-
Blog
- Recenzje
- |
- Wywiady
- |
- Wokół książek
- |
- Porady
„Dziewczynka z kieliszkami” – przeczytaj fragment książki Grażyny Wiśniewskiej
30 czerwca ma premierę książka „Dziewczynka z kieliszkami”. To fabularyzowana opowieść Grażyny – mamy gwiazdy muzyki Michała Wiśniewskiego. W związku z premierą mamy dla Was nie lada gratkę: fragment tej wyjątkowej książki, a także list Michała Wiśniewskiego do matki. Serdecznie zapraszamy do czytania!
FRAGMENT KSIĄŻKI „DZIEWCZYNKA Z KIELISZKAMI”
OPOWIEŚĆ GRAŻYNY
Michał… Ostatni raz widziałam go pięć lat wcześniej. Może sześć. Na myśl, że znowu go zobaczę, wzruszenie ścisnęło gardło. Zaczęłam przeciskać się między jego fanami. Nad głową słyszałam histeryczne wołania: „Michał! Michał!”. To ja powinnam go tak wołać, przemknęło mi przez myśl. W końcu dotarłam do barierki. Wydawało mi się, że widzę go, szedł z kimś w stronę budynku.
– Michał! – zawołałam, ale tłum mnie zagłuszył.
Wiedziałam, że za chwilę zniknie mi z oczu, że nie zobaczę go przez kilka kolejnych lat. Dosłownie coś we mnie zawyło. Rozejrzałam się i po lewej stronie zobaczyłam wjeżdżający przez bramę samochód. Usiłowałam przedrzeć się znowu przez tłum. Podbiegłam do auta, które stało już za bramą. Jeden z ochroniarzy właśnie ją zamykał. Przecisnęłam się w ostatniej chwili i ruszyłam biegiem w stronę Michała. Wiedziałam, że muszę go zobaczyć, dotknąć, powiedzieć mu, że… jestem.
Nagłe szarpnięcie zatrzymało mnie w miejscu. Ktoś boleśnie ścisnął mnie za ramię. Aż mi dech odebrało.
– Co jest?! – jęknęłam.
– To ja pytam, co pani robi!
– Niech pan mnie puści! To boli! – krzyknęłam, próbując się wyrwać drabowi.
Ochroniarz spojrzał na mnie zaskoczony. Pewnie spodziewał się zaaferowanej nastolatki, tymczasem miał przed sobą starszą kobietę. Rozluźnił uścisk, ale nadal blokował mi drogę.
– Ja muszę… On… – Wskazałam ręką przed siebie. – Tam jest mój syn!
– Gdzie? Jaki syn? – Facet rozejrzał się zdziwiony. – Zgubiła pani dziecko?
Czy zgubiłam dziecko? Tak! Tak, właśnie tak, zgubiłam go – myślałam rozpaczliwie. Wiedziałam, że zaraz stracę jedyną szansę, żeby się z nim zobaczyć. Próbowałam się uspokoić. Bez skutku.
– Jestem matką Michała!
Ochroniarz patrzył na mnie jak na wariatkę.
– Michał to mój syn. Michał Wiśniewski. Jestem jego matką – powtórzyłam. – Niech… Niech pan mu powie, że ja tu jestem, proszę pana, proszę mu to powiedzieć!
Widziałam, że bił się z myślami. Gdyby miał przed sobą rozhisteryzowaną małolatę, wiedziałby, co robić, ale widok starej, zniszczonej baby po prostu zbił go z tropu. Mimo że zrobiłam się, jak to mówią, na bóstwo, i tak wiedziałam, że nie wyglądam na matkę gwiazdora.
– Proszę… Ze wszystkich sił proszę… – błagałam.
– Niech pani zaczeka – rzucił. – Tutaj! – Wskazał na miejsce pod drzewem.
Michał właśnie wchodził do budynku. Ochroniarz poszedł za nim i zniknął w środku. Nie było go kilka chwil, które dla mnie ciągnęły się jak godziny. Tysiące myśli przelatywały mi przez głowę. W końcu ta jedna wybiła się na pierwszy plan – uświadomiłam sobie, że to nie ma sensu, że przyszłam tu na próżno. On nie będzie chciał mnie widzieć. Bo niby dlaczego? Jeszcze chwilę patrzyłam na drzwi, które zamknęły się za ochroniarzem, a potem odwróciłam się i ruszyłam w stronę bramy.
– Proszę pani! – usłyszałam wołanie.
Ochroniarz zmierzał w moją stronę.
– Pani poczeka…
Za jego plecami szedł Michał. Wtedy jeszcze nosił ciemne włosy. Zamurowało mnie, a serce na chwilę stanęło w miejscu. Mój syn. Moje dziecko… Patrzył na mnie zaskoczony, ale jakby bez emocji.
– Mama?
Chciałam podejść i uściskać go, ale on stanął w odległości kilku kroków ode mnie.
– Ja…
Nie odzywał się. Czekał, co powiem. Tymczasem nagle zamilkłam, jak jakaś niedojda. Wcześniej miałam poukładane w głowie tyle słów, tyle chciałam mu powiedzieć. A tu nagle pustka. Bo co właściwie mogłam powiedzieć? Nawet nie wiedziałam, co o mnie myśli. Nie widział mnie kilka lat. Skąd mógł wiedzieć, że go szukałam. Mógł sądzić, że się nim w ogóle nie interesowałam. Może byłam dla niego już kimś obcym. Nie miałam prawa mieć o to żalu…
– Chłopcy powiedzieli, że tu będziesz. Że gracie koncert. – Próbowałam się uśmiechnąć. – Nie wiedziałam, że śpiewasz. Dopiero niedawno… Bardzo ładnie, wiesz?
Ochroniarz coś szepnął, Michał spojrzał na zegarek. A ja wiedziałam, że to oznacza koniec spotkania, że pewnie już go więcej nie zobaczę.
– Kuba i Jarek są tutaj – rzuciłam rozpaczliwie. – Marzą o tym, żeby się z tobą spotkać. Może zechciałbyś…?
Spojrzał za moje plecy, jakby spodziewał się ujrzeć tam braci. Znów zerknął na zegarek.
– Teraz nie mogę.
– Wiem – wydukałam. – Przepraszam…
Skierował się w stronę domu. Zacisnęłam mocno usta, żeby się nie rozpłakać na miejscu. Nagle się odwrócił.
– Po koncercie – powiedział. – Przyjdźcie tu pod bramę, wpuszczą was.
Ochroniarz potwierdził skinieniem. Nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej. Kiwnęłam energicznie głową kilkakrotnie, żeby Michał wiedział, że go usłyszałam, żeby miał pewność, że będziemy na niego czekać. Odwrócił się i poszedł. A ja stałam jak wryta, na wpół szczęśliwa, że mam dobrą wiadomość dla chłopców, na wpół zrozpaczona, że moje dziecko, mój Misio patrzył na mnie wzrokiem obcego człowieka. To było spotkanie jak przez więzienną szybę. I to nie on był uwięziony, ale ja.
Koncert był fantastyczny! Dopiero następnego dnia dotarły do mnie wszystkie emocje. Mój syn jest gwiazdą! Cudownie śpiewał, wspaniale prezentował się na scenie. I ten tłum ludzi, którzy śpiewali razem z nim. Jak to szło? „A wszystko to, bo ciebie kocham…”. Co za wspaniała piosenka, chyba nie słyszałam w życiu nic lepszego! Długo skandowali jego imię! Byłam taka dumna – mój syn… udało się, mojemu synkowi! Cieszyłam się widokiem Michała na scenie, każdą chwilą i każdą sekundą tego koncertu, ale w myślach chciałam, żeby się już skończył. Chciałam znowu znaleźć się blisko syna i powiedzieć mu, co czuję. Opowiedzieć, jak bardzo tęskniłam i rozpaczałam, że go nie ma, że nawet nie wiem, gdzie jest, co robi, jak się czuje, czy jest choć trochę szczęśliwy.
***
Po koncercie, zgodnie z umową, czekałam z synami przy bramie. Robiło się coraz puściej, coraz chłodniej, przytupywaliśmy z nogi na nogę. W końcu Kuba nie wytrzymał, zaklął pod nosem.
– Chodź, mamo! – powiedział zrezygnowany. – Może Michał powiedział tylko tak, na odczepnego.
– Poczekaj. Nie denerwuj się – pocieszałam go. I samą siebie. – Zaraz się czegoś dowiem. To niemożliwe, żeby Michał tak zrobił. Po prostu niemożliwe.
Podeszłam do innego ochroniarza, wyjaśniłam, kim jestem, że miałam tu czekać. Ochroniarz gdzieś zniknął i za chwilę wrócił. Dał znać ręką, żeby iść za nim. Okazało się, że Michał czekał w innym miejscu, przy samochodzie. Zaprosił nas do środka, mieliśmy dokądś pojechać. Pierwszy raz zobaczyłam wtedy Magdę Femme. Od razu jej podpadłam, bo okazało się, że nie starczyło dla niej miejsca i musiała pojechać innym autem. Nie ukrywała swojego niezadowolenia.
Trafiliśmy do jakiegoś klubu, usiedliśmy w loży, dostaliśmy coś do picia. Widziałam, że wszyscy patrzyli w naszą stronę. Myślałam, że będę mogła porozmawiać z Michałem sam na sam. Ale może dobrze, że stało się inaczej.
Kuba i Jarek wpatrywali się w brata jak w bóstwo. Michał próbował rozluźnić atmosferę.
– Chłopaki, co u was? – dopytywał. – Opowiadajcie…
W parę minut trudno nadrobić kilka lat. Rozmowa się nie kleiła. Chłopcy z jednej strony nie mieli się czym chwalić, z drugiej – co chwilę ktoś nam przeszkadzał. Ludzie podchodzili, witali się z Michałem, prosili o autograf albo o wspólne zdjęcie. Chłopcy siedzieli razem, przy jednym stoliku, ja odsunęłam się trochę na bok, nie chciałam im przeszkadzać. Czułam, że Michał może być skrępowany przy mnie, że nawet może nie chcieć ze mną rozmawiać. A jednak miałam nadzieję, że tak nie jest… I że w końcu będzie nam dane zamienić chociaż kilka słów.
Po chwili dotarła też Magda. Michał mi ją oficjalnie przedstawił.
– To jest moja żona. A to moja matka.
– Wiśniewska – powiedziała, uśmiechając się lekko.
Podała mi rękę, patrząc na mnie taksująco. Czy tak wyobrażała sobie matkę swojego męża? A może w ogóle o tym nie myślała, bo Michał nigdy jej o mnie nie mówił?
– Wiśniewska – odpowiedziałam odruchowo.
Chyba zabrzmiało to zabawnie, bo wszyscy się roześmiali, a ja odetchnęłam z ulgą, widząc, że atmosfera się rozluźniła, że zaczyna być normalnie. Z przyjemnością przysłuchiwałam się rozmowie braci. Już nie zastanawiałam się nad tym, co pomyślała o mnie Magda i czy Michał kiedykolwiek wspomniał jej o mnie. Spokojnie czekałam na swoją kolej. Nie śpieszyłam się. Myślałam jedynie, że oto nadszedł wreszcie tak długo wyczekiwany moment, kiedy odzyskam swoje pierworodne dziecko. Jakże byłam naiwna…
W końcu Michał przeprosił braci, tłumacząc się innymi obowiązkami tego wieczora. Spotkanie z rodziną było dla niego niespodzianką, nie miał tego w planach. Wstaliśmy. Pożegnał się z braćmi, podszedł do mnie i spojrzawszy uważnie w oczy, powiedział:
– A na nas nie przyszedł jeszcze czas. Jeszcze nie teraz.
Zdusiłam w sobie łzy i pokiwałam tylko głową. Nie dałam po sobie poznać, jak bardzo mnie to zabolało. Musiałam być silna, nie mogłam się rozkleić.
LIST MICHAŁA DO MAMY
Kochana Mamo!
Tak, nie Grażynko, tylko Mamo – bo tego słowa musiałem się nauczyć od nowa.
Mija właśnie 18 lat, od kiedy pierwszy raz obejrzałem film Sylwestra Latkowskiego Gwiazdor, w którym tak naprawdę zobaczyłem, z jakim problemem walczysz. To również 17. rocznica Twojej abstynencji. To był początek naszych nowych relacji.
Przeczytałem tę opowieść z olbrzymią uwagą, tym bardziej iż mimo naszych licznych rozmów o wielu rzeczach dowiedziałem się po raz pierwszy. Miałem nadzieję, że znajdę odpowiedzi na wiele pytań – i tak się stało. Wiele jednak wciąż pozostaje bez odpowiedzi. Usłyszałem od Ciebie, że o tym, czego nie opowiedziałaś, dowiem się dopiero z pożegnalnego listu do mnie.
Podsumowanie swojego życia to chyba jedno z najtrudniejszych zadań i najbardziej intymne, jakiego można się podjąć. Oczyszczenie głowy przychodzi z trudem nawet najodważniejszym, bo wiąże się z ujawnieniem wielu najbardziej skrywanych tajemnic duszy. Tobie się to udało. W 99 procentach, bo wiem, że został ten jeden brakujący procent i będę na niego czekał.
Cały nasz pobyt na tym ziemskim padole, a jednocześnie – o czym jestem przekonany jak Günter Grass – na jednym z najpiękniejszych światów składa się z ratowania siebie i sklejania rodziny. I choć wydawałoby się, że była to misja skazana na niepowodzenie, to jednak udało nam się wspólnie odnaleźć, bo dziś wiem, że jesteś nie tylko moją mamą, która dała mi życie, ale – co chyba najważniejsze – również moim przyjacielem, a to nie zawsze idzie w parze.
Myślę, że mogę mówić w imieniu swoim i swoich braci, i swoich i ich dzieci – kochamy Cię. Każdy za coś innego, bo żyjemy każdy w innym świecie, ale odnaleźliśmy się i choć daleko nam do książkowego wzorca i choć to budowanie normalności zapewne potrwa do końca naszego życia, to będziemy dla siebie wsparciem, którego może pozazdrościć nam niejedna „wzorcowa” rodzina.
Dziękuję, Mamo, za wyjątkową szczerość, bo choć zapomnieć się nie da, to już dawno wszystko zostało wybaczone. Mam nadzieję, że z wzajemnością, bo życie Cię nie rozpieszczało. Ale takie jest życie.
Twój ukochany syn
Michał
PS Każdy z nas dostawał cięgi, „na bogato” i zawsze. Nigdy od Was. Jarek zawsze wspomina, że za każdym razem zasłaniałaś go swoim ciałem… choć nie było Cię stać na czarne okulary. Tak robi tylko matka przez duże „M”. Ale to już inna książka…
Zainteresował Cię ten tekst? Chcesz podyskutować z innymi czytelnikami? Zaloguj się na swoje konto na Facebooku, komentuj i czytaj komentarze innych!
-
Fascynujące biografie