Zdrowie emocjonalne - ebook
Zdrowie emocjonalne - ebook
OSHO – charyzmatyczny mistrz duchowy pochodzący z Indii. Znakomity mówca swobodnie posługujący się zarówno wschodnimi tradycjami mistycznymi, jak i zachodnią psychoterapią. Jego nauki dotyczą nie tylko indywidualnego poszukiwania sensu, lecz także najbardziej palących spraw społecznych i politycznych.
W jaki sposób możemy pogodzić potrzebę wyrażania emocji z pragnieniem poszanowania innych? Bardzo często stajemy przed dylematem: wyrażać je czy tłumić? Boimy się, że wyrażając prawdziwe uczucia, zranimy lub urazimy bliskie nam osoby. Jeżeli jednak tłumimy emocje, zwiększamy ryzyko zranienia samych siebie. Osho pomaga skutecznie rozwiązać ten konflikt.
Książka ta umożliwia zrozumienie podłoża, na którym rodzą się emocje, uczy konstruktywnych zachowań, a także utrzymania pewności siebie i równowagi w obliczu nieuniknionych życiowych wzlotów i upadków. Szczególnie zaś pomaga odkryć, jaki wpływ na nasze życie wywiera lęk, złość oraz zazdrość i jak możemy przekształcić te destrukcyjne emocje w twórczą energię
Unikalne podejście do ludzkiego umysłu i serca, jakim posługuje się Osho, wykracza daleko poza konwencjonalną psychologię.
Kiedy jesteś szczęśliwy, nagle dopływa do ciebie energia z całego świata. Cały świat śmieje się razem z tobą.
Osho
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8143-174-3 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zrozumienie natury emocji
Emocje (ang. emotion) nie mogą być trwałe. Słowo to pochodzi od słowa motion – ruch. Emocje poruszają się, ciągle zmieniają. W jednym momencie jesteś smutny, w następnym szczęśliwy, potem zły lub współczujący. Teraz kochasz, za chwilę odczuwasz nienawiść. Ranek był piękny, natomiast wieczór jest okropny. I tak ciągle.
Nie może to stanowić twojej natury. Poza tymi wszystkimi zmianami musi istnieć coś, co łączy poszczególne emocje.
W wianku dostrzegasz pojedyncze kwiaty, lecz nie widzisz łączącej je nici. Emocje są kwiatami. Czasem rozkwita złość, czasem smutek, czasem szczęście, czasem ból, czasem niepokój… Natomiast twoje życie jest wiankiem.
Musi istnieć jakaś nić, w przeciwnym wypadku dawno byś się rozpadł. Nadal istniejesz jako całość. Czym jest ta spajająca nić, czym jest owa gwiazda przewodnia? Co jest w tobie trwałe?
NAJPIERW RZECZY NAJWAŻNIEJSZE: Zasady działania umysłu
Wszystkie emocje, uczucia, myśli – wszystkie przejawy aktywności umysłu – znajdują się pod wpływem świata zewnętrznego. Potwierdza to współczesna nauka. Mistycy wypowiadali tę prawdę już tysiące lat temu: wszystkie rzeczy wypełniające twój umysł nie są tobą. Jesteś poza nimi. Natomiast problem tkwi w tym, że identyfikujesz się ze zjawiskami zachodzącymi w twoim umyśle.
Na przykład ktoś cię obraził i stałeś się zły. Myślisz, że stałeś się zły. Posługując się językiem nauki, można powiedzieć, że obrażające cię zachowanie drugiej osoby działa jak kontrola zewnętrzna. Osoba, która cię obraziła, kontroluje twoje zachowanie, trzyma w swoich dłoniach twoją złość. Ty zaś zachowujesz się jak marionetka.
Obecnie naukowcy są w stanie wprowadzić elektrody w wybrane obszary mózgu. Wiedzą, że w mózgu istnieją setki ośrodków, odpowiedzialnych za zachowanie człowieka. Elektroda może zostać umieszczona w ośrodku gniewu. Nikt cię nie obraża, nie poniża, nikt do ciebie nie mówi. Natomiast ktoś naciska guzik na pulpicie sterowniczym, a ty stajesz się zły! Jest to bardzo dziwne uczucie, ponieważ nie znajdujesz żadnych powodów swojej złości. Być może będziesz chciał jakoś to zracjonalizować. Widzisz jakiegoś mężczyznę, który idzie korytarzem. Przypominasz sobie, że on cię obraził… Budujesz racjonalizację, by uspokoić siebie, że nie oszalałeś.
W ten sam sposób zdalne sterowanie może spowodować, że poczujesz się szczęśliwy. Siedząc na krześle, zaczniesz chichotać i rozglądać się dokoła. Jeżeli ktoś by cię obserwował, mógłby pomyśleć, że zwariowałeś! Nikt nie powiedział ani słowa, nic się nie wydarzyło, nikt nie pośliznął się na skórce od banana. Dlaczego więc chichoczesz? Możesz zracjonalizować także i to zachowanie, poszukać racjonalnego powodu swego chichotu. Najdziwniejsze jednak jest to, że gdy guzik znowu zostanie naciśnięty i ponownie zaczniesz chichotać, przypomnisz sobie to samo racjonalne wyjaśnienie. Ono nie musi być twoje, ale jest jak zapis na taśmie magnetofonu.
Czytając o tych naukowych badaniach nad mózgiem, przypomniałem sobie czasy studiów. Brałem wówczas udział w debacie, w której uczestniczyli przedstawiciele uniwersytetów z całego kraju, wśród nich osoby z sanskryckiego uniwersytetu w Waranasi. Studenci tej uczelni czuli się nieco gorsi. Znali starożytne pisma, sanskrycką poezję, sanskrycki dramat. Nie byli jednak obeznani ze współczesną sztuką, literaturą, filozofią czy logiką. Kompleks niższości przejawiał się bardzo dziwnie…
Po mnie występował przedstawiciel tego uniwersytetu. Chciał zrobić wrażenie na publiczności i ukryć swoje kompleksy. Zaczął więc przemowę od cytatu z Bertranda Russella, którego wyuczył się na pamięć. Osoby studiujące sanskryt umieją, lepiej niż ktokolwiek inny, zapamiętywać teksty. Zjadała go jednak trema. Niczego nie wiedział o Bertrandzie Russellu. Nie rozumiał też słów, które powtarzał. Lepiej by zrobił, gdyby zacytował coś z tekstów sanskryckich. Czułby się wtedy swobodniej.
Zatrzymał się w środku przemowy, w połowie zdania. Zapadła cisza, a on aż się spocił. Chciałem mu pomóc i powiedziałem: „Zacznij od początku. Może sobie przypomnisz”.
Zaczął od początku: „Bracia i siostry…”. Utknął dokładnie w tym samym miejscu. Teraz przybrało to formę zabawy. Cała sala krzyczała: „Od początku!”. Student nie potrafił kontynuować, nie mógł też milczeć. Ale zaczął jeszcze raz: „Bracia i siostry…”. Przez piętnaście minut powtarzał to samo. Kiedy jego czas dobiegł końca, usiadł obok mnie. – Wszystko zepsułeś! – powiedział. – Próbowałem ci pomóc – ja na to. – I to jest pomoc? – oburzył się. – Przynajmniej każdy, kto cię słuchał, miał dobrą zabawę. Możesz się cieszyć, że przysporzyłeś ludziom radości! Dlaczego wybrałeś ten właśnie cytat? Kiedy mówiłem: „Zacznij od początku”, mogłeś zrezygnować z cytowania Russella.
Dzięki lekturze naukowych opracowań wiedziałem, że ośrodek mowy działa prawie jak gramofon. Jest jedna różnica. Z płyty możemy w dowolnym momencie zdjąć igłę. Kiedy po przerwie ponownie położymy igłę na płycie, gramofon zacznie odtwarzać nagranie właśnie od tego miejsca. Natomiast jeżeli „igła” zostanie najpierw zdjęta, a potem położona w ośrodku mowy, zacznie on odtwarzać „nagranie” nie od tego miejsca, lecz od początku.
Czy w związku z tym można powiedzieć, że człowiek panuje nad tym, co wypowiada? Że panuje nad tym, co odczuwa? Nie ma wszczepionych na stałe elektrod, lecz z powodów neurofizjologicznych działa tak, jakby je miał.
Widzisz pewien typ kobiety i natychmiast twój umysł reaguje: „Jaka piękna”. Oto przykład zdalnego sterowania. Ta kobieta funkcjonuje jak mechanizm zdalnego sterowania, połączony z elektrodą w twoim mózgu. Ośrodek mowy odtwarza nagranie: „Jaka piękna”.
Umysł działa w sposób mechaniczny. Umysł nie jest tobą. Najpierw zostają w nim zapisane bodźce przychodzące z zewnątrz. A potem umysł reaguje zgodnie z wcześniejszymi zapisami. Jedyna różnica między wyznawcą hinduizmu, muzułmaninem, chrześcijaninem i żydem polega na tym, że dysponują oni innymi płytami gramofonowymi. Ich ludzka natura jest taka sama. Płyty mogą zawierać nagrania w języku hebrajskim, arabskim albo w sanskrycie. Są jednak odtwarzane przez to samo urządzenie, któremu język nagrania jest obojętny.
Wszystkie pojęcia religijne, idee polityczne, postawy wynikające z uwarunkowań kulturowych to po prostu nagrania, uaktywniane w określonych okolicznościach.
Radża Dhoj był jednym z najmędrszych władców w dziejach Indii, zakochanym w mądrości. Przeznaczał wszystkie bogactwa na gromadzenie wokół siebie najmądrzejszych ludzi z krainy, którą władał. Zebrał ich trzydziestu. Jego dwór przewyższał wszystkie dwory w Indiach. Do dworu radży należał też Kalidas – jeden z największych poetów świata. Pewnego dnia przed władcą pojawił się człowiek, który powiedział, że potrafi mówić trzydziestoma językami z taką samą biegłością – doskonale i bez cienia akcentu. „Słyszałem, że masz na swym dworze trzydziestu najmądrzejszych ludzi z całej krainy. Oto tysiąc kawałków złota. Osoba, która potrafi powiedzieć, który język jest moim ojczystym, otrzyma ten skarb. Natomiast każdy, komu się to nie uda, będzie musiał tysiąc kawałków złota dać mnie” – zwrócił się do radży.
Każdy z trzydziestu przebywających na dworze uczonych wiedział, że człowiek potrafi posługiwać się w sposób doskonały tylko językiem ojczystym. Opanowanie go jest spontaniczne, wiąże się z sytuacją społeczną. Dlatego podjęli wyzwanie. Przybyły mówił zatem do nich w trzydziestu językach. Rzeczywiście, każdym posługiwał się z taką samą biegłością. Zawody trwały trzydzieści dni. Uczeni po kolei stawali w szranki i przegrywali. Przez cały ten czas radża namawiał Kalidasa, żeby podjął wyzwanie. „Jako poeta znasz przecież języki najlepiej” – nalegał. Kalidas jednak czekał. Przez trzydzieści dni uważnie słuchał poligloty. Na nic się to nie zdało. Ten człowiek mówił wszystkimi językami dokładnie w taki sam, doskonały sposób.
Wreszcie trzydziestego pierwszego dnia Kalidas poprosił, by król i wszyscy mędrcy ustawili się na wysokich schodach prowadzących do pałacu. Po tych schodach wstępował mistrz języków. Kiedy wspiął się na ostatni stopień, Kalidas niespodziewanie go zepchnął. Spadający mistrz wydał okrzyk przerażenia. „To jest twój ojczysty język” – powiedział wtedy Kalidas.
Miał rację. Pod wpływem silnych emocji tracimy kontrolę. Przestraszony mistrz wołał o pomoc w ojczystym języku. Na najgłębszym poziomie jego umysłu istniał zapis tego właśnie języka.
Jeden z profesorów, u których pobierałem nauki, wykładał niemal na całym świecie. Zwykł był mawiać: „Tylko dwa rodzaje sytuacji przysparzały mi kłopotów podczas pobytu za granicą. Były one związane z walką lub z miłością. Potrzebujemy wtedy ojczystej mowy. Miłość w obcym języku możesz wyrażać pięknie, lecz tylko powierzchownie. A kiedy walcząc, nie przemawiasz w rodzimej mowie, nie osiągasz satysfakcji… Nierzadko obie te sytuacje dotyczą jednej osoby. Często walczysz z kimś, kogo jednocześnie kochasz”.
Profesor miał rację, kiedy mówił, że porozumiewanie się w obcym języku pozostaje powierzchowne. Nie możesz śpiewać w obcym języku pięknych piosenek, nie możesz przeklinać. Twoja ekspresja wypada wówczas blado.
Umysł z całą pewnością jest urządzeniem, które utrwala doświadczenia pochodzące z zewnątrz, a następnie reaguje zgodnie z tymi zapisami. Umysł nie jest prawdziwym tobą. Niestety, psycholodzy uważają, że umysł jest wszystkim, że poza nim nic nie istnieje.
Oznacza to, że jesteś tylko zbiorem wrażeń pochodzących z otoczenia. Nie masz własnej duszy. Nawet idea duszy pochodzi z zewnątrz.
W tym właśnie punkcie mistycy są innego zdania. Zgadzają się co prawda w pełni z wynikami współczesnych badań nad umysłem. Twierdzą jednak, że nie mówią one o całej ludzkiej istocie. Poza umysłem istnieje świadomość, która nie pochodzi z otoczenia. Świadomość nie jest też ideą. Jak dotąd nie znaleziono w mózgu ośrodka, który byłby odpowiedzialny za istnienie świadomości.
Sens medytacji polega na tym, abyś najpierw uświadomił sobie, czym jest umysł, a następnie był w stanie przestać się z nim utożsamiać. Kiedy umysł jest zły, możesz zrozumieć, że to po prostu nagranie na płycie gramofonowej. A gdy jest smutny, to też tylko nagranie. Pewna sytuacja uruchamia zdalne sterowanie i czujesz się wtedy smutny, zły lub sfrustrowany, zaniepokojony lub napięty. Wszystkie bodźce pochodzą z zewnątrz, a umysł na nie odpowiada. Ty jednak jesteś obserwatorem, a nie aktorem. Nie jest to twoja reakcja. Cała sztuka medytacji zawiera się w rozwijaniu świadomej, czujnej i przytomnej postawy.
Kiedy odczuwasz gniew, nie odpychaj go. Stań się po prostu świadomy. Postrzegaj gniew tak, jakby był przedmiotem na zewnątrz ciebie. Stopniowo odcinaj się od identyfikacji ze swym umysłem. Wówczas możesz odnaleźć swą prawdziwą indywidualność, swoją istotę, swoją duszę.
Osiągnięcie tej świadomości jest równoznaczne z oświeceniem – stajesz się oświecony. Nie przebywasz dłużej w ciemności. Nie jesteś już marionetką, którą steruje umysł. Stajesz się mistrzem, a nie służącym. Teraz twój umysł nie może reagować automatycznie, autonomicznie, jak to bywało wcześniej. Potrzebuje twojej zgody. Jeżeli ktoś cię obraża, a ty nie chcesz stać się zły, wtedy po prostu nie stajesz się zły.
Budda Gautama zwykł mawiać do swych uczniów: „Wpadanie w złość jest tak głupie, że trudno zrozumieć, w jaki sposób inteligentna ludzka istota może to uczynić. Ktoś coś robi, a ty stajesz się zły? Ta osoba może robić coś niewłaściwego, może mówić coś złego, może próbować poniżyć cię czy obrazić. To jej wybór. Jeżeli zareagujesz, staniesz się niewolnikiem. Jeżeli natomiast powiesz: »Sprawia ci radość to, że mnie obrażasz. Mnie sprawia radość, że nie staję się zły«, zachowasz się niczym mistrz”.
Jeżeli nie wykrystalizuje się w tobie taki mistrz, można powiedzieć, że jesteś pozbawiony duszy. Jesteś po prostu płytą gramofonową. W miarę upływu lat wzrasta liczba nagrań. Masz coraz więcej wiedzy, ludzie myślą, że stałeś się mądrzejszy. A ty stałeś się osłem obładowanym książkami. Mądrość to tylko poznanie świadomości i zdobycie umiejętności odróżniania jej od umysłu.
Przypatrz się codzienności. Ludzie każdego dnia postępują tak samo. Decydują się coś zrobić, a potem żałują. Staje się to rutyną, której nikt nie potrafi zmienić. Twoje działania przyniosły ci cierpienie, smutek, zmartwienia i rany. Nie chcesz tego, jednak w mechaniczny sposób kontynuujesz swoje postępowanie. Zachowujesz się tak, jakbyś był bezradny. I pozostaniesz bezradny, dopóki nie nauczysz się oddzielać umysłu od świadomości.
Dokonanie tego dzieła jest największą rewolucją, która może zajść w istocie ludzkiej. Od tej chwili twoje życie staje się prawdziwą celebracją, ponieważ nie czynisz już niczego, co ci może szkodzić czy cię unieszczęśliwiać. Twoje działania przynoszą więcej radości, poczucie spełnienia, zadowolenie. Życie staje się dziełem sztuki, jest piękne.
Musi jednak zostać przebudzony twój wewnętrzny mistrz. Na razie mistrz śpi głębokim snem, jego rolę odgrywa sługa. Ten sługa nie jest nawet twoim sługą, ponieważ został stworzony przez otoczenie. Należy do otoczenia i kieruje się prawami świata zewnętrznego.
Oto tragedia ludzkiego życia. Śpisz, a w tym czasie świat zewnętrzny umacnia swą dominację nad tobą, kreuje twój umysł zgodnie ze swoimi potrzebami. Umysł staje się marionetką.
W chwili gdy twoja świadomość wybucha niczym płomień, spalone zostają wszelkie więzy, które stworzył umysł. Nie istnieje większa błogość niż błogość wolności, niż bycie mistrzem własnego przeznaczenia.
Umysł nie jest twym przyjacielem. Będzie rościć sobie prawo do bycia mistrzem lub musi zostać umieszczony na pozycji sługi. W żadnym z tych przypadków nie jest jednak twoim przyjacielem. Walki o wolność, doświadczenie błogości, prawdę nie toczysz ze światem zewnętrznym. Toczysz ją z umysłem, który funkcjonuje jak marionetka.
Khalil Gibran opowiedział piękną historię. Pewien wieśniak zrobił stracha na wróble, by ten strzegł jego zbiorów. Strach na wróble to dwa skrzyżowane patyki, pokryte gałganami, i garnek na miejscu głowy. Szmaciany ubiór i patyki wyciągnięte jak ręce wystarczają, by ptaki i zwierzęta myślały, że ktoś pilnuje pola. Omijają je wówczas z daleka. Gibran mówi, że pewnego razu zwrócił się do stracha na wróble: „Mogę zrozumieć, że potrzebuje cię farmer. Dlatego cię zrobił. Mogę zrozumieć zwierzęta. Nie są zbyt inteligentne i nie wiedzą, że nie jesteś prawdziwy. Po co jednak stoisz tu zarówno w letnim upale, jak i w zimowym chłodzie?”. Strach na wróble odpowiedział: „Nie znasz mojej radości. Wielką radością napełnia mnie to, że boją się mnie zwierzęta. Mogę przetrwać deszcze, słoty, upały, mrozy. Mogę znieść to wszystko. Boją się mnie tysiące zwierząt! Wiem, że nie jestem prawdziwy. Niczego nie ma w środku, ale mnie to nie obchodzi. Satysfakcji dostarcza mi straszenie innych”.
Chcę was zapytać, czy chcecie być tacy, jak ów nieprawdziwy człowiek – strach na wróble? Niczego nie mieć w środku, straszyć innych, uszczęśliwiać innych, poniżać innych, szanować innych? Czy wasze życie ma tylko służyć innym? Czy kiedykolwiek spojrzeliście do swego wnętrza? Czy jest tam ktoś w środku? Czy jesteście zainteresowani znalezieniem gospodarza domu, mistrza?
Mistrz tam jest. Być może śpi, lecz może się obudzić. Kiedy obudzi się wasz wewnętrzny mistrz, całe wasze życie nabierze nowych barw. Otoczy je tęcza, przyozdobią kwiaty, wypełnią muzyka i taniec. Po raz pierwszy będziecie żyć naprawdę.
Drzwi do rzeczywistości prowadzą nie przez umysł, lecz przez serce. Największym problemem człowieka współczesnego pozostaje to, że akcent kładzie się na trening umysłu. Serce zaś pozostaje całkowicie zaniedbane. Jest ono nie tylko zaniedbane. Jest także potępiane. Nie pozwala mu się czuć, uczucia są odrzucane. Człowiek, który kieruje się uczuciami, uważany jest za słabego, dziecinnego, niedojrzałego. Takiego człowieka uważa się za staroświeckiego, prymitywnego. Społeczeństwo tak zdecydowanie potępia uczucia i serce, że ludzie boją się czuć. Człowiek zaczyna się uczyć odcinania uczuć, stopniowo wyklucza serce, zaczyna się posługiwać wyłącznie głową. Serce powoli staje się organem, który pompuje krew.
Po raz pierwszy w historii gatunku ludzkiego zredukowano rolę serca do czysto fizjologicznej. A prawdziwe serce nie jest częścią ciała fizycznego, dlatego nauka nie jest w stanie go odkryć. O tym sercu możesz się uczyć z twórczości poetów, malarzy, muzyków i rzeźbiarzy. Natomiast sekretny klucz do obszaru prawdziwego serca znajdziesz u mistyków. Kiedy rozpoznasz, że istnieje wewnętrzna komnata twej istoty – zupełnie nienaruszona przez proces edukacji, przez społeczeństwo i kulturę, całkowicie wolna od religijnych identyfikacji, całkowicie wolna od zanieczyszczeń, które niesie współczesne życie, ciągle dziewicza – kiedy skontaktujesz się z tym źródłem swego bytu, życie potoczy się na innym poziomie. Jest to poziom boski. Dzięki sercu jednoczymy się z całością. To prawdziwe połączenie.
Wszystkie rodzaje medytacji, które opracowałem, zostały stworzone w jednym celu: aby przenieść cię z głowy do serca, aby wyrwać cię z bagna umysłu i wprowadzić do wolności serca, aby uświadomić ci, że nie jesteś „głową”.
Głowa to wspaniały mechanizm. Używaj jej, lecz nie bądź przez nią używany. Głowa ma służyć twym uczuciom. Kiedy myślenie służy uczuciom, następuje równowaga. Twoją istotę ogarniają głęboki pokój i ogromna radość. Nie dzieje się to pod wpływem sytuacji zewnętrznej. Te uczucia pochodzą z twego wewnętrznego źródła. Ten proces przekształca ciebie i nie tylko ciebie. Napełnia cię światło i ktokolwiek wchodzi w kontakt z tobą, styka się z czymś nieznanym.
REPRESJA I KONTROLA: Źródła uwarunkowań emocjonalnych
Każde dziecko rodzi się z poczuciem jedności z wszechświatem. Obce jest mu poczucie separacji. W toku wychowania nadajemy dziecku imię, tożsamość, cechy charakteru, kształtujemy jego ambicje. Tworzymy jego osobowość. Rozrasta się ona krok po kroku za sprawą wychowania, kształcenia, nauczania religii. W miarę jak potężnieje osobowość, dziecko zapomina, kim było w łonie matki. W łonie matki nie było ani inżynierem, ani lekarzem. Nie miało imienia, nie było oddzielone od życia. Trwało – całkowicie zjednoczone z matką. Łono matki stanowiło dla niego cały kosmos.
W łonie matki dziecko nigdy nie martwiło się tym, co się wydarzy jutro. Nie miało ani pieniędzy, ani konta w banku, nie zajmowało się biznesem. Było zupełnie bezrobotne, pozbawione jakichkolwiek kwalifikacji. Nie miało poczucia zmiany nocy i dni, przemijania pór roku. Żyło w pełnej niewinności, głęboko ufając, że wszystko będzie w porządku. Jeżeli dziś jest dobrze, jutro też będzie dobrze. Nie „myślało” ono nawet w ten sposób. Były to raczej jego wewnętrzne odczucia. Nie istniały słowa, ponieważ wtedy dziecko nie znało słów. Znało jedynie odczucia i nastroje. Pozostawało zawsze w podniosłym, pełnym radości nastroju. Doznawało całkowitej wolności, jakakolwiek odpowiedzialność była mu nieznana.
Dlaczego każde przychodzące na świat dziecko sprawia matce tyle bólu? Dlaczego każde dziecko rodzi się, płacząc? Jeżeli spróbujesz głębiej zastanowić się nad tymi z pozoru nieistotnymi kwestiami, mogą się przed tobą odsłonić głębokie tajemnice życia. Dziecko stawia opór przed opuszczeniem łona, ponieważ łono było jego domem. Dziecko nie zna kalendarza. Przebywało w łonie przez dziewięć miesięcy. Wydawało mu się to całą wiecznością. Od chwili gdy zyskało świadomość, przebywało wyłącznie w łonie. Nagle jego dom jest usuwany. Jest z niego wyrzucane. Dziecko ze wszystkich swych sił stawia opór. Przywiera do łona. Powstaje problem. Matka chce, by dziecko urodziło się jak najszybciej. Im dłużej bowiem trwa poród, tym bardziej ona cierpi. Dziecko wcale nie chce opuszczać łona. Zawsze rodzi się, płacząc. Tak jest z każdym bez wyjątku dzieckiem.
Podobno jedynym człowiekiem, który przyszedł na świat, śmiejąc się, był Lao-Cy. To możliwe. Był on człowiekiem wyjątkowym, od samego początku szalonym. Kiedy się rodził, nie wiedział, co się dzieje; nie wiedział, że to czas przeznaczony na płacz. I dlatego się śmiał. Zaskoczył tym wszystkich. Taki pozostał przez całe życie. Robił niewłaściwe rzeczy w niewłaściwym czasie. Opowieść o życiowych dziwactwach Lao-Cy zaczyna się od jego śmiechu w czasie narodzin.
Dlaczego każde dziecko rodzi się, płacząc? Ponieważ odebrano mu dom, ponieważ zniszczono jego świat. Nagle znalazło się w obcym świecie, między obcymi ludźmi. Później dziecko płacze, ponieważ każdego dnia kurczy się jego wolność, natomiast wzrasta odpowiedzialność. Ostatecznie okazuje się, że nie istnieje już żadna swoboda, są tylko obowiązki, które należy spełniać, i odpowiedzialność, którą trzeba dźwigać. Dziecko staje się jucznym zwierzęciem. Widzi jasno swoimi niewinnymi oczami tę sytuację. Dlatego płacze i nie powinniśmy go z tego powodu potępiać.
Psycholodzy twierdzą, że dążenie do prawdy, do Boga, do raju jest w rzeczywistości zakorzenione w doświadczeniach, które były udziałem dziecka w łonie matki. Dziecko nie może tego zapomnieć. Jeżeli nawet nie pamięta na poziomie świadomym, to echa pozostają żywe w podświadomości. Dziecko szuka znowu tych pięknych dni, kiedy mogło być całkowicie odprężone i nie ciążyła na nim żadna odpowiedzialność. Doświadczało wszelkiej wolności, jaką może zapewnić świat.
Są osoby, które w dorosłym życiu naprawdę odnalazły opisane doświadczenia. Takie zjawisko nazywam oświeceniem. Można by użyć w tym miejscu dowolnego określenia. Jednak zasadnicze znaczenie pozostaje takie samo. Człowiek stwierdza, że cały wszechświat jest dla niego niczym matczyne łono. Można wówczas w pełni zaufać, odprężyć się, radować, można śpiewać i tańczyć. Jest się nieśmiertelnym, posiadło się uniwersalną świadomość.
Ludzie boją się jednak poddać odprężeniu. Boją się także zaufać. Obawiają się łez. Boją się wszystkiego, co wykracza poza znany, codzienny świat, poza doczesność. Stawiają opór i w taki sposób sami kopią swój grób. Nigdy nie mogą dotrzeć do momentów pełni i doświadczenia ekstazy, a jest to przecież ich przyrodzone prawo. Powinni się tego domagać.
Pewien mieszkaniec Los Angeles wybrał się do psychiatry. Przedstawiał się jako Napoleon Bonaparte, choć w karcie miał napisane, że nazywa się Hymnie Goldberg.
– Jaki ma pan problem? – zapytał lekarz.
– Tak więc, doktorze, ze mną wszystko jest w porządku. Dysponuję silną armią, mieszkam we wspaniałym pałacu, mój kraj zaznaje dobrobytu. Mam jedynie problem z moją żoną, Józefiną.
– Ach, tak – lekarz na to. – A na czym on polega?
Pacjent w rozpaczy wzniósł do góry ręce: – Ona myśli, że jest panią Goldberg!
Człowiek, który żyje pod presją napięć, lęków i problemów, gubi się w tłumie, staje kimś innym. W głębi siebie wie, że nie jest rolą, którą odgrywa. Ale musi ją grać, ponieważ dzięki temu żyje. Rola zapewnia mu wynagrodzenie, żonę, dzieci, władzę, szacunek. Nie może zaryzykować utraty tego wszystkiego. Powoli sam zaczyna wierzyć, że jest Napoleonem Bonaparte. Gdyby nie wierzył, miałby trudności z odgrywaniem roli. Najlepszym aktorem jest osoba, która zapomina o swej indywidualności i jednoczy się z odgrywaną postacią. Wówczas jej płacz staje się autentyczny, autentyczna staje się również jej miłość. Słowa płyną wprost z serca. Kreacja staje się niemal rzeczywista. Jeżeli musisz grać jakąś rolę, powinieneś zaangażować się w nią bez reszty.
Każda osoba odrywa jakąś rolę, doskonale wiedząc, że rozmija się w ten sposób ze swym prawdziwym ja. Opisana sytuacja wyobcowuje, prowadzi do powstania psychicznego pęknięcia, lęku, niszczy możliwość odprężenia się, zaufania, kochania, prawdziwego połączenia z ludźmi. Pod wpływem własnych działań człowiek staje się wygnańcem. Cierpi. Tymczasem stanem naturalnym i uniwersalnym jest doświadczanie błogości.
Dlaczego tak trudno jest okazać swoje prawdziwe uczucia i być po prostu sobą? Dlaczego budzi to tyle obaw?
Trudno okazać swoje prawdziwe uczucia i być sobą, ponieważ przez tysiące lat ludziom mówiono, by tłumili uczucia. To stało się elementem zbiorowej nieświadomości. Przez tysiące lat uczono nas, byśmy nie byli sobą. Bądź Jezusem, bądź Buddą, bądź Kryszną, ale nigdy nie bądź sobą. W ciągu wieków uczono tego kolejne pokolenia z wielką konsekwencją, aż wreszcie to przekonanie weszło ludziom w krew, przeniknęło ich do szpiku kości.
Potępiali was wszyscy kapłani. Twierdzili, że jesteście grzesznikami, że urodziliście się w grzechu. Wasza jedyna nadzieja wiąże się z tym, że zbawi was Jezus lub Kryszna. Nie ma jednak żadnej nadziei, że możecie to zrobić sami. Jesteście zgubieni. Możecie tylko modlić się do Jezusa, do Kryszny, by was zbawili. Sami w sobie jesteście pozbawieni wszelkiej wartości, jesteście pyłem i niczym więcej. Zostaliście zredukowani. Jesteście źli, odrażający.
Oto dlaczego ludzie mają trudności z okazywaniem prawdziwych uczuć, boją się je okazywać. Nauczono ich hipokryzji.
Hipokryzja popłaca. Uczciwość staje się elementem polityki, ponieważ również popłaca. A jeżeli nie popłaca? Wówczas najlepszym elementem polityki staje się nieuczciwość.
Religia także stała się rodzajem dobrej polityki. Jest rodzajem polisy ubezpieczeniowej, którą zakładasz, by osiągnąć inny świat. Przygotowujesz się do wkroczenia w inny świat, będąc cnotliwym, chodząc do kościoła, dając jałmużnę. W ten sposób otwierasz swój rachunek bankowy w raju. Kiedy tam trafisz, zostaniesz przyjęty z wielką radością. Aniołowie zakrzykną: „Alleluja!”. Będą tańczyć i grać na harfach. Wielkość twego konta w niebie będzie zależna od tego, jak wiele dobrych uczynków zrobiłeś tu, na ziemi. Religia także stała się rodzajem interesu. Twoja wewnętrzna rzeczywistość uległa stłumieniu.
Ludzie, którzy stłumili swoje uczucia, są niezwykle szanowani. Nazywa się ich świętymi. Tak naprawdę są oni rozszczepieni. Powinno się ich leczyć. Potrzebują terapii, a tymczasem otaczasz ich czcią! Będzie prawdziwym cudem, jeśli wśród setki „świętych” osób choć jedna okaże się naprawdę święta. Dziewięćdziesiąt dziewięć pozostałych to sztukmistrze, pretendenci, oszuści. Nie twierdzę, że chcą oszukać ciebie. One oszukują same siebie. Tłumią swoje prawdziwe uczucia.
Znam wielu mahatmów¹ w Indiach. Miałem okazję być blisko z tymi osobami, otwierały się one przede mną. Są obciążone gorszymi przywarami niż zwykli ludzie!
Odwiedzałem ludzi przebywających w więzieniach i uczyłem ich medytacji. Zaskoczyło mnie to, że osoby skazane – nawet te, które mają dożywocie – są bardziej niewinne niż ci tak zwani święci. Są o wiele lepszymi ludźmi, o wiele prostszymi i bardziej niewinnymi. Osoby święte są przebiegłe i chytre. Charakteryzują się przede wszystkim tym, że potrafią tłumić siebie. Represjonują siebie i w ten sposób tworzą w sobie rozszczepienie. Prowadzą podwójne życie. Mają jedną twarz, gdy opuszczają dom, inną zaś, gdy pozostają w domowych pieleszach. Jedną twarz pokazują światu, drugiej zaś – prawdziwej – nie pokazują nikomu. Sami boją się swej prawdziwej twarzy.
To samo odnosi się do was, oczywiście w mniejszej skali, ponieważ nie jesteście osobami „świętymi”. Wasza choroba nie stała się jeszcze nieuleczalna. Da się wyleczyć. Nie jest jeszcze ostra ani chroniczna. Wasza choroba jest jak zwyczajne przeziębienie. Może łatwo zniknąć.
Jednak każdy człowiek znajduje się pod wpływem tak zwanych świętych. Są to ludzie niezdrowi. Odrzucili swą seksualność, swoje pożądania, swój gniew. W ich wnętrzu wszystko się gotuje. Ich życie wewnętrzne przypomina koszmar senny. Są pozbawieni spokoju i ciszy wewnętrznej. Ich uśmiech jest sztuczny.
Hinduskie księgi zawierają wiele historii o tym, że ilekroć jakiś wielki święty jest bliski osiągnięcia oświecenia, z niebiańskiego świata przybywają piękne kobiety, by mu w tym przeszkodzić. Nie wiem, dlaczego bogowie są zainteresowani przeszkadzaniem tym biednym facetom. Przecież taki asceta, który pości przez całe lata, wyrzeka się siebie, staje na głowie, umartwia się, czyni szkodę tylko sobie. Dlaczego bogowie nie chcą mu pomagać? Posyłają do niego piękne kobiety. Są one nagie, tańczą, wykonując bezwstydne gesty. Naturalnie facet staje się ich ofiarą, zostaje uwiedziony, traci łaskę. Wygląda to tak, jakby bogowie byli nieprzychylni każdemu, kto zbliża się do oświecenia. Czy to nie dziwne?
Te historie nie powinny być rozumiane dosłownie. Są symboliczne, metaforyczne, a jednocześnie mają głębokie znaczenie. Lektura opisanych historii na pewno ucieszyłaby Zygmunta Freuda. Byłyby one dla niego bardzo cenne, ponieważ potwierdziłyby jego psychoanalityczną teorię.
W rzeczywistości do ascetów nikt nie przybywa. Osoby, które poddały represji własne potrzeby oraz uczucia, dokonują ich projekcji. To są ich pożądania, ich odrzucone potrzeby, represjonowane tak długo, że osiągnęły wielką moc. Ci ludzie śnią na jawie.
W Indiach święty nie może przez jakiś czas usiąść na miejscu, na którym przedtem siedziała kobieta – istnieją tam groźne wibracje. Czy dostrzegasz głupotę tego wszystkiego?
Zaakceptuj swoje uczucia. Nie ma w nich nic złego. Nie ma też nic złego w tobie! Potrzebujemy nie represji czy destrukcji, lecz uczenia się, w jaki sposób możemy wprowadzić harmonię w energiach wewnętrznych. Powinieneś stać się jak orkiestra. Jeżeli nie umiesz grać na instrumencie, hałasujesz, drażnisz swoich sąsiadów. Jeżeli jednak opanujesz tę umiejętność, będziesz wykonywał piękną muzykę, muzykę niebiańską. Sprowadzisz na ziemię transcendentne wymiary.
Życie przypomina wielki instrument. Musisz nauczyć się na nim grać. Niczego nie należy odcinać, niszczyć, tłumić czy odrzucać. Wszystko, co niesie życie, kryje w sobie piękno. Jeżeli nie potrafisz posługiwać się tym bogactwem, oznacza to, że nie stałeś się jeszcze artystą. Zwykle traktujemy życie jak gotowy produkt. Popełniamy błąd. Otrzymujemy tylko pewien surowiec, określony życiowy potencjał. Musimy nauczyć się, w jaki sposób go wykorzystać.
Powinniśmy wykorzystać wszystkie istniejące zasoby. Musimy nauczyć się używać swojego gniewu w ten sposób, by przekształcił się we współczucie, używać seksu w taki sposób, by stał się miłością, używać pożądania tak, by prowadziło do dzielenia się z innymi. Każda energia, którą dysponujesz, może przekształcić się w swoje przeciwieństwo, ponieważ to przeciwieństwo jest już w niej zawarte.
Twoje ciało zawiera duszę, materia zawiera umysł. Ten świat zawiera w sobie raj, w kurzu zawarta jest świętość. Musisz to odkryć, a pierwszym krokiem w tym kierunku jest zaakceptowanie siebie, czerpanie radości z bycia sobą. Nie musisz być Jezusem. Nie. Nie musisz być Buddą. Musisz być po prostu sobą. Życie nie potrzebuje kopii. Życie kocha twoją wyjątkowość. Możesz powierzyć się życiu jedynie jako ktoś niepowtarzalny. Życie nie potrzebuje imitacji Kryszny, Chrystusa, Buddy, Mahometa. Imitatorzy skazani są na odrzucenie.
Bądź sobą, autentycznie sobą. Obserwuj ruch wszelkich energii w sobie. Jesteś niezmierzonym kosmosem! Stopniowo staniesz się coraz bardziej świadomy. Będziesz w stanie wprowadzić w swoje życie ład. Prawdą jest, że pozostajesz w kompletnym rozgardiaszu, ale nic złego się nie dzieje. Nie jesteś grzesznikiem. Po dokonaniu pewnych zmian staniesz się naprawdę pięknym zjawiskiem.
Czy możesz powiedzieć jeszcze więcej o represjonowaniu? W jaki sposób możemy się od niego uwolnić? Czym ono dokładnie jest? Jeżeli o wiele lepiej jest nie represjonować swoich uczuć, dlaczego ciągle to robimy?
Represjonowanie oznacza taki sposób życia, do którego nie zostaliśmy stworzeni. Oznacza też robienie rzeczy, których robić nie chcemy. Oznacza bycie osobą, którą nie jesteśmy. Jest to droga, na której niszczymy samych siebie. Represja jest samobójstwem – powolnym, lecz pewnym. Jest powolnym zatruwaniem siebie. Ekspresja to życie. Represja to samobójstwo.
Jeżeli twoje życie podlega represji, to tak naprawdę nie żyjesz. Życie oznacza wyrażanie siebie, twórczość, radość.
Nie obawiaj się kapłanów. Słuchaj swego instynktu, słuchaj swego ciała, słuchaj swego serca i swej inteligencji. Polegaj na sobie samym. Podążaj tam, dokąd prowadzi cię spontaniczność. W ten sposób nigdy się nie zgubisz. Jeżeli podążasz w zgodzie z naturalnym kierunkiem życia, pewnego dnia z pewnością dotrzesz do drzwi boskości.
Twoja natura to boskość w twoim wnętrzu. Nie słuchaj tych, którzy chcą cię zatruć. Słuchaj swojej natury. Jednak twoja natura to jeszcze nie wszystko. Istnieje wyższa natura, ale objawia się ona przez kontakt z niższą naturą. Kwiat lotosu wyrasta z mulistego dna. Dusza wzrasta wraz z ciałem. Poprzez seksualność docieramy do transcendencji.
Pamiętaj, że świadomość wzrasta w miarę przyswajania pożywienia. Na Wschodzie powiadamy: Annam brahm – pożywienie jest Bogiem. Co oznacza to stwierdzenie? Niższe łączy się z najwyższym, powierzchowne łączy się z najgłębszym.
Kapłani uczą was, abyście represjonowali to, co niższe. Zachowują się bardzo logicznie, ale zapominają o jednej rzeczy: o tym, że życie przekracza logikę. Kapłani są bardzo logiczni i to cię pociąga. Z tego względu słuchałeś ich i podążałeś za nimi. Brzmiało to rozsądnie, że jeśli chcesz osiągnąć wyższe, nie powinieneś podążać za niższym. Jeżeli chcesz iść do góry, nie powinieneś kierować się do dołu. To bardzo racjonalne, bardzo logiczne. Jedyny kłopot polega na tym, że życie nie jest racjonalne.
Rozmawiałem kiedyś z pewnym terapeutą. W czasie grupowych warsztatów, które on prowadzi, pojawiają się czasami momenty ciszy. Przychodzą nieoczekiwanie, nie wiadomo skąd. Obdarzone są niezwykłym pięknem. Terapeuta mówił: „Te momenty ciszy są tajemnicze. Nie wpływamy na ich pojawienie się, nie myślimy wcześniej o tym. Po prostu czasami same przychodzą. Gdy jednak się pojawiają, wszyscy członkowie grupy mają poczucie kontaktu z czymś wyższym, z czymś, co przekracza każdego z nas, z czymś tajemniczym. W takich momentach wszyscy trwają w milczeniu”. Logiczny umysł terapeuty podpowiedział mu: „Najlepiej będzie, jeśli cały warsztat poprowadzę w ciszy. Jeżeli tych kilka momentów wnosi takie piękno, dlaczego nie czynić w ciszy wszystkiego?”.
Odpowiedziałem mu: „A więc tak – kierujesz się logiką. Życie natomiast nie jest logiczne. Jeżeli będziesz milczał podczas całego procesu, te momenty nigdy ponownie się nie pojawią”. Życie zawiera w sobie przeciwieństwa. Na przykład cały dzień ciężko pracujesz, rąbiesz drwa. Potem nocą śpisz głęboko. Następnego ranka logika podpowiada ci: „Ciężko pracowałem przez cały dzień i byłem zmęczony, jednak spałem tak głęboko. Jeżeli dziś będę przez cały czas wypoczywał, zasnę jeszcze głębiej”. Dlatego oddajesz się odpoczynkowi. Czy myślisz, że będziesz dobrze spał? Nic bardziej mylnego. Zapewne całą noc będziesz się przewracał z boku na bok! Ludzie, którzy nie są dostatecznie aktywni w ciągu dnia, cierpią na bezsenność.
Życie nie jest logiczne. Natura także nie jest logiczna. Obdarza twardym snem żebraków, którzy w letnim upale przemieszczają się z miejsca na miejsce, starając się coś uzbierać. Obdarza dobrym snem robotników – kamieniarzy i drwali. Cały dzień ciężko pracują i są zmęczeni. Z powodu tego zmęczenia zapadają w głęboki sen.
Oto przykład działania zasady opozycji. Im bardziej stajesz się wyczerpany, tym bardziej potrzebujesz snu, ponieważ możesz odzyskać energię, tylko głęboko śpiąc. Kiedy wyczerpiesz swoją energię, zapadasz w sen. Jeżeli w ogóle nie pracujesz, nie masz potrzeby snu. Nie wykorzystujesz energii, która została ci dana. Dlaczegóż więc miałbyś otrzymywać jej więcej? Energia jest dawana tym, którzy jej używają.
Terapeuta, o którym wspomniałem, kierował się logiką. Nie wziął jednak pod uwagę, że chwile ciszy pojawiały się po długich minutach psychicznego napięcia. Kiedy uczestnicy warsztatów ciężko pracują, wyrażają emocje, odreagowują, poruszają różne problemy, wyrzucają z siebie napięcie, stają się wyczerpani. Nadchodzi moment, gdy nie ma już niczego, co mogliby z siebie wyrzucić. Nagle pojawia się szczególny kontakt – zstępuje między nich cisza.
Z wysiłku pracy rodzi się odpoczynek; z głośnej ekspresji rodzi się cisza. W ten sposób działa życie. Przejawia się nieracjonalnie. Jeżeli chcesz się czuć bezpiecznie, musisz żyć w mało bezpieczny sposób. Jeżeli naprawdę chcesz być żywy, musisz być gotów, by w każdej chwili umrzeć. To właśnie paradoksalna logika, która kieruje życiem! Jeżeli chcesz być autentyczny i prawdziwy, musisz podjąć ryzyko. Represja to droga unikania ryzyka.
Na przykład nauczono cię, że nigdy nie powinieneś być zły. Myślisz, że osoba, która nigdy nie wpada w gniew, musi być pełna miłości. Mylisz się. Osoba, która nigdy nie staje się zła, nie potrafi też kochać. Te uczucia sobie towarzyszą. Zawierają się w tej samej przestrzeni. Osoba, która naprawdę kocha, czasami będzie się naprawdę gniewać. Jednak gniew jest piękny; rodzi się bowiem z miłości! Ta energia jest gorąca. Nigdy nie poczujesz się zraniony przez osobę, która cię kocha, a jednocześnie wyraża gniew. Poczujesz nawet wdzięczność, że ta osoba stała się zagniewana. Czy to zauważyłeś? Kochasz kogoś i robisz coś, co wywołuje złość tej osoby. Ona jest otwarta i złości się szczerze, wyraża to autentycznie. Możesz wówczas poczuć się prawdziwie jej wdzięczny, ponieważ ta osoba kocha cię tak bardzo, że stać ją na gniew. Kiedy nie chcesz przekazać drugiej osobie energii swego gniewu, pozostajesz grzeczny. Kiedy nie chcesz dać niczego, nie chcesz też podjąć żadnego ryzyka. Pokrywasz wszystko uśmiechem.
Jeżeli twoje dziecko chce skoczyć w przepaść, czy pozostaniesz wolny od złości? Czy nie krzykniesz? Czy nie zagotuje się w tobie? Czy będziesz się uśmiechał? To niemożliwe!
Opowiem wam historię. Przed obliczem króla Salomona, który był sędzią, pojawiły się dwie niewiasty, walczące o dziecko. Każda twierdziła, że należy ono do niej. Sytuacja była trudna. Jaką podjąć decyzję? Dziecko było tak małe, że nie potrafiło mówić. Salomon spojrzał i powiedział: „Zrobię jedną rzecz. Przetnę dziecko na pół. Chcę być sprawiedliwy, a nie potrafię stwierdzić, która z was jest jego matką. Dlatego każda dostanie połowę”.
Jedna kobieta, słysząc to, nie przestała się uśmiechać. Natomiast druga zaczęła się zachowywać jak szalona, jakby chciała zabić Salomona: „Co ty powiedziałeś? Czyś ty oszalał?”. Przestała być zwykłą kobietą, stała się inkarnacją gniewu, cała płonęła. W końcu stwierdziła: „Jeżeli taka ma być sprawiedliwość, to wycofuję swoje żądanie. Niech dziecko pozostanie z tą drugą!”. Po jej twarzy płynęły łzy. Na to odezwał się król: „Ty jesteś matką. Weź dziecko. Ta druga kobieta kłamie”.
Jeżeli kochasz, możesz stać się zagniewany, stać cię na to. Powinieneś wyrażać to wszystko, co przynosi ci życie: radości i smutki, wzloty i upadki, dni i noce. Ale jeżeli kochasz siebie – a jest to konieczne, gdyż w przeciwnym razie zmarnujesz życie – nigdy nie zastosujesz wobec siebie represji. Zostałeś jednak wychowany w taki sposób, że nauczyłeś się być nienaturalny. Ukształtowano cię tak, że stałeś się hipokrytą. Kiedy jesteś zły, pokrywasz to sztucznym uśmiechem. Kiedy odczuwasz wściekłość, natychmiast ją tłumisz. Nigdy nie wyrażasz prawdziwie tego, co się w tobie dzieje. Oto co się pewnego razu wydarzyło:
Joe z małą córką Midge odwiedzili park rozrywki. Po drodze zatrzymali się i zjedli duży posiłek. Już na miejscu, w parku, zbliżyli się do stoiska z hot dogami. Midge powiedziała: – Tato, ja chcę…
Joe przerwał jej i kupił torbę popcornu.
Kiedy podeszli do sprzedawcy lodów, Midge zawołała jeszcze raz: – Tato, ja chcę…
Joe przerwał jej ponownie i powiedział: – Ty chcesz, ty chcesz! Wiem, czego chcesz – lodów?
– Nie, tato – powiedziała błagalnie dziewczynka – chcę, żebyś podrzucił mnie do góry.
Chciała tego od początku, lecz ojciec jej nie wysłuchał. Represja oznacza, że nie słuchasz własnej natury. Represja to sposób na zniszczenie ciebie.
Dwunastu skinheadów weszło do pubu. Podchodząc do barmana, powiedzieli: – Trzynaście piw z beczki.
– Jest was tylko dwunastu – barman na to.
– Chcemy trzynaście piw.
Barman nalał, ile chcieli. Przywódca skinheadów podszedł do starszego mężczyzny siedzącego w kącie pubu.
– Kufel piwa dla ciebie.
– Dziękuję, dziękuję. Jesteś wspaniały, synu.
– Nie ma sprawy, chętnie pomagamy kalekom.
– Ja nie jestem kaleką…
– Ale nim będziesz, jeśli nie postawisz następnej kolejki.
Tym właśnie jest represja. To sprytny sposób, by cię okaleczyć. To sprytny sposób na zniszczenie, osłabienie ciebie. To sprytny sposób, żeby cię zwrócić przeciwko samemu sobie. To metoda na stworzenie w tobie wewnętrznego konfliktu. A kiedy człowiek znajduje się w konflikcie z sobą samym, jest bardzo słaby.
Społeczeństwo wymyśliło wspaniałą grę – zwróciło każdą jednostkę przeciwko niej samej. Dlatego ciągle walczysz z samym sobą. Nie starcza już ci energii na nic innego. Czy nie zaobserwowałeś tej nieustannej walki wewnętrznej? Społeczeństwo zrobiło z ciebie osobę rozszczepioną i pomieszało ci w głowie. Stałeś się podobny do kawałka drewna, dryfującego po oceanie. Nie wiesz, kim jesteś, nie wiesz, dokąd zmierzasz. Nie wiesz, co tu robisz. Przede wszystkim nie wiesz, kim jesteś. Z tego chaosu rodzą się wielcy przywódcy: Adolf Hitler, Mao Tse-tung, Józef Stalin. Z tego chaosu rodzi się papiestwo. To wszystko cię niszczy.
Bądź osobą pełną ekspresji. Pamiętaj jednak, że ekspresja nie oznacza braku odpowiedzialności. Bądź ekspresywny w inteligentny sposób, wówczas nikt nie dozna uszczerbku z twojego powodu. Osoba, która nie szkodzi sobie, nie szkodzi też innym. Natomiast osoba, która szkodzi sobie, jest groźna dla innych. Gdy nie kochasz siebie, stajesz się niebezpieczny. Możesz zranić inne osoby. I rzeczywiście ranisz.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki