-
Blog
- Recenzje
- |
- Wywiady
- |
- Wokół książek
- |
- Porady
Marta Kisiel o małym zielonym dziabongo, czytelniczej niewierności i przyrastaniu do klawiatury
Namiętnie czyta fantastykę. Jest zakochana w twórczości Juliusza Słowackiego. Poczucia humoru zdecydowanie jej nie brakuje; talentu również, co potwierdza m. in. nominacja do Literackiej Nagrody Fandomu Polskiego im. A. Zajdla. Zachęcamy do przeczytania wywiadu z Martą Kisiel - autorką „Nomen Omen” i „Dożywocia”.
Czytam legalnie, ponieważ...?
Czytam legalnie, ponieważ wiem, że dzięki temu moi ulubieni autorzy będą mogli więcej pisać i więcej wydawać, a ja będę miała co czytać.
Czy Pani ebooki można pobrać w sieci z nielegalnych źródeł? Jakie ma Pani podejście do tej sytuacji?
O tym, że moje książki można pobrać z nielegalnych źródeł, dowiaduję się co rusz od samych czytelników. Po części rozumiem, co kieruje użytkownikami takich źródeł, dlatego z jednej strony nie potępiam ich w czambuł, z drugiej zaś chętnie zamieszczam na fanpage’u informacje o promocjach na moje powieści. Ale mało kto zdaje sobie sprawę, że ściągając z sieci książkę czy książki swojego ulubionego autora, w rezultacie wyświadcza mu niedźwiedzią przysługę. Tymczasem mechanizm jest boleśnie prosty. Z każdym pobranym z nielegalnych źródeł plikiem oficjalna sprzedaż danego tytułu spada — a wraz z nią szanse, że następna książka tego autora w ogóle się ukaże. A to uderza w niego o wiele bardziej niż wieczny przeciąg na koncie.
Co Pani zdaniem jest przyczyną udostępniania i pobierania przez czytelników nielegalnych ebooków?
Jednego nie stać na legalny zakup, zwłaszcza gdy ebook kosztuje tyle samo co wersja papierowa lub niewiele mniej. Drugi czuje się usprawiedliwiony, bo nie widzi żadnej różnicy między ebookiem ściągniętym z sieci a egzemplarzem pożyczonym z półki znajomego albo z biblioteki. A trzeci z zasady nie chce płacić za coś, co może bez większego trudu pozyskać za darmo, bo nie i już. Zdarza się też i tak, że poszukiwana książka stała się niedostępna w oficjalnym obiegu. Ilu czytelników, tyle przyczyn.
Czy Pani zdaniem jest jakieś skuteczne rozwiązanie?
Osobiście przy zakupach książkowych kieruję się na równi sercem i portfelem, który ma, niestety, ograniczoną wytrzymałość i nie każdy cios zniesie. Dlatego wierzę przede wszystkim w cenę przyjazną czytelnikowi, której — zamiast straszenia kolejnymi prawami czy zabezpieczeniami — towarzyszy uświadamianie, że autor kupowany to autor wydawany. Nie na odwrót.
Czy czyta Pani e-booki?
Ebooki czytam, kupuję i gromadzę z takim samym zapamiętaniem co książki drukowane — i tak samo wiecznie mi ich mało. Od kilku lat korzystam z czytnika Kindle, ale w domu jest też PocketBook, więc obydwa podstawowe formaty, mobi i epub, pozostają w moim zasięgu.
Czy i jakie widzi Pani przewagi ebooka nad książką drukowaną?
Czytnik pełen ebooków to dla mnie przenośny raj mola książkowego, na dodatek miły memu kręgosłupowi, który wciąż nie może mi zapomnieć tych pięciu lat polonistyki i niekończących się wędrówek od biblioteki do biblioteki. A w razie nagłego ataku promocji na interesujący mnie tytuł mogę w ciągu 5 minut, o każdej porze dnia i nocy, kupić ebooka i zabrać się do czytania. Książki drukowane mają, oczywiście, wiele innych zalet, ale co tu kryć — tysiącstronicowe cegły, choćby najpiękniej wydane, o wiele wygodniej czyta się w wersji elektronicznej, a nawet najszybszy kurier nie wygra z łączem internetowym, kiedy człowieka przyszpili gwałtowna potrzeba lektury.
Jakie ma Pani zdanie na temat 23% VATu na ebooki?
Zazwyczaj istotą książki jest nie jej forma, lecz treść, a ta nie zmienia się cudownym sposobem wraz z rodzajem nośnika, nie skraca ani nie rozrasta. Nie przepoczwarza się wskutek digitalizacji w usługę czy małe zielone dziabongo. Treść zawsze pozostaje treścią, książka książką, a zatem i VAT powinien pozostać taki sam.
Skąd czerpie Pani inspiracje do swoich książek?
Ze wszystkiego, co się napatoczy. Z natury jestem introwertyczką, dlatego wolę obserwować świat i ludzi wokół mnie, patrzeć i słuchać, niż wchodzić w bezpośrednią interakcję. Chłonę absurdy codzienności, powiedzonka, gesty, maniery — całe mnóstwo drobiazgów, żeby je potem przetrawić i przerobić po swojemu na fikcję. Czasem robię to podświadomie, a czasem wciągam tę rzeczywistość, mało się przy tym nie zachłysnę. Drugie źródło inspiracji stanowią dla mnie teksty kultury. Myślę skojarzeniami, cytatami, motywami, co jest chyba częstą przypadłością polonistów, ale nie tylko stricte literackimi, dlatego w moich opowiadaniach i powieściach Mickiewicz miesza się z Sienkiewiczem, World of Warcraft, mitologią nordycką i Allo! Allo! Oraz, rzecz jasna, z wytworami własnymi mojej nadpobudliwej wyobraźni.
Jakie książki czyta/poleca Marta Kisiel?
Jestem czytelnikiem niewiernym i nienasyconym, stąd spory rozstrzał lekturowy. Ze swych ostatnich odkryć gorąco polecam "Terror" Dana Simmonsa — to tak a propos fizycznych zmagań z cegłami; nieco lżejszych gabarytowo, lecz nie treściowo "Przeklętych" Joyce Carol Oates; "Lustrzany świat Melody Black" Gavina Extence’a, mistrza powieści niepozornych, lecz ważnych, którego z powieści na powieść cenię sobie coraz bardziej; klimatyczną "Tajemnicę nawiedzonego lasu" Anny Kańtoch oraz niełatwych "Wybrańców" Steve’a Sem-Sandberga. Na podręcznym stosiku lektur do skonsumowania na swoją kolej czeka między innymi Timothy Snyder ze "Skrwawionymi ziemiami", "Oblężona społeczność" Abrahama Aschera oraz "Baśnie braci Grimm" w opracowaniu Philipa Pullmana. W międzyczasie odświeżam też, chcąc nie chcąc, klasykę literatury dziecięcej — czytam teraz córce "Opowieści z Narnii" na przemian z "Porwaniem Baltazara Gąbki". A potem moi czytelnicy zachodzą w głowę, skąd u mnie to pomieszanie z poplątaniem…
Jak wygląda u Pani proces tworzenia książki — czy jest to kwestia "weny", "natchnienia", "impulsu" — np. podczas codziennych czynności nagle przychodzi Pani jakiś pomysł do głowy, który koniecznie musi Pani zapisać, czy raczej jest to kwestia codziennej pracy w ustalonych godzinach, podczas której siada Pani przy biurku i pisze to, co wcześniej sobie zaplanowała?
Samo wymyślanie książki przypomina trochę układanie puzzli bez zerkania na pudełko. Zaczyna się od wyławiania na chybił trafił pojedynczych elementów, czyli krótkich przebłysków, impulsów, olśnień, które skrzętnie gromadzę, jeszcze bez wyraźnie określonego celu. Kiedy pomału zaczynają się składać w pomniejsze całości — wątki, postacie, fragmenty scen czy dialogów — metodą prób i błędów sprawdzam, czym można je połączyć, co do czego pasuje, a co lepiej chwilowo odsunąć na bok. Później pozostaje tylko wypełnić luki, domknąć ramkę i obrazek, czyli konspekt książki, jest gotowy. Niestety, trzeba go jeszcze zrealizować… Wtedy już nie ma zmiłuj — natchnienie, rzecz jasna, bardzo się przydaje, ale nic nie robi tak dobrze na przyrost tekstu jak przywarcie autora do klawiatury.
***
Ebooki autorki dostępne w wersji mobi i epub - sprawdź.
Zainteresował Cię ten tekst? Chcesz podyskutować z innymi czytelnikami? Zaloguj się na swoje konto na Facebooku, komentuj i czytaj komentarze innych!