-
Blog
- Recenzje
- |
- Wywiady
- |
- Wokół książek
- |
- Porady
„Miłość jest najważniejsza, czyni nas szczęśliwymi, czyni nas lepszymi i nigdy jej za dużo” – wywiad z Tomaszem Kieresem
Miłośnik dobrej muzyki i dobrego kina. Miłośnik zwierząt i domator. Jego historie wciągają i poruszają. Przeczytaj wywiad z Tomaszem Kieresem i dowiedz się, jak zaczął pisać książki, skąd czerpie inspiracje do tworzenia swoich romantycznych historii, a także kto jest jego najwierniejszym fanem i krytykiem.
Wielbiciel dobrej muzyki i autor romantycznych historii. Czy mógłby Pan opowiedzieć czytelnikom o sobie coś więcej?
Jestem szczęśliwym mężem i jeszcze szczęśliwszym ojcem trzech córek. Oprócz wspomnianej już muzyki, kocham kino. Tak naprawdę trudno mi powiedzieć, co uwielbiam bardziej: muzykę czy film. To bezwzględnie są moje największe pasje, które łączą się z tym, co lubimy najbardziej razem robić. Wspólne oglądanie filmów oraz rodzinne wypady na koncerty, to jest nasz ulubiony sposób spędzania razem czasu. Generalnie jestem takim raczej domatorem, który najlepiej czuje się w otoczeniu najbliższych i przyjaciół. I chciałbym dodać, że kocham zwierzęta. Mamy, a może to raczej one nas mają, cztery koty i jedną suńkę, wszystkie adoptowane lub uratowane przez nas.
Jak to się stało, że zaczął Pan pisać książki? Było to Pana dziecięce marzenie czy niezobowiązujące hobby, które przerodziło się w pracę?
Coś pomiędzy. Od dawna marzyłem o tym, by coś napisać, stworzyć jakąś historię. Pisanie książek zawsze wydawało mi się zajęciem związanym z dużą dozą wolności i swobody. Czymś przy czym sam decyduję o sobie, o tym co i kiedy robię. Te elementy zawsze wydawały mi się pociągające. Do tego dochodziła rzecz najważniejsza, czyli tworzenie historii, opowieści, a jeśli one wzbudzałyby jeszcze emocje, to byłoby po prostu idealnie. Pisanie było dla mnie dłuższy czas myślą, której nie zamieniałem w czyn. Żartowałem z niej, myślałem o niej, ale wewnętrzny hamulec trzymał mnie w miejscu, aż do dnia, kiedy postanowiłem to zmienić. Po prostu usiadłem i zacząłem. Moje pierwsze napisane słowa w dalszym ciągu zalegają w pliku na komputerze. Zrobiłem wówczas pierwszy krok, a to było najważniejsze.
W jednym wywiadów wspomniał Pan, że ma Pan w domu 4 kobiety. Jak Pana żona i córki zareagowały na to, że mąż/tata zaczął pisać powieści dla kobiet? Dlaczego w ogóle zdecydował się Pan przełamać stereotyp i zacząć tworzyć taki gatunek literatury – jak wiadomo, zdominowany przez kobiety-autorki?
To nie był do końca wybór w sensu stricto. Ja nie wybierałem gatunku jako takiego, nie decydowałem, że będę pisał akurat takie powieści. Można powiedzieć, że to przyszło samo, ze mnie. W moich powieściach w jakiś sposób obnażam siebie, pokazuje moje spojrzenie na świat, na życie, na to, co w tym życiu najważniejsze, czyli miłość. Zależało mi na tym, by stworzyć bohaterów z krwi i kości i postawić ich przed trudnymi, definiującymi życie wyborami. Chciałem pisać o rzeczach, które na dobrą sprawę dotyczą każdego z nas. Pozwoliłem po prostu, by to, co piszę, płynęło ze mnie. A jeśli chodzi o moją żonę i córki, to są to bezwzględnie moimi najwierniejszymi kibicami, chociaż jedna z córek lubi sobie żartować, że gdybym napisał jakiś horror, to byłoby się czym pochwalić.
Skąd czerpie Pan inspiracje do tworzenia romantycznych historii? To zasłyszane opowieści czy całkiem fikcyjne zdarzenia i bohaterowie?
Inspiracją może być cokolwiek: myśl, która nagle przyjdzie mi do głowy, wers piosenki, którą usłyszę, czy nawet dialog między bohaterami filmu. Czasami jedno zdanie nasuwa mi pomysł, że to mógłby być dobry początek historii. Oczywiście przeobrażenie tej jednej myśli w całą opowieść to zupełnie inna sprawa. Ale kiedy jest pomysł, reszta zależy ode mnie i mojej wyobraźni. A propos inspiracji, to opowiem krótką historię z ostatnich dni. Byliśmy z żoną w teatrze na sztuce, względem której miałem całkiem spore oczekiwania, które nie do końca zostały spełnione. Kiedy w drodze do domu wymienialiśmy się spostrzeżeniami na temat sztuki, przyszedł mi do głowy pomysł, który chciałbym zamienić w powieść. Ze sztuką ma tylko tyle wspólnego, że jest to opowieść na czworo bohaterów. Cała reszta jest zupełnie z innej bajki. Punkt wyjścia jest, a powstał podczas zwykłej rozmowy o tym, co właśnie widzieliśmy.
Pana ostatnia powieść, Nie pozwól mu odejść, to historia o miłości, która przynosi więcej bólu niż szczęścia. Mógłby Pan zdradzić coś więcej o głównych bohaterach powieści? Kim są? Jakie wyzwania stawia przed nimi życie?
Trudno to zrobić nie zdradzając zbyt wiele z fabuły, ale ujmę to w ten sposób. Moi bohaterowie to ludzie dojrzali, którzy już swoje przeżyli. Oczywiście ich doświadczenia są całkowicie odmienne, ale łączy ich potrzeba miłości, z której nie do końca zdają sobie sprawę albo wręcz odrzucają. Wtedy stają na swej drodze i muszą zdecydować, co zrobić z tym, co nagle postawiło przed nimi życie. Oczywiście dochodzą do tego inne uwarunkowania, których – by nie psuć niespodzianki – nie będę zdradzać. Będzie jak w życiu, kiedy wydaje się, że proste i oczywiste wybory wcale do końca takie nie są.
Magdalena Witkiewicz, Karolina Wilczyńska, Anna H. Niemczynow i inne. Właśnie ukazał się zbiór świątecznych opowieści Miłość z widokiem na Śnieżkę. Jak się Pan czuje w towarzystwie autorek?
Doskonale. Ja generalnie dobrze się czuję w towarzystwie kobiet. W domu mam to 24/7 i to jest ideał. Natomiast wracając do zbioru opowieści, to znalezienie się między tak utalentowanymi autorkami jest nie tylko ogromnym zaszczytem, lecz także niesamowitym wyzwaniem, by napisać coś równie interesującego i emocjonującego. Te wszystkie wspaniałe pisarki (niektóre z nich znam osobiście) i ja – czego chcieć więcej?
Jakie są Pana plany na przyszłość? Myślał Pan o napisaniu kryminalnej, sensacyjnej powieści, czy to zupełnie nie Pana klimaty?
To, co najbardziej mnie interesuje i na czym staram się skupić, to relacje międzyludzkie, uczucia, wybory, przed jakimi ludzie muszą lub powinni stanąć. Są to kwestie, które w jakiś naturalny sposób są częścią mnie i jednocześnie wydaje mi się, że są podstawowym elementem prawdziwego życia. Zdaję sobie sprawę, że stwierdzenie „miłość to wszystko, co jest” może wydawać się banałem, ale to nie zmienia prawdziwości tych słów. Miłość jest najważniejsza, czyni nas szczęśliwymi, czyni nas lepszymi i nigdy jej za dużo. Mamy to jedno życie i powinniśmy za wszelką cenę dążyć do tego, aby uczynić świat lepszym, a to może się stać wtedy jak będziemy szczęśliwi, a warunkiem tego jest by kochać i być kochanym. Koło się zamyka. Oczywiście to wszystko często nie jest proste, ale nie da się dojść do szczęścia na skróty. O tym chcę pisać i na tym się skupiam. A co będzie w przyszłości? Zobaczymy.
Rozmawiała: Katarzyna Urbaniak-Bil
Zdjęcie autora: Bartosz Pussak
Zainteresował Cię ten tekst? Chcesz podyskutować z innymi czytelnikami? Zaloguj się na swoje konto na Facebooku, komentuj i czytaj komentarze innych!