Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tron prawdy. Duet. Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
12 lutego 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
33,90

Tron prawdy. Duet. Tom 2 - ebook

Porywający dark romance pełen zwrotów akcji i skrajnych emocji.

Dalsze losy bohaterów „Korony kłamstw”.

Elle jest w niebezpieczeństwie. Porwana przez Grega nie wie, co ją czeka. W jego oczach widzi tylko opętanie i szaleństwo, które zaczynają ją coraz bardziej przerażać. Musi pogodzić się z myślą, że nikt jej już nie odnajdzie. Ani David, ani ojciec. Ani nawet Penn.

Penn nie może znieść myśli, że Elle nie chce go znać. Zapętlił się w sieci kłamstw i oddałby teraz wszystko, żeby tylko móc powiedzieć jej prawdę. Musi odnaleźć dziewczynę za wszelką cenę. Tylko czy prawda wystarczy, aby móc odbudować jej zaufanie? I czy w ogóle jest szansa, że jeszcze ją zobaczy?"


Pepper Winters to pełnoetatowa pisarka, która swój warsztat szkoliła w „The New York Times” i „Wall Steet Journal”. Wielokrotnie nagradzana za najlepsze Dark Romance, najlepszego Bohatera czy serię BDSM. Wydała już dwadzieścia książek, a "Łzy Tess" to pierwsza z nich.

Urodzona i wychowana w Hongkongu czerpie ze swoich angielskich korzeni podczas pisania. Jej bohaterowie to złożone osobowości, które charakteryzują się autentycznością i głębią.

Pisarka ma fanów na całym świecie, a jej książki zostały przetłumaczone na wiele języków. Uwielbia czytać, pisać i biegać. Przyznaje się do uzależnienia od podróży i crème brûlée.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66520-18-9
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dwa lata

Od kiedy moje życie zmieniło się po raz drugi

i niekoniecznie na lepsze.

Dwa lata po tym, jak zamieniłem

więzienne kraty na ulice i ścigałem uciekinierkę,

którą spotkałem w alejce.

Dwa dni

Odkąd zapomniałem, jak kłamać,

zacisnąłem pięści i zacząłem ganiać za dziewczyną,

którą mi skradziono.

Dwie godziny

Aby ją ocalić, obronić i ochronić swoje kłamstwa.

Spogląda na mnie z nienawiścią.

Gdy na nią patrzę, chcę wszystko wyznać.

Dwie minuty

Aby nasza relacja zmieniła się z pełnej wzajemnej niechęci do poplątanej przez to, co nieznane. Skrzywdziłem ją.

Teraz ona skrzywdziła mnie. Chyba jesteśmy kwita.

Dwie sekundy

Żeby wysłuchała, zobaczyła i wreszcie dowiedziała się,

kim jestem. Odpowiedź przychodzi z trudem.

Ona wcale nie chce usłyszeć takiej odpowiedzi.

Dwa oddechy

Żebym wyszedł przez drzwi.

Dwa uderzenia serca

Żeby to wszystko się skończyło.Prolog

Penn

Kłamstwa.

Mają własne życie. Rozmnażają się, dzielą i podbijają – nie tylko słuchacza, lecz także kłamcę. Przenikają prawdę. Przekręcają słowa do tego stopnia, że fałsz jest bardziej prawdziwy niż rzeczywistość.

Powinienem był o tym wiedzieć. Przecież stałem się mistrzem kłamstwa.

Przez jakiś czas kłamstwa były moim jedynym atutem. Ogrzewały mnie w najchłodniejsze noce i ochraniały, gdy pozostała już tylko ciemność, ale teraz, gdy mam bogactwo i rodzinę, moje kłamstwa nie dają mi już siły… Za to mnie jej pozbawiają.

Pozbawiają mnie jej.

Uciekła ode mnie.

Uciekła, zanim zdołałem powiedzieć jej prawdę.

Nieważne, że to nie tę prawdę chciała usłyszeć. Nieważne, że powinienem był jej wyznać tak wiele, a miałem odwagę, by powiedzieć tylko kilka zdań.

Uciekła. A potem zniknęła.Rozdział 1

Elle

– Wysiadaj z tego pieprzonego samochodu, Elle.

Wysunęłam brodę i ze złością wyjrzałam przez okno.

Wysiadaj z mojego życia, Greg.

Słowa te parzyły mój język, ale nie miałam odwagi, by je wypowiedzieć. Nadal bolał mnie policzek. Strach wciąż ściskał moje wnętrzności. Widok z okna samochodu był obcy i niepożądany.

Zostałam porwana, byłam zraniona i wściekła.

Nienawidzę cię, Greg.

I zapłacisz mi za to.

Uśmiechnęłam się pogardliwie.

Nie wygrasz, Greg.

– Elle! – Po raz trzeci walnął w dach swojego grafitowego porsche. Wnętrze samochodu się zatrzęsło, wzdrygnęłam się. Przez większość jazdy zachowywałam się całkiem nieźle.

Cały czas gadał, podczas gdy kolejne kilometry dzieliły mnie od mojego domu. Zachowałam spokój i siedziałam śmiertelnie cicho – nawet nie mrugnęłam, gdy krzyknął, że mam odpowiedzieć, i nie skuliłam się ze strachu, kiedy podniósł na mnie rękę.

Nie pozwoliłam, by miał na mnie wpływ, chociaż nie mogłam już ignorować dyskomfortu, jaki odczuwałam. Związane ręce były odrętwiałe. Ramiona krzyczały o litość, a tyłek spłaszczył się po długiej jeździe.

Przez pięć godzin próbowałam wymyślić plan, żeby namówić Grega do zrezygnowania z chorego pomysłu, jaki z pewnością zrodził się w jego głowie, albo jakoś go obezwładnić.

Mój umysł zabawiał mnie obrazami tego, jak ogłuszam Grega, zostawiam go przywiązanego do drzewa i kradnę jego samochód. I wracam do Nowego Jorku. Nieważne, że nie prowadziłam samochodu od czasu, gdy zrobiłam prawo jazdy – to wszystko wina Davida, który wszędzie mnie woził – że ledwo zdawałam sobie sprawę z tego, jak obsługiwać manualną – a nie automatyczną – skrzynię biegów. I na pewno nie miało znaczenia to, że nie wiedziałam, jak ogłuszyć dorosłego mężczyznę, mając ręce związane na plecach.

Zrobię wszystko, żeby uwolnić się od tego wariata, z którym się wychowałam.

Zacznę od odmowy współpracy.

– Elle… – mruknął Greg, walnął w samochód po raz ostatni, a potem się schylił i zrównał swoją twarz z moją. Nocne niebo krwawiło cieniami i ponurymi chmurami. Nie było ani jednej gwiazdy, żadnego srebrnego księżyca. Można było odnieść wrażenie, że znaleźliśmy się w ślepym zaułku, podczas gdy drogi świata zakręcały gdzieś wcześniej.

– Nie będę prosić po raz kolejny.

Rzuciłam mu najbardziej władcze spojrzenie, na jakie było mnie stać.

– Greg, nie chcę tutaj być. Zabierz mnie do domu.

Zaśmiał się i przewrócił oczami.

– No to masz, kuźwa, pecha. Bo tutaj jesteśmy. A teraz wysiadaj.

Nie pozwoliłam, by podważył mój autorytet. Nie pozwoliłam, żeby zobaczył mój strach i frustrację.

– Nie wysiądę z samochodu, bo odwieziesz mnie do domu. Teraz.

– Ach tak? – Zaśmiał się jeszcze głośniej, tym razem złowieszczo. – To ty tak sądzisz. – Odpiął mój pas, położył dłoń na moim udzie. – Liczę do pięciu. – Ścisnął. Mocno. – Sugeruję, żebyś wysiadła, zanim dojdę do pięciu.

Moje serce zaczęło szybciej bić.

Greg wyzbył się wszelkich pozorów i zerwał maskę. Przestał już udawać mojego pracownika i nudnego syna najlepszego przyjaciela mojego ojca. Tutaj pokazał, kim naprawdę jest, a ja go nienawidziłam.

Nienawidziłam bardziej, niż się go bałam.

Ale im dłużej ściskał moje udo, tym silniejszy był mój strach. Drżałam z potrzeby okazania nieposłuszeństwa, przeklinałam go, chciałam, aby ziemia otworzyła paszczę i pożarła go żywcem.

– Jeden. – Uśmiechnął się, a jego palce rozpoczęły wędrówkę po mojej nodze w stronę miejsca między udami.

Zgrzytnęłam zębami. Nie mogłam pozwolić, by zobaczył, że czuję mrowienie na skórze pod wpływem jego tak bardzo niepożądanego dotyku.

– Dwa. – Dotarł na miejsce i brutalnie mnie złapał. W jego oczach pojawił się okrutny błysk.

Zadrżałam, gdy puścił mnie nagle. Przesunął rękę wyżej, po brzuchu, biodrze, talii.

– Trzy.

Poruszyłam się wbrew sobie. Moje nogi chciały być posłuszne – wysiąść z samochodu z własnej woli, by uniknąć tego, co planował. On jednak stał w drzwiach i nie miałam jak wyjść.

Doskonale o tym wiedział.

Kiwnął chytrze głową, mając świadomość, że zostałam zablokowana. Że nie mam wyboru i muszę się zgodzić na to, co się wydarzy.

– Cztery. – Przejechał dłonią z talii na pierś, wykręcił brodawkę, a potem złapał mnie za ramię. Jego palce wbijały się we mnie niczym drut kolczasty, ostry i gotowy, by mnie rozerwać.

Przygotowałam się na ból.

Prychnęłam, pragnąc odwetu.

Ale to nic nie dało.

– Pięć. – Teraz jego dłoń na moim ramieniu stała się pulsującą kotwicą. Wbił paznokcie w moją skórę i szarpnął z całych sił.

Nie byłam już zapięta pasami, więc przewróciłam się na bok.

Nie miałam jak walczyć.

Wypadłam z samochodu i zaliczyłam bolesny upadek na ramię. Moje nogi wciąż znajdowały się w samochodzie. Ręce nadal miałam związane za plecami. Ostry żwir wbijał mi się w policzek. Wypuściłam powietrze z płuc.

Z twarzą przy ziemi miałam idealny widok na czarne mokasyny Grega, który nade mną ukucnął.

– No dobrze, mamy jeden sukces. Jesteś poza samochodem. – Szturchnął mnie stopą. – A teraz wstawaj.

Zaczęłam się wić, krzywiąc się, bo wszystkie stawy i ścięgna wyły z bólu. Kręgosłup cierpiał na tym, że nogi znajdowały się na górze, a ramiona na ziemi.

Kiedy Greg cofnął się o krok, przerażenie wykiełkowało w moich żyłach niczym chwasty. Spięłam się w oczekiwaniu na kopnięcie albo karę, ale on położył dłonie na biodrach i czekał.

Gdybym dziesięć minut temu wysiadła z samochodu, tak jak mi kazał, mogłabym uniknąć rozcięcia na policzku i kilku stłuczeń na ciele.

Elle, byłaś głupia.

Czy mądrzej było stawiać się dla zasady, czy być posłuszną i oszczędzać siły?

Znałam odpowiedź, chociaż strasznie mi się ona nie podobała.

Próbując z całych sił powstrzymać jęk, powoli wyjęłam nogi z porsche i podczołgałam się do przodu, żeby zrobić dla nich miejsce. Bez pośpiechu, w bolesny sposób wykombinowałam, jak przerzucać ciężar z boku na bok i odepchnąć dłońmi związanymi na plecach, dzięki czemu byłam w stanie usiąść.

Zajęło mi to dłuższą chwilę, ale gdy tylko usiadłam, Greg zaczął protekcjonalnie klaskać.

– Wreszcie zaczęłaś słuchać szefa.

Wyplułam gryzący pył.

– Nie jesteś moim szefem.

– Pudło, Elle. Jestem. Ty rządziłaś mną zdecydowanie za długo. Teraz będzie inaczej.

Zacisnęłam usta. Nie będę mu się już sprzeciwiać. Miał urojenia. A nie wiedziałam, co powiedzieć szalonemu człowiekowi. Pozwolę, żeby myślał, iż mną rządzi, i zacznę go poprawiać dopiero, kiedy trafi do więzienia.

Patrzyliśmy sobie gniewnie w oczy niczym dzieci, aż wreszcie wysunęłam brodę i postanowiłam go ignorować.

Nie odezwał się ani słowem, gdy zaczęłam się wić.

Po kilku minutach zorientowałam się, jak poruszać nogami pod sobą i odepchnąć się na zdrętwiałej stopie. Udało mi się wstać.

W tej samej chwili Greg złapał mnie za łokieć.

– Najwyższa pora. – Pociągnął mnie w stronę dużego domu stojącego pod gęstym lasem i dodał: – Elle, marnujesz mój czas. Zapłacisz mi za to.

– Mogłeś mi pomóc. A już najlepiej by było, gdybyś zabrał mnie do domu.

Zachichotał.

– Zabawna jesteś.

Dom śmierdział uprowadzonymi prezesami i nielegalną działalnością. W każdej innej sytuacji urocze okna z brązowymi i żółtymi dekoracjami mogłyby sprawić, że gość poczułby się mile widziany. W tych okolicznościach – kiedy zostałam porwana wbrew mojej woli – budynek był trumną, do której nie miałem ochoty wejść.

Każdy centymetr kwadratowy mojego ciała krzyczał, że nie chce (bardzo nie chce) znaleźć się w tym miejscu. Ale byłam zmęczona, głodna i wyczerpana emocjonalnie. Od ciosu otrzymanego w moim mieszkaniu nadal bolała mnie głowa, a serce wciąż cierpiało po kłamstwach usłyszanych od Penna. Cały czas myślałam o mojej szafirowej gwieździe, która je odsłaniała.

Skąd miał ten naszyjnik?

Czy to prawda, że Penn był Bejsbolówką albo Adidasem?

Niezależnie od tego, co było prawdą, jedno wiedziałam na pewno.

Wszyscy mężczyźni są dupkami.

I dopóki mój ojciec albo David nie zorientują się, dokąd zabrał mnie Greg, będę zdana wyłącznie na siebie.

Kątem oka zerknęłam na naburmuszonego Grega. Wszystko w nim irytowało mnie tak, że odczuwałam wściekłość.

Jest debilem.

Debilem, który może mnie zabić, i nikt go przed tym nie powstrzyma.

Mimo że uciekłam od Penna i przeklęłam go na zawsze, nie miałabym nic przeciwko, żeby mnie teraz odnalazł i uwolnił. Tej nocy był mniejszym złem.

Gdy wchodziliśmy po schodach, nasze kroki odbijały się echem na zaplamionym drewnianym ganku.

Greg puścił mnie i zaczął szukać kluczy po kieszeniach.

Nie uciekłam ani nie spróbowałam rzucić się w stronę lasu.

Miałam związane ręce i nie wiedziałam, gdzie jestem. Orientacja w terenie nigdy nie była moją mocną stroną i wolałam mierzyć się z Gregiem niż z jakimś niedźwiedziem w dziczy.

Cały czas starałam się mówić lodowatym głosem.

– Gdzie jesteśmy?

Uśmiechnął się złośliwie, wkładając klucz do bardzo starego zamka.

– W domku mojego ojca.

Jak przez mgłę pamiętałam, jak Steve chwalił się kupnem domku letniskowego. Ale to było, jeszcze zanim przejęłam Belle Elle. On i tata wyjechali na weekend, żeby zająć się męskimi sprawami.

Nie pytałam, co to oznaczało.

To prawda. Jest debilem.

Zamrugałam, żeby odeprzeć chęć przewrócenia oczami. Jaki on był głupi.

Porwał mnie i zabrał do miejsca, o którym wiedział jego ojciec.

Miałam ochotę podziękować gwiazdom, których tego dnia nie było na niebie.

Pobłogosławcie go za jego mały mózg. Niedługo przybędzie ratunek, to tylko kwestia czasu.

Zachowałam te wnioski dla siebie i pokiwałam głową z szacunkiem, gdy Greg otworzył drzwi i je dla mnie przytrzymał. Wszedł za mną, zostawił mnie na korytarzu i włączył światła. Zobaczyłam drewniane ściany i podłogi oraz belki na sufitach.

Nie bez powodu nazywano coś takiego domem z bali – wszystko, łącznie z blatem w kuchni, było zrobione z drewna.

Na tym drewnianym tle ustawiono prostą kanapę i wiejski stół jadalniany. Zobaczyłam również siedzisko przy oknie, na którym zmieściłoby się dziesięcioro dzieci wolących czytanie książek od zgłębiania tajemnic ponurego lasu.

Dom był duży, miał korytarze prowadzące do poszczególnych sypialni, a po schodach schodziło się do drugiego salonu, w którym znajdował się ogromny kominek. Greg zdjął marynarkę i rzucił ją na oparcie kanapy. Uśmiechnął się.

– Chodź tutaj.

Miałam ochotę kopnąć go w jaja, ale powoli ruszyłam w jego stronę.

Gdy już stanęłam naprzeciwko niego, zawirował palcem w powietrzu.

– Odwróć się.

Przełknęłam ślinę i spełniłam rozkaz. Natychmiast poczułam dreszcze na kręgosłupie. Nie lubiłam, jak Greg stał za mną, a ja nie widziałam, co robi.

Złapał mnie za nadgarstki. Zesztywniałam, a potem trochę się uspokoiłam, gdy mocno ściśnięty sznurek poluzował się i ześlizgnął z jednego nadgarstka.

Zerknęłam przez ramię, czekając, aż zostanę całkowicie uwolniona. Wreszcie odwróciłam się i spojrzałam na Grega.

Błysnął zębami.

– Teraz nie dasz rady uciec, prawda?

Popatrzyłam wściekle na smycz, którą przywiązał mnie do siebie, uwolniwszy moją drugą rękę, bym poczuła ulgę i pozbyła się skurczów w ramieniu.

– Nie ucieknę. – Odczuwałam straszliwą ochotę rozwiązania węzłów, które mnie więziły.

– Nie bierz tego do siebie, ale ci nie wierzę. – Pociągnął mnie do przodu i wyszczerzył się, gdy nasze ciała się zetknęły. Kiedy szarpnął za linę, moja ręka musiała objąć go w pasie.

Zniżył głowę i nosem trącił moją szyję.

Wzdrygnęłam się z obrzydzenia.

– Elle, teraz, gdy cię mam, już cię nie wypuszczę.

Z całych sił starałam się oddychać powoli i miarowo i nie poddawać przemożnej potrzebie krzyknięcia.

– Greg, wcale mnie nie masz. I nigdy nie będziesz mnie miał.

– No cóż, nie widzę tutaj nikogo innego, kto chciałby cię mieć. – Pocałował mnie w policzek. – Jesteś moja i nigdzie się nie wybierasz.

– Nikt nie musi mnie chcieć. Należę tylko do siebie. – Obudziła się we mnie prezeska. Spojrzałam na niego z arogancką władczością. – Greg, co masz nadzieję osiągnąć? Przecież nie możesz trzymać mnie zbyt długo w niewoli. Znajdą mnie. Niezależnie od tego, jakie miałeś chore pomysły na poślubienie mnie i przejęcie Belle Elle, zrozum, że to ci się nie uda. Nawet gdybym za ciebie wyszła, nigdy nie oddałabym ci nawet części władzy w mojej firmie i żaden sędzia nigdy nie dałby ci mojej własności, gdybym tylko zeznała, że zmusiłeś mnie do podpisania jakichś dokumentów.

Z moich ust wypłynął potok słów, których miałam nie mówić.

– A co z naszymi ojcami? Naprawdę sądzisz, że pozwolą, by uszło ci to płazem? Mój ojciec albo każe cię zamordować we śnie, albo pośle do więzienia, a twój będzie musiał żyć okryty hańbą.

Podniosłam wolną rękę. Klepnęłam go w skroń, tak jakby był naiwniakiem i potrzebował porządnego klapsa, by przejrzeć na oczy.

– Greg, przemyśl to sobie. Jeśli teraz mnie wypuścisz, nie złożę oskarżenia. Każę naszym ojcom odpuścić temat. Powiem wszystkim, że zrobiłeś to z zazdrości o Penna i że straciłeś nad sobą panowanie, ale potem wszystko wróciło do normy.

Wyraz jego twarzy się nie zmienił – Greg nie stał się serdecznym playboyem, którego znałam i tolerowałam. Ciemnoblond włosy opadały mu na jedno oko, stwarzając iluzję, że łatwo było nim manipulować.

– Do normy, co?

Pokiwałam głową.

– Bez żadnych reperkusji. Przemyśl to. – Szarpnęłam nadgarstkiem, poruszając jego dłonią, w której trzymał drugi koniec liny. – Odwieź mnie do domu i zapomnimy o całej sprawie.

Wydął usta, tak jakby zastanawiał się nad moją propozycją. A potem jego oczy pociemniały.

– Masz pecha, bo nie lubię normy.

Ruszył do przodu, przeciągnął mnie przez kuchnię do tylnego wyjścia i dalej w stronę lasu. Potykając się na schodach i zataczając, przełykałam strach.

Co u dia…

Dokąd on mnie zabiera?

Nie chciałam siedzieć z nim w domku, ale było to o wiele lepsze niż łażenie w nocy po lesie.

– Greg…

– Zamknij się, Noelle. Wygłosiłaś już swoją przemowę, a teraz wreszcie się zamknij. – Z kieszeni wyjął małą latarkę i włączył ją, oświetlając świat wielkich paproci. – Myślisz, że mnie rozgryzłaś, co? Założę się, że pomyślałaś, że jestem debilem, bo zabrałem cię do domku mojego ojca. – Zaśmiał się zimno. – Założę się, że David już tutaj jedzie. No to ma pecha.

Zaśmiał się głośniej, a następnie zaczął biec, ciągnąc mnie za sobą.

– Elle, nie jestem jełopem. Planowałem to od miesięcy. – Powlókł mnie w stronę starej szopy, ukrytej za wielkimi drzewami. Przystanął pod nią.

Odwrócił się do mnie ze zwycięskim uśmiechem, zdjął otwartą kłódkę z koślawych drzwi i odwinął łańcuch z uchwytów.

Z każdym jego ruchem lina szarpała za mój nadgarstek, przez co nie miałam możliwości ucieczki. Otworzył drzwi, wciągnął mnie do środka i oświetlił latarką coś, czego wcale nie chciałam widzieć.

Kolejny samochód.

Czysty i nowy – coś, co z pewnością się nie popsuje i daleko zajedzie.

Czarny dodge charger.

Greg zawlókł mnie do drzwi od strony pasażera, otworzył je i wepchnął mnie do środka.

– Elle, jesteśmy dopiero w połowie drogi. To była przynęta. Naszego prawdziwego celu podróży nikt nie odgadnie. Tylko ja wiem o istnieniu tego miejsca. Miejsca, w którym wreszcie porządnie się poznamy.

Moje serce przestało być wkurzone i wpadło w panikę.

Greg zatrzasnął mi drzwi przed nosem.

Boże, co powinnam zrobić?

Obiegł samochód i wskoczył do środka, jakbyśmy byli żądnymi przygód nowożeńcami. Włożył kluczyk do stacyjki i przekręcił, silnik zaczął głośno mruczeć.

Greg położył dłoń na moim kolanie.

– Miejsca, w którym bardzo dobrze się poznamy – powtórzył, po czym wrzucił bieg i ruszył do przodu, rozwalając drzwi szopy. Nie przejął się tym, że porysował samochód i zniszczył własność ojca.

Kiedy wyjechaliśmy na miękkie podłoże, silnik zawył. Greg wcisnął gaz i popędził wąską ścieżką obok rzednących drzew i po połamanych gałęziach, a następnie wyjechał na piaszczystą drogę. Zostawiliśmy za sobą wszystkie telefony, samochody i domki.

Penn mnie nie znajdzie.

David i tata mnie nie znajdą.

Naprawdę byłam zdana wyłącznie na siebie.Rozdział 2

Penn

Myślałem, że ten wieczór nie może być gorszy.

Myliłem się.

Ale nie powinno mnie to dziwić, bo przez całe życie miałem cholernego pecha. Jeśli podejmowałem ryzyko, przegrywałem. Jeśli dostrzegłem jakąś okazję, ta okazywała się szwindlem. Gdy widziałem nadzieję, zawsze była ona fałszywa.

Dlaczego więc sądziłem, że wieczór nie może być gorszy po tym, jak Elle uciekła, nie odbierała telefonu i nie chciała podejść do drzwi swojego mieszkania, kiedy do niego pojechałem?

Przecież to było coś normalnego. Powinienem był się do tego przyzwyczaić, zamiast ciągle dawać się zaskakiwać.

Wróciłem do domu zdezorientowany i wkurwiony na cały świat. Wszedłem do mojego budynku, przeszedłem do odnowionej części, którą zająłem, prowadząc remonty w pozostałych mieszkaniach, przeznaczonych dla ludzi, którzy chcą zamienić egzystencję na ulicy z powrotem na wyścig szczurów zwany przez nas życiem.

Miałem wielkie plany co do tego miejsca.

Popękane ściany i cieknące rury mnie nie zniechęciły. Dysponowałem funduszami, które zamierzałem zainwestować, i nie mogłem się doczekać, aż ekipa budowlana skończy swój obecny projekt w dolnej części Manhattanu i będzie pracować tylko dla mnie.

Myśląc o Elle i mojej przeszłości, wpadłem do kuchni i nalałem sobie kieliszek wódki.

Zaniosłem go do sypialni. Nawet się nie rozebrałem. Zdjąłem tylko buty i srebrną marynarkę, odpiąłem pasek. Zostałem w białej koszuli, srebrnym krawacie i metalicznych spodniach. Usiadłem na łóżku, napiłem się wódki i przyciągnąłem do siebie torbę z bielizną Elle i zabawkami erotycznymi z naszej pierwszej nocy.

Nie mogłem się doczekać, aż użyję na niej tych zabawek – a teraz ona ode mnie uciekła. Uciekła, zanim zdołałem jej powiedzieć, a potem nie chciała mieć ze mną nic wspólnego. Jej drzwi pozostawały dla mnie zamknięte, nie odbierała telefonu.

W miejscu, w którym powinienem mieć serce, znajdowało się bolące kowadło. Wiedziałem jednak, że nie ma dla nas wspólnej przyszłości. Byłem tego pewien. Znalazłem ją, doskonale wiedząc, że wezmę to, czego chciałem, a potem odejdę.

Ale to było jeszcze przed musem czekoladowym, limuzyną i galą.

Za każdym razem, gdy ją widziałem, trudniej mi było powstrzymać emocje.

Fałszywe zaangażowanie, wciskanie kitu… Wszystko to zniknęło. Tak jak Elle.

Kuźwa.

Wyczerpanie wywołane tymi wszystkimi latami planowania wreszcie mnie dopadło. Wypiłem resztę wódki i moje oczy same się zamknęły.

Dzisiaj wieczorem odpocznę.

Jutro przeproszę, przyjmę werbalną chłostę, a potem odejdę z jej życia na dobre.

Plan nie był zbyt dobry, ale pomógł mi uspokoić poplątane myśli.

Oparłem się o poduszki i zniknąłem w świecie snu, tak jak Elle zniknęła z mojego życia po raz drugi.

***

Sen zakończył się nagle.

Powinienem był to przewidzieć, tak jak to, że spadnie na mnie o wiele więcej ciężkich przeżyć.

Ale nie przewidziałem, bo byłem debilem.

Obudził mnie cios w szczękę – wyrwał mnie z chaotycznego snu i cisnął w maniakalną rzeczywistość.

Kolejne uderzenie wylądowało na moim splocie słonecznym, kradnąc mi tlen i sprawiając, że zacząłem dyszeć.

Następny cios trafił mnie w skroń, a potem dwa spadły na mój żołądek.

Co jest, kurwa?

Dwóch mężczyzn, cztery pięści, jeden ja.

Zwinąłem się na materacu, chroniąc głowę, podczas gdy oni cały czas mnie bili. W biodro, pierś, żebra, skroń.

I od nowa.

Straciłem już rachubę – nie wiedziałem, ile ciosów dostałem i ile bólu wywołały nowe razy, a ile stare obrażenia. W przeszłości oberwałem już parokrotnie, a w kilku przypadkach to ja odwalałem brudną robotę.

Ale kości nigdy nie zapominały.

Nosiły w sobie kilka nocy na pamiątkę. Bolały na wspomnienie innych.

Byłem chodzącym chaosem z kości i kłamstw, a te sukinsyny weszły do mojego mieszkania, żeby zaatakować mnie, gdy spałem.

Nie miałem szans na odwet, wiedziałem, że wtedy pobiją mnie do nieprzytomności. Czekałem więc, jęcząc z bólu, a oni uderzali raz jeszcze i jeszcze.

Wreszcie, gdy przestałem się ruszać i nie zachodziło już ryzyko, że ich zabiję, powstrzymali deszcz bólu i zaczęli do siebie szeptać, podczas gdy ja leżałem w mojej małej głupiej bańce.

Dostrzegłszy okazję, wyparłem ból i zerwałem się z miejsca.

Zawsze umiałem szybko się poruszać.

Nie widzieli, co się kroi.

Jeden dupek dostał w szczękę, a drugi kopniaka w krocze.

– Kurwa mać, przychodzicie tu i mnie bijecie?

Zatoczyli się do tyłu, trzymając się za obolałe części ciała.

Na wpół zeskoczyłem, na wpół spadłem z łóżka. Uniosłem pięści.

– Kim jesteście i co robicie w moim mieszkaniu?

Temu większemu strzeliły kości w szyi, kiedy poprawił pozycję. Otarł rozciętą dolną wargę.

– Zapłacisz za to – warknął i rzucił się na mnie.

Stanęliśmy twarzą w twarz, pięścią w pięść, ale już wcześniej pozbawili mnie siły, a poza tym było ich dwóch.

Jego ciosy lądowały na mnie zbyt często, odbierając mi moc.

– Ej, skurwielu – powiedział młodszy, w kominiarce. – Połóż się, inaczej pobijemy cię do nieprzytomności.

Większy mruknął coś, czego nie dosłyszałem. Jego twarz była naznaczona bliznami po trądziku. Miał ochraniacz na podbródku. Uderzył mnie mocno, aż w mojej czaszce rozległy się kościelne dzwony. Straciłem równowagę, pokój zaczął wirować.

Zatoczyłem się do tyłu i padłem na materac.

Próbowałem zamrugać i wyprzeć ból, i cały czas walczyć. Ale porządny cios w pierś sprawił, że nie byłem w stanie się ruszyć.

Mniejszy rzucił się na mnie i kolanami przycisnął moją klatkę piersiową.

– Będziesz grzeczny?

Wierzgałem nogami, ale ten większy mnie za nie złapał.

– Na waszym miejscu bym tego nie robił.

Spojrzałem groźnie.

– Złaź ze mnie, do cholery!

– Powiedz magiczne słowo.

Nie było szans, żebym okazał się miły dla tych drani.

– Czego chcecie? – spytałem ostro. – Pieniędzy? No to, kuźwa, szkoda, bo żadnych tutaj nie trzymam.

– Och, nie przyszliśmy tu, by cię okraść. – Ten duży zaczął się śmiać. Dał znać swojemu kumplowi, żeby zszedł z mojej piersi, a potem położył wielkie łapsko tam, gdzie zadawał ciosy jeszcze kilka sekund wcześniej.

Gdy mocno przycisnął, pobudzając wszystkie obolałe miejsca, moje żebra wrzasnęły z bólu.

– Teraz, kiedy już zwróciłeś na nas uwagę, przekażę ci wiadomość.

– Jaką wiadomość?

Poklepał mnie ostrzegawczo po policzku.

– Bez gadania, rozumiesz? – Spojrzał na swojego kumpla, który przewrócił oczami. – Nigdy się nie nauczą.

Ugryzłem się w język z całą nienawiścią, którą miałem ochotę wypluć. Włamali się do mnie, pobili mnie, a potem mieli jeszcze czelność przewracać oczami, tak jakbym był jakimś idiotą.

Gdy tylko wyjdą, każę ich aresztować, a potem poproszę Larry’ego, żeby dopilnował, by nigdy nie wyszli z więzienia.

Sukinsyny.

– Nie. – Ten w kominiarce się zaśmiał. – Jeśli chcesz, zrobię mu większą krzywdę.

– Nie, rozkaz był taki, że mamy go pobić, a nie posłać do szpitala. – Zszedł ze mnie, celując pięścią w moją twarz. – Masz wiadomość.

– Od kogo?

– Nie powiem. – Wyszczerzył się. – Wiadomość jest następująca: „Trzymaj się od niej z daleka. Ona jest moja. Zostawiła cię, żeby za mnie wyjść. Więc odwal się i pieprz jakąś inną blondynkę”. – Strzelił palcami. – Dotarło?

Och, tak, dotarło.

To ten sukinsyn Greg Hobson.

Facet, którego nienawidziłem od chwili, w której zobaczyłem go po raz pierwszy – i to nie tylko dlatego, że był moim rywalem. Gardziłem nim za to, w jaki sposób patrzył na Elle. Niemalże z obsesją.

– Wynajął was, żebyście mnie przestraszyli? – Zaśmiałem się, mając usta pełne szkarłatnej śliny. – On żyje złudzeniami.

– Nie obchodzi mnie to. Takie są warunki.

Przycisnąłem zakrwawiony nos, szukając złamania. Oczy mi łzawiły.

– Ona nigdy nie zgodzi się z nim być. Stracił ją, jeszcze zanim ja ją wziąłem.

Ten wielki skrzyżował ręce na piersi.

– Nie obchodzi mnie to, co drobnym druczkiem. Wykonaliśmy swoją robotę i przekazaliśmy wiadomość.

Mój umysł szalał, bojkotując wyobrażenie o Elle zgadzającej się być z Gregiem. Nie zrobi tego. Nie może.

Chyba że...

Szlag!

Wstałem. Pokój wokół mnie pływał. Pulsowało mi w głowie.

A co, jeśli Greg zrobił jej krzywdę? A jeśli to dlatego nie otwierała drzwi i nie odbierała telefonu?

Elle.

Rzuciłem się do przodu, starając się uniknąć intruzów, którzy ponownie próbowali mnie zaatakować.

– Ej! – Popędzili za mną, ale nawet zakrwawiony i pobity byłem szybszy od nich. Przecież całymi latami uciekałem, by ocalić swoją skórę. Przez całe dekady w ten sposób unikałem śmierci.

Nie spojrzałem za siebie.

Wypadłem z sypialni, przebiegłem do salonu i rzuciłem się do kredensu, w którym były kluczyki od samochodu.

Moje bose stopy uderzały w drewno, spodnie mi się poluzowały, bo nie miałem paska. Ale dzięki Bogu nie obnażyłem się do końca.

Gdybym był nagi, to, co miałem zamiar zrobić, byłoby bardzo niewygodne.

Złapałem klucze, pochyliłem się, by uniknąć ciosu, i wypadłem przez drzwi, zanim zdołali mnie chwycić.

Gdy zbiegali po schodach z piętra, mnie już nie było.Rozdział 3

Elle

Z domku do domku.

Wystrój i materiały były takie same (wszędzie sosna), ale ten domek okazał się mniejszy, miał przytulny salon, maleńką kuchnię i wąski korytarz prowadzący do sypialni. Sądząc po świetle reflektorów odbijającym się od wody, gdy jechaliśmy długim podjazdem i zatrzymaliśmy się przed uroczym domkiem, znajdowaliśmy się teraz nad jeziorem, a nie w lesie.

Zegar wiszący nad kamiennym kominkiem mówił, że przebywaliśmy tutaj już od godziny. Minęła godzina, odkąd Greg rzucił mnie na czerwono-granatową kanapę, wyjął butelkę ginu z lodówki i zrobił nam po drinku.

Przyjęłam drinka i zaczęłam pić kwaśny napój, z całych sił starając się zrelaksować i pozbyć strachu, tak by móc skupić się na sposobach ucieczki.

Ale cały czas patrzyłam na zegar.

Była czwarta nad ranem, a mimo to miałam szeroko otwarte oczy i świadomy, trzeźwy umysł. W ogóle nie chciało mi się spać. Jechaliśmy przez wiele godzin. Miałam wrażenie, że minęło wiele dni, odkąd widziałam Penna, Larry’ego czy Stewiego. Miesiące, odkąd słyszałam głos taty czy głaskałam futro Szałwii.

Zbyt długo byłam niewolnicą Grega.

Jęknął, siadając na fotelu obok kanapy. Lina ciągnęła się od mojego nadgarstka i zwisała przez oparcie fotela, na zawsze łącząc mnie z Gregiem.

– Boże, jak to dobrze wreszcie usiąść.

– Przecież siedziałeś podczas jazdy.

Napił się drinka.

– Prowadzenie samochodu jest męczące.

– A porywanie ludzi jest złe.

– A kto mówi o porywaniu? – Uśmiechnął się złośliwie, ponownie podnosząc szklankę do ust. – Jesteś już dorosła, sama ze mną przyjechałaś. – Wzrokiem zaczął taksować moje ciało. – Tak naprawdę to jesteś już bardzo dorosła.

Walczyłam z ochotą uderzenia go w twarz. Zacisnęłam palce na szklance.

Patrzyliśmy na siebie przez minutę – to była wojna o władzę.

Ale przerwałam konkurs, wypiłam resztę ginu i głośno postawiłam szklankę na drewnianym stoliku.

– Muszę do łazienki.

– Jakaś ty wymagająca. – Podniósł się i czekał, aż zmuszę obolałe ciało do wstania. – Ale przecież nie mogę teraz sprawić, żebyś czuła się niekomfortowo, prawda?

– Sam fakt przebywania w twoim towarzystwie sprawia, że tak się czuję.

Zmarszczył czoło.

– Elle, ostrożnie. Ten twój ostry język wpakuje cię kiedyś w tarapaty.

Pociągnął za linę i ruszył z miejsca, wlokąc mnie za sobą. Eskortował mnie korytarzem do małej łazienki z prysznicem nad wanną i zasłonką w jesienne liście oraz umywalką, która zdawała się mieć o kilkanaście lat za dużo.

Przesunął się na bok, żebym mogła go wyprzedzić.

– Tylko niczego nie próbuj. – Wepchnął mnie do toalety, wyszczerzył się i pociągnął za linę. – Będę na zewnątrz.

Groźba zawisła w powietrzu. Zamknął drzwi.

Nawet gdybym mogła wyjść przez okno albo znaleźć w szafce łazienkowej jakąś broń, to smycz i mój pęcherz by mi to uniemożliwiły. Lina ledwo dawała mi możliwość odpięcia sukienki i skorzystania z toalety.

Cały czas miałam jedną rękę wyciągniętą przed siebie – próbowałam nie dopuścić do odcięcia w niej krążenia.

Gdy już się załatwiłam, umyłam twarz. Krople lały mi się po czole, kiedy patrzyłam na blade ze zdenerwowania policzki, na fiolet na skroni od jego ciosu i na czerwień na lewym oku. Moje blond włosy przypominały tornado, loki wymknęły się spod kontroli, makijaż rozmazał się pod oczami, przez co wyglądałam jak wynędzniała gwiazda rocka.

Strasznie nie podobało mi się moje odbicie.

Odwróciłam się i nabrałam głęboko powietrza, szykując się na to, że znowu będę musiała tolerować jego obecność. Ale ponownie spojrzałam w lustro.

Nie mogę sobie pójść.

Nie bez sprawdzenia.

Otworzyłam szafkę z lekami, usiłując nie poddać się zniechęceniu, które podpowiadało mi, że nic nie znajdę. Żadnych obcinaczy do paznokci, nożyczek, a nawet żadnego patyczka higienicznego czy nici dentystycznej.

Szafka była pusta, podobnie jak napuchnięte od wody szuflady pod zlewem.

Ani jednego przedmiotu, którym mogłabym spróbować rozciąć linę albo przebić krtań Grega.

Gdy wyszłam na korytarz, uśmiechnął się złośliwie.

– Załatwiłaś wszystko?

Nie odpowiedziałam.

Ruszył przodem, ciągnąc za linę. Ale nie zaprowadził mnie z powrotem do salonu.

– Na dzisiaj już skończyliśmy. Jestem wykończony.

Więc zabiera mnie do łóżka.

To już koniec.

To będzie miejsce, w którym doświadczenie z jednym mężczyzną zamieni się w niechciane doświadczenie z drugim.

No cóż, przynajmniej nie odbierze mi dziewictwa.

Jak to będzie, gdy weźmie mnie wbrew mojej woli? Czy zachowam spokój, czy wybuchnę płaczem i zacznę go błagać?

Nie chciałam się o tym przekonywać.

Zaciągnął mnie do sypialni i włączył wiszącą pod sufitem smutną żarówkę, która oświetliła podwójne łóżko z patchworkową narzutą, stare drewniane stoliki nocne i lampki nocne z kutego żelaza. Na myśl o tym, że będę dzielić z nim to łóżko, poczułam dreszcze.

– Chodź, pomogę ci. – Złapał mnie za ramiona i odwrócił, żeby rozpiąć ukryty zamek w sukience.

– Nie, poczekaj… – Rzuciłam się do przodu, ale on szarpnął za mały suwak i ściągnął ciężką satynę z moich ramion.

– Czekałem już dostatecznie długo. – Zerwał ze mnie piękną sukienkę, ściągnął ją przez biodra, aż wreszcie opadła na podłogę. Odwrócił mnie i jęknął.

Biało-srebrna bielizna, którą miałam na sobie, była przeznaczona dla oczu Penna, nie jego.

Penn okłamał mnie we wszystkim. I nie zasługiwał na mnie – tak samo jak Greg.

Zasłoniłam piersi wolną ręką, wściekła, że odsłonięto tyle mojego ciała. Denerwował mnie sposób, w jaki na mnie patrzył. Jak zbliżył dłoń do moich piersi, jakby walcząc z ochotą dotknięcia mnie.

Oblizał usta i spojrzał mi w oczy.

– Chciałem dzisiaj skonsumować nasz związek, ale czekałem tak cholernie długo, żeby cię mieć, Elle, że trochę stałem się sadystą.

Pochylił się, przejechał ustami po moim pokaleczonym policzku.

– Jestem dla ciebie taki twardy, ale oczekiwanie na to, co będę z tobą robił, jest niemal tak samo przyjemne, jak robienie tego.

Puścił mnie, rozpiął koszulę i rzucił ją na podłogę, a następnie zdjął buty, skarpetki i dżinsy.

– Przez kilka następnych godzin będziemy odpoczywać. A potem… trochę się zabawimy.

Nie kłamał z tym, że mnie pragnął. Jego penis stał dumnie w białych bokserkach niczym maszt statku.

Oderwałam od niego wzrok z obrzydzeniem.

Greg zaśmiał się pod nosem.

– Pora spać, Elle. Jutro będzie nowy dzień. Mamy mnóstwo do zrobienia. – Pociągnął za linę, zaprowadził mnie do łóżka i odsunął kołdrę. – Kładź się.

Poczułam gulę w gardle i miałam ochotę się rozpłakać. Wzbierał we mnie wrzask, który chciał niszczyć – wzywać pomocy, chociaż Gregowi udało się skutecznie mnie uprowadzić. Wsadził mnie do samochodu, którego nigdy wcześniej nie widziałam, i zawiózł do domku, o którym nigdy wcześniej nie wspominał.

Jechaliśmy przez lasy i małe wsie, skręcaliśmy w różne drogi.

Zniknęliśmy na dobre.

Jeśli zacznę wzywać pomocy, nikt nie przyjdzie.

Teraz już byłam zdana wyłącznie na siebie.

Gdy się nie poruszyłam, popchnął mnie na materac. Upadłam do przodu, po czym przewróciłam się wściekła na bok i podkurczyłam nogi, żeby ukryć jak najwięcej ciała.

Greg popatrzył na mnie niczym kochanek, przejechał palcem po linii mojej szczęki, dotknął włosów.

– Nie mogę uwierzyć, że tu jesteśmy. Razem.

Wygięłam się, żeby mnie nie dotykał, próbowałam zabić go wzrokiem.

– Nie jesteśmy razem. Nie chcę tego. Zmuszasz mnie. Ani na chwilę nie zapominaj, że cię nie chcę. Nigdy nie chciałam i nigdy nie będę chciała.

Zesztywniał.

– Cofniesz te słowa. Zobaczysz.

– Pudło. Im dłużej będziesz mnie przetrzymywać, tym bardziej rzeczywiste to się stanie. Greg, kiedyś cię lubiłam. Uważałam cię za przyjaciela. Ale teraz… teraz cię nienawidzę.

Zacisnął szczęki i wyciągnął kołdrę spod moich nóg, przez co musiałam się przesunąć.

– Twoje kłamstwa są prawie tak złe, jak jego kłamstwa.

Kiedy delikatnie mnie przykrył, miałam wrażenie, jakby ktoś dłubał w moim ciele kolcem. Słyszałam jego ciężkie kroki na podłodze, gdy wyłączywszy światło, podszedł do łóżka.

Pozostawałam sztywna i nieugięta, ale on objął mnie od tyłu i wziął mocno w ramiona.

Poczułam na pośladkach jego wzwód, zrobiło mi się niedobrze.

Próbowałam zastąpić obecną sytuację wspomnieniami spania z Pennem i chemii, jaka między nami była. Ale nawet to nie mogło mnie pocieszyć. Penn zniszczył to, co do niego czułam, bo był tak bardzo połączony z moją przeszłością.

Udowodnił, że nie mogę zaufać nikomu.

Tylko swojemu kotu.

Dzięki Bogu tata zabrał Szałwię na noc, w przeciwnym razie byłaby głodna i nikt by jej nie przytulił.

Boże, jeśli jutro nie pojawię się w pracy, tata wpadnie w panikę.

Nagle ogarnął mnie strach o jego serce. Zignorowałam swoje położenie i zaczęłam się martwić tym, jak ta sytuacja odbije się na nim.

Przełknęłam odrazę i szepnęłam w ciemności:

– Greg?

Przysunął się jeszcze bliżej, pchnął biodrami do przodu.

– Tak, kochanie?

Zadrżałam.

– Nie jestem twoim kochaniem.

– Teraz jesteś.

Nie pozwoliłam mu odwrócić mojej uwagi kłótnią, której nie mogłam wygrać.

– Muszę zadzwonić do taty. Wiesz, że ma problemy z sercem. Musi wiedzieć, że nic mi nie jest.

Przejechał nosem po moim karku.

– Przeżyje.

Próbowałam się wyrwać, ale objął mnie jeszcze mocniej. Cholerna lina na nadgarstku uniemożliwiała mi ruch.

– Spanikuje.

– To nie mój problem.

Rzuciłam się do tyłu, łóżko się zakołysało.

– Oczywiście, że to jest twój problem. I powiem ci dlaczego. Jeśli umrze z powodu stresu wywołanego tym, co zrobiłeś, będę chciała cię zabić. Przysięgam ci, że…

Zasłonił mi usta dłonią i pociągnął moją głowę do tyłu tak mocno, że moja czaszka dotknęła jego brody.

– Cicho. Próbuję spać. – Jego penis wbijał się w moje pośladki. – Jeśli będziesz grzeczna, może pozwolę ci jutro do niego zadzwonić. O ile zgodzisz się na nasze ustalenia.

Zesztywniałam.

Nie było szansy, żebym dobrowolnie zgodziła się z nim przespać, ale jeśli będzie mnie szantażował zdrowiem mojego taty, zrobię, co zechce. Będę posłuszna, ponieważ nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby tata miał kolejny zawał.

Nienawidzę cię, Greg.

Pocałował mnie w policzek.

– A teraz koniec gadania. – Owinął sobie linę wokół palców i pogłaskał mnie po włosach groźnym gestem ubranym w czułość. – Dobranoc, Elle. Jutro będziemy się świetnie bawić.Rozdział 4

Penn

– Larry, nie ma jej.

Z trudem powstrzymywałem się przed zmiażdżeniem telefonu palcami.

Moje serce, moja krew, mój pieprzony oddech były pełne adrenaliny po tym, jak podjechałem pod budynek Elle i zagroziłem pracownikowi ochrony procesem, jeśli mnie nie wpuści, abym się upewnił, że ona śpi bezpiecznie w swoim łóżku, a nie została porwana, tak jak się obawiałem.

Zrobił to, o co poprosiłem.

Jej łóżko było puste.

A teraz stałem w jej kuchni, patrzyłem na rozlane na podłodze czerwone wino, jej telefon i leżącą samotnie w kącie srebrną torebkę z przyjęcia – tę samą, którą zdjąłem z siedzenia w limuzynie, by posadzić sobie Elle na kolanach.

Szuflada i spiżarnia były otwarte.

Na widok ewidentnych śladów walki prawie oszalałem z wściekłości i zmartwienia.

Zabiję go.

Zabrał ją.

Skrzywdził ją.

A mnie tutaj nie było.

To przeze mnie uciekła do domu. To przeze mnie musiała znosić tego gnoja przez tyle lat.

Muszę to naprawić.

Larry odchrząknął, by pozbyć się resztek snu z głosu, i założył maskę autorytetu, który znałem i szanowałem.

– Nie ma? Kogo nie ma?

– Elle – warknąłem. – Porwał ją ten idiota, z którym pracuje.

Larry nie pytał, skąd o tym wiem i czy jestem tego pewny. Nigdy nie był wobec mnie podejrzliwy, bo zawsze mówiłem mu prawdę.

Stanowił wyjątek od mojej reguły.

Głównie dlatego, że mi zaufał, zanim mu udowodniłem, że jestem godzien tego zaufania. Po tym, jak podczas naszego pierwszego spotkania opowiedziałem mu swoją historię, spodziewałem się, że przewróci oczami i skrzywi się tak jak reszta. Ale po raz pierwszy ktoś mi uwierzył. Został przy mnie i zrobił to, co obiecał. Dał mi drugą szansę, kiedy nikt inny się na to nie zdobył.

Jego głos przestał już być zaspany.

– A jakieś szczegóły?

– Greg przyszedł i ją uprowadził, a potem nasłał na mnie swoich pieprzonych chłopców, żeby mnie odstraszyć.

– Ramy czasowe?

– Cholera wie. – Chodziłem po kuchni, ignorując ochroniarza, który mnie wpuścił i właśnie rozmawiał z policją. – To mogło być wtedy, kiedy te jego dupki dopilnowały, żebym miał koszmary, albo w momencie, kiedy wyszła z przyjęcia.

– Dzwoniłeś już do jej ojca?

– Nie.

Usłyszałem w tle jakiś szelest – Larry pewnie wstał z łóżka. Obudzenie go, gdy potrzebował odpoczynku, nie było niczym dobrym, ale wiedziałem, że sam nie dam rady. Próbowałem poradzić sobie w życiu w pojedynkę i proszę, dokąd mnie to zaprowadziło. Dzień, w którym Larry mnie znalazł, był dniem, w którym nauczyłem się dzielić i pozwalać, by przytrafiały mi się również dobre rzeczy, a nie tylko złe.

– Rozłącz się i zadzwoń do jej ojca. Zawiadom policję, zbierz wszystkie informacje, jakie dasz radę ustalić, a potem tutaj przyjedź. Ruszymy za nim razem.

Nie.

– W porządku. – Rozłączyłem się, zanim mu powiedziałem, że sam ustalę miejsce pobytu Grega i że nie wezmę go do pomocy. Przecież dopiero co poczuł się lepiej. Nie miałem zamiaru ryzykować ani jego bezpieczeństwa, ani bezpieczeństwa Elle.

Sam po nią pojadę. Ostatecznie ścigałem ją z własnych, samolubnych powodów. Nie obchodziło mnie, jak się poczuje, gdy dowie się, kim jestem.

Przez większość czasu przekonywałem się, że odejdę, zanim dojdziemy do tego etapu. Zresztą to i tak trwało już zbyt długo. Próbowałem to zakończyć.

Ale za każdym razem ujawniała trochę więcej na swój temat, dawała mi trochę więcej siebie i jednocześnie kradła wszystko, co moje.

A teraz ją odzyskam – nawet jeśli zrobienie tego w pojedynkę było głupie.

Zawsze wybierałem najtrudniejszy sposób.

Zostawiłem ochroniarza, żeby poczekał na opieszałą policję, i wpadłem do sypialni, aby zadzwonić do domu Elle.

Znałem ten numer na pamięć, tak samo jak doskonale wiedziałem, które okno było jej, jaka była jej ulubiona potrawa (naleśniki z borówkami), ile razy tuliła się do tego cholernego kota (ponad sześćset, odkąd zacząłem liczyć) i jak ciężko pracowała dla Belle Elle (w każdej godzinie swojego życia), co sprawiało, że odczuwałem jeszcze większe wyrzuty sumienia.

Wyrzuty te potęgowała każda okropna rzecz, jaką pomyślałem na jej temat w ciągu ostatnich trzech lat.

Telefon dzwonił.

Zamarłem z palcami na jej poduszce; zauważyłem, że nigdzie nie ma kuli futra. Kot nie zaatakował mnie przy wejściu, co kazało mi podejrzewać, że albo Szałwia była z ojcem Elle, albo Greg zabrał je obie.

– Słucham? – Usłyszałem w końcu przymulony głos.

Dzięki Bogu za telefony stacjonarne i brak możliwości wyciszenia ich na noc.

– Pan Charlston? Z tej strony Penn Everett.

Joe Charlston odchrząknął.

– Synu, czego potrzebujesz o piątej nad ranem? Czy to nie może poczekać na normalne godziny?

Na dźwięk jego serdecznego tonu moje serce podskoczyło. Bardzo mnie zaskoczył swoją postawą. Gardziłem nim prawie codziennie przez trzy lata. Źle go oceniłem – tak samo jak jego córkę.

– Potrzebuję wszystkich informacji, jakie ma pan na temat syna Steve’a Hobsona, Grega. Dane o wszystkich zakupionych nieruchomościach i ulubionych miejscach.

– Dlaczego? Co się stało? – Jego głos nagle stał się ostry.

Zesztywniałem.

– Greg uprowadził pańską córkę.

– Co?

Uszczypnąłem się w nos, ścierając zaschniętą krew i aktywując obolałe miejsca. Gdy wpychałem ochroniarza do windy, zapomniałem o tym, że jestem boso i mam zakrwawioną twarz. Musiałem wyglądać okropnie.

– Ten sukinsyn Greg Hobson uprowadził Elle. Jej mieszkanie jest puste. Są ślady walki. Muszę ją znaleźć. Natychmiast.

W przeciwnym razie kto wie, co on jej zrobi.

– Zostań tam, już jadę – warknął.

– Nie… tylko mi powiedz… – Joe się rozłączył.

Ryknąłem w pustym pokoju.

Szlag.

Zmarnowałem jeszcze więcej czasu. I zaangażowałem w to jeszcze więcej ludzi.

Musiałem się stąd wynosić. Zadzwonię do niego z trasy.

Nie mogę czekać dłużej, niż powinienem.

Elle była moja.

I sam przywiozę ją do domu.

***

Zgodnie z planem mój telefon komórkowy zadzwonił piętnaście minut później, kiedy ojciec Elle przybył do mieszkania swej córki i zobaczył, że mnie nie ma.

– Gdzie ty, u diabła, jesteś?

– W drodze.

– A powinieneś być tutaj i pomagać mi w poszukiwaniu Elle.

Zacisnąłem palce na kierownicy.

– Pomagam szukać Elle.

– W jaki sposób? Jeżdżąc po okolicy?

Nie powiedziałem mu, że Larry ma kontakty w policji w Nowym Jorku i mógł mi pomóc, dostarczając nagrania rozmów telefonicznych i wydruki z karty kredytowej. Chciałem odnaleźć ją jak najszybciej i miałem nadzieję, że zrobię to z Joem, ale skoro on ma zamiar mnie spowalniać, to niech i tak będzie.

Zostanie w tyle.

– Powiedz mi wszystko, co wiesz, na temat Steve’a i Grega.

Prychnął.

– Greg mieszka z ojcem kilka przecznic ode mnie. Ale go tu nie ma. Zadzwoniłem do Steve’a, który jest zdenerwowany całą tą sytuacją tak jak ja. Powiedział, że wczoraj Greg nie wrócił do domu, ale to nic nowego. Ma dziewczyny, u których od czasu do czasu zostaje na noc.

Zignorowałem fakt, że ten oślizgły kretyn sypiał z innymi laskami, cały czas próbując się dostać do łóżka Elle.

Już samo to wystarczyło, żebym zapragnął go zabić.

– Mają jakąś inną nieruchomość? Adresy, pod które mógłby się udać? – Mknąłem Broadwayem, przekraczając dozwoloną prędkość.

– Kilka lat temu Steve kupił domek w Rochester. Powiedział, że może Greg…

– Adres. Teraz.

– Nie da się tam dojechać asfaltówką. Szukaj potoku zwanego Niedźwiedzią Kaskadą. Dom znajduje się za stojącym przy drodze wyrzeźbionym z drewna drwalem, trzymającym skrzynkę na listy.

– Nie ma żadnej nazwy ani numeru ulicy?

– Nie, i właśnie to sprawiło, że ten dom wydał im się atrakcyjny. Niełatwo go znaleźć.

Zajebiście.

Powstrzymałem się od powiedzenia tego na głos i tylko wycedziłem:

– Dzięki. Zadzwonię do ciebie, gdy będę już na miejscu.

Rozłączyłem się i cisnąłem telefon na siedzenie obok.

Od Rochester dzieliło mnie pięć godzin jazdy samochodem.

Chryste, w tym czasie mógł zrobić z nią wszystko. Spóźnię się.

Mercedes warknął, gdy jeszcze mocniej wcisnąłem pedał gazu.

Trzymaj się, Elle.

Tym razem jej nie zawiodę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: