Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jezus. Największy terapeuta wszech czasów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 marca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,99

Jezus. Największy terapeuta wszech czasów - ebook

Analiza psychologiczna nauk Jezusa. Baker dowodzi, iż najnowsze odkrycia psychologiczne nie tylko nie kłócą się z przesłaniem Jezusa, lecz czynią je bardziej zrozumiałym. Psychoterapeutyczna mądrość zawarta w naukach Jezusa może pomóc w próbach zachowania zdrowia psychicznego. Autor ukazuje sposoby, jak można ją odnieść do współczesnego człowieka.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8143-329-7
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Podziękowania

Chcę podziękować grupie ludzi za pomoc przy powstawaniu tej książki. Przede wszystkim dziękuję mojej żonie Barbarze i trojgu moim dzieciom Brendanowi, Aidanowi i Briannie za ich poświęcenie przy jej powstawaniu. Dziękuję Donowi i Simonie Morganom za to, że byli, gdy ich potrzebowaliśmy, tak zachowują się tylko najlepsi przyjaciele.

Jestem wdzięczny wszystkim moim pacjentom, zarówno dawnym, jak i obecnym, za to, że dzięki nim tak wiele dowiedziałem się o ludziach. Jestem dłużnikiem dr. Roberta Stolorowa i dr. Howarda Bacala, którzy nauczyli mnie rozmyślania nad terapią. Podziękowania niech przyjmą moi przyjaciele i koledzy z La Vie Counselling Center za udział w tworzeniu pomysłów tu zawartych. Jestem szczególnie wdzięczny Julie Castiglii z Agencji Wydawniczej Castiglia oraz Gideonowi z Harper San Francisco za to, że zaakceptowali pomysł tej książki i pomogli mi przekształcić ją w poradnik, którym jest dziś. Jestem wdzięczny za to, że została ona wydana w kilku krajach na świecie, a w szczególności za mądrość Marcosa i Tomasa da Veiga Pereira z wydawnictwa Sextante w Rio de Janeiro, którzy przewidzieli jej sukces w Brazylii, gdzie stała się jedną z dziesięciu najlepiej sprzedających się książek w ciągu dwóch lat.Wprowadzenie

Jezus rozumiał ludzi. Dowodzi tego fakt, że wywarł największy wpływ na historię świata. Nauki, jakie głosił przez trzy lata, dwa tysiące lat temu, wędrując po Ziemi Świętej, stały się podwaliną kultur, i odmieniły losy wielu ludzi. Jako psycholog wielokrotnie zastanawiałem się, w czym tkwiła tak olbrzymia moc Jego nauk. Po wielu latach badań doszedłem do następującego wniosku: aby zrozumieć, dlaczego słowa Jezusa miały tak wielki wpływ na jego słuchaczy, należy pojąć ich psychologiczne przesłanie. Korzystając z powszechnie znanych współczesnych teorii psychologicznych, śmiem twierdzić, że Jezus zdobywał wiernych słuchaczy dzięki znakomitemu psychologicznemu podejściu do ludzi.

Przez ponad dwadzieścia lat zgłębiałem zarówno teologię, jak i psychologię. Odkryłem, że studiowanie jednej z tych dyscyplin ułatwia mi poznanie drugiej – i na odwrót. Wciąż nie przestają mnie zadziwiać podobieństwa między duchowymi i emocjonalnymi regułami, od których zależy zdrowie człowieka.

Freud uważał religię za rodzaj protezy, którą człowiek podpiera się w walce z własną bezsilnością. Jego teza zapoczątkowała toczącą się po dziś dzień wojnę między psychologią a religią. Niektórzy psycholodzy uważają religię za kult, ograniczający ludzki potencjał; równocześnie pewni ludzie związani z religią kultem nazywają psychologię. Odkryłem, że źródłem animozji występujących po obu stronach jest strach. A strach uniemożliwia wszelkie zrozumienie. Ludzie mogą się nawzajem zrozumieć dopiero wtedy, gdy zamiast sobie grozić, zaczną siebie słuchać.

Wiele lat temu kolega poprosił mnie, bym zastąpił go podczas niedzielnej prelekcji w kościele. Chociaż sprawy Kościoła były mi zupełnie obce, zgodziłem się wygłosić jeden ze swoich wykładów z dziedziny psychologii, skierowany do religijnej publiczności. Po kilku minutach mojej przemowy jakiś mężczyzna podniósł dłoń i powiedział: „To mogłoby być interesujące we wtorkowy wieczór w bibliotece lub podobnym miejscu, ale nie godzi się tego słuchać w Dzień Pański w Domu Bożym!”. Nie muszę chyba dodawać, że nie miałem łatwej publiczności. Niestety, z podobnym wrogim nastawieniem ludzi religijnych do „laickiej psychologii” spotkałem się wówczas nie po raz pierwszy i nie ostatni.

Trzeba jednak przyznać, że wzajemna antypatia podtrzymywana jest po obu stronach. Kiedyś, po odbyciu trudnej dyskusji na temat chrześcijaństwa z grupą psychoanalityków, podzieliłem się z przyjacielem (również psychoanalitykiem) swoim rozczarowaniem dotyczącym, jak mi się wydawało, ich pełnego uprzedzeń stosunku do osób wierzących. Wyjaśnił mi swoją opinię w następujący sposób: „Dobrze znam tych ludzi i nie sądzę, by spotkali chociaż jednego terapeutę, który byłby inteligentny i jednocześnie był chrześcijaninem”. Właśnie tacy psychoanalitycy, podtrzymujący uprzedzenia wobec ludzi religijnych, których wykluczyli ze swego życia zawodowego, są równie winni jak ludzie wierzący, niedopuszczający psychologii do swego życia religijnego.

Na szczęście Freud nie miał ostatniego zdania ani w kwestii religii, ani psychologii. Współcześni psycholodzy, dokonujący ponownej oceny poglądów Freuda, powinni zająć się również jego uprzedzeniem wobec religii. Od kilku lat z zapartym tchem śledzę nowe odkrycia w dziedzinie psychologii. Zdumiewają mnie podobieństwa między współczesnymi teoriami a liczącymi niemal dwa tysiące lat naukami Jezusa.

Jezus naucza w sposób subiektywny, posługując się przypowieściami; współczesne psychoanalityczne teorie intersubiektywności wyjaśniają nam, dlaczego tak właśnie postępował. Jezus wierzył, że kontakt z Bogiem jest źródłem zbawienia; psychoanalityczne teorie relacji z obiektem tłumaczą, dlaczego ma to sens z punktu widzenia psychologii. Jezus utożsamiał się z Kimś istniejącym poza Nim; teorie psychologiczne w podobny sposób tłumaczą istnienie naszego „ja”. Jezus pochwalał szczerość dziecięcych emocji. Wytłumaczenie tego znajdziemy w psychologicznych koncepcjach afektu. Jezus wiedział, że w umyśle może toczyć się walka między dwiema siłami; my zaś wiemy, że nasza podświadomość może toczyć walkę z naszą świadomością. Jezus traktował grzech w kategoriach zerwania więzi człowieka z Bogiem; według współczesnych teorii zjawiska psychopatologiczne są wynikiem zerwanych więzi. To, co Jezus nazywał bałwochwalstwem, psycholodzy nazywają uzależnieniem. Jezus nauczał, że powinniśmy poznać Boga, a wówczas On również nas pozna; celem terapii jest leczenie poprzez empatię. Jezus tłumaczył, że prawość to kontakt z Bogiem na płaszczyźnie wertykalnej; natomiast psycholodzy opisują zdrowie psychiczne jako efekt związków międzyludzkich na płaszczyźnie horyzontalnej. A to dopiero początek.

Na temat nauk Jezusa napisano wiele książek. Większości z nas nie jest obca tradycyjna interpretacja jego słów, chciałbym jednak rzucić nowe światło na ich odwieczną mądrość. Analiza współczesnych teorii psychoanalitycznych umożliwiła mi spojrzenie pod innym kątem na naukę Jezusa i wzbogaciła życie moje oraz moich pacjentów. Odkryłem, że najnowsze osiągnięcia psychologii nie tylko nie kłócą się z przesłaniem Jezusa, lecz czynią je wręcz bardziej zrozumiałym, pełnym psychologicznej głębi, której wcześniej nie dostrzegałem. Książka ta rzuca świeże spojrzenie na dobrze znane przypowieści, pozwalając w świetle współczesnej myśli psychologicznej czerpać nową mądrość ze słów Jezusa.

W kolejnych rozdziałach skoncentruję się na różnych koncepcjach psychoanalitycznych, ilustrując je naukami Jezusa. W przypisach zamieściłem odnośniki dla tych, którzy chcieliby zapoznać się z naukowymi pracami psychoanalitycznymi na dany temat. Te skomplikowane koncepcje starałem się wyjaśnić w jak najprostszych słowach, nie upraszczając jednak ich znaczenia. Moim celem było zachowanie jednocześnie prostoty i pełni znaczeń, choć czasami wydawało się to prawie niemożliwe.

Wierzę, że wiele zasad religijnych zawartych w naukach Jezusa może nam pomóc w naszych usiłowaniach zachowania zdrowia psychicznego. Dlatego zamieszczam w tej książce przykłady, ukazujące sposób, w jaki owe zasady odnoszą się do współczesnego człowieka. Przykłady te są wzięte z życia ludzi, z którymi pracowałem, których poznałem osobiście lub o których tylko czytałem. Ze względu na obowiązującą mnie dyskrecję opisane postacie nie są prawdziwe, lecz łączą w sobie cechy różnych osób. Cytaty z Biblii pochodzą z New International Version of the Bible, z wyjątkiem tych, które zostały inaczej oznaczone. Bez względu na osobiste poglądy religijne i psychologiczne, wszyscy możemy czerpać korzyści z tej wiecznie aktualnej mądrości.Rozdział I

Zrozumieć, jak ludzie myślą

„Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki podniebne gnieżdżą się w jego cieniu”.

W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli rozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich.

Mk 4, 30–34¹

Życie oparte jest na wierze. Jezus wiedział, że większość rzeczy robimy w życiu „na wiarę”. Chcielibyśmy uważać się za istoty racjonalne, opierające się w życiu na logicznych przesłankach. Jednak prawda jest taka, że choć staramy się myśleć racjonalnie, większość decyzji podejmujemy na podstawie tego, co aktualnie czujemy i w co wierzymy, dorabiając po fakcie logiczne usprawiedliwienia. Prawdę mówiąc, nie wiemy tak dużo, jak nam się wydaje. Jezus wiedział o tym, więc posługiwał się przypowieściami, aby zmusić nas do konfrontacji z tym, w co wierzymy, zamiast z tym, co – jak nam się wydaje – wiemy.

Ponieważ zaś nasza wiedza nie jest tak wielka, jak nam się wydaje, prawdziwie mądry człowiek jest zawsze pełen pokory. Jezus nie napisał żadnej książki, nauczał przez przypowieści i prowadził ludzi ku prawdzie, dając im swoje życie za przykład. Był pewny siebie, nie będąc aroganckim, wierzył w absolutne wartości, nie będąc surowym, i głosił prawdę o sobie, nie osądzając przy tym innych.

Jezus potrafił dotrzeć do ludzi dzięki umiejętnościom psychologicznym, które my dopiero zaczynamy poznawać. Zamiast wygłaszać naukowe prelekcje oparte na swojej wiedzy teologicznej, z pokorą nauczał poprzez proste historie. W swej mądrości nie przemawiał do ludzi protekcjonalnie; wykorzystywał proste środki komunikacyjne. Mówił w taki sposób, by ludzie go słuchali, ponieważ dobrze wiedział, jak sprawić, by chcieli słuchać. Moim zdaniem Jezus potrafił tak doskonale porozumiewać się z ludźmi, ponieważ wiedział to, czego dowodzi współczesna psychologia: że człowiek kieruje się w życiu bardziej tym, w co wierzy, niż tym, co naprawdę wie.

Najostrzejsze słowa krytyki Jezus kierował do nauczycieli głoszących wiedzę teologiczną, mimo że sam był jednym z nich. Nie krytykował jednak ich wiedzy, lecz arogancję. Mówił, że wiedza głoszona przez nieprzystępnych ludzi staje się toksyczna. Im więcej wiemy, tym bardziej powinniśmy zdawać sobie sprawę z tego, jak wielu rzeczy jeszcze nie wiemy. Arogancja jest przejawem braku pewności siebie, a okazujący ją ludzie dowodzą jedynie swojej niewiedzy. Jezus wiedział, że ludzkie idee są nieporadnymi próbami przybliżenia człowiekowi wszechświata, i zawsze brał to pod uwagę w swych genialnych – z psychologicznego punktu widzenia – naukach. Głęboko wierzę, że chcąc opanować sztukę skutecznej komunikacji, musimy najpierw nauczyć się tego, co Jezus wiedział na temat związku pomiędzy wiedzą a pokorą². Prawdziwi mędrcy z pokorą odnoszą się do własnej mądrości. Pamiętają bowiem, że w życiu wiara jest ważniejsza od wiedzy.

1. Dlaczego Jezus posługiwał się przypowieściami

A bez przypowieści nie przemawiał do nich.

Mk 4, 34

Jezus wiedział, w jaki sposób ludzie rozumują. Był jednym z najlepszych nauczycieli wszech czasów, ponieważ zdawał sobie sprawę, że człowiek odbiera wszystko przez pryzmat własnych doświadczeń. Nie zakładał, że jego słowa zawsze będą zrozumiane, i dlatego nauczał poprzez przypowieści.

Przypowieść to prawda o rzeczywistości ujęta w formę krótkiej historii. Człowiek może czerpać z niej tyle wskazówek, ile w danej chwili jest w stanie przyswoić, a następnie wprowadzać je w życie. W miarę jak dojrzewa i się rozwija, może powrócić do przypowieści i próbować ponownie ją odczytać, zyskując nowe wskazówki na życiową drogę.

Mnie przypowieści pomogły zrozumieć życie. Przydały mi się zwłaszcza w jednym z najtrudniejszych momentów, kiedy nie potrafiłem odnaleźć sensu w swoim cierpieniu. Był to czas, gdy wszystko kwestionowałem, czas rozmyślań jak-to-możliwe-że-Bóg-istnieje-skoro-ja-cierpię. Byłem w rozpaczy i nic nie mogło mnie pocieszyć.

Zdarzyło mi się wówczas wybrać w odwiedziny do brata, zamierzając mu się wypłakać. Tim jest geologiem i większość czasu spędza w terenie. Niewiele mówi, ale gdy już coś powie, zazwyczaj ma to głębszy sens. Zawsze uważałem go za człowieka pokornego, w najlepszym tego słowa znaczeniu.

Siedziałem zatem w jego kuchni, wyglądając jak półtora nieszczęścia i czując się beznadziejnie, gdy Tim nagle się odezwał: „Wiesz, Mark, kiedy ostatnio prowadziłem badania, uderzyło mnie, jak skonstruowany jest świat. Nasza ekipa wdrapała się na najwyższe wzniesienie w okolicy. Byliśmy zachwyceni widokiem roztaczającym się ze szczytu. Przeżycia w górach zawsze są niezwykłe. Kiedy jest się tak wysoko, powyżej linii lasu, można zobaczyć, że drzewa rosną tylko do pewnej wysokości, bo wyżej już by nie przeżyły. Na samym szczycie w ogóle nic nie rośnie. Ale jeśli spojrzy się w dół, można zauważyć coś bardzo ciekawego. Życie toczy się w dolinach”.

Z przypowieści Tima dotarła do mnie prawda, że cierpienie jest bolesne, ale prowadzi do dojrzałości. Ważne, by we wszystkim doszukiwać się sensu, a przypowieść brata pomogła mi go odnaleźć. Nigdy nie zapomnę, co Tim powiedział tamtego dnia. Nie uśmierzyło to mojego bólu, ale pomogło mi go lepiej znosić.

Przypowieści nie zmieniają naszego życia – one pomagają nam zmienić perspektywę, z jakiej na nie spoglądamy. Jezus posługiwał się przypowieściami, by pomóc nam, gdy tego najbardziej potrzebujemy, ponieważ człowiek rozumuje na podstawie własnego punktu widzenia. Zazwyczaj nie udaje nam się zmienić faktów, możemy jednak zmienić perspektywę, z jakiej je oceniamy.

MYŚL DO ZAPAMIĘTANIA:

Pewne rzeczy rozumiesz wyłącznie z własnego punktu widzenia.

2. Jak dostrzec prawdę

Ja jestem drogą i prawdą i życiem.

J 14, 6

Na swoją pierwszą sesję terapeutyczną Don przyszedł z listą. Nie lubił marnować czasu, a ponieważ terapia kosztuje, chciał od razu przedstawić mi swoje życiowe problemy i otrzymać ode mnie wskazówki, jak ma je rozwiązać.

Mimo iż nie tylko podczas terapii lubię pomagać ludziom, szybko zdałem sobie sprawę, że Don nie potrzebuje ode mnie porady. Wydawało mu się, że gdy tylko uzyska konkretne wskazówki, będzie mógł naprawić wszystko, co szwankuje w jego życiu. Wiem z doświadczenia, że większość ludzi dysponuje o wiele większą wiedzą, niż jest im to potrzebne w życiu, i być może właśnie dlatego przychodzą na terapię.

Gdy zbliżał się koniec sesji, Don poprosił mnie o „pracę domową”, którą mógłby wykonać w czasie poprzedzającym kolejne spotkanie.

– Nie będę ci nic zadawał – powiedziałem.

– Dlaczego nie? – zapytał.

– Ponieważ w ten sposób dowiedziesz jedynie, że jesteś facetem wykonującym to, co zostało mu przydzielone do wykonania, a to już wiemy. Przyszedłeś tu, żeby dowiedzieć się czegoś nowego o sobie. Moim zdaniem, wykorzystałbyś pracę domową, by nakłaść sobie jeszcze więcej do głowy, a tymczasem my musimy wyciągnąć jak najwięcej z twojego serca.

Stopniowo życie Dona zaczęło się zmieniać, choć nadal dawałem mu bardzo niewiele rad. Oferowałem mu za to inny rodzaj kontaktu niż te, z jakimi miał w życiu do czynienia. Zaczął się mniej koncentrować na tym, co ja myślałem o pewnych faktach, a bardziej na tym, jak on się z nimi czuł. W miarę jak uczył się coraz bardziej mi ufać, coraz głębiej zapuszczał się w te sfery swojego życia, których nigdy dotąd nie zbadał. Im więcej dowiadywał się o sobie, tym łatwiej było mu zrozumieć, dlaczego kiedyś podjął takie a nie inne decyzje. Don odkrył najważniejszą prawdę o swoim życiu nie dzięki moim poradom, lecz dzięki temu, że zbudowana przez nas więź umożliwiła mu lepsze zrozumienie samego siebie.

Jezus wiedział, że polegając wyłącznie na intelekcie, człowiek nigdy całkowicie nie zrozumie prawdy o swoim życiu. Nie mówił: „Pozwólcie, że nauczę was, czym jest prawda”, lecz mówił: „Ja jestem Prawdą”. Wiedział, że najwyższy stopień wiedzy można osiągnąć jedynie dzięki związkom opartym na wierze i zaufaniu, nie zaś dzięki większej liczbie informacji. Na proste pytania odpowiadał, posługując się przenośniami, wciągając słuchaczy w dialog i w związek ze sobą, ponieważ wiedział, że najgłębszej prawdy nie można posiąść poprzez zdobywanie informacji, lecz poprzez doświadczanie przemian w naszych związkach z innymi.

Duchowa zasada, mówiąca, że najważniejszych życiowych prawd uczymy się poprzez nasze związki, jest podstawą mojej terapii. Wszyscy świadomie lub podświadomie³ ulegamy poglądom, które wpływają na nasze postrzeganie rzeczywistości. Dlatego prawdę możemy poznać wyłącznie na podstawie własnych doświadczeń. Z psychologicznego punktu widzenia niemożliwe jest całkowite wyeliminowanie wpływu naszego umysłu na to, jak postrzegamy świat, tym bardziej że z reguły nie jesteśmy świadomi swoich odczuć. A zatem wszystko, co – jak nam się wydaje – pojęliśmy w sposób rozumowy, zostało już przepuszczone przez filtr naszych przekonań. Terapia pozwala pacjentowi na zbudowanie więzi umożliwiającej mu lepsze zrozumienie samego siebie i – co za tym idzie – wszystkich prawd składających się na jego życie.

MYŚL DO ZAPAMIĘTANIA:

Najważniejszych prawd uczysz się poprzez swoje związki.

3. Dlaczego staramy się być obiektywni

A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny.

Mt 11, 19

Craig i Betty mieli w życiu podobne zasady i cele, co sprawiało, że byli dobraną parą, a ich małżeństwo przez kilka pierwszych lat funkcjonowało prawidłowo. Jednak w miarę upływu czasu Betty była coraz mniej zadowolona ze związku z Craigiem. Gdy próbowała rozmawiać z nim o swoich obawach dotyczących ich małżeństwa, miała wrażenie, że rozmowy te prowadzą donikąd. W końcu przestała z nim dyskutować, gdyż za każdym razem kończyło się to kłótnią, ona zaś dochodziła do wniosku, że zwyczajnie nie ma racji. Betty szanowała Craiga, ale coraz rzadziej czuła się przy nim na tyle pewnie, by porozmawiać o swych obawach – i nie dawało jej to spokoju.

– Zawsze byłem ci wierny, zawsze troszczyłem się o ciebie i dzieci. Moim zdaniem, nie masz powodów do obaw. Gdybyś choć raz spojrzała na to obiektywnie, przekonałabyś się, że nasze małżeństwo jest udane – powtarzał Craig.

– Nie chodzi o to, które z nas ma rację, a które jej nie ma – odpowiadała Betty. – Chodzi o to, że nie czuję się na tyle pewnie, by mówić ci, co czuję.

– Pewnie? – odpierał Craig. – Nie zauważasz oczywistych rzeczy! Masz ładny dom, pełne konto w banku, a ja ubezpieczyłem się na życie na równy milion dolarów. Pewniej mogłabyś się czuć tylko wtedy, gdybym umarł.

Tego typu dyskusje nie pomagały Betty.

Dopiero gdy zgłosili się na terapię małżeńską, Betty i Craig zaczęli mieć inne zdanie na temat ich związku. Craig zrozumiał, że obiektywne fakty, na które chciał zwrócić uwagę żony, wcale jej nie pomagają. Nie chciała kłócić się z nim o to, czy jej niepokój jest irracjonalny, czy nie. Chciała, aby zrozumiał, że tak czy owak, boi się i potrzebuje jego wsparcia. Betty nie zwierzała się Craigowi ze swoich lęków po to, by coś naprawił; dzieliła się z nim osobistymi uczuciami, w nadziei że to ich do siebie zbliży. Z kolei starania Craiga, by być obiektywnym, sprawiały, że czuł się lepiej w roli męża; w ten sposób przynajmniej cokolwiek rozumiał. Wolał skupiać się na faktach – kłopot polegał jednak na tym, że to w żaden sposób nie pomagało Betty. Potrzebowała, by mąż jej wysłuchał i okazał współczucie. Bywają chwile, gdy nasze próby bycia obiektywnym mijają się z celem. Gdy Craig zdał sobie z tego sprawę, mógł dać Betty to, czego od niego oczekiwała, i w ten sposób jej pomóc.

Ludzie mają tendencję do gloryfikowania obiektywności. Mówimy „Proszę podać mi fakty”, jak gdyby otrzymanie obiektywnych informacji było najważniejsze. Wnioski, jakie wyciągamy na podstawie obiektywnych faktów, dają nam poczucie bezpieczeństwa. Możemy wówczas skoncentrować się na codziennych sprawach, nie marnując czasu ani energii na zastanawianie się nad problemami, które rozwiązaliśmy. Dla Jezusa jednak mądrość była o wiele ważniejsza niż gromadzenie obiektywnych faktów. Przekładanie posiadanej wiedzy na związki z innymi ludźmi było dla niego ważniejsze niż jej gromadzenie. To właśnie miał na myśli, mówiąc: „A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny”. Obiektywnie możemy mieć rację na temat czegoś, co ma katastrofalny wpływ na nasze kontakty z ludźmi, mądrość polega jednak na tym, by zawsze brać pod uwagę konsekwencje naszych działań.

Jezus nauczał, że obstawanie przy obiektywnych faktach może być czasami niebezpieczne. Z tego powodu wybuchały wojny, upadały religie, rozpadały się małżeństwa i przyjaźnie, wydziedziczano dzieci. Czasem ceną wygranej kłótni jest koniec związku. Jak mówi stare porzekadło: w małżeństwie można być szczęśliwym albo mieć rację.

MYŚL DO ZAPAMIĘTANIA:

Szukaj raczej mądrości niż wiedzy.

4. Można się mylić w dobrej wierze

Błogosławieni ubodzy w duchu.

Mt 5, 3

Czasami pokładamy wielką wiarę w nasze przemyślenia, gdyż daje nam to złudne poczucie bezpieczeństwa. Możemy szczerze wierzyć w to, że mamy rację, i równie szczerze się mylić⁴. Jezus ostrzegał nas, by nie mylić szczerości z prawdą. Nikt z nas nie wierzyłby w to, w co wierzy, gdyby uważał to za fałsz. Wierzymy w coś, co uważamy za prawdę. Jezus nauczał, że powinniśmy z pokorą traktować swoją wiedzę, ponieważ prawdę możemy poznać wyłącznie z własnego punktu widzenia.

Kiedy jeszcze studiowałem, pewna grupa kontrkulturowych chrześcijan wysyłała kaznodziejów do jednego z najbardziej ruchliwych zakątków na terenie mojej uczelni, w nadziei że znajdą tam chętnych słuchaczy. Zwróciłem uwagę na jednego z nich – studenta. Mijałem go regularnie, gdy z całą mocą głosił nauki Jezusa. Jego szczerość i siła przekonywania zrobiły na mnie duże wrażenie, mimo że jego umiejętności kaznodziejskie nie były doskonałe. Ponieważ był bardzo pewny siebie i swoje kazania wygłaszał miesiącami, byłem przekonany, że przynajmniej udało mu się nakłonić kogoś do przyłączenia się do jego grupy, w przeciwnym razie by zrezygnował. W końcu pewnego dnia zapytałem go: „Ile osób nawróciło się dzięki twojej posłudze?”. Ku memu wielkiemu zdziwieniu kaznodzieja odparł: „Prawdę mówiąc, nikt. Ale to bez znaczenia. To i tak jest moje powołanie”.

Ten człowiek szczerze wierzył, że to, co robi, jest słuszne. Końcowy efekt jego starań nie był tak ważny, jak zapał, z jakim wykonywał swoje zadanie. I choć nawet przez chwilę nie wątpiłem w jego szczerość, zacząłem się zastanawiać, czy miał rację, mówiąc o swoim powołaniu. To, że działał w dobrej wierze, nie oznaczało jeszcze, że rzeczywiście tak było. Prawdę mówiąc, wiedziałem, że swoimi naukami obraził dziesiątki studentów, którzy nie chcieli identyfikować się z kimś tak bezkrytycznym wobec braku własnego talentu i obojętnym na uczucia innych, a co za tym idzie – nie interesował ich Bóg, o którym nauczał. Mieli wrażenie, że kaznodzieja mówi im o Bogu, który nie ma nic wspólnego z ich codziennym życiem. Tymczasem on chciał im przekazać coś dokładnie odwrotnego.

Ów kaznodzieja zapomniał jednak o pewnej ważnej życiowej prawdzie, którą Jezus z pewnością chciałby mu przekazać. Osoba o silnych przekonaniach potrzebuje zarówno silnego charakteru, jak i znacznej elastyczności. Ludzie dojrzali pod względem psychicznym mają dość odwagi, aby szczerze poświęcić się jakiejś sprawie, a jednocześnie pamiętają, że w stosunku do niej mogą się szczerze mylić. Na tym właśnie polega związek między wiedzą i pokorą.

Jezus mówił: „Błogosławieni ubodzy w duchu”, ponieważ brak pokory uderza w tych, którzy są niepokorni. Wiedział, że udawanie, iż posiadło się wszystkie odpowiedzi, prowadzi do nieszczęścia, gdyż mimo dobrych intencji wciąż możemy się bardzo mylić.

MYŚL DO ZAPAMIĘTANIA:

Nie myl szczerości z prawdą; możesz się bowiem mylić w dobrej wierze.

5. Nie potępiaj tego, czego nie rozumiesz

Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni.

Łk 6, 37

Jest taka stara opowieść o trzech ślepcach, którzy spotkali słonia. Gdy później zapytano ich, jak wygląda słoń, każdy odrzekł co innego. Pierwszy powiedział, że słoń przypomina wielkiego węża ogrodowego, drugi, że wygląda jak kij od szczotki, a trzeci, że jak pień drzewa. Każdy z nich opisywał słonia na podstawie własnych doświadczeń. Nie można stwierdzić, że któryś z nich miał rację lub że się mylił; każdy mówił z własnej perspektywy. Świadomość, że wszyscy jesteśmy takimi ślepcami niepotrafiącymi dostrzec tego, co mamy tuż przed nosem, powinna nauczyć nas pokory.

Luke i Annie zgłosili się na terapię małżeńską, ponieważ czuli, że osiągnęli martwy punkt w swoim związku. Annie była osobą konserwatywną, która zwierzała się z najgłębszych uczuć tylko garstce wypróbowanych przyjaciół. Luke zaś był wygadanym, odnoszącym sukcesy biznesmenem, dbającym o rodzinę, oddanym mężem i ojcem.

Podczas naszych spotkań zmagaliśmy się z różnymi problemami, jednak Luke’owi najbardziej przeszkadzało to, że Annie jest „zbyt wrażliwa”. Za każdym razem gdy się sprzeczali, wybuchała płaczem lub czuła się urażona, Luke zaś wpadał w złość i zarzucał jej, że nie zachowuje się „racjonalnie”. Kiedy zgłosili się na terapię, zajmowali w związku dwie całkowicie skrajne postawy. Luke zachowywał się w sposób chłodny i racjonalny, a Annie była przesadnie emocjonalna. Reakcje partnera często sprawiają, że zaczynamy zachowywać się w sposób będący skrajną wersją naszych zachowań z początku związku.

Wychowanie Luke’a zadecydowało o tym, że zawsze robił to, co należy – niezależnie, co o tym myślał i jak się z tym czuł. Najważniejsze było dla niego postępować słusznie; uczucia były zawsze na drugim miejscu. Z tego też powodu Luke nigdy nie pozwalał sobie na to, by w pełni przeżywać swoje uczucia. Liczyło się to, że można na nim polegać; uczucia tylko przeszkadzały.

Ponieważ Annie tak łatwo przychodziło wyrażanie uczuć, Luke wciąż czuł się wytrącony z równowagi. W miarę upływu czasu coraz bardziej bał się okazywanych przez nią emocji, ponieważ nie wiedział, jak na nie reagować. Boimy się tego, czego nie znamy. „Och nie, ty znowu to samo!” – jęczał, gdy tylko Annie zaczynała mówić o swoich uczuciach. Całe to „królestwo uczuć” było dla Luke’a jedną wielką niewiadomą. W rezultacie zaczął bać się silnych emocji i surowo oceniał ludzi, którzy je okazywali. „Nie obchodzi mnie, jak się w związku z tym czujesz. Po prostu to zrób” – zwykł mawiać. Oczywiście, na skutek takich słów Annie reagowała jeszcze bardziej emocjonalnie, co tylko pogarszało sprawę.

Wzajemne relacje Luke’a i Annie zaczęły się poprawiać, w momencie gdy zdali sobie sprawę, że oboje mają Annie za złe jej uczuciowy charakter. Stosunek Luke’a do Annie zmienił się, gdy uświadomił sobie, że osądzał jej uczucia, ponieważ ich nie rozumiał. Ze zdziwieniem uświadomił sobie, że osądza sam siebie i że niszczy małżeństwo w ten sam sposób, o który posądzał Annie, oceniając jej zranione uczucia jako złe. Zrozumiał, że uczucia same w sobie nie są ani dobre, ani złe; stanowią po prostu jeszcze jedno źródło informacji na temat drugiej osoby, niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania małżeństwa. Zdał sobie sprawę, że wysłuchanie, co Annie ma mu do powiedzenia na temat swoich uczuć, może być pomocne. Luke uzdrowił swoje małżeństwo, w chwili gdy przestał być tak bardzo pewny, że Annie jest zbyt uczuciowa, i spojrzał na problemy z jej perspektywy.

To z kolei pomogło Annie – przestała się obwiniać, że reaguje na wszystko zbyt emocjonalnie. Nie była osobą „zbyt uczuciową”, lecz kimś, kto czuł się źle z powodu własnych reakcji emocjonalnych. Spirala nakręcała się za każdym razem, gdy Annie była zdenerwowana lub czymś się martwiła. Gdy w końcu pozwoliła sobie na swobodne wyrażanie zranionych uczuć, pojawiały się one i odchodziły w sposób bardziej naturalny. Luke i Annie nadal się ze sobą sprzeczają, ale teraz szybciej przechodzą nad tym do porządku. Kiedy jest już po wszystkim, Luke zwykle mówi: „Wiesz, cieszę się, że o tym porozmawialiśmy”. Luke i Annie przestali się nawzajem ranić, ponieważ zrozumieli, że potępianie Annie za jej emocjonalne reakcje wynika z ich niezrozumienia.

Jezus ostrzegał nas przed uleganiem pokusie osądzania innych. Wiedział, że bez względu na to, na czym opieramy swoje sądy, nasza opinia będzie zabarwiona naszymi uprzedzeniami, zaś posiadane informacje nigdy nie będą na tyle kompletne, abyśmy mogli wydać sprawiedliwy wyrok. To właśnie sprawia, że wielu z nas czuje się niepewnie. Chcielibyśmy wierzyć, że znamy całą prawdę na dany temat, ponieważ czujemy się pewnie jedynie wtedy, gdy wiemy, że nic nowego nas nie zaskoczy i nie zachwieje naszej równowagi. Ten lęk przed nieznanym leży u podstaw nietolerancji i sprawia, że w myślach dokonujemy osądów. Gdy się boimy, potępiamy to, czego nie rozumiemy.

MYŚL DO ZAPAMIĘTANIA:

Osądzając innych, potępiasz sam siebie.

6. Wolność od potępiania samego siebie

Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił.

J 3, 17

Kirsten zgłosiła się do mnie na leczenie, ponieważ sabotowała własną karierę zawodową i nie rozumiała, dlaczego to robi. Awansowała w firmie na kierownicze stanowisko i teraz każdego dnia żyła w panice, uniemożliwiającej jej wykonywanie obowiązków, obawiając się zwolnienia. Brak poczucia bezpieczeństwa paraliżował ją.

Minęło kilka miesięcy, zanim udało nam się zrozumieć przyczyny, dla których Kirsten torpedowała własny sukces. Tak naprawdę nie była dumna ani z siebie, ani ze swoich osiągnięć. Wręcz przeciwnie, w ogóle nie była z siebie dumna. Nienawidziła samej siebie i starała się to zatuszować, odnosząc sukcesy w pracy i osiągając wysoki status materialny. Starała się stwarzać jak najlepsze pozory, ponieważ była przekonana, że w głębi duszy jest złym człowiekiem. Kirsten wpadła w pułapkę potępiania samej siebie.

Dzieciństwo Kirsten upłynęło na sprzątaniu po matce alkoholiczce i próbach ukrycia swego zażenowania przed resztą świata. Przez większość czasu Kirsten albo się bała, albo płonęła ze wstydu. Jak by tego było mało, jej matka przestała pić, gdy Kirsten była nastolatką, i poświęciła się niesieniu pomocy ludziom mniej uprzywilejowanym. Wynagrodziła Kirsten i całej rodzinie swoje dawne zachowanie, za co Kirsten miała być jej wdzięczna.

Kirsten sądziła, że nienawidzi siebie za stosunek do matki. Okazało się jednak, że obiektem jej nienawiści jest ktoś inny – ona sama. Nigdy nie pozwoliła sobie na to, by się gniewać na matkę, głównie z powodu strachu i upokorzeń, jakie odczuwała jako dziecko. Jej zadaniem było radzenie sobie z problemami i stwarzanie pozorów. Tymczasem od początku obwiniała się za zachowanie matki. Uważała, że gdyby była lepszym dzieckiem, matka nie musiałaby pić, i w końcu doszła do wniosku, że nie jest warta tego, by rodzona matka się nią zajmowała. Dopóki Kirsten obwiniała się za nieszczęśliwe dzieciństwo, dopóty tkwiło w niej przekonanie, iż nie zasługuje na to, by odnosić w życiu sukcesy.

Od chwili gdy Kirsten zdała sobie z tego sprawę, wszystko zaczęło się zmieniać. Potępiając samą siebie, żyła w taki sposób, jak gdyby jej przeznaczeniem było pasmo porażek. Nigdy nic jej się nie uda i tyle. Gdy sobie to jednak uświadomiła, jej myślenie zmieniło się z „Nigdy niczego nie osiągnę” na „Zawsze byłam przekonana, że nie uda mi się niczego osiągnąć”. Coś, co było nieodwołalnym wyrokiem, stało się subiektywnym przekonaniem. Fakty się nie zmieniają, przekonania – owszem.

Kirsten przestała żyć tak, jakby była z góry skazana na porażkę. Wie, że wierzyła w to głęboko przez wiele lat, ale wie również, iż przekonania mogą się zmieniać. Teraz uczy się myśleć o sobie w sposób, który przeciwstawia się jej dawnym poglądom. Powoli zaczyna wybaczać matce swoje nieszczęśliwe dzieciństwo. Aby to jednak było możliwe, musiała najpierw zdać sobie sprawę, że jest na nią zła. Kirsten przeszła długą drogę od wiary w to, że jest chodzącą porażką, do przekonania, że tak jej się tylko wydawało.

Jezus wiedział, że wiara ratuje ludzi. Dotyczy to również uwolnienia się od potępiania samego siebie. Kirsten walczyła z czymś, co nie miało nic wspólnego z siłą jej starań, lecz było ściśle związane z siłą jej przekonań. Najtrudniej było odnaleźć przyczyny, które leżały u podstaw potępiania przez nią samej siebie. Kiedy to się udało, zmiana jej sposobu myślenia nie była już taka trudna.

Od czasu do czasu każdemu zdarza się gorzej myśleć o tym, czego w życiu dokonał, jednak niektórzy myślą wówczas źle o tym, kim są. Potępiają samych siebie we własnych umysłach i jeżeli w porę nie odkryją, że mogą zmienić poglądy na swój temat, zaczynają przejawiać zachowania autodestrukcyjne. Przedstawienie takim ludziom konkretnych życiowych przykładów rzadko zmienia ich pełen potępienia stosunek do samych siebie. Jezus nauczał jednak, że to wiara może zmieniać ludzkie przekonania, a nie fakty.

Jezus nie przyszedł na świat po to, aby zostać potępionym. Nie chciał, aby ludzie nienawidzili samych siebie – pragnął, abyśmy czuli się kochani przez Boga. Wiedział, że czasami poczucie winy bywa zdrowym objawem. Jednak potępianie samego siebie prowadzi do przekonania, że jesteśmy złymi ludźmi i nic nie może tego zmienić. Potępianie samego siebie nie ma nic wspólnego z pokorą, a bardzo wiele z poniżaniem siebie. Jezus pragnął, abyśmy szukali wolności od potępienia, nie zaś w nim tkwili.

MYŚL DO ZAPAMIĘTANIA:

Potępianie samego siebie oznacza, że wierzysz w kłamstwa na swój temat.

7. Dlaczego wyciągamy pochopne wnioski

To, co wychodzi z człowieka, czyni człowieka nieczystym.

Mk 7, 15

Jezus nauczał, że sami „tworzymy swoje znaczenia”. Poszukujemy sensu życia i automatycznie wyciągamy wnioski na podstawie zastanych okoliczności. Mówił, że jeżeli coś wydaje się człowiekowi „nieczyste”, to dlatego, że ma dla niego takie a nie inne znaczenie. Wiedział, że wszystko, co robimy w życiu, jest tak dobre jak znaczenie, jakie ze sobą niesie. Dwoje ludzi może robić dokładnie to samo i dla jednego może to mieć znaczenie, a dla drugiego nie. Nie można w pełni ocenić słuszności czyjegoś postępowania, nie wiedząc, co dzieje się w sercu tej osoby.

Nie zdając sobie z tego sprawy, każdy nasz czyn interpretujemy na podstawie wcześniejszych doświadczeń. I dlatego zdarza się nam wyciągać pochopne wnioski. Staramy się nadawać wydarzeniom w naszym życiu jakieś znaczenie. Może to jednak być przyczyną problemów, gdy nieświadomie zaczynamy wyciągać błędne wnioski na swój temat.

Pamiętacie Kirsten? Miała problemy w pracy, ponieważ sądziła, że nienawidzi siebie i nie zasługuje na to, by odnosić sukcesy. Tymczasem jej kłopoty zawodowe tak naprawdę służyły jej do utwierdzania się w złej samoocenie. Jej problemy znaczyły dla niej tyle, że jest złym człowiekiem, kimś, kto w stresujących warunkach nie potrafi odnosić sukcesów. Nie zdawała sobie sprawy, że znaczenie, jakie nadawała swoim kłopotom, jest właśnie tym, co uniemożliwia jej normalną pracę. Kirsten zmieniała kwestię emocjonalną w moralną – gdy była wytrącona z równowagi emocjonalnej, interpretowała ten stan jako słabość. Znała ludzi, którzy również mieli nieszczęśliwe dzieciństwo, a jednak dawali sobie jakoś radę. Była zatem przekonana, że jakaś skaza charakteru uniemożliwia jej osiąganie lepszych wyników, i za każdym razem, gdy z tym walczyła, jeszcze mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że tak właśnie jest.

Często problemem nie jest to, co robimy, lecz to, jakie ma to dla nas znaczenie. Dlatego też Jezus powiedział: „Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7, 23). Liczy się to, co mamy w sercu. Nadając rzeczom znaczenie, możemy postępować zarówno dobrze, jak i źle. Postępujemy dobrze, gdy poszukując sensu w życiu, czynimy świat lepszym, źle gdy wyciągamy pochopne wnioski, utwierdzające nas w złej samoocenie. Czasami wolimy, aby jakieś wydarzenie źle o nas świadczyło, niż żeby świadczyło o niczym. Nic na to nie poradzimy. Człowiek ma skłonność do nadawania okolicznościom znaczeń za wszelką cenę, warto jednak z pokorą traktować to, co – jak nam się wydaje – wiemy na swój temat. Możemy bowiem wyciągać błędne wnioski, nie zdając sobie z tego sprawy.

MYŚL DO ZAPAMIĘTANIA:

Bądź pokorny, formułując opinie na swój temat, pamiętaj, że to tylko twoje zdanie.

8. Pokora współczesnej nauki

Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim.

Mt 18, 4

Heinz Kohut, były przewodniczący Amerykańskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego, widział przyszłość psychoanalizy w umiejętności zastosowania osiągnięć nauk ścisłych w pracy terapeutycznej⁵. Jednym z takich osiągnięć było stwierdzenie, że prawa nauki stanowią absolutne fakty, obserwujemy jednak ich relatywizm w stosunku do naszego miejsca w czasie i przestrzeni. Pojmujemy rzeczywistość z własnej perspektywy. Innymi słowy, jeżeli lecąc samolotem, podaję ołówek osobie siedzącej obok, ten ołówek porusza się z prędkością blisko czterystu kilometrów na godzinę. Jednak z mojego punktu widzenia on wcale się tak szybko nie porusza. Współczesna nauka twierdzi, że w przeciwieństwie do prawdy, która jest stała, nasza wiedza na jej temat jest względna.

Z powodzeniem stosuję tę zasadę w mojej praktyce psychologicznej. Ostatnio udzielałem porady pewnej parze kłócącej się o to, czy ich roczna córeczka powinna spać razem z nimi. Po kilku tygodniach powracających dyskusji Raymond – ojciec dziecka – zażądał, aby spało ono w swoim łóżeczku i odmówił dalszych rozmów na ten temat. Jego żona Felicia poczuła się głęboko zraniona, gdyż chciała mieć w nocy dziecko przy sobie i oskarżyła go o agresję.

– Chwileczkę! – wykrzyknął Raymond. – Miesiącami zarywałem noce i rozpaczałem, że moje dziecko płacze. Teraz, kiedy wreszcie zajęliśmy nieugięte stanowisko, mała śpi spokojniej i wszyscy są zadowoleni. Moje prośby, aby rozwiązać tę sytuację, przypominały rzucanie grochem o ścianę. Chyba to ja mogę się czuć jak ofiara agresji!

Które z nich miało rację? Zależy od perspektywy, jaką obierzemy. Zakładając w rozmowie z drugą osobą, że nasz punkt widzenia jest jedynym słusznym, z pewnością napotkamy problemy. Z jednej strony Raymond zdaje się być agresywny w stosunku do Felicii; z drugiej jednak zachowuje się wobec swojej córki w sposób troskliwy i opiekuńczy. Prawda jest w tym wypadku względna dla każdej ze stron.

Zarówno współczesna nauka, jak i Jezus zauważali związek między wiedzą a pokorą. Współczesna nauka twierdzi, że zrozumienie jest dla obserwatora rzeczą względną. Jezus zaś mówił, że ten, kto się uniża, jest największy. W jego naukach sprzed dwóch tysięcy lat można znaleźć przestrogę, abyśmy nigdy nie zakładali, że mamy w swoim związku ostatnie i decydujące zdanie. Być może nawet Jezus na płaszczyźnie duchowej sformułował to, co wieki później współczesna nauka: że nasz punkt widzenia wpływa na zrozumienie otaczającej nas rzeczywistości. Z tego właśnie powodu prawdziwa wiedza oznacza pokorę.

MYŚL DO ZAPAMIĘTANIA:

Mędrzec jest pokorny w swej wiedzy.

9. Prawda nie jest względna

Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie.

Mt 5, 37

Pani Parker zadzwoniła do mnie bardzo zdenerwowana. Jej syn, Nathan, został wyrzucony ze szkoły i aresztowany za jazdę po pijanemu. Bała się, że życie wymyka mu się spod kontroli. Po kilkuminutowej rozmowie zaprosiłem całą rodzinę na terapię.

Państwo Parkerowie oczekiwali od Nathana tylko jednego: „Chcemy, abyś był szczęśliwy”. Sądzili, że niczego mu nie narzucając i zamiast tego przedstawiając różne możliwości, od dziecka uczą go obiektywnego myślenia. Na przykład gdy był w szkole podstawowej, zamiast wyznaczać mu stałe godziny kładzenia się do łóżka, mówili: „Nathan, wolisz położyć się spać później i być jutro przez cały dzień niewyspany, czy też wolisz położyć się teraz i być jutro wypoczęty?”. Jako dziecko Nathan często bywał niewyspany. Państwo Parkerowie nie chcieli być wobec niego autorytarni, lecz starali się wpoić mu, że wszystko jest względne, w zależności od dokonanego wyboru.

Nathan dorastał w przekonaniu, że jego rodzice nie wiedzą, jak należy postępować. Sądził, że właśnie dlatego wciąż pytają go o zdanie. Życie Nathana wymknęło się spod kontroli, ponieważ musiał się nauczyć je kontrolować, zanim był gotów do wzięcia na siebie takiej odpowiedzialności. Gdy ma się siedem lat i wierzy, że nikt nie kieruje twoim życiem, można dojść do wniosku, że nic nie ma znaczenia. Dla Nathana prawda była względna, zaś rzeczywistość zależała wyłącznie od niego.

Tymczasem w głębi duszy Nathan pragnął, aby rodzice wiedzieli wszystko. Oczekiwał, że wyznaczą mu pewne granice, zapewnią mu bezpieczeństwo i będą w jasny sposób odpowiadać na jego pytania. Zbyt wczesne zmuszanie dziecka do samodzielnego myślenia może mieć fatalne konsekwencje. Nathan potrzebował wiary, że prawda nie jest względna⁶, chociaż każdy z nas patrzy na nią z własnej perspektywy. Wychowując syna, państwo Parkerowie zapomnieli o tej zasadzie.

Wzajemne stosunki w rodzinie Parkerów nadal są dość napięte, ale jest coraz lepiej. Państwo Parkerowie przyznali, że tak naprawdę mają wobec Nathana nieco więcej oczekiwań, niż byli to w stanie wyrazić. Chcą, aby był szanowany, odpowiedzialny i miły dla otoczenia. Zawsze tego chcieli, ale wydawało im się, że narzucając mu swoje oczekiwania, jedynie go unieszczęśliwią. Tymczasem – o ironio – im jaśniej precyzowali swoje oczekiwania wobec niego, tym Nathan był szczęśliwszy. Poszanowanie punktu widzenia drugiego człowieka nie oznacza, że wszystko jest względne.

Wiara w to, że prawda jest względna i że nic nie ma znaczenia, jest dokładnym zaprzeczeniem nauk Jezusa. Wszystko ma znaczenie, musimy tylko obrać za punkt wyjścia swój stosunek do prawdy. Właśnie dlatego Jezus powiedział: „Ja jestem prawdą” (J 14, 6). Wiedział, że nie potrafimy pojąć w sposób obiektywny większości ważniejszych życiowych prawd – lecz że czujemy się z nimi związani. Nie przestajemy interpretować postrzeganych rzeczy, a to oznacza, że nigdy nie jesteśmy w pełni obiektywni.

Uznanie związku między pokorą a wiedzą nie oznacza, że każdy myśli tak samo, czy że wszystko jest względne. Ani Jezus, ani współczesna nauka nie są w tym sensie relatywni, ponieważ nauczają o istnieniu absolutnej prawdy, którą można poznać wyłącznie z własnej perspektywy.

Wiara w to, że prawda jest względna, sugeruje, że nie istnieje prawda obiektywna, a więc każdy może robić, co mu się żywnie podoba, ponieważ „wszystko i tak jest względne”. Współczesna nauka nie głosi tego. Prędkość światła jest prędkością światła. Jezus również z pewnością nie był relatywistą. Nauczał, aby nasze „Tak” było „Tak”, ponieważ chciał, abyśmy mieli silne przekonania. Rzeczywistość nie jest względna, a absoluty istnieją. Możemy je jednak poznać jedynie z własnej perspektywy.

MYŚL DO ZAPAMIĘTANIA:

Wierz w prawdę z głębokim przekonaniem; podchodź do niej z pokorą.

10. Pokora nie jest tym samym co pasywność

Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi.

Mt 5, 39

Często mówimy o ludziach pasywnych, że są pokorni. W ten sposób możemy powiedzieć coś miłego na temat osób, które w głębi duszy uważamy za mało skuteczne w działaniu. Szczególnie w kulturze amerykańskiej rzadko podziwia się pokorę, ponieważ jest uważana za przeciwieństwo przebojowości utożsamianej z sukcesem.

W oczach Jezusa pokora była jednak czymś zupełnie innym. Mówił do swoich uczniów: „Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi” (J 13, 14). Jezus nie poniżył się w obecności swoich uczniów dlatego, że miał niską samoocenę. Usługiwał im, ponieważ dobrze wiedział, kim jest; miał wystarczająco duże poczucie własnej wartości, by przyjąć rolę sługi. Wiedział, że to nie wysoka pozycja czyni człowieka wielkim i że prawdziwie wielki człowiek zawsze będzie kimś ważnym dla innych.

Pokora wymaga pewności siebie. To świadomość tego, kim się jest i wola służenia innym, a nie usuwanie się w cień z powodu braku poczucia bezpieczeństwa. Prawdziwie pokorny jest człowiek, który nie umniejszając samego siebie, sprawia, że ktoś inny czuje się ważny.

Kiedy byłem dzieckiem, jedną z moich ulubionych zabaw była gra w domino z dziadkiem. Miał do niej bardzo poważny stosunek. Wychowywał się w małym miasteczku w stanie Arkansas, gdzie od umiejętności gry w domino zależała reputacja człowieka. Tam, skąd pochodził mój dziadek, ludzie traktowali domino z należytą powagą.

W miarę jak dziadek uczył mnie gry, zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, jak wielką niedogodnością jest niemożność obejrzenia kostek przeciwnika. Gdybym zagrał złą kostką, dziadek mógłby to wykorzystać przeciwko mnie i przegrałbym partię. W końcu, jak większość dziesięciolatków, uległem pokusie i postanowiłem rozwiązać problem po swojemu. Nachyliłem się nad stołem i zacząłem przewracać kostki dziadka, chcąc sprawdzić, jaki ruch powinienem wykonać.

W pierwszej chwili dziadek, oburzony moim postępowaniem, aż podniósł się z krzesła. Ciężko oddychał i gotów był wybuchnąć, ale w ostatniej chwili powstrzymał się. Usiadł równie szybko jak zerwał się z krzesła, a na jego twarzy z wolna pojawił się zagadkowy uśmiech. Mimo iż zauważyłem jego dziwne zachowanie, zrozumiałem je dopiero wiele lat później.

Chociaż nic w życiu nie przyszło mu łatwo, dziadek wiedział, że wygrana to nie wszystko. Dla niego celem życiowej gry nie było zdobycie jak największej liczby punktów, lecz szacunek przeciwnika. Zapamiętałem tamtą partyjkę domina, ponieważ stała się symbolem więzi łączącej mnie z dziadkiem. Nie zależało mu, by samemu dobrze wypaść; chciał, żebym się przy nim jak najlepiej czuł.

Tamtego dnia przewracanie kostek domina uszło mi na sucho nie dlatego, że dziadek był zbyt pasywny, by mnie powstrzymać. Słyszałem już od ojca zbyt wiele opowieści o sile fizycznej i potędze dziadka, żebym mógł kiedykolwiek w to uwierzyć. Chciał w ten sposób dać mi lekcję pokory. Pokora to kontrolowana siła. Wiele podobnych zdarzeń musiało zajść w moim życiu, zanim to zrozumiałem, ale dziadek nauczył mnie wówczas czegoś bardzo ważnego na temat pokory – dał mi jej wzór.

Pasywność to odmawianie zajęcia określonego stanowiska ze strachu. Pokora zaś to zajmowanie określonego stanowiska z miłości. To właśnie miał na myśli Jezus, mówiąc: „Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi”. Nie powiedział: „Jeżeli cię kto uderzy w policzek, odwróć się i odejdź”. Dokładnie poinstruował nas, że musimy zająć pewne stanowisko. Chciał nam przez to dać do zrozumienia, że miłość jest silniejsza od nienawiści. Gdy ludzie atakują cię z nienawiści, kochaj ich aż do śmierci. Jezus dał nam przykład takiego postępowania własnym życiem. Wolał życie krótsze, lecz pełne miłości i pokory od długiego, pasywnego i pełnego strachu.

MYŚL DO ZAPAMIĘTANIA:

Pokora to kontrolowana siła.

11. Dlaczego terapeuci muszą być pokorni

Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Mt 5, 3

Elaine była nieśmiałą kobietą, która zgłosiła się na terapię po serii nieudanych związków. W miarę upływu czasu coraz trudniej było nam punktualnie kończyć nasze spotkania. Pod koniec każdej sesji miałem wrażenie, że za chwilę wydarzy się coś bardzo ważnego, Elaine zaś wybuchała płaczem, co nie ułatwiało nam zakończenia spotkania.

Początkowo sądziłem, że 45-minutowe sesje po prostu są dla niej zbyt krótkie. Wydawało mi się, że Elaine to prawdziwy gejzer emocji, mogący lada moment wybuchnąć pod wpływem rozmowy. Jednak taka ocena sugerowałaby, że Elaine jest „zbyt uczuciowa”, aby można było zakończyć jej sesję na czas. Rzadko zaś oceniam ludzi jako „zbyt uczuciowych”, ponieważ zakładałoby to, iż ich uczucia są czymś godnym potępienia.

I nagle doznałem olśnienia. Moja wcześniejsza ocena świadczyła o tym, że kompletnie zapomniałem o swojej roli. Pod koniec każdego spotkania starałem się tak pokierować rozmową, by zmierzała ku końcowi. Nie chciałem podejmować poważniejszych tematów, wiedząc, że zostało nam już tylko kilka minut. Nie zdając sobie z tego sprawy, delikatnie ucinałem wypowiedzi Elaine. Wydawało mi się, że unikając podejmowania nowych tematów, na które i tak nie mieliśmy już czasu, pomagam mojej pacjentce. Tymczasem Elaine uważała, że ją odrzucam i nie chcę słuchać o jej uczuciach.

Nie mogłem jej wysłuchać z powodu braku czasu, ona zaś sądziła, że wcale nie chcę jej słuchać. To właśnie charakter ostatnich minut naszych spotkań był tak bolesny dla Elaine i dlatego płakała, a nie z powodu przepełniających ją uczuć. Kiedy oboje zdaliśmy sobie z tego sprawę, zakończenia naszych spotkań zaczęły przebiegać o wiele lepiej. Koniec rozmowy nadal był momentem bolesnym, nie był już jednak odczytywany jako odrzucenie. To nie Elaine potrzebowała uwagi i leczenia, lecz mój stosunek do niej.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: