- W empik go
Tymon Ateńczyk - ebook
Tymon Ateńczyk - ebook
Tytułowy bohater tragedii „Tymon Ateńczyk” jest majętny, więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby wydać huczne przyjęcie i obdarować gości hojnymi prezentami. Jednak taka postawa nie jedna mu prawdziwych przyjaciół, za to skupia wokół niego osoby interesowne. Majątek Tymona pierzcha, a przyjaźnie zostają wystawione na próbę. Dochodzi do brzemiennych w konsekwencje zbrodni. Tymon obmyśla dotkliwą zemstę na fałszywych przyjaciołach.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65776-45-7 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
TYMON – Ateńczyk szlachetnego rodu
LUCJUSZ – pan, pochlebca Tymona
LUKULLUS – pan, pochlebca Tymona
SEMPRONIUSZ – pan, pochlebca Tymona
WENTYDIUSZ – jeden z fałszywych przyjaciół Tymona
APEMANTUS – opryskliwy filozof
ALCYBIADES – wódz ateński
FLAWIUSZ – intendent Tymona
FLAMINIUSZ – sługa Tymona
LUCYLIUSZ – sługa Tymona
SERWILIUSZ – sługa Tymona
KAFIS – jeden ze sług wierzycieli Tymona
FILOTUS – jeden ze sług wierzycieli Tymona
TYTUS – jeden ze sług wierzycieli Tymona
LUCJUSZ – jeden ze sług wierzycieli Tymona
HORTENSJUSZ – jeden ze sług wierzycieli Tymona
DWAJ SŁUDZY Warrona
SŁUGA IZYDORA
DWAJ WIERZYCIELE Tymona
KUPIDO i maski
TRZECH CUDZOZIEMNCÓW
POETA
MALARZ
JUBLIER
KUPIEC
STARY ATEŃCZYK
PAŹ
BŁAZEN
FRYNIA – kochanka Alcybiadesa
TYMANDRA – kochanka Alcybiadesa
PANOWIE, SENATOROWIE, OFICEROWIE-ŻOŁNIERZE, ROZBÓJNICY, SŁUŻBA.
Scena w Atenach lub w lesie niedaleko miasta.Akt pierwszy
Scena pierwsza
Ateny. Sala w domu Tymona.
Wchodzą Poeta, Malarz, Jubiler, Kupiec i inni z różnych stron.
POETA
Dzień dobry panu.
MALARZ
Rad widzę cię zdrowym.
POETA
Dawno widziany. Jakże tam świat idzie?
MALARZ
Rośnie, lecz rosnąc zużywa się trochę.
POETA
Stara nowina. Lecz co tam nowego?
Jakie zdarzenie jeszcze bezprzykładne?
Patrz na te czary wspaniałomyślności!
Jej moc te wszystkie wywołała duchy.
Znam tego kupca.
MALARZ
A ja znam ich obu;
To jest jubiler.
KUPIEC
O, pan to dostojny!
JUBILER
Rzecz dowiedziona.
KUPIEC
Nie ma mu równego;
Oddycha tylko, żeby dobrze robić;
Wyższy nad wszystkich.
JUBILER
Przyniosłem tu brylant.
KUPIEC
O, pokaż, proszę. Czy to dla Tymona?
JUBILER
Jeśli zapłaci, co wart. Co do tego...
POETA
Kto śpiewa podłość za nagrodę marną,
Ten muzę plamą napiętnował czarną,
Bo śpiewać cnotę muzy przeznaczeniem.
KUPIEC
patrząc na brylant
Prześliczna forma!
JUBILER
A przy tym bogata,
A co za woda!
MALARZ
Z twego zadumania
Wnoszę, że jakąś składasz dedykację
Na cześć patrona.
POETA
Rzecz tylko natchnienia;
Nasza poezja to guma, co cieknie
Z pnia rodzinnego. Iskra nie wyskoczy
Z kamienia, póki stal go nie uderzy;
Ale szlachetny płomień nasz sam z siebie
Bucha i jakby niewstrzymany potok
Wszystkie zapory, pieniąc się, rozrywa.
A ty coś przyniósł?
MALARZ
Obraz. Powiedz, proszę,
Kiedy na widok wyjdzie twoje dzieło?
POETA
Skoro je złożę w hołdzie. Pokaż obraz.
MALARZ
Rzecz nie najgorsza.
POETA
Czyste arcydzieło!
MALARZ
Tak, tak.
POETA
Cudowne! Jaki w tej postawie
Oddycha urok! Jaka z tej źrenicy
Wytryska siła rozumu i ducha!
Jak wyobraźnia na ustach tych igra!
A ten gest niemy każdy wytłumaczy.
MALARZ
Naśladowanie to życia niezgorsze.
A co mi powiesz o tym pociągnięciu?
POETA
Powiem: naturze naukę dać może,
Bo sztuka rysom tym nadała życie.
Od życia żywsze.
Kilku senatorów przechodzi scenę.
MALARZ
Jakie tłumy gości!
POETA
Senatorowie ateńscy. Szczęśliwi!
MALARZ
Patrz, coraz więcej.
POETA
Jakby gości potop.
W moim więc szkicu przedstawiłem męża,
Którego cały ten świat podsłoneczny
Ciśnie do serca w uczuć gorącości.
Mego polotu żaden drobny szczegół
Nie zatrzymuje; płynę jak po morzu;
Żadne zjadliwe, uszczypliwe słówko
Mej jednej komy nie zatruwa żółcią;
Lecę jak orzeł, śmiało, coraz wyżej,
Nie zostawiając śladu poza sobą.
MALARZ
Jak to rozumiesz?
POETA
Słuchaj, wytłumaczę:
Widzisz, jak wszystkie stany i rozumy,
Chwiejne stworzenia i poważne głowy
Świadczą gotowość na Tymona służbę.
Jego fortuna, swoim blaskiem strojąc
Jego szlachetną, uprzejmą naturę,
Wszystkie mu serca oddaje na własność,
Od zwierciadlanych pasożytów twarzy
Do Apemanta, którego największą
Rozkoszą samym brzydzić się jest sobą;
Ten nawet ugiął swe przed nim kolano,
W pokoju wraca do swojego domu
Skinieniem głowy Tymona bogaty.
MALARZ
Widziałem, jak z nim na stronie rozmawiał.
POETA
Na wzniosłej górze, zielonej, kwiecistej,
W mym poemacie stawiam tron Fortuny,
U stóp jej wszystkie zebrane zawody
Urosnąć chętne pracą i zasługą;
Śród tłumów, z okiem na panią wlepionym
Postrzegasz pańskie Tymona oblicze.
Fortuna ręki liliowej skinieniem
Do swego tronu każe mu przystąpić
I tym skinieniem jego wprzód rywali
Na niewolników i sługi mu zmienia.
MALARZ
Olbrzymi pomysł! Ten tron, ta Fortuna,
To wzgórze, człowiek ten z tłumu jedyny,
Na jej skinienie drapiący się w górę
Do swego szczęścia, wszystko to, mym zdaniem,
Dla sztuki naszej pyszny byłby przedmiot.
POETA
Lecz to nie koniec. Słuchaj tylko, proszę:
Wszyscy przed chwilą jego towarzysze,
Niejeden nawet znaczeniem wznioślejszy,
Są mu orszakiem, w sieniach jego stoją.
Szepcą mu w ucho słowa uwielbienia;
Świętym jest dla nich jego nawet strzemię;
Jego powietrzem tylko oddychają.
MALARZ
Dobrze, cóż potem?
POETA
A kiedy Fortuna,
Zmieniając humor, swego faworyta
Z wzgardą odepchnie, tłum cały sług jego,
Do szczytu góry drapiących się za nim
Na klęczkach nawet, obojętnym okiem
Na toczącego się w przepaść pogląda,
Lecz mu w upadku nikt nie towarzyszy.
MALARZ
Rzecz to powszednia. Mógłbym ci pokazać
Alegorycznych obrazów tysiące,
Które dobitniej od słów pokazują
Te nagłe ciosy zwodniczej Fortuny.
Chwalę cię jednak, żeś śmiał Tymonowi
Powiedzieć jasno, że ubogie oczy
Widziały nieraz magnatów koziołki.
Przy odgłosie trąb wchodzi Tymon z licznym orszakiem, rozmawiając ze Sługą Wentydiusza.
TYMON
W więzieniu, mówisz?
SŁUGA WENTYDIUSZA
Tak jest, dobry panie,
Za pięć talentów długu; wierzyciele
Są bez litości; środki jego małe.
Błaga cię, panie, byś słówko napisał
Do twardych ludzi, którzy go zamknęli;
Inaczej, panie, zginął bez nadziei.
TYMON
Biedny Wentydiusz! Nie tego ja pierza
Bym się przyjaciół w kłopotach wypierał.
Wiem, że pomocy ze wszech miar jest godny,
A więc dług płacę i wolność mu wracam.
SŁUGA WENTYDIUSZA
Zobowiązałeś go na wieczne czasy,
Dostojny panie.
TYMON
Pozdrów go ode mnie.
Dziś poślę okup. Gdy odzyska wolność,
Powiedz, że rad go w domu mym zobaczę,
Nie dość biednego postawić na nogi,
Trzeba go jeszcze podeprzeć. Idź z Bogiem!
SŁUGA WENTYDIUSZA
Niech ci we wszystkim Pan Bóg błogosławi!
Wychodzi. Wchodzi Stary Ateńczyk.
STARY ATEŃCZYK
Racz mnie wysłuchać, panie.
TYMON
Mów, mój ojcze.
STARY ATEŃCZYK
Jest w twojej służbie niejaki Lucyliusz.
TYMON
I cóż stąd?
STARY ATEŃCZYK
Rozkaż przywołać go, panie.
TYMON
Gdzie jest Lucyliusz? Niechaj się tu stawi.
Wchodzi Lucyliusz.
LUCYLIUSZ
Jestem na rozkaz.
STARY ATEŃCZYK
Dostojny Tymonie,
Ten tu jegomość, twoja kreatura,
Do mego domu zagląda po nocach.
Od mych lat młodych grosz do groszam ciułał;
Dziś moje mienie zasłużyło, myślę,
Na spadkobierców wyższych trochę stopniem
Od twoich krajczych.
TYMON
Dobrze więc, cóż dalej?
STARY ATEŃCZYK
Mam jedynaczkę córkę, żadnych krewnych,
Którym przekazać mógłbym mój majątek.
Dziewczę jest piękne, młode, wychowane
Jak jaka pani wielkim moim kosztem.
Sługa twój, panie, chce miłość jej zyskać;
Racz mi przyjść w pomoc; daj mu, panie, zakaz
Dom mój nawiedzać, bo próżne me słowa.
TYMON
To człek uczciwy.
STARY ATEŃCZYK
Niechże nim zostanie;
Jego uczciwość będzie mu nagrodą,
Mojej mu córki nie trzeba w dodatku.
TYMON
A czy go kocha?
STARY ATEŃCZYK
Młoda jest i tkliwa;
Uczy nas własnych namiętności pamięć,
Jak wiotka młodość.
TYMON
do Lucyliusza
A ty, czy ją kochasz?
LUCYLIUSZ
Kocham ją, panie, i jestem kochany.
STARY ATEŃCZYK
Gdy męża weźmie mimo woli mojej,
Bóg mi jest świadkiem, moim spadkobiercą
Pierwszy włóczęga będzie albo żebrak,
Lecz nigdy ona.
TYMON
Jaki dajesz posag,
Jeśli równego weźmie sobie męża?
STARY ATEŃCZYK
Dziś, trzy talenty, po mej śmierci, wszystko.
TYMON
Szlachcic ten długo i wiernie mi służył:
Dla jego szczęścia, jak powinność każe,
Małą ofiarę gotów jestem zrobić.
Daj mu twą córkę; co jej ty zapiszesz,
Ja z mojej strony wypłacę mężowi,
By jej był równym.
STARY ATEŃCZYK
Dam mu moją córkę,
Byleś ty raczył twoje dać mi słowo.
TYMON
Oto ma ręka, słów moich rękojmia.
LUCYLIUSZ
Dzięki ci, panie! Przyszła ma fortuna
Twoim jest dziełem, tobie się należy.
Wychodzą Lucyliusz i Stary Ateńczyk.
POETA
Przyjm moją pracę, a żyj długo, panie!
TYMON
Dzięki na teraz; wkrótce coś usłyszysz,
Nie odchodź tylko. Co to, przyjacielu?
MALARZ
To obraz, panie, racz przyjąć go w hołdzie.
TYMON
Chętnie, bo obraz to prawie sam człowiek;
Gdy podłość ludzką frymarczy naturą,
Nieraz człek tylko jest powierzchownością.
Gdy utwór pędzla jest tym, co przedstawia.
Podoba mi się twe dzieło; zobaczysz,
Że się podoba; czekaj, proszę, chwilę,
Mam z tobą mówić.
MALARZ
Niech cię Bóg zachowa!
TYMON
Witam, panowie! Daj mi twoją rękę,
Musimy dzisiaj razem obiadować.
Twój klejnot, panie, nasłuchał się dosyć...
JUBILER
Krytyki, panie?
TYMON
Pochwał nieskończonych;
Gdybym zapłacił za niego w stosunku
Do tych uwielbień, poszedłbym z torbami.
JUBILER
Cenię go, panie, wedle kursu giełdy,
Choć wiesz, że przedmiot tejże samej ceny
Wartość swą zmienia wedle właściciela.
Wierzaj mi, panie, klejnot na twym palcu
Stokroć jest droższy.
TYMON
Prześliczne szyderstwo!
KUPIEC
Nie, dobry panie, on tylko tłumaczem
Uczuć jest naszych.
TYMON
Patrzcie, kto się zbliża?
Czy chcecie, żeby zburczał was porządnie?
Wchodzi Apemantus.
JUBILER
Zniesiemy wszystko za pańskim przykładem.
KUPIEC
Każdy dostanie swoje, ani wątpię.
TYMON
Witaj! Dzień dobry, słodki Apemancie!
APEMANTUS
„Dzień dobry” oddam, gdy słodkim się stanę,
Ty psem Tymona, uczciwymi ludźmi
Ta łotrów banda.
TYMON
Czemuż łotrów bandą
Nazywasz ludzi, których nie znasz nawet?
APEMANTUS
Alboż nie są Ateńczykami?
TYMON
Tak jest.
APEMANTUS
Więc nie odwołuję tego, co powiedziałem.
JUBILER
Poznajesz mnie, Apemancie?
APEMANTUS
Widzisz, że cię poznałem, gdym cię nazwał po imieniu.
TYMON
Dumny jesteś, Apemancie.
APEMANTUS
A z niczego dumniejszym, jak z tego, żem niepodobny do Tymona.
TYMON
Gdzie idziesz?
APEMANTUS
Zamordować uczciwego Ateńczyka.
TYMON
Śmierć za to cię czeka.
APEMANTUS
To chyba zrobienie niczego prawo karze śmiercią.
TYMON
Jak ci się obraz ten podoba, Apemancie?
APEMANTUS
Bardzo, zwłaszcza dla swojej niewinności.
TYMON
Czy niedobrze pracował jego malarz?
APEMANTUS
Lepiej ten pracował, który zrobił malarza, a zrobił przecie plugawe tylko dzieło.
MALARZ
Pies z ciebie!
APEMANTUS
Twoja matka z mojego jest rodu: jeśli ja psem, czym ona?
TYMON
Czy chcesz obiadować ze mną, Apemancie?
APEMANTUS
Nie, nie jadam panów.
TYMON
Gdybyś jadł panów, gniewałbyś panie.
APEMANTUS
O, one same jedzą panów, mają też wielkie brzuchy.
TYMON
Wszeteczna uwaga.
APEMANTUS
Czy tak ją rozumiesz? Weźże ją sobie za fatygę.
TYMON
Jak ci się podoba ten klejnot, Apemancie?
APEMANTUS
Mniej niż szczerość, za którą człowiek szeląga nie płaci.
TYMON
Ile on wart, twoim zdaniem?
APEMANTUS
Niewart mojej myśli. A co tam nowego, poeto?
POETA
A co tam nowego, filozofie?
APEMANTUS
Kłamiesz.
POETA
Albożeś nie filozof?
APEMANTUS
Tak jest.
POETA
Więc nie kłamię.
APEMANTUS
Albożeś nie poeta?
POETA
Tak jest.
APEMANTUS
Więc kłamiesz. Zajrzyj do twojego ostatniego poematu, w którym przez fikcję zrobiłeś go godnym człowiekiem.
POETA
To nie fikcja, to szczera prawda.
APEMANTUS
Masz rację; godny jest ciebie i godny płacić ci za twoją pracę. Kto lubi pochlebstwo, godny jest pochlebcy. Ach, gdybym był panem!
TYMON
Co byś zrobił, Apemancie?
APEMANTUS
To samo, co teraz robi Apemantus: nienawidziłbym panów z całego serca.
TYMON
Co, nienawidziłbyś samego siebie?
APEMANTUS
Tak jest.
TYMON
A to dlaczego?
APEMANTUS
Dlatego że byłem dość głupi, abym pragnął zostać panem. Czy ty nie kupiec?
KUPIEC
Tak jest, Apemancie.
APEMANTUS
Niechże cię twój własny handel zrujnuje, jeśli nie zechcą bogi.
KUPIEC
Co robi mój handel, robią bogi.
APEMANTUS
Handel twoim bogiem, niechże cię twój bóg zrujnuje!
Słychać trąby za sceną. Wchodzi Sługa.
TYMON
Co się to znaczy?
SŁUGA
Przybył Alcybiades,
A z nim dwudziestu przyjaciół na koniach.
TYMON
Idźcie ich przyjąć i wprowadzić do nas.
Wychodzi kilku dworzan.
Musicie dzisiaj obiadować ze mną;
Zostańcie, póki nie złożę wam dzięków.
Pokażesz dzieło mi twe po obiedzie.
Szczęśliwy jestem, gdy was tutaj widzę.
Wchodzi Alcybiades z przyjaciółmi.
Witaj nam, witaj!
APEMANTUS
O tak! bardzo pięknie!
Bodaj skostniały wasze gibkie członki!
W sercu tych łotrów tak mało przyjaźni,
Uścisków jednak i pokłonów tyle!
Człowiek się, widzę, w koczkodana zmienił.
ALCYBIADES
Zgłodniały byłem twojego oblicza,
Pozwól, choć teraz niech się nim nasycę.
TYMON
Witaj nam, panie; nim się pożegnamy,
Spędzimy razem kilka chwil wesołych.
Raczcie wejść ze mną.
Wychodzą wszyscy prócz Apemanta. Wchodzą dwaj panowie.
PIERWSZY PAN
Która godzina, Apemancie?
APEMANTUS
Godzina uczciwości.
PIERWSZY PAN
Godzinę tę zawsze zegar pokazuje.
APEMANTUS
Tym też gorzej, że nie spostrzegłeś jej dotąd.
DRUGI PAN
Idziesz na ucztę Tymona?
APEMANTUS
Idę, bo chcę widzieć, jak mięso napycha łotrów, a jak wino rozgrzewa głupców.
DRUGI PAN
Bądź zdrów! Bądź zdrów!
APEMANTUS
Wielkie robisz głupstwo, dając mi dwa pozdrowienia.
DRUGI PAN
Dlaczego, Apemancie?
APEMANTUS
Należało ci jedno zachować dla siebie, bo ja ci go dać nie myślę.
PIERWSZY PAN
Idź się powiesić.
APEMANTUS
Nie mam zamiaru słuchać twojej rady; daj ją twojemu przyjacielowi.
DRUGI PAN
Precz stąd, psie wściekły! Albo sam cię wygonię.
APEMANTUS
Umykam jak pies przed wierzgnięciem osła.
Wychodzi.
PIERWSZY PAN
Co za mizantrop! Lecz idźmy z bogactwa
I gościnności Tymona korzystać.
On dobrotliwszy od dobroczynności.
DRUGI PAN
Rozlewa łaski, a Plutus, bóg skarbów,
Tylko podskarbim na jego jest służbie.
Każdą usługę siedmiokrotnie spłaca;
Dar każdy taką wetuje nagrodą,
Że wszelką miarę wdzięczności prześciga.
PIERWSZY PAN
Świat nie posiada szlachetniejszej duszy.
DRUGI PAN
Przy tej fortunie niech Bóg go zachowa!
Lecz wejdźmy.
PIERWSZY PAN
Pójdę za twoim przykładem.
Wychodzą.