Facebook - konwersja

Alex Marwood. Specjalnie dla Was wywiad z autorką ebooka "Najmroczniejszy sekret"

Blog - baner - Alex Marwood. Wywiad z autorką "Najmroczniejszego sekretu"

O zawodzie pisarza i miłości do literatury. O Malcie i kotach. O tym, co inspiruje i co przeszkadza. O tajnikach ludzkiej psychiki i wróżkach.  O ebookach i audiobookach (to oczywiste ;-)). I wreszcie o tym, co liczy się w życiu najbardziej. Zachęcamy do przeczytania wywiadu z Alex Marwood, autorką bestsellerowych thrillerów: „Dziewczyny, które zabiły Chloe”, „Zabójca z sąsiedztwa” i „Najmroczniejszy sekret”. Za możliwość przeprowadzenia rozmowy z brytyjską pisarką serdecznie dziękujemy wydawnictwu Albatros!

Virtualo: Skąd czerpie Pani pomysły do swoich powieści?

Alex Marwood: Biorę je ze wszystkich możliwych źródeł, w tym z wnętrza własnego mózgu. Wygląda to tak, że zauważam tu i ówdzie różne rzeczy, dostrzegam między nimi związki i wtedy mój mózg zaczyna pracować. Szczerze mówiąc, najczęściej do rozmyślań skłaniają mnie zjawiska społeczne, więc chcę o nich pisać nie tylko dlatego, że zobaczyłam w nich „historię”, ale również po to, by je zrozumieć.  

Jak zaczęła się Pani przygoda z pisaniem?

Och, sama nie wiem – zawsze zakładałam, że będę to robić. Byłam jednym z tych dzieci, które same opowiadają sobie różne historie, i bez przerwy czytałam, więc książki były stale obecne w moim życiu. Ale naprawdę stałam się pisarką, a nie tylko kimś, kto mówił, że nią będzie. Zanim to jednak nastąpiło, zaczęłam pracę na pół etatu przy redagowaniu krzyżówki (tzw. krzyżówki hetmańskie są w Wielkiej Brytanii bardzo popularne) w pewnej gazecie i na ochotnika pisałam artykuły, gdy były potrzebne.

Jak wygląda Pani praca? To raczej rutyna, nawyki, rytuały, uporządkowany dzień czy chaos i wykorzystywanie chwil natchnienia?

Jestem potwornie chaotyczna. Mam duże kłopoty z koncentracją i może mnie rozproszyć najdrobniejsza rzecz, dlatego odkryłam, że najlepsza metoda to zamknąć się w domu, odciąć od internetu i nie robić nic innego przez parę miesięcy, aż skończę książkę. I właściwie nie planuję fabuły – mam ogólny pomysł, wiem, o czym chcę pisać i jaka sytuacja wprawi wydarzenia w ruch – ale potem piszę na nosa, dopóki dostatecznie dobrze nie poznam bohaterów, żeby wiedzieć, jakie decyzje podejmą. Ale nawet wtedy czasem mnie zaskakują! To stresujący sposób pisania, bo zawsze się boję, że tym razem nie znajdę rozwiązania, ale w moim przypadku sprawdza się najlepiej.

Czy ma Pani jakieś rady dla początkujących pisarzy?

Nie słuchajcie rad nikogo, kto sam nie jest pisarzem albo nie pracuje w branży wydawniczej; tacy ludzie zazwyczaj nie mają racji. Nie zadręczajcie się tym, że wasze metody są inne niż kogoś, kogo bardzo cenicie – każdy ma własny patent na kreatywność, a wy musicie znaleźć taki, który wam odpowiada. W internecie jest mnóstwo fachowych porad na temat branży, tego, co należy robić i jak działa rynek wydawniczy, autorstwa osób, które wiedzą, co mówią. To ich słuchajcie. W waszym przypadku będzie tak samo: wszyscy przez to przechodziliśmy, a każde negatywne doświadczenie, jakie was spotka, wcześniej stało się udziałem każdego pisarza. Przeczytajcie Jak pisać Stephena Kinga, nie bez kozery to wśród zawodowych pisarzy ulubiona książka na ten temat.  Zaprzyjaźniajcie się z innymi pisarzami, ponieważ tylko oni rozumieją, na czym polega to dziwne szaleństwo. I nie dodawajcie ludzi do znajomych na Facebooku tylko po to, żeby zaraz potem poprosić ich o polubienie waszej strony autorskiej. To niegrzeczne.

Co Pani sądzi o ebookach i audiobookach?

Te technologie wprowadziły zawirowanie, więc stały się źródłem sporej niepewności, kiedy musieliśmy je dopiero zrozumieć, ale nie mam nic przeciwko nim samym w sobie. Uwielbiam mój czytnik ebooków, głównie w podróży, a ponadto znalazłam firmę, która tak je zabezpiecza, żeby były wodoodporne, więc mogę czytać w wannie i na basenie. Kocham dotyk prawdziwego papieru, no i nikt jeszcze nie znalazł sposobu na szybkie kartkowanie elektronicznych książek, więc prawdziwe wciąż lepiej się czyta. Chętnie słuchałabym audiobooków, ale podczas pracy potrzebuję ciszy, a odtwarzacz CD w moim osiemnastoletnim samochodzie jej zepsuty, więc nie mam okazji.

Ostatnio widziałam wywiad z Grahamem Mastertonem. Autor mówił, że odkąd pisze, nie czyta beletrystyki, ponieważ jest krytyczny nie tylko wobec siebie, ale również wobec twórczości innych pisarzy. Zaczyna od razu analizować dany tekst i często zdarza mu się denerwować: „Jak można było tak napisać? Jak można było poprowadzić tę scenę w taki sposób?” Jak to wygląda u Pani? Ma Pani swoich ulubionych pisarzy? Inspiruje się nimi? Czy również unika Pani twórczości kolegów po fachu, żeby uniknąć tego typu sytuacji, a może również porównań z tym, co napisał ktoś inny?

Kiedy piszę, w ogóle nie mogę czytać beletrystyki, z tego samego powodu, który podaje Masterton. Ponadto ostatnio strasznie wolno czytam. Kiedyś pochłaniałam trzy książki tygodniowo, teraz raczej jedną. Ale owszem, stale inspiruję się innymi pisarzami. Kiedy dorastałam, inspirowali mnie między innymi: Kurt Vonnegut, Daphne du Maurier, Patricia Highsmith, Thomas Hardy, Barbara Vine, John Donne, John Wyndham, Elizabeth Taylor (nie ta aktorka!), Stephen King… Współcześni pisarze to na przykład: Sarah Hilary, Sabine Durrant, Megan Abbott, Alison Gaylin, Chris Brookmyre, Val McDermid, Laura Lippman – tylu bardzo różnych autorów tak pięknie pisze „kryminały”!

Czy wierzy Pani, że wszyscy ludzie są z natury dobrzy? Skąd, Pani zdaniem, bierze się zło?

Myślę, że każdy, kto nie zdaje sobie sprawy z tego, że mamy w sobie potencjał do czynienia zła, oszukuje sam siebie. Nie licząc oczywiście osób ze schorzeniami umysłowymi, wszyscy możemy być dobrzy albo źli – i zazwyczaj jesteśmy i tacy, i tacy. Uważam, że skrajne zło zwykle bierze się z wypaczonych przekonań, w których ktoś utwierdził się tak mocno, że nie potrafi wyjść poza własne ja i dostrzec człowieczeństwa w innych. Sądzę, że źródłem ludzkich przekonań, a przynajmniej takiego ich skostnienia, często bywa wypaczone dzieciństwo, i chyba także dlatego w swojej twórczości tak bardzo interesuję się tym, jak w dzieciństwo wpływa na późniejszą dorosłość. Ale wiecie – częściowo jest to wrodzone. Dwie osoby mogą zostać wychowane dokładnie tak samo, ale jako dorośli pójdą w różne strony, podejmą inne decyzje.

Czy może Pani uchylić rąbka tajemnicy nad czym obecnie Pani pracuje?

Piszę książkę o sektach. W tej chwili na całym świecie jest mnóstwo sekciarskich zachowań i uważam, że internet albo je podsyca, albo rzuca na nie światło, sama nie wiem. Zarys fabuły jest następujący: rodzina z przedmieścia przygarnia dwoje nastoletnich dzieci, które przetrwały jedno z masowych samobójstw, do jakich od czasu do czasu dochodzi w sektach. A potem wszystko zaczyna się sypać...

Wcześniej pisała Pani powieści obyczajowe. Dlaczego ostatecznie próbuje Pani odciąć się od nich? Czemu w takim gatunku jak thriller czuje się Pani lepiej?

Wcale nie próbuję się od nich dystansować! Jestem bardzo dumna z powieści, które napisałam, zanim zostałam Alex, i sama uwielbiam takie książki – na przykład zawsze zaraz po premierze rzucam się na nową Lisę Jewell albo Rowan Coleman. Poza tym trudno byłoby ukryć, kim byłam, bo światek literacki jest mały, więc wszystko się wydało, gdy tylko „Alex” po raz pierwszy wyszła między ludzi. Tak naprawdę to była kwestia opakowania. Moje książki stawały się coraz mroczniejsze, a mój ówczesny wydawca nie wiedział, co z tym zrobić, więc dalej sprzedawał je jako powieści obyczajowe z wątkiem romansowym, co oznaczało, że nie znajdowałam swojej publiczności. Dlatego rozsądnie było oddzielić to wszystko grubą kreską i stworzyć nową „markę”.

Czy praca dziennikarki przeszkadza czy pomaga w pisaniu?

Och, mnie zdecydowanie pomaga. Co ciekawe, dziennikarskie pisanie wydaje mi się teraz bardzo trudne – ta prędkość, ta bezwzględna koncentracja. Dziennikarstwo to była niesamowita szkoła. Nauczyło mnie nie przywiązywać się zanadto do konkretnych słów, cenić klarowność, akceptować (i to z wdzięcznością) poprawki redakcyjne, poważnie traktować terminy. No i oczywiście zmusiło do wyjścia w świat i rozmowy z ludźmi, których w zwyczajnym życiu pewnie nigdy bym nie spotkała. Nauczyłam się do nich mówić, a przede wszystkim ich słuchać.

Wiem, dlaczego Alex – a co z nazwiskiem, które Pani wybrała? Czy Marwood jest znaczące czy po prostu podoba się Pani jego brzmienie?

To nazwisko mojej prababki, bardzo stare, angielskie, pochodzące z północy kraju, z Yorkshire. Lubię jego brzmienie – jest piękne i mroczne – ale poza tym moje prawdziwe nazwisko, Mackesy, jest zaskakująco trudne do wymówienia. Polacy na pewno świetnie rozumieją, co to znaczy. To jest problem w księgarniach. Jeśli ludzie krępują się o ciebie zapytać (a nam, Brytyjczykom, niewiele potrzeba do skrępowania!) z obawy, że źle wymówią nazwisko, nie jest dobrze.

Skąd wzięła się u Pani miłość do Malty? Czy planuje Pani osadzić tam akcję swojej powieści?

Na Malcie, a raczej na Gozo, małej wysepce u jej północnego krańca, częściowo osadziłam akcję mojej trzeciej książki wydanej jako Serena. Jeździłam tam, bo moja najlepsza przyjaciółka przez pewien czas była żoną Maltańczyka, więc często tam bywaliśmy, wyprawialiśmy się do wiosek na dzikim, rolniczym południu. To naprawdę niesamowity kraj. Piękny – skalista pustynia pośrodku głębokiego morza – i pełen olśniewającej architektury powstałej na przestrzeni tysięcy lat, a tamtejsi ludzie są doprawdy wyjątkowi. Zalewały ich wszystkie silne kultury w basenie Morza Śródziemnego i przyswoili sobie elementy każdej z nich – ich język to mieszanka fenickiego, arabskiego, włoskiego, francuskiego, angielskiego oraz czegoś tak starego, że nikt nie umie tego wyśledzić – a jednocześnie uparcie pozostają sobą: ekscentrycznymi, szczodrymi, upartymi, z cudownym flegmatycznym poczuciem humoru. Oni – i ich wyspy – to dla mnie niezwykłe źródło inspiracji i ukojenia.

Pisze Pani o zbrodniach, tajemnicach, zaburzeniach psychicznych. To tematy bardzo trudne i domyślam się, że w trakcie pisania zaprzątają Pani głowę w 100%. Czy musi to Pani potem jakoś odreagować? Jeśli tak, to jakie są Pani ulubione/najbardziej skuteczne sposoby?

Tak – moja metoda pisania oraz to, jak bardzo angażuję się emocjonalnie, oznaczają, że kiedy jestem w ferworze pracy, trochę dziwaczeję. Dlatego zawsze robię sobie przerwę między książkami i odzyskuję równowagę, spotykając się z rodziną i przyjaciółmi, trochę podróżując, znów czytając beletrystykę (!) oraz po prostu kręcąc się po Londynie i przyglądając się ludziom. Zawsze mam kota birmańskiego – koty to doskonali towarzysze, zabawni, gadatliwi, czuli i ze świetnym poczuciem humoru, więc w pewien dziwny sposób pozwalają mi zachować równowagę. Ponadto dużo eksperymentuję w kuchni, uprawiam swój maleńki ogródek w Londynie i pływam. W samym środku Londynu na rzece Serpentine jest otwarte kąpielisko, więc latem spędzam tam bardzo dużo czasu. Uwielbiam wodę. Dajcie mi fajkę do nurkowania i wpuśćcie do ciekawego morza, a cały dzień będę szczęśliwa.

W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że bardzo dba o przyjaźnie i stara się je podtrzymywać. Czy może Pani zdradzić czytelnikom jakieś sprawdzone sposoby, dzięki którym takie relacje trwają wiele, wiele lat?

Słuchajcie, tak naprawdę tylko to się liczy. Jak każdy straciłam w życiu trochę przyjaciół i wszystko zawsze sprowadza się do tego, że jedno z nas nie słucha tego, co mówi drugie. Cieszcie się przyjemnością, jaką jest wieloletnia znajomość. Mam takich przyjaciół, których znam całe życie, i wielu, których znam od trzydziestu lat. Radość z tych wszystkich wspólnych wspomnień jest wielka i cudowna. No i mówcie innym, że ich kochacie. To tylko takie małe słowo, ale ma wielką siłę.

W swojej najnowszej powieści „Najmroczniejszy sekret” zajmuje się pani narcystycznym zaburzeniem osobowości. Dlaczego akurat to? Jak wiadomo (wiemy to również dzięki bohaterkom powieści, które mają dość osobliwe hobby) zaburzeń psychicznych istnieje bardzo wiele. Dlaczego to właśnie narcyzm szczególnie Panią zainteresował?

Kilka razy miałam styczność z narcyzami i zawsze były to negatywne doświadczenia. To niezwykle niszczycielscy ludzie – nieprzypadkowo w podręczniku zaburzeń psychicznych figurują w jednej grupie z psychopatami. Są do siebie bardzo podobni pod wieloma względami, ale zwłaszcza ze względu na brak empatii. Psychopatom poświęca się więcej uwagi, szczególnie w kryminałach, ponieważ to z nich wywodzą się seryjni mordercy, ale narcyzi są straszni przez to, jakie wyrządzają szkody. Mila, główna narratorka książki, w zasadzie to podsumowuje, kiedy mówi: „Nie zawsze czają się z nożem w ciemnym zaułku. Większość zabija nas od wewnątrz”.

Przeczytałam gdzieś, że pracowała Pani przez chwilę jako wróżka. Czy zainteresowanie psychologią pomogło Pani w tym zawodzie?

O, tak! To było tylko dorywcze zajęcie na imprezach; zabawiałam podpitych ludzi, ubierając się na fioletowo i stawiając im tarota. I rzeczywiście – opierałam się właśnie na swoim zainteresowaniu psychologią, a zwłaszcza tak zwanym zimnym odczytem (techniką używaną przez wróżbiarzy i oszustów, oraz oczywiście przez tych, którzy jednocześnie są jednym i drugim). Naprawdę łatwo dotrzeć do uniwersalnej prawdy, która większości ludzi wydaje się prawdą wyłącznie o nich. Wszyscy jesteśmy samoświadomi, samokrytyczni, boimy się, że na przykład niedawno popełniliśmy jakiś błąd. Nigdy nie przepowiadałam przyszłości wykraczającej poza odnalezienie tego, co kogoś trapi – a zdziwilibyście się, jak dużo ludzie skłonni są powiedzieć życzliwej obcej osobie – i omówienie z nimi sposobu poradzenia sobie z tym problemem. Odchodzili z poczuciem, że udzieliłam im rady, której tak naprawdę udzielili sobie sami. Zabawne, że wszystkim nam tak bardzo brakuje pewności siebie, że wolimy myśleć, że ktoś inny znalazł rozwiązanie, niż przypisać zasługę sobie!

Czy pamięta Pani ten moment, kiedy po raz pierwszy poczuła Pani, że chce wydać to, co napisała?

Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek nie chciała. To zawsze wydawało mi się czymś oczywistym. Natomiast do dziś nie wydaje mi się, że to, co napisałam, jest wystarczająco dobre, więc stale się dziwię, kiedy innym się podoba!

Czy poleciłaby Pani zawód pisarza czy raczej ostrzegała przed nim i zalecała raczej „spokojną pracę na etacie”?

To bardzo trudna ścieżka kariery. Bezapelacyjnie trzeba się przygotować na długie okresy ubóstwa, na poczucie niezrozumienia i niesprawiedliwą krytykę, na wieczny brak wiary w siebie. To dlatego pisarze potrzebują sieci wsparcia w postaci innych pisarzy – bo pozostali ludzie patrzą na ciebie jak na szaleńca i pytają, po co to robisz!

Czy ma Pani ukochaną książkę, do której wraca?

Mam ich wiele. Krótka lista: "Misery" Stephena Kinga, "Syreny z Tytana" Kurta Vonneguta, "Killing for Company" Briana Bastersa (którą jakoś zawsze czytam, kiedy wchodzę w tryb twórczy), "Jak brednie podbiły świat" Francisa Wheena, "DSM5" (który naprawdę trzymam przy łóżku, jak Mila i Ruby w „Najmroczniejszym sekrecie”).

Czy istnieje książka, która zdecydowanie miała wpływ na Pani życie? Z jakiegoś powodu była wyjątkowo ważna.

"Syreny z Tytana". Przeczytałam ją w wieku jedenastu lat, to była chyba pierwsza „dorosła” książka, jaką sama znalazłam, i mózg mi eksplodował. Niekonwencjonalna struktura, wielkie idee przedstawione w formie komedii i fantazji, wielka miłość do ludzkości z jej wadami i głupotą – ta książka zmieniła mój świat.

Jakie są wady i zalety bycia pisarzem?

Zalety to własne godziny pracy, możliwość wykorzystywania przypadkowych myśli, które przelatują nam przez mózg, poczucie, że robi się to, do czego jest się stworzonym, to pięć minut czystej przyjemności po naciśnięciu „wyślij”. Wady – zwątpienie w siebie, nieprzewidywalny (i często niski) dochód, ból pleców, recenzje na Amazonie.

Czy są jakieś cechy charakteru, które się w tym zawodzie szczególnie przydają?

Gruboskórna skorupa, wysoka tolerancja na samotność, zainteresowanie tym, co motywuje ludzi, nieugięty brak wiary w siebie.

Co Pani teraz czyta?

"Jak brednie podbiły świat". Znowu!



Kategorie: