- promocja
Zanim wystygnie kawa - ebook
Zanim wystygnie kawa - ebook
A gdyby móc cofnąć się w czasie? Gdyby choć na chwilę wrócić do przeszłości i spróbować coś wyjaśnić, czemuś zaradzić, spotkać się z kimś, może po raz ostatni…
W małej bocznej uliczce w Tokio ukryła się klimatyczna kawiarnia, która od ponad stu lat serwuje starannie parzoną kawę. Krążą pogłoski, że swoim klientom oferuje też wyjątkową możliwość podróży w czasie.
W „Zanim wystygnie kawa” spotykamy cztery osoby, z których każda ma nadzieję skorzystać z tej oferty. Ktoś chce się skonfrontować z dawną miłością, ktoś powrócić do czasów sprzed utraty pamięci, zobaczyć się z siostrą, spotkać córkę, której nigdy nie było okazji poznać.
Wszystko może się wydarzyć, ale pod wieloma warunkami. Najważniejszy: musisz wrócić, zanim wystygnie twoja kawa.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67216-68-5 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
KOCHANKOWIE
– O rety, już tak późno? Przepraszam, muszę iść – wymamrotał mężczyzna wymijająco, po czym wstał i sięgnął po swoją torbę.
– Hę? – zareagowała kobieta.
Spojrzała na niego z gniewem i niepewnością. Nie powiedział jej, że to koniec. Ale zadzwonił do niej, a była jego dziewczyną od dwóch lat, i poprosił o p o w a ż n ą r o z m o w ę… a teraz nagle oznajmił, że jedzie do Ameryki, do pracy. I ma zamiar wyjechać natychmiast – za kilka godzin. Jeszcze zanim usłyszała o tych planach, była przekonana, że ta p o w a ż n a r o z m o w a będzie dotyczyła zerwania. Teraz wiedziała, że popełniła błąd, łudząc się – licząc na to – że ta p o w a ż n a r o z m o w a mogłaby zawierać na przykład słowa takie jak „Wyjdziesz za mnie?”.
– Co? – odparł oschle mężczyzna. Nie nawiązał z nią kontaktu wzrokowego.
– Nie zasługuję na wyjaśnienie? – zapytała.
Kobieta wypowiedziała te słowa pytającym tonem, którego mężczyzna wyjątkowo nie lubił. Byli w podziemnej kawiarni bez okien. Oświetlenie zapewniało teraz jedynie sześć przysłoniętych abażurami lamp wiszących oraz jeden kinkiet przy wejściu. Wnętrze kawiarni stale miało barwę sepii. Bez zegarka nie dało się tu odróżnić dnia od nocy.
W kawiarni wisiały trzy duże, zabytkowe zegary ścienne. Jednak wskazówki każdego z nich pokazywały inną godzinę. Celowo? Czy po prostu były zepsute? Podczas pierwszej wizyty goście nigdy nie rozumieli, dlaczego te zegary tak działają. Nie pozostawało im nic innego, jak tylko zerknąć na własne zegarki. Tak samo zrobił ten mężczyzna. Gdy sprawdził godzinę na swoim zegarku, zaczął pocierać czoło nad prawą brwią i lekko wysunął do przodu dolną wargę.
Zdaniem kobiety ten wyraz twarzy był wyjątkowo irytujący.
– I dlaczego tak patrzysz? Jakbym to ja była wkurzająca? – wyrwało się jej.
– Nie myślę tak – odpowiedział z zakłopotaniem.
– A właśnie, że myślisz – upierała się.
Mężczyzna znowu wysunął dolną wargę do przodu, odwrócił wzrok i nic nie odpowiedział.
Jego bierne zachowanie coraz mocniej rozwścieczało kobietę. Zmarszczyła brwi.
– Chcesz, żebym ja to powiedziała?
Sięgnęła po kawę, z której uleciało już całe ciepło. Straciła najprzyjemniejszą część tego doświadczenia, więc jeszcze bardziej pogorszył się jej nastrój.
Mężczyzna znowu spojrzał na swój zegarek i zaczął odliczać w tył od czasu wejścia na pokład samolotu. Musiał wyjść z kawiarni właściwie zaraz. Nie potrafił się opanować, więc jego palce znowu powędrowały do brwi.
Widząc, że mężczyzna tak bardzo skupia się na czasie, kobieta poczuła irytację. Nieostrożnie odstawiła filiżankę na stolik. Mocno stuknęła o spodek. B r z d ę k!
Głośny dźwięk przestraszył mężczyznę. Jego palce, które wcześniej gładziły prawą brew, zaczęły wyrywać włoski. Ale potem wziął szybko głęboki oddech, usiadł i spojrzał kobiecie w oczy. Na jego twarzy nagle pojawił się spokój.
Mina mężczyzny tak bardzo się zmieniła, że kobieta była mocno zaskoczona. Opuściła wzrok i spojrzała na swoje zaciśnięte dłonie oparte o kolana.
Mężczyzna, który martwił się o czas, nie czekał, aż kobieta podniesie wzrok.
– Posłuchaj… – zaczął.
Już nie mamrotał. Wydawał się opanowany.
Ale ona, jakby chcąc powstrzymać go przed wypowiedzeniem kolejnych słów, powiedziała:
– Może po prostu już pójdziesz?
Nie podniosła wzroku.
Kobieta, która chciała wyjaśnienia, teraz postanowiła go nie słuchać. Mężczyzna siedział bez ruchu, jak gdyby sam czas stanął w miejscu.
– Na ciebie już pora, prawda? – zapytała kobieta marudnie jak dziecko.
Mężczyzna spojrzał na nią zdumiony, zdawał się nie rozumieć, co miała na myśli.
Jakby uświadamiając sobie, jak dziecinnie i nieprzyjemnie zabrzmiały jej słowa, kobieta z zażenowaniem odwróciła wzrok od mężczyzny i przygryzła wargę.
Mężczyzna podniósł się z miejsca i odezwał do kelnerki stojącej za barem.
– Przepraszam. Chciałbym zapłacić – powiedział cicho.
Chciał wziąć rachunek, ale kobieta trzymała go ręką.
– Zostanę trochę dłużej… – Chciała dodać „więc ja zapłacę”, ale z łatwością wyrwał jej rachunek spod ręki i poszedł do kasy.
– Płacę całość, dziękuję.
– Och, powiedziałam, żebyś to zostawił.
Nie ruszając się z krzesła, kobieta wyciągnęła rękę do mężczyzny.
Ale mężczyzna nie chciał na nią patrzeć. Wyjął z portfela tysiącjenowy banknot.
– Reszty nie trzeba – powiedział, wręczając kelnerce banknot razem z rachunkiem. Na ułamek sekundy zwrócił zasmuconą twarz w stronę kobiety, podniósł swoją torbę i wyszedł.
DING-DONG
– … i to wszystko zdarzyło się tydzień temu – powiedziała Fumiko Kiyokawa.
Jej głowa i tułów opadły na stolik jak balon, z którego uszło powietrze. Jakimś sposobem Fumiko nie rozlała przy tym kawy, którą miała przed sobą.
Kelnerka i klientka siedząca przy barze, które słuchały opowieści Fumiko, spojrzały na siebie nawzajem.
Jeszcze zanim Fumiko skończyła liceum, opanowała sześć języków obcych. Gdy ukończyła Uniwersytet Waseda z najlepszym wynikiem w całym roczniku, zatrudniła się w dużej firmie IT z branży medycznej. Już po roku pracy kierowała wieloma projektami. Była typowym przykładem bystrej, ambitnej kobiety.
Dzisiaj Fumiko miała na sobie zwyczajny strój służbowy: białą bluzkę, czarną spódnicę i marynarkę. Sądząc po wyglądzie, wracała właśnie do domu po pracy.
Fumiko odznaczała się ponadprzeciętną urodą. Obdarzona była mocnymi rysami twarzy i małymi ustami, więc wyglądała jak gwiazda popu. Jej czarne włosy średniej długości lśniły niczym aureola. Mimo skromnego ubioru łatwo było dostrzec jej znakomitą figurę. Była piękną kobietą i przyciągała spojrzenia wszystkich jak modelka z magazynu o modzie. Tak, była kobietą, która łączyła w sobie inteligencję i piękno. Ale czy o tym wiedziała – to już inna sprawa.
Dawniej Fumiko nie rozmyślała o takich sprawach – żyła tylko pracą. Oczywiście nie oznaczało to, że nigdy nie wchodziła w związki. Po prostu nie miały one dla niej aż takiego uroku jak praca. „Praca jest moim kochankiem”, mawiała. Odrzucała zaloty wielu mężczyzn, tak jakby strzepywała drobiny kurzu.
Mężczyzna, o którym opowiadała, nazywał się Goro Katada. Był inżynierem systemowym i tak jak Fumiko pracował w firmie z branży medycznej, ale niedużej. Był jej chłopakiem i był młodszy od niej o trzy lata. Poznali się dwa lata temu, gdy pracowali nad projektem dla tego samego klienta zewnętrznego.
Tydzień temu Goro poprosił Fumiko o spotkanie, bo chciał z nią odbyć „poważną rozmowę”. Przyszła w wyznaczone miejsce w eleganckiej jasnoróżowej sukience, beżowym wiosennym płaszczu i białych czółenkach. Po drodze przyciągnęła uwagę wszystkich mijanych mężczyzn. Dla Fumiko był to nowy styl. Była taką pracoholiczką, że zanim związała się z Goro, nie miała żadnych ubrań poza garsonkami. Zresztą garsonki zakładała również na randki z Goro – w końcu spotykali się przeważnie po pracy.
Goro użył określenia „poważna rozmowa”, a Fumiko zinterpretowała to tak, że ta rozmowa będzie wyjątkowa. Dlatego, pełna nadziei, specjalnie kupiła nowe ubrania.
Gdy przybyli do wybranej kawiarni, zobaczyli na oknie tabliczkę z informacją, że lokal jest zamknięty z powodu nieprzewidzianych okoliczności. Fumiko i Goro poczuli rozczarowanie. Ta kawiarnia byłaby idealna na poważną rozmowę, bo każdy stolik znajdował się w osobnym boksie.
Nie mając wyjścia, musieli poszukać innego odpowiedniego miejsca. Zauważyli niewielki szyld w cichej, bocznej uliczce. Kawiarnia znajdowała się w podziemiach, więc nie mogli sprawdzić, jak wygląda w środku, ale Fumiko stwierdziła, że podoba jej się jej nazwa, pochodząca z piosenki, którą śpiewała w dzieciństwie, więc uzgodnili, że wejdą do środka.
Fumiko pożałowała swojej decyzji, gdy tylko zajrzała do środka. Kawiarnia była mniejsza, niż sądziła. Miała bar i stoliki, ale przy barze były zaledwie trzy miejsca, a stoliki widziała tylko trzy – wszystkie dwuosobowe – więc lokal mógł pomieścić jedynie dziewięcioro klientów.
Fumiko pomyślała, że o ile ta leżąca jej na sercu p o w a ż n a r o z m o w a nie odbędzie się szeptem, to inni będą mogli wszystko podsłuchać. Kolejnym mankamentem był sepiowy odcień wnętrza z powodu kilku lamp osłoniętych abażurami… W ogóle jej się to nie podobało.
Miejsce dobre do podejrzanych interesów…
Takie było pierwsze wrażenie Fumiko na widok tej kawiarni. Nerwowo podeszła do jedynego wolnego stolika i usiadła. Poza nimi w lokalu było troje klientów i kelnerka.
Przy najdalszym stoliku siedziała kobieta w białej sukience z krótkim rękawem i w milczeniu czytała książkę. Przy stoliku stojącym najbliżej wejścia siedział mężczyzna o nijakim wyglądzie. Przed sobą miał otwarte czasopismo podróżnicze i robił notatki w malutkim zeszyciku. Kobieta przy barze miała na sobie jaskrawoczerwoną koszulkę na ramiączkach i zielone legginsy. Z oparcia jej krzesła zwisała kamizelka o kimonowym kroju. Kobieta ta wciąż miała wałki na włosach. Przelotnie spojrzała na Fumiko i szeroko się uśmiechnęła. Kilka razy podczas rozmowy między Fumiko a Goro rzucała komentarze do kelnerki i wybuchała rechotliwym śmiechem.
Usłyszawszy wyjaśnienie Fumiko, kobieta z wałkami powiedziała:
– Rozumiem…
Tak naprawdę w ogóle nie rozumiała. Po prostu zareagowała stosownie do sytuacji. Nazywała się Yaeko Hirai i była stałą bywalczynią kawiarni. Właśnie przekroczyła trzydziestkę i prowadziła pobliski bar szybkiej obsługi, a właściwie mały klub. Zawsze przychodziła tu przed pracą na filiżankę kawy. Znowu miała wałki na włosach, ale dzisiaj założyła wydekoltowany żółty top bez ramiączek, mocnoczerwoną minispódniczkę i jaskrawofioletowe legginsy. Hirai siedziała po turecku na krześle przy barze i słuchała Fumiko.
– To było tydzień temu. Pamiętają panie, prawda? – Fumiko wstała i spojrzała na kelnerkę stojącą za barem.
– Hmm… tak – odparła kelnerka nerwowo, nie patrząc na twarz Fumiko.
Kelnerka nazywała się Kazu Tokita. Była kuzynką właściciela. Oprócz kelnerowania studiowała na Tokijskim Uniwersytecie Sztuki. Miała dość ładną twarz, jasną cerę i wąskie, migdałowe oczy, ale jej rysy nie zapadały w pamięć. Był to ten typ twarzy, że gdy się na nią spojrzało, a potem zamknęło oczy i próbowało ją sobie przypomnieć, to nic nie przychodziło człowiekowi do głowy. Krótko mówiąc, nie zwracała na siebie uwagi. Nie miała charyzmy. Ani wielu przyjaciół. Nie żeby się tym martwiła – Kazu należała do osób, dla których relacje międzyludzkie są dość nużące.
– No… i co z nim? Gdzie jest teraz? – zapytała Hirai, bawiąc się filiżanką i nie przejawiając wielkiego zainteresowania.
– W Ameryce – odparła Fumiko i wydęła policzki.
– Czyli pani chłopak wybrał pracę? – Hirai w swoim stylu przeszła do sedna.
– Nie, to nieprawda! – zaprzeczyła Fumiko.
– Co? Przecież właśnie taka jest prawda, nie sądzi pani? Pojechał do Ameryki, tak? – zapytała Hirai. Miała problem ze zrozumieniem Fumiko.
– Nie zrozumiała pani mojego wyjaśnienia? – gwałtownie zapytała Fumiko.
– Której części?
– Chciałam krzyknąć: „Nie jedź!”, ale byłam zbyt dumna.
– Tylko nieliczne kobiety by się do tego przyznały. – Hirai odchyliła się do tyłu, chichocząc, a potem straciła równowagę i prawie spadła z krzesła.
Fumiko zignorowała reakcję Hirai.
– Pani zrozumiała, prawda? – zwróciła się do Kazu, oczekując wsparcia.
Kazu przez chwilę udawała, że się zastanawia.
– Czyli nie chciała pani, żeby pojechał do Ameryki, tak?
Kazu również szybko przechodziła do rzeczy.
– No cóż, zasadniczo, chyba… nie chciałam. Ale…
– Ciężko panią zrozumieć – powiedziała jowialnie Hirai, gdy zobaczyła, jaką trudność z odpowiedzią miała Fumiko.
Gdyby Hirai była na miejscu Fumiko, po prostu wybuchłaby płaczem. „Nie jedź!”, krzyknęłaby. Oczywiście byłyby to krokodyle łzy. Łzy są bronią kobiety. Taką filozofię wyznawała Hirai.
Fumiko zwróciła się do Kazu, która stała pośrodku baru. Jej oczy lśniły.
– Tak w ogóle chciałabym, żeby przeniosła mnie pani z powrotem do tamtego dnia… o tydzień do tyłu! – poprosiła z pełną powagą.
Hirai jako pierwsza zareagowała na szaleństwo, jakim była prośba o przeniesienie w czasie o tydzień wstecz.
– Ona chce podróżować w czasie… – Hirai spojrzała na Kazu z uniesionymi brwiami.
– Aha… – mruknęła tylko Kazu i nie dodała nic więcej. Wyglądała na skrępowaną.
Kilka lat temu podziemna kawiarnia zyskała chwilową sławę z powodu legendy miejskiej, według której była w stanie przenosić ludzi w przeszłość. Fumiko w ogóle nie interesowała się tego typu rzeczami, więc cała ta sprawa wyleciała jej z pamięci. Zeszłotygodniowa wizyta była całkowitym przypadkiem. Ale wczoraj obejrzała widowisko telewizyjne. Kiedy prowadzący wspomniał we wstępie o „legendach miejskich”, Fumiko poczuła się, jakby w jej głowie rozbłysła błyskawica, i przypomniała sobie o kawiarni. O „kawiarni, która przenosi ludzi w przeszłość”. Nie znała wszystkich szczegółów, ale to hasło pamiętała dokładnie.
„Jeśli wrócę do przeszłości, może będę mogła wszystko naprawić. Może będę miała szansę na jeszcze jedną rozmowę z Goro”. Wciąż powtarzała w myślach tę fantazję. Popadła w obsesję i nie umiała już racjonalnie ocenić sytuacji.
Następnego ranka kompletnie zapomniała o śniadaniu i poszła do pracy. W ogóle nie potrafiła się skupić na obowiązkach. Siedziała tam i obsesyjnie myślała o upływającym czasie. „Po prostu chcę się upewnić”. Chciała poznać prawdę, jakakolwiek by była, i to jak najszybciej – i ani sekundy później. Była tak rozkojarzona, że koleżanka zapytała, czy wszystko u niej w porządku. Pod koniec dnia osiągnęła szczytowy poziom roztrzepania.
Dojazd z siedziby firmy do podziemnej kawiarni zajął jej trzydzieści minut. Praktycznie przebiegła ostatni odcinek trasy – ze stacji do lokalu. Weszła do środka, z trudem łapiąc oddech, i podeszła do Kazu.
– Proszę mnie przenieść w przeszłość – zaczęła błagać Fumiko, zanim Kazu zdążyła w ogóle dokończyć słowa: „Dzień dobry, witamy”.
Przez cały czas żywo gestykulowała, dopóki nie wyjaśniła wszystkiego do końca. Ale teraz, na widok reakcji Hirai i Kazu, poczuła się zakłopotana.
Hirai po prostu wpatrywała się w nią z szerokim uśmiechem, a Kazu miała kamienną twarz i unikała kontaktu wzrokowego.
„Gdyby z tymi powrotami w przeszłość to była prawda, pewnie przychodziłyby tu tłumy ludzi”, pomyślała sobie Fumiko. Ale jedynymi osobami byli kobieta w białej sukience, mężczyzna z czasopismem podróżniczym, Hirai i Kazu – te same twarze, co tydzień temu.
– Można się przenieść wstecz, prawda? – zapytała Fumiko niespokojnie.
Może trzeba było zacząć od tego pytania. To byłoby rozsądne. Ale myślenie o tym nie miało już teraz sensu.
– To jak? Można czy nie? – zapytała, patrząc prosto na Kazu stojącą za barem.
– Hmm. No cóż… – zawahała się Kazu.
W oczach Fumiko znowu pojawił się błysk. Nie usłyszała „nie”. Widać było po niej ekscytację.
– Proszę, niech mnie pani przeniesie!
Błagała z takim ożywieniem, jakby zaraz miała przeskoczyć nad barem.
– Co chce pani zrobić, jak się pani przeniesie w przeszłość? – zapytała Hirai jak gdyby nigdy nic pomiędzy łykami swojej letniej kawy.
– Chciałabym coś naprawić. – Fumiko miała poważną minę.
– Rozumiem… – odparła Hirai i wzruszyła ramionami.