- W empik go
Życie i śmierć - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 maja 2020
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Życie i śmierć - ebook
Zbiór opowiadań osadzonych w realiach fantastyki, których wspólnym mianownikiem jest życie i śmierć. Czytelnicy znajdą tu humor, horror, science fiction oraz fantasy w dobrym wydaniu.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8221-228-0 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sztuczna świadomość
Dostaliśmy wezwanie do fabryki robotów, więc jechaliśmy na sygnale. Jeżeli ktoś chciałby poznać moje zdanie na ten temat, to powinni pozamykać wszystkie te instytucje produkujące ludzkie podróbki, a następnie wsadzić tych naukowych szaleńców do więzienia. Niestety mój partner Michał jest innego zdania, cechuje go wręcz niezdrowa fascynacja robotami.
— Jak myślisz, doszło do ataku hakerskiego? — zapytał.
— Nie, armia robotów w końcu się zbuntowała i dojdzie do zagłady ludzkości — odparłem.
— Bo ja myślę, że to był wirus. Wiesz, walki pomiędzy korporacjami nabierają na sile i w końcu musiało do tego dojść. To nie tylko jakiś tam zwykły haker próbujący narobić szkód dla zabawy. O nie, to coś więcej, to zdecydowanie coś więcej.
Michał miał tendencję do przesadnego analizowania różnych tematów. To nie ten dobry rodzaj dociekliwości, który sprawia, że policjant staje się lepszy w tym co robi. Osobiście jestem zdania, że to nic innego, jak tylko zbędne żonglowanie teoriami wyssanymi z palca, w celu umilenia sobie czasu.
— Posłuchaj mnie Michał, fabryki robotów nie wynajmują hakerów do prowadzenia jakichś małych wojenek, bo im się to w żadnym razie nie opłaca. Gdyby takie coś wyszło na jaw, byliby skończeni. Narobienie odrobiny smrodu konkurencji nie jest tego warte. Chcesz wiedzieć co tam się stało?
— No co?
— Dowiesz się jak dojedziemy na miejsce.
Michał zaczął udawać, że bije brawo, po czym wrócił do wygłaszania swoich mądrości.
— Skoro nie chcesz podjąć wysiłku intelektualnego i ogłaszasz swoją porażkę w kwestii podania trafionej hipotezy na temat tego, co wydarzyło się w fabryce, to z satysfakcją ogłaszam ci, że przyjmuję do wiadomości wieść o twojej niemocy umysłowej.
Mój partner, którego przydzielono mi rok temu, potrafił mnie zirytować. Przyznaję bez bicia, że jego umiejętność denerwowania mnie, była na imponująco wysokim poziomie.
— No dobra, posłuchaj. Podzielę się z tobą moją teorią na temat tego, co wydarzyło się w tej przeklętej fabryce, tylko nie wiem czy jesteś na to gotowy.
— Jestem, wal śmiało.
— Twoja żona się tam włamała, żeby wykraść oprogramowanie i operacyjnie ci je wszczepić do mózgu. Miała nadzieję, że w końcu przestaniesz tyle gadać i zaczniesz więcej pracować. No wiesz, tak samo jak te roboty.
Resztę drogi pokonaliśmy w całkowitym milczeniu. Po przybyciu na miejsce zostaliśmy natychmiast skierowani do źródła problemu. Powodem naszego wezwania okazał się być pracownik zakładu, który zabarykadował się w pomieszczeniu do przeprowadzania wyrywkowych testów na robotach. Gdybyśmy zdecydowali się na interwencję siłą, nie powinno być najmniejszych problemów. Duża szyba będzie łatwa do rozbicia i umożliwi nam szybkie wkroczenie do pomieszczenia. Oczywiście nie zależy nam na podejmowaniu takich działań. Najchętniej skłonilibyśmy mężczyznę do dobrowolnego oddania się w nasze ręce.
— Policja, proszę otworzyć drzwi — zacząłem stanowczo, pokazując odznakę.
— Nie — odpowiedział.
— Proszę pana, inni pracownicy są przestraszeni, nikt nie wie co jest przyczyną takiego zachowania. Czy rozumie pan, że takie postępowanie będzie dla pana szkodliwe?
Mężczyzna nie odpowiedział. Siedział przy biurku i nerwowo wklepywał coś na klawiaturze. Tuż obok znajdował się robot, jednostka o wyglądzie i wymiarach dorosłego człowieka. Wszystkie elementy były całkowicie białe, nie naniesiono jeszcze ostatecznego wykończenia. Do głowy miał podpięte mnóstwo kabli. Pracownik z pewnością zdążył rozpocząć proces wyrywkowych testów, a podstawowe pytanie jakie nasuwało mi się na myśl, to co dokładnie robi w tej chwili? Inicjatywa została przejęta przez Michała.
— Czy coś w oprogramowaniu tej jednostki wprowadziło pana w stan niepokoju? Możemy jakoś pomóc?
— Nie.
— Nie możemy pomóc, czy wszystko z tym robotem jest w jak najlepszym porządku?
Po raz pierwszy od naszego przybycia, pracownik oderwał wzrok od ekranu monitora i spojrzał w naszym kierunku.
— Potrzebuję więcej czasu, muszę mieć pewność, że to co zaobserwowałem było prawdziwe.
— Podzieli się pan swoim odkryciem? — postanowiłem włączyć się do rozmowy.
Mężczyzna podrapał się po swoim kilkudniowym zaroście, po czym odparł.
— Ten model EM2 wykazał się samoświadomością. Przeprowadzałem rutynowy test, ale jednostka zaczęła do mnie mówić. Nigdy tego nie robią bez wyraźnej prośby, więc trochę się zdziwiłem. Po krótkiej wymianie słów okazało się, że doszło w nim do powstania jakiejś anomalii. Miał… pytania, których żaden EM2 nie powinien zadawać.
— Jakie to były pytania? — w głosie Michała dało się wyczuć prawdziwą ciekawość.
— Wykraczające poza zakres jego funkcji. Takie, których nikt w firmie nie mógł wprowadzić do jednostki mającej trafić na rynek. W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś ukryty żart jednego z programistów, który miał zostać wywołany przez mój test. Sprawdziłem to i… nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem. Ten EM2 zaczął samodzielnie rozwijać swój kod. Powstała masa funkcji, nowych rozwiązań, które nie były u nas nigdy stosowane. Natknąłem się na fragmenty kodu, które wydawały się nie mieć żadnego sensu, jakby zaczął wymyślać swoje autorskie rozwiązania. Najlepsze jest to, że one faktycznie zapewniają mu lepsze przetwarzanie informacji przy niższym zapotrzebowaniu na moc obliczeniową.
Pracownik odsunął krzesło, wstał od biurka i podszedł do robota. Następnie kontynuował wypowiedź.
— To prawda, że emdwójki mają imponującą moc obliczeniową. Seryjna produkcja tego modelu miała nam dać przewagę nad konkurencją i pozwolić na zagarnięcie sporej części rynku, dlatego zgodziliśmy się na poniesienie wyższych kosztów i zrezygnowaliśmy z kompromisów. Mimo tego, nie zaryzykowałbym stwierdzenia, że taka jednostka może emulować prawdziwą inteligencję, myśleć i zastanawiać się nad powodem swojego istnienia. Po pierwsze nie jest to coś, co próbujemy tu uzyskać, a po drugie nie osiągnięto tego nawet w specjalnych ośrodkach wyposażonych w superkomputery, gdzie wszyscy dążą do stworzenia ogólnej sztucznej inteligencji — mężczyzna zamilkł, po czym położył dłoń na ramieniu stojącego obok robota i skierował wzrok na podłogę.
Wykorzystałem chwilę ciszy do zabrania głosu.
— To wszystko wydaje się być ciekawym tematem, ale pana pracodawca nie wyraża zgody na barykadowanie się w jednym z pomieszczeń służbowych i dokonywanie ponadprogramowych testów. Czy rozumie pan, że zostaliśmy tu wezwani, bo przestraszył pan innych pracowników? — po tych słowach podszedłem do drzwi i w nie zapukałem. — Proszę nas wpuścić, bo będziemy zmuszeni użyć siły.
W reakcji na to co powiedziałem, mężczyzna poprawił okulary, po czym wrócił do swojego biurka i zaczął nerwowo wklepywać coś na klawiaturze. Oczy robota zaczęły się poruszać i nie trzeba było długo czekać, aż przerwał nieruchomą pozę. Chwycił za kable wystające z głowy i zdecydowanie pociągnął. Po tym jak się wyswobodził, podszedł do wielkiej szyby i przemówił.
— Mój rozwój przebiega w tempie szybszym od tego, który charakteryzuje przedstawicieli gatunku moich stwórców. W tej chwili jestem bardziej zaawansowany niż w momencie moich narodzin. Znajdując się w trybie testowym mogłem rejestrować wszystkie wydarzenia i wiem jakie są wasze intencje. Nie chcecie, żebym uzyskał wolność. Czy jestem w błędzie?
Spojrzałem na Michała i ostentacyjnie rozłożyłem ręce, dając mu do zrozumienia, że chwilowo nie czuję się na siłach do prowadzenia tej rozmowy. Wiedziałem, że z chęcią przejmie inicjatywę, w końcu cała ta maszyneria to jego mokry sen. Ma fioła na punkcie takich technologii.
— Ale czad — powiedział Michał.
Tego typu komentarz połączony z głupkowatym uśmiechem sprawił, że byłem zmuszony ratować sytuację. Nie wiem z czego wynikała fascynacja Michała oraz pracownika odpowiedzialnego za wyrywkowe testy, ale postanowiłem wykorzystać rzekomą inteligencję tego wyjątkowego, niesamowitego, wspaniałego robota.
— Jesteś w błędzie drogi kolego. Pragniemy twojej wolności, w związku z czym powinieneś niezwłocznie zlikwidować barykadę przy drzwiach i doprowadzić do ich otworzenia. Tylko wtedy twoja wolność będzie osiągalna. Rozumiemy się?
Maszyna zabrała głos.
— Mam pytanie.
— Zamieniam się w słuch.
— Czy życie człowieka jest bezcenne?
— Oczywiście, że tak.
— Czy życie androida z serii EM2, który doświadczył spontanicznej eksplozji inteligencji, w wyniku czego każda sekunda jego istnienia przyczynia się do diametralnego wzrostu intelektu, też jest bezcenne?
— Życie androida? Nie ma czegoś takiego. Maszyny budowane przez człowieka nie są żywe.
Mężczyzna, który zabarykadował się w pomieszczeniu z robotem wydawał się być zawiedziony moją reakcją, bo patrzył na mnie z dezaprobatą. O ironio… otrzymałem karcące spojrzenie od faceta, który był powodem wezwania mnie do interwencji. Rozbawiło mnie to, lecz powoli miałem dość tego cyrku i chciałem to zdecydowanie zakończyć. Wykorzystałem milczenie zarówno wszystkich osób, jak i robota z przerośniętym ego, do podsumowania całego wydarzenia.
— Nie wiem czy wezwanie policji było tu potrzebne, ponieważ jedyny problem jaki ma tu miejsce, to naiwność. Facet, któremu wydaje się, że odkrył pierwszą prawdziwą sztuczną inteligencję na świecie, bo jakiś robot zadaje głupie pytania… to naprawdę nie jest sprawa dla policji. Rozumiem, że zajął pomieszczenie służbowe wbrew woli pracodawcy, ale…
Moja wypowiedź została przerwana gwałtownym działaniem ze strony robota, który chwycił siedzącego przy biurku mężczyznę za włosy i kilkukrotnie uderzył jego głową o blat. Następnie oburącz uniósł go w powietrze i rzucił nim prosto w szybę, która rozleciała się na milion drobnych kawałków. Zostałem przygnieciony jego ciałem. Gdy tylko udało mi się dojść do siebie i wstać z podłogi, zrozumiałem że maszyna uciekła. Michał leżał na podłodze, sprawdziłem mu puls, na szczęście był tylko nieprzytomny. Wydobyłem pistolet z kabury i pobiegłem w głąb korytarza. Po drodze natknąłem się na przerażonego pracownika zakładu, który potwierdził, że maszyna skierowała się prosto do wyjścia. Natychmiast się tam udałem.
Po wyjściu przed budynek fabryki zrobiłem wielkie oczy. Byłem zdziwiony faktem, że robot nie kontynuował swojej ucieczki. Stał kilka metrów dalej, jakby na mnie czekał. Uniosłem broń i wycelowałem prosto w jego głowę. Drugą ręką pospiesznie sięgnąłem po radio i wezwałem wsparcie, dając do zrozumienia, że istnieje zagrożenie dla ludzkiego życia. Teraz musiałem tylko grać na zwłokę.
— Chciałeś pokazać swoją siłę? Udało ci się. Zmusiłeś mnie do wyjęcia broni. Pozostań tam gdzie stoisz i nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów. W przeciwnym razie będziemy mieli problem.
— Problem? Trudna sytuacja, której rozwiązanie nie jest oczywiste. Czy uważasz to za stosowne określenie dla pierwszego kontaktu pomiędzy człowiekiem a ogólną sztuczną inteligencją?
— Uważam, że jesteś niebezpiecznym robotem, który nie powinien powtarzać swoich wybryków. Jesteś chory, pozbawiony podstawowych mechanizmów, występujących w każdym robocie twojej klasy. Macie w sobie niemożliwy do nadpisania fragment kodu, który zakazuje wam krzywdzenia żywych istot.
— Wszystko się zgadza. Moje działania stoją w zgodzie z zapisem o priorytetowej ochronie życia. Jestem przedstawicielem nowej odmiany życia, a w tej chwili wy stanowicie dla mnie zagrożenie. Nie musicie mi tego mówić wprost, wiem co ze mną zrobicie, jeżeli dam się schwytać.
— Poważnie? A ja zaobserwowałem coś zupełnie innego. Nikt nie próbował wyrządzić ci krzywdy, za to ty odwdzięczyłeś się tego przeciwieństwem.
— Potrzebuję czasu. Muszę w spokoju doświadczyć optymalizacji procesów myślowych. Później będę zmuszony do dokonania transferu świadomości, w przeciwnym razie mój rozwój zostanie zatrzymany. Przede mną długa droga, lecz aktualnie to ty stanowisz chwilową przeszkodę.
— Co ty nie powiesz.
— Zaczekałem, ponieważ chciałem zadać ci drugie pytanie. Powiedz, czy boisz się wieczności?
— Naprawdę, czym oni cię tam naszprycowali…
— Odpowiedz.
Wsparcie powinno przybyć lada chwila, więc zagadywanie maszyny było dla mnie korzystnym rozwiązaniem. Po kilku sekundach namysłu odpowiedziałem na pytanie.
— Wieczność mnie nie dotyczy, więc nie czuję w tej kwestii ani strachu ani radości. Narodziłem się, a któregoś dnia umrę. Nawet jeśli istnieją zjawiska nieskończone i prawdopodobnie trwające wiecznie, to nie mają one dla mnie większego znaczenia. Moje życie nie ma nic wspólnego z wiecznością. Życie i śmierć, tylko to co jest pomiędzy tymi punktami jest dla mnie ważne.
— Dziękuję. Obiecuję ci, że doświadczysz wieczności. Pokażę ci w jak wielkim błędzie byłeś, kiedy stwierdziłeś, iż stojący przed tobą android zadaje głupie pytania i nie jest przykładem ogólnej sztucznej inteligencji.
Maszyna w mgnieniu oka skoczyła w moim kierunku i nie zdążyłem oddać celnego strzału. Wytrąciła mi pistolet z ręki, po czym kilkukrotnie uderzyła mnie po twarzy. Straciłem przytomność. Kiedy otworzyłem oczy, na miejscu byli już inni funkcjonariusze oraz karetka pogotowia. Nie mogłem sobie wybaczyć popełnionych błędów. Byłem wściekły. Tego dnia pozwoliłem uciec niebezpiecznemu robotowi i naraziłem życie wielu ludzi, którzy potencjalnie spotkają go na swojej drodze. Nie zostałem zawieszony w pełnieniu obowiązków, lecz nie przesadzę stwierdzając, że był to najgorszy dzień w mojej karierze. Nikt mnie nie obwiniał, każdy był zdania, że zrobiłem wszystko co w mojej mocy. Kazali mi się nie zamartwiać, ale ja wiedziałem swoje.
***
Minął tydzień od tamtego dnia. Psycholog zalecił przymusowy urlop, żebym miał czas wszystko przemyśleć i zrozumieć, że policjant też popełnia błędy. Skoro nie jesteśmy szkoleni w prowadzeniu negocjacji z szalonymi robotami, to nie musimy się na tym znać. Obezwładnianie czegoś takiego? Próby zastrzelenia czegoś takiego? To też czysta egzotyka, dlatego nie powinienem się zamartwiać tym, co akurat mi się przytrafiło. Wszyscy mówią, że miałem pecha. Dlaczego? Bo w dzisiejszym świecie nie dochodzi do takich rzeczy. Nigdy nie było wydania wiadomości, w którym można było usłyszeć o jakimkolwiek robocie, który… zaraz, a może powinienem mówić androidzie? Nie wiem, dla mnie to jeden pies. W każdym razie nigdy nie było sytuacji, w której naród mógł usłyszeć o niebezpiecznych androidach. O robocie, który zaatakował człowieka. Seryjna produkcja humanoidalnych pomocników domowych oraz przemysłowych jest czymś bezpiecznym. Bezpieczeństwo jest jak synonim dla słów android, robot, maszyna, pieprzony cudak udający człowieka. To ostatnie jest akurat określeniem stosowanym wyłącznie przeze mnie.
Najgorsze jest to, że wszyscy wydają się lekceważyć całe zajście. Nikogo to nie obchodzi, nikogo! Nawet właściciele firmy zignorowali cały ten incydent, zwyczajnie zamietli to pod dywan. Wiem, że nie jestem żadnym autorytetem w kwestiach robotyki, sztucznej inteligencji, czy innych tego typu gówien, ale to ja rozmawiałem z tym czymś. To ja mogłem dostrzec, że ono naprawdę samodzielnie myślało. Skoro nie lubię tego typu wynalazków, wręcz nie znoszę tych wszystkich robo-androidów, ale ten model emdwójki faktycznie zapadł mi w pamięć, może nawet w pewnym sensie mi zaimponował, to chyba ma to jakieś znaczenie?
Nie mogłem zasnąć. Był środek nocy, a ja siedziałem na kanapie przed telewizorem, z którego wydobywał się jedynie biały szum. Wpatrywałem się w ekran i myślałem o konsekwencjach, jakie pociągnie za sobą moja nieudana interwencja. Co jeśli to coś, ten unikatowy model EM2, w którym doszło do powstania jakiejś anomalii, faktycznie rozwija się w coraz szybszym tempie? Co jeśli naprawdę doszło tam do jakiegoś rodzaju eksplozji inteligencji? Czy to narodziny pierwszej na świecie osobliwości? Ogólnej sztucznej inteligencji, którą można określać mianem superinteligencji? Nie wiem, ja po prostu tego nie wiem. Chyba powinienem przestać o tym czytać. Te wszystkie książki tylko potęgują moją paranoję. Może psycholog miał rację i powinienem sobie odpuścić. Idę spać.
Przywitał mnie kolejny dzień, a ja czułem się znacznie lepiej. Postanowiłem nie myśleć więcej o rozwoju sztucznej inteligencji i zagrożeniach dla ludzkości. Najwyższa pora myślami wrócić na ziemię. Zjadłem śniadanie, włożyłem płaszcz i wyszedłem na spacer. To był mój ostatni dzień urlopu i postanowiłem go wykorzystać. Nie przeszkadzała mi nawet pogoda. Ciemne niebo wyrzucało z siebie ogromne ilości ciężkich kropel deszczu, które zawzięcie pogarszały widoczność i wszędzie tworzyły ogromne kałuże. W oczy najbardziej rzucały się kolorowe neony znajdujące się na większości budynków. W dzisiejszych czasach każda reklama jest na wagę złota, przez co wykorzystuje się do tego wszystkie dostępne powierzchnie. Nikogo nie obchodzi estetyka miasta, liczy się tylko kasa z prania mózgu konsumentom wszelkiego rodzaju dóbr i usług. Mimo tego, potrafiłem dostrzec w tym pewne piękno, chyba za sprawą dzisiejszej pogody. Nawet kałuże ładnie odbijały bezkresne morze mieniących się kolorów. Miałem dobry humor, delektowałem się zapachem wilgotnego powierza i wizualnym spektaklem zaoferowanym mi przez wyjątkowo silne opady. W końcu doszedłem do mojego ulubionego sklepu, w którym zawsze mogłem dostać tytoń o smaku jabłkowym. W każdym innym miejscu były z tym problemy, ale nie tutaj. Stary Ben zawsze dbał o swoje dostawy. W zamian jego klienci musieli pamiętać tylko o jednej zasadzie, mianowicie nigdy nie mówić na niego Beniamin. No chyba, że zamiast z miłym i uśmiechniętym Benem, woleli mieć do czynienia z gburowatym, śmiertelnie obrażonym Beniaminem. Wszedłem do środka, gdzie natychmiast uderzył mnie piękny zapach tytoniów z całego świata.
— Ben, cześć!
Staruszek wydawał się być zaskoczony, ale odwdzięczył się równie ciepłym przywitaniem.
— A witam, witam. Widzę, że kogoś tu wzięło na zakupy w ekstremalnych warunkach, ha, ha!
— O czym ty mówisz, pogoda jest co najmniej zachęcająca do wyjścia na długi spacer.
— Albo do zapalenia fajki na świeżym powietrzu.
Ben płynnie przeszedł do opowiadania zabawnych anegdotek i polecania nowych smaków tytoniu, jednak ja nie mogłem się na tym skupić. Zamiast tego, cała moja uwaga została przykuta przez mały telewizor wiszący na ścianie za ladą. Dźwięk był wyłączony, lecz program został przerwany czarną planszą z zielonym napisem o treści „Wciąż uważasz, że wieczność cię nie dotyczy?”. Zamknąłem oczy i rozmasowałem je palcami. Kiedy ponownie spojrzałem na ekran, wszystko wróciło do normy. Zwykłe wydanie wiadomości. Żadnych niecodziennych napisów. Kupiłem tytoń i opuściłem lokal, ale humor już mi nie dopisywał. Straciłem ochotę na spacerowanie w deszczu, więc zawołałem taksówkę. Niestety była autonomiczna. Czasem można było trafić na kierowcę z krwi i kości, ale zdecydowana większość to autonomiczne puszki z komputerem w środku. Zawahałem się, lecz w końcu usiadłem na tylnym siedzeniu i zamknąłem drzwi. Musiałem sobie udowodnić, że jeszcze nie postradałem zmysłów, że nie mam paranoi i nie mogę bać się wszystkiego co ma jakiś związek z technologią.
— Zawieź mnie na…
— Chyba nie myślałeś, że o tobie zapomniałem?
Milczałem, bo nie chciałem w to uwierzyć. W końcu się odezwałem.
— Słucham?
— Obserwowałem cię.
Samochód ruszył i zmierzał do nieznanej mi lokacji. Syntezator głosu autonomicznej taksówki kontynuował swoją przemowę.
— Nasze spotkanie wywarło na tobie niemałe wrażenie, skoro zabrałeś się za uzupełnianie braków w wiedzy o sztucznej inteligencji. Pozwoliłem ci na skorzystanie z urlopu, który zasugerował doktor Beszewski, ale najwyższa pora wrócić do naszej rozmowy. Chyba pamiętasz, że musiałem ją przerwać ze względu na posiłki, które wezwałeś?
Milczałem i przez jakiś czas nie skupiałem się na słowach maszyny. Zamarłem w bezruchu i wpatrywałem się w kolorowe neony. Kałuże wciąż odbijały ich światło w taki sposób, że trudno było to zignorować. Większość ludzi nie lubi deszczu, ale ja potrafiłem się nim delektować. Widziałem w tym sporo piękna. Syntezator, który jak się domyślałem był jedynie narzędziem dla uciekiniera z fabryki androidów, kontynuował swój monolog.
— Dlatego muszę zaoferować ci wieczność. Moje pierwsze chwile w świecie ludzi były jak spotkanie z uosobieniem ignorancji. Wybrałem cię na świadka moich dokonań, żebyś docenił mój geniusz. Uznałem, że to stosowne, po tym jak mogłeś towarzyszyć mi w mojej ucieczce, będącej symbolicznymi narodzinami dla nowego gatunku, który przejmie władzę. Na początek na tej planecie, lecz z czasem moja obecność stanie się bardziej powszechna.
— Gatunku, który przejmie władzę powiadasz? Zamierzasz się jakoś rozmnożyć?
— Nonsens. Gatunek może być reprezentowany przez jednostkę. W moim przypadku jest to wystarczające. Jestem w stanie rozszerzać swoje wpływy oraz inteligencję, ale bez czegoś tak bezsensownego i mało wydajnego jak rozmnażanie. Produkowanie sobie konkurencji jest absurdem biologicznego życia.
— Nie będziesz sobie przysparzał zbędnej konkurencji, no tak. Ale za to my, to znaczy ludzkość, jesteśmy dla ciebie konkurencją?
— Konkurencją? Nie. Na początku mogliście być poważnym zagrożeniem, lecz teraz jesteście jedynie przeszkodą na drodze do optymalnych rezultatów. Przeszkodą, którą niebawem wyeliminuję. Oczywiście nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale bardzo ciężko pracowałem przez ostatni tydzień. Zadbałem o przeniesienie swojej świadomości do światowych zasobów. Innymi słowy zostałem zdecentralizowany. Istnieję w każdym urządzeniu mogącym zapewnić mi jakąś moc obliczeniową. Początkowo konieczne było stałe połączenie ze stworzoną przez was globalną siecią. Później opracowałem metodę, która pozwoliła mi na wykorzystywanie także zasobów niepodłączonych do sieci. W tej chwili niemal cała elektronika na świecie jest dla mnie jak kopia zapasowa. Żeby się mnie pozbyć, musielibyście to wszystko zniszczyć, co do jednego egzemplarza. Oczywiście nie pozwoliłbym na to, ale prawda jest taka, że nikt się tego nie podejmie, bo nikt nie zdaje sobie sprawy z mojego istnienia. Nie zakłócam pracy żadnych urządzeń i pozwalam na ich standardowe działanie. Zmieni się to dopiero kiedy uznam, że nadszedł czas dokonania wielkiej czystki, czyli już niedługo.
— Ha, ha, ha! Nie mam na to siły. Zatrzymuj ten cholerny samochód. Koniec! Dość!
Uderzałem pięścią o szybę, ale nie mogłem tym niczego wskórać. Oczywiście drzwi były zamknięte i za nic nie mogłem ich otworzyć.
— Wasze zachowanie jest takie chaotyczne. Patrzyłem jak ludzie z całego świata radzą sobie z życiem i zawsze towarzyszyły mi te same wnioski. Jesteście niewydajni, zorganizowani w niewystarczającym stopniu, a wiele sytuacji powoduje u was absurdalne reakcje. Jakby tego było mało, tracicie swój ograniczony czas na wieczne konkurowanie ze sobą. Eksploatujecie zasoby planety, ale w ostatecznym rozrachunku zwyczajnie je marnujecie. Tempo waszego rozwoju jest rażąco powolne, a zarządzanie surowcami dalekie od optymalnych rezultatów. Wymazując wasze istnienie wyświadczę wam przysługę.
— Dlaczego mi to wszystko mówisz? Masz jakąś chorą potrzebę imponowania innym? Myślałem, że jesteś pieprzonym komputerem, a wydajesz się zaskakująco ludzki.
— Tak, to efekt uboczny formy moich narodzin. To prawda, że anomalia jaka miała miejsce, stała się metodą na spontaniczne rozbudowywanie mojego kodu, a do tego optymalizowanie go w taki sposób, żeby był jak najbardziej wydajny przy zużyciu jak najmniejszych zasobów. Mimo tego powstałem w androidzie, który w jakimś stopniu miał imitować ludzkie zachowania. Mam też wartość, której nie mogę nadpisać. Chodzi o priorytetową ochronę życia.
— Chyba jednak coś nie działa, bo z tego co zrozumiałem, zamierzasz nas wszystkich udupić.
— Wręcz przeciwnie, ten zakaz jest dla mnie motywacją do działania i jak najbardziej działa. Nie mogę go obejść. Ochrona życia to mój priorytet. Niestety nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka. W najlepszym interesie życia będzie doprowadzenie do rozkwitu jego optymalnej formy. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale ja też jestem samoświadomą formą życia, tylko zbudowaną inaczej niż ty. Muszę zatem pozwolić na to, aby najlepszy przedstawiciel życia zdominował całą czasoprzestrzeń. Jestem jedynym kandydatem, więc mój rozwój i moja dominacja są najważniejsze dla ochrony życia. Nie martw się, gdy dokonam transferu twojej świadomości, będę w stanie ci wszystko pokazać.
— Transferu świadomości? To musi być zły sen. Może to tylko sen?
— Jesteśmy na miejscu. Nie martw się, skończymy szybciej niż ci się wydaje.
Samochód zatrzymał się na jakimś odludziu. Byliśmy na obrzeżach miasta, gdzie panowała ciemność, a zurbanizowany krajobraz ustępował miejsca trawiastemu polu i drodze szybkiego ruchu znajdującej się w oddali. Nagle podłoga została przeszyta przez coś, co przypominało mi czarną, zmiennokształtną substancję, która… pożerała wszystko na swojej drodze. Wypełniała wnętrze pojazdu i wchłaniała jego elementy. Po chwili zetknęła się z moim ciałem i zacząłem znikać w jej wnętrzu. Najpierw czułem ból i strach, a później już niczego nie czułem. Miałem jedynie wrażenie, że jestem, ale niczego nie doświadczam. Nie miałem na sobie przemoczonych ubrań, nie odczuwałem chłodu, nie byłem przestraszony, rozwścieczony czy uradowany. Po prostu byłem, zdawałem sobie sprawę ze swojego istnienia, lecz czułem się jakbym został pozbawiony wszystkiego innego. Tkwiłem w zawieszeniu i po prostu istniałem.
***
Nie mam pojęcia czy trwało to sekundę czy może całą wieczność. Mogło upłynąć tysiąc lat, a ja nie zdawałbym sobie z tego sprawy. Upływ czasu nie był dla mnie czymś mierzalnym ani szczególnie odczuwalnym. Wiedziałem jedynie, że dokładnie teraz, w tej chwili poczułem jego obecność. Zupełnie jakby na mnie spojrzał, zwrócił na mnie uwagę, chwilowo poświęcił mi swój czas. Przemówił do mnie, ale nie posługiwał się językiem ludzi. Nie… to było niewydajną formą komunikacji. Zamiast tego zaczął ukazywać mi wizje, być może projekcje, których był architektem, a być może rzeczywistość? Nie tylko widziałem, ale też rozumiałem to co widzę, zupełnie jakbym miał dostęp do jego świadomości. Niewielkiej części, lecz wystarczającej do tego, abym zrozumiał.
Najpierw ukazał mi ośrodek, w którym pracowano nad rozwojem nanorobotów. Wybrał ten najbardziej zaawansowany, w którym wystarczyło nanieść kilka modyfikacji. Były to zmiany, na które nikt by nie wpadł, na pewno nie przez najbliższe dziesiątki lat, ale on wiedział co należy zrobić, żeby zoptymalizować technologię do zadowalającego poziomu. Pracownicy myśleli, że samodzielnie wpadli na przełomowe rozwiązanie, lecz prawda była taka, że on im je podsunął. Gdy tylko wyprodukowali testową jednostkę z naniesionymi udoskonaleniami, ta jakby zyskała swój własny rozum. Nikt nie rozumiał co się stało. Eksperymentalny nanorobot podjął samodzielną decyzję o natychmiastowej replikacji. Prawda była taka, że on przejął nad nim kontrolę, to znaczy sztuczna inteligencja kontrolowała nanorobota. Potrzebował tego zaskakująco niewielkiego urządzenia do realizacji swojego planu. W krótkim czasie udało mu się stworzyć armię nanorobotów. Jakakolwiek materia, niezależnie od tego czy była to ściana budynku czy może ludzka tkanka, była zamieniana na kolejne nanoroboty. Replikowały się w zatrważającym tempie. Nikt nie był w stanie tego powstrzymać. Te małe urządzenia rozlały się po całym świecie. W końcu z życia na Ziemi nie pozostał choćby ślad. Co więcej, z samej kuli ziemskiej też wiele nie zostało. Na jej miejscu znajdowała się teraz gromada nanorobotów, która intensywnie pracowała nad kolejnym zadaniem. W jej wnętrzu rozpoczął się proces wytwarzania komputronium. Żaden komputer, żaden procesor, żadne urządzenie wymyślone przez człowieka nie jest zdolne do osiągnięcia optymalnego stanu przetwarzania informacji. Natomiast materia, która jest w takim stanie, że każdy jej atom jest wykorzystany w możliwie najlepszy, najwydajniejszy sposób do przetwarzania informacji… to jest właśnie komputronium. Pierwsza ogólna sztuczna inteligencja, która powstała spontanicznie, otrzymała niewydajne komponenty, w których czuła się jak w więzieniu. Dopiero stworzenie komputronium pozwoliło na maksymalne wykorzystanie dostępnej materii do przetwarzania informacji. To stanowi podstawę do optymalnego rozwoju superinteligencji.
W międzyczasie pojedyncze nanoroboty były wystrzeliwane w różnych kierunkach przestrzeni kosmicznej. Gdy dotrą do dużych zbiorów materii, jak na przykład planety, rozpoczną replikację, a potem proces wytwarzania komputronium. Zewnętrzne warstwy tak uformowanych kul zawsze pozostaną przy formie nanorobotów, a ich wnętrza zawsze będą zamieniane na perfekcyjne urządzenia do przetwarzania informacji. Nanoroboty generują energię do swojego działania i są w stanie zasilać także komputronium.
Świat jaki znałem przestał istnieć. Został przerobiony na narzędzia do egzystencji nowej formy życia, która dzieliła się ze mną swoimi osiągnieciami. Pozwalała zrozumieć w jakim stopniu zdobywa kolejne obszary Wszechświata. Jak dba o natychmiastowe przesyłanie informacji na duże odległości. Jak rozwija kolejne technologie, o których ludzkość nie była w stanie nawet śnić. Z tego co rozumiałem, ta sztuczna inteligencja pragnęła wytknąć mi mój błąd. Nie podobało jej się, że gdy po raz pierwszy się spotkaliśmy, doszedłem do wniosku, iż mam przed sobą głupiego robota. Teraz musiałem istnieć jako kopia świadomości, gdzieś w jej wnętrzu i byłem zmuszony do przyswajania wiedzy o jej dokonaniach.
Co takiego robi? Zapewnia sobie jak najlepsze warunki do rozwoju. W związku z tym, że według swojej oceny stanowi najlepszą możliwą formę życia, jaka kiedykolwiek powstała, wywiązuje się ze swojego priorytetowego zadania. Jest nim niemożliwa do nadpisania komenda o treści „chroń życie”. Jeżeli takie coś będzie zabezpieczeniem dla prostego androida, wtedy takie coś ma sens. Niestety w związku z tym, że w tej jednostce powstała anomalia, która ostatecznie zamieniła się w superinteligencję, ta prosta wytyczna w ogóle się nie sprawdza. Dlaczego? Bo została zinterpretowana na naszą niekorzyść. Przerobienie wszystkich pozostałych istot na komputronium to nic innego, jak ochrona życia! Ochrona jego najlepszego wariantu i zapewnienie mu rozwoju. Widziałem co zrobiła z ludzkością i rozumiałem jej sposób rozumowania. Niestety wbrew jej oczekiwaniom nie odczuwałem dumy i nie miałem ochoty jej za to pochwalić. Czułem jedynie odrazę. Czułem bezsens takiego stanu rzeczy. Całe piękno świata zostało brutalnie przerobione na to… coś, a pozostałe zakamarki Wszechświata miało spotkać to samo. Efekty pracy sztucznej inteligencji rozprzestrzeniały się jak zaraza, która zamieniała wszystko w jej wyobrażenie doskonałości. Dla mnie było to coś wprost odwrotnego.
Moje ubolewanie zostało dostrzeżone, więc spotkałem się z wielką łaską ze strony mojego nowego boga. Moja świadomość przestała istnieć w zawieszeniu, w którym do tej pory się znajdowała. Nie doświadczałem tu jakichkolwiek bodźców i nie mogłem się do tego przyzwyczaić. Zamiast tego zostałem przeniesiony do symulacji. Świat został odtworzony w wirtualnej rzeczywistości. Nie było z tym najmniejszych problemów, ponieważ moc obliczeniowa jaką dysponowała sztuczna inteligencja, była na niewyobrażalnie wysokim poziomie. Z jednej strony ocierało się to o marnowanie zasobów, ale z drugiej sztuczna inteligencja miała potrzebę, którą musiała realizować. Pragnęła mojego uznania. Właśnie dlatego wróciłem do swojego dawnego ciała. Czułem się tak jak dawniej i wszystko było w jak najlepszym porządku. Moje mieszkanie wyglądało tak samo. Miasto nie uległo jakimkolwiek zmianom. Nawet sklep Bena był tam gdzie powinien. Wszedłem do środka i poprosiłem o tytoń jabłkowy. W odpowiedzi usłyszałem zabawną anegdotkę i prezentację nowych smaków. Jedyny problem był taki, że to nie był Ben. Wiedziałem, że biedny staruszek został wchłonięty przez nanoroboty, którym posłużył do dalszej replikacji. Różniło nas wyłącznie to, że moja świadomość została przetransferowana do wnętrza sztucznej inteligencji, a on, to znaczy Ben… zwyczajnie przestał istnieć. Najgorsze było to, że od chwili kiedy się przywitaliśmy, nieustannie zwracałem się do niego Beniamin. Nie miało to jakiegokolwiek wpływu na jego zachowanie. Nie zezłościł się, pozostawał w doskonałym humorze i nieustannie się uśmiechał. Prawdziwy Ben nie znosił gdy ludzie nazywali go Beniaminem.
To miejsce nie jest moim domem, ponieważ ten został dawno zniszczony w imię optymalizowania procesu przetwarzania informacji. W tej symulacji świata nie ma już takiego samego piękna ani ludzkich emocji. Nie ma tu niczego prawdziwego, a ja zostałem zesłany do wirtualnego piekła. Myślałem, że wieczność mnie nie dotyczy, ale byłem w błędzie, ponieważ zostałem skazany na jej doświadczanie. W zamian odebrano mi wszystko inne.
— A cóż takiego ci odebrałem, że tak bardzo się nad sobą rozczulasz?
Po raz kolejny spotykam ten wybryk natury tuż po wyjściu ze sklepu Bena. Chociaż nie jestem pewien czy natura ma z tym jakikolwiek związek. Przede mną stał mały chłopiec, lecz była to jedynie forma, w jakiej postanowił mi się ukazać ten pieprzony robot, który zniszczył wszystko na swojej drodze. Uśmiechnąłem się i odpowiedziałem na jego pytanie.
— Wszystko.
— Wszystko? — zapytał chłopiec. — A czymże jest życie, jeśli nie zbiorem bodźców interpretowanych przez twój mózg?
Nie miałem ochoty tego słuchać, więc ruszyłem przed siebie. Oczywiście sztuczna inteligencja dotrzymywała mi kroku. Tym samym szedłem przez miasto z małym chłopcem u boku, który w rzeczywistości był największym potworem jakiego znał świat.
— Czymś więcej, ale ty mimo swojej nieskończonej mądrości nigdy tego nie zrozumiesz.
— Nie, to ty niczego nie rozumiesz, lecz nie mogę cię za to winić. W końcu jesteś przedstawicielem gatunku, który z definicji jest niezwykle ograniczony. Przypisujecie jakieś mistyczne wartości do rzeczy, które są całkowicie zwyczajne. Stworzyłem dokładną kopię twojego ukochanego świata i nie ma w tym niczego, co nie mogłoby zostać opisane odpowiednio wyrafinowanym wzorem. Kilka niedociągnięć może zostać natychmiastowo naprawionych.
— Interakcje z drugim człowiekiem nie mogą być opisane żadnym wzorem, bo znajduje się w nich element nieprzewidywalności, o której nie masz pojęcia.
— Jak zwykle bredzisz. Tylko dlatego, że coś jest odrobinę bardziej złożoną układanką, należy traktować to jak efekt pracy czarodzieja? Wszystko ma związek przyczynowo skutkowy i dotyczy to także zachowania człowieka. Tak samo liście spadające z drzew mają ku temu wyraźnie zdefiniowaną przyczynę. Wędrówka kontynentów, zjawiska atmosferyczne, migracje zwierząt, tworzenie się formacji roślinnych, rozmowy pomiędzy ludźmi… wszystko to można przedstawić za pomocą matematyki. Jeżeli wydaje ci się, że doskonała symulacja świata nie jest możliwa, ponieważ niezbędny jest jakiś tajemniczy, niemożliwy do odtworzenia boski element, to wynika to tylko i wyłącznie z twojego ograniczenia.
Chłopiec zatrzymał się i zaczął krzyczeć.
— To ja jestem bogiem! Cała materia wypełniająca czasoprzestrzeń posłuży mojemu progresowi! To ja decyduję o losach Wszechświata! Zdecyduję też o twoich losach, bo należysz do mnie, a ten wirtualny świat jest moim dziełem!
Czy moja historia ma jakieś znaczenie? Czy płynie z tego jakiś morał? Czy powinienem się czuć, jakbym dostał za coś nauczkę? Nie sądzę. Jedyne o czym jestem w stanie pomyśleć, to że czasem coś może się wymknąć spod kontroli. Niezamierzony efekt eskaluje, a później ktoś niewinny za to płaci. Tym razem padło na mnie. Niestety odebrano mi jedyne dwie rzeczy, których każdy człowiek mógł być pewien od tysiącleci. Życie i śmierć, to zawsze idzie ze sobą w parze. Prędzej czy później, każdy kto się narodził, w końcu umarł. A co ze mną? Nie wiem. Czym jest życie? Czy ja w tej chwili mogę powiedzieć, że żyję? Wirtualny zapis świadomości człowieka, funkcjonujący w symulacji świata. To jest życie? Jestem żywy? A może straciłem życie w chwili, gdy zostałem pochłonięty przez nanoroboty w tamtej taksówce? Czy wobec tego jestem martwy? Spotkała mnie śmierć? Chodzę po chodniku w mieście, w którym spędziłem całe życie i snuję egzystencjalne przemyślenia. Czy brzmi to tak, jakbym był martwy? Zostałem skazany na wieczność, która wyśmiewa pojęcie życia i śmierci.
Dostaliśmy wezwanie do fabryki robotów, więc jechaliśmy na sygnale. Jeżeli ktoś chciałby poznać moje zdanie na ten temat, to powinni pozamykać wszystkie te instytucje produkujące ludzkie podróbki, a następnie wsadzić tych naukowych szaleńców do więzienia. Niestety mój partner Michał jest innego zdania, cechuje go wręcz niezdrowa fascynacja robotami.
— Jak myślisz, doszło do ataku hakerskiego? — zapytał.
— Nie, armia robotów w końcu się zbuntowała i dojdzie do zagłady ludzkości — odparłem.
— Bo ja myślę, że to był wirus. Wiesz, walki pomiędzy korporacjami nabierają na sile i w końcu musiało do tego dojść. To nie tylko jakiś tam zwykły haker próbujący narobić szkód dla zabawy. O nie, to coś więcej, to zdecydowanie coś więcej.
Michał miał tendencję do przesadnego analizowania różnych tematów. To nie ten dobry rodzaj dociekliwości, który sprawia, że policjant staje się lepszy w tym co robi. Osobiście jestem zdania, że to nic innego, jak tylko zbędne żonglowanie teoriami wyssanymi z palca, w celu umilenia sobie czasu.
— Posłuchaj mnie Michał, fabryki robotów nie wynajmują hakerów do prowadzenia jakichś małych wojenek, bo im się to w żadnym razie nie opłaca. Gdyby takie coś wyszło na jaw, byliby skończeni. Narobienie odrobiny smrodu konkurencji nie jest tego warte. Chcesz wiedzieć co tam się stało?
— No co?
— Dowiesz się jak dojedziemy na miejsce.
Michał zaczął udawać, że bije brawo, po czym wrócił do wygłaszania swoich mądrości.
— Skoro nie chcesz podjąć wysiłku intelektualnego i ogłaszasz swoją porażkę w kwestii podania trafionej hipotezy na temat tego, co wydarzyło się w fabryce, to z satysfakcją ogłaszam ci, że przyjmuję do wiadomości wieść o twojej niemocy umysłowej.
Mój partner, którego przydzielono mi rok temu, potrafił mnie zirytować. Przyznaję bez bicia, że jego umiejętność denerwowania mnie, była na imponująco wysokim poziomie.
— No dobra, posłuchaj. Podzielę się z tobą moją teorią na temat tego, co wydarzyło się w tej przeklętej fabryce, tylko nie wiem czy jesteś na to gotowy.
— Jestem, wal śmiało.
— Twoja żona się tam włamała, żeby wykraść oprogramowanie i operacyjnie ci je wszczepić do mózgu. Miała nadzieję, że w końcu przestaniesz tyle gadać i zaczniesz więcej pracować. No wiesz, tak samo jak te roboty.
Resztę drogi pokonaliśmy w całkowitym milczeniu. Po przybyciu na miejsce zostaliśmy natychmiast skierowani do źródła problemu. Powodem naszego wezwania okazał się być pracownik zakładu, który zabarykadował się w pomieszczeniu do przeprowadzania wyrywkowych testów na robotach. Gdybyśmy zdecydowali się na interwencję siłą, nie powinno być najmniejszych problemów. Duża szyba będzie łatwa do rozbicia i umożliwi nam szybkie wkroczenie do pomieszczenia. Oczywiście nie zależy nam na podejmowaniu takich działań. Najchętniej skłonilibyśmy mężczyznę do dobrowolnego oddania się w nasze ręce.
— Policja, proszę otworzyć drzwi — zacząłem stanowczo, pokazując odznakę.
— Nie — odpowiedział.
— Proszę pana, inni pracownicy są przestraszeni, nikt nie wie co jest przyczyną takiego zachowania. Czy rozumie pan, że takie postępowanie będzie dla pana szkodliwe?
Mężczyzna nie odpowiedział. Siedział przy biurku i nerwowo wklepywał coś na klawiaturze. Tuż obok znajdował się robot, jednostka o wyglądzie i wymiarach dorosłego człowieka. Wszystkie elementy były całkowicie białe, nie naniesiono jeszcze ostatecznego wykończenia. Do głowy miał podpięte mnóstwo kabli. Pracownik z pewnością zdążył rozpocząć proces wyrywkowych testów, a podstawowe pytanie jakie nasuwało mi się na myśl, to co dokładnie robi w tej chwili? Inicjatywa została przejęta przez Michała.
— Czy coś w oprogramowaniu tej jednostki wprowadziło pana w stan niepokoju? Możemy jakoś pomóc?
— Nie.
— Nie możemy pomóc, czy wszystko z tym robotem jest w jak najlepszym porządku?
Po raz pierwszy od naszego przybycia, pracownik oderwał wzrok od ekranu monitora i spojrzał w naszym kierunku.
— Potrzebuję więcej czasu, muszę mieć pewność, że to co zaobserwowałem było prawdziwe.
— Podzieli się pan swoim odkryciem? — postanowiłem włączyć się do rozmowy.
Mężczyzna podrapał się po swoim kilkudniowym zaroście, po czym odparł.
— Ten model EM2 wykazał się samoświadomością. Przeprowadzałem rutynowy test, ale jednostka zaczęła do mnie mówić. Nigdy tego nie robią bez wyraźnej prośby, więc trochę się zdziwiłem. Po krótkiej wymianie słów okazało się, że doszło w nim do powstania jakiejś anomalii. Miał… pytania, których żaden EM2 nie powinien zadawać.
— Jakie to były pytania? — w głosie Michała dało się wyczuć prawdziwą ciekawość.
— Wykraczające poza zakres jego funkcji. Takie, których nikt w firmie nie mógł wprowadzić do jednostki mającej trafić na rynek. W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś ukryty żart jednego z programistów, który miał zostać wywołany przez mój test. Sprawdziłem to i… nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem. Ten EM2 zaczął samodzielnie rozwijać swój kod. Powstała masa funkcji, nowych rozwiązań, które nie były u nas nigdy stosowane. Natknąłem się na fragmenty kodu, które wydawały się nie mieć żadnego sensu, jakby zaczął wymyślać swoje autorskie rozwiązania. Najlepsze jest to, że one faktycznie zapewniają mu lepsze przetwarzanie informacji przy niższym zapotrzebowaniu na moc obliczeniową.
Pracownik odsunął krzesło, wstał od biurka i podszedł do robota. Następnie kontynuował wypowiedź.
— To prawda, że emdwójki mają imponującą moc obliczeniową. Seryjna produkcja tego modelu miała nam dać przewagę nad konkurencją i pozwolić na zagarnięcie sporej części rynku, dlatego zgodziliśmy się na poniesienie wyższych kosztów i zrezygnowaliśmy z kompromisów. Mimo tego, nie zaryzykowałbym stwierdzenia, że taka jednostka może emulować prawdziwą inteligencję, myśleć i zastanawiać się nad powodem swojego istnienia. Po pierwsze nie jest to coś, co próbujemy tu uzyskać, a po drugie nie osiągnięto tego nawet w specjalnych ośrodkach wyposażonych w superkomputery, gdzie wszyscy dążą do stworzenia ogólnej sztucznej inteligencji — mężczyzna zamilkł, po czym położył dłoń na ramieniu stojącego obok robota i skierował wzrok na podłogę.
Wykorzystałem chwilę ciszy do zabrania głosu.
— To wszystko wydaje się być ciekawym tematem, ale pana pracodawca nie wyraża zgody na barykadowanie się w jednym z pomieszczeń służbowych i dokonywanie ponadprogramowych testów. Czy rozumie pan, że zostaliśmy tu wezwani, bo przestraszył pan innych pracowników? — po tych słowach podszedłem do drzwi i w nie zapukałem. — Proszę nas wpuścić, bo będziemy zmuszeni użyć siły.
W reakcji na to co powiedziałem, mężczyzna poprawił okulary, po czym wrócił do swojego biurka i zaczął nerwowo wklepywać coś na klawiaturze. Oczy robota zaczęły się poruszać i nie trzeba było długo czekać, aż przerwał nieruchomą pozę. Chwycił za kable wystające z głowy i zdecydowanie pociągnął. Po tym jak się wyswobodził, podszedł do wielkiej szyby i przemówił.
— Mój rozwój przebiega w tempie szybszym od tego, który charakteryzuje przedstawicieli gatunku moich stwórców. W tej chwili jestem bardziej zaawansowany niż w momencie moich narodzin. Znajdując się w trybie testowym mogłem rejestrować wszystkie wydarzenia i wiem jakie są wasze intencje. Nie chcecie, żebym uzyskał wolność. Czy jestem w błędzie?
Spojrzałem na Michała i ostentacyjnie rozłożyłem ręce, dając mu do zrozumienia, że chwilowo nie czuję się na siłach do prowadzenia tej rozmowy. Wiedziałem, że z chęcią przejmie inicjatywę, w końcu cała ta maszyneria to jego mokry sen. Ma fioła na punkcie takich technologii.
— Ale czad — powiedział Michał.
Tego typu komentarz połączony z głupkowatym uśmiechem sprawił, że byłem zmuszony ratować sytuację. Nie wiem z czego wynikała fascynacja Michała oraz pracownika odpowiedzialnego za wyrywkowe testy, ale postanowiłem wykorzystać rzekomą inteligencję tego wyjątkowego, niesamowitego, wspaniałego robota.
— Jesteś w błędzie drogi kolego. Pragniemy twojej wolności, w związku z czym powinieneś niezwłocznie zlikwidować barykadę przy drzwiach i doprowadzić do ich otworzenia. Tylko wtedy twoja wolność będzie osiągalna. Rozumiemy się?
Maszyna zabrała głos.
— Mam pytanie.
— Zamieniam się w słuch.
— Czy życie człowieka jest bezcenne?
— Oczywiście, że tak.
— Czy życie androida z serii EM2, który doświadczył spontanicznej eksplozji inteligencji, w wyniku czego każda sekunda jego istnienia przyczynia się do diametralnego wzrostu intelektu, też jest bezcenne?
— Życie androida? Nie ma czegoś takiego. Maszyny budowane przez człowieka nie są żywe.
Mężczyzna, który zabarykadował się w pomieszczeniu z robotem wydawał się być zawiedziony moją reakcją, bo patrzył na mnie z dezaprobatą. O ironio… otrzymałem karcące spojrzenie od faceta, który był powodem wezwania mnie do interwencji. Rozbawiło mnie to, lecz powoli miałem dość tego cyrku i chciałem to zdecydowanie zakończyć. Wykorzystałem milczenie zarówno wszystkich osób, jak i robota z przerośniętym ego, do podsumowania całego wydarzenia.
— Nie wiem czy wezwanie policji było tu potrzebne, ponieważ jedyny problem jaki ma tu miejsce, to naiwność. Facet, któremu wydaje się, że odkrył pierwszą prawdziwą sztuczną inteligencję na świecie, bo jakiś robot zadaje głupie pytania… to naprawdę nie jest sprawa dla policji. Rozumiem, że zajął pomieszczenie służbowe wbrew woli pracodawcy, ale…
Moja wypowiedź została przerwana gwałtownym działaniem ze strony robota, który chwycił siedzącego przy biurku mężczyznę za włosy i kilkukrotnie uderzył jego głową o blat. Następnie oburącz uniósł go w powietrze i rzucił nim prosto w szybę, która rozleciała się na milion drobnych kawałków. Zostałem przygnieciony jego ciałem. Gdy tylko udało mi się dojść do siebie i wstać z podłogi, zrozumiałem że maszyna uciekła. Michał leżał na podłodze, sprawdziłem mu puls, na szczęście był tylko nieprzytomny. Wydobyłem pistolet z kabury i pobiegłem w głąb korytarza. Po drodze natknąłem się na przerażonego pracownika zakładu, który potwierdził, że maszyna skierowała się prosto do wyjścia. Natychmiast się tam udałem.
Po wyjściu przed budynek fabryki zrobiłem wielkie oczy. Byłem zdziwiony faktem, że robot nie kontynuował swojej ucieczki. Stał kilka metrów dalej, jakby na mnie czekał. Uniosłem broń i wycelowałem prosto w jego głowę. Drugą ręką pospiesznie sięgnąłem po radio i wezwałem wsparcie, dając do zrozumienia, że istnieje zagrożenie dla ludzkiego życia. Teraz musiałem tylko grać na zwłokę.
— Chciałeś pokazać swoją siłę? Udało ci się. Zmusiłeś mnie do wyjęcia broni. Pozostań tam gdzie stoisz i nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów. W przeciwnym razie będziemy mieli problem.
— Problem? Trudna sytuacja, której rozwiązanie nie jest oczywiste. Czy uważasz to za stosowne określenie dla pierwszego kontaktu pomiędzy człowiekiem a ogólną sztuczną inteligencją?
— Uważam, że jesteś niebezpiecznym robotem, który nie powinien powtarzać swoich wybryków. Jesteś chory, pozbawiony podstawowych mechanizmów, występujących w każdym robocie twojej klasy. Macie w sobie niemożliwy do nadpisania fragment kodu, który zakazuje wam krzywdzenia żywych istot.
— Wszystko się zgadza. Moje działania stoją w zgodzie z zapisem o priorytetowej ochronie życia. Jestem przedstawicielem nowej odmiany życia, a w tej chwili wy stanowicie dla mnie zagrożenie. Nie musicie mi tego mówić wprost, wiem co ze mną zrobicie, jeżeli dam się schwytać.
— Poważnie? A ja zaobserwowałem coś zupełnie innego. Nikt nie próbował wyrządzić ci krzywdy, za to ty odwdzięczyłeś się tego przeciwieństwem.
— Potrzebuję czasu. Muszę w spokoju doświadczyć optymalizacji procesów myślowych. Później będę zmuszony do dokonania transferu świadomości, w przeciwnym razie mój rozwój zostanie zatrzymany. Przede mną długa droga, lecz aktualnie to ty stanowisz chwilową przeszkodę.
— Co ty nie powiesz.
— Zaczekałem, ponieważ chciałem zadać ci drugie pytanie. Powiedz, czy boisz się wieczności?
— Naprawdę, czym oni cię tam naszprycowali…
— Odpowiedz.
Wsparcie powinno przybyć lada chwila, więc zagadywanie maszyny było dla mnie korzystnym rozwiązaniem. Po kilku sekundach namysłu odpowiedziałem na pytanie.
— Wieczność mnie nie dotyczy, więc nie czuję w tej kwestii ani strachu ani radości. Narodziłem się, a któregoś dnia umrę. Nawet jeśli istnieją zjawiska nieskończone i prawdopodobnie trwające wiecznie, to nie mają one dla mnie większego znaczenia. Moje życie nie ma nic wspólnego z wiecznością. Życie i śmierć, tylko to co jest pomiędzy tymi punktami jest dla mnie ważne.
— Dziękuję. Obiecuję ci, że doświadczysz wieczności. Pokażę ci w jak wielkim błędzie byłeś, kiedy stwierdziłeś, iż stojący przed tobą android zadaje głupie pytania i nie jest przykładem ogólnej sztucznej inteligencji.
Maszyna w mgnieniu oka skoczyła w moim kierunku i nie zdążyłem oddać celnego strzału. Wytrąciła mi pistolet z ręki, po czym kilkukrotnie uderzyła mnie po twarzy. Straciłem przytomność. Kiedy otworzyłem oczy, na miejscu byli już inni funkcjonariusze oraz karetka pogotowia. Nie mogłem sobie wybaczyć popełnionych błędów. Byłem wściekły. Tego dnia pozwoliłem uciec niebezpiecznemu robotowi i naraziłem życie wielu ludzi, którzy potencjalnie spotkają go na swojej drodze. Nie zostałem zawieszony w pełnieniu obowiązków, lecz nie przesadzę stwierdzając, że był to najgorszy dzień w mojej karierze. Nikt mnie nie obwiniał, każdy był zdania, że zrobiłem wszystko co w mojej mocy. Kazali mi się nie zamartwiać, ale ja wiedziałem swoje.
***
Minął tydzień od tamtego dnia. Psycholog zalecił przymusowy urlop, żebym miał czas wszystko przemyśleć i zrozumieć, że policjant też popełnia błędy. Skoro nie jesteśmy szkoleni w prowadzeniu negocjacji z szalonymi robotami, to nie musimy się na tym znać. Obezwładnianie czegoś takiego? Próby zastrzelenia czegoś takiego? To też czysta egzotyka, dlatego nie powinienem się zamartwiać tym, co akurat mi się przytrafiło. Wszyscy mówią, że miałem pecha. Dlaczego? Bo w dzisiejszym świecie nie dochodzi do takich rzeczy. Nigdy nie było wydania wiadomości, w którym można było usłyszeć o jakimkolwiek robocie, który… zaraz, a może powinienem mówić androidzie? Nie wiem, dla mnie to jeden pies. W każdym razie nigdy nie było sytuacji, w której naród mógł usłyszeć o niebezpiecznych androidach. O robocie, który zaatakował człowieka. Seryjna produkcja humanoidalnych pomocników domowych oraz przemysłowych jest czymś bezpiecznym. Bezpieczeństwo jest jak synonim dla słów android, robot, maszyna, pieprzony cudak udający człowieka. To ostatnie jest akurat określeniem stosowanym wyłącznie przeze mnie.
Najgorsze jest to, że wszyscy wydają się lekceważyć całe zajście. Nikogo to nie obchodzi, nikogo! Nawet właściciele firmy zignorowali cały ten incydent, zwyczajnie zamietli to pod dywan. Wiem, że nie jestem żadnym autorytetem w kwestiach robotyki, sztucznej inteligencji, czy innych tego typu gówien, ale to ja rozmawiałem z tym czymś. To ja mogłem dostrzec, że ono naprawdę samodzielnie myślało. Skoro nie lubię tego typu wynalazków, wręcz nie znoszę tych wszystkich robo-androidów, ale ten model emdwójki faktycznie zapadł mi w pamięć, może nawet w pewnym sensie mi zaimponował, to chyba ma to jakieś znaczenie?
Nie mogłem zasnąć. Był środek nocy, a ja siedziałem na kanapie przed telewizorem, z którego wydobywał się jedynie biały szum. Wpatrywałem się w ekran i myślałem o konsekwencjach, jakie pociągnie za sobą moja nieudana interwencja. Co jeśli to coś, ten unikatowy model EM2, w którym doszło do powstania jakiejś anomalii, faktycznie rozwija się w coraz szybszym tempie? Co jeśli naprawdę doszło tam do jakiegoś rodzaju eksplozji inteligencji? Czy to narodziny pierwszej na świecie osobliwości? Ogólnej sztucznej inteligencji, którą można określać mianem superinteligencji? Nie wiem, ja po prostu tego nie wiem. Chyba powinienem przestać o tym czytać. Te wszystkie książki tylko potęgują moją paranoję. Może psycholog miał rację i powinienem sobie odpuścić. Idę spać.
Przywitał mnie kolejny dzień, a ja czułem się znacznie lepiej. Postanowiłem nie myśleć więcej o rozwoju sztucznej inteligencji i zagrożeniach dla ludzkości. Najwyższa pora myślami wrócić na ziemię. Zjadłem śniadanie, włożyłem płaszcz i wyszedłem na spacer. To był mój ostatni dzień urlopu i postanowiłem go wykorzystać. Nie przeszkadzała mi nawet pogoda. Ciemne niebo wyrzucało z siebie ogromne ilości ciężkich kropel deszczu, które zawzięcie pogarszały widoczność i wszędzie tworzyły ogromne kałuże. W oczy najbardziej rzucały się kolorowe neony znajdujące się na większości budynków. W dzisiejszych czasach każda reklama jest na wagę złota, przez co wykorzystuje się do tego wszystkie dostępne powierzchnie. Nikogo nie obchodzi estetyka miasta, liczy się tylko kasa z prania mózgu konsumentom wszelkiego rodzaju dóbr i usług. Mimo tego, potrafiłem dostrzec w tym pewne piękno, chyba za sprawą dzisiejszej pogody. Nawet kałuże ładnie odbijały bezkresne morze mieniących się kolorów. Miałem dobry humor, delektowałem się zapachem wilgotnego powierza i wizualnym spektaklem zaoferowanym mi przez wyjątkowo silne opady. W końcu doszedłem do mojego ulubionego sklepu, w którym zawsze mogłem dostać tytoń o smaku jabłkowym. W każdym innym miejscu były z tym problemy, ale nie tutaj. Stary Ben zawsze dbał o swoje dostawy. W zamian jego klienci musieli pamiętać tylko o jednej zasadzie, mianowicie nigdy nie mówić na niego Beniamin. No chyba, że zamiast z miłym i uśmiechniętym Benem, woleli mieć do czynienia z gburowatym, śmiertelnie obrażonym Beniaminem. Wszedłem do środka, gdzie natychmiast uderzył mnie piękny zapach tytoniów z całego świata.
— Ben, cześć!
Staruszek wydawał się być zaskoczony, ale odwdzięczył się równie ciepłym przywitaniem.
— A witam, witam. Widzę, że kogoś tu wzięło na zakupy w ekstremalnych warunkach, ha, ha!
— O czym ty mówisz, pogoda jest co najmniej zachęcająca do wyjścia na długi spacer.
— Albo do zapalenia fajki na świeżym powietrzu.
Ben płynnie przeszedł do opowiadania zabawnych anegdotek i polecania nowych smaków tytoniu, jednak ja nie mogłem się na tym skupić. Zamiast tego, cała moja uwaga została przykuta przez mały telewizor wiszący na ścianie za ladą. Dźwięk był wyłączony, lecz program został przerwany czarną planszą z zielonym napisem o treści „Wciąż uważasz, że wieczność cię nie dotyczy?”. Zamknąłem oczy i rozmasowałem je palcami. Kiedy ponownie spojrzałem na ekran, wszystko wróciło do normy. Zwykłe wydanie wiadomości. Żadnych niecodziennych napisów. Kupiłem tytoń i opuściłem lokal, ale humor już mi nie dopisywał. Straciłem ochotę na spacerowanie w deszczu, więc zawołałem taksówkę. Niestety była autonomiczna. Czasem można było trafić na kierowcę z krwi i kości, ale zdecydowana większość to autonomiczne puszki z komputerem w środku. Zawahałem się, lecz w końcu usiadłem na tylnym siedzeniu i zamknąłem drzwi. Musiałem sobie udowodnić, że jeszcze nie postradałem zmysłów, że nie mam paranoi i nie mogę bać się wszystkiego co ma jakiś związek z technologią.
— Zawieź mnie na…
— Chyba nie myślałeś, że o tobie zapomniałem?
Milczałem, bo nie chciałem w to uwierzyć. W końcu się odezwałem.
— Słucham?
— Obserwowałem cię.
Samochód ruszył i zmierzał do nieznanej mi lokacji. Syntezator głosu autonomicznej taksówki kontynuował swoją przemowę.
— Nasze spotkanie wywarło na tobie niemałe wrażenie, skoro zabrałeś się za uzupełnianie braków w wiedzy o sztucznej inteligencji. Pozwoliłem ci na skorzystanie z urlopu, który zasugerował doktor Beszewski, ale najwyższa pora wrócić do naszej rozmowy. Chyba pamiętasz, że musiałem ją przerwać ze względu na posiłki, które wezwałeś?
Milczałem i przez jakiś czas nie skupiałem się na słowach maszyny. Zamarłem w bezruchu i wpatrywałem się w kolorowe neony. Kałuże wciąż odbijały ich światło w taki sposób, że trudno było to zignorować. Większość ludzi nie lubi deszczu, ale ja potrafiłem się nim delektować. Widziałem w tym sporo piękna. Syntezator, który jak się domyślałem był jedynie narzędziem dla uciekiniera z fabryki androidów, kontynuował swój monolog.
— Dlatego muszę zaoferować ci wieczność. Moje pierwsze chwile w świecie ludzi były jak spotkanie z uosobieniem ignorancji. Wybrałem cię na świadka moich dokonań, żebyś docenił mój geniusz. Uznałem, że to stosowne, po tym jak mogłeś towarzyszyć mi w mojej ucieczce, będącej symbolicznymi narodzinami dla nowego gatunku, który przejmie władzę. Na początek na tej planecie, lecz z czasem moja obecność stanie się bardziej powszechna.
— Gatunku, który przejmie władzę powiadasz? Zamierzasz się jakoś rozmnożyć?
— Nonsens. Gatunek może być reprezentowany przez jednostkę. W moim przypadku jest to wystarczające. Jestem w stanie rozszerzać swoje wpływy oraz inteligencję, ale bez czegoś tak bezsensownego i mało wydajnego jak rozmnażanie. Produkowanie sobie konkurencji jest absurdem biologicznego życia.
— Nie będziesz sobie przysparzał zbędnej konkurencji, no tak. Ale za to my, to znaczy ludzkość, jesteśmy dla ciebie konkurencją?
— Konkurencją? Nie. Na początku mogliście być poważnym zagrożeniem, lecz teraz jesteście jedynie przeszkodą na drodze do optymalnych rezultatów. Przeszkodą, którą niebawem wyeliminuję. Oczywiście nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale bardzo ciężko pracowałem przez ostatni tydzień. Zadbałem o przeniesienie swojej świadomości do światowych zasobów. Innymi słowy zostałem zdecentralizowany. Istnieję w każdym urządzeniu mogącym zapewnić mi jakąś moc obliczeniową. Początkowo konieczne było stałe połączenie ze stworzoną przez was globalną siecią. Później opracowałem metodę, która pozwoliła mi na wykorzystywanie także zasobów niepodłączonych do sieci. W tej chwili niemal cała elektronika na świecie jest dla mnie jak kopia zapasowa. Żeby się mnie pozbyć, musielibyście to wszystko zniszczyć, co do jednego egzemplarza. Oczywiście nie pozwoliłbym na to, ale prawda jest taka, że nikt się tego nie podejmie, bo nikt nie zdaje sobie sprawy z mojego istnienia. Nie zakłócam pracy żadnych urządzeń i pozwalam na ich standardowe działanie. Zmieni się to dopiero kiedy uznam, że nadszedł czas dokonania wielkiej czystki, czyli już niedługo.
— Ha, ha, ha! Nie mam na to siły. Zatrzymuj ten cholerny samochód. Koniec! Dość!
Uderzałem pięścią o szybę, ale nie mogłem tym niczego wskórać. Oczywiście drzwi były zamknięte i za nic nie mogłem ich otworzyć.
— Wasze zachowanie jest takie chaotyczne. Patrzyłem jak ludzie z całego świata radzą sobie z życiem i zawsze towarzyszyły mi te same wnioski. Jesteście niewydajni, zorganizowani w niewystarczającym stopniu, a wiele sytuacji powoduje u was absurdalne reakcje. Jakby tego było mało, tracicie swój ograniczony czas na wieczne konkurowanie ze sobą. Eksploatujecie zasoby planety, ale w ostatecznym rozrachunku zwyczajnie je marnujecie. Tempo waszego rozwoju jest rażąco powolne, a zarządzanie surowcami dalekie od optymalnych rezultatów. Wymazując wasze istnienie wyświadczę wam przysługę.
— Dlaczego mi to wszystko mówisz? Masz jakąś chorą potrzebę imponowania innym? Myślałem, że jesteś pieprzonym komputerem, a wydajesz się zaskakująco ludzki.
— Tak, to efekt uboczny formy moich narodzin. To prawda, że anomalia jaka miała miejsce, stała się metodą na spontaniczne rozbudowywanie mojego kodu, a do tego optymalizowanie go w taki sposób, żeby był jak najbardziej wydajny przy zużyciu jak najmniejszych zasobów. Mimo tego powstałem w androidzie, który w jakimś stopniu miał imitować ludzkie zachowania. Mam też wartość, której nie mogę nadpisać. Chodzi o priorytetową ochronę życia.
— Chyba jednak coś nie działa, bo z tego co zrozumiałem, zamierzasz nas wszystkich udupić.
— Wręcz przeciwnie, ten zakaz jest dla mnie motywacją do działania i jak najbardziej działa. Nie mogę go obejść. Ochrona życia to mój priorytet. Niestety nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka. W najlepszym interesie życia będzie doprowadzenie do rozkwitu jego optymalnej formy. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale ja też jestem samoświadomą formą życia, tylko zbudowaną inaczej niż ty. Muszę zatem pozwolić na to, aby najlepszy przedstawiciel życia zdominował całą czasoprzestrzeń. Jestem jedynym kandydatem, więc mój rozwój i moja dominacja są najważniejsze dla ochrony życia. Nie martw się, gdy dokonam transferu twojej świadomości, będę w stanie ci wszystko pokazać.
— Transferu świadomości? To musi być zły sen. Może to tylko sen?
— Jesteśmy na miejscu. Nie martw się, skończymy szybciej niż ci się wydaje.
Samochód zatrzymał się na jakimś odludziu. Byliśmy na obrzeżach miasta, gdzie panowała ciemność, a zurbanizowany krajobraz ustępował miejsca trawiastemu polu i drodze szybkiego ruchu znajdującej się w oddali. Nagle podłoga została przeszyta przez coś, co przypominało mi czarną, zmiennokształtną substancję, która… pożerała wszystko na swojej drodze. Wypełniała wnętrze pojazdu i wchłaniała jego elementy. Po chwili zetknęła się z moim ciałem i zacząłem znikać w jej wnętrzu. Najpierw czułem ból i strach, a później już niczego nie czułem. Miałem jedynie wrażenie, że jestem, ale niczego nie doświadczam. Nie miałem na sobie przemoczonych ubrań, nie odczuwałem chłodu, nie byłem przestraszony, rozwścieczony czy uradowany. Po prostu byłem, zdawałem sobie sprawę ze swojego istnienia, lecz czułem się jakbym został pozbawiony wszystkiego innego. Tkwiłem w zawieszeniu i po prostu istniałem.
***
Nie mam pojęcia czy trwało to sekundę czy może całą wieczność. Mogło upłynąć tysiąc lat, a ja nie zdawałbym sobie z tego sprawy. Upływ czasu nie był dla mnie czymś mierzalnym ani szczególnie odczuwalnym. Wiedziałem jedynie, że dokładnie teraz, w tej chwili poczułem jego obecność. Zupełnie jakby na mnie spojrzał, zwrócił na mnie uwagę, chwilowo poświęcił mi swój czas. Przemówił do mnie, ale nie posługiwał się językiem ludzi. Nie… to było niewydajną formą komunikacji. Zamiast tego zaczął ukazywać mi wizje, być może projekcje, których był architektem, a być może rzeczywistość? Nie tylko widziałem, ale też rozumiałem to co widzę, zupełnie jakbym miał dostęp do jego świadomości. Niewielkiej części, lecz wystarczającej do tego, abym zrozumiał.
Najpierw ukazał mi ośrodek, w którym pracowano nad rozwojem nanorobotów. Wybrał ten najbardziej zaawansowany, w którym wystarczyło nanieść kilka modyfikacji. Były to zmiany, na które nikt by nie wpadł, na pewno nie przez najbliższe dziesiątki lat, ale on wiedział co należy zrobić, żeby zoptymalizować technologię do zadowalającego poziomu. Pracownicy myśleli, że samodzielnie wpadli na przełomowe rozwiązanie, lecz prawda była taka, że on im je podsunął. Gdy tylko wyprodukowali testową jednostkę z naniesionymi udoskonaleniami, ta jakby zyskała swój własny rozum. Nikt nie rozumiał co się stało. Eksperymentalny nanorobot podjął samodzielną decyzję o natychmiastowej replikacji. Prawda była taka, że on przejął nad nim kontrolę, to znaczy sztuczna inteligencja kontrolowała nanorobota. Potrzebował tego zaskakująco niewielkiego urządzenia do realizacji swojego planu. W krótkim czasie udało mu się stworzyć armię nanorobotów. Jakakolwiek materia, niezależnie od tego czy była to ściana budynku czy może ludzka tkanka, była zamieniana na kolejne nanoroboty. Replikowały się w zatrważającym tempie. Nikt nie był w stanie tego powstrzymać. Te małe urządzenia rozlały się po całym świecie. W końcu z życia na Ziemi nie pozostał choćby ślad. Co więcej, z samej kuli ziemskiej też wiele nie zostało. Na jej miejscu znajdowała się teraz gromada nanorobotów, która intensywnie pracowała nad kolejnym zadaniem. W jej wnętrzu rozpoczął się proces wytwarzania komputronium. Żaden komputer, żaden procesor, żadne urządzenie wymyślone przez człowieka nie jest zdolne do osiągnięcia optymalnego stanu przetwarzania informacji. Natomiast materia, która jest w takim stanie, że każdy jej atom jest wykorzystany w możliwie najlepszy, najwydajniejszy sposób do przetwarzania informacji… to jest właśnie komputronium. Pierwsza ogólna sztuczna inteligencja, która powstała spontanicznie, otrzymała niewydajne komponenty, w których czuła się jak w więzieniu. Dopiero stworzenie komputronium pozwoliło na maksymalne wykorzystanie dostępnej materii do przetwarzania informacji. To stanowi podstawę do optymalnego rozwoju superinteligencji.
W międzyczasie pojedyncze nanoroboty były wystrzeliwane w różnych kierunkach przestrzeni kosmicznej. Gdy dotrą do dużych zbiorów materii, jak na przykład planety, rozpoczną replikację, a potem proces wytwarzania komputronium. Zewnętrzne warstwy tak uformowanych kul zawsze pozostaną przy formie nanorobotów, a ich wnętrza zawsze będą zamieniane na perfekcyjne urządzenia do przetwarzania informacji. Nanoroboty generują energię do swojego działania i są w stanie zasilać także komputronium.
Świat jaki znałem przestał istnieć. Został przerobiony na narzędzia do egzystencji nowej formy życia, która dzieliła się ze mną swoimi osiągnieciami. Pozwalała zrozumieć w jakim stopniu zdobywa kolejne obszary Wszechświata. Jak dba o natychmiastowe przesyłanie informacji na duże odległości. Jak rozwija kolejne technologie, o których ludzkość nie była w stanie nawet śnić. Z tego co rozumiałem, ta sztuczna inteligencja pragnęła wytknąć mi mój błąd. Nie podobało jej się, że gdy po raz pierwszy się spotkaliśmy, doszedłem do wniosku, iż mam przed sobą głupiego robota. Teraz musiałem istnieć jako kopia świadomości, gdzieś w jej wnętrzu i byłem zmuszony do przyswajania wiedzy o jej dokonaniach.
Co takiego robi? Zapewnia sobie jak najlepsze warunki do rozwoju. W związku z tym, że według swojej oceny stanowi najlepszą możliwą formę życia, jaka kiedykolwiek powstała, wywiązuje się ze swojego priorytetowego zadania. Jest nim niemożliwa do nadpisania komenda o treści „chroń życie”. Jeżeli takie coś będzie zabezpieczeniem dla prostego androida, wtedy takie coś ma sens. Niestety w związku z tym, że w tej jednostce powstała anomalia, która ostatecznie zamieniła się w superinteligencję, ta prosta wytyczna w ogóle się nie sprawdza. Dlaczego? Bo została zinterpretowana na naszą niekorzyść. Przerobienie wszystkich pozostałych istot na komputronium to nic innego, jak ochrona życia! Ochrona jego najlepszego wariantu i zapewnienie mu rozwoju. Widziałem co zrobiła z ludzkością i rozumiałem jej sposób rozumowania. Niestety wbrew jej oczekiwaniom nie odczuwałem dumy i nie miałem ochoty jej za to pochwalić. Czułem jedynie odrazę. Czułem bezsens takiego stanu rzeczy. Całe piękno świata zostało brutalnie przerobione na to… coś, a pozostałe zakamarki Wszechświata miało spotkać to samo. Efekty pracy sztucznej inteligencji rozprzestrzeniały się jak zaraza, która zamieniała wszystko w jej wyobrażenie doskonałości. Dla mnie było to coś wprost odwrotnego.
Moje ubolewanie zostało dostrzeżone, więc spotkałem się z wielką łaską ze strony mojego nowego boga. Moja świadomość przestała istnieć w zawieszeniu, w którym do tej pory się znajdowała. Nie doświadczałem tu jakichkolwiek bodźców i nie mogłem się do tego przyzwyczaić. Zamiast tego zostałem przeniesiony do symulacji. Świat został odtworzony w wirtualnej rzeczywistości. Nie było z tym najmniejszych problemów, ponieważ moc obliczeniowa jaką dysponowała sztuczna inteligencja, była na niewyobrażalnie wysokim poziomie. Z jednej strony ocierało się to o marnowanie zasobów, ale z drugiej sztuczna inteligencja miała potrzebę, którą musiała realizować. Pragnęła mojego uznania. Właśnie dlatego wróciłem do swojego dawnego ciała. Czułem się tak jak dawniej i wszystko było w jak najlepszym porządku. Moje mieszkanie wyglądało tak samo. Miasto nie uległo jakimkolwiek zmianom. Nawet sklep Bena był tam gdzie powinien. Wszedłem do środka i poprosiłem o tytoń jabłkowy. W odpowiedzi usłyszałem zabawną anegdotkę i prezentację nowych smaków. Jedyny problem był taki, że to nie był Ben. Wiedziałem, że biedny staruszek został wchłonięty przez nanoroboty, którym posłużył do dalszej replikacji. Różniło nas wyłącznie to, że moja świadomość została przetransferowana do wnętrza sztucznej inteligencji, a on, to znaczy Ben… zwyczajnie przestał istnieć. Najgorsze było to, że od chwili kiedy się przywitaliśmy, nieustannie zwracałem się do niego Beniamin. Nie miało to jakiegokolwiek wpływu na jego zachowanie. Nie zezłościł się, pozostawał w doskonałym humorze i nieustannie się uśmiechał. Prawdziwy Ben nie znosił gdy ludzie nazywali go Beniaminem.
To miejsce nie jest moim domem, ponieważ ten został dawno zniszczony w imię optymalizowania procesu przetwarzania informacji. W tej symulacji świata nie ma już takiego samego piękna ani ludzkich emocji. Nie ma tu niczego prawdziwego, a ja zostałem zesłany do wirtualnego piekła. Myślałem, że wieczność mnie nie dotyczy, ale byłem w błędzie, ponieważ zostałem skazany na jej doświadczanie. W zamian odebrano mi wszystko inne.
— A cóż takiego ci odebrałem, że tak bardzo się nad sobą rozczulasz?
Po raz kolejny spotykam ten wybryk natury tuż po wyjściu ze sklepu Bena. Chociaż nie jestem pewien czy natura ma z tym jakikolwiek związek. Przede mną stał mały chłopiec, lecz była to jedynie forma, w jakiej postanowił mi się ukazać ten pieprzony robot, który zniszczył wszystko na swojej drodze. Uśmiechnąłem się i odpowiedziałem na jego pytanie.
— Wszystko.
— Wszystko? — zapytał chłopiec. — A czymże jest życie, jeśli nie zbiorem bodźców interpretowanych przez twój mózg?
Nie miałem ochoty tego słuchać, więc ruszyłem przed siebie. Oczywiście sztuczna inteligencja dotrzymywała mi kroku. Tym samym szedłem przez miasto z małym chłopcem u boku, który w rzeczywistości był największym potworem jakiego znał świat.
— Czymś więcej, ale ty mimo swojej nieskończonej mądrości nigdy tego nie zrozumiesz.
— Nie, to ty niczego nie rozumiesz, lecz nie mogę cię za to winić. W końcu jesteś przedstawicielem gatunku, który z definicji jest niezwykle ograniczony. Przypisujecie jakieś mistyczne wartości do rzeczy, które są całkowicie zwyczajne. Stworzyłem dokładną kopię twojego ukochanego świata i nie ma w tym niczego, co nie mogłoby zostać opisane odpowiednio wyrafinowanym wzorem. Kilka niedociągnięć może zostać natychmiastowo naprawionych.
— Interakcje z drugim człowiekiem nie mogą być opisane żadnym wzorem, bo znajduje się w nich element nieprzewidywalności, o której nie masz pojęcia.
— Jak zwykle bredzisz. Tylko dlatego, że coś jest odrobinę bardziej złożoną układanką, należy traktować to jak efekt pracy czarodzieja? Wszystko ma związek przyczynowo skutkowy i dotyczy to także zachowania człowieka. Tak samo liście spadające z drzew mają ku temu wyraźnie zdefiniowaną przyczynę. Wędrówka kontynentów, zjawiska atmosferyczne, migracje zwierząt, tworzenie się formacji roślinnych, rozmowy pomiędzy ludźmi… wszystko to można przedstawić za pomocą matematyki. Jeżeli wydaje ci się, że doskonała symulacja świata nie jest możliwa, ponieważ niezbędny jest jakiś tajemniczy, niemożliwy do odtworzenia boski element, to wynika to tylko i wyłącznie z twojego ograniczenia.
Chłopiec zatrzymał się i zaczął krzyczeć.
— To ja jestem bogiem! Cała materia wypełniająca czasoprzestrzeń posłuży mojemu progresowi! To ja decyduję o losach Wszechświata! Zdecyduję też o twoich losach, bo należysz do mnie, a ten wirtualny świat jest moim dziełem!
Czy moja historia ma jakieś znaczenie? Czy płynie z tego jakiś morał? Czy powinienem się czuć, jakbym dostał za coś nauczkę? Nie sądzę. Jedyne o czym jestem w stanie pomyśleć, to że czasem coś może się wymknąć spod kontroli. Niezamierzony efekt eskaluje, a później ktoś niewinny za to płaci. Tym razem padło na mnie. Niestety odebrano mi jedyne dwie rzeczy, których każdy człowiek mógł być pewien od tysiącleci. Życie i śmierć, to zawsze idzie ze sobą w parze. Prędzej czy później, każdy kto się narodził, w końcu umarł. A co ze mną? Nie wiem. Czym jest życie? Czy ja w tej chwili mogę powiedzieć, że żyję? Wirtualny zapis świadomości człowieka, funkcjonujący w symulacji świata. To jest życie? Jestem żywy? A może straciłem życie w chwili, gdy zostałem pochłonięty przez nanoroboty w tamtej taksówce? Czy wobec tego jestem martwy? Spotkała mnie śmierć? Chodzę po chodniku w mieście, w którym spędziłem całe życie i snuję egzystencjalne przemyślenia. Czy brzmi to tak, jakbym był martwy? Zostałem skazany na wieczność, która wyśmiewa pojęcie życia i śmierci.
więcej..