Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ulice Szczecina - ebook

Data wydania:
1 stycznia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
21,00

Ulice Szczecina - ebook

"Ulice Szczecina" to dzieje miasta – od zarania aż po współczesność – widziane właśnie z perspektywy jego ulic. Książka zawiera 24 barwne szkice, w których historia łączy się z literaturą, topografia z eseistyką, a wszystko razem układa się w szczególnego rodzaju bardzo osobisty przewodnik po miejscach i czasie.
Niniejsza książka to kolejne wydanie ""Ulic Szczecina"", poprawione i rozszerzone.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64974-83-0
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

szczecińskich ulic historia prywatna

Dlaczego szczecińskich?

Dlatego, że Szczecin jest miastem niezwykłym, i tajemniczym. Tajemniczym, bo w gruncie rzeczy – nawet nam, którzy tu mieszkamy, żyjemy – mało znanym. Jest też – ze względu na swe dzieje, powikłane i dramatyczne jak sensacyjna powieść – wdzięcznym obiektem zainteresowania. I symbolem naszych czasów mieszających wątki, języki, szczegóły.

Dlaczego ulic?

Dlatego, iż to właśnie ulice – krzyżujące się, zmieniające swe nazwy i swój bieg, łączące się z innymi jak rzeki – stanowią najlepszą ilustrację dziejów miasta. Takiego zaś miasta jak Szczecin w sposób szczególny.

Dlaczego historia?

Dlatego, że dzieje miasta, widziane z perspektywy dziejów ulic, placów i zaułków, układają się w mozaikę równie bogatą i precyzyjną jak plan miasta. A w skomplikowanej historii Szczecina perspektywa ta pozwala dostrzec zarówno ciągłość, jak i zmienność, czyli całą dynamikę miejskiego żywota.

Dlaczego prywatna?

Dlatego, iż Szczecin jest moim miastem. I że wiele okruchów jego historii wiąże się z moimi własnymi doświadczeniami. Dlatego również, że dzieje opisanych tu ulic i placów nie roszczą pretensji do rangi dzieła naukowego: obiektywnego i chłodnego zapisu. Są raczej zapisem moich spotkań z dziejami miasta u zbiegu jego ulic.

Artur Daniel LiskowackiUlica Herbowa

Herb. Zawsze miałem wrażenie, że słowo to ma intensywny cierpko-słodki zapach. Jak dzieciństwo. Bo też żadna pora naszego życia nie przechowuje w pamięci tak mocnych zapachów jak ono. A moje dzieciństwo to właśnie ta ulica. Liliowa woń bzu, ciężki aromat jaśminu, aksamitna egzotyka płatków dzikiej róży.

Herb. Herbarz. Nie ma przypadku w podobieństwie słów. Mój pierwszy szkolny zielnik, zeszyt pełen liści zeschłych prędko i pachnących snem, wypełniły zbiory właśnie tu, na tej drzewnej i krzewnej ulicy gromadzone. Ulicy spływającej jak struga ku parkowi Kasprowicza, a od Jasnych Błoni oddzielonej murem, tak dziwnym w tej zieleni, i szeregiem topoli wypełniających wiosenne powietrze anielskim puchem. Po drugiej stronie ulicy, tam gdzie później postawiono banalne bloki, rozciągały się „pola”. Tak mówiliśmy my, dzieci, biegnąc do swych zabaw: idę na pola! Pola pełne ziół: tasznika, babki, mlecza, koniczyny, dzikiego szczawiu...

Taka była moja ulica ukryta na skraju Śródmieścia, z rzędem solidnych domów, pełna zielonych podwórek – tak wspaniałych i własnych jak małe ojczyzny – u szczytu skarpy nad kamienną niebuszewską niecką. Herbowa. Taki początek. Więc jeśli to nawet przypadek, zbieg okoliczności – jak nie uwierzyć, że okoliczności zbiegły się z nią właśnie, splątały z jej imieniem, połączyły w węzeł nieodpartej metafory?

Herb, symbol dziedzictwa. Od niemieckiego: Erbe – tarcza z godłem. A równocześnie – łacińskie słowo herba, czyli zioło. Zatem: korzenie traw? W przeszłości zakorzenienie? Zapach pamięci? Bo taki to jest właśnie splot dwóch pojęć. Z jednej strony rodowe herbarze, księgi herbów, czyli znaków wywodzących się od rysunków na chorągwiach i tarczach rycerskich. Z drugiej strony herbarze, czyli zielniki, obrazy przyrody.

Pierwszy rodzimy zielnik „Herbarz polski...” – dzieło „o przyrodzeniu zioł y drzew rozmaitych” – napisany został w XVI wieku przez Marcina z Urzędowa. Stąd jeszcze jedno zderzenie znaczeń i zbieg okoliczności, bo tam Marcin z Urzędowa, a tu w dole, na początku ulicy – Urząd Miejski. Urząd miasta z herbowym gryfem – miasta będącego kiedyś stolicą książęcą, siedzibą władców, którzy tym właśnie gryfem się pieczętowali, nie wiedząc, że przyda on ich rodowi imienia. Gryfici. To trochę tak, jakby o Piastach mówić: Orłowscy. Gryfici, po prostu... Po prostu, a przecież tajemnica heraldyki wzmaga jeszcze tajemniczość początków. Pomorskich, szczecińskich, książęcych. Najstarszą pieczęć z gryfem zostawił po sobie Bogusław II – pochodzi ona z 1214 roku. Ale gdzie tego pierwszego gryfa szukać? W legendzie?

Legenda, prawdę mówiąc, rozczarowuje. Nic w niej ze Sfinksa, któremu gryf tak się wydaje bliski. Rycerz Żelisław wraz z drużyną przez las książęcy jedzie. I widzi gniazdo w koronie dębu, a w nim stwory dziwne, lecz przyjazne: głowy u nich orle, ciała zaś lwie. Pana swego wzywa więc Żelisław, a książę – nadziwowawszy się im do woli i za dobrą wróżbę poczytawszy – obiera gryfy za godło. Dla siebie i swego rodu.

Na herb to wystarczy, lecz czy również na tajemnicę? Mityczną wieloznaczność? Zagadkę dynastii? Gryf – istota na wpół skrzydlata, na wpół płowa i władcza – dlaczego jego właśnie związali ze swym losem Gryfici? Dziedzictwo, korzenie traw, herb, herba, Erbe... Mnich Angelus ze Stargardu miał z pewnością jak najlepsze intencje, gdy w swej genealogii początków korzeni Barnima I szukał w rodzie Attyli. I pewnie zadowolił swych protektorów starożytną grozą tego imienia. Lecz czas pokazał, że pochlebstwo wyszło mu liche, a wszelka analogia wątpliwa i gorzka. Nie byli bowiem Hunami słowiańscy książęta Pomorza. Nie dlatego nawet, że szczególnie kochali sielanki, ale że ich sił starczało ledwie na obronę, podbój zaś im samym zagrażał i nieraz doń dochodziło. Tak było aż do śmierci ostatniego Gryfity, Bogusława XIV, schorowanego i bezradnego świadka własnej klęski.

A owi Hunowie? Cóż, rzec by można, iż w genealogii stargardzkiego mnicha tkwi jakieś ziarno. Bo to Hunowie przecież, gdzieś w połowie IV wieku, ruszając ze swych azjatyckich komyszy popchnęli ludy Europy do gwałtownej migracji na zachód. Germanie – odepchnięci – sami na Rzym spadli. Czy to wtedy wlała się na Pomorze, aż po Strzałów (Stralsund) i Bardo, słowiańska fala?

Ale gryf starszy jest od tych wędrówek. To nic dziwnego, że przeżył śmierć ostatniego Gryfity, pozostając w herbach pomorskiej, zjunkrzonej rychło szlachty, w godłach pomorskich miast, w tarczy Szczecina. Ten gryf z tak daleka, że jak z baśni. Mityczny demon Mezopotamii, potwór z asyryjskich reliefów, babilońskich pieczęci, egipskich malowideł. Grecki gryps poświęcony Apollinowi i Artemidzie, siła i czujność spojrzenia, w średniowieczu uświęcony jako symbol podwójnej – bo ludzkiej i boskiej zarazem – natury Chrystusa. Gdyż orzeł był znakiem nieba, a lew po ziemi władczo stąpał. Gryf – solarny symbol zmartwychwstania.

Zmartwychwstania w dziedzictwie? W sztafecie pokoleń? W wierności tradycji? Chłopiec, którym byłem na ulicy Herbowej, dostrzegał tylko głowę czerwonego orła. Bo tyle z dwoistego gryfa zostawił Szczecinowi Barnim, herb miastu nadając.

Ulica Herbowa na planie z 1919 roku nie miała jeszcze nazwy. Zabudowana, zyskała imię Gustawa Alberta Lortzinga – berlińskiego kompozytora oper z pierwszej połowy XIX wieku. Tworzył on sporo, żył krótko. Ale że tajemniczo czasem splatają się korzenie przeszłości, pozostawił Lortzing po sobie muzykę do dramatu „Der Pole und sein Kind” i wprowadzoną doń pieśń ze słowami: „Zu Warschau schwuren tausend auf dem Knien”... Zgadywano więc potem, że autorem muzyki do słynnej pieśni listopadowego powstania: „Walecznych tysiąc opuszcza Warszawę”... był właśnie on...

Nie miałem o tym pojęcia, gdy moi plastikowi żołnierze w mundurach listopadowych podchorążych powtarzali dla mnie, w pokoju przy ulicy Herbowej, rok 1830.Ulica Gontyny

Tej ulicy właściwie nie ma. Ot, zygzak na planie miasta. Łącznik między ulicą Jana Matejki – sunącą tu szybko w dół, w kierunku na Bolinko i Łęgi – a ulicą Emilii Sczanieckiej, będącą dla odmiany wspinaczką, na której aż sapią przeciążone autobusy. Lecz fakt ten akurat się zgadza z imieniem, bo pani Emilia, szlachcianka z Poznańskiego, czynami swymi poświadczyła, że wspinać się uparcie wybraną drogą znaczy żyć właśnie. I tak też żyła ta społecznica – jak z kart pozytywistycznej powieści, piękna romantyczka opatrująca powstańcze rany w latach 1831, 1848, 1863.

Wracając jednakże do ulicy Gontyny: niełatwo rozpoznać ją zza szyb autobusu, zapamiętać po domach, sklepach... Choć kiedy spytać przechodniów, zawsze powiedzą: to gdzieś tu, w pobliżu. Nawet wtedy, gdy sami stoją na tym szerokim, w zieloną klamrę drzew ujętym zakręcie, ochrzczonym tak, że nie wiedzieć czyim imieniem.

Ulica Gontyny: pamięć zastygła w słowie, chropawym i okrągłym zarazem. Niby swojskim, lecz jednocześnie obcym – pewnie przez grymas historii i ludzki błąd. Herbord, kronikarz Ottona z Bambergu, napisał w swej relacji: „contine”. Mozolono się, by tę łacinę spolszczyć. By wydobyć z niej żywe brzmienie sprzed wieków. I wymyślono gontynę – od gontów. Dopiero później historycy językoznawcy orzekli, że to omyłka. Bo „contina” od kący, czyli kuczy, pochodzi. A więc od chaty, domostwa. Zatem: kącina. I już cieplej, bliżej, bo kąt, bo własny. Lecz czyja była ta kącina, czyj dom w zapomnianym słowie? Tych, po których ślad mocniej jeszcze zatarty niż przebieg owej ulicy – pomorskich bogów.

Rok 1124. Wolińskie statki wiozą bamberskiego biskupa – uzbrojonego w ewangelię, pastorał i pełnomocnictwo polskiego księcia. Trzy lata wcześniej książę ów skąpał Pomorze we krwi. Nieskoro się więc szczecinianom targować z jego wysłannikiem. Spróbowali jednak i udało się im uzyskać od Bolesława zmniejszenie daniny, jaką podbite miasto miało mu płacić. Taki rachunek wystawiono misji za detronizację Trygława.

Być może topornie sobie poczynam, wpisując ów targ w duchowe dzieje miasta. Lecz czy nie ma pokusy, aby pisać o tym handlu, gdy się wie o kupieckich namiętnościach Szczecina? Niechże zatem zostanie w dziejach i ten rachunek za chrzest. Rachunek finalny i ostateczny. Bo śmierć Trygława, mimo późniejszych prób pogodzenia go z Chrystusem (przez jakiś czas w szczecińskiej kącinie stały wspólnie krzyż i trzygłowy posążek), zakończyła pewien rozdział, by rozpocząć następny. Słowiański panteon Swaroga,Swarożyca, Porwita, Jarowita, Rujewita, Świętowita (wersja Światowid – to błąd, zachowany w nazwie księgarni przy alei Wyzwolenia, ale czy takiej ulicy mógł patronować Świętowit?), budowany ówcześnie z wielkim natężeniem, by dorównać chrześcijaństwu siłą kultu i organizacji, musiał runąć. Tym prędzej, im prędzej wzrastał.

Kącinę Arkony na Rugii zdruzgotał – nieco później – wojowniczy duński biskup Absalom. Szczecińska kącina Trygława, usytuowana na zamkowym wzgórzu, ginęła pospoliciej. Można też rzec: w cywilizowany sposób. Bo był Otton rzeczywiście misjonarzem. I niewątpliwie zadziwił szczecinian, gdy przy rozbiórce ich bogatej świątyni nie zechciał niczego dla siebie. Wziął tylko potrójne oblicze Trygława, odrąbując je od korpusu, by wysłać do Rzymu na znak zwycięstwa swej misji.

Więc ulica Kąciny. Tyle jej właśnie, co i pamięci. Trochę jakby wstydliwej, zażenowanej – że pogański prymityw, magia, gusła. Trochę jakby do wtóru tej wzgardzie, która niemieckim historykom spód cienia swastyki dyktowała tezę, iż słowiański Olimp to tylko puste echo germańskich mitów. I że nie byłoby Trygława, gdyby pomorskich kapłanów nie huknął w ciemię młot Thora.

A przecież Ebon i Herbord nic o tym wiedzieć nie chcą. A przecież w największej i najpiękniejszej ze szczecińskich kącin, w tej właśnie gdzie mieszkał „trzygłowy bałwan”, przybyłych szczecinian ogarniały na widok „dziwnej sztuki i kunsztu” zdumienie i podziw. Bo obrazy „ludzi, ptaków i zwierząt” wymalowane na ścianach zdawały się „oddychać i żyć”. Jeszcze żyły, nim ogarnął je płomień. A sam Trygław, z ustami i oczami za przesłoną ze złotej blachy, nie otworzył oczu ani ust, gdy świątynne belki rąbano na rozpałkę. Brali je ponoć chętnie nawet jego kapłani. Złote blachy, by nie skalać bóstwa niegodnym spojrzeniem? Czy też, na odwrót – by nie poraził patrzących nań jego wzrok, jego głos?

Nie poraził. Może mimo zasłony widział on więcej niż ci, którzy podnieśli na niego topory? Na przykład to, że ulica Gontyny zwać się będzie przez lata Kirchensteig – Kościelną Ścieżką. Bo tędy poprowadzi droga do kościoła pod wezwaniem św. Piotra i Pawła. Tego kościoła, który w średniowiecznym, dwujęzycznym Szczecinie przypisany był ludności słowiańskiej. Więc od kąciny do świątyni? Porządek dziejów czy tylko biegu ulic?

A złote blachy, zasłony zdarte z Trygława? Odpowiem tak: przy skrzyżowaniu ulic Sczanieckiej i 1 Maja jest kąpielisko Gontynka. I pewnie tu cię skierują przechodnie, gdy zapytasz o ulicę Gontyny. Gontynka jednakże – zdrobnienie śmieszne i bez sensu. Lecz właśnie tu, w epoce licealnych westchnień, przychodziliśmy z dziewczętami, by pływać w chlorowanej wodzie i leżeć obok siebie na trawie. A one pozwalały nam smarować swe plecy, żeby się opalić piękniej...

Dotyk skóry, gorącej od słońca a nieznanej wcześniej – pierwszy dotyk tajemnicy. Złote zasłony rozpływały się pod tym dotykiem. Zostawało drżenie rąk i serca. Jak zawsze wtedy, gdy umiera tabu, a równocześnie rodzi się coś, co jeszcze lękamy się nazwać.nota biograficzna autora

Artur Daniel Liskowacki (ur. 1956 r. w Szczecinie) – prozaik, poeta, eseista, autor słuchowisk radiowych oraz książek dla dzieci. Publicysta i krytyk teatralny. Prezes zarządu Fundacji Literatury imienia Henryka Berezy. Mieszka w Szczecinie. Laureat I nagrody II Krajowego Festiwalu PR i TVP „Dwa teatry 2002”, Nagrody Artystycznej Miasta Szczecina (2002) oraz Nagrody 60-lecia PR Szczecin (2005). Jego powieść Eine kleine znalazła się w finale Nagrody Literackiej Nike 2001 i otrzymała I nagrodę w kategorii prozy VI Konkursu Literackiego Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek (2002). Powieść Mariasz nominowano do Europejskiej Nagrody Literackiej (2009), a zbiór opowiadań Capcarap nominowano do Nagrody Literackiej Nike 2009. Wydał m.in. książki dla dzieci: Balbaryk i skrzydlate psy (1982), Balbaryk i Złota Piosenka (1985), Najbłękitniejsze oczy (1987), Śnieżynek (1997); tomy wierszy: Autoportret ze szminką (1985), Atlas ptaków polskich (1994), To wszystko (2006), Po sobie (FORMA 2010), Elegijki (2013); zbiory opowiadań: Dzikie koty (1986), Szepty miłosne (1996), Capcarap (FORMA 2008; wydanie 2 poszerzone, FORMA 2014), Skerco (FORMA 2011); eseje: Ulice Szczecina (1995; wydanie 2, poprawione i rozszerzone, FORMA 2016), Cukiernica pani Kirsch (1998), Pożegnanie miasta (2002), Kronika powrotu (FORMA 2012), Ulice Szczecina (ciąg bliższy) (FORMA 2015); powieści: Eine kleine (2000, FORMA 2009), Mariasz (FORMA 2007), Murzynek B. (2011). Jego opowiadania znalazły się w antologiach: 2008 (FORMA 2008), 2011 (FORMA 2011), 2014 (FORMA 2014), 2017 (FORMA 2017), City 3 (FORMA 2016).w serii piętnastka ukazały się:

Henryk Bereza „Względy”, „Zgłoski”, „Zgrzyty”

Kazimierz Brakoniecki „Dziennik berliński”

Maciej Cisło „Błędnik”

Jan Drzeżdżon „Łąka wiecznego istnienia”

Anna Frajlich „Czesław Miłosz. Lekcje”, „Laboratorium”

Paweł Gorszewski „Niecierpiące zwłoki”

Tomasz Hrynacz „Noc czerwi”

Lech M. Jakób „Poradnik grafomana”, „Poradnik złych manier”, „Rzeczy”

Paweł Jakubowski „Kopuła”

Zbigniew Jasina „Drzewo oliwne”

Jolanta Jonaszko „Bez dziadka. Pamiętnik żałoby”

Gabriel Leonard Kamiński „Pan Swen (albo wrocławska abrakadabra)”

Bogusław Kierc „Cię-mność”

Artur Daniel Liskowacki „Capcarap”, „Kronika powrotu”, „Ulice Szczecina”, „Ulice Szczecina (ciąg bliższy)”

Krzysztof Lisowski „Czarne notesy (o niekonieczności)”, „Motyl Wisławy. I inne podróże”

Krzysztof Maciejewski „Dziewięćdziesiąt dziewięć”, „Osiem”

Tomasz Majzel „Opowiadania w liczbie pojedynczej”, „Treny Echa Tropy”

Piotr Michałowski „Cisza na planie”

Mirosław Mrozek „Odpowiedź retoryczna”

Ewa Elżbieta Nowakowska „Merton Linneusz Artaud”

Halszka Olsińska „Bliskie spotkania”, „Małostki”, „Złota żyła”

Paweł Orzeł „Cudzesłowa”

Mirosława Piaskowska-Majzel „(Po)między”

Karol Samsel „Jonestown”, „Prawdziwie noc”, „Więdnice”

Bartosz Sawicki „Krucha wieczność”

Eugeniusz Sobol „Killer”

Ewa Sonnenberg „Wiersze dla jednego człowieka”

Wojciech Stamm „Pieśni i dramaty patriotyczne i osobiste”

Grzegorz Strumyk „Re _ le rutki”

Leszek Szaruga „Kanibale lubią ludzi”

Wiesław Szymański „Skrawki”

Michał Tabaczyński „Legendy ludu polskiego. Eseje ojczyźniane”

Paweł Tański „Glinna”, „Kreska”

Maria Towiańska-Michalska „Akrazja”, „Engram”, „Z Ameryką w tle”

Andrzej Turczyński „Źródła. Fragmenty, uwagi i komentarze”

Miłosz Waligórski „Długopis”

Henryk Waniek „Notatnik i modlitewnik drogowy (1984-1994)”

Leszek Żuliński „Suche łany”
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: