Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wsparcie psychologiczne w niepłodności - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 kwietnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,90

Wsparcie psychologiczne w niepłodności - ebook

"Mam dobrą wiadomość: mimo bólu, jaki przynosi doświadczenie niepłodności, tylko kilka procent par nigdy nie zostanie biologicznymi rodzicami. Większość prędzej czy później doczeka się upragnionych dwóch kresek na teście ciążowym".

Bogda Pawelec od 25 lat pomaga w gabinecie parom doświadczającym niepłodności. Teraz oferuje wspólne przemierzanie tej trudnej drogi czytelnikom, dając im wsparcie, zrozumienie i empatię. Niepłodność jest chorobą, która przynosi wiele cierpienia parze starającej się o dziecko, wystawia związek na próbę, często niszczy samoocenę i zaburza relacje z otoczeniem. Jeśli doświadczasz niepłodności lub chcesz się dowiedzieć, co przeżywa bliska ci osoba i jak ją wesprzeć, ta książka jest dla ciebie. Znajdziesz w niej:

• osobiste relacje pacjentek zmagających się na co dzień z trudnymi emocjami, takimi jak rozpacz, niepewność, lęk;

• techniki pomocne w uporaniu się z huśtawką nastrojów, obniżonym poczuciem własnej wartości i bezsilnością w obliczu niepowodzenia;

• wskazówki, jak na temat starań o dziecko rozmawiać z rodziną i znajomymi;

• porady, na co zwrócić uwagę przy wyborze lekarza lub kliniki oraz w kontaktach z personelem medycznym;

• rzetelne informacje o procedurze in vitro oraz dylematach i wątpliwościach związanych z tą metodą;

• wsparcie psychologiczne przy podejmowaniu świadomych i zgodnych z własnymi potrzebami decyzji dotyczących rodzicielstwa.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67604-61-1
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WPROWADZENIE

Książka jest efek­tem dwu­dzie­stu pię­ciu lat pracy autorki z oso­bami dotknię­tymi nie­płod­no­ścią. Autorka pomaga zro­zu­mieć, na czym polega nie­płod­ność, skąd się bie­rze i jak się ją leczy, jak ta cho­roba wpływa na psy­chikę i co należy robić, żeby bro­nić się przed jej nisz­czą­cym wpły­wem. Pró­buje przy­bli­żyć pro­blemy poja­wia­jące się mię­dzy part­ne­rami, a także w ich rela­cjach z oto­cze­niem. Dotyka pro­ble­mów zwią­za­nych z decy­zją o in vitro i kon­se­kwen­cjami psy­chicz­nymi, jakie ze sobą nie­sie, a także decy­zjami o adop­cji pre­na­tal­nej. Stara się poka­zać spo­soby i tech­niki, jakimi można w pro­ce­sie psy­cho­te­ra­pii pomóc parze z doświad­cze­niem nie­płod­no­ści.WSTĘP

Wstęp

Niewiele osób wie, czym tak naprawdę jest nie­płod­ność i jak wiele cier­pie­nia przy­nosi parze, która bez­sku­tecz­nie stara się o wła­sne dziecko. Na nie­płod­ność nikt sobie nie zasłu­żył. Zaska­kuje ona i dotyka ludzi nie­za­leż­nie od ich wykształ­ce­nia, docho­dów, miej­sca zamiesz­ka­nia, rasy czy kul­tury.

W Pol­sce co ósma para, czyli bli­sko trzy miliony męż­czyzn i kobiet, nie może się docze­kać wła­snego dziecka. Pro­ces dia­gnozy, lecze­nia i sta­rań czę­sto cią­gnie się latami, a upły­wa­jący czas wywo­łuje nie­po­kój i strach, że upra­gnione dziecko być może ni­gdy nie pojawi się na świe­cie. Pary żyją w poczu­ciu comie­sięcz­nej utraty, jed­no­cze­śnie wyobra­ża­jąc sobie swoje jesz­cze nie­na­ro­dzone dziecko. Zasta­na­wiają się, jaki będzie miało kolor oczu, wło­sów, do kogo będzie podobne, jak będzie brzmiało jego pierw­sze słowo. Kiedy na teście cią­żo­wym nie poja­wiają się upra­gnione dwie kre­ski, part­ne­rzy są zdru­zgo­tani i co mie­siąc żegnają się z kimś, kto w ich umy­słach miał już swoje miej­sce.

Pary czę­sto ukry­wają nie­płod­ność. Kiedy ich rówie­śni­kom rodzą się kolejne dzieci, bywa, że czują roz­pacz, a cza­sami wstyd z powodu swo­jej zazdro­ści czy zawi­ści. Kiedy świat zna­jo­mych zaczyna krę­cić się wokół malu­chów, zwy­kle czują się nie­zro­zu­miani i osa­mot­nieni, zaczy­nają się izo­lo­wać, a wokół nich poja­wia się pustka. Bywa, że towa­rzy­szą im złość i poczu­cie bez­sil­no­ści, bo do tej pory zwy­kle mieli wpływ na swoje życie. To od nich zale­żały wyniki egza­mi­nów matu­ral­nych, to dzięki swo­jej pracy skoń­czyli upra­gnione stu­dia i zna­leźli atrak­cyjne posady, dzięki wła­snym wysił­kom mogą pozwo­lić sobie na pierw­sze miesz­ka­nie, samo­chód, waka­cyjne wyjazdy. Nie­płod­ność czę­sto po raz pierw­szy kon­fron­tuje ich z sytu­acją, w któ­rej prze­stają mieć wpływ na bieg wyda­rzeń. Tkwią w bez­sil­no­ści, a jej destruk­cyjna moc pro­wa­dzi do smutku, a cza­sami wręcz do depre­sji.

Nie­płod­ność to także wielka próba dla związku. Potrzeba ogrom­nej wiary, siły i doj­rza­ło­ści, żeby w obli­czu tak cięż­kiej cho­roby wza­jem­nie dawać sobie wspar­cie i wie­rzyć, że pew­nego dnia wszystko dobrze się skoń­czy. Jak nie oskar­żać się wza­jem­nie, jak nie ucie­kać przed pro­ble­mami i nie zamy­kać się w sobie? Jak w końcu nie zruj­no­wać związku, spro­wa­dza­jąc wspólne życie nie­mal wyłącz­nie do sta­ra­nia się o dziecko i nisz­cząc tym samym sferę sek­su­alną – do tej pory pełną spon­ta­nicz­no­ści, a teraz pod­po­rząd­ko­waną dniom płod­nym i trud­nym pro­ce­du­rom medycz­nym?

Nie­płod­ność to rów­nież wiele godzin spę­dzo­nych w pocze­kal­niach i gabi­ne­tach gine­ko­lo­gicz­nych, wędrówki od spe­cja­li­sty do spe­cja­li­sty, dzie­siątki badań, cza­sami nie­przy­jem­nych czy bole­snych, a przede wszyst­kim naru­sza­ją­cych intym­ność. To czę­sto wie­lo­krot­nie powta­rzane pro­ce­dury zapłod­nie­nia in vitro, które inge­rują w ciało kobiety i powo­dują hor­mo­nalną huś­tawkę, a dodat­kowo sta­no­wią finan­sowe obcią­że­nie, nie­rzadko zmu­sza­jąc pary do zacią­ga­nia kre­dy­tów czy zapo­ży­cza­nia się u krew­nych. To chwile zwąt­pie­nia, pełne obaw o to, czy wystar­czy sił do dal­szej walki. To bory­ka­nie się z sil­nymi, nie­mal gra­nicz­nymi emo­cjami zwią­za­nymi z wyobra­ża­niem sobie dnia, w któ­rym być może padną słowa odbie­ra­jące nadzieję.

To także dyle­maty w sytu­acji, gdy pro­ste metody zawo­dzą i każdy z part­ne­rów ma inne zda­nie na temat tego, co dalej. Czy zde­cy­do­wać się na in vitro, a może sko­rzy­stać z nasie­nia dawcy, komórki daw­czyni czy z zarodka, zostać rodzi­cem adop­cyj­nym, a może wybrać bez­dziet­ność? Nie zawsze part­ne­rzy mają jed­na­kowe zda­nie w tej kwe­stii. Bywa, że roz­bieżne punkty widze­nia dopro­wa­dzają do poważ­nych kon­flik­tów i w kon­se­kwen­cji do decy­zji o roz­sta­niu. Nie­płod­ność sta­nowi wielką próbę dla doj­rza­ło­ści i miło­ści; to czas, gdy nie­zwy­kle ważne stają się wza­jemne wspar­cie i umie­jęt­ność zawie­ra­nia kom­pro­mi­sów.

Doświad­cze­nie nie­płod­no­ści ozna­cza rów­nież koniecz­ność kon­fron­ta­cji z ludźmi, któ­rzy nie rozu­mie­jąc pro­blemu, pytają „Kiedy wy?”, rzu­cają uwagi na temat wygod­nic­twa i sta­wia­nia kariery na pierw­szym miej­scu, a cza­sami wręcz wzbu­dzają poczu­cie winy. A prze­cież nie­raz nawet naj­bliż­szym trudno wyja­śnić, że nie­płod­ność jest cho­robą. Jeśli bowiem samemu postrzega się ją jako coś wsty­dli­wego i upo­ka­rza­ją­cego, innym przy­pi­suje się podobne myśli. W takim kon­tek­ście nie­płod­ność staje się wyra­zem braku męsko­ści czy kobie­co­ści, rodza­jem skazy, wywo­łu­ją­cym poczu­cie, że jest się gor­szym od tych, któ­rzy rodzi­cami zostali bez pro­blemu. Łatwiej zatem mil­czeć, nara­żać się na przy­kre uwagi, poły­kać łzy i uni­kać spo­tkań niż przy­znać się do nie­płod­no­ści.

Książka, którą dedy­kuję parom wal­czą­cym o swoje upra­gnione dziecko, jest pokło­siem dwu­dzie­stu pię­ciu lat pracy w cha­rak­te­rze tera­peutki, tysiąca godzin spę­dzo­nych w gabi­ne­cie. Chcę w niej poka­zać drogę, jaką prze­cho­dzę wspól­nie z moimi pacjen­tami, począw­szy od stra­chu przed ucie­ka­ją­cym cza­sem, poprzez zro­zu­mie­nie, na czym polega nie­płod­ność, skąd się bie­rze i jak się ją leczy, przy jed­no­cze­snym bory­ka­niu się z mno­go­ścią badań, a skoń­czyw­szy na uświa­do­mie­niu sobie, jak ta cho­roba wpływa na psy­chikę i co należy robić, żeby bro­nić się przed jej nisz­czą­cym wpły­wem.

W tej książce sta­ram się przy­bli­żyć pro­blemy poja­wia­jące się mię­dzy part­ne­rami, a także w ich rela­cjach z oto­cze­niem, bliż­szym i dal­szym. Doty­kam pro­ble­mów zwią­za­nych z decy­zją o zasto­so­wa­niu metody in vitro i zwią­za­nymi z nią kon­se­kwen­cjami emo­cjo­nal­nymi.

Jest w niej także roz­dział o decy­zjach, wąt­pli­wo­ściach i dyle­ma­tach zwią­za­nych z adop­cją pre­na­talną, czyli adop­cją nasie­nia dawcy, komórki daw­czyni czy zarodka innej pary.

Jeden z roz­dzia­łów poświę­cam przy­czy­nom nie­płod­no­ści, które mogą tkwić w psy­chice, kolejny utra­tom doty­ka­ją­cym nie­płodną parę, nie tylko tym zwią­za­nym z poro­nie­niem, ale też tym poja­wia­ją­cym się co mie­siąc. Jest też roz­dział doty­czący nie­zwy­kle trud­nej kwe­stii: decy­zji o bez­dziet­no­ści i akcep­ta­cją tego stanu rze­czy. Sta­ram się poka­zać spo­soby i tech­niki, jakimi można pomóc nie­płod­nej parze.

Na koniec pra­gnę pod­kre­ślić, że nie­płod­ność jest cho­robą i nie poja­wia się ani jako kara za rze­kome prze­wi­nie­nia, ani po to, żeby zmie­niać ludzi na lep­sze. Cza­sami wymaga dłu­giego, wie­lo­let­niego lecze­nia i trzeba być na to przy­go­to­wa­nym. Mam jed­nak dobrą wia­do­mość: mimo bólu, jaki przy­nosi doświad­cze­nie nie­płod­no­ści, tylko kilka pro­cent par ni­gdy nie zosta­nie bio­lo­gicz­nymi rodzi­cami. Więk­szość prę­dzej czy póź­niej doczeka się upra­gnio­nych dwóch kre­sek na teście cią­żo­wym, czego Pań­stwu z całego serca życzę.

AutorkaROZDZIAŁ 1. W POGONI ZA UPŁYWAJĄCYM CZASEM

Roz­dział 1

W pogoni za upły­wa­ją­cym cza­sem

Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że nie­płod­ność jest jedną z cho­rób, które trudno udźwi­gnąć na pozio­mie emo­cjo­nal­nym. Wywo­łuje ból, roz­pacz, prze­ra­że­nie, a stan psy­chiczny dotknię­tych nią osób porów­ny­wany jest do tego, który prze­ży­wają cier­piący na cho­roby nowo­two­rowe lub poważne scho­rze­nia kar­dio­lo­giczne. Kiedy pytam moje pacjentki, co wydaje im się naj­trud­niej­sze w tej zwy­kle dłu­go­trwa­łej walce, bar­dzo czę­sto jako pierw­sze wymie­niają strach przed ucie­ka­ją­cym cza­sem i comie­sięczne napię­cie, zwią­zane z ocze­ki­wa­niem na upra­gnioną ciążę.

Kobieta, która do mnie zadzwo­niła, popro­siła o jak naj­szyb­szy ter­min spo­tka­nia. W jej gło­sie usły­sza­łam despe­ra­cję.

– Muszę się z panią spo­tkać jak naj­szyb­ciej, bar­dzo źle się czuję i dłu­żej tego nie wytrzy­mam.

W słu­chawce roz­legł się szloch. Poczu­łam nie­po­kój. Nie zapy­ta­łam, co dolega tej kobie­cie, ponie­waż ni­gdy nie zadaję takich pytań pod­czas roz­mów tele­fo­nicz­nych z oso­bami, któ­rych nie znam, ale obie­ca­łam, że spo­tkamy się tak szybko, jak to moż­liwe. Kiedy zoba­czy­łam tę kobietę po raz pierw­szy, od razu pomy­śla­łam, że jest kłęb­kiem ner­wów. Przy­wi­tała się, nie patrząc mi w oczy. Torebka upa­dła jej na pod­łogę i wysy­pały się z niej różne przed­mioty, co zde­ner­wo­wało ją jesz­cze bar­dziej. Pomo­głam jej pozbie­rać dro­bia­zgi, zapew­nia­jąc, że nic się nie stało. Popro­si­łam, żeby usia­dła w fotelu. Zro­biła to, ale na­dal była bar­dzo nie­spo­kojna. Zaczęła ner­wowo zapla­tać palce i zakła­dać nogę na nogę; widzia­łam, że nie jest w sta­nie kon­tro­lo­wać tych ruchów.

– W czym mogę pani pomóc?

– Nie mogę już ze sobą wytrzy­mać, nie mogę znieść tego, co od kilku lat się ze mną dzieje. – Roz­pła­kała się. Potrze­bo­wała dłuż­szego czasu, żeby się uspo­koić. Cier­pli­wie cze­ka­łam, aż nieco ochło­nie.

– Pro­szę powie­dzieć mi o tym coś wię­cej. – Zachę­ci­łam ją spo­koj­nym gło­sem.

– Czas, ucie­ka­jący czas, to coś, o czym myślę każ­dego dnia. Budzę się i natych­miast poja­wia się myśl, że mam go coraz mniej, i dopada mnie straszny lęk, że ni­gdy nie zostanę mamą. Zaczy­nam się wtedy dusić ze stra­chu. Kiedy do pani zadzwo­ni­łam, mia­łam wła­śnie taki atak i dla­tego tak bar­dzo zale­żało mi na tym, żeby się z panią jak naj­szyb­ciej zoba­czyć. Mam trzy­dzie­ści pięć lat, wyszłam za mąż pięć lat temu, wiem, że dość późno, ale tak się poto­czyło życie. Zaraz po ślu­bie oboje zde­cy­do­wa­li­śmy, że chcemy mieć dzieci. Zawsze chcia­łam je mieć i naprawdę nie wyobra­żam sobie życia bez cho­ciażby jed­nego. Mimo pię­ciu lat sta­rań ni­gdy nie byłam w ciąży. Nie mogę już wytrzy­mać tej powta­rza­ją­cej się huś­tawki emo­cji: od nadziei, że tym razem na pewno się uda, po roz­pacz, że znowu się nie udało. To trwa już tyle lat. Cią­gle liczę dni, spraw­dzam, kiedy wypada owu­la­cja, bo to dla nas kolejna szansa, i wtedy wie­rzę, że tym razem na pewno się uda. Koniecz­nie musimy upra­wiać seks w dni płodne, strach mie­sza się wtedy z nadzieją. Potem cze­kam dwa tygo­dnie. W tym cza­sie wie­rzę, że się uda i na chwilę czas się zatrzy­muje. Do mie­siączki. Nie udaje się, zegar zaczyna znowu tykać, a mnie ogar­nia prze­ra­że­nie, że za chwilę będzie za późno. Nie mogę prze­stać o tym myśleć, obawy dopa­dają mnie w pracy, w tram­waju, na zaku­pach, na spo­tka­niach ze zna­jo­mymi. Nie mogę odpę­dzić od sie­bie myśli, że czas leci i że mam go coraz mniej.

Pani Domi­nika prze­ży­wała coś, co dotyka nie­mal wszyst­kie kobiety bez­sku­tecz­nie sta­ra­jące się o dziecko. Kiedy na teście cią­żo­wym nie poja­wiają się wycze­ki­wane dwie kre­ski, zwy­kle powo­duje to ogromne spu­sto­sze­nie emo­cjo­nalne. Nie­płod­ność to cho­roba, któ­rej wciąż towa­rzy­szy poczu­cie nie­pew­no­ści. Kiedy cho­ru­jemy na grypę czy anginę, lekarz prze­pi­suje nam odpo­wied­nie leki i wia­domo, że po okre­sie złego samo­po­czu­cia i rekon­wa­le­scen­cji wró­cimy do zdro­wia. W przy­padku nie­płod­no­ści nic nie jest pewne. Para nie­raz latami tkwi w poczu­ciu zawie­sze­nia, czę­sto bez jasnej dia­gnozy, któ­rej po pro­stu nie można posta­wić.

Bar­dzo trudno jest znieść powta­rza­jące się mie­siące nie­po­wo­dzeń oraz tra­ge­die kolej­nych mie­sią­czek i wciąż prze­ży­wać ten sam zaklęty cykl: ocze­ki­wa­nie na ciążę, zawie­dzione nadzieje, czas do następ­nego okresu i znowu cze­ka­nie na to, że może tym razem się uda.

Pani Maria poja­wiła się w gabi­ne­cie ubrana na czarno, bez uśmie­chu, wyglą­dała jak ktoś, kogo przy­gniata wielki cię­żar. Nie patrzyła mi w oczy i widać było, że nawet mówie­nie spra­wia jej trud­ność.

– Cały czas czuję smu­tek i przy­gnę­bie­nie, nic mnie nie cie­szy, schu­dłam sześć kilo­gra­mów, budzę się o czwar­tej rano z prze­ra­ża­ją­cym lękiem, nie potra­fię sku­pić się w pracy, a w week­endy prak­tycz­nie nie wstaję z łóżka. Moje życie nie ma sensu, cza­sami chcę, żeby się skoń­czyło.

– Wygląda na to, że ma pani depre­sję. Wydaje mi się, że pomoc tera­peu­tyczna może nie wystar­czyć, powinna pani udać się do psy­chia­try i zacząć przyj­mo­wać leki.

– Nie­moż­liwe. – Prze­rwała mi wyraź­nie znie­cier­pli­wiona. – Nie mam na to czasu, muszę jak naj­szyb­ciej podejść do pro­ce­dury in vitro. Nie mogę stra­cić kolej­nego mie­siąca.

Odwo­dzi­łam ją od tego pomy­słu, ale nie­stety nie chciała mnie słu­chać.

– Chce pani, żebym odło­żyła zabieg? Nie ma mowy! Cze­kam na dziecko już trzy lata i wresz­cie coś zaczęło się dziać. In vitro to duża szansa. Muszę się śpie­szyć, mam 34 lata, czas bie­gnie jak sza­lony, a ja tracę mie­siąc za mie­siącem. Nie wytrzy­mam tego dłu­żej. Pro­szę coś zro­bić, żebym się lepiej poczuła, bo za trzy tygo­dnie zaczy­namy pro­ce­durę.

– Ale to nie­stety nie­moż­liwe, żeby tak zma­so­wane objawy znik­nęły jak za dotknię­ciem cza­ro­dziej­skiej różdżki. Na to potrzeba czasu i nie­wy­klu­czone, że konieczne będzie zasto­so­wa­nie leków anty­de­pre­syj­nych.

Pani Maria obra­ziła się na mnie i widzia­łam, że jest mocno roz­cza­ro­wana wizytą. Nie umó­wiła się na następną. Zadzwo­niła po dwóch mie­sią­cach, w jesz­cze gor­szym sta­nie, bo zabieg nie­stety się nie powiódł. Nie wia­domo, dla­czego tak się stało, ale z dużym praw­do­po­do­bień­stwem jej stan rów­nież się do tego przy­czy­nił. Depre­sja nie jest sprzy­mie­rzeń­cem w sta­ra­niach o dziecko.

Ponad 20 lat temu na Harvar­dzie dok­tor Alice Domar, ame­ry­kań­ska psy­cho­log, posta­no­wiła pomóc pacjent­kom sta­ra­ją­cym się o dziecko i zapro­po­no­wała im udział w zaję­ciach grupy tera­peu­tycz­nej. Przez dzie­sięć tygo­dni pacjentki spo­ty­kały się i roz­ma­wiały o pro­ble­mach, jakie nie­sie ze sobą nie­płod­ność. Mówiły o stra­chu przed ucie­ka­ją­cym cza­sem, oba­wach, że nie zostaną mat­kami, poczu­ciu bycia gor­szą od innych kobiet, wsty­dzie, skar­żyły się rów­nież na obni­żony nastrój. Szu­kały spo­so­bów radze­nia sobie w sytu­acjach spo­łecz­nych, roz­ma­wiały o tym, jak pra­co­wać z leka­rzem, jak opa­no­wać smu­tek, jak wal­czyć z bra­kiem nadziei. W ciągu pół roku od zakoń­cze­nia spo­tkań 50 pro­cent tych kobiet zaszło w ciążę, naj­wię­cej tych, które skar­żyły się przed spo­tka­niami na objawy depre­sji. W gru­pie kon­tro­l­nej, pozba­wio­nej wspar­cia tera­peu­tycz­nego, w tym cza­sie zaszło w ciążę tylko 18 pro­cent pacjen­tek. Ten eks­pe­ry­ment dowo­dzi, że jeżeli zre­du­ku­jemy objawy depre­sji, jeżeli pomo­żemy pacjentce lepiej zno­sić lecze­nie nie­płod­no­ści, jej szanse na powo­dze­nie lecze­nia medycz­nego – nie­za­leż­nie od jego formy – wzra­stają o ponad 30 pro­cent. Dok­tor Domar zba­dała rów­nież, że po dwóch latach lecze­nia nie­płod­no­ści u więk­szo­ści kobiet poja­wia się depre­sja; nie­zbędna staje się wów­czas pro­fe­sjo­nalna pomoc. Kiedy kobiety zaczy­nają odczu­wać objawy obni­żo­nego nastroju, powinny jak naj­szyb­ciej sko­rzy­stać z pomocy tera­peuty.

Pani Maria odło­żyła sta­ra­nia na kilka mie­sięcy, pod­jęła tera­pię i zaczęła przyj­mo­wać leki prze­ciw­de­pre­syjne.

– Jestem na sie­bie zła, bo lęk przed upły­wa­ją­cym cza­sem pozba­wił mnie racjo­nal­nego myśle­nia. Wie­dzia­łam, jak się czuję, nie pani pierw­sza powie­działa mi, że depre­sja nie jest moim sprzy­mie­rzeń­cem. Czy­ta­łam o tym, wszy­scy naokoło mówili mi, że źle wyglą­dam i dziw­nie się zacho­wuję. Nie pozna­wali mnie, zawsze byłam duszą towa­rzy­stwa, w pracy mam odpo­wie­dzialne sta­no­wi­sko, a nagle zaczę­łam gorzej pra­co­wać, nie mogłam się skon­cen­tro­wać, o wiele wię­cej czasu musia­łam poświe­cić na zada­nia, które wcze­śniej nie spra­wiały mi pro­blemu. Zamknę­łam się w domu, prze­sta­łam spo­ty­kać się z ludźmi, cho­wa­łam się pod kocem i obse­syj­nie myśla­łam, że in vitro musi się udać, że już nie wytrzy­mam, że czas bie­gnie, a ja jestem coraz star­sza.

Zawio­dłam się także na moim leka­rzu. Nakła­niał mnie do tej pro­ce­dury, wszystko odby­wało się bar­dzo szybko, a mnie to odpo­wia­dało. Kiedy się nie udało, zaczął suge­ro­wać, że być może mój stan psy­chiczny nie przy­słu­żył się spra­wie. Nie wiem, dla­czego nie wyszło i pew­nie się nie dowiem, ale poczu­łam straszną złość. Skoro widział, co się ze mną dzieje, dla­czego nie odro­czył pro­ce­dury? Już tam nie wrócę. Zna­leź­li­śmy inną kli­nikę i byłam w szoku, bo na pierw­szej wizy­cie lekarz zapy­tał mnie o samo­po­czu­cie. Roz­pła­ka­łam się, bo poczu­łam, że ktoś przede wszyst­kim dba o mnie. Uspo­koił mnie, mówiąc, że z naszymi wyni­kami mamy jesz­cze sporo czasu i że przede wszyst­kim muszę wyle­czyć depre­sję.

Mądrzy leka­rze powstrzy­mują swoje pacjentki przed decy­zją o zabiegu, gdy kobiety są w nie naj­lep­szej kon­dy­cji psy­chicz­nej. Dostrze­gają, że zbyt duże napię­cie i przy­gnę­bie­nie szko­dzą sta­ra­niom o ciążę. W lecze­niu nie­płod­no­ści ważna jest cier­pli­wość. Zaak­cep­to­wa­nie swo­istego rytmu daje więk­szą szansę na to, że dziecko pojawi się szyb­ciej.

Spo­ty­ka­ły­śmy się przez kilka mie­sięcy, jed­no­cze­śnie pani Maria leczyła się far­ma­ko­lo­gicz­nie. Do dru­giego pro­to­kołu pode­szli z mężem po pół roku. Pacjentka wyle­czyła się z depre­sji, ale też zaczęła lepiej radzić sobie ze stra­chem przed upły­wa­ją­cym cza­sem.

– Nie mam wpływu na to, czy uro­dzę dziecko; wie­rzę, że tak się sta­nie, ale mam wpływ na wiele spraw wokół sta­rań, cho­ciażby na mój stan psy­chiczny czy wybór leka­rza, a to już bar­dzo dużo.

Pro­ce­dura się udała i pierw­szy trans­fer zakoń­czył się ciążą. Pani Maria uro­dziła zdrową córeczkę.

Pani Karina pierw­sze spo­tka­nie zaczęła zupeł­nie ina­czej:

– Pani Bogdo, te bez­sku­teczne sta­ra­nia są jak nie­koń­cząca się żałoba. W dodatku taka, któ­rej nie można prze­żyć do końca.

– Co ma pani na myśli?

– Kiedy umiera ktoś z naszych bli­skich, roz­pacz i poczu­cie straty są ogromne, trudno to znieść. Wiem, o czym mówię, bo kiedy mia­łam dwa­dzie­ścia lat, zmarła moja uko­chana mama. Myśla­łam, że tego nie zniosę, roz­paczałam, nie mogłam jeść, spać, pła­ka­łam całymi dniami. Mama śniła mi się pra­wie co noc, widzia­łam ją na ulicy, a kiedy uświadamia­łam sobie, że to nie ona, że już jej nie ma i że ni­gdy jej nie zoba­czę, wszystko we mnie wyło. To trwało rok, może dłu­żej, ale powoli zaczy­na­łam się godzić ze stratą. Do dzi­siaj jest mi smutno, że jej nie ma, ale to już inne uczu­cie.

Tym­cza­sem kiedy cze­kam na dziecko – przez pierw­sze dwa tygo­dnie cyklu z nadzieją, potem z nie­cier­pli­wo­ścią i stra­chem, czy tym razem się uda, i w końcu prze­ży­wam ogromną roz­pacz, że znowu wszystko na nic – pro­ces żałoby nie ma końca. W każ­dym kolej­nym mie­siącu poja­wia się nadzieja, a potem znowu roz­pacz, któ­rej tak naprawdę nie można opła­kać, bo znów wie­rzy się, że kolejny mie­siąc przy­nie­sie upra­gnione dwie kre­ski, a za dzie­więć mie­sięcy uro­dzi się nasze dziecko. Ta huś­tawka poja­wia się co mie­siąc.

– Wiem, co pani czuje. Bar­dzo trudno jest co mie­siąc dozna­wać uczu­cia żałoby, któ­rej nie można do końca prze­żyć. Nie znam chyba pary, która dobrze radzi­łaby sobie z tym pro­ble­mem.

– To jak jazda na kolejce gór­skiej, jakaś sza­lona sinu­so­ida. W środku cyklu zaczy­nam mieć nadzieję, że tym razem na pewno się uda, ogar­nia mnie eufo­ria i wie­rzę, że ten cykl zakoń­czy się upra­gnioną ciążą. A potem poja­wia się kolejna mie­siączka i czuję roz­pacz i strach, że może to się ni­gdy nie zda­rzy. – Pani Karina się roz­pła­kała.

– Wiem, o czym pani mówi, to ogrom­nie ruj­nu­jący stan i czę­sto staje się rodza­jem obse­sji. Nie pomoże ani w sta­ra­niach o dziecko, ani w codzien­nym życiu. Ile razy prze­ży­wała pani ten stan od nadziei po roz­pacz?

– Sta­ramy się o dziecko pięć lat.

– W takim razie prze­żyła pani żałobę sześć­dzie­siąt razy.

– To straszne, co pani mówi, ale tak wła­śnie jest: sześć­dzie­siąt razy żegna­łam swoje nie­na­ro­dzone dziecko. W dodatku nie mogę nikomu powie­dzieć o tym, co czuję, bo nikt tego nie rozu­mie. „Jakie dziecko?”, zapy­tała mnie przy­ja­ciółka, z którą naprawdę świet­nie się rozu­miemy. „Prze­cież nie byłaś w ciąży”. Powie­dzia­łam, że to prawda, ale wyobra­ża­łam sobie, że za chwilę będę, widzia­łam swoje wyma­rzone dziecko, a potem pła­ka­łam z żalu, że go nie będzie i żegna­łam je tak, jakby naprawdę ist­niało. Nic nie zro­zu­miała, patrzyła na mnie jak na wariatkę.

– Ja panią rozu­miem. I pew­nie ktoś jesz­cze by się zna­lazł?

– Wiem, o kim pani mówi. Mój mąż dosko­nale mnie rozu­mie i może to jest naj­waż­niej­sze.

Pre­sja upły­wa­ją­cego czasu i w kon­se­kwen­cji nie­mal cał­ko­wite pod­po­rząd­ko­wa­nie życia sta­ra­niom o dziecko mogą utrud­niać zaj­ście w ciążę, mimo że kobieta jest pod opieką leka­rzy spe­cja­li­stów. Pamię­tam parę, która poja­wiła się u mnie w gabi­ne­cie roz­bita psy­chicz­nie po pię­cio­let­nim bez­sku­tecz­nym lecze­niu.

– Leka­rze nie zna­leźli żad­nej medycz­nej przy­czyny nie­płod­no­ści, a my jeste­śmy prze­ko­nani, że coś zostało zanie­dbane w trak­cie dia­gnozy. Bie­gamy więc od leka­rza do leka­rza, każdy mówi co innego i pod­waża dia­gnozy poprzed­ni­ków, a my już się w tym wszyst­kim gubimy – zaczęła pani Wik­to­ria.

– Pro­szę opo­wie­dzieć mi tro­chę wię­cej o tym, jak wygląda pań­stwa życie.

– No cóż, nie­mal cał­ko­wi­cie pod­po­rząd­ko­wane jest sta­ra­niom o dziecko. Wizyty u leka­rzy, bada­nia w kon­kret­nym dniu cyklu, moni­to­ro­wa­nie cyklu, suple­menty. Trudno zapla­no­wać urlop, bo wła­śnie wypada ter­min lapa­ro­sko­pii, na którą cze­ka­łam od pół roku, a urlopu nie dostanę w innym ter­minie. Prze­sta­łam cho­dzić na basen, bo prze­cież mogę dostać jakiejś infek­cji, w dru­giej fazie cyklu odpada fit­ness, bo a nuż jestem w ciąży i jesz­cze coś mi się sta­nie.

– I w ten spo­sób nie­zau­wa­żal­nie zaczęła pani rezy­gno­wać ze wszyst­kiego, co do tej pory spra­wiało pani frajdę.

– Z seksu też – wtrą­cił mąż. – I nie żebym się skar­żył. Po pro­stu już nam się nawet tego nie chce robić.

– Trudno czer­pać radość z seksu, kiedy kie­ruje nami przy­mus.

Poki­wali ze smut­kiem gło­wami.

Ta ogra­biona z przy­jem­no­ści para co mie­siąc prze­ży­wała roz­pacz z powodu kolej­nej nie­uda­nej próby. Zwró­cili się do mnie z prośbą o pomoc, bo ich mał­żeń­stwo powoli zaczy­nało się roz­pa­dać. Wła­śnie zde­cy­do­wali się na kolejną zmianę leka­rza, a że był to okres waka­cyjny, pierw­sza wizyta mogła się odbyć dopiero za dwa mie­siące.

– Myślę sobie, że skoro do wizyty jesz­cze całe dwa mie­siące, mogli­by­ście pań­stwo zro­bić sobie prze­rwę. Skoro do tej pory nic dobrego się nie zda­rzyło, jest mała szansa, że wyda­rzy się w ciągu tych dwóch mie­sięcy. Dobrze by było, żeby pode­szli pań­stwa do następ­nego etapu lecze­nia tro­chę spo­koj­niejsi i nieco bar­dziej zdy­stan­so­wani.

Na ich twa­rzach zoba­czy­łam wielką ulgę. Ktoś ich zwol­nił z udziału w tej nie­rów­nej walce.

– Tak zro­bimy, ale chcemy się jesz­cze raz z panią spo­tkać, bo zaczę­li­śmy się zbyt czę­sto kłó­cić i chyba nie potra­fimy sobie sami z tym pora­dzić.

Umó­wi­li­śmy się na spo­tka­nie za trzy tygo­dnie. Ku mojemu zdu­mie­niu poja­wili się z wia­do­mo­ścią o ciąży. Oka­zało się, że kiedy dali sobie prawo do praw­dzi­wego odpo­czynku i zajęli się naj­zwy­klej­szymi rze­czami, które spra­wiały im przy­jem­ność, ich marze­nie speł­niło się dosłow­nie kilka dni po naszym spo­tka­niu.Ta histo­ria wydaje się nie­praw­do­po­dobna, ale wygląda na to, że nie był to przy­pa­dek i że tej parze pomo­gła zmiana nasta­wie­nia. Ważne jest, żeby naprawdę dać sobie prawo do tego, by prze­stać każ­dego dnia myśleć o dziecku. Niech nikt jed­nak nie sądzi, że jest to dosko­nała recepta na ucieczkę od lęku, obse­sji sta­rań i depre­sji.

Wiele par dekla­ruje, że na jakiś czas prze­staje zaj­mo­wać się pro­ble­mem nie­płod­no­ści, ale tak naprawdę nie jest w sta­nie tego zro­bić; w gło­wach tych ludzi temat wciąż pozo­staje żywy. Wypo­wia­dane w dobrej wie­rze oświad­cze­nia obu part­ne­rów o prze­kie­ro­wa­niu uwagi na inne sprawy niż ciąża nie mają nic wspól­nego z real­nymi dzia­ła­niami, bo jest to naprawdę trudne.

To nie­ła­twe wyzwa­nie dla tera­peuty: tak pomóc parze, by lecze­nie i obse­syjne myśle­nie doty­czące nie­płod­no­ści nie zdo­mi­no­wały całego życia part­ne­rów. Trzeba zro­bić wszystko, co moż­liwe, żeby zatrzy­mać napływ obse­syj­nych myśli. Kiedy się poja­wiają, należy powie­dzieć STOP. To bar­dzo pro­sta, ale nie­zwy­kle sku­teczna metoda. Cza­sami pacjentki patrzą na mnie z lek­kim poli­to­wa­niem, ale rze­czy pro­ste nie muszą być głu­pie i bez­u­ży­teczne. Ta tech­nika działa jed­nak tylko wtedy, gdy kobieta naprawdę chce poczuć ulgę. Nie nakła­niam nikogo do zaprze­sta­nia sta­rań, ale do pew­nej kon­troli swo­jego myśle­nia.

Inny spo­sób, który pro­po­nuję parom, począt­kowo budzi sprze­ciw wielu osób.

– Czy zasta­na­wia­li­ście się pań­stwo, gdzie leży gra­nica waszych sta­rań? – pytam. – Co znaj­duje się na końcu drogi? Wiem, że to prze­raża, bo trzeba sobie wtedy uświa­do­mić, że będzie jakiś koniec, nie­ko­niecz­nie taki, o jakim marzy­cie, ale stwo­rze­nie planu B, C czy D daje poczu­cie kon­troli.

Pacjenci wycho­dzą z mojego gabi­netu prze­stra­szeni, cza­sami pro­te­stują, nie chcą dopu­ścić do sie­bie takich myśli, bo boją, że ten sce­na­riusz się spełni. Tłu­ma­czę im, że nie mamy takiej siły, by zakli­nać rze­czy­wi­stość, a wyobra­ża­nie sobie cze­goś nie sprawi, że tak się sta­nie. Zwy­kle wycho­dzą skon­ster­no­wani, ale kiedy decy­dują się na roz­mowę, coś zaczyna się kla­ro­wać.

– Doszli­śmy do wnio­sku, że nie wyobra­żamy sobie życia bez dziecka. Stać nas na jedną pro­ce­durę in vitro, jeśli wyj­dzie, będzie cudow­nie, jeśli nie, prze­pła­czemy to i udamy się do ośrodka adop­cyj­nego. Jeste­śmy gotowi na takie rodzi­ciel­stwo.

Inny plan:

– Nasze sta­ra­nia skoń­czą się na natu­ral­nych meto­dach, in vitro nie wcho­dzi w grę. Nie wyobra­żamy sobie także adop­cji dziecka. To strasz­nie trudne, ale zosta­niemy wtedy bez­dzietną parą. Weź­miemy dru­giego psa, wró­cimy do swo­ich pasji, spo­tkań z przy­ja­ciółmi.

Lub:

– Nie spo­czniemy. Póki leka­rze twier­dzą, że mamy szansę, będziemy wal­czyć.

Jeśli nie będzie innego wyj­ścia, wiele par zde­cy­duje się na adop­cję pre­na­talną, czyli adop­cję komórki daw­czyni, nasie­nia dawcy albo zarodka.

– Kiedy uświa­do­mi­li­śmy sobie, co chcemy zro­bić krok po kroku, cho­ciaż było to naprawdę trudne, dozna­li­śmy jakie­goś rodzaju ulgi, bo poczu­li­śmy, że na nowo zysku­jemy poczu­cie kon­troli.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: