Facebook - konwersja

"Lubię wbijać kij w mrowisko, a przede wszystkim staram się pokazać, że nic nie jest czarno-białe" - wywiad z Joanną Jax

Blog - baner - "Lubię wbijać kij w mrowisko, a przede wszystkim staram się pokazać, że nic nie jest czarno-białe" - wywiad z Joanną Jax

Każdą kolejną powieścią Joanna Jax udowadnia, że Polacy uwielbiają powieści historyczne. W wywiadzie dla Virtualo.pl zdradza, jakie emocje czekają czytelników podczas czytania "Smaku wolności", dlaczego w swoich powieściach pokazuje ciemną stronę Warszawy i skąd czerpie wiedzę o historii międzywojennej Europy. Zapraszamy!

Smak wolności

14 kwietnia premiera najnowszej powieści Joanny Jax. 

Po zakończonej wojnie polsko-bolszewickiej rodzeństwo Niemojskich oraz Piotr Kondratowicz powracają do Warszawy. Gustaw kontynuuje studia medyczne, Fryderyk czeka z niecierpliwością na unieważnienie ślubu Izabeli, a Wiktoria przygotowuje się do ślubu z Piotrem.

Tymczasem nad prawie całą rodziną zbierają się czarne chmury. Jakie zawiłości losu czekają na rodzinę Niemojskich w zmieniającej się Polsce i Europie? Z jakimi wyzwaniami przyjdzie im się zmierzyć? Czy miłość i siła rodzinnych więzów zwyciężą?

 

Jaki jest ten „Smak wolności” odzyskanej?

Słodko-gorzki. Często z nostalgią wspominamy okres II Rzeczpospolitej, ale nie pamiętamy, jak ciężko było nam się dźwignąć po Wielkiej Wojnie i czasach zaborów. Panowała bieda, bezrobocie i przez jakiś czas szalała inflacja. Chciałam pokazać tę ciemniejszą stronę życia w II Rzeczpospolitej, odmitologizować nieco ten okres, bo wielu z nas uważa, że byliśmy krainą mlekiem i miodem płynącą. Nie, jeśli coś buduje się praktycznie od podstaw, na początku bywa bardzo ciężko.

Wprowadza Pani nowego bohatera, którego pojawienie się przepowiada Wiktorii Niemojskiej słynna warszawska wróżka. Czy i na ile wpłynie on na losy głównych postaci – możemy coś zdradzić?

Wolałabym nie zdradzać szczegółów, bo moi czytelnicy bardzo nie lubią spojlerów. Jedno mogę powiedzieć: ta postać bardzo namiesza w życiu dwójki bohaterów tej opowieści.

W „Drugim brzegu” śledziliśmy z wypiekami na twarzy wielką, zakazaną miłość Wiktorii i Piotra. Potem wreszcie będą żyli długo i szczęśliwie?

Kolejny raz musiałabym zdradzić zakończenie, a to trochę tak, jakby autor piszący kryminał powiedział czytelnikom, kto zabił. W każdym razie łatwo nie będzie, bo piętno przeszłości Piotra nieraz da o sobie znać, zwłaszcza że nie tak prosto zmienić przekonania i wartości.

„Smak wolności” eksploduje wręcz uczuciami, nie zawsze szczerymi. Mamy bardzo różne ich odcienie – ulegają im Gucio, Fryderyk – niejednokrotnie, a nawet Wiktoria i Piotr – bardzo między nimi… iskrzy, prawda?

Lubię wbijać kij w mrowisko, a przede wszystkim staram się pokazać, że nic nie jest czarno-białe. Mamy tendencję do oceniania innych, wystawiania cenzurek, posługiwania się stereotypami. To ludzkie, chociaż nie zawsze właściwe. Czasami nic nie jest takie, jak nam się wydaje. Często także słyszymy, gdy ktoś twierdzi: „Ja bym nigdy tego nie zrobił czy nie zrobiła”. I nagle życie stawia nas w sytuacji, kiedy przestajemy być tacy pewni swoich opinii. Każdy człowiek ma swoją historię i czasami nie ma ona nic wspólnego ani z pochodzeniem, ani też wyznaniem czy poglądami politycznymi. Każdy z nas jest inny i każdy ma swojego trupa w szafie.

Mam wrażenie, że każdy z bohaterów powieści przechodzi w drugiej jej części radykalną metamorfozę. Czy to signum temporis, znak czasów, będący efektem doświadczeń wojennych tak potwornych, że potem już nic nie mogło już być takie samo?

Myślę, że nie tylko czasów, ale także upływających lat w życiu samych bohaterów. Dorastają, zmieniają się, nabierają doświadczeń. Nikt z nas chyba nie powie, że jest taki sam jak dwadzieścia lat wcześniej. Natomiast trudne przeżycia zawsze zostawiają w człowieku ślad. Nawet jeśli jemu samemu się wydaje, że jest inaczej. Kiedyś, bardzo dawno temu, dotkliwie pogryzł mnie pies. Do tej pory boję się każdego obcego psiaka, który sięga mi powyżej kostki, i omijam go szerokim łukiem. To odruch.

Drugi brzegPrzyznam szczerze, że najbardziej zaskakują mnie zwroty akcji dotyczące Gucia – w pierwszej stronie beztroskiego bawidamka-birbanta, i Fryderyka, wcześniej młodzieńca o silnym kręgosłupie moralnym. Co z nimi dalej będzie?

Gucio zmienił się, bo zabrakło Fryderyka i uznał pewnego dnia, że to on musi przejąć rolę tego „kręgosłupa”. Jeśli chodzi o Fryderyka, jego dalsze losy oparte są na historii człowieka, który istniał naprawdę, więc musiał się nieco zmienić. Chodzi o motywy z życia majora Jerzego Sosnowskiego, jednego z asów przedwojennego wywiadu. Był to człowiek, który bardzo zirytował samego Hitlera. To właśnie z jego powodu kanclerz III Rzeszy nakazał zmienić prawodawstwo dotyczące przekazywania poufnych informacji. Niestety, w kraju nad Wisłą nie każdy potrafił docenić spektakularne sukcesy majora.

Współczesna mozaikowość Warszawy sprawia, że tęsknimy za stolicą sprzed wojny, Paryżem północy – tymczasem Pani bardziej skupia się na ciemnych stronach miasta i jego problemach: biedzie, prostytucji, światku przestępczym. Dlaczego?

Lubię pisać o czymś, o czym nie piszą inni. Warszawa miała swoje ciemne strony. Były miejsca, w których ludzie się bawili i tańczyli, i takie, gdzie ludzie płakali nad swoim losem. Minęło trochę czasu, zanim Polska zaczęła się rozwijać. Wielu ludzi borykało się z nędzą i myślę, że warto im również poświęcić trochę miejsca w literaturze. Oni są częścią naszej historii. 

Wiele miejsca poświęca Pani Gdyni. Te pierwsze lata realizacji najważniejszej inwestycji II Rzeczpospolitej przedstawiasz jako dalekie od ideału… 

Takie były fakty. Początki tej inwestycji nie należały do łatwych. Logistycznie to było ogromne przedsięwzięcie. Nawet dzisiaj, przy obecnej technice, mielibyśmy problem, aby stworzyć tętniące życiem miasto pośrodku… niczego. Jednak potem szło coraz lepiej i nawet po tylu latach ta inwestycja budzi szacunek. A zaczynaliśmy od zera.

Równie interesujące jest pokazanie tego, co dzieje się  zwłaszcza za zachodnią granicą – rosnący w siłę nacjonalizm i zbrojenie się Niemiec za przyzwoleniem aliantów. Drugi tom kończy się dojściem Hitlera do władzy i jego roszczeniami wobec Gdańska. Cytując Piłsudskiego, Zachód jest „parszywieńki”, a Wschód?

Wschód był naszym naturalnym wrogiem. Pogodziliśmy się z nimi jedynie na papierze, żeby dopiec Zachodowi, ale nigdy im nie ufaliśmy. Pod tym względem Józef Piłsudski był naprawdę niezłym graczem. Nie lekceważył ani Niemców, ani Rosjan. Po jego śmierci straciliśmy czujność i wszystkim daliśmy się ograć.

Bardzo swobodnie porusza się Pani w historii Polski, ale też Europy lat 20. i 30. ubiegłego stulecia. Po opisach miast i obyczajów widać, jak rzetelnie je Pani studiowała. Skąd u Pani ta pasja? I czy czekają nas kolejne opowieści z tamtych czasów, niekoniecznie z Niemojskimi w roli głównej?

W którymś z wywiadów powiedziałam, że to nie ja wybrałam historię, ale to historia wybrała mnie. Wymyśliłam opowieść i kiedy zaczęłam ją pisać, dopiero spostrzegłam, jak niewiele wiem. Zaczęłam więc studiować książki dokumentalne i biografie i wsiąkłam. Na razie piszę cykl, którego akcja rozgrywa się w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku, jeśli zaś chodzi o międzywojnie, jesienią zeszłego roku pojawiła się trylogia „Córka fałszerza” o schyłku Republiki Weimarskiej i początkach III Rzeszy. Może dlatego dość dobrze znałam realia Berlina tamtych czasów. A co będzie potem? Czas pokaże, w każdym razie mam kilka pomysłów i nawet już zbieram materiały, chociaż to dopiero perspektywa przyszłego roku. I pewnie nieraz „zahaczę” o okres międzywojenny.

 

Rozmawiała: Anna Kłossowska
Fotografia autorki: Dorota Duda

Kategorie: