Zdrowie po ciąży - ebook
Zdrowie po ciąży - ebook
Zrób prezent sobie i swojemu dziecku. Odzyskaj zdrowie i dobre samopoczucie po ciąży!
Czujesz się wyczerpana? Masz wszystkiego dość? Nie czujesz się sobą i jesteś ciągle rozdrażniona?
To książka dla Ciebie. Dzięki niej dowiesz się, jak dbać o siebie po ciąży, odzyskać energię i wrócić do zdrowia.
Każda z nas po urodzeniu dziecka powinna zadbać o siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Wyczerpanie po ciążowe dotyka wszystkich kobiet i może trwać nawet do siedmiu lat po porodzie.
Doktor Serrallach wyjaśnia, jak dieta, ruch czy sposób myślenia wpływają na zdrowie i samopoczucie mam. Dzięki prostym poradom i wprowadzeniu odpowiednich nawyków skutecznie zregenerujesz swoje ciało i odzyskasz energię.
Doktor Oscar Serrallach, abolwent studiów medycznych Uniwersytetu w Auckland (Nowa Zelandia). Specjalista w położnictwie i ziołolecznictwie. W 2011 roku założył Integracyjne Centrum Medyczne w Mullumbimby w Australii, gdzie pomaga kobietom w odzyskaniu zdrowia w okresie poporodowym.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8143-108-8 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Napisałem tę książkę, aby odpowiedzieć na pytanie, tak często stawiane przez wiele kobiet: „Jak teraz, gdy zostałam matką, odzyskać dawną siebie i swoje dawne życie?”. Skąd wziąć siłę, by zawalczyć o swoje potrzeby, gdy całe społeczeństwo powtarza ci, że masz się całkowicie skupić na dziecku i nie wychylać się z cienia przeznaczonej ci roli? Ta koncentracja na dziecku to zjawisko, które często obserwuję w swojej praktyce lekarskiej, a także jako ojciec, przyglądając się codziennym zmaganiom mojej nadzwyczajnej partnerki, Caroline, po narodzinach naszych dzieci. Niemal wszystkie mamy, z którymi rozmawiałem, stale do tego nawiązywały – czy to w kontekście energii, chorób, zarządzania czasem, czy wiary w siebie.
W naszym postrzeganiu i traktowaniu świeżo upieczonych matek istnieje ogromna luka. A co gorsza, luka ta wciąż się powiększa, ponieważ nikt jej nie analizuje z medycznego punktu widzenia. Depresję poporodową owszem. Ale wyczerpanie po urodzeniu dziecka? Co takiego? To pojęcie nie doczekało się nawet rzetelnego dialogu, nie mówiąc już o konkretnej wiedzy i świadomości społecznej.
Co nie mniej istotne, a może nawet bardziej, wyczerpanie po urodzeniu dziecka nie dotyczy tylko matek tuż po porodzie – dotyczy wszystkich matek. Jeśli świeżo upieczona mama nie będzie miała szansy zregenerować się w pełni po wysiłkach związanych z ciążą i porodem, skutki mogą utrzymywać się latami. Leczyłem już kobiety, które dziesięć lat po przyjściu na świat dzieci nadal cierpiały z powodu wyczerpania. A jeśli wziąć pod uwagę stres i bezsenne noce towarzyszące wychowaniu malców, później nastolatków, do kompletu z okołomenopauzalnymi i menopauzalnymi zaburzeniami hormonalnymi, gdy matki nie mają realnego wsparcia i możliwości regeneracji, okazuje się, że może to być naprawdę ciernista droga.
Wiem, że to jest realny problem, i wiem też, że nie musicie tak cierpieć. Tymczasem w podświadomości matek niemal kwestią honoru jest radzić sobie z macierzyństwem i opieką nad dzieckiem, a przy tym jak tylko się da najszybciej wrócić do pracy. Nasza zachodnia kultura wyświadczyła matkom niedźwiedzią przysługę, nie wspierając ich na drodze do regeneracji i nie dając czasu na przystosowanie się do tej życiowej rewolucji. To się musi zmienić! Mam wielką nadzieję, że będę mógł przyczynić się do tego, by zmienił się sposób myślenia o opiece poporodowej. Sprawa jest pilna! Do zaangażowania się w tę misję popchnęła mnie potrzeba, by pomóc wrócić do zdrowia mojej ukochanej Caroline. Tymczasem ona pomogła mi odkryć przyczyny, dla których matki są tak wyczerpane, oraz pokazała, co można zrobić, aby znów optymalnie funkcjonowały.
MOJA HISTORIA
Nimbin to osobliwe małe australijskie miasteczko mniej więcej godzinę jazdy samochodem w głąb lądu od Byron Bay, najbardziej wysuniętego na wschód punktu Nowej Południowej Walii. W 2003 roku przeprowadziłem się tam, czując się niespełniony jako lekarz i poszukując jakiejś odmiany, która wytrąciłaby mnie z zawodowej rutyny. Do tego momentu byłem medycznym najemnikiem, uganiającym się od miasta do miasta za robotą, zajmującym się wszystkim – od leczenia uzależnień przez medycynę ludową i psychiatrię po pracę na oddziale ratunkowym w nadmorskim mieście Ballina.
W przeciwieństwie do innych dziedzin medycyna ratunkowa jest niezwykle prosta: pacjenci przybywają ze specyficznymi problemami, które jesteśmy w stanie rozwiązać na miejscu. Naprawdę dobrze się czułem w koleżeńskiej atmosferze oddziału, a mój grafik zostawiał mi czas na naukę surfowania, doskonalenie gry na gitarze i trenowanie zawodników w lokalnym klubie piłkarskim. Ale po pewnym czasie głęboki niepokój i frustracja zawiodły mnie do Nimbin, miasteczka znanego w moim kraju jako centrum kontrkultury – wprawdzie nie porwał mnie przesadnie osławiony hipisowski etos wolnej miłości i narkotyków, ale wszedłem głęboko w świadomość ekologiczną, jeden z integralnych elementów życia w tym miejscu. Poznałem wielu inspirujących ludzi i pobudzające do myślenia idee. I to tam zaczęła się moja lekarska ewolucja.
W roku 2003 na festiwalu muzycznym spotkałem Caroline Cowley, która wkrótce stała się moją towarzyszką życia. Choć urodzona i wychowana w wielkim mieście – Melbourne – i wysoko mierząca w sferze zawodowej, dała się przekonać do życia w sennym Nimbin. Głęboko zakochani, uwierzyliśmy w romantyczną i idealistyczną wizję samowystarczalności. Stworzyliśmy bujny ogród i spędzaliśmy tam mnóstwo czasu na pracy fizycznej. Szybko stało się jasne, że w tym naszym idyllicznym scenariuszu nadszedł czas na powiększenie rodziny, wobec czego zaangażowaliśmy się w działalność lokalnej społeczności skupionej wokół idei porodów domowych.
Dla mnie, przedstawiciela medycyny akademickiej, myśl, że nasze pierwsze dziecko miałoby przyjść na świat poza szpitalem, nie była łatwa do zaakceptowania. Musiałem odbyć wiele spotkań z mamami mającymi za sobą porody domowe, doświadczonymi położnymi i lekarzami, których własne dzieci też rodziły się w domu. Otrzymałem ogromne wsparcie i masę informacji o opiece przed- i poporodowej – z książek, zajęć i od poznanych matek. Jednym z najwspanialszych doświadczeń była „ceremonia błogosławieństwa” dla Caroline – tradycja zaczerpnięta z kultury Indian amerykańskich – podczas której matki siedzą w kręgu i opowiadają różne historie mające dodać ducha kobiecie, która wkrótce ma rodzić. Ja jako przyszły ojciec w celu uhonorowania mojej nowej życiowej roli zostałem zaproszony przez mojego aborygeńskiego przyjaciela na uroczystą wędrówkę do świętego miejsca. To też było przepiękne doświadczenie, które pozwoliło mi poczuć się częścią długiej, pradawnej historii pokoleń dających życie nowym pokoleniom. A jednak nie mogłem się powstrzymać przed sporządzeniem bardzo szczegółowego planu porodu – tak na wypadek, gdybyśmy mimo wszystko musieli pojechać do szpitala!
Caroline i ja mieliśmy szczęście: domowe narodziny naszego pierwszego dziecka, Felixa, przebiegły wspaniale i całkowicie bezproblemowo, w otoczeniu rodziny i innych bliskich osób. Sąsiedzki krąg zorganizował nawet dla nas grafik zaopatrzenia w posiłki na całe dwa tygodnie, żebyśmy my, niewyspani i dopiero przystosowujący się do naszego cudownego maleństwa, nie musieli dodatkowo głowić się, co też tu ugotować. Nagle wrzuceni na głębokie wody rodzicielstwa czuliśmy się przytłoczeni koniecznością podejmowania niezliczonych decyzji. Czy mamy używać pieluch wielo- czy jednorazowych? Czy powinniśmy dawać dziecku smoczek? Jak długo Caroline ma karmić piersią? Dlaczego dzieciak płacze? Każdy rodzic może potwierdzić: gdy tylko znajdziesz odpowiedź na jedno pytanie, zaraz pojawia się następne – a wraz z nimi opinie i krytyczne uwagi (naturalnie wygłaszane w jak najlepszych intencjach) przyjaciół, krewnych i oczywiście tych wszystkich kompletnie obcych „życzliwych”.
Podobny schemat powtórzył się przy dwójce kolejnych dzieci, Maximie i Olivii. Caroline była za każdym razem coraz bardziej wyczerpana, a po urodzeniu naszej najmłodszej, Olivii, dotarliśmy do punktu krytycznego. Caroline zawodziła pamięć, traciła zdolność koncentracji. Zdawało jej się, że tonie pod naporem rzeczy, nad którymi nie panuje, że w głowie ma ciągłą pustkę. Dręczyły ją niepewność i poczucie osamotnienia. Nie była w stanie sobie pomóc. Czuła się skrajnie zmęczona, niespokojna, płytki sen nie dawał ukojenia i w głębi serca bała się, że to już nigdy nie minie.
Z każdym dniem coraz bardziej się o nią martwiłem, aż przypomniałem sobie pacjentkę z początków mojej pracy w Nimbin Medical Centre – wymizerowaną młodą matkę imieniem Susan. Ta dwudziestoparoletnia kobieta miała już pięcioro dzieci, nic więc dziwnego, że czuła się wyczerpana i z trudem sobie radziła. Podczas wizyty zachowywała się bardzo niespokojnie, ale nie umiała określić, co właściwie jej dolega i jak się czuje, poza tym że jest ogólnie zestresowana i krańcowo zmęczona. Było mi jej żal i chciałem zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby jej pomóc. Zleciłem badania krwi, aby wykluczyć anemię, i przeprowadziłem test przesiewowy w kierunku depresji poporodowej. Zorganizowałem jej wizytę domową pracownika socjalnego i pielęgniarki środowiskowej. Wyniki badań laboratoryjnych wykazały niski poziom żelaza, co mogło się przyczyniać do jej zmęczenia. Omówiliśmy sposoby zwiększenia zawartości żelaza w posiłkach, a niezależnie od tego przepisałem jej preparat suplementujący. Gdy Susan przyszła na kolejną wizytę, delikatnie zasugerowałem, że dobrze by jej zrobiła konsultacja psychologiczna. Już miałem w myślach sam siebie poklepać po plecach za dobrze wykonane zadanie, za ten ekstra wysiłek, by pomóc komuś będącemu w tak ewidentnej potrzebie – zwłaszcza że Susan spędzała u mnie raczej trzy kwadranse niż przepisowe 20 minut przewidziane na jednego pacjenta – gdy nagle ona zerwała się z miejsca ze słowami: „Boże, muszę lecieć”, porwała torebkę i wybiegła, zanim zdążyłem się odezwać.
W następnym tygodniu rozmawiałem z pielęgniarką środowiskową, która była u niej w domu. Powiedziała, że Susan czuje się trochę lepiej i nie życzy sobie dalszej pomocy. Bardzo mnie to zdziwiło. Wciąż miałem ją przed oczami – roztrzęsioną, ciągnącą resztkami sił.
Minęło niemal półtora roku, zanim zobaczyłem ją ponownie – tym razem na oddziale ratunkowym naszego lokalnego szpitala, gdzie trafiła z ciężkim zapaleniem płuc. Zdążyła już urodzić kolejne dziecko i sprawiała wrażenie tak samo wyczerpanej i zestresowanej jak wówczas, gdy ją poznałem. Wczesnym rankiem przyjąłem ją do szpitala i zleciłem dożylne antybiotyki, tymczasem już po południu Susan stwierdziła, że czuje się lepiej, i uparła się, że musi wracać do domu. Ponieważ leki dopiero zaczynały działać, została wypisana na własne życzenie, wbrew zaleceniom lekarskim. Nie udało mi się już później dowiedzieć, co się dalej stało z nią i jej rodziną – do dziś często się nad tym zastanawiam i martwię się o nią.
Desperacko pragnąc pomóc Caroline wrócić do zdrowia, zacząłem robić szczegółowe notatki na temat swoich pacjentek. Analizowałem sytuację innych matek, które badałem – nie wszystkie były w aż tak fatalnym stanie jak Susan, ale problemy miały podobne. Takie jak moja partnerka – bynajmniej, jak sobie wtedy uzmysłowiłem, nieodosobniona w swoim cierpieniu. Te mamy kochały swoje dzieci, a jednak były nieszczęśliwe i kompletnie pozbawione sił. Przestały czuć się sobą i straciły nadzieję, że kiedykolwiek odzyskają dawną witalność. A gdyby tak uznać, że wszystkie moje pacjentki z podobnymi nawracającymi objawami cierpią na jedno schorzenie? Gdyby uznać, że uszczuplenie sił fizycznych spowodowane ciążą zapoczątkowało kaskadę zjawisk, których efektem końcowym jest stan wyczerpania, lęku i rozpaczy?
Ożywiony koncepcją zespołu wyczerpania pociążowego, zdałem sobie sprawę, że rzeczywiście istnieje pewien wzorzec, który mógłbym zbadać. Zacząłem przekopywać się przez literaturę medyczną i podręczniki – i jakież było moje zdumienie, gdy przekonałem się, że na ten tak niewiarygodnie ważny temat nie napisano niemal niczego. Natrafiałem jedynie na wzmianki o depresji poporodowej i doniesienia o badaniach na małą skalę dotyczących zmęczenia u kobiet po porodzie. Dominowały kwestie związane z opieką nad dzieckiem. Zupełnie zignorowano fakt, że aby zapewnić dzieciom najlepszą opiekę, matki same potrzebują opieki, w rezultacie czego temat wyczerpania pociążowego w ogóle nie zaistniał.
To był moment oświecenia. Zacząłem szukać pomysłów, jak lepiej zaspokoić potrzeby matki po urodzeniu dziecka, poza obrzeżami medycyny zachodniej. Czytałem o starodawnej mądrości kultur z różnych zakątków świata, w których czas na pełną regenerację matki po porodzie był bezwzględnie szanowany i stanowił nieodłączną część życia społecznego. W tym czasie młode matki otrzymywały wsparcie innych członków społeczności; pozwalano im odzyskiwać siły, odpoczywać, wracać do zdrowia i zarazem spokojnie kształtować więź z dzieckiem. Tymczasem w naszym społeczeństwie typowy dialog dotyczył zwykle tego, kiedy kobieta zamierza wrócić do pracy – i to właściwie wszystko.
Nie wątpię, że niemal wszystkie mamy – bez względu na to, kiedy urodziły – są w stanie w pełni wydobrzeć z wyczerpania po ciąży i porodzie, zregenerować swoje zdrowie i kondycję, a co więcej, osiągnąć formę lepszą niż kiedykolwiek przedtem. Widziałem to na własne oczy. Mam nadzieję, że ta książka stanie się narzędziem, które pomoże wam odzyskać energię i dobre samopoczucie.
JAK KORZYSTAĆ Z TEJ KSIĄŻKI
Książka składa się z czterech części, którymi łatwo się posługiwać.
- W części I, zatytułowanej „Zespół wyczerpania pociążowego – od A do Z”, opisuję przyczyny wyczerpania i szczegółowo przedstawiam związane z nim zaburzenia fizyczne, psychiczne i emocjonalne, a także omawiam, jak powstają te dolegliwości i dlaczego ciąża, a następnie poród mogą je nasilać. Wskazuję również charakterystyczne objawy wyczerpania pociążowego i objaśniam, z medycznego punktu widzenia, skąd bierze się ta ospałość i poczucie, że nie jest się sobą. Ponadto opisuję, jak podchodzi się do okresu bezpośrednio po porodzie w kulturach innych niż zachodnia. Z tego, jak postrzegane są tam i wspierane młode matki, można zaczerpnąć mnóstwo wspaniałej mądrości.
- W części II, „Sto dni regeneracji – odbudowa dobrostanu fizycznego”, opisuję, jak uzupełniać niedobory ważnych i tak potrzebnych organizmowi mikro- i makroskładników odżywczych. Przedstawiam też sposoby na odbudowanie równowagi hormonalnej i energii oraz zapewnienie sobie głębokiego, krzepiącego i tak bardzo, bardzo potrzebnego snu.
- W części III, „Drugi i trzeci trymestr – dopełnienie regeneracji fizycznej”, podaję dokładne zalecenia, co i kiedy jeść, aby optymalnie odżywić organizm. To nie tylko pomoże wydobyć się ze stanu wyczerpania, ale jeśli kobieta karmi piersią, przyniesie także wielorakie korzyści dziecku. Oprócz planu żywienia proponuję również plan ćwiczeń/zdrowego ruchu – jest on przyjazny i prosty, a w dodatku nic nie kosztuje. Nawet nie zauważysz, kiedy realizacja tych planów pozwoli ci w najzdrowszy możliwy sposób pozbyć się pozostałej po ciąży nadwagi.
- W części IV, ostatniej – „Odzyskać siebie” – pokazuję, jak zatroszczyć się o swój emocjonalny dobrostan, odzyskać libido i naprawić wszystkie ważne relacje. Uczę też, jak zorganizować swój dom i otoczenie, tak aby maksymalnie i trwale służyły zdrowiu.
- W załącznikach znajdują się: plan przyspieszonej regeneracji dla osób, które szybko muszą wrócić do pracy, a także przepisy, plany posiłków i źródła, z których korzystałem.
Moje doświadczenia osobiste jako ojca i męża oraz zawodowe z pracy w dziedzinie medycyny integracyjnej sprawiły, że poświęciłem się leczeniu wyczerpania pociążowego. Tę książkę napisałem po blisko dziesięciu latach od chwili, gdy zacząłem poważnie zgłębiać to zagadnienie, aby wyposażyć wszystkie mamy (i ich bliskich) w wiedzę niezbędną do zrozumienia, co się dzieje z ciałem, umysłem i duszą przed porodem, w jego trakcie i potem. Mój cel to dać wam nadzieję i wsparcie, na jakie zasługujecie, ukoić wasze troski – szczególnie jeśli czujecie się tak fatalnie, jak kiedyś moja partnerka. Daję wam narzędzia, dzięki którym zaczniecie szybciej wracać do zdrowia, poczujecie się silniejsze, szczęśliwsze i będziecie mogły w pełni zaangażować się w relację z dzieckiem i wszystkimi ważnymi osobami w swoim życiu. Wasze ciała stworzyły cud. Pozwólcie, że teraz pomogę wam odnaleźć drogę do całkowitego ozdrowienia.Rozdział 2
Problemy fizyczne – dlaczego jest coraz gorzej
Ciąża, jak wiadomo, jest dla organizmu gigantycznym wysiłkiem. Na zewnątrz widać tylko, jak rośnie ci brzuch, tymczasem wewnątrz ciało podlega niesłychanym przeobrażeniom i stresowi – wszystko po to, by stworzyć rozwijającemu się płodowi jak najlepsze warunki. Pewnie dobrze już znasz poranne nudności, spadki energii, zachcianki pokarmowe, kłopoty z włosami – jednego dnia gęstymi i lśniącymi, a następnego wypadającymi garściami – tłustą cerę z nagłymi wysypami trądziku i obrzmiałe kostki. Ale może miałaś to szczęście, że przeszłaś przez ciążę jak burza, czując się lepiej i radośniej niż kiedykolwiek przedtem.
Bez względu na to, czy i jakie masz dolegliwości oraz czy odczuwasz skutki związanego z ciążą stresu fizycznego, czy też nie, twój organizm doznaje uszczerbku, ponieważ rozwijający się płód potrzebuje mnóstwo pokarmu. W tym rozdziale przyjrzymy się mechanizmom powstawania fizycznego wyczerpania i niektórym jego najczęstszym objawom (objawy wyczerpania emocjonalnego, takie jak lęk czy niepokój i amnezja ciążowa, omawiam w następnym rozdziale).
POCZĄTEK FIZYCZNEGO WYCZERPANIA POCIĄŻOWEGO
Jedną z najbardziej zdumiewających struktur ludzkiego ciała jest łożysko. Bez niego żaden płód nie byłby zdolny do przeżycia. Ale łożysko jest też źródłem fizycznych dolegliwości związanych z wyczerpaniem.
Łacińska nazwa łożyska placenta wywodzi się od greckiego słowa oznaczającego talerz lub dysk. Bo też łożysko rzeczywiście przypomina duży talerz bądź dysk, przytwierdzony do ściany macicy z wychodzącą z niego pępowiną biegnącą do ciała dziecka.
Fizyczne objawy wyczerpania pociążowego
Oto najczęstsze fizyczne objawy wyczerpania pociążowego – jeśli cierpisz na wyczerpanie, to, że doświadczasz któregoś z nich, a może nawet wszystkich, jest absolutnie normalne:
- amnezja ciążowa, zaburzenia myślenia (tak zwane odpieluszkowe zapalenie mózgu),
- znużenie, często obezwładniające,
- bezsenność, zaburzenia snu lub sen niedający wypoczynku,
- utrata elastyczności skóry, jej suchość, łamliwość paznokci, wypadanie włosów, odwapnienie, cofające się dziąsła powodujące odsłanianie szyjek zębów, podatność na siniaki,
- nadwrażliwość na światło i dźwięki.
Ukształtowanie zdrowego łożyska jest dla płodu formującego się z zapłodnionego jaja kwestią kluczową.
Po co nam łożysko
Łożysko odgrywa kilka ważnych ról. Między innymi stanowi platformę wymiany „informacji” przepływających z organizmu matki do dziecka i z powrotem – to bardzo skomplikowana i wyjątkowa funkcja, w ramach której:
- poprzez pępowinę działa jako filtr – z tego, co napływa od matki, przepuszcza wszystko, co jest dobre i służy prawidłowemu rozwojowi płodu, zatrzymuje zaś toksyny,
- służy jako czujnik – wykrywa, czego płód obecnie potrzebuje, i reguluje wchłanianie dosłownie wszystkiego: od aminokwasów przez witaminy, tłuszcze i inne składniki odżywcze aż po tlen,
- stanowi fabrykę hormonów – produkujec duże ilości między innymi estrogenów, progesteronu i kortyzolu, służących zarówno dziecku, jak i matce.
Co ciekawe, łożysko rozwija się w tym samym czasie co podwzgórze u płodu. Podwzgórze to najważniejszy gruczoł dokrewny mózgu. Wiele hormonów wytwarzanych przez łożysko wykazuje strukturalne podobieństwo do hormonów produkowanych w mózgu matki, innymi słowy łożysko zaczyna wywierać wpływ na mózg matki – w ten sposób uruchamia się proces „przeprogramowania”, czyli wprowadzenia do macierzyństwa. Ujmując to jeszcze inaczej: hormony łożyskowe zaczynają zmieniać schemat połączeń mózgowych matki, czyniąc ją bardziej uwrażliwioną, zainteresowaną i świadomą potrzeb rozwijającego się w jej łonie dziecka. Najważniejsza dewiza to: „Płód potrzebuje – matka realizuje”.
Choć nie ma na ten temat zbyt wielu danych naukowych, wydaje się, że ośrodki węchu i smaku w mózgu kobiety ciężarnej zyskują dodatkowy potencjał, co może w dużym stopniu tłumaczyć nudności typowe dla wczesnej ciąży czy osławione dziwaczne zachcianki. Ewolucję przechodzą także ośrodki emocji, co wpływa i na uczucia, i na rozumowanie, inteligencję oraz wrażliwość. Wszystkie te zmiany służą kształtowaniu więzi z noworodkiem i umiejętności trafnego odczytywania jego mniej lub bardziej subtelnych komunikatów, ale dla kobiet mniej świadomych i nieprzygotowanych na zjawiska zachodzące w ciąży mogą być one nieco niepokojące.
Błona śluzowa łożyska
Błona śluzowa łożyska jest jednym z najbardziej intrygujących wytworów biologii – jest jedyna w swoim rodzaju. Ma miliony palczastych wypustek (dla zainteresowanych anatomią: zwanych kosmkami kosmówki), które wnikają w błonę śluzową wyściełającą macicę. Warstwę zewnętrzną kosmków tworzy tak zwany syncytiotrofoblast, wyglądem przypominający plastikową folię do pakowania. Nie ma wewnętrznych przegród, ma grubość jednej komórki i zasadniczo jest jedną komórką wyposażoną w tysiące jąder. Otacza swym płaszczem nie tylko łożysko, ale również całe rozwijające się w macicy dziecko – można go sobie wyobrazić jako balon stanowiący granicę między ciałem dziecka a ciałem matki.
Macica jako część systemu łożyskowego umożliwia przesączanie się krwi matki do przestrzeni między własną błoną śluzową a syncytiotrofoblastycznym balonem, w którym znajduje się dziecko – nosi ona nazwę przestrzeni międzykosmkowej. Płód potrzebuje tej krwi, bo właśnie stąd czerpie pożywienie.
Rodzaj łożyska i jego znaczenie
W przyrodzie występują dwa rodzaje łożysk. U większości ssaków łożysko przypomina dwie splecione palcami ręce – jedna to matka, druga to dziecko. Tymczasem ludzie – tak samo jak reszta hominidów, czyli człowiekowatych – mają inne łożysko, starszego pochodzenia, zwane łożyskiem hemochorialnym, czyli krwio-kosmówkowym, które można porównać raczej do ręki obejmującej zaciśniętą pięść lub do różyczki brokułu. Korzyść, jaką daje ludziom ten typ łożyska, wynika z nieprawdopodobnie dużej powierzchni wymiany, umożliwiającej znaczne zwiększenie dostaw substancji odżywczych z organizmu matki do ciała płodu w ostatnim trymestrze ciąży. Jego wadą natomiast jest to, że w razie stanu zapalnego czy zakażenia u matki trudniej zapobiec przeniesieniu go na dziecko. To jedna z przyczyn powikłań ciąży takich jak choćby stan przedrzucawkowy.
Zadajesz sobie pytanie, jakie to ma znaczenie? Pozwól, że wyjaśnię. Łożysko ludzkie jest narządem znacznie bardziej inwazyjnym niż jakiekolwiek inne występujące w przyrodzie, a to w tym sensie, że wrasta dalej, głębiej w błonę śluzową macicy. Jest to spowodowane ogromnym zapotrzebowaniem ludzkiego płodu na substancje odżywcze i energię. Sam wzrost i zasilanie nowo powstałego mózgu pochłaniają mnóstwo zasobów – w procesie jego rozwoju zostaje wykorzystanych aż 60 procent związków odżywczych, które organizm matki wydatkuje na potrzeby ciąży (u innych ssaków to tylko około 20 procent). Co więcej, w późniejszych stadiach ciąży przez powierzchnię na styku macicy i łożyska powinno przechodzić nawet do 7 gramów tłuszczu na dobę – takie wartości, choćby przybliżone, nie występują u żadnego innego zwierzęcia.
Dlaczego to jest tak ważne? Ponieważ staliśmy się w procesie ewolucji tym, czym jesteśmy obecnie, dzięki nieproporcjonalnie dużemu mózgowi. Jako że mózg zbudowany jest ze związków tłuszczowych – i dlatego żadna niskotłuszczowa dieta nie będzie mu służyć! – dysponowanie skutecznym mechanizmem dostarczania rozwijającemu się płodowi tłuszczu jest dla niego niezbędne do życia.
Dobrze, ale co te wszystkie informacje mają wspólnego z wyczerpaniem pociążowym? Cóż, jeśli przez matczyno-płodową powierzchnię łożyska ma codziennie przechodzić 7 gramów tłuszczu dla dziecka, ta powierzchnia musi być naprawdę ogromna. Ma to pewien istotny minus. Na takiej powierzchni łatwo może dochodzić do mikrokrwawień z mikroskopijnych uszkodzeń syncytiotrofoblastu. Skutki? Nieszczelność łożyska, która może powodować i pogłębiać wiele patologii występujących podczas ciąży i po porodzie. Jednym z zagrażających życiu powikłań, których związek z nieszczelnością łożyska potwierdzili naukowcy, jest właśnie stan przedrzucawkowy, wciąż jednak nie wiadomo, jak istotna może być ta nieszczelność w rozwoju innych schorzeń. Istnieją dane wskazujące, że może przyczyniać się do chorób autoimmunologicznych matki – i to zarówno w czasie ciąży, jak i później.
Ten związek stanowi główny fragment układanki, jaką jest zrozumienie, jak, dlaczego i gdzie zaczyna się wyczerpanie pociążowe. A z tego, co już wiemy o właściwościach łożyska, wynika, że wszystko da się sprowadzić do zapalenia.
ROLA ZAPALENIA W ROZWOJU WYCZERPANIA POCIĄŻOWEGO
Fizjologiczna ciąża wiąże się z łagodnym układowym odczynem zapalnym. Jest on niewielki i kontrolowany przez złożone współzależności zachodzące między matką a płodem. To normalne zjawisko, jedno z wielu, jakie występują, gdy w łonie kobiety rośnie i rozwija się dziecko. Myśląc o zapaleniu, wyobrażamy sobie zaczerwienienie, podwyższoną temperaturę i obrzęk, tak często towarzyszące zakażeniu czy urazowi, które organizm stara się zwalczyć lub wyleczyć. Ale istnieją różne rodzaje zapalenia. W ciąży jest to zdrowy i prawidłowy element całego procesu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki