- W empik go
Wiedźmy w opałach - ebook
Wiedźmy w opałach - ebook
Zbulwersowane i zirytowane nękającymi je anonimami oraz burzą, jaką wywołała napisana przez Gośkę Knypek książka, wiedźmy postanawiają przyciągnąć do agencji nowych autorów. W wyniku zorganizowanego przez nie konkursu, udaje im się wypromować Mirę Małecką i Lucynę Kalisiak. Pech jednak nie odpuszcza – ciała debiutantek zostają znalezione w kamienistej fosie w Parku Traugutta w pobliżu restauracji, w której wiedźmy zorganizowały imprezę dla swoich autorów.
Podejrzanych nie brakuje. Sylwia Pluszcz, leciwa grafomanka, która wślizgnęła się na bankiet nieproszona, znika bez śladu. Młody pisarz Teofil Tarninek opuścił restaurację w tym samym czasie, co zamordowane debiutantki.
Kto zabił? Czy komisarzowi Niżowi, czterem rozwścieczonym wiedźmom i jednemu sekretarzowi uda się rozwiązać te zagadkę?
Kategoria: | Komiks i Humor |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66332-77-5 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Atmosfera napięcia utrzymywała się w zespole od tygodnia, czyli od chwili, gdy na rynek trafiła najnowsza książka Gośki. Wszystkie wiedźmy były świadome, że zelżona blogosfera ruszy na wojnę pod pretekstem obrony ukochanych autorów. Tym nie zamierzały się przejmować. Nie przewidziały jednak, że rozpęta się piekło. Blogerki i autorki, które uznały, że zostały obrażone oraz te, które stwierdziły, że je pominięto, wyczuły możliwość zaistnienia, zabłyśnięcia, wykazania swojej lojalności wobec środowiska. Wreszcie pojawił się temat, który można było przez kilka dni przeżuwać do upojenia. Ale podstawienie pod fikcyjne postacie nazwisk konkretnych autorów oraz podanie swoich osobistych wniosków w pisanych recenzjach i postach sprawiło, że nawet, obeznane doskonale z branżową hipokryzją i wszechobecną głupotą, wiedźmy oniemiały.
– Nie macie wrażenia, że te blogerki właśnie dały do zrozumienia, jak nisko cenią swoich, podobno ulubionych, autorów? I w nosie mają ich samopoczucie? – Ida z niedowierzaniem czytała jedną z recenzji.
– Poszłabym o krok dalej i uznała, że pokazane w krzywym zwierciadle przywary środowiska autorskiego absolutnie im nie przeszkadzają. Pewnie dlatego, że same dysponują podobnymi – stwierdziła sucho redaktor Knypek i wzięła głęboki oddech. – Muszę wam coś powiedzieć. Podjęłam decyzję. Wczoraj napisałam do swojego wydawcy, że może mnie wywalić i nie będę miała żadnych pretensji. Podobno ci, którzy poczuli się urażeni, naciskają na autorów mojego wydawnictwa, żeby wycofali swoje książki w ramach protestu. Ma być bojkot. Nie chcę dokopywać tym, którzy we mnie zainwestowali, więc wolę sama odejść. Nie muszę pisać. To, co zarabiam w agencji, wystarczy mi na życie. Ale chyba powinnam zrezygnować z pracy na portalu. Nie obchodzi mnie urażone ego paru blogerek, które uznały się za alfy i omegi, ale nie chcę, żeby kilka lat naszej ciężkiej pracy szlag trafił. Uczciwie mówię, że nie spodziewałam się uderzenia ze strony autorek, które miały u nas promocję. Właściwie powinno mnie śmieszyć, że nagle odkryły w sobie pokłady zasad, ale... Sorry, dziewczyny. Nie dam rady. Zawsze mnie zatykało w obliczu głupoty, ale ta urocza hipokryzja przebija wszystko. Jeśli urządziły sobie taką dyskusję publicznie na naszym portalu, boję się, że za chwilę posypie się agencja. Właściwie... Może najbezpieczniej by było, gdybyście mnie w ogóle odsunęły od wszystkiego. Mogę sprzątać, gotować, obsługiwać pocztę. Tak w tle, bez włażenia w oczy. Recenzować też nie muszę, ale z czytania wolałabym nie rezygnować... Przegadajcie to sobie. Ja na chwilę pójdę do kuchni, żeby nie...
– Siadaj, zarazo! – przerwała twardo Majka, ocknąwszy się z osłupienia. – Nigdzie nie pójdziesz. Zamkniesz paszczę i będziesz słuchać. Doskonale wiem, że wszyscy autorzy są mocno poszkodowani na umyśle, a ty szczególnie. Ale, jeśli myślisz, że jazgot kilku małych płotek mnie przestraszy, to jesteś bardziej trzepnięta, niż mi się wydawało... Zastanów się dobrze, kto pyskował. Trzy panienki, których ostatnie książki dostały u nas słabe recenzje. Jesteś pewna, że któraś z nich by się odezwała, gdyby było inaczej?
– Ale jedna należy do naszej... – zaczęła Gośka udręczonym głosem.
– Należała! – poprawiła zimno Majka. – Czas przeszły dokonany. Przegadałam wszystko z naszym prawnikiem. Wczoraj wieczorem powiadomiłam ją, że zrywamy umowę. Ona może z dumą obnosić swoje zasady, a ja z ulgą się jej pozbyłam. I powiedziałam jej, dlaczego. – Szefowa TERCETU uśmiechnęła się z widoczną satysfakcją. – Chyba zabolało... Gośka, kretynko, co ci do łba strzeliło, żeby tu odwalać melodramat i brać wszystko na siebie?! Jest nas cztery! Rozumiesz? Cztery cholerne wiedźmy i...
– ...jeden anielski sekretarek – wtrącił Piotr, który od dłuższej chwili stał w drzwiach biura ze stertą przesyłek.
– ...sekretarek – powtórzyła z rozpędu Majka i oczy jej błysnęły. – Spodziewałyśmy się, że książka narobi szumu. Wiesz, jak to działa. Wykłapią się i znajdą sobie nowy temat, żeby popluć. Portal przetrwa, nie bój się. Wydawcy i autorzy sami się do nas zgłaszają. Nie nadążamy z przerobem. Gdzie ja znajdę takiego drugiego oryginała, który czyta kilkanaście książek miesięcznie? Zapomnij o odejściu! Masz siedzieć na tyłku i robić swoje... Wydawca ci odpowiedział?
– Odpowiedział – wyszemrała Gośka i nieco poweselała. – Że nikogo na siłę nie trzyma, ale nie widzi powodów, żeby ze mnie rezygnować. A, jak jest szum, książka się lepiej sprzeda.
– I ma rację, kretynko – nie wytrzymała Anka. – Widziałaś recenzje? Nikt się nie czepia, że książka źle napisana, tylko lamentują nad twoim brakiem zasad.
– W zadku mam takie zasady, które się zmieniają wedle potrzeby! – wrzasnęła wyprowadzona z równowagi redaktor Knypek. – Jak te niunie miały u nas dobre recenzje, to moje zasady im nie przeszkadzały!
– No, nareszcie. – Majka klasnęła w dłonie. – Pochowaj szybko tę altruistyczną sierotkę i wracaj do normalności... Piotruś, połóż gdzieś te paczki i siadaj. Zrobimy sabat.
– Na jaki temat? – zapytała Ida, czule przygarniając brzemię, które sekretarek złożył na jej biurku. Jakoś tak się utarło, że to ona katalogowała kolejne przesyłki.
– Wczoraj zrobiłam bardzo wnikliwą analizę naszych autorów i uznałam, że kilkorga możemy się pozbyć bez szkody dla agencji. Powielają ograne schematy i robią to coraz gorzej, bo uznali, że już mają nazwisko. – Majka powiodła spojrzeniem po personelu. – Potrzebujemy świeżej krwi, co – niestety – będzie się wiązało z dodatkową robotą...
– Konkurs! – jęknęła Anka.
– Niezupełnie. – Szefowa łypnęła na nią z naganą. – Damy ogłoszenie na stronie agencji, że przyjmujemy nowe teksty. Gatunek dowolny, objętość do ośmiu arkuszy...
– W znakach trzeba im podać – wtrąciła Gośka. – Debiutanci nie muszą się w tym orientować.
– Trzysta dwadzieścia tysięcy znaków – zgodziła się Majka. – Odpowiadamy tylko tym, których teksty nas zainteresują. Ida, załóż osobne konto mailowe, żeby nam się bałagan na poczcie nie zrobił. Piotruś, na ciebie spadną telefony, bo z pewnością będą wydzwaniać... Nie narzekaj – zbeształa go, kiedy jęknął. – Masz opanowane spławianie roszczeniowych petentów. Same nie damy rady ze wszystkim. Jak znam życie, Anka zasłoni się deadlinem i czytanie spadnie na nas.
– Nie ciesz się tak, Idusia – ostrzegła Gośka, widząc, jak najmłodszej wiedźmie błysnęły oczy. – To będzie orka na ugorze. Jeśli na trzydzieści tekstów trafi się nam jeden wart uwagi, będzie super. I nie łudź się, że coś, co od pierwszej strony jest źle napisane, okaże się arcydziełem w połowie. Odwalaj od razu. Oszczędzisz sobie czasu i zdrowia psychicznego.
– Będzie gorąco – powiedziała z westchnieniem Anka. – Znowu zaczną pyskować, że odrzucone dzieła kradniemy dla siebie, że wybieramy tendencyjnie, że boimy się lepszych od siebie. A przysięgam, że pierwsi ruszą do boju nasi znajomi grafomani...
– Właśnie! – Majka spojrzała na Gośkę. – Uzupełnij Piotrusiowi naszą czarną listę. Żeby miał ściągę, kiedy go będą telefonicznie molestować. Przeniosła wzrok na skrzywionego sekretarka. – Spuszczaj ich na drzewo bez miłosierdzia. Nie musisz być grzeczny... Aha, jeszcze jedno. Od dziś obowiązuje cisza na temat książki Gośki. Żadnych komentarzy, żadnych pyskówek. Kiedy nie ma podpałki, ognisko samo dogasa. Dlatego, kurduplu, odpuść sobie wyrzuty sumienia i zabieraj się do roboty. Trzeba zredagować tekst ogłoszenia. Napisz i prześlij Idzie. Niech cię Bóg broni, żebyś sama wrzucała.Gośka miała rację. Kiedy tylko na stronie agencji i na portalu ukazało się ogłoszenie, lawina ruszyła. Codziennie na pocztę przychodziło po kilkanaście plików tekstowych rozmaitej objętości, które wiedźmy rozdzielały między siebie, zgrywały na pendrive’y i w zaciszu domowym zmagały się z ich zawartością. W pracy nie miały na to czasu. Pilnowały terminów konkursów książkowych, wysyłały zamówienia do wydawców po dokładnym przestudiowaniu otrzymanych zapowiedzi (co czasem prowadziło do potężnych awantur, gdy książka była jedna, a chętne wszystkie), wrzucały kolejne recenzje, starając się, by jak najszybciej pokazać nowości, odpowiadały na dziesiątki wiadomości wysyłanych przez fanów portalu i, na wszelki wypadek, przyglądały się reakcji środowiska na książkę Gośki. Ponieważ owo środowisko uwielbiało wszelkie zadymy, awanturki i plotki, wieści płynęły z różnych stron szerokim strumieniem.
– Chyba jesteśmy bardziej wredne, niż myślałam – stwierdziła któregoś dnia filozoficznie Majka po rozmowie telefonicznej z jedną z autorek. – Podobno krzyżujemy książki i dokopujemy autorom, których nie lubimy.
– Poważnie? – zdziwiła się Gośka. – A wydawało mi się, że nie czytamy autora, tylko książkę. Wystawiłabym laurkę największemu szubrawcowi, gdyby napisał coś, co mnie rzuci na kolana. I pojechałabym po laureacie Nike, gdyby popełnił gniota... Po co słuchasz takich głupot? Przecież dobrze wiesz, że wielu autorów wszelką krytykę traktuje personalnie i woli się nadąć, zamiast wyciągnąć z niej wnioski. Miałyśmy wrogów, mamy i będziemy miały. Ile razy czytałam, że autor nie powinien recenzować książek innego autora – fuknęła ze złością. – Bo co? Bo taki tuman, że nie zrozumie, co czyta?
– Jak daje laurkę, to w porządku – zauważyła Anka ze złośliwym uśmieszkiem.
– Podpisujemy recenzje własnymi nazwiskami. – Ida zmarszczyła brwi. – Jeśli są krytyczne, podpieramy się cytatami. Nie walimy w żadną książkę dla sportu. A już z tym krzyżowaniem bym nie przesadzała.
– Ale jak to ładnie brzmi. – Gośka przewróciła oczami. – Rzekłabym: literacko... Psiakrew, autor ma równać w górę, nie w dół! I pamiętać, że im wyżej się wdrapie, tym bardziej będzie tyłek bolał, jeśli da ciała... A propos ciała. Znacie jakieś panaceum na ból mózgu? – zapytała z rzewnym westchnieniem. – Nie, żebym czuła się geniuszem, ale staram się dbać o te resztki intelektu, które mi zostały, a wczoraj coś mi się zacięło i przestałam rozumieć, co czytam. Czy ci amatorzy w ogóle nie sczytują tego, co naskrobali?
– Co cię tam może boleć? – Majka spojrzała na nią kpiąco. – U ciebie połowa połączeń neuronowych działa na zasadzie jakiejś dziwnej prowizorki. O twoich dokonaniach mogłabym napisać wielotomowe dzieło. Nie znam drugiej takiej niedojdy, która potrafi aż tak skomplikować sobie życie codzienne.
– Ale prowizorka się najlepiej trzyma, co zostało dowiedzione jeszcze za PRL-u! – pysknęła urażona Gośka.
Zanim zdążyły się pokłócić, bo już i Anka otwierała usta, wtrąciła się Ida.
– Sama mówiłaś, żeby oszczędzać zdrowie i czas – wytknęła spokojnie. – Posłuchałam twojej rady. Wczoraj dzięki temu odpuściłam sobie trzy teksty już po pierwszym zdaniu. Bo, jeśli ktoś na dzień dobry melduje, że: Idąc przez park, niebo zasnuło się chmurami i lunął deszcz... Jeżeli coś ci się zacina, znaczy, że źle napisane po prostu.
– Prawda – zgodziła się Gośka. – Ja to wszystko wiem, Idusia. Ale gdzieś tam, w środku, myślę sobie, że może jestem niesprawiedliwa i próbuję przeczytać jak najwięcej, zanim odpuszczę.
– To potem nie narzekaj, że mózg cię boli! – burknęła Anka. – Dzięki Bogu, że Kniazia uczciwie podzieliłyśmy między siebie. Bo, jakby wszystkie cztery sztuki padły na mnie, pewnie dziś bym was utłukła. W afekcie. Podejrzewam, że sąd by mnie uniewinnił.
– I zamknął w specjalnym ośrodku na wszelki wypadek. Nie jestem pewna, czy takie urazy się leczy – mruknęła Majka. – Kniazia odwaliłam już po pierwszych kilku zdaniach.
– Ja też – wyznała Ida.
– Ja po pierwszym dialogu – westchnęła Gośka. – Mam nadzieję, że nie będzie wydzwaniać do Piotrusia. Jemu to bardzo źle robi na inteligencję... Na razie znalazłam jeden tekst, który mi się podoba. Całkiem sprawnie napisany kryminał. O babie, która podtruwa męża, żeby zagarnąć jego majątek.
– Iii tam – skrzywiła się Anka. – To już było w tylu książkach...
– Owszem – przyznała redaktor Knypek. – Było. Ale ta powieść jest inna. Nie ma w niej śledztwa, bo sprawa nigdzie nie została zgłoszona. To relacja drugiej żony. Lekarki, która uparła się, żeby postawić rzetelną diagnozę umęczonemu pacjentowi i wyciągnąć go z choroby. Udało jej się, chłopina się rozwiódł i ożenił z wybawczynią, ale to podtruwanie mu dokopało i zmarł kilka miesięcy po ślubie. To bardzo emocjonalna książka, bo teraz wdowa ma wyrzuty sumienia, że nie zgłosiła tej sprawy na policję. I wcale nieźle napisana. Uwierzyłam, że miłość nie ma wieku. I nawet mi się oczy spociły... Trochę kosmetyki i...
– To co to za kryminał, przy którym się ryczy. – Anka wzruszyła ramionami i pogardliwie wydęła usta.
– Czyli trucicielka pozostała bezkarna? – Majka uniosła brwi. – Rzeczywiście nietypowy kryminał.
– To coś więcej niż kryminał. – Gośka pokręciła głową. – To opowieść o próbie zabójstwa, ale też o moralnych dylematach kobiety, na której umierający mąż wymusił tajemnicę. I o tym, jak trudno pozwolić odejść komuś, kto... Kurczę, nie umiem o tym mówić tak subtelnie, jak autorka...
– Ja chyba też coś mam – pochwaliła się Ida. – Bardzo fajna powieść. Zabawna i oryginalna. Dom na wsi i czteroosobowa rodzina, o której w noc wigilijną opowiadają pies, kot i koza. Dobrze się czyta i przyznaję, że się śmiałam.
– Ja nie wypatrzyłam nic ciekawego. – Anka wzruszyła ramionami.
– Ja na razie też nie, ale mamy jeszcze dwa dni do końca, a jak znam życie, wiele osób wyczeka do ostatniego momentu – westchnęła Majka. – Może jeszcze coś wydłubiemy. Przeważnie ci, którzy się wahają z ujawnieniem, mają rzeczywiście coś ciekawego do powiedzenia.
– Gośka, mogę mieć nadzieję, że po tych dwóch dniach zrobisz jakieś ekstra żarcie? – Sekretarek, który właśnie wrócił ze spaceru, spuścił Muzę ze smyczy i spojrzał prosząco na redaktor Knypek. – Bo chyba już mi się przejadły te powidła na kolację...
– Piotruś, w tym mieście są sklepy – pouczyła go Majka, bo Gośka bez słowa, z popłochem w oczach przepchnęła się obok Piotra i pognała do kuchni.
– Nie, no głodny nie chodzę. Ale chyba jednak wolę domowe, a zapasy jakoś... – Bezradnie rozłożył ręce.
– Matko świętego Jacka! – Gośka wróciła do pokoju ze zgrozą na obliczu. – Ten zaraz wessał dziesięć słoików powideł! Policzyłam! A zamrażarka jest pusta jak głowy naszych rządzących! Chyba się muszę sklonować!
– Nie wrzeszcz tak, kurduplu – skarciła ją Majka. – Na razie mamy spokój. Ugotuj mu coś w większej ilości, żeby choć na dwa dni wystarczyło. Potem zrobisz jakieś zapasy.
– W większej ilości? – Ida uniosła brwi. – To chyba w kotle...Miranda Kniaź była wściekła. Wysłała cztery swoje najlepsze powieści z nadzieją, że któraś w końcu otworzy oczy tym wiedźmowatym megierom na jej talent, ale nie doczekała się żadnej reakcji, choć termin zgłoszeń minął tydzień temu. Napisała kilkanaście ponaglających maili – odpowiedzi nie było. Próbowała parę razy dzwonić do agencji. Za każdym razem, kiedy wyćwiczonym w domowym zaciszu, dystyngowanym głosem damy przedstawiała się, osoba po drugiej stronie bez słowa odkładała słuchawkę. Miała tego dosyć. To cholerne wyczekiwanie kosztowało ją tyle nerwów, że teraz czas na rewanż. Niech na własnej skórze poczują, jak smakuje niepewność.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------