- nowość
- promocja
-
W empik go
W imię matki i córki - ebook
W imię matki i córki - ebook
„Siedem lat mieszkała za granicą. Chciała być daleko stąd. Wyglądało na to, że tam zostanie. A ona któregoś dnia wróciła i stanęła w progu naszego berlińskiego mieszkania. Nagle musiałam oddać córce trochę przestrzeni, a tak naprawdę chciałam być tu sama, by pracować, pisać i czytać, przerzucać tony papieru, bo do tego się kształciłam, doktoryzowałam i habilitowałam. Tak, jestem doktorem –
ale ani od duszy, ani od ciała, tylko od papieru i słów”.
Słowa bywają różne, pełne miłości lub bólu, pełne ukrytych historii. Bo matka i córka mają sporo do przepracowania. Wspierają się, ale też ścierają. Bywa, że mają dość – siebie i wszystkiego wokół.
A w końcu i tak szukają opasłego Gombrowicza, żeby ustawić na nim laptop i obejrzeć odcinek Emily w Paryżu. Bo wiedzą, że dadzą radę, że wyjdą z kryzysu mocniejsze i wszystko będzie dobrze.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8387-609-2 |
Rozmiar pliku: | 3,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jestem podobno w złym stanie. Tak przynajmniej twierdzi moja córka. A dzieci wiedzą wszystko, prawda? Przynajmniej tak mi się wydaje. Widzą nasze cienie.
***
Przestraszyłam się, gdy kilka lat temu zadała mi pytanie, czy może wrócić do domu, czyli wprowadzić się do mnie.
Zająknęłam się, zanim wykrztusiłam (co prawda nie od razu! dopiero po kilku dniach!): „Przyjedź, jasne, zamieszkaj u mnie, oczywiście!”.
Selina: Przecież tak nie powiedziałaś. Powiedz prawdę, mamo.
Nie spodziewałam się tego. Mój scenariusz dla niej był zupełnie inny. Pasmo radości i sukcesów. Widziałam ją na uniwersytecie, jak dowcipnie i mądrze wygłasza referaty, elegancko gestykulując. Widziałam ją piszącą i nauczającą, z kochającym mężem i dziećmi.
Selina: Myślę, że mnie nie widziałaś, mamo, nie miałaś wizji mnie, zajmowałaś się głównie sobą. To brzmi, jakbyś była altruistyczna i się o mnie martwiła, a tak nie jest. Chyba piszesz, mamo, nieszczerze. Nie chodziło ci o scenariusz dla mnie, chciałaś być sama, chciałaś być z partnerem.
Już od siedmiu lat przebywała za granicą, w Anglii. Studiowała psychologię. Robiła doktorat. Chciałam, aby podążała moimi akademickimi śladami. Szła drogą, którą przetarłam, wytyczyłam jako pierwsza w rodzinie. (Nie jestem pewna, czy była to droga moich marzeń, ale na nią wpadłam i nią szłam, starając się zrobić z tego, co najlepsze).
Ale coś nie wychodziło z tym doktoratem. Coś utknęło, stanęło w miejscu i nie chciało ruszyć do przodu – mimo jej talentu i pasji. Skończyło się stypendium. Nie mogła utrzymać dłużej mieszkania w S., właściwie pokoju, bo dzieliła typowy angielski domek ze swoim niemieckim kolegą, Koziorożcem, spokojnym i uziemionym tak jak ona.
Coś się kończyło. Coś nie mogło się spełnić. Coś miało potoczyć się inaczej.
***
Właśnie. A jest przecież taka dobra w te klocki. Od małego chciała zostać psychologiem. No dobrze, na samym początku policjantką – od momentu kiedy pewna młoda przedstawicielka tej profesji z bronią wtargnęła do naszego mieszkania w bloku na Kreuzbergu, aby skorzystać z telefonu.
Potem, gdy leczyłyśmy naszą golden retrieverkę Nelly u sympatycznej pani doktor – weterynarzem. Później, tak trochę na żarty – ekspertką. W końcu, po kilku naszych wspólnych sesjach u pani Goldberg po moim rozwodzie – psychologiem, dokładnie tak.
Miała około dziesięciu lat, gdy z błyskiem w oku rzuciła mi wyzwanie w naszej berlińskiej kuchni: „Mama, du bist psychisch krank (Mamo, jesteś chora psychicznie)! Haaa, ha, ha, ha, ha!!!”. Fascynowały ją i bawiły te słowa. Wychwyciła też gdzieś nazwisko „Sigmund Freud”, nie pamiętam, w jakim kontekście, ale kontekst ten rozbawił ją do łez.
***
Świat się dziwi. Świat nie lubi takich dziwactw. Córka znów u pani? Dlaczego? Czy to wypada? Co powie na to rodzina? Co sąsiedzi? Prawda?
Selina: Mamo, ale przecież głównie chodziło ci o Mareiko, nie o to, co powie świat. Nie miałaś ochoty ze mną mieszkać.
Była w depresji. Przyjechała leczyć rany. Czułam to. Czułam także, że mam w tym wszystkim spory udział. Karma wraca, wiadomo. Wszystko wraca. Co odsunięte, zaniedbane, niezbawione.
Byłam winna.
***
Uchyliłam więc lekko drzwi i dwudziestosześcioletnia Selina z kilkoma walizami przecisnęła się przez próg mojego skromnego, zagraconego berlińskiego lokum, sześćdziesiąt pięć metrów kwadratowych, już w przedpokoiku witającego gości obrazkiem z wyhaftowanym napisem: „May our house always be too small to hold all of our friends” („Niech nasz dom zawsze będzie zbyt mały, by pomieścić wszystkich naszych przyjaciół”). Selina dostała go kiedyś od swojej przyszywanej rodziny z Ameryki.
Parę dni później nadciągnęły paczki, które sama sobie z wyspy do domu, do Berlina, nadała, przez jakąś polską firmę transportową, żeby było taniej.
I musiałam zrobić jej miejsce.
Bożesztymój? Ileś ty tych bibelotów w tej Anglii nazbierała?
Selina: Tak nie powiedziałaś, mamo. Przecież mieszkanie było już zagracone, pełne twoich bibelotów.
Wprowadziła się do swojego pokoju z dziecięcych lat, gdzie do dziś wiszą namalowane przez nią kiedyś obrazy – kolorowe i baśniowe, w których każdy element bardzo skrupulatnie oddzielony jest od drugiego. Kwiaty, motyle, amerykańskie barwy narodowe, kamienice o oknach wypełnionych światłem, orientalne świątynie o złotych kopułach, młode dziewczyny z długimi włosami i koronami na głowach, małe księżniczki, głębokie studnie i – rusałka z rybim ogonem kołysząca się na morskiej fali.
Selina: Ona nie jest na fali, tylko na kamieniu.
I znowu jesteśmy razem.
Chór: Yeeeessssssssss!
Mojry chichoczą po kątach, a echo roznosi ich głosy, śmichy-chichy odbijają się od wszystkich ścian jak piłki, skaczą wesoło, skaczą złowieszczo po podłodze. Wieszczą wielkie wyzwanie.
W tle pojękiwania dusz czyśćcowych.
Przytłumione głosy przodkiń.
***
Po krótkiej fazie oporu zrozumiałam, że jakoś muszę stawić czoła tej ryzykownej przygodzie, zmienić pewne przyzwyczajenia, trzymać ludzi, którzy ją skrzywdzili lub nie byli jej życzliwi, z daleka od domu.
Tym bardziej że moja feministyczna terapeutka o bstawała przy tym, abym dała córce przestrzeń, której nie miała w dzieciństwie, bo najwidoczniej wtedy ktoś jej tę przestrzeń naruszał. (No cóż, faktycznie tak było). Żebym tym razem lojalnie przy niej stała. Dała jej to, po co do mnie przyjechała.
Zatem niech nas Bóg prowadzi, życzcie nam powodzenia!
W imię Matki i Córki – ruszamy.
Będziemy poruszać się spiralnym ruchem, będziemy zaglądać w głąb.
Niewiele będzie się działo na powierzchni. Pod spodem zaś – wszystko.
Chór: W imię Matki i Córki – ruszają.Zachcianki i bóle
Jestem w złym stanie. Już od wielu lat. Dlaczego?
Z różnymi sugestiami na ten temat przedzierają się do mnie sny.
Przemykają przeze mnie nocą, wczesnym rankiem, gdy nie chce mi się wstawać, a prawie nigdy nie chce mi się wstawać. Czasem rozbłyskują wyraziście niezapomnianym obrazem, słowem.
Nie wiem, kto mi je zsyła.
Sen: Jestem na konferencji, pewnie naukowej, literaturoznawczej, nudnej jak flaki z olejem. Grupa młodzieży z Czech zerka na mnie z boku podejrzliwie i oddala się o parę kroków. Jednak za chwilę ostrożnie przysuwa się do mnie jakaś młoda dziewczyna i szepcze poufnie, zakrywając ręką usta: „My się pani boimy, bo pani jest bojownikiem Państwa Terrorystycznego”.
Co takiego? Ja?
Chór: Na miłość boską!
***
Więc można być bojownikiem, nie mając o tym pojęcia? Bojownikiem ukrytym? Zakamuflowanym nawet przed samym sobą?
Selina: Dzięki Bogu za tę dziewczynę, bo inaczej byś się nigdy tego nie dowiedziała.
Państwo Terrorystyczne to tylko metafora, nie potrzebuję wiele czasu na jej rozszyfrowanie. Gotuję się z wściekłości, taka prawda. Dźwigam ze sobą ciężki ładunek wybuchowy i chcę wysadzić w powietrze cały świat.
Wszystko zmienić, stworzyć na nowo. Wszystko!
Tak, bo krew mnie zalewa.
Oczywiście w realu nikt się po mnie tego nie spodziewa. A czego się spodziewa? Że będę całe życie siedzieć jak mysz pod miotłą? Słuchać jak dzik grzmotu? Wciąż jeszcze udawać, ciągnąć zakłamaną grę?
(Dokładnie tak będę robić).
Czy ja mam milczeć? W imię czego?
W imię Ojca i Syna i Ducha Wszechmogącego?
***
W zasadzie jestem gotowa na wszystko.
Ale tylko w zasadzie!
Bo z jakiejś przyczyny nie wybucham jednak. Nic nie mówię. Nie wyciągam broni palnej ani nawet miecza. Przynajmniej na razie.
Selina: Ale w jakim kontekście? Bo do mnie to wyciągasz czasem ten miecz. (Mrugnięcie).
Stoję zaczajona i czekam. Jak ofiara, która ma być ofiarowana. Która do końca chce być dobrym człowiekiem, tak być postrzegana. Nikogo nie dotknąć, nie urazić, nikomu nie odmówić, nikomu nie zrobić krzywdy.
Może wtedy będę kochana. Oj, na pewno!
***
„Należy mieć to w dupie”.
Tak powiedziałam kiedyś do Seliny, jakoś w biegu, i to jej się bardzo spodobało. To byłby fajny tytuł na książkę! Mówi: „Należy mieć to w dupie. I po prostu mówić prawdę”.
I śmieje się w głos. A jej śmiech jest jak prawdziwe perły.
No właśnie. Ona jest prawdziwa.
Ja też staram się być sobą, ale za bardzo się naginam, bywam zbyt uległa, nie idę na całość, kryję się a to za jednym drzewkiem, a to znów za drugim, robię tysiąc rzeczy, żeby nikogo nie-skrzywdzić-nie-rozgniewać. I w ten sposób też krzywdzę, na przykład dziecko albo siebie, albo jeszcze kogoś innego.
Chór: Grzecz-na dziew-czyn-ka, grzecz-na-dziew-czyn-ka!
***
Wiele powiedział mi także inny sen, który wam zdradzę.
Sen: Wielka butla z wodą mineralną wylatuje mi z rąk, gdy zjeżdżam pędem schodami ruchomymi w dół w jakimś przydworcowym niemieckim centrum handlowym, chyba na Gesundbrunnen. Butla leci na ludzi w zastraszającym tempie. A ja wołam z góry, ostrzegam: „Uwaaagaaaaaa!!!”.
„To są twoje emocje, ta woda” – mówi córka, stojąc przy kuchence, w piżamie w soczysty deseń kiwi (Selina: „To nie kiwi, to awokado!”), robiąc sobie śniadanie, smażąc sobie pachnące pankejki amerykańskie, na których za chwilę pięknie poukłada borówki, też amerykańskie (Selina: „Nie, to nie tak, borówki są w środku, na wierzchu ułożę banany!”).
***
Ale czy to nie idiotyczne? Moje emocje zamknięte w butelce wiodą jakiś oddzielony ode mnie, demoniczny żywot? I mogą tak naprawdę zabić?
Co to za emocje, do diabła?
Selina: Mamo, przypominasz mi mojego byłego chłopaka, który pytał mnie kiedyś, czy mogę mu wytłumaczyć, dlaczego płakał w pewnych momentach życia.
Jakieś choróbska i niedomagania zaczynają się mnie czepiać, autoimmunologiczne. Organizm rzuca się sam na siebie, warczy na siebie złowrogo, hoduje w sobie najgorszego wroga. Bo go opuściłam.
Łupią mnie palce prawej ręki, coraz bardziej, przy każdej najgłupszej czynności, myciu rąk, zwłaszcza przy myciu, a mycie to podstawa w naszych dziwnych czasach.
Palce łupią mnie przy zmiataniu kruszynek chleba ze stołu, z obrusa, po śniadaniu, w kuchni z całkiem przyjemnym balkonem z widokiem na zielone podwórze pełne wiewiórek, lisów, wron, gołębi, wróbli, sikor, a niekiedy wspinających się po rusztowaniach szopów, w wielkim, dzikim, dziwnym niemieckim mieście, w którym wychowała się moja córka. I którego pokochać jeszcze nie umie.
Te lisy i szopy to pewnie z lasu Grunewald się tu przekradają.
Tak naprawdę to boli mnie tylko jeden palec, palec serdeczny, na którym nosi się pierścionki zaręczynowe.
Pierścionki zaręczynowe, koń by się uśmiał!
Miłość!
Chór: Zachciało się zaręczyn w tym wieku!
Selina: A zachciało się?
***
Należało już wcześniej słuchać migreny, tego, co miała do powiedzenia, wiem. Należało wcześniej słuchać przybywających Bóg wie skąd kilogramów. Które przybywają znowu i trzeba je godnie powitać, bo jeśli będę je katować, to podobno pozostaną na dłużej. Należało wcześniej słuchać tarczycy, nadciśnienia, swędzenia skóry, refluksów, wybuchów gniewu, lęku, bólu i łez. Się zatrzymać. Nie pędzić bez opamiętania.
Wiem-wiem-wiem-wiem-wiem.
Terapeutka: Oddycha pani głęboko, staje się pani ciepła i ciężka, ciepła i ciężka, nic nie chcieć, nic nie musieć…
Ach!
Gdy się wprowadziła, zmieniło się wszystko. Ale nie mogłam jej odmówić.
BESTSELLERY
- EBOOK
22,39 zł 31,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: Wielka LiteraFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Literatura pięknaWstrząsająca antyutopia o piekle kobiet Świat jak z najgorszego koszmaru, gdzie reżim i ortodoksja są jedynym prawem. Na podstawie powieści powstał znakomity serial do obejrzenia na SHOWMAX.45,99 złEBOOK45,99 zł
- EBOOK61,99 zł
- Wydawnictwo: MarginesyFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Literatura pięknaMiłość, która zrodziła się w piekle nazistowskich obozów koncentracyjnych. Łamiąca serce i dodająca otuchy powieść oparta na faktach. Heather Morris opisuje prawdziwą historię tatuażysty z Auschwitz.EBOOK
23,99 zł 27,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
33,99 zł 39,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.