- W empik go
Wspomnienie o Tobie - ebook
Wspomnienie o Tobie - ebook
Ciemność, mrok, brak światełka na końcu tunelu. Brak sensu by robić cokolwiek, by nawet oddychać, by żyć. Istnieje tylko tęsknota i wspomnienia, w których jest on. Dla niej jest to koniec tej historii a dla nas zaledwie początek. Lena zabierze Nas w świat pełen zarazem wątpliwości, intryg i niepowodzeń, jak i miłości, przyjaźni czy szczęścia. Życie pełne wzlotów, upadków oraz długo stwarzanych pozorów. Czy znajdziemy tu szczęśliwe zakończenie? Dajmy się porwać historii Leny.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8189-913-0 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Moje życie dobiega końca, choć nawet tak naprawdę nie zdążyło się na dobre zacząć. Mam 22 lata, a przed sobą widzę tylko ciemność. Wszystko straciło już dla mnie sens. Wokół nie istnieje nic. Widzę tylko pustkę i czarną przepaść. Nie słyszę żadnych głosów, rozmów. W moim słowniku nie ma już takich słów jak radość, śmiech, szczęście. Są one abstrakcyjne, nie mogę ich sobie nawet wyobrazić. Nie jestem w stanie sobie też przypomnieć, czy kiedyś odczuwałam takie emocje. Dziwne, że potrafię je jeszcze nazwać. Świat stracił kolory. Istnieje tylko przerażająca czerń, która wciąga mnie coraz głębiej i głębiej w swoje szpony. Nie mogę spać, nie mogę jeść, światło słoneczne razi moje oczy. Odcięłam się od wszystkiego: od rodziny, znajomych, przyjaciół, miejsc, które znałam i kochałam. Nie wychodzę nawet z tego obskurnego, ciemnego pokoju. Nie mam już sił by płakać. Siedzę w swojej samotni, a przed oczami widzę tylko Twoją twarz, tak bardzo wyraźnie, że mam wrażenie, że jesteś tu razem ze mną. Zamykam oczy i czuję twój dotyk, twoje ciepło. Dzięki Tobie, moje życie w przeciągu 4 lat nabrało innego wyrazu. Wierzyłam, że na wszystko jest mnie stać, że mogę spełnić swoje marzenia i pasje. Przy tobie poczułam się zupełnie inną osobą, wiedziałam, że mogę zrobić wszystko to, o czym tylko zamarzę. To Ty, byłeś moim światłem w mrocznym, długim tunelu, mimo tego, że gdzieś tam po drodze pogubiłam się. A teraz, co ja mam zrobić? Dlaczego mi Cię zabrano? Dlaczego nie ma Cię tu razem ze mną? Bez Ciebie, ja nie istnieje, i nie chcę istnieć. Życie, kiedy nie ma Ciebie obok, nie ma najmniejszego sensu. Dlaczego?! Dlaczego padło akurat na mnie? Co ja takiego zrobiłam w życiu, że spotkało mnie właśnie To? Czy przestępstwem jest kochać tak bardzo i być przez krótką chwilę najszczęśliwszą osobą na całym świecie? Dla losu pewnie tak, bo zabrał mi Kogoś, dla Kogo mogłabym zrobić wszystko. Powoli i boleśnie umieram z tęsknoty za Tobą. Dlaczego akurat Ty? Dlaczego zostawiłeś mnie samą na tym nędznym świecie? Mój jedyny promyk światła zgasł i już nigdy nie powróci. Najszczęśliwszą chwilę mojego życia przekreśliły trzy słowa. Nawet się z Tobą nie pożegnałam, nie powiedziałam Ci ostatni raz jak bardzo cię kocham, mimo wszystkich rzeczy, które się wydarzyły. Może gdybym to zrobiła, nie straciłabym Cię? Boże, tak bardzo mi Cię brakuje. Choć minęły już 2 miesiące czuje przeogromny ból i rozpacz, taki sam, jak wtedy, gdy dowiedziałam się o Twoim odejściu. Oddychanie sprawia mi ból, bo to Ty byłeś moim powietrzem.
Próbuję sobie wmówić, że nadal jesteś tu razem ze mną, że wszystko to koszmarny sen, a Ty mnie za chwilę obudzisz. Zamykam oczy i widzę wyraźnie Twoją twarz: twoje przenikliwe, brązowe oczy, które z łatwością odgadywały to, co się ze mną dzieje w danej chwili, Twoje czarne włosy, zawsze sterczące we wszystkie strony, co mnie strasznie wkurzało, Twój nos z lekkim garbem-pamiątką po upadku z drzewa i złamaniu, Twój szeroki uśmiech, Twój pieprzyk na lewym policzku. Słyszę w myślach Twój głos. A to sprawia mi jeszcze większy ból. Z minuty na minutę rozpadam się, tak jak domek z kart. I od nowa, wszystko to samo powtarza się w nieskończoność. I tak już 2 miesiące. Starałam się przestać myśleć o Tobie, lecz nie udaje mi się to. Mój umysł mówi tylko o Tobie, moje serce bije tylko, dlatego, że nadal w nim mieszkasz. Mam na sobie Twoją koszulę, gdyż wciąż czuje na niej Twój zapach. Mam przez sekundę takie wrażenie, jakbym znów była w Twoich ramionach.
Natknęłam się na kartki papieru i ołówek. Postanowiłam, więc spisać swoje wspomnienia związane z Tobą. Chcę przeżyć swoje życie jeszcze raz. Bo zaczęłam żyć z momentem poznania Ciebie, a umarłam, bo życie bez Ciebie nie ma już sensu. Tak, więc zaczynam pisać historię Leny i Michała.
Cześć, jestem Lena Olechowicz i właśnie rozpoczynam nowe życie (no może nie tak dosłownie). Dzisiaj wyprowadzam się z mojego rodzinnego miasteczka i rozpoczynam studia w innym mieście. Pochodzę z małej miejscowości ulokowanej w centrum Polski, teraz zamieszkam 400 kilometrów od niej, w dużym mieście na południu Polski, czyli krótko mówiąc w Opolu.
Troszeczkę się boję, a kto by się nie bał na moim miejscu- jestem zdana na samą siebie i martwi mnie pewna myśl. Mianowicie, mam obawy, czy odnajdę się w tak dużym mieście. A może zwyczajnie panikuję tak jak zwykle? Nikt mnie w tym nie pobije. Ale babcia, która mnie wychowuje od urodzenia ciągle powtarza:
— Lena, do odważnych świat należy. Nieśmiali zginą w tym waszym, (tak jak by babcia żyła w średniowieczu albo bliżej niezlokalizowanej planecie), dzisiejszym świecie. W moich czasach wyglądało to zupełnie inaczej. Ta dzisiejsza pogoń za pieniądzem i nienawiść, doprowadza mnie do palpitacji serca ( a co ją do tego nie doprowadza, gdy coś nie jest po jej myśli, zawsze tak mówi). Po prostu, nie mogę tego zrozumieć i tyle. Idę się położyć, bo z tego wszystkiego rozbolała mnie tylko głowa ( tak jak zwykle, najskuteczniejsza wymówka na wszystko, jak nie serce, to głowa).
Bardzo kocham swoją babcię, mimo jej wszystkich dziwactw, dzięki niej po urodzeniu nie trafiłam do domu dziecka, a co najważniejsze w ogóle się urodziłam, bo moja biologiczna matka chciała dokonać aborcji (tylko jakiś nieczuły robot może zrobić takie świństwo, mimo tylu lat nadal nie mieści mi się to w głowie) No cóż, podsumowując „moja mamusia” mnie nie chciała. Do dzisiejszego dnia zastanawiam się, dlaczego? Co zrobiło niewinne, nowonarodzone dziecko, że można je było aż tak nienawidzić? Mojego biologicznego ojca nigdy nie poznałam. Nie znam nawet jego imienia. Babcia twierdzi, że nie ma zielonego pojęcia, kto może nim być. A może nie chce mi tego powiedzieć? Sama nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Ale z biegiem czasu uznałam, że nie chcę już wiedzieć, kto jest moim ojcem. Przestało mnie to interesować. Może jest gorszym potworem od mojej mamusi (oczywiście nazywam ją tak z dużą dozą sarkazmu, żeby nie było, że mam wobec niej jakiekolwiek uczucia, może z wyjątkiem nienawiści i niechęci do jej osoby).
Osobę, która wydała mnie na świat widziałam kilka razy w swoim życiu. Może dwa, albo trzy, nie pamiętam dokładnie, widać jej wizyty nie wywołały u mnie żadnej reakcji, szkoda tylko, że nie zwymiotowałam na nią, bo tak działam w ekstremalnych sytuacjach xD. Pamiętam, że jak miałam 8 czy też 9 lat, „moja mama” przyjechała w odwiedziny do babci. Kazała wtedy zwracać się do siebie per pani. Jeszcze, czego. Może jeszcze jaśnie pani, albo waćpanno bądź królowo angielska. Ale po interwencji ze strony babci, mogłam zwracać się do tej kobiety po imieniu. Ja za to starałam się zwracać do niej bezosobowo, lub określeniem „ej ty”. Moja matka robiła dosłownie wszystko, by ukryć fakt, że w wieku 17 lat urodziła dziecko, a potem uciekła z domu, kradnąc wszystkie oszczędności swoich ciężko pracujących rodziców.
Babcia wychowywała mnie bardzo surowo. Czyżby się bała, że pójdę w ślady jej paskudnej córuni? Praktycznie nie pozwalała mi na żadne rozrywki, co czasami doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Dla niej najważniejszym było to, bym wzorowo uczyła się i uzyskiwała same dobre stopnie. Nie było mowy o tym, bym dostała jakąś „trójkę”. Za nią dostałabym natychmiastowy szlaban praktycznie na wszystko. Litości, przecież dostateczny to też dobra ocena, a przez te głupie zasady ze strony babci, wychodziłam na kujona i lizusa, który „wchodzi nauczycielom w tyłek bez mydła”.
Gdy zaczęłam uczęszczać do szkoły średniej, nie mogłam malować się, zresztą i tak tego nie potrafię. Nie mogłam nosić również modnych ubrań, czy też wychodzić wieczorami z domu- pewnie by mnie dydko na słomianych nogach złapało. Dla babci było to nie pomyślenia, bym po „wieczorynce” mogła gdzieś wyjść. Włóczenie się nocą po miasteczku, w towarzystwie znajomych? Coś abstrakcyjnego i nie do pomyślenia. Babcia nigdy też nie pozwoliła mi pojechać na imprezę, czy też iść na klasową zabawę. Na swojej studniówce też nie byłam. Gdy próbowałam się sprzeciwiać, tłumacząc, że będą też tam nauczyciele, a sam bal będzie na szkolnej sali gimnastycznej, babcia zawsze odpowiadała:
— Lenuś, skarbie, wiesz, co się dzieje na takich potańcówkach? Z takim towarzystwem?! Tylko alkohol, sex i narkotyki im w głowie! A co będzie jak dosypią ci czegoś do picia, albo jedzenia? Wylądujesz później z brzuchem na ulicy? Bo mnie nie będzie już stać na wykarmienie kolejnej osoby (tak jakbym całe życie była dla niej jakimś wstydem albo ciężarem). Lena, dla mnie ważne jest to, byś dobrze się uczyła, wyjechała na studia i zdobyła wyższe wykształcenie. Patrząc na swoje zdrowie, wiem, że długo już nie pożyję, a dziadka już dawno nie ma wśród nas, więc zostaniesz sama.
I tak kończyły się wszystkie moje próby przekonania babci do tego, bym mogła zaistnieć w towarzystwie. Nie trzeba mówić, że w szkole nie byłam lubiana. Ciągle mi dokuczano, śmiano się ze mnie. Spotykało mnie to praktycznie na każdym kroku. Nazywano mnie dziwadłem i „Tajemnicą”. „Tajemnica”, niby słowo zupełnie normalne, ale wydźwięk tego wyrazu w ustach osób z mojego liceum, był tak naszpikowany jadem, drwiną i pogardą, że to określenie stało się dla mnie jedną z najgorszych obelg. Wiele nocy przepłakałam z tego powodu. Nieprzespane nocki? Również wiele takich zaliczyłam, dzięki kochanym kolegom z klasy oraz durnym wymysłom babci.
Nie miałam koleżanek i kolegów. Tylko kilka osób z mojej klasy licealnej starało się być dla mnie miłych, ale wyłącznie wtedy, gdy chodziło o spisanie pracy domowej lub napisanie za nich jakiegoś wypracowania na: język polski, angielski czy też rosyjski. W jednej ławce siadano ze mną, tylko podczas trwania prac klasowych, czy też kartkówek. Wtedy był wyścig do mojej ławki i siedzenia w niej razem za mną. Wszyscy wiedzieli, że jestem wykuta na blachę i mogą ode mnie swobodnie ściągać.
Za to nauczyciele lubili mnie. Miałam takie wrażenie przez ponad 2 lata nauki w ogólniaku. Dostawałam z: odpowiedzi, kartkówek, prac klasowych same „piątki”, wygrywałam olimpiady przedmiotowe nawet na szczeblu wojewódzkim. Ble, brzmi jak wywód jakiegoś kujona, albo starej księgowej, która ledwie, co widzi i skarży się na bóle w krzyżu. Zmiana nastawienia nauczycieli do mojej osoby nastąpiła w III klasie, kiedy trzeba było zadeklarować przedmioty zdawane na maturze. Nie będę ukrywać, że miałam z tym mega problem. Tak naprawdę nie wiedziałam, co chcę dalej robić ze swoim życiem. Jak zawsze decyzję za mnie podjęła moja kochana babcia, zawsze służąca dobrą radą:
— Lena, posłuchaj mądrzejszego. Ja na twoim miejscu, uczyłabym się dalej języków obcych, najlepiej dwóch albo trzech, ale pod kierunek biznesowy, tłumaczeniowy, ekonomii albo turystki. A najlepiej byłoby połączyć, choć część z tego w jeden kierunek. Po tym będzie czekała na ciebie praca, jak nie w Polsce, to zagranicą.
— Ale babciu, ja naprawdę nie wiem, co chcę robić w życiu. Kocham jazdę samochodem, a może poszłabym w tym kierunku?
— Ależ Lena, co ty wygadujesz?! Jaką ty planujesz dla siebie przyszłość, co? Chcesz z ledwością wiązać koniec z końcem jak ja teraz?
— No, bo widzisz, mogłabym zostać instruktorem prawa jazdy kat. B, potem egzaminatorem, a później otworzyłabym jakąś własną szkołę jazdy- próbowałam wyjaśnić
— Oj Lena, Lena, bajki to możesz opowiadać małym dzieciom, a nie mnie, starej babie. Dziecko, marzeniami nie wolno żyć, trzeba myśleć trzeźwo, realistycznie, patrzeć na to, co dzieje się na rynku pracy. Studiować trzeba coś, po czym będziesz miała pieniądz. A jak bym wiedziała, że będziesz takie bzdety gadać, to bym cię na kurs nie posłała, autobusem i pociągiem też wszędzie dojedziesz.
— No, w sumie racja… — odparłam zrezygnowana
— Widzisz, babcia ma zawsze rację i musisz się mnie słuchać. Skończysz języki obce, będziesz miała po tym kasę, a pracę jak nie w Polsce to zagranicą znajdziesz, powtarzam ci to jeszcze raz. I pomożesz schorowanej babci na stare lata.
I na tym skończyła się kolejna dyskusja z moją babcią. Zawsze musiała wyjść na swoje. Babcia jak na coś się uprze, to nikt ani nic jej tego nie przetłumaczy. Moje pomysły, nadzieje, marzenia zawsze musiały lec w gruzach.
No cóż, mimo takich ciągłych kłód pod nogami, nadal jestem niepoprawną marzycielką i lubię bujać w obłokach, może dlatego, żeby, choć na chwilę oderwać się od tej paskudnej rzeczywistości. Zawsze chciałam zapisać się do szkoły tańca. Gdy powiedziałam o tym, że chciałabym tańczyć i poprosiłam babcię by zapisała mnie na kurs, ta skwitowała to bardzo krótko:
— Taniec chleba ci nie da i jeszcze sobie coś złamiesz i dopiero narobisz bigosu…
Cóż, ale ja tak do końca nie poddałam się. Co to, to nie. Jak chcę, to potrafię być uparta jak ten przysłowiowy osioł. Gdy babcia jest w pracy, a ja uporam się już z zadaniami szkolnymi i domowymi, uczę się tańczyć w domu. Na początku starałam się opanować podstawowe kroki tańców latynoamerykańskich i standardowych, poprzez krótkie filmiki instruktażowe zamieszczane w Internecie (co, jak co, ale Internet miałam założony jak byłam w I klasie gimnazjum), następnie jako wielka fanka programu, gdzie zawodowi tancerze tańczą ze znanymi osobami (dobrze, że babcia nie zabroniła mi tego oglądać, zresztą ona sama bardzo go lubi, choć udaje, że tak nie jest, choć i powtórki na drugi dzień po emisji też ogląda), nagrywałam wszystkie odcinki edycji, które wyemitowano do tej pory i później uczyłam się układów tam prezentowanych. To już taka, moja mała obsesja. Przecież każdy ma jakąś.
Niestety, prawda jest taka, że taki sposób nauki tańca, nie ma, co się równać z zajęciami w szkole tańca, z partnerem, pod okiem doświadczonych instruktorów.
Powróćmy do tematu moich nauczycieli z ogólniaka. Nie, żebym była jakąś malkontentką, ale gdy podjęłam decyzję o zdawaniu języka: polskiego, rosyjskiego i angielskiego oraz matematyki, wszystkich za wyjątkiem ostatniego na poziomie rozszerzonym, większość nauczycieli, którzy uczyli mnie pozostałych przedmiotów, nie potrafili ukryć swojej irytacji i gniewu z powodu nie wybrania ich przedmiotu na maturę. Na koniec, z większości przedmiotów miałam pozaniżane stopnie. Ale już baba z biologii przegięła na całej linii. Szajbuska chciała mi postawić tróję i stwierdziła, że i tak matury z jej przedmiotu bym nie zdała. Co za sz****. A żeby ją… Ach, jak ja marzę o tym, że pewnego dnia będę miała szansę się na niej odegrać.
A ja oczywiście szara myszka, mocna w myślach, słaba w czynach, nie potrafiłam walczyć o swoje. Babcia nie potrafiła ukryć swojej irytacji z tego powodu:
— Trzeba było walczyć o swoje, co jest z tobą nie tak? Spaskudzili ci świadectwo, jak te „czwórki” będą wyglądać? Ech, zresztą skup się na maturze, to jest najważniejsze. A ja i tak pofatyguję się do szkoły i sobie porozmawiam z niektórymi nauczycielami. I powiem, co o nich myślę. A jeśli to nie poskutkuje, to napiszę odpowiednie pisemko do kuratorium. Oni już się za nich wezmą, moja w tym głowa!
Maj minął bardzo szybko, matura zdana, czekałam tylko na wyniki pisemnych, bo ustne pozdawałam na 100%. Ustaliłyśmy już z babcią, że jak tylko się dostanę, to pójdę na studia do Opola. Właśnie tam jest kierunek, który częściowo odpowiada żądaniom babci. Co ciekawe, babunia ma w Opolu koleżankę ze szkolnych lat, która da mi pracę w swoim sklepie spożywczym. Extra, oprócz studiów będę miała zapewnioną też pracę dorywczą. W ciągu tygodnia mam pracować po 2 godziny dziennie, w weekendy po 4. Niby nie jest to dużo, ale zawsze parę groszy do kieszeni wpadnie. Babcia twierdzi, że będę miała na swoje drobne wydatki. Zamierzam się również starać o stypendium socjalne. Dzięki niemu opłacę sobie pokój w akademiku. Natomiast babcia obiecała, że będzie wysyłać mi pieniądze na żywność. Jestem jej za to bardzo wdzięczna, gdyż w dalszym ciągu chce mi pomagać.
Tak, będę mieszkać w akademiku. Sama myśl o tym miejscu napawa mnie ogromnym przerażeniem. Boję się, że tam też będę postrzegana jak dziwadło i stanę się jeszcze większym popychadłem. Jak ja się tam odnajdę? I mam zamieszkać z kimś w pokoju? Przecież ja nigdy nie miałam żadnej koleżanki. Babcia jest jednak przekonana, że na pewno będę mieć pokój 1-osobowy i mam się tym wszystkim tak bardzo nie przejmować, bo jeszcze się rozchoruję. Ja tam w cuda nie wierzę. Nikt nikomu nie da pokoju 1-osobowego na ładne oczy. Cieszę, się jedynie z tego, że będę pracować, co wiążę się też z rzadszym przebywaniem w akademiku. A może uda mi się spędzać w pracy większą liczbę godzin?
Zamierzam zarobić trochę grosza i zmienić swój image, bo ten obecny jest po prostu tragiczny. Koniec z workowatymi ubraniami w ponurych kolorach (przez nie, nie mogłam dostać się do składu pocztu sztandarowego, ponieważ opiekunka sztandaru stwierdziła, że mam niereprezentacyjny wygląd) i długimi ciemnoblond włosami, związanymi ciągle w kok. Nikt nawet nie wie, jakiej długości one sobą, za wyjątkiem mnie samej i babci. A sięgają mi one do połowy uda. Mogę je jedynie rozpuszczać na noc. Babcia twierdzi, że w ten sposób nie będą się plątać. Dla mnie jest to chore, że nie mogę czesać się tak jak chcę. Ale już dawno przestałam się o to spierać. Ściąć włosów też nie mogłam, bo ponoć są za ładne i szkoda byłoby ich zmarnować. No dobra, niech już będzie. Znów nie będę się o to spierać.
Hmm, tak sobie siedzę i myślę, aż dochodzę do wniosku, że nic w moim wyglądzie nie jest atrakcyjne. Oprócz tych nieszczęsnych, długich włosów, mam podłużną, szczupłą twarz, z wielkimi niebiesko-szarymi oczami i wyjątkowo długimi, czarnymi rzęsami. Niestety moje oczy skrywają okropne okulary w zgniło-zielonych oprawkach, których nie powstydziłaby się serialowa „Brzydula”. Uważam też, że mój nos jest zdecydowanie za szeroki i przez tą jeszcze bardziej moja twarz wydaje się szpetna. Moje wargi mają jasnoczerwony kolor. Rzadko się uśmiecham, gdyż uważam, że mam krzywe zęby. Mam też duży biust. Natura chyba mnie nim pokarała. Na ryniaczu nie mogę dobrać dla siebie odpowiedniego stanika. Jak byłam młodsza, tak wstydziłam się swojego biustu, że się bandażowałam, ale babcia bardzo szybko to odkryła i miałam później niezłą aferę z tego powodu. O tygodniowym szlabanie na komputer nie wspominając. Widzę za to jeden plus workowatych ubrań- nieźle maskują moje kształty. Przejdźmy jednak dalej do opisu mojego wyglądu. Mam bardzo szczupłą talię i to aż tak, że odstają mi żebra, ale to tzw. wcięcie w tali bardzo mi się podoba. Za to mam szerokie biodra, duży tyłek i masywne uda. Mam 170 cm wzrostu i ponoć jedną nogę krótszą od drugiej o 0,5 cm. Hmm, a może to kolejna rewelacja babci a zarazem jej odpowiedź na to, że chciałam kupić sobie buty na obcasie i nauczyć się na nich chodzić. Podsumowując, uważam się za bardzo nieatrakcyjną. Marzę o tym by się zmienić, stać się w miarę ładną osobą. Ale czy w Opolu starczy mi odwagi na dokonanie metamorfozy i zakup nowych, modnych ubrań? Nie mam zielonego pojęcia, chodź bardzo chcę się zmienić. Kolejnym marzeniem jest znalezienie „księcia z bajki”. Głupie, prawda? Dobrze wiem, że te marzenie nigdy się nie spełni. Książęta z bajek nie istnieli, nie istnieją i nie będą istnieć. Ale o czymś trzeba marzyć. Ale tak naprawdę, chciałabym się w kimś zakochać. Choćby tylko po to, by poznać te uczucie. Dowiedzieć się jak to jest kochając kogoś. Jak się wtedy człowiek zachowuje, co czuje. Książki i filmy bardzo dużo mówią o miłości. Ale ja chciałabym się przekonać o tym uczuciu na własnej skórze.
Przyszedł czerwiec, a wraz z nim wyniki pisemnych matur. Wszystkie egzaminy zdane na ponad 90%. To znaczy, że bez problemu powinnam dostać się na studia do Opola. Z jednej strony cieszyłam się, że wyrwę się z mojego rodzinnego miasteczka, ale z drugiej strony jeszcze nie wyjechałam, a już tęsknię za babcią. W Opolu będę sama jak palec.
W czasie trwania wakacji, postanowiłam pójść do pracy. Przez 4 miesiące można przecież trochę zarobić. A na tak zwane „na czarno”, szybko można coś znaleźć. Gorzej ze stałą, legalną pracą. Taka robota „na czarno” jest bardzo niebezpieczna, ale zawsze będzie po niej trochę pieniędzy. I zdecydowanie łatwiej będzie zacząć życie w Opolu. Muszę tu przyznać się do jednej rzeczy. Mianowicie pierwszy raz w życiu oszukałam tak na poważnie babcię. Powiedziałam jej, że mniej zarabiam, niż w rzeczywistości. A dlaczego tak zrobiłam? Bo wszystka kasa, którą zarobiłam szła na przetrzymanie do niej. Babcia uważała, że ją wydam i nie będę miała na start w Opolu. Ale co miesiąc oddawałam jej o 300 zł mniej. Tak, więc zaoszczędziłam 1200 zł, które zamierzałam wydać na nową garderobę. Ale na zakupy udam się już w Opolu- tak by babcia o niczym się nie dowiedziała. Trzeba zacząć żyć własnym życiem i przestać ze wszystkiego spowiadać się babuni. Mam już przecież 18 lat i jestem osobą pełnoletnią. Muszę sama ułożyć sobie życie, bez żadnych interwencji z jej strony.
Wrócę teraz do sprawy akademika. Nie do wiary!!! Jak babcia mogła wywinąć mi taki numer?!!! Okazało się, że rzeczywiście będę mieszkać w pokoju 1-osobowym. A dlaczego? Ponieważ do dokumentów, które należało wysłać, w związku z ubieganiem się o miejsce w akademiku, moja babcia wysłała dodatkowo pisemko od lekarza-okulisty, w którym mowa, że moja wada wzroku jest na tyle poważna, że powinnam mieszkać w pokoju znajdującym się na parterze, a do tego dodatkowo drugie pismo od kardiologa, że mam jakieś problemy z serduchem i potrzebuję jak najwięcej ciszy i spokoju, co zakwalikowało mnie do zamieszkania w jednoosobowym pokoju. Przecież nic mi nie jest, jestem zdrowa jak ryba. Jedno wielkie wariactwo, po prostu. Co ta babcia sobie wyobraża?!!! Nie dość, że będę dziwadłem i popychadłem, to na dodatek ciężko chorym na serce i ślepym jak kret. A ja mam przecież tylko -2 wady wzroku i od roku nic się nie zmieniło. A jak to się wszystko wyda? I przez te głupoty wyrzucą mnie z akademika?
Babcia, jak zwykle niczym się nie przejmuje. Stwierdziła, że powinnam cieszyć się. Dzięki niej będę mieszkać sama i będzie mi dobrze. Samemu zawsze najlepiej. A jakbym tak trafiła na imprezowiczki, alkoholiczki, czy narkomanki? Więc od dziś nie muszę się o to martwić. Tak uważa babcia, nie widząc niczego złego w tym, co zrobiła.
Nadszedł czas przeprowadzki do Opola. Do akademika zawoził mnie nasz sąsiad- pan Wojtek. On wdowiec, babcia wdowa, może coś wypali z tego pod moją nieobecność. Kto wie? Wszystko jest możliwe. Zresztą 2 lata po śmierci dziadka, pan Wojtek zaczął smalić cholewki do babci i jest stałym bywalcem w naszym domu. Zresztą niedzielne obiady nie mogą się odbyć bez jego obecności. Babcia nie mogła niestety z nami jechać do Opola, gdyż nie udało jej się załatwić urlopu w pracy. Ma strasznie wrednego szefa, który wymyśla najróżniejsze powody, byle tylko nie dać urlopu. Ja jednak uważam, że bez babci zatonąłby jak Titanic i pewnie to nastąpi, gdy babcia już niedługo odejdzie na emeryturę.
Ale może to i dobrze, że babcia ze mną nie jedzie. Jeszcze jakaś chora akcja by z tego wyniknęła. Z rodzinnego miasta wyjeżdżam już w sobotę rano, chodź zajęcia mam dopiero zacząć w poniedziałek. Chciałam jednak oswoić się z nowym miejscem, życiem w akademiku. Zamierzałam również pozwiedzać trochę Opole, zaopatrzona oczywiście w plan miasta. Inaczej na pewno bym się zgubiła. I co najważniejsze, trzeba wybrać się do centrum handlowego i zrobić porządne zakupy. A także zrealizować niespełnione marzenie. Mianowicie znaleźć porządną szkołę tańca, w której możesz przyjść sama, a znajdą dla ciebie partnera, a nie jak w większości, zapraszają tylko pary.
Tak, więc witaj przygodo!!! Jestem ciekawa, co przyniesie ten rok akademicki.