Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Za lepszym życiem - ebook

Data wydania:
31 października 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Za lepszym życiem - ebook

Czy można żyć w szczęśliwym związku na odległość? To pytanie nieustannie zadają sobie cztery przyjaciółki – Agata, Ewka, Róża i Mirka. Każda z nich jest inna, ale łączy je jedno. Ich partnerzy opuścili kraj i swoje rodziny w poszukiwaniu lepszej pracy, lepszych perspektyw i lepszego życia. One pozostały same w domach, mają na głowie dzieci, pracę i inne problemy codzienności. Odczuwają brak partnera i próbują sobie radzić z sytuacją, jak potrafią.

Agata po wyjeździe męża wdaje się w burzliwy romans. Ewka przyzwyczaja się do swojej sytuacji i zdaje się, że swojego męża już nie potrzebuje. Róża chciałaby mieć dziecko i pragnie wsparcia od partnera, którego przy niej nie ma. Mirka prowadzi podwójne życie i dobrze jej z tym.

Agnieszka Bednarska, autorka powieści Piętno Katriny i Zanim się obudzę, napisała Za lepszym życiem na podstawie doświadczeń własnych i znanych jej kobiet. Doskonale wiedziała, z jakimi emocjami zmagają się rozdzielone pary. Dlatego te historie są tak boleśnie wiarygodne.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-91-8034-985-7
Rozmiar pliku: 737 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

Ko­biece cza­so­pi­smo ni­gdy nie sta­no­wiło ulu­bio­nej lek­tury Tomka, ale w tej chwili było je­dyną prasą, jaką miał w za­sięgu ręki. Otwo­rzył je na przy­pad­ko­wej stro­nie i za­czął czy­tać od nie­chce­nia: „Ru­tyna za­bija po­woli. Jest jak wy­nisz­cza­jąca cho­roba, która po­cząt­kowo nie daje ob­ja­wów. Pod­stęp­nie za­gnież­dża się w or­ga­ni­zmie ży­wi­ciela i roz­ta­cza swoje macki na co­raz to szer­szy ob­szar. Lu­dzie za­ra­żeni ru­tyną od­da­lają się od sie­bie nie­po­strze­że­nie. Pierw­sze symp­tomy w po­staci braku te­ma­tów do roz­mów czę­sto są igno­ro­wane. Kiedy do­le­gli­wo­ści za­ostrzają się i do­cho­dzi do prze­wle­kłego stanu braku po­żą­da­nia i alie­na­cji du­cho­wej, ro­ko­wa­nia są już bar­dzo złe. Do­raźne środki po­mo­cowe (np. po­rad­nie mał­żeń­skie) przy­no­szą tylko złu­dze­nie po­prawy. Ofia­rami ru­tyny pa­dają związki w każ­dym »wieku«. W chwili bo­le­snego uświa­do­mie­nia so­bie, że z drugą osobą łą­czą nas już tylko wspo­mnie­nia i kre­dyty, a cza­sami rów­nież dzieci, wów­czas wia­domo, że zwią­zek jest w sta­nie ago­nii. Inną rów­nie po­wszechną przy­czyną wy­nisz­cza­nia związ­ków są roz­sta­nia. Wielu z nas miało oka­zję prze­ko­nać się, że w owych roz­sta­niach nie ma nic z li­te­rac­kiej ro­man­tycz­no­ści. Więk­szość par, które roz­stają się na­wet na kilka mie­sięcy (nie mó­wiąc już o tych, które roz­stają się na lata), wra­ca­jąc do sie­bie, nie są już ta­kie same – są so­lid­nie po­tur­bo­wane, o ile part­ne­rzy w ogóle po­zo­stają ze sobą. Za­nika mię­dzy nimi więź, bli­skość, umie­jęt­ność roz­ma­wia­nia ze sobą, mniej ich łą­czy, wię­cej dzieli, po­ja­wiają się wza­jemne pre­ten­sje, po­dej­rze­nia, nie­uf­ność, cza­sami zdrady... Pod przy­krywką szczyt­nych ce­lów roz­pa­dają się setki ro­dzin, a szu­ka­nie win­nych, po­dob­nie jak w przy­padku ru­tyny, nie ma naj­mniej­szego sensu”.

Ob­ru­szony nie­ży­cio­wo­ścią prze­czy­ta­nego tek­stu, To­mek zgniótł ga­zetę i wrzu­cił ją do wi­kli­no­wego ko­sza sto­ją­cego w rogu po­koju.

– Co za bzdury – burk­nął do sie­bie. – Au­torka to pew­nie ja­kaś sfru­stro­wana stara panna, która nie ma bla­dego po­ję­cia, czym jest praw­dziwe ży­cie!

Sam nie wie­dział dla­czego, ale mi­mo­wol­nie się zde­ner­wo­wał. Może na au­torkę ar­ty­kułu, może na sa­mego sie­bie... Nie miał ochoty do­cie­kać, lecz frag­ment o roz­pa­da­niu się związ­ków w wy­niku roz­sta­nia prze­śla­do­wał go przez więk­szą część dnia. My­ślał o tym mimo woli, cho­ciaż pró­bo­wał prze­stać, ale to na­tręc­two za­cho­wy­wało się jak kleszcz, nie­ła­two było się go po­zbyć.

Do­piero po­wrót Lidki do domu po­zwo­lił mu się uspo­koić. Fi­lo­zo­ficzne, nie­zdrowe roz­wa­ża­nia zo­stały wy­parte przez jej urok oso­bi­sty, po­czu­cie winy chwi­lowo w nim ustą­piło.

Lidka, która była bar­dzo ko­bieca i nie­ziem­sko po­wabna, wnio­sła w ży­cie Tomka po­wiew świe­żo­ści. Wpraw­dzie do­póki był bli­sko żony, nie czuł jego braku, ale gdy wy­je­chał, szybko zro­zu­miał, że nie jest stwo­rzony do sa­mot­nej eg­zy­sten­cji. Zna­jo­mość z Lidką była jak wa­ka­cje – bez­tro­skie i bar­dzo go­rące. I w ten spo­sób o niej my­ślał. „Żona to żona” – tłu­ma­czył so­bie. – „Ma swoje nie­na­ru­szalne prawo pierw­szeń­stwa”. Był pe­wien, że tylko ją, Agatę, matkę swo­ich dzieci, ko­cha na­prawdę. Przez wiele lat żyli w sym­bio­zie, byli jak Adam z Ewą, jak gin z to­ni­kiem, jak gro­szek z mar­chewką.

Agata wciąż była piękną ko­bietą, dwie ciąże nie po­zo­sta­wiły na jej ciele naj­mniej­szego śladu – być może dla­tego, że wszel­kie używki trak­to­wała jako źró­dło cho­rób za­kaź­nych, a może dla­tego, że tań­czyła, bie­gała i pod­da­wała swoje ciało wielu in­nym fi­zycz­nym tor­tu­rom. To­mek zda­wał so­bie do­sko­nale sprawę, że Lidka na­wet w cza­sach swej wcze­snej mło­do­ści nie wy­glą­dała tak ide­al­nie jak jego bo­ska żona, któ­rej po­śladki były ni­czym ho­len­der­skie jabłka, zaś te u Lidki przy­po­mi­nały ra­czej do­brze wy­ro­śnięte cia­sto droż­dżowe, ta­kie samo, ja­kie ro­biła jego bab­cia. Po­mimo to przy­no­siły mu one rów­nie dużo słod­kiej roz­ko­szy. Roz­pły­wał się w za­chwy­cie, gdy do­ty­kał ich tak, że palce pra­wie zni­kały, roz­ko­szo­wał się wi­do­kiem jej krą­gło­ści ko­ły­szą­cych się ta­necz­nym plą­sem, kiedy cho­dziła. Za­nim To­mek spo­tkał Lidkę, my­ślał o ta­kich ko­bie­tach: „pu­szy­ste”, „klu­seczki” lub „gru­basy” – gdy były za­nie­dbane. Kie­dyś i o niej po­my­ślałby, że piersi ma zbyt cięż­kie, bio­dra za sze­ro­kie, a uda za wiel­kie – dziś wła­śnie tym za­chwy­cał się naj­bar­dziej. Ta zu­peł­nie na­tu­ralna li­nia ciała, swo­bodna w każ­dym ru­chu mięk­kość, ra­miona i za­okrą­glony brzu­szek, tak prze­cież chętne do przy­tu­la­nia, oszo­ło­miły go ni­czym pierw­szy po­ca­łu­nek ze star­szą ko­le­żanką. Za­uro­cze­nie Lidką spa­dło na Tomka tak na­gle, że nie zdą­żył się nad nim za­sta­no­wić. Za­pewne i tak nie zro­zu­miałby, dla­czego piękna żona, którą – był pe­wien – ko­chał, z dnia na dzień prze­sta­wała być obiek­tem jego po­żą­da­nia.

Gdy rok temu że­gnał się z Agatą na lot­ni­sku, oboje byli pełni obaw o wszystko, za wy­jąt­kiem siły swo­ich uczuć. Roz­sta­wali się we łzach, czule za­pew­nia­jąc się o mi­ło­ści i o tym, że ta roz­łąka nic mię­dzy nimi nie zmieni. Ma­rze­nia o kup­nie pierw­szego sa­mo­dziel­nego miesz­ka­nia do­da­wały im sił, mieli już prze­cież do­ra­sta­jące dzieci, chcieli, aby żyły le­piej.

– To­muś, za­dzwoń, jak do­trzesz na miej­sce. I pa­mię­taj, że mo­żesz wró­cić w każ­dej chwili, je­śli bę­dzie ci źle lub tę­sk­nota za nami bę­dzie nie do wy­trzy­ma­nia! – Dłu­gie, chude ręce Agaty czule obej­mo­wały go na krótko przed od­lo­tem.

– Jak ja dziś za­snę bez cie­bie? – py­tał ją, z tru­dem po­wstrzy­mu­jąc się od pła­czu.

Bali się. O wszystko, tylko nie o to, że jako para mogą tego nie prze­trwać. Pierw­sza roz­łąka trwała pół roku – naj­dłuż­sze pół roku w ich wspól­nym ży­ciu. Po­cząt­kowo dzwo­nili do sie­bie co­dzien­nie. Agata opo­wia­dała o tym, co w pracy, co u dzieci i że bez niego jest im ciężko. To­mek mó­wił, jak urzą­dza się w służ­bo­wym miesz­ka­niu, które dzie­lił z ko­legą, że bar­dzo tę­skni za do­mem i ro­dziną oraz że znie­sie to, bo prze­cież dni mi­jają tak szybko. Z cza­sem roz­mowy sta­wały się rzad­sze, ona na­uczyła się ra­dzić so­bie sama, on pra­co­wał długo, bo brał nad­go­dziny, a czas wolny wy­ko­rzy­sty­wał na sen. Tę­sk­nota jakby osła­bła, za­częli się przy­zwy­cza­jać do ży­cia na od­le­głość.

Z Lidką spo­tkał się przy­pad­kiem, zda­rzyło się to po po­wro­cie z urlopu w Pol­sce. Wy­jeż­dża­jąc, czuł się jesz­cze go­rzej niż za pierw­szym ra­zem, był roz­go­ry­czony tym, że po­now­nie zo­sta­wiał wszyst­kich, któ­rych ko­chał, tylko po to, żeby na wła­sne ży­cze­nie wró­cić do mo­no­to­nii co­dzien­nej ha­rówki. Smu­tek długo nie ustę­po­wał, więc może wła­śnie dla­tego, gdy spo­tkał osobę rów­nie za­gu­bioną jak on – która na do­da­tek ob­da­rzyła go za­lot­nym uśmie­chem – za­pra­gnął dzie­lić z nią wła­sną nie­dolę.

Spo­tkali się w banku. Lidka miała pro­blem z wy­ja­śnie­niem ob­słu­dze, czego po­trze­buje, zaś To­mek, ze swoim nie­na­gan­nym an­giel­skim, na­tych­miast jej po­mógł.

– Je­stem ci na­prawdę wdzięczna – po­dzię­ko­wała mu, gdy wy­szli z bu­dynku. – To wstyd, że nie mo­głam się do­ga­dać, mimo tych wszyst­kich lat spę­dzo­nych na kur­sach an­giel­skiego.

– Szło ci cał­kiem do­brze – po­cie­szał ją, bo wi­dział, że na­prawdę wpra­wiło ją to w za­że­no­wa­nie. – Za kilka ty­go­dni nie bę­dziesz miała już żad­nych pro­ble­mów, to kwe­stia, jak to się mówi, „osłu­cha­nia się”.

Szli bli­sko sie­bie bar­dzo wą­skim chod­ni­kiem. Gdy ich oczy się spo­ty­kały, za­glą­dał w nie bar­dzo głę­boko, bo czuł, że po­lu­bił tę dziew­czynę. Rów­nie głę­boko za­glą­dał w jej de­kolt i czuł, że z każ­dym kro­kiem lubi ją co­raz bar­dziej. Lidka miała pro­ste brą­zowe włosy, które swo­bod­nie wpa­dały po­mię­dzy ryt­micz­nie fa­lu­jące piersi. Sam pra­wie od­czu­wał to lek­kie ła­sko­ta­nie i miał wielką ochotę od­gar­nąć te włosy, wy­do­stać je z tego cie­płego za­kątka. Nie zda­wał so­bie sprawy, jak oczy­wi­ste było dla niej to, czym wtedy my­ślał.

Wi­dok jej mleczno-cze­ko­la­do­wej skóry, a także uno­szą­cych się przy każ­dym od­de­chu cięż­kich piersi oraz od­sło­nię­tej, opa­lo­nej szyi przy­wo­łał w my­ślach nocą, ona­ni­zu­jąc się pod prysz­ni­cem. Wró­cił do po­koju od­prę­żony, ale jej ob­raz nie chciał znik­nąć, ero­tyczne na­pię­cie szybko po­wró­ciło. Na­brał wiel­kiej ochoty, aby zro­bić to znowu, jego pe­nis na­dal stał sztywny ni­czym drew­niany pal. Nie­pewny swo­ich za­mia­rów spoj­rzał na te­le­fon, wie­dział, że jest w nim jej nu­mer. Wy­mie­nili się nimi „tak na wszelki wy­pa­dek”.

– A je­śli nie wy­war­łem na niej do­brego wra­że­nia...? – Wa­hał się jesz­cze przez chwilę. – Może uzna mnie za zwy­rod­nialca? – W tym mo­men­cie jed­nak lo­giczne my­śle­nie przy­sło­nięte zo­stało zwie­rzę­cym in­stynk­tem i ab­so­lut­nie nie miało siły prze­bi­cia.

– Lidka... – szep­nął do słu­chawki, kiedy ode­brała. Miała cie­pły, przy­ja­zny, nieco przy­zwa­la­jący głos. – Mam cho­ler­nie wielką ochotę...

– Ja też... – wtrą­ciła, a on od­niósł wra­że­nie, że cze­kała na ten te­le­fon. – Po­daj mi ad­res, za­raz tam będę – po­pro­siła, zu­peł­nie nie­za­sko­czona.Roz­dział 2

Kilka mi­nut po dwu­dzie­stej pierw­szej Agata i Mirka za­sia­dły przy ku­chen­nym stole w miesz­ka­niu Ewki. Wszyst­kie cze­kały na przyj­ście swo­jej przy­ja­ciółki Róży i na to, aż świeżo upie­czony ser­nik nieco osty­gnie, aby można go było po­kroić i prze­nieść się wraz z nim na ka­napę w po­koju go­ścin­nym. Piły, jak za­wsze, swoje ulu­bione porto, od któ­rego szybko szu­miało im w gło­wach.

Agata ni­gdy nie wy­pi­jała wię­cej niż dwie lampki, nie ja­dła też wy­pie­ków Ewki, zbyt mocno dbała o to, aby nie stra­cić wcię­cia w ta­lii. Wszystko prze­li­czała na ka­lo­rie, a te z ko­lei na czas, jaki bę­dzie mu­siała spę­dzić na bieżni, aby je spa­lić. Uwa­żała, że krótka chwila przy­jem­no­ści przy stole nie jest warta tylu wy­rze­czeń.

Mirka za to ni­czym nie gar­dziła, dużo ja­dła, jesz­cze wię­cej piła, a i tak fi­gurę miała do­sko­nałą, co do­pro­wa­dzało Agatę nie­malże do łez.

– Piękne ma­cie to miesz­ka­nie, u ni­kogo jesz­cze nie wi­dzia­łam ta­kiej prze­stron­nej kuchni! – Mirka za­chwa­lała miesz­ka­nie Ewki i za­wsze ro­biła to szcze­rze. Rze­czy­wi­ście było nie­stan­dar­dowe, ja­sne i roz­le­głe, wszyst­kie przej­ścia zo­stały w nim po­sze­rzone, a ściany prze­bu­do­wane. Oso­bliwy kli­mat nada­wały mu czar­no­białe fo­to­gra­fie przy­rody, mocno po­więk­szone i pod­świe­tlone w ja­kiś ma­giczny spo­sób. Zdję­cia te zro­biła nie­gdyś Ewka, fo­to­gra­fo­wa­nie było jej praw­dziwą pa­sją, którą nie­stety po­rzu­ciła po wy­padku córki.

Gdy pięć lat temu jej có­reczka Anetka je­chała ro­we­rem z dziad­kiem, który wiózł ją w fo­te­liku za sobą, ude­rzył w nich sa­mo­chód pro­wa­dzony przez mło­dego kie­rowcę. Oj­ciec Ewki zmarł w szpi­talu. Dziew­czynka długo wal­czyła o ży­cie, oca­liło ją je­dy­nie to, że pod­czas wy­padku miała na gło­wie kask. Miała wów­czas trzy latka. Nie­stety, od tam­tej pory nie od­zy­skała spraw­no­ści fi­zycz­nej i jak mó­wili le­ka­rze, nie miała na to szans rów­nież w przy­szło­ści, czego jej ro­dzice ni­gdy nie przy­jęli do wia­do­mo­ści. To wła­śnie dla­tego wszystko w ich miesz­ka­niu zo­stało urzą­dzone tak, aby po­ru­sza­nie się na wózku było dla niej jak naj­mniej uciąż­liwe.

Gdy Ewka i jej mąż Se­ba­stian zro­zu­mieli, że ich dziecko musi jeź­dzić na wózku, ku­pili to miesz­ka­nie, cho­ciaż wcale nie było ich na nie stać. Wzięli ogromny kre­dyt, któ­rego spłata z mie­siąca na mie­siąc była co­raz trud­niej­sza. Ani na chwilę nie prze­sta­wali wal­czyć o zdro­wie có­reczki. Nie­stety, re­ha­bi­li­ta­cje, sa­na­to­ria, sprzęty do ćwi­czeń były nie­mi­ło­sier­nie dro­gie. Ewka sprze­dała wtedy swój sprzęt fo­to­gra­ficzny, który ko­lek­cjo­no­wała la­tami. Po­trzeby wła­sne i swo­jej dru­giej córki zre­du­ko­wali wraz z mę­żem do mi­ni­mum, ale i tak z tru­dem wią­zali ko­niec z koń­cem.

Z cza­sem za­bra­kło rze­czy, któ­rych mo­gliby się jesz­cze po­zbyć, a li­sta nie­zbęd­nych wy­dat­ków zwią­za­nych z Anetką cią­gle się wy­dłu­żała. To wła­śnie wtedy pod­jęli trudną de­cy­zję o wy­jeź­dzie męża Ewki za gra­nicę.

Se­ba­stian po­rzu­cił pracę na dwa etaty w szkole mu­zycz­nej i wy­emi­gro­wał do Nor­we­gii, gdzie je­den z jego by­łych uczniów za­ła­twił mu pracę w pacz­ko­walni. W domu nie by­wał pra­wie wcale, dzięki czemu w ciągu trzech lat udało mu się spła­cić znaczną część kre­dytu i wy­na­jąć pry­watną re­ha­bi­li­tantkę. To spra­wiło, że Anetka po­czy­niła znaczne po­stępy.

Ser­nik Ewki roz­ta­czał swoją słodką woń w ca­łym miesz­ka­niu. Sma­ko­wał rów­nie do­brze, jak wy­glą­dał, więc Mirka, zu­peł­nie igno­ru­jąc zdrowy roz­są­dek, po­chło­nęła ko­lejny jego ka­wa­łek, po­pi­ja­jąc wi­nem.

– Tak się cza­sami nad wami za­sta­na­wiam... – za­gad­nęła, ob­li­zu­jąc palce. Ewka i Agata spoj­rzały na nią py­ta­jąco, al­ko­hol bo­wiem zdą­żył już wy­ma­lo­wać na ich twa­rzach ru­mieńce ni­czym u ro­syj­skich księż­ni­czek. – No, nad tym, jak to jest z wami i wa­szymi po­trze­bami? Dla­czego ta­kie fajne babki jak wy, bądź co bądź sa­motne, nie znajdą so­bie mi­łych chłop­ców, aby się tro­chę ro­ze­rwać, od­prę­żyć? Prze­cież moż­li­wo­ści ma­cie nie­ogra­ni­czone! Na­prawdę nie bra­kuje wam sta­rego, do­brego seksu? – Od za­wsze było wia­domo, że Mirka miała dość no­wa­tor­skie po­dej­ście do kwe­stii wier­no­ści mał­żeń­skiej i spraw dam­sko-mę­skich w ogóle. Róż­nice po­glą­dów do­ty­czące tych za­gad­nień czę­sto by­wały te­ma­tem za­cię­tych dys­ku­sji po­mię­dzy przy­ja­ciół­kami.

– Nie wiem jak ty... – głos za­brała Ewka – ale ja nie mam na­wet czasu za­sta­na­wiać się nad tym, czy nie bra­kuje mi pie­prze­nia. Całą ener­gię zu­ży­wam na dzieci i dom. Resztki sił, ja­kie mi po­zo­stają, zu­ży­wam na was, moje ko­chane... – W ge­ście to­tal­nej bez­rad­no­ści roz­rzu­ciła ręce na boki.

– A ja... – Agata za­częła się za­sta­na­wiać. – To trudne... Tomka nie ma od roku...

– No wła­śnie! – Mirka wy­raź­nie za­chę­cała ją do zwie­rzeń. – Ka­wał czasu, a ty cią­gle młoda!

– Po­cząt­kowo bar­dzo cier­pia­łam, i to nie z po­wodu braku seksu, ale braku jego co­dzien­nej obec­no­ści przy mnie. Same wie­cie, co się ze mną wtedy działo, by­łam jak cień. Po kilku mie­sią­cach przy­wy­kłam, że sy­piam sama, sku­pi­łam się na dzie­ciach, tak jak Ewa, no i oczy­wi­ście na pracy, cho­ciaż jej nie cier­pię.

– Ściem­niasz. Nie wie­rzę, że prze­sta­łaś od­czu­wać pod­sta­wowe ludz­kie po­trzeby! – Mirka do­ma­gała się szcze­gó­łów.

– Oczy­wi­ście, że nie – za­śmiała się Agata. – Po­trzebę snu, je­dze­nia i cie­pła od­czu­wam nie­prze­rwa­nie.

– Coś krę­cisz... – Ewka rów­nież to wy­czuła. – Mów szcze­rze, nam prze­cież mo­żesz.

– Cho­dzi o to... Chcia­ła­bym to do­brze ująć, ale nie wiem jak. Być może im dłu­żej trwa moja sa­mot­ność, tym bar­dziej mam ochotę...

– Wie­dzia­łam, jed­nak je­steś nor­malna! – Mirka po­czuła sa­tys­fak­cję.

– Cze­kaj, nie skoń­czy­łam. Pro­blem jest w tym, że nie tyle mam ochotę na seks z mę­żem, co na wy­ko­rzy­sta­nie jego nie­obec­no­ści i spró­bo­wa­nie tego, czego nie skosz­to­wa­łam przed ślu­bem...

Za­sko­cze­nie za­mknęło przy­ja­ciół­kom usta. Cze­goś ta­kiego w ży­ciu by się po niej nie spo­dzie­wały. Na­wet sama Agata była zdu­miona tym, że w końcu jed­no­znacz­nie na­zwała to, co ko­ła­tało jej w gło­wie od pew­nego czasu.

– Mu­szę przy­znać, że mnie za­tkało. – Twarz Ewki wy­ra­żała dez­apro­batę. – Do głowy by mi nie przy­szło, że ku­szą cię ja­kieś po­boczne przy­gody. Ty i To­mek je­ste­ście naj­bar­dziej zgraną parą, jaką znam. Za­nim co­kol­wiek zro­bisz, do­brze się za­sta­nów.

– I nie zro­zu­mia­ły­ście. To nie jest tak, że ja szu­kam cze­goś na boku, bo nie szu­kam. Chyba nie je­stem z tych, co po­tra­fią łą­czyć ro­mans z ży­ciem ro­dzin­nym. Tak się tylko ostat­nio za­sta­na­wia­łam nad tym, czy bę­dąc od za­wsze z jed­nym fa­ce­tem, cze­goś przy­pad­kiem nie stra­ci­łam.

– Je­stem pewna, że stra­ci­łaś! – Mirka nie miała co do tego żad­nych wąt­pli­wo­ści. – Uwa­żam, że czło­wiek, nie­za­leż­nie od płci, nie jest stwo­rzony do mo­no­ga­mii. To wbrew na­tu­rze.

– Czy to, co mó­wisz, jest po­twier­dzone na­ukowo, czy to twoja oso­bi­sta teo­ria? – Drwina w gło­sie Ewki była oczy­wi­sta. Mirka już dawno się do tego przy­zwy­cza­iła, praw­do­po­dob­nie dla­tego tym ra­zem nie zwró­ciła na nią uwagi.

– Czy w zgo­dzie z na­turą nie jest dą­że­nie do szczę­ścia, do za­do­wo­le­nia? Prze­cież wła­śnie o to nam wszyst­kim cho­dzi, no same po­wiedz­cie.

Agata ski­nęła głową na znak zgody, Ewka zaś tylko obo­jęt­nie wzru­szyła ra­mio­nami.

– Wła­śnie! – Mirka po­sta­no­wiła kon­ty­nu­ować myśl. – A więc i w sek­sie po­winno się do tego dą­żyć, w końcu to część na­szego ży­cia. Ale żeby po­czuć za­do­wo­le­nie w tej dzie­dzi­nie, po­trzebna jest ad­re­na­lina, nowe bodźce, świeże do­zna­nia. A o ja­kiej ad­re­na­li­nie mo­żemy mó­wić, gdy przez lata sy­pia się z tą samą osobą?

– Jak zwy­kle wszystko uprasz­czasz. – Ewka zmie­niła po­zy­cję, wy­pro­sto­wała się i była go­towa do obrony swo­ich ra­cji. – W wie­lo­let­nim związku może nie ma wiele ad­re­na­liny, ale jest coś waż­niej­szego, mi­łość i sza­cu­nek.

– Ja­sne – Mirka zgo­dziła się z nią, od­sta­wia­jąc pu­sty kie­li­szek. – Tylko czy sza­cu­nek może pod­nie­cać? Czy to, że ko­goś ko­chasz, jest rów­no­znaczne z tym, że bę­dziesz miała or­gazm?

– Prze­cież nie można spro­wa­dzać ży­cia do seksu! – Ewka wal­czyła co­raz bar­dziej za­cie­kle, Agata przy­glą­dała się temu spek­ta­klowi cie­kawa jego za­koń­cze­nia. – Ja na­prawdę nie od­czu­wam jego braku. Zu­peł­nie nie po­tra­fię zro­zu­mieć, dla­czego ty tak za nim sza­le­jesz, mi zwy­czaj­nie się nie chce, po­dob­nie jak nie chce mi się ćwi­czyć co rano.

Pyszne, małe ka­na­peczki zni­kały z ta­le­rza jedna po dru­giej, wina uby­wało, a po­ro­zu­mie­nia na próżno by upa­try­wać.

– Może jesz­cze tego nie wie­cie, ale mam wła­sną teo­rię na te­mat tego, dla­czego nie­któ­rzy lu­dzie nie po­trze­bują seksu – rze­kła Mirka.

– Dla­czego mnie to nie dziwi? – Ro­ze­śmiała się Agata.

– My­ślę, że je­żeli ko­bieta albo fa­cet mó­wią, że seksu nie po­trze­bują, nie lu­bią lub mogą się bez niego obejść, zna­czy to tylko tyle, że ni­gdy w ży­ciu nie za­znali praw­dzi­wej eks­tazy, nie­ziem­skiego or­ga­zmu. Każdy, kto cho­ciaż raz w ży­ciu uniósł się po­nad zie­mię z praw­dzi­wej roz­ko­szy, za­wsze bę­dzie dą­żył do za­zna­nia tego po­now­nie. To in­stynkt!

– Ale my je­ste­śmy ludźmi, nie kie­ru­jemy się in­stynk­tami, mamy uczu­cia i ro­zum. To od­róż­nia nas od pry­mi­tyw­nych zwie­rząt – upie­rała się Ewka.

– Ależ oczy­wi­ście, że kie­ru­jemy się in­stynk­tami, cho­ciaż przy­znaję, że nie tylko nimi. – At­mos­fera sta­wała się co­raz bar­dziej na­pięta.

„Do­brze, że na stole nie ma noży” – po­my­ślała Agata, czu­jąc pod­skór­nie, że bar­dziej zga­dza się ze sta­no­wi­skiem Mirki niż Ewki. To było dla niej za­ska­ku­jące, bo­wiem ni­gdy wcze­śniej nie po­dzie­lała ta­kiego po­dej­ścia do ży­cia, ja­kie miała Mirka.

– Mira, a nie mar­twi cię to, że dla tych cie­le­snych przy­jem­no­ści, które tak tobą za­wład­nęły, ry­zy­ku­jesz lo­sem wła­snej ro­dziny? Czy na­prawdę fi­zyczne do­zna­nia są dla cie­bie naj­waż­niej­sze? Wy­daje mi się to nie­zbyt nor­malne. – Świa­tło pły­nące ze ścian lekko roz­ja­śniało co­raz bar­dziej na­piętą twarz Ewki. Ileż to już razy sta­rała się wy­tłu­ma­czyć Mirce, że za­cho­wuje się po pro­stu głu­pio, jed­nak do tej pory efek­tów tych roz­mów nie było wi­dać. Do­brze wie­działa, że i tym ra­zem ni­czego nie wskóra, nie by­łaby jed­nak sobą, gdyby jej od­pu­ściła.

– Seks, moja ko­chana, jest ważny dla każ­dego, kto wie, czym on jest. On jest jak czwarte koło w sa­mo­cho­dzie, nie­zbędny, aby je­chać. Je­śli go za­brak­nie, to oczy­wi­ście siłą roz­pędu można uje­chać na­wet spory ka­wa­łek, ale kom­fort jazdy jest słaby, nie­stety.

– Chcesz po­wie­dzieć, że ja i Agata cią­gniemy na­sze mał­żeń­stwa siłą roz­pędu, bo nie mamy tego two­jego czwar­tego koła, czyli bzy­kanka? – Ewka po­czuła się ura­żona. Agata na­to­miast po­my­ślała, że może w tym, co mówi Mirka, jest ja­kaś ra­cja, bo prze­cież kom­fort jazdy” mał­żeń­skiej znacz­nie się im obu po­gor­szył, od­kąd zo­stały same. Za­cho­wała jed­nak te prze­my­śle­nia dla sie­bie, zda­jąc so­bie sprawę, że rano wraz z utratą pro­mili może po­rzu­cić rów­nież tę myśl.

– Tylko się nie ob­ra­żaj... – W tej chwili Mirka zdała so­bie sprawę, że praw­do­po­dob­nie za­ga­lo­po­wała się w swoim wy­wo­dzie. Co in­nego roz­wa­ża­nia teo­re­tyczne, a co in­nego przy­pi­sy­wa­nie nie­mi­łych ko­men­ta­rzy swoim przy­ja­ciół­kom. Nie miała prze­cież za­miaru kry­ty­ko­wać spo­sobu ich ży­cia, tak jak one ni­gdy nie kry­ty­ko­wały j ej.

– Nie ob­ra­żam, ale mu­szę się na­pić. – Ewka do­lała so­bie wina i upiła so­lidny łyk. – Jak to moż­liwe, że wciąż cię ko­cham, skoro cza­sami mam ochotę zwy­czaj­nie sko­pać ci ty­łek?!

– Mnie naj­wy­raź­niej nie da się nie ko­chać! – Mirka rów­nież ob­ni­żyła ton. Przez te wszyst­kie lata, które spę­dziły ze sobą, po­znały się już tak do­brze, że żadne róż­nice po­glą­dów nie mo­gły ich ze sobą skłó­cić. A przy­naj­mniej nie na długo. Po­stawa Mirki kształ­to­wała się la­tami, a one były tego świad­kami. Od naj­młod­szych lat Mirka po­wta­rzała, że męż­czyźni są źli i nie można im ufać, że ni­gdy nie wyj­dzie za mąż i nie bę­dzie miała dzieci. Nie wy­ro­sła z tych po­glą­dów. Miała wielu ad­o­ra­to­rów, nie­je­den stra­cił dla niej głowę, ale ona z ni­kim nie po­tra­fiła zwią­zać się na dłu­żej niż pół roku. Gdy jej związki za­czy­nały ro­bić się po­ważne, ucie­kała. Nie wzru­szały jej zła­mane serca, które po­rzu­cała bez mru­gnię­cia okiem. Z dnia na dzień z czu­łej i – wy­da­wa­łoby się – za­ko­cha­nej ko­biety sta­wała się so­plem lodu.

Jako dziecko Mirka ni­gdy nie za­znała mi­ło­ści, jak sama mó­wiła, z winy ojca. Jej matka, cho­ro­bli­wie w nim za­ko­chana, po­pa­dała w obłęd, gdy co kilka mie­sięcy wy­pro­wa­dzał się do in­nej ko­chanki. Gdy zni­kał, matka Mirki po­grą­żała się w głę­bo­kiej de­pre­sji, a kiedy wra­cał, ogar­niała ją taka eu­fo­ria, że za­po­mi­nała o swo­ich dzie­ciach.

Praw­do­po­dob­nie Mirka wy­trwa­łaby w swoim prze­ko­na­niu i do dziś po­zo­stała sin­gielką, gdyby nie spo­tkała na swej dro­dze Ma­cieja. Sche­mat się po­wtó­rzył, bo kiedy już za­mie­rzała go rzu­cić, oka­zało się, że jest w ciąży. Była zdru­zgo­tana. Ni­gdy nie za­po­mi­nała o po­łknię­ciu pi­gułki, ni­gdy poza tym jed­nym ra­zem. Bez skru­pu­łów zde­cy­do­wała się na abor­cję, po­wstrzy­mał ją jed­nak brak pie­nię­dzy. To, że dała się Ma­cie­jowi na­mó­wić na ślub i uro­dze­nie dziecka, to – jak stwier­dziła póź­niej – wina hor­mo­nów. Ra­fa­łek przy­szedł na świat słaby i mały, Mirka kar­ciła za to sie­bie. Uwa­żała, że dziecko czuło się od po­czątku nie­chciane, nie miało więc mo­ty­wa­cji, by żyć. Wtedy do­piero obu­dził się w niej in­stynkt ma­cie­rzyń­ski i za­pa­łała do syna mi­ło­ścią taką, o któ­rej ist­nie­niu nie miała do­tąd po­ję­cia. Ma­cieja także po­ko­chała na swój spo­sób, głów­nie za to, że to dzięki niemu ich szkrab w ogóle się uro­dził. Lecz była to bar­dzo dziwna mi­łość, nie­ła­twa ani dla niej, ani dla niego. Może cho­dziło tu bar­dziej o wdzięcz­ność, przy­wią­za­nie, sza­cu­nek?

Wie­czór nie­po­strze­że­nie się sta­rzał. W miarę, jak uby­wało wina, te­maty roz­mów sta­wały się co­raz lżej­sze, a przy­ja­ciółki re­cho­tały co­raz czę­ściej z co­raz bar­dziej ba­nal­nych po­wo­dów. Wszyst­kie lu­biły ten stan głup­ko­wa­tego od­prę­że­nia, który przy­no­sił ulgę sko­ła­ta­nym ner­wom i zmę­czo­nym cia­łom.

Agata, do­pusz­czona na­resz­cie do głosu, nie­śmiało wspo­mniała o ko­le­dze z biura, nie­ja­kim Janku. Męż­czy­zna od pew­nego czasu wy­raź­nie się nią za­in­te­re­so­wał, cho­ciaż nie zro­bił ni­czego wprost. Nie­ustan­nie jed­nak krą­żył, klu­czył, kom­bi­no­wał.

– Cią­gle się pyta, czy cze­goś nie po­trze­buję, przy­nosi mi kawę z bu­fetu, prawi nie­winne kom­ple­menty – opo­wia­dała, bo przy­ja­ciółki pod­chwy­ciły nowy wą­tek i cią­gnęły ją za ję­zyk.

– A ja­kie to są „nie­winne kom­ple­menty”? – Ewka miała szel­mow­ski uśmiech.

– Mówi na przy­kład: „Masz śliczny ko­lor tej blu­ze­czki”.

– I to ma być kom­ple­ment? Chyba dla pro­du­centa farb do tka­nin! – Ewka par­sk­nęła. – Po­wi­nien był ra­czej po­wie­dzieć, że to­bie pięk­nie w tym ko­lo­rze!

– No wła­śnie – Agata przy­znała jej ra­cję. – Dla­tego mó­wię, że te kom­ple­menty są ja­kieś ta­kie... okrężne. Niby wiem, co chce po­wie­dzieć, ale on tego nie mówi, więc nie mogę za­re­ago­wać.

Ci­che pu­ka­nie do drzwi spra­wiło, że za­mil­kły, na­słu­chu­jąc, co na­stąpi da­lej. Wszyst­kie trzy sie­działy wy­god­nie wśród po­du­szek, z no­gami na ni­skim sto­liku, i żadna nie miała ochoty pod­nieść się stam­tąd bez po­wodu, więc kilka razy upew­niały się, czy pu­ka­nie nie jest je­dy­nie wy­two­rem ich nie­trzeź­wych umy­słów.

– Jed­nak ktoś puka – uznała Ewka. – I chyba na­wet wiem kto! – Wy­grze­bała się ze swo­jego le­go­wi­ska i boso po­bie­gła w stronę drzwi. Wró­ciła po mi­nu­cie, a wraz z nią do po­koju we­szła Róża.

– Sorry, że do­piero te­raz. Mia­łam po­ważną roz­mowę z mę­żem i nie mo­głam prze­rwać. Ale mam za to wia­do­mość, któ­rej się nie spo­dzie­wa­cie. – Zdjęła z sie­bie mały swe­te­rek i za­ma­szy­stym ru­chem po­słała go w od­le­gły kąt po­koju. Zwin­nie prze­sko­czyła przez opar­cie ka­napy i wci­snęła się po­mię­dzy Agatę i Mirkę. Była tak drobna, że żadna z nich nie od­czuła na­wet, że zro­biło się cia­śniej. – Chcemy mieć dziecko! – oświad­czyła dum­nie, a ton jej głosu da­wał do zro­zu­mie­nia, że jest na to ab­so­lut­nie zde­cy­do­wana.

– No nie, zwa­rio­wa­łaś? – Re­ak­cja Mirki była na­tych­mia­stowa i oczy­wi­sta. – Nie bra­łaś dziś pro­chów albo wzię­łaś ich za dużo!

Róża chwi­lowo sku­piła się na ser­niku, który po­dała jej Ewka, zo­sta­wia­jąc przy­ja­ciół­kom czas na przy­swo­je­nie in­for­ma­cji, którą wła­śnie od niej otrzy­mały.

– Mó­wi­łaś prze­cież, że ostat­nio to­bie i Lesz­kowi nie bar­dzo się układa, może to nie jest od­po­wied­nia chwila na taką de­cy­zję... – Ewka swoje wąt­pli­wo­ści po­tra­fiła wy­ra­żać dużo bar­dziej dy­plo­ma­tycz­nie niż jej po­przed­niczka.

– Ewka ma ra­cję, je­śli ma­cie pro­blemy, dziecko ich nie na­prawi. Le­piej się wstrzy­maj, aż mię­dzy wami się ocie­pli. – Agata rów­nież nie była za­chwy­cona tym, co usły­szała.

– Ja­kie tam pro­blemy, po­na­rze­ka­łam tro­chę, bo mie­li­śmy słab­szy okres, to wszystko. Le­siu to Le­siu, ni­kogo in­nego nie mam i mieć nie chcę. – Róża wi­dząc, że nie ma co li­czyć na to, że ktoś w tym po­koju ją ob­służy, sama wstała i po­de­szła do oszklo­nej ko­módki, skąd wy­jęła dla sie­bie kie­li­szek. Na­lała do niego resztkę wina i wy­piła je, czu­jąc jego roz­grze­wa­jącą moc. Prze­łknęła gło­śno i do­koń­czyła wcze­śniej­sze roz­wa­ża­nia. – Prze­my­śla­łam to do­kład­nie ra­zem z Le­siem... Nic wam wcze­śniej nie mó­wi­łam, bo my­śla­łam, że to pra­gnie­nie mi­nie mi po okre­sie, po por­cji sło­dy­czy lub po sza­leń­czych za­ku­pach. Nie mi­nęło. My na­prawdę tego chcemy. Nie po­tra­fię się już od tej my­śli uwol­nić.

– A co, je­śli wa­sze pro­blemy są po­waż­niej­sze, niż ci się zdaje? Nie po­dej­muj ta­kiej de­cy­zji po­chop­nie! – Przez Ewkę jak za­wsze prze­ma­wiała tro­ska.

– Na­sze pro­blemy, jak oboje wy­wnio­sko­wa­li­śmy, wy­ni­kają wła­śnie z tego, że nie mamy jesz­cze dzieci. Mię­dzy nami po­wstała ja­kaś pustka, nie­ob­sa­dzone miej­sce, które pod­świa­do­mie drażni nas oboje. Poza tym mam trzy­dzie­ści dwa lata, ze­gar bio­lo­giczny bije nie­ubła­ga­nie. Nie mam czasu na gry­masy, a na Leszku mogę po­le­gać, jest od­po­wie­dzialny, tro­skliwy i mą­dry. Ma na­prawdę do­bre geny, w jego ro­dzi­nie są sami wy­soko wy­kształ­ceni, a brat jego matki zna sześć ję­zy­ków. – Ko­biety po­pa­trzyły po so­bie, nie kry­jąc zdzi­wie­nia.

– Wy­bie­rasz ojca dla swo­jego dziecka, bio­rąc pod uwagę by­strość jego plem­ni­ków? – Agata nie wie­rzyła wła­snym uszom.

– Toż to szczyt wy­ra­cho­wa­nia. – Ewka tylko uda­wała obu­rze­nie.

– Co złego jest w tym, że już dziś dbam o to, aby za kilka lat nie wsty­dzić się na wy­wia­dów­kach?

– A co zro­bisz, je­śli uro­dzisz, a mię­dzy wami nic się nie po­prawi? – Mirka nie po­zwa­lała zbić się z tropu.

– Nie po­prawi się, gdy nie uro­dzę, to pewne. Ale gdy już zo­sta­niemy ro­dzi­cami, bę­dziemy mieli wię­cej po­wo­dów, aby sta­rać się bar­dziej. Je­śli bę­dzie trzeba, za­fun­du­jemy so­bie te­ra­pię.

– Te­ra­pię, moja ko­chana, to ja za­le­ca­ła­bym te­raz. – Mirka pa­trzyła na Różę kar­cą­cym wzro­kiem i krę­ciła głową z dez­apro­batą. – To, co mó­wisz, nie jest nor­malne.

– Do­ga­dał ko­cioł garn­kowi, czy jak to tam szło... Czy twoje po­dwójne ży­cie jest nor­malne? Albo ży­cie Agaty czy Ewki, które pro­wa­dzą je wła­ści­wie sa­mot­nie, mimo że na pal­cach wciąż mają ob­rączki? Se­ba­stian pra­wie nie zna wła­snych dzieci, czy to jest nor­malne?

– Nie de­ner­wuj się już, jako przy­szła mama mu­sisz o sie­bie dbać. – Agata uśmiech­nęła się. – Prze­cież wiesz, że my za­wsze bę­dziemy po two­jej stro­nie i ki­bi­cu­jemy ci we wszyst­kim, co ro­bisz. Za­sko­czy­łaś nas, ale oso­bi­ście przy­znaję ci ra­cję, już czas, abyś sama się prze­ko­nała, czym jest ży­cie matki.

– No wła­śnie! Już dawno po­win­nam się była zde­cy­do­wać. Wy ma­cie od­cho­wane dzieci, a ja... może je­stem bez­płodna?

– Ja­sne, to po co ły­kasz pa­stylki? – par­sk­nęła Mirka.

– No, może je­stem, a nie wiem?

– Pa­mię­tam, jak by­łam w li­ceum i też tak o so­bie my­śla­łam... – Agata uśmiech­nęła się do tych od­le­głych wspo­mnień. – Od lat współ­ży­łam z Tom­kiem i nic się nie działo, mimo że się nie za­bez­pie­cza­li­śmy. Ko­lejne ko­le­żanki za­li­czały wpadki, a my cią­gle nic. By­łam pewna, że je­stem bez­płodna... ależ czło­wiek był głupi.

– Te­raz już chyba nie wie­rzysz w ślepy los i za­bez­pie­czasz się? – upew­niała się Mirka.

– Te­raz to To­mu­sia nie­stety nie ma i ciąża mi nie za­graża, ale jak przy­jeż­dża taki wy­posz­czony, to na wszelki wy­pa­dek za­ło­ży­łam so­bie spi­ralkę. Lek­ko­du­chem już nie je­stem.

– Wi­dzisz, kwia­tuszku... – Ewka prze­szła z dru­giego końca na­roż­nej ka­napy tylko po to, by ob­jąć przy­ja­ciółkę. – Twoja bez­płod­ność jest pew­nie taka sama jak Agaty, więc nie dra­ma­ty­zuj, tylko dzia­łaj, je­śli na­prawdę tego chcesz. – Uści­snęły się mocno i Ewka chwiej­nym kro­kiem wró­ciła na swoje miej­sce.

– Strasz­nie tego chcę, aż trudno mi zro­zu­mieć, skąd wzięła się we mnie ta po­trzeba, i to od razu taka silna. Ma­rzę, by wziąć w ra­miona ta­kie moje ma­leń­kie, ró­żowe bobo, tu­lić je, ca­ło­wać je, chro­nić...

– Hola, hola, za­po­mnia­łaś jesz­cze o kilku szcze­gó­łach! – za­wo­łała Mirka. – Za­nim do tego doj­dzie, naj­pierw bę­dziesz tyła jak wie­lo­ryb, pu­chła jak ba­lon, miała ży­laki, he­mo­ro­idy i roz­stępy jak Wielki Ka­nion, a na końcu tej nie­sa­mo­wi­tej me­ta­mor­fozy bę­dziesz wyła z bólu na po­ro­dówce, bła­ga­jąc le­ka­rzy, aby cię do­bili. I bądź pewna... – spoj­rzała przy­ja­ciółce pro­sto w oczy ze sto­ic­kim spo­ko­jem – ża­den z tych drani w far­tu­chach tego nie zrobi.

– Kie­dyś ba­łam się tych two­ich opo­wie­ści, ale te­raz nie czuję żad­nego stra­chu, wiem, czego chcę i zro­bię to. Chcę mieć dziecko, ro­zu­mie­cie?

Zro­zu­miały. Róża doj­rzała. Póź­niej niż więk­szość ko­biet, ale do­pa­dła ją ta nie­prze­parta po­trzeba by­cia mamą. Od tej chwili stało się ja­sne, że nie za­zna spo­koju, póki tej po­trzeby nie za­spo­koi.

– Zwa­rio­wała, słowo daję, zwa­rio­wała! – Oczy Mirki wy­wró­ciły się biał­kami ku gó­rze w te­atral­nym ge­ście obu­rze­nia.

– Dzieci są sen­sem mo­jego ży­cia, wa­szego zresztą też – Ewka zwró­ciła się do Agaty i Mirki. – Więc bar­dzo się cie­szę, że na­resz­cie się zde­cy­do­wa­łaś – pu­ściła „po­wietrz­nego” bu­ziaka do Róży.

– Bę­dziesz miała ślicz­nego, pie­go­wa­tego bo­basa – Agata prze­szła w stan eu­fo­rii. Te­raz ona otu­liła przy­ja­ciółkę ra­mie­niem i pi­skli­wym gło­si­kiem do­dała:

– Ta­kiego, który z gru­bymi udami i ku­per­kiem w pie­luszce bę­dzie ła­ził na czwo­raka po­mię­dzy na­szymi no­gami. Już się nie mogę do­cze­kać!

– Daj­cie mi jesz­cze wina, bo nie zniosę tej pa­pla­niny! – Mirka po­de­rwała się na­gle i prze­szła przez po­kój. Uśmie­cha­jąc się, po­de­szła do bo­ha­terki wie­czoru, ujęła jej głowę w dło­nie, spoj­rzała w oczy i cmok­nęła w czoło. – No do­bra, moje bło­go­sła­wień­stwo też masz, ale nie mów, że cię nie ostrze­ga­łam.Roz­dział 4

Było po dwu­dzie­stej dru­giej, a Ewka na­dal tkwiła przy de­sce do pra­so­wa­nia, jakby od tego za­le­żeć miały losy świata. Sterta dziew­czę­cych su­kie­nek, ko­szu­lek i in­nych świeżo upra­nych rze­czy kur­czyła się, ale bar­dzo po­woli. Mimo że Ewka miała za sobą wy­jąt­kowo mę­czący dzień, nie od­pusz­czała so­bie. Rano jej sa­mo­chód nie od­pa­lił. Zmu­szona była go zo­sta­wić i gnać przez mia­sto, pcha­jąc wó­zek in­wa­lidzki swo­jej córki. Anetka miała se­sję na­świe­tlań, na które nie mo­gły się spóź­nić. Dziew­czynka, jak mó­wiła jej mama, miała mu­chy w no­sie, po­nie­waż zbli­żał się wy­jazd na tur­nus re­ha­bi­li­ta­cyjny, a ona zno­siła je co­raz go­rzej.

– Chyba nic by się nie stało, je­śli raz po­zwo­li­ła­byś mi nie je­chać – ma­ru­dziła.

Ale Ewka, je­żeli cho­dziło o re­ha­bi­li­ta­cję, była nie­ustę­pliwa, ten te­mat ni­gdy nie pod­le­gał dys­ku­sji. Mimo to Aneta pró­bo­wała ne­go­cjo­wać:

– Mamo, ja nie chcę je­chać, nie lu­bię tego, nie po­jadę!

– Prze­stań mnie już mę­czyć, ko­cha­nie – krzyk­nęła za­sa­pana Ewa. – Wi­dzisz chyba, że le­dwo cię pcham, nie mam te­raz siły po raz ko­lejny tłu­ma­czyć ci, dla­czego nie wolno opusz­czać tur­nu­sów.

– Za­dzwo­nię do taty, on się zgo­dzi, że­bym zo­stała w domu!

– Z pew­no­ścią się zgo­dzi, zwłasz­cza, że trudno było cię tam wci­snąć i że wszystko jest już za­pła­cone. – Go­dzina była bar­dzo wcze­sna, ale mia­sto tęt­niło ży­ciem, jakby ni­gdy nie zwal­niało. Wszy­scy gdzieś się śpie­szyli i mało kto się uśmie­chał. Na­gle Aneta za­częła wrzesz­czeć na całe gar­dło, mio­tać rę­koma na wszyst­kie strony i z fu­rią trząść głową. Oczy prze­chod­niów zwró­ciły się na nią, więk­szość z nich miała znie­sma­czone miny, za­sta­na­wia­jąc się, co też ta okropna matka zro­biła swemu cho­remu dziecku.

– Aneta, uspo­kój się, prze­stań! – Ewka pró­bo­wała przy­trzy­mać córkę za ręce, ale to jesz­cze bar­dziej ją roz­zło­ściło. – Wszy­scy na nas pa­trzą, pro­szę cię! – Czuła, że jej twarz pło­nie ze zło­ści. Miała ochotę zła­pać małą za ra­miona i zdrowo po­trzą­snąć, ale za­ci­ska­jąc zęby, jesz­cze pa­no­wała nad sobą.

Za­trzy­mała wó­zek, uklę­kła przed nim i mó­wiąc naj­ła­god­niej, jak w tej chwili mo­gła, po­pro­siła raz jesz­cze:

– Prze­stań krzy­czeć, dla­czego mi to ro­bisz? Po­roz­ma­wiamy o tym w domu, tylko się uspo­kój, pro­szę. – Dziew­czynka nie re­ago­wała, krzy­czała wnie­bo­głosy i rzu­cała się z za­cię­ciem fu­riata.

Ewka chwy­ciła jej twarz w dło­nie i skie­ro­wała wzrok córki na sie­bie. Anetka nie­spo­dzie­wa­nie za­mil­kła, ręce opa­dły jej na ko­lana. Nie­ru­cho­mym wzro­kiem po­pa­trzyła na matkę i zbla­dła jak kreda. Za­nim Ewka zdą­żyła za­re­ago­wać, gwał­towne tor­sje wy­rzu­ciły całą za­war­tość żo­łądka Anety pro­sto w de­kolt Ewki.

– Je­zu­sie święty. – Tyle zdo­łała z sie­bie wy­do­być. Wstała ostroż­nie, czu­jąc, jak pod su­kienką ko­la­cja, śnia­da­nie i Bóg wie co jesz­cze spływa jej grubą, cie­płą strugą aż do pępka. Oczy na­peł­niły jej się łzami, ze zło­ści, z bez­sil­no­ści, ze zmę­cze­nia. Aneta wle­piła w matkę prze­ra­żone śle­pia.

– Mamo, prze­pra­szam, nie chcia­łam... – Sku­liła się za­wsty­dzona.

– Ci­cho! – Ostre spoj­rze­nie matki było bar­dziej kar­cące niż po­tok słów. Ewka, ki­piąc gnie­wem, chwy­ciła wó­zek i po­gnała w stronę domu, gu­biąc po dro­dze resztki po­karmu od­kle­ja­jące się od jej ciała i ubra­nia.

Wie­czo­rem za­dzwo­niła do męża.

– Se­ba­stian, ja już nie daję rady. – Roz­pła­kała się do słu­chawki.

– Ale ko­cha­nie, spo­koj­nie, po­wiedz, co się stało. – Usły­szała jego cie­pły, opie­kuń­czy głos.

– Chcę, że­byś był tu ze mną, że­byś mi po­mógł.

– Wiem, że je­steś prze­mę­czona, ale to już długo nie po­trwa.

– Prze­stań kła­mać! – wrza­snęła mu do ucha. – Ile razy to już mó­wi­łeś? Od trzech lat pra­wie się nie wi­du­jemy, nie wiesz, co tu się dzieje, ile pracy mu­szę wkła­dać w to wszystko!

– Do­sko­nale wiem, ko­cha­nie – mó­wił spo­koj­nie. – Ale prze­cież oboje tak usta­li­li­śmy, prawda? Po­trze­bo­wa­li­śmy tych pie­nię­dzy, sama wiesz.

Ewka wy­dmu­chała nos w chu­s­teczkę, a oczy otarła rę­ka­wem swe­tra.

– Cho­lera ja­sna! – Po chwili miała już zu­peł­nie nor­malny, opa­no­wany ton. – Wy­bacz, że tak się roz­kle­iłam. Wiem, że ro­bisz to wszystko dla nas i że to­bie też nie jest ła­two.

– Po­wiedz mi te­raz spo­koj­nie, co się stało?

„Mó­wić, nie mó­wić?” – wa­hała się. – „Ale to prze­cież jego dzieci, je­śli nie będę mu o nich opo­wia­dała, wcale ich nie bę­dzie znał”.

– No, Ewa... – po­na­glał.

– Anetka nie chce je­chać na tur­nus – za­częła nie­pew­nie. – Nie pierw­szy raz robi mi z tego po­wodu awan­turę. Ostat­nio oświad­czyła, że ko­cha tylko cie­bie, bo ja je­stem ję­dzą i mę­czę ją. A dzi­siaj w środku mia­sta do­stała ataku szału i zwy­mio­to­wała mi pro­sto mię­dzy cycki.

– Nie de­ner­wuj się już, po­roz­ma­wiam z nią.

– To jesz­cze nie wszystko! – Uznała, że nad­szedł czas po­roz­ma­wiać z mę­żem szcze­rze. – Syl­wia jest co­raz bar­dziej smutna. Nie ma ojca i nie ma matki, bo ja ni­gdy nie mam dla niej czasu. Moje przy­ja­ciółki stroją się i mają ja­kieś roz­rywki, od­wie­dzają zna­jo­mych, pra­cują, a ja? Ja mam tylko re­ha­bi­li­ta­cje, sprzą­ta­nie i od­ra­bia­nie za­dań do­mo­wych. Ty na­wet nie wiesz, jaką mam fry­zurę, wła­ści­wie włosy wcale nie są mi po­trzebne, bo tylko ster­czą i stra­szą! – Znowu się roz­pła­kała. Szlo­chała przez kilka mi­nut, a Se­ba­stian w mil­cze­niu cze­kał, aż skoń­czy.

– Ki­ciu, obie­cuję wszystko prze­my­śleć – za­pew­nił ją, gdy znowu słu­chała. – Za­dzwo­nię za kilka dni i ra­zem usta­limy osta­teczny ter­min mo­jego po­wrotu, do­brze?

– Do­brze – po­czuła po­wrót na­dziei.

– Mu­szę wró­cić, bo prze­cież nie może tak być, aby moja ki­cia cho­dziła nie­ucze­sana, prawda? – Ro­ze­śmiał się, a Ewkę ogar­nął spo­kój. Wie­działa, że z Se­ba­stia­nem wszystko bę­dzie wy­glą­dało ina­czej, le­piej. On był taki mą­dry, opa­no­wany i do­bry, wpro­wa­dzał do domu spo­kój i da­wał wszyst­kim swoim dziew­czyn­kom po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa. Od lat ko­chała go tą samą, silną i praw­dziwą mi­ło­ścią.

– Po roz­mo­wie z mę­żem od­zy­skała siły do dal­szej walki o wszystko. Wy­jęła de­skę do pra­so­wa­nia i przy­nio­sła stertę wy­pra­nych ubrań.

– Wy­jazd już za dwa dni, có­reńko – mru­czała do sie­bie. – I nic mnie przed nim nie po­wstrzyma.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: