Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Zaginione notatniki Darwina - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
12 listopada 2025
2519 pkt
punktów Virtualo

Zaginione notatniki Darwina - ebook

Zaginione notatniki Darwina.

Erasmus nie rozumie, dlaczego jego mama wpada w panikę z powodu zaginięcia… dwóch notatników. Czy ma znaczenie to, że jest ekspertką od Darwina, a te notesy należały właśnie do niego? Kiedy detektyw Dolittle puka do ich drzwi, śledztwo rusza pełną parą. Erasmus szybko odkrywa, że notatniki Darwina są cenniejsze niż złoto.

Kto mógł je ukraść? Nieuczciwy handlarz unikatowymi książkami? Piegowata dziewczynka z warkoczykami? A może ktoś, kto znajduje się znacznie bliżej…

Dołącz do śledztwa i daj się porwać detektywistycznej historii pełnej humoru, nieoczekiwanych zwrotów akcji oraz fascynujących faktów na temat teorii ewolucji!

Zaginione notatniki Darwina to książka, która łączy w sobie naukę, historię i mnóstwo wyobraźni. Nagradzany autor Oren Harman zainspirował się prawdziwym zniknięciem notatników Darwina z biblioteki Uniwersytetu Cambridge i zaproponował zaskakujące rozwiązanie jednej z największych zagadek naukowych w historii.

Kategoria: Dzieci 6-12
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8382-764-3
Rozmiar pliku: 34 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

„TAJEMNICA TAJEMNIC”

Era­smus leżał na kana­pie, prze­glą­da­jąc swój ulu­biony album z foto­gra­fiami z dzie­ciń­stwa. Wła­śnie prze­wra­cał stronę ze zdję­ciem, na któ­rym sie­dział na szczy­cie drzewa, kiedy drzwi wej­ściowe otwo­rzyły się i wpa­dła przez nie pro­fe­sor Win Wig­gles.

– Skra­dziono je! – krzyk­nęła. – Skra­dziono, mówię ci! Znik­nęły! Prze­pa­dły!

– Co skra­dziono, mamo? – zapy­tał Era­smus, tro­chę wystra­szony.

– Włącz tele­wi­zor – odpo­wie­działa, sia­da­jąc obok niego na kana­pie.

Na ekra­nie poja­wiła się główna biblio­te­karka Uni­wer­sy­tetu Cam­bridge, dok­tor Jes­sica Gard­ner, która wła­śnie prze­ka­zy­wała światu szo­ku­jące wie­ści.

– Z bólem serca muszę pań­stwa poin­for­mo­wać, że loka­li­za­cja dwóch notat­ni­ków Dar­wina, w tym jed­nego zawie­ra­ją­cego jego słynne drzewo życia, jest obec­nie nie­znana – oświad­czyła biblio­te­karka, po czym z tru­dem powstrzy­mu­jąc łzy, dodała: – Może jest gdzieś ktoś, kto ma wie­dzę, która pomoże nam je odna­leźć…?

Era­smus spoj­rzał na mamę i zauwa­żył, że rów­nież jej łzy napły­wają do oczu.

„Po co pła­kać z powodu jakichś zagu­bio­nych notat­ni­ków?” – pomy­ślał.

– Notat­niki Dar­wina są bez­cenne – powie­działa Win Wig­gles, jakby czy­tała mu w myślach. – Ktoś musiał przyjść do biblio­teki i naj­zwy­czaj­niej je ukraść! To potworne, Era­smus! Czy masz poję­cie, jak cenne są dla świata notat­niki Dar­wina?

Ale zanim Era­smus zdą­żył odpo­wie­dzieć, roz­le­gło się gło­śne puka­nie do drzwi wej­ścio­wych.

– Otwie­rać! Poli­cja!

Era­smus w mgnie­niu oka zesko­czył z kanapy i scho­wał się za nią.

Win Wig­gles otwo­rzyła drzwi. Jej oczom uka­zał się niski, pulchny funk­cjo­na­riusz w mun­du­rze. Zza kanapy Era­smus widział jego krza­cza­ste brwi i prze­krzy­wioną czapkę poli­cyjną.

– Pani pro­fe­sor Wini­fred Wig­gle­sworth, jak sądzę? – ode­zwał się poli­cjant do wyso­kiej kobiety sto­ją­cej przed nim.

– Ludzie nazy­wają mnie Win Wig­gles.

– Detek­tyw Dolit­tle z poli­cji Cam­brid­ge­shire, kła­niam się – przed­sta­wił się męż­czy­zna piskli­wym, żabim gło­sem. – Podej­rze­wam, że sły­szała już pani o znik­nię­ciu notat­ni­ków Dar­wina?

– Tak – odparła Win Wig­gles, sku­biąc pła­tek ucha. – Mówili o tym w wia­do­mo­ściach. Prawda, że to okropne?

– Z całą pew­no­ścią – zgo­dził się poli­cjant – ale jeste­śmy zde­ter­mi­no­wani roz­wią­zać tę zagadkę i zwró­cić notat­niki biblio­tece.

– Mam nadzieję… – Pani pro­fe­sor odkaszl­nęła. – Tak kocham Dar­wina, że sama marzy­łam o posia­da­niu tych notat­ni­ków. Ale to jest po pro­stu straszne! Te zapi­ski były darem Dar­wina dla nas wszyst­kich. Jak ktoś miał czel­ność tak po pro­stu je sobie wziąć?

– To wła­śnie mnie tu spro­wa­dza, pani pro­fe­sor. Myślę bowiem, że może pani pomóc nam zna­leźć zło­dzieja.

Detek­tyw Dolit­tle rozej­rzał się wokół swoim zawo­dowo podejrz­li­wym wzro­kiem. W salo­nie na niskim maho­nio­wym sto­liku znaj­do­wała się ska­mie­lina olbrzy­miego try­lo­bita, a nad nią na ścia­nie wisiało czarno-białe zdję­cie męż­czy­zny z długą białą brodą. Poli­cjant roz­po­znał twarz Char­lesa Dar­wina z bry­tyj­skiego bank­notu dzie­się­cio­fun­to­wego.

– Będę potrze­bo­wał pomocy eks­perta w tym śledz­twie – odchrząk­nął – a ponie­waż pani jest świa­to­wej sławy spe­cja­listką od tych wszyst­kich nauko­wych rze­czy… No cóż, powiedzmy, że chęt­nie sko­rzy­stał­bym z pani wspar­cia.

– Bar­dzo pro­szę – Win Wig­gles gestem zapro­siła detek­tywa do środka. – Co chce pan wie­dzieć?

– Eee… no cóż… – Męż­czy­zna wyda­wał się odro­binę zakło­po­tany. – Uczy­łem się o Dar­wi­nie w szkole pod­sta­wo­wej, ale to było dawno temu. Pro­szę odświe­żyć mi pamięć, pani pro­fe­sor. Dla­czego Dar­win i jego notat­niki mają tak donio­słe zna­cze­nie?

„Ten detek­tyw naprawdę nic nie wie” – pomy­ślał Era­smus, prze­wra­ca­jąc oczami.

– Dar­win był naukow­cem, który żył dwie­ście lat temu w Anglii – zaczęła Win Wig­gles. – Ludzie mówią, że jest naj­wy­bit­niej­szym bio­lo­giem, jakiego znał świat.

– Dwie­ście lat temu? – powtó­rzył poli­cjant, pod­no­sząc krza­cza­stą brew i pisząc coś w czar­nym zeszy­ciku. – Popro­szę o datę uro­dze­nia.

Teraz Win Wig­gles wyglą­dała na skon­fun­do­waną.

– Dwu­dzie­sty piąty stycz­nia 1975 roku.

– To nie jest dwie­ście lat temu, pani pro­fe­sor.

– Och! Cho­dziło panu o Dar­wina! – zro­zu­miała Win Wig­gles. – On uro­dził się 12 lutego 1809 roku, dokład­nie tego samego dnia, co Abra­ham Lin­coln, słynny pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych.

Era­smus uśmiech­nął się, cią­gle scho­wany za kanapą. Wie­dział, że nie ma na świe­cie dru­giej rze­czy, o któ­rej jego mama lubi­łaby mówić tak bar­dzo, jak o Char­le­sie Dar­wi­nie.

– Ale Dar­win nie uro­dził się, aby zostać poli­ty­kiem – cią­gnęła. – Był na to zbyt nie­śmiały. Jego ojciec chciał, żeby został leka­rzem, tak samo jak on, ale Dar­win wolał badać naturę i zbie­rać motyle, ptaki i rośliny. Pew­nego razu, gdy zabra­kło mu rąk do trzy­ma­nia wszyst­kich owa­dów, które zna­lazł w lesie, wło­żył sobie chrząsz­cza do ust!

– Czy to ma zna­cze­nie dla śledz­twa? – Detek­tyw Dolit­tle zmarsz­czył brwi. – Wróćmy do notat­ni­ków.

– Notat­niki… – Oczy Win Wig­gles zaszły mgłą, jakby się roz­ma­rzyła. – Kiedy Dar­win miał dwa­dzie­ścia dwa lata, wypły­nął stat­kiem o nazwie Beagle na Pacy­fik w stronę rów­nika i dalej na połu­dnie i wschód, aby badać przy­rodę Bra­zy­lii i Afryki Połu­dnio­wej, a potem Austra­lii i Nowej Zelan­dii. Kiedy wró­cił do Anglii, zaczął spi­sy­wać swoje myśli w małych notat­ni­kach. Widzi pan, Dar­win posta­no­wił roz­wią­zać pro­blem, z któ­rym nie mogły się upo­rać naj­wy­bit­niej­sze umy­sły przed nim. Nazwał ten pro­blem „tajem­nica tajem­nic”.

– „Tajem­nica tajem­nic”! – Detek­tyw Dolit­tle oży­wił się wyraź­nie. – Czy to było jakieś oszu­stwo? Zbrod­nia? Kra­dzież ubez­pie­cze­nia samo­cho­do­wego?

– Och, nie, nic z tych rze­czy! Dar­win chciał wie­dzieć, dla­czego na świe­cie ist­nieje tak wiele róż­nych gatun­ków żywych stwo­rzeń i skąd się one wzięły – odpo­wie­działa Win Wig­gles. – Dla­czego ist­nieją miliony żuków, dżdżow­nic czy ryb, pod­czas gdy inne gatunki wymie­rają.

– Jak dino­zaury! – zawo­łał Era­smus, wyska­ku­jąc nagle zza kanapy.

Detek­tyw Dolit­tle zachwiał się i upu­ścił swój czarny zeszy­cik.

– Małpa w miesz­ka­niu! Małpa w miesz­ka­niu!!! – wrza­snął poli­cjant, po czym zaczął co sił dmu­chać w gwiz­dek i bie­gać w kółko.

Miał tak krót­kie nogi i pulchny brzuch, że na kanapę musiał się wspiąć na czwo­ra­kach.

– Pro­szę się uspo­koić! – zawo­łała Win Wig­gles. – Nie ma się czego bać. To jest Era­smus. Szym­pans, nie małpa. Zna­la­złam go na drze­wie w Afryce.

– A co pani robiła w Afryce? – zapy­tał detek­tyw Dolit­tle, poru­sza­jąc ner­wowo pal­cami u rąk i stóp.

– Moja mama jest świa­to­wej sławy eks­pertką od Dar­wina! – zawo­łał Era­smus. – Była na eks­pe­dy­cji w dżun­gli!

Detek­tyw Dolit­tle zamarł. Był teraz zbyt zszo­ko­wany, żeby poru­szać czym­kol­wiek.

– Tak – potwier­dziła Win Wig­gles i prze­szła na śro­dek salonu. Usia­dła na krze­śle naprze­ciwko poli­cjanta. – To było nie­mal dokład­nie dzie­sięć lat temu. Sie­dział tam, porzu­cony na czubku drzewa, cał­kiem sam. Nie mam wła­snych dzieci i kiedy zoba­czy­łam to maleń­stwo, moje serce stop­niało. Zabra­łam go ze sobą do domu, do Cam­bridge, adop­to­wa­łam go i nauczy­łam wszyst­kiego, co jest mu potrzebne do życia.

– Na przy­kład jak się włą­cza tele­wi­zor i jak się pod­lewa rośliny w ogro­dzie – wtrą­cił z dumą Era­smus. – I jesz­cze róż­nych rze­czy o Char­le­sie Dar­wi­nie!

Detek­tyw Dolit­tle odzy­skał oddech na tyle, by znów wydać z sie­bie krzyk:

– Dla­czego ta małpa umie mówić?!

– Ach, to… – Win Wig­gles non­sza­lancko mach­nęła ręką. – Nauczy­łam go, oczy­wi­ście. A przy oka­zji, to ja też nada­łam mu imię. Widzi pan, i brat Dar­wina, i jego dzia­dek mieli na imię Era­smus.

Funk­cjo­na­riusz i szym­pans wpa­try­wali się w sie­bie podejrz­li­wie, aż w końcu ten drugi prych­nął i znów wsko­czył za kanapę.

– Uwa­żaj! – krzyk­nęła Win Wig­gles, gdy nie­mal prze­wró­cił cenny chiń­ski wazon sto­jący na kominku.

Potrzą­snęła głową i mruk­nęła:

– Naprawdę, nie mie­ścisz się już w tym domu…

Era­smus zaci­snął pię­ści i spu­ścił wzrok.

– Na czym to sta­nę­li­śmy? – zasta­no­wiła się Win Wig­gles, pod­cho­dząc do detek­tywa i wycią­ga­jąc rękę, żeby pomóc mu pod­nieść się z kanapy. – Ach tak, na dino­zau­rach. Wymarły miliony lat temu, ale potem poja­wiły się inne stwo­rze­nia. Dar­win chciał wie­dzieć, jak rodzą się nowe gatunki i czy orga­ni­zmy kie­dy­kol­wiek zmie­niają się w natu­rze. To wła­śnie była dla niego „tajem­nica tajem­nic”.

Detek­tyw Dolit­tle ze świ­stem nabrał powie­trza, gdy Era­smus wsko­czył na stół kuchenny, chwy­cił banana z miski z owo­cami i wło­żył go sobie do ust.

– Widzi pan – mówiła dalej Win Wig­gles, nie zwra­ca­jąc zbyt­niej uwagi ani na Era­smusa, ani na detek­tywa – po powro­cie z podróży na statku Beagle Dar­win roz­wią­zał tę zagadkę.

– Jagjo­ro­zwio­zał? – wymam­ro­tał Era­smus z buzią pełną banana.

Detek­tyw Dolit­tle na­dal wpa­try­wał się w Era­smusa, ale Win Wig­gles po pro­stu jak zwy­kle wyjęła chu­s­teczkę i wytarła bana­nową papkę z buzi szym­pansa.

– Jak ją roz­wią­zał? – powtó­rzyła pyta­nie. – No cóż, czy­tał dużo ksią­żek, zada­wał dużo pytań i prze­pro­wa­dzał dużo eks­pe­ry­men­tów. I cały czas robił notatki w swo­ich małych notat­ni­kach. Robił to w zoo, w ogro­dzie bota­nicz­nym albo w biblio­tece. A nawet… – Win Wig­gles nie mogła powstrzy­mać się od chi­chotu. – Nawet kiedy sie­dział na toa­le­cie!

Detek­tyw Dolit­tle nagle przy­po­mniał sobie o wła­snym notat­niku. Pod­niósł go i drżą­cym czar­nym dłu­go­pi­sem wska­zał na Era­smusa. W końcu, wciąż oszo­ło­miony, zwró­cił się do Win Wig­gles.

– Dla­czego ktoś miałby chcieć ukraść dwu­stu­let­nie notat­niki Darw­nia? – zapy­tał.

Win Wig­gles wyda­wała się jed­nak w tej spra­wie rów­nie zdez­o­rien­to­wana co on.

– Naprawdę, nie wiem, kto mógłby je ukraść – powie­działa, a do jej oczu nagle znów napły­nęły łzy. – Wiem tylko tyle, że znik­nęły z biblio­teki. I to jest naprawdę straszne, potworne i okropne!

Detek­tyw Dolit­tle ostroż­nie scho­wał czarny zeszy­cik i dłu­go­pis do kie­szeni.

– Niech pani nie pła­cze – powie­dział swoim żabim gło­sem. – Prze­cież po to tu jestem. Pani jest świa­to­wej sławy eks­pertką od Dar­wina i razem zła­piemy tego zło­dzieja!

Dotknął lekko swo­jej poli­cyj­nej czapki i spoj­rzał na Era­smusa.

– Ale wszystko po kolei, pani pro­fe­sor – wychry­piał. – Czy zechcia­łaby pani pójść ze mną na miej­sce zbrodni?MIEJSCE ZBRODNI

Od miej­sca zbrodni dzie­liło ich tylko kilka kro­ków. Win Wig­gles i Era­smus miesz­kali bli­sko biblio­teki uni­wer­sy­tec­kiej, bo pro­fe­sor cho­dziła tam pra­wie codzien­nie, żeby czy­tać książki Char­lesa Dar­wina.

Szli ulicą Grange Road – Win Wig­gles z chu­s­teczką, którą wciąż osu­szała łzy, a detek­tyw Dolit­tle w jak zwy­kle prze­krzy­wio­nej czapce poli­cyj­nej. Era­smus miał na gło­wie swoją ulu­bioną czer­woną cza­peczkę. Wkrótce ich oczom uka­zała się ceglana wieża, która zda­wała się się­gać nieba.

Era­smus uwiel­biał cho­dzić do biblio­teki ze swoją mamą, a ona chęt­nie go tam zabie­rała, ale w głębi serca wie­dział, że tym razem wszystko jest ina­czej.

Era­smus wszedł do Czy­telni Głów­nej i oszo­ło­miony spoj­rzał w górę – dokład­nie tak, jak robił to zawsze. To miej­sce było cudowne. Pod pięk­nie zaokrą­glo­nymi oknami cią­gnęły się regały pełne ksią­żek. W całej sali pano­wała cisza, która koja­rzyła mu się z prze­by­wa­niem w brzu­chu gigan­tycz­nego wie­lo­ryba.

– My na miej­sce zbrodni – zadud­nił dono­śnie detek­tyw Dolit­tle, gdy mijali sta­reńką biblio­te­karkę w gigan­tycz­nych oku­la­rach.

Następ­nie zaczął mówić do sie­bie odro­binę za gło­śno:

– W lewo, a potem w prawo. Skrę­cić na rogu, potem znowu w prawo i w górę po schod­kach. To tu!

Kiedy zatrzy­mali się przed potęż­nymi sta­rymi drew­nia­nymi drzwiami, detek­tyw z poważną miną ski­nął głową ochro­nia­rzowi, po czym zerwał taśmę poli­cyjną z napi­sem „ZAKAZ WSTĘPU”. Mała tabliczka infor­mo­wała, że znaj­duje się tutaj Czy­tel­nia Sta­ro­dru­ków, gdzie prze­cho­wy­wane są naj­rzad­sze i naj­cen­niej­sze eks­po­naty.

Drzwi skrzyp­nęły, gdy detek­tyw Dolit­tle powoli je otwo­rzył. Win Wig­gles i Era­smus weszli za nim do środka.

– Ostroż­nie! – krzyk­nął poli­cjant.

Włą­czył świa­tło i wtedy na pod­ło­dze tuż przy drzwiach ujrzeli kałużę wody.

– To dość dziwne, prawda? – zapy­tał.

Wszy­scy troje ostroż­nie obe­szli kałużę.

Następ­nie ich oczom uka­zały się regały zapeł­nione sta­rymi książ­kami i ręko­pi­sami. Wszystko tu wyglą­dało na bar­dzo upo­rząd­ko­wane, a publi­ka­cje stały ści­śle obok sie­bie – z jed­nym wyjąt­kiem.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij