakieś reflektory obok nich i od strony Sienny podjechał samochód. Zauważyła, że to drugi radiowóz. Nie była to jednak policja kampusowa, lecz gliniarze z Tranquility Bluffs.
Oficer Clark bez słowa wysiadł z samochodu i podszedł do drugiego policjanta.
– Randall Clark, Policja Kampusu Fredricks.
– Detektyw Troy Furst, Wydział Policji Tranquility Bluffs. A to kto?
– Dziewczyna, która znalazła ofiarę. Studentka stąd, z kampusu.
– Nazwisko?
– Sienna Scott.
– Gdzie jest ofiara?
– Przed nami, na lewo od budynku.
Sienna pomyślała, że głos oficera Clarka brzmi teraz inaczej. Jest pełen napięcia. Na krawędzi.
– Ktoś jeszcze tutaj jest?
– Jesteście pierwsi.
– Zostawiliście ofiarę bez nadzoru?
– Dziewczyna trzęsła się z zimna, zabrałem ją do samochodu, żeby się rozgrzała. Właśnie się uspokoiła.
Tak jakby się bronił. Drugi policjant nie pochwalał jego zachowania.
– Jeśli macie zamiar zostawić samochód na chodzie, wsadźcie ją na tył. To protokół jeden–zero–jeden.
– Z przodu jest cieplej, ja tylko...
– Z tyłu też sobie poradzi.
Sienna doszła do wniosku, że nie lubi policjanta z miasta. Oficer Clark chciał być dla niej po prostu miły, a tamten zachowywał się jak ostatni palant.
– Załatwcie to i spotkajmy się przy ofierze.
Oficer Clark wymamrotał pod nosem coś, czego Sienna nie zrozumiała.
Drugi policjant się zatrzymał i odwrócił.
– Clark, macie nazwisko?
– Co? – pierwszy brzmiał na zdenerwowanego.
– Ofiary.
– Madison Robie.
Oficer Clark otworzył tylne drzwi pasażera, sięgnął do środka i zepchnął coś, a następnie pomógł jej wysiąść i przejść z przedniego siedzenia na tył.
– Niedługo wrócę. Dobrze?
Kiwnęła głową. Ale gdy odchodził, zamknął samochód.
Odgłos jednoczesnego zatrzaskiwania się zamków we wszystkich czterech drzwiach przeszył ją jak wystrzał z pistoletu. Złapała za klamkę i zaczęła szarpać.
Nic.
Przesunęła się na drugą stronę i chwyciła za drugą klamkę, z takim samym efektem.
Została zamknięta!
Z walącym sercem szukała sposobu na opuszczenie okna, ale bezskutecznie. Z krzykiem złapała się metalowej przegrody między przednim a tylnym siedzeniem, wbiła palce w szczeliny i zaczęła szarpać. Krata nie ustąpiła.
Uspokój się, Sienno. Powiedział, że zaraz wróci.
Ale dlaczego ją zamknął?
Walczyła o każdy oddech. Zamknęła oczy, skupiła się na oddychaniu. Na uspokojeniu się.
Zamiast tego w jej głowie pojawił się obraz dziewczyny na śniegu. Dziewczyny w białej kurtce, tak podobnej do jej. Poplamionej czerwienią.
Sienna spojrzała po sobie. Na kurtce miała czerwone plamy. Na dłoniach również.
Poczuła, jak wzbiera w niej histeria. Jej oddech stawał się coraz płytszy. Zaczęła walić pięściami w szybę, resztki jej racjonalnego „ja” ustąpiły miejsca czemuś silniejszemu. Czemuś pierwotnemu. Tak jakby była walczącym o życie zwierzęciem w klatce.
– Pomocy! – w głowie jej się kręciło, zobaczyła gwiazdy. – Niech... Mnie... Ktoś stąd wypuści!
Nagle za jej plecami coś rozbłysło. Obróciła się w tym samym momencie, w którym drzwi się otworzyły. Rzuciła się do wyjścia, zahaczyła stopą o wystającą spod siedzenia torbę ze sprzętem.
Jakieś lodowate dłonie objęły jej policzki.
– Sienno! To ja, oficer Clark.
– Zamknął mnie pan tutaj!
Rozległ się trzask jakichś drzwi. Zobaczyła kolejną postać. Potem następny samochód, z migającymi światłami, niebieski kolor dziko odbijał się od śniegu.
– Przepraszam – powiedział. – Nie chciałem cię przestra...
– Oficer Clark? Komendant Thompson, WPTB. Proszę się odsunąć.
Komendant delikatnie położył ręce na jej ramionach.
– Sienno, nabierz głęboko powietrza. Świetna robota. Po prostu oddychaj. Dobrze.
Zdezorientowana i przerażona dziewczyna starała się robić to, co kazał.
– Nie wiem, czy mnie pamiętasz – mówił dalej – ale jestem przyjacielem twojego ojca. Komendant Fred Thompson.
Przyjaciel taty? Pomyślała o nim i poczuła wzbierające pod powiekami łzy.
– Chcę do taty!
– Już do niego zadzwoniłem – jego głos był stanowczy, ale i kojący. – Przyjedzie po ciebie na posterunek policji. Widzisz tamten radiowóz? To pojazd jednego z moich chłopców. Poproszę go, żeby cię tam zawiózł.
Kiwnęła głową, zamrugała, by się nie rozpłakać.
– Tak, proszę.
Machnął do drugiego policjanta.
– Phelps, musisz zabrać pannę Scott na posterunek. Zapewnij jej wszelkie wygody, dopóki nie przyjedzie jej tata. I niech jedzie z przodu obok ciebie. Miała ciężką noc.ROZDZIAŁ PIĄTY
Trzydzieści minut później
Wydział Policji Tranquility Bluffs mieścił się w starym centrum, przecznicę od Main, na rogu State i Elm. Wcześniej Sienna ledwo zwracała uwagę na ten surowy budynek z czerwonej cegły, nie mówiąc już o wejściu do środka.
Usiadła na drewnianym krześle w małej poczekalni. Zabrano jej kurtkę i rękawiczki jako dowody, potem przyniesiono mały szorstki koc. Owinęła się nim jak najszczelniej, ale i tak było jej zimno. Do tego stopnia, że się trzęsła i szczękała zębami.
– Sienna! – tata wpadł do komisariatu i rzucił się w jej stronę. – Kochanie, nic ci nie jest?
Pokręciła głową, a on przykucnął przed nią. Wziął jej lodowate dłonie w swoje i zaczął je rozcierać.
– Mój Boże, trzęsiesz się jak osika. Gdzie twoja kurtka?
– Z-z... zabrali... ją.
Zmarszczył czoło.
– Po co, na Boga?
– Do... dowód.
– Dowód? To jakiś absurd. Zabieram cię do domu.
– Ale oni powiedzieli...
– Nieważne, co powiedzieli. Wychodzimy.
Pomógł jej wstać. Gdy objął ją ramieniem, poczuła się bezpiecznie. Razem ruszyli do drzwi.
– Proszę pana? – zawołała dyżurna policjantka i zerwała się na nogi. – Przepraszam? Dokąd państwo się wybierają?
– Zabieram córkę do domu.
– Panie Scott, rozkaz komendanta Thompsona był jasny: dziewczyna ma czekać tutaj na przesłuchanie.
– Po pierwsze, doktorze Scott, a po drugie, po jaką cholerę chce ją przesłuchiwać?
Kobieta wyglądała na zdezorientowaną.
– Doktorze Scott, przepraszam, ale to oczywiste, że muszą ją przesłuchać w związku z tym, co się dzisiaj wydarzyło.
– To, co się dziś stało, nie miało nic wspólnego z moją córką. To oczywiste.
Do rozmowy włączył się jeden z umundurowanych funkcjonariuszy pracujących przy biurku.
– Przykro mi, doktorze Scott, ale protokół...
– Mam gdzieś wasz protokół. Powiedzcie Thompsonowi...
– Tato, w porządku...
– Oczywiście, że tak – pchnął ją w kierunku drzwi. – Powiedzcie Thompsonowi, że jeśli chce przesłuchać moją córkę, niech przyjedzie do mnie do domu. Wie, gdzie mieszkam.
Tata wyprowadził ją z budynku i zaprowadził do samochodu. W środku było jeszcze ciepło, a gdy Sienna zapadła się w luksusowe skórzane siedzenie, poczuła się, jakby ktoś ją obejmował.
– Zapnij pasy – powiedział tata, uruchamiając silnik. – Są trudne warunki na drogach.
Zaczęli wolno jechać, śnieg sypał tak mocno, że wycieraczki nie nadążały go zgarniać. Sienna widziała pobielałe knykcie ojca, który ściskał z ogromną siłą kierownicę.
– Tato, przykro mi, że musiałeś wyjść w taką pogodę.
– Dzięki Bogu nic ci nie jest – nie odrywał wzroku od drogi. – Ale musimy porozmawiać o twojej matce.
– O mamie? – powtórzyła zdezorientowana.
– O tym, jak jej to przekażemy – zbliżył się do znaku stopu i przejechał obok niego bez zatrzymywania się. – Nie wiem, jak ona na to zareaguje. Musimy przygotować się na najgorsze.
Najgorsze. Pełny epizod paranoidalny. Sienna zadrżała.
– A nie moglibyśmy zachować tego w tajemnicy?
– Nie da się. Będą o tym pisać w gazetach. Mówić w telewizji. Nawet jeśli poproszę policję, żeby nie podawała twojego nazwiska, to i tak się wyda.
– Przykro mi – powtórzyła.
– Teraz śpi. To dobrze. Rano powiem jej o morderstwie. Umniejszaj swoją rolę w całej sytuacji. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, miała jakieś pytania, koszmary, cokolwiek, przyjdź do mnie. Jej w ogóle o tym nie wspominaj. Dobrze?
– Dobrze – objęła się ramionami i zaczęła zastanawiać, jak ojciec by to rozegrał, gdyby to ona leżała martwa na śniegu. W jaki sposób wtedy chroniłby matkę? – Ty zawsze wiesz najlepiej, jak poradzić sobie z mamą.
Resztę drogi przejechali w ciszy i bez incydentów. Nie zdążyli wejść do środka, gdy na podjazd wjechał komendant Thompson. Reflektory jego GMC yukona przecięły przednią szybę, a chwilę później rozległ się dźwięk zatrzaskiwanych drzwi samochodu.
Sienna stała w salonie i wpatrywała się we framugę. Jak można się było spodziewać, tata otworzył drzwi, zanim komendant zdążył zadzwonić i obudzić mamę.
Ojciec przywitał się z nim, choć jego głos był daleki od przyjaznego.
– Fred.
– Dan – komendant był wściekły. – Wiesz, dlaczego tu jestem.
– Tak.
– Ten ruch, który wykonałeś na komisariacie, był nie na miejscu. Nie żyje dziewczyna.
– A Sienna ma traumę.
– Może coś widziała lub słyszała.
– Nie widziała ani nie słyszała.
– Skąd wiesz? – tata nie miał na to odpowiedzi, a komendant zaczął wykorzystywać swoją przewagę. – Mogę wejść?
Ojciec nie odpowiedział i Sienna zastanawiała się, czy zamierza odmówić. Najwyraźniej gość pomyślał o tym samym, bo dodał:
– Mam prawo ją przesłuchać. Tutaj. Albo z powrotem na komisariacie. Twój wybór.
– Cholerna racja, to mój wybór. I moja córka.
– Dan, ona ma osiemnaście lat. W świetle prawa jest dorosła.
– Fred, do diabła! – zniżył głos. Kiedy znów się odezwał, każde słowo było przeładowane emocjami. – To mogła być... Mój Boże, ona tam była.
– Rozumiem. Boisz się. Który rodzic by się nie bał? Ale mam obowiązek wobec tej drugiej dziewczyny – i wobec jej rodziny – zrobić wszystko, co w mojej mocy, by znaleźć tego, kto to zrobił. I postawić go przed sądem.
Głos ojca stał się jeszcze cichszy. Aby go usłyszeć, Sienna musiała wytężyć słuch.
– Sienna jest krucha. Dobrze o tym wiesz.
Krucha. Poczuła, jak gorąco zalewa jej policzki. W sposób, w jaki jej matka była krucha.
– Jakbyś się czuł na miejscu tej drugiej rodziny, Dan? Nie chciałbyś, żebym wykonywał swoją pracę?
Sienna stanęła w progu i zacisnęła dłonie w pieści.
– Tato, chcę pomóc.
– Sienno...
– On ma rację, a gdybym to była ja?
Twarz ojca zapadła się w sobie, tak jakby sama myśl o tym była zbyt bolesna, by ją rozważać.
– Dobrze. Ale w mojej obecności.
Komendant tupnął, by strzepnąć śnieg z butów, i wszedł do środka.
– Dan, muszę przesłuchać ją na osobności.
– To jakiś absurd!
– Taki jest protokół.
– Nie obchodzi mnie, czy jest to wyryte w kamieniu na grobie twojej matki...
– Tato! – Sienna zrobiła kolejny krok w głąb pokoju. – W porządku.
– Oczywiście, że tak – spojrzał wściekle na stróża prawa, który wyglądał na niewzruszonego.
– Dziękuję, Sienno – zdjął kurtkę, szalik i rękawiczki, po czym podał je jej ojcu. – Dan, zamknij za sobą drzwi. – Ojciec skinął krótko głową, po czym podszedł do niej i spojrzał jej w oczy. – Gdybyś mnie potrzebowała, będę tuż za drzwiami.
– Poradzę sobie – powiedziała z wymuszoną brawurą. – Jestem silniejsza, niż ci się wydaje, tato.
Widziała w jego oczach, że jej nie wierzy. Nie mogła go winić. Prawdę mówiąc, sama też w to nie wierzyła.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------